Tom 5 (bunko)
Nasza seria No.6 nareszcie dotarła do piątego tomu. Pamiętam
jeszcze, jak narzekałam w Tomie 1, jak bardzo wstydziłam się, że zamieniłam
posłowie w wymówki i mówiłam: „Nie chcę ich już więcej pisać!”. Ale po
przemyśleniu tego spokojnie po raz kolejny, zrozumiałam, że to nie posłowi nie lubiłam; chodziło o mnie – moje usprawiedliwienia,
wymówki za to i za tamto – tego nie znosiłam. Więc właściwie wyżywałam się po
prostu na posłowiu. Muszę przyznać, że nadal nie docieram do korzeni problemu.
Denerwuje mnie to, okropnie.
Ostatnio naprawdę myślę, że ludzie tacy jak ja – uzdolnienie w sztuce chranienia samych siebie, tchórzliwi, a jednocześnie ambitni – nie powinni pisać historii takich jak No.6. Mogłam już gdzieś o tym wspomnieć, ale dla mnie praca nad No.6 była czymś odrobinkę osobliwym. Dla mnie rdzeń prac zawsze stanowili ludzie. Chciałam pisać i dowiadywać się nowych rzeczy o niczym innym, jak tylko o ludziach. Jedyną rzeczą, jaką miałam i jaka umożliwiała mi zrozumienie ich było właśnie pisanie. Chciałam poznać te dziewczęta, tych chłopców, tych mężczyzn i kobiety. Chciałam dowiedzieć się, jakimi byli ludźmi. Dawało mi to energię, rozniecało chęć pisania i stało się powodem, dla którego nie przerwałam.
Jednak zanim zaczęłam z opowieścią o No.6, próbowałam
zrozumieć otaczający świat. Miałam nadzieję napisać historię, która pomogłaby
mi zmierzyć się ze światem, w którym żyłam. Stało się to moim pierwszym
doświadczeniem. Dlatego na początku nie
interesowały mnie zbytnio prawdziwe osobowości Shiona czy Nezumiego – to, co
myśleli, co kochali, za czym tęsknili, żyjąc własnymi życiami. Święte Miasto
było protagonistą tej historii, a chłopcy tylko bohaterami drugoplanowymi. Jednak nie minęło dużo czasu, zanim te
aroganckie myśli zostały rozbite na kawałki. Oczywiście, nie można było
stworzyć świat, w którym zaniedbałoby się ludzi. W końcu zawsze byli z nim
jakoś połączeni. Ludzie sami w sobie stanowili świat. Świat był tworzony przez
ludzi; stworzyli go hojnym, pokazali mu korupcję, zniszczyli go i przywrócili
do życia.
Zanim to zrozumiałam, desperacko śledziłam Shiona i
Nezumiego, oczarowana światem, który wykreowali. Zmianami, które przechodzili,
i ich przeznaczeniami. I chociaż zajęło to długo, w końcu doszło do mnie, że
jedynym sposobem na oddanie tego świata jest pójście za nimi, oglądanie ich,
obejmowanie myślami i opisanie. Było to lekkomyślne wyzwanie. Czułam się jakbym
rzucała się z siekierą na słońce. Nie mam tak silnej woli. Nie
miałabym odwagi stawić czoła światu, ani samej sobie. To też zrozumiałam,
pisząc tę historię. A gdy tylko to sobie uświadomiłam, zaczęły mnie boleć słowa
Nezumiego i spojrzenie Shiona. Skoro już do tego doszło, co powinnam zrobić?
Chciałabym móc po prostu się tego wszystkiego pozbyć… Och, naprawdę, teraz już
zaczynam się robić denerwująca. Hmm, niedobrze. Ale wytrzymam jeszcze trochę.
Gdybym teraz się wycofała, to po co w ogóle pisałabym przez tyle czasu; i tak
dalej, i tak dalej.
Dziękuję wam za wspieranie mnie i wytrzymywanie z moimi
lekkomyślnymi wyzwaniami i pozbawionymi woli wymówkami: panu Haradzie
Hiroshiemu z Oddziału Publikacji Bunko; panu Yamashiro Hideyukiemu z Wydziału
Książek Dziecięcych. I z głębi serca tobie, czytelniku, który poświęcasz swój
czas na przeczytanie mojej pracy.
Lato 2009
Asano Atsuko
Smutno trochę, ani jednego komentarza pod posłowiem Pani Asano. Jest to jedna z najmniej interesujących rzeczy (oprócz rozdziałów z Karan czy Safu). Zazwyczaj chcę zrozumieć autora, ale tej Pani nie rozumiem. Ciągle tylko narzeka i marudzi, a tworzy przecudna historię dwóch różnych chłopaków. Może jestem ograniczona, moje myślenie jest ograniczone, że jej nie rozumiem....
OdpowiedzUsuńSmutno trochę, ani jednego komentarza pod posłowiem Pani Asano. Jest to jedna z najmniej interesujących rzeczy (oprócz rozdziałów z Karan czy Safu). Zazwyczaj chcę zrozumieć autora, ale tej Pani nie rozumiem. Ciągle tylko narzeka i marudzi, a tworzy przecudna historię dwóch różnych chłopaków. Może jestem ograniczona, moje myślenie jest ograniczone, że jej nie rozumiem....
OdpowiedzUsuń