((Nasza wspólna podróż nieuchronnie zbliża się do swego końca...))
Rozdział 4
Zgaśnij, wątłe światło!
Ciągle to jutro, jutro i
znów jutro
Wije się w ciasnym kółku od dnia do dnia
Aż do ostatniej głoski czasokresu;
A wszystkie wczora to były pochodnie,
Które głupocie naszej przyświecały
W drodze do śmierci. Zgaśnij, wątłe światło!
Życie jest tylko przechodnim półcieniem,
Nędznym aktorem, który swoją rolę
Przez parę godzin wygrawszy na scenie
W nicość przepada...
Wije się w ciasnym kółku od dnia do dnia
Aż do ostatniej głoski czasokresu;
A wszystkie wczora to były pochodnie,
Które głupocie naszej przyświecały
W drodze do śmierci. Zgaśnij, wątłe światło!
Życie jest tylko przechodnim półcieniem,
Nędznym aktorem, który swoją rolę
Przez parę godzin wygrawszy na scenie
W nicość przepada...
Shakespeare, Makbet, Akt V Scena V
Tylko raz usłyszał dźwięk zbliżających się kroków. Ktoś
próbował uciec na górę. Dźwięk jednak urwał strzał, krzyk i łomot ciała,
spadającego ze schodów. Nie musiał tego widzieć, by wiedzieć , co się tam działo. Po schodach, którymi niedawno Shion wchodził
na górę, teraz pewnie spływała czyjaś krew.
Nie tylko po schodach. Podłoga, wejście i ściany gabinetów też ociekały pewnie szkarłatem, spływającym na porozrzucane przedmioty w przerażającej scenerii. Zwłoki jednej czy dwóch osób pewnie leżały gdzieś w kącie.
„A co z doktorem? Co z człowiekiem, który uratował Nezumiemu życie?”
– Nie ruszaj się. – Nezumi przytrzymywał jego ramię. – Jeszcze nie.
Shion, Inukashi i Rikiga wstrzymali powietrze, jakby
związani jego głosem. Nawet psy leżały nisko na podłodze, nie ruszając się ani
na centymetr, warcząc nisko na dźwięki kroków.
Minuta, dwie, trzy…
– Wolność dla No.6! Wolność dla nas wszystkich! – Rozbrzmiał wysoki, koński niemal wrzask, który nie ujawniał płci swego właściciela. Tuż po nim rozległy się wściekłe kłótnie, a odgłosy walki wślizgiwały się oknem.
„Jest tak samo”. – Shion złożył dłoń w pięść. Czuł w niej wilgoć potu.
Było identycznie – zupełnie jak podczas Polowania w Zachodnim Bloku. Okrucieństwo, jakie widział pod grubymi, śnieżnymi chmurami, znowu miało miejsce tuż przed nim.
Po cichu w murach, otwarcie poza nimi – na tym polegała jedyna różnica.
Pot wdzierał się w niezliczone nacięcia na jego dłoniach, sprawiając lekki ból. Spływał po jego policzkach i wpadał do ust.
Czuł się kiedyś osaczony i uwięziony w No.6, jakby ktoś
zmuszał go do noszenia ubrań, które były dla niego za małe. Jednak do dnia, w
którym Nezumi go uratował i uciekł z nim do Zachodniego Bloku, nie miał
większych problemów z radzeniem sobie z tymi nieznacznymi wątpliwościami czy
dusznością. Odkąd dostał szansę spojrzenia na No.6 z boku. W rzeczywistości
wygodnie było mu z czystym i bogatym stylem życia miasta. Taka była prawda.
Łapczywie czerpał z wszelkich udogodnień jakie były mu dane. Wtedy jeszcze
istnienie Ministerstwa Bezpieczeństwa ledwie przechodziło mu przez myśl. Nigdy
nie musiał się nad niczym zastanawiać; dni po prostu mijały. Wydawałoby się, że
czas uciekał bez żadnych większych zdarzeń.
„Kiedy to wszystko się zaczęło?”
Shion pędził rowerem po parku, kiedy skończyła się jego zmiana. Miał pozwolenie na jeżdżenie nim w tym miejscu tak długo, jak nie przekraczał ograniczeń prędkości. Jednak wiosenny zachód słońca był tak piękny, że Shion nie mógł się powstrzymać od wykorzystania tej chwili.
Niebo dzieliły warstwy ciemnego różu, czerwieni i karmazynu. Sunące po nim chmury łapały ostatnie promienie zachodu, błyszcząc złotem. Słodki zapach kwiatów mieszał się ze świeżym zapachem młodych liści, obejmując każdego przechodnia.
– Ach, koniec kolejnego dnia.
– Był wspaniały, prawda?
– Jak to mówią, ze światem wszystko w porządku. Co powiesz na oblanie tego dobrym winem przy kolacji?
– O, jak miło. Brzmi świetnie.
Słyszał rozmowę młodego mężczyzny i kobiety – byli kochankami, małżeństwem, a może dobrymi przyjaciółmi?
„Mają rację. Wieczór jest w sam raz na wino i kolację z kimś naprawdę bliskim”, pomyślał Shion, samemu czując coś w rodzaju wygodnego zmęczenia i głodu.
„Ze światem wszystko w porządku”.
Ani Shion, ani para, którą minął, nie miała pojęcia, co czaiło się pod pokrywą tego dnia. Tak jak większość ludzi. Nie przez rozmarzenie wiosennego wieczora. Przez gorące, letnie dni, błotniste poranki, jesienne świty, oni nic nie zauważyli.
Większość mieszkańców albo nie martwiła się Ministerstwem Bezpieczeństwa, albo się nim nie interesowała. Prawdopodobnie nie przypuszczaliby, że tak wściekle obnaży pazury na choćby najmniejszą oznakę sprzeciwu społeczeństwa. Myśleli o nim, jak o organizacji opiekującej się i chroniącej ich bezpieczeństwo – organizacji dla ludzi – ale czy naprawdę nią było? A jednak wszyscy wierzyli w tę pustą nazwę…
„No.6 istnieje dla ludzi. Istnieje, by zapewniać swym mieszkańcom wspaniałe, wygodne życie. Nikt nie powinien móc zagrozić ich bezpieczeństwu, zwyczajom, ani czemukolwiek, co składało się na ich codzienność”.
Wierzyli również, że miasto będzie stosować się do tej zasady – zasady którą samo stworzyło. Ludzie polegali na nim, zostawiali wszystko w jego rękach, nieświadomie pozwalając porwać się z prądem.
A takie były skutki.
Pot szczypał jego rany. Dłoń Nezumiego nadal przytrzymywała ramię Shiona.
„Nezumi, jeśli takie miały być skutki, to gdzie się pomyliliśmy? Znasz odpowiedź?”
„Nie, to ja powinienem ją znać, nie ty. Urodziłem się jako mieszkaniec No.6, obdarzony wszystkimi jego dobrodziejstwami i żyłem bez jakiejkolwiek troski o to, co dzieje się w murach czy poza nimi. To ja muszę znaleźć odpowiedź, w zamian za te wszystkie chwile, w których wybierałem drogę najmniejszego oporu, zamiast trzymać się tej, którą powinienem był obrać”.
„Wiem to. Spotkanie z tobą i dni, które razem spędziliśmy, mnie tego nauczyły. Potrzebna mi odpowiedź, którą sam odnalazłem, zamiast tej, którą dla mnie przygotowano”.
„Moja, nie cudza”.
„Inaczej znowu będzie tak samo”.
– Czyli nie przyszli po nas. – Shion wyczuł, że Inukashi marszczy nos w ciemnościach. – Cały czas wydawało mi się, że… doktorek wezwał Ministerstwo. Wygląda, że to jednak nie to.
– Nie, to definitywnie nie to.
„Zdrajcy”. Tak powiedzieli urzędnicy Ministerstwa. Celem ich ataku nie był Shion, ale inni – doktor i Yoming.
Inukashi znowu zmarszczył nos. – Nezumi… jeszcze nie jesteśmy bezpieczni?
– Czekaj. Za wcześnie.
– Tsk, paranoik jak zawsze.
Minuta, dwie, trzy…
– Hej, Nezumi.
– Nie spiesz się tak. Dobra… niech ci będzie, teraz już powinno być w porządku. Nie zapalajcie świateł. Zostawcie je wyłączone i idźcie po cichu.
Nezumi pchnął lekko drzwi i zagwizdał cicho. Hamlet wystawił główkę z kieszeni Shiona i zszedł na podłogę, by popędzić na korytarz przez szparę w drzwiach.
Momentalnie powitał ich beztroski pisk.
Piii, pii, pii, pii, piii.
Piii, pii, pii, pii, piii.
– Teraz na dół. Na wszelki wypadek ominiemy windę. – Nezumi szybko owinął wokół siebie płaszcz z superfibry, po czym wyślizgnął się z pokoju.
– Co to, do cholery, było? – Shion ujrzał szeroko otwarte usta Rikigi w świetle wlewającym się z korytarza. – Nie był przypadkiem nieprzytomny jeszcze kilka chwil temu? A może wtedy też udawał? Grać martwego księcia mu się zachciało?
Inukashi wzruszył ramionami.
– Żaden z niego książę. To zwierzę. Jest jak dzika bestia. Nie ma mowy, żeby zasnął spokojnie z myślą, że w każdej chwili czeka na niego niebezpieczeństwo. Wyczuł tych z Ministerstwa Bezpieczeństwa zanim mi przez myśl przeszło, żeby zacząć węszyć, do cholery. Wkurza mnie to.
– No tak. Teraz już wiem, jakim cudem Eve przeżył tyle czasu. Z tak wyostrzonymi instynktami i taką ostrożnością…
– Znowu się zakochałeś, co, staruszku?
– Po prostu upewniłem się w przekonaniu, że jest zły do szpiku kości.
Ludzie, psy i myszy schodziły uważnie po schodach, krok po kroku. Po stopniach spływała krew. U stóp schodów leżał na plecach jej właściciel, mężczyzna koło pięćdziesiątki.
Parter był tak samo przerażający jak w wyobrażeniach Shiona. Krew barwiła szkarłatem ściany i podłogi. Potłuczone szkło i meble rozrzucone były wokoło, brudne od ziemi i krwi. Błękitno–szare drzwi na końcu korytarza były na wpół otwarte. W kryjącym się za nimi pomieszczeniu panował mrok i chłód – można by je nazwać piwnicą.
Mężczyzna spoczywał oparty o drzwi z pielęgniarką u stóp. Kilka metrów dalej leżała postać w białym fartuchu. Cała trójka była nieruchoma.
– Doktorze! – Shion podbiegł do niego, by unieść go odrobinę. Pierś lekarza farbowała czerwień. – Doktorze, słyszy mnie pan?!
Czuł bolesną pustkę w słowach, uciekających spomiędzy jego warg.
Doktor był niemal na pewno martwy. Nie pozostała dla niego żadna nadzieja.
– Doktorze,
doktorze! Proszę otworzyć oczy – zaklinał wciąż Shion tymi pustymi słowami.
Tylko tyle mógł dla niego zrobić.
Drzwi otworzyły się, ukazując Arię, która najwyraźniej wybrała windę.
– Oznaki życia: brak. Oznaki życia: brak. Oznaki życia – minimalne. Minimalne.
Powieki doktora uniosły się powoli.
– Oznaki życia: minimalne. Zapewniam leczenie.
Kilkanaście rurek wyłoniło się z tułowia Arii, by połączyć się z ciałem lekarza.
– Aria… nie. Nie ma sensu…
– Nie ma sensu. Nie ma sensu… Komunikat niezrozumiały. Kontynuuję leczenie.
– Doktorze, co… dlaczego to się stało?
– …On… nadawał… z
piwnicy tej kliniki… wzywał… swoich
towarzyszy do pokonania No.6 razem…
– Oznaki życia: minimalne. Prawdopodobieństwo powrotu do zdrowia: jeden procent. Jeden procent.
– Chciałem się zemścić… na No.6… zemścić…
– Doktorze – błagał Shion.
– Chciałem… zniszczyć ten świat… i zbudować go… na nowo.
Nagle doktor wbił palce w ramię Shiona.
– Shion – wezwał jego imię czystym, silnym głosem. – Zostawiam to w twoich rękach.
Jego skierowane na chłopca oczy były szeroko otwarte.
– Zostawiam to… w twoich rękach. Nie stwórz… No.6… takiego miasta… nigdy więcej. Proszę. Zostawiam to tobie.
Doktor nie miał już władzy w rękach. Światło zgasło w jego
oczach, jakby ktoś je wyłączył. Całe jego ciało wykręcało się w konwulsjach.
A potem przestało.
– Oznaki życia: minimalne. Minimalne. Nie można zarejestrować. Nie można zarejestrować. Anulowanie leczenia.
– Doktorze…
Shion położył mężczyznę na podłodze i własną dłonią zamknął mu powieki. Doktor wyglądał tak spokojnie, gdy już zamknął oczy.
– Zostawiam to tobie, co? – Inukashi wypuścił długie westchnienie. – Przecież to wy zbudowaliście to całe No.6 – powiedział do ciała doktora. – Ale jak tylko coś wymyka się spod kontroli, podrzucacie je komuś innemu? Przyjacielski prezent to to nie jest. Dość egoistyczne, nie sądzisz, doktorze? Chociaż to chyba nie moja sprawa.
– Inukashi, jaki jest sens mówić do nieboszczyka? I tak cię nie usłyszy. Biedny człowiek. – Rikiga złożył dłonie przed piersią i pochylił głowę.
– Co ty, do diabła, robisz? – zapytał Inukashi.
– Modlę się, nie widzisz? O Panie, wybacz proszę temu grzesznikowi. Pobłogosław jego duszę i pozwól mu spocząć w spokoju.
– Hah, przecież nawet nie wierzysz w Boga. Co za szopka. A, zaraz – musisz się modlić do Wielkiego Boga Dusigrosza, dobrze mówię, staruszku?
– Zatruty szczeniak – splunął Rikiga. – Nigdy cię nie zmęczy obrażanie innych, prawda? Jak już to wszystko się skończy, dostanie ci się za to. Zapamiętaj sobie. – Rikiga rozłożył ręce, po czym pokręcił ramionami.
– To co teraz? – zapytał. – Główny cel osiągnęliśmy, Zakład Karny jest zniszczony. Co do mnie, najlepiej wróciłbym teraz do Zachodniego Bloku i wlazł pod pierzynę. Jestem w nastroju, by sobie trochę pośnić o wykopywaniu góry złota spod Zakładu. A ranek byłby najpiękniejszy. Już się na to cieszę.
– Staruszku, możesz być tak sarkastyczny jak tylko chcesz, ale Nezumi i tak ci nie odpowie. Już prędzej tamte zwłoki zwróciłyby na mnie uwagę. – Rozbrzmiał żywy śmiech Inukashi, a jego ramiona trzęsły się, gdy chichotał.
– Chociaż, prawdę
mówiąc, ja też chcę już do łóżka. No i jest sporo rzeczy, nad którymi muszę z
rana pomyśleć. W No.6 jest trochę przerażająca atmosfera. Dostaję dreszczy i
gęsiej skórki, kiedy tylko sobie przypomnę, że tu jesteśmy. Shion, też chcesz
iść do domu, nie? To nie tak daleko stąd, prawda? Twoja mama musi na ciebie
czekać.
– Tak… – Dom Shiona był całkiem blisko.
– Nie chcesz zobaczyć znowu swojej mamy?
– Tak, chcę.
– Karan, mówisz. Też chciałbym ją zobaczyć – mruknął w zamyśleniu Rikiga.
„Mamo, nie mam pojęcia, jak bardzo musiałaś się pewnie o mnie martwić. Chcę, żebyś zobaczyła, że nic mi nie jest. Chcę, żebyś wiedziała, że jestem bezpieczny. Chcę powiedzieć, że przepraszam. Chcę cię przeprosić z głębi serca. Mamo, przepraszam”.
Shiona przytłaczała nostalgia i miłość do matki. Pamiętał wciąż zapach świeżo pieczonego chleba. Tęsknotę. Miłość. „Chciałbym móc cię zobaczyć”.
Jednak jedynym miejscem, do którego chciał wrócić, była
piwnica wypełniona książkami. Marzył o powrocie do tamtego pokoju. Do niezliczonych
ksiąg, do łóżka, do pieca, do starego krzesła.
„Chcę wrócić do domu”.
Shion płonął tęsknotą.
„Chcę przywrócić tamte dni, te chwile spędzone z Nezumim w tym pokoju. Oddałbym za nie wszystko”.
Jednak nie mógł. Dni, za którymi tęsknił, dawno przeminęły i nigdy nie miały wrócić.
Nigdy.
Miał takie przeczucie – przeczucie, które z całą pewnością okazałoby się prawdziwe. Shion świadomie odwracał od niego wzrok. Wiedział dobrze, że to oznaka słabości, ale i tak to robił.
Spytał Nezumiego.
– Możesz iść?
– Nawet.
Nezumi podniósł się z miejsca, w którym opierał się o ścianę i wypuścił długi oddech. Cienka warstwa potu pokrywała jego czoło.
– Aria, mogłabyś zmierzyć jego ciśnienie, puls i temperaturę? Na podstawie wyników, powiedz mi, jakie byłoby dla niego najlepsze leczenie.
– Nie ma potrzeby. – Nezumi pokręcił głową w geście odmowy. – To strata czasu.
Odgarnął ręką wysuwające się z Arii rurki i westchnął ponownie.
– Panienko, z całym szacunkiem, ale uprzejmie odrzucę panienki szczodrą propozycję. Nie mamy czasu na leczenie.
Aria zamrugała, a jej oczy zmieniły barwę na żółtą.
– Z całym szacunkiem, odrzucić, czas. Komunikat niezrozumiały. Komunikat niezrozumiały. Anuluję pomiary.
– Nezumi, masz zamiar iść?
– Oczywiście.
Inukashi i Rikiga spojrzeli na siebie.
– Gdzie iść? – zapytał Rikiga. Inukashi spochmurniał w ciszy.
– Do Ratusza – odpowiedział Shion.
– Ratusza? W sensie Kropli Księżyca?
– Tak.
– Co… czy ty masz pojęcie, w jakim stanie to miejsce teraz będzie? – zapytał Rikiga. – Znaczy, nie widziałem tego co prawda na własne oczy, ale… tam musi panować chaos. Ministerstwo Bezpieczeństwa rzuca się na ludzi na prawo i lewo – nawet kilku zastrzelili. Pewnie wiedzą już, co się stało z Zakładem Karnym. Reszta mieszkańców też niedługo się o tym dowie – No.6 nie ma już takiej siły zdławienia wycieków informacji jak kiedyś. Bałagan tylko się powiększy. Wszystko będzie poza kontrolą.
– Dlatego właśnie idziemy. – Nezumi uśmiechnął się blado. Miał wiele pełnych gracji uśmiechów. Ten był chłodny, nosił w sobie odrobinę kpiny.
– To nasza jedyna szansa, by zobaczyć, jak No.6 kona na scenie. Lepiej się pospieszmy, bo i stojących miejsc zabraknie.
– W twoim stanie? – odpowiedział z niedowierzaniem Rikiga. – Nie możesz, Eve. Oczywiście, może i jesteś silniejszy niż wyglądasz, ale jesteś człowiekiem. Masz ograniczenia. Nie rób tego. No.6 odegra swoją rolę jako gwiazda, nawet bez nas na widowni. Będzie kolorowym, zardzewiałym gigantem, upadającym pod własnym ciężarem.
– Każesz mi odrzucić taką okazję i wrócić z podkulonym ogonem?
– Tak. Wy dwaj zniszczyliście Zakład Karny, to na pewno zapaliło już lont, który pomoże wysadzić No.6. To niesamowite, a i tak zrobiliście już wystarczająco. Więcej niż wystarczająco. Eve, Shion, nie posuwajcie się jeszcze dalej. Wróćcie do domu i pozwólcie naturze zająć się resztą. To pora, żebyście wy dwaj wycofali się ze sceny.
– Chowanie się za kurtyną raczej nie jest w moim stylu – powiedział Nezumi. – Tak samo jak porzucanie szansy, która już wpadła mi w ręce.
– Twoja chciwość nie zna końca – odpowiedział Rikiga z niesmakiem. – Słuchaj, nie każ mi się powtarzać. Twoja rola się skończyła. Nie ma sensu ryzykować życia tylko po to, żeby stanąć na scenie.
Shion stanął przed Rikigą i pokręcił głową.
– Rikiga-san, my musimy tam iść. Bez względu co sie będzie działo.
– Shion, ty też? Dlaczego? Po co? Udało wam się uciec z Zakładu Karnego i to cholernym cudem. Czemu nie wycofacie się w bezpieczne miejsce? Wasze życia nic dla was nie znaczą?
– Nie idziemy, bo chcemy zginąć – odezwał się zdecydowanie Shion. – Idziemy, bo tylko on może zatrzymać Elyurias.
– Elyurias? – oczy Rikigi zerwały się ostro. – Co to jest? Czyjeś imię?
– Jest królową, która niegdyś rządziła tym miejscem. Chociaż nie wiem, czy „królowa” to dobre określenie – nigdy nie chciała nikogo zdominować ani wykorzystać, jak to mają w zwyczaju ludzie. Broniła tylko lasu i procesów natury.
– Shion… o czym tym mówisz? – Rikiga odsunął podbródek. Kropla potu spłynęła po jego nieogolonej szczęce.
– Ludzie – ci, którzy postanowili zbudować tu No.6, zagarnęli ziemię Elyurias i próbowali przejąć kontrolę nad wszystkim w jej zasięgu. Spalili las, zamordowali Ludzi Lasu i postanowili stworzyć świat wyłącznie dla siebie. Tylko ich własna wygoda, własny dostatek, własne bezpieczeństwo i prosperowanie ich interesowało. Zbudowali pustą utopię na ofiarach.
– Shion – wezwał go Nezumi. A miał cichy, piękny głos. – Wiesz o wszystkim?
– Nie. To, co wiem, to pewnie tylko niewielka część. Przeczytałem tylko to, co było na chipie Rou.
Nezumi opadł na podłogę. Skulił się i mruknął:
– Ach tak.
– Hej, mów dalej – odezwał się Rikiga. – Ciągle nie mam pojęcia, o czym w ogóle mówisz. Wszystko brzmi jak kompletny bełkot. To jaki związek ma ta Elyu–jak–jej–tam–było z tym, co się dzieje w No.6? Co masz na myśli, mówiąc, że tylko Eve może ją zatrzymać? Shion, konkrety, konkrety.
– Ja też chcę posłuchać – Inukashi cmoknął lekko językiem. Trzymał w rękach niezliczone torby.
– Co… gdzie ty byłeś? Co to wszystko jest?
– Ciuchy i żarcie.
Zupa bez smaku i kawałek chleba raczej mi nie wystarczą. Poza tym, jeśli
wybieramy się do teatru, powinniśmy chyba wyglądać trochę dostojniej. W obecnym
stanie nawet miejsc stojących byśmy nie dostali.
Inukashi wyciągnął z torby kawał mięsa, by rzucić go psom. Te bez wahania rzuciły się na nie. Myszy umiejętnie zatrzymały toczącą się bułkę, po czym otoczyły ją i zaczęły gryźć.
– Dobrze. Jedzcie – powiedział z dumą Inukashi. – Jedzcie ile chcecie. Napracowaliście się dzisiaj. Odwaliliście kawał dobrej roboty. Macie nagrodę. Heh heh, to właśnie jest najlepsze w No.6. Nawet klinika na odludziu ma kuchnię pełną jedzenia. Nie wspominając już o dość drogo wyglądających ubraniach. Heh heh, heh heh heh, sporo tu dobrego towaru. Nieźle by mi za to zapłacili w Zachodnim Bloku.
– Zaszedłeś tak daleko i nadal kradniesz? – odezwał się Rikiga.
– Kogo to obchodzi? Doktor nie żyje. Martwi nie potrzebują ciuchów ani jedzenia.
– Cóż… tutaj masz rację. Hej, podaj mi trochę szynki, chleba i te niebieskie spodnie.
– Sprzedam za sztukę srebra.
– Inukashi, bękarcie, właśnie pożegnałeś się ze swoją zapłatą – warknął Rikiga. – Możesz wrócić sobie piechotą do Zachodniego Bloku.
– Żartuję przecież, rany! Staruszek nie ma za grosz poczucia humoru. Dlatego kobiety wyciągają od ciebie pieniądze. Zresztą nieważne, jedzmy. Trzeba się przygotować na dalszą drogę.
Inukashi obrócił torbę do góry nogami. Wypadły z niej szynka, jabłka i chleb.
– Urządźmy sobie bankiecik, kiedy Wielki Shion będzie nam opowiadał, co ma do opowiedzenia. Zapowiada się ciekawa historia.
Oczy Inukashi błyszczały spod jego długiej grzywki. Różowy język przebiegał po jego wargach co chwilę.
– Może powie nam, kim naprawdę jest Nezumi. To by było interesujące. Właściwie, bardziej mnie to ciekawi niż ten cały dramat w No.6.
Shion złapał jabłko.
– Nezumi, możesz jeść?
– Ach, na tyle jeszcze nie wyzdrowiałem. Nie jestem głodny.
– Tak myślałem. Aria, mogłabyś podać mu jakiś roztwór glukozy?
– Zrozumiano. Zrozumiano. Przygotowuję transfuzję glukozy.
– Ja bym poprosił transfuzję wina – wtrącił się Rikiga.
– Musi ci wystarczyć sok winogronowy. W lodówce były dwie butelki. – Inukashi podał butelkę czerwono–fioletowego napoju Rikidze.
– Dobra, Shion. Jesteśmy gotowi. Gadaj wszystko, co wiesz. – Jego język znowu zwilżył usta. Shion zaś wpatrywał się w Nezumiego, nie wypuszczając jabłka z dłoni.
– Nezumi… mogę?
Nezumi kiwnął nieznacznie głową. Podniósł kolana i oparłszy na nich ramiona, wtulił w nie twarz. Wyglądał jakby albo płakał, albo chronił się przed silnym wiatrem.
Shion ugryzł jabłko. Jego kwaśny smak rozszedł się w jego ustach.
Inukashi i Rikiga przysunęli się bliżej; Inukashi
ściskając kawałek chleba w jednej ręce, a mięso w drugiej, Rikiga zaś trzymając
butelkę soku winogronowego.
Obydwaj położyli swe życia na szali dla Shiona i Nezumiego. Wypełnili ich prośby, nie wiedząc niemal nic o tym, co właściwie robią. Innymi słowy uwierzyli w nich. Wierzyli w nich tak bardzo, że zgodzili się postawić na tę wiarę swoje życia. Opowiedzenie im wszystkiego było jedynie spłatą długu ich zaufania i odpowiedzią na ich rozterki.
Wiedział, że Nezumi musiał czuć to samo.
Shion zaczął mówić.
Nie muszę wam chyba mówić, jak stworzono No.6. Ludzie próbowali odbudować na tej planecie utopię, raz na wpół zniszczoną ich własnymi rękami.
Zanim narodziło się No.6, cały ten teren pokrywał cudownie przetrwały, piękny, dziki las. Powiedziałem cudownie, ale to miejsce – las, drzewa i jeziora – miały zostać zachowane. Elyurias i Ludzie Lasu go chronili. Dlatego tylko w tym miejscu natura nie doznała najmniejszego uszczerbku.
Nikt nie może wyjaśnić, czym jest Elyurias. Nawet imię nadał jej naukowiec. …Spotkałem go w podziemiach Zakładu Karnego.
– Podziemiach Zakładu Karnego? – Rikiga zakrztusił się sokiem i kaszlał przez chwilę. – Więc jednak były jakieś podziemia?!
– Były.
– Co ze złotem? Było tam złoto, Shion?
– Złoto? Nie. Pod ziemią żyli ludzie. Zanim jeszcze Zakład Karny stał się tak brutalnym więzieniem, ludzie, którym udało się stamtąd uciec, jednak nie mogli wrócić na powierzchnię, zaczęli budować w sekrecie swój podziemny świat. Ich przywódcę nazywano Rou.
– …Czyli jednak nie było tam żadnego złota. – Rikiga zgarbił się, rozczarowany. Inukashi zaś wybuchł rubasznym śmiechem, obnażając zęby.
Rou był członkiem grupy pracującej nad projektem odrodzenia, wybranej do zaprojektowania i zbudowania na tej ziemi No.6. Zanim jednak zostało stworzone, było tu piękne, maleńkie miasteczko na skraju las. Ludzie, którzy przetrwali zniszczenie, żyli tu skromnie w zżytej społeczności. To miasto stało się matką No.6.
Inteligentni młodzi ludzie zostali z niego wybrani, by
stworzyć drużynę, mającą wybudować utopię.
– Moje miasto – podniósł się Rikiga. – Urodziłem się w nim i wychowałem. Nazywano je kiedyś Miastem Róż – takie było piękne. Karan też tam mieszkała.
– Nikt cię nie pytał, staruszku. – Inukashi nawet bardziej wyszczerzył na niego kły. – Jeśli się nie zamkniesz, rozerwę ci gardło.
– Chciałbym to zobaczyć. Możesz je sobie rozerwać, ale i tak będę mówić. Ach, tak, projekt odbudowy. Słyszałem o tym. Wtedy jeszcze byłem szczeniakiem goniącym za dziewczynami i rumieniącym się na widok ich kostek. Mieli jakiś egzamin, żeby zebrać tych młodych, uzdolnionych na polu nauk ścisłych, żeby stworzyli lepszą przyszłość dla gatunku ludzkiego. Tak, tak, pamiętam.
Rikiga splótł ręce i pokiwał głową z entuzjazmem.
– Tak zaczęło się No.6. A niedługo potem, narodziło się w pełni jako szósta, najlepsza, najbardziej optymalna utopia. Rozrastało się z niesamowitą szybkością.
– I zanim się zorientowałeś, twoje przedmieścia znalazły się poza murami. Żałosne – powiedział z obrzydzeniem Inukashi.
– To ty powinieneś się przymknąć, Inukashi. Wyrwę ci ten jęzor i przerobię na słoninę. Wtedy ledwo zostałem dziennikarzem. Fakt, że państwo–miasto otaczało się murem, próbowało zrobić wokół siebie barierę, śmierdział mi od samego początku. Napisałem o tym pełno artykułów. Nic dziwnego, że wykopali mnie z miasta. Mniej więcej wtedy No.6 zrobiło się bardziej nietolerancyjne i żądne władzy.
Dokładnie tak było.
No.6 rozrastało się w zastraszającym tempie. Jego infrastruktura, rząd i prawa były szybko i umiejętnie budowane. A pośród tego wszystkiego, Rou spotkał Elyurias.
Rou sam nie był w stanie dobrze jej zdefiniować – była leśnym duchem? A może gatunkiem zwierzęcia, nieznanego człowiekowi?
Jedyną rzeczą, której był pewien, był fakt, że Elyurias istniała na długo przed narodzinami rodzaju ludzkiego, chroniąc tę ziemię. Ludzie Lasu czcili ją, wielbili i żyli z nią w harmonii.
– Właśnie to kim są
ci „ludzie lasu”, o których ciągle mówisz?
– Zamkniesz się w końcu, staruszku? Nie możesz chociaż raz posłuchać spokojnie? Rany. – Inukashi wydał długie westchnięcie.
Shion odwrócił się, by spojrzeć na opartego o ścianę Nezumiego. Jego oczy były zamknięte. Piękny profil wyglądał odrobinę sztucznie.
– Podawanie glukozy, zakończono 50%. Zakończono 50%. Kontynuuję podawanie. – Oczy Arii błysnęły zielenią.
Nezumi się nie odezwał. Jego oczy pozostawały zamknięte,
jakby medytował, a ciało utrzymywało się w bezruchu.
Z tego, co mówił Nezumi, Ludzie Lasu zrobili z puszczy
swój dom. Od starożytności żyli w harmonii z wiatrem, ziemią, rzekami i jeziorami
oraz niebem.
Jak to ujął Rou, las był zarówno miejscem ich narodzin, jak i wychowania. Pielęgnowali, szanowali i chronili las. Żyli spokojnie wśród natury, nie chcąc pieniędzy ani nauki. Nawet mieszkańcy Miasta Róż nie mieli pojęcia o ich istnieniu.
To nie moc Elyurias pozwoliła wielkiemu lasowi przetrwać na tej ziemi. Przetrwał, bo Ludzie Lasu go chronili. Przez długi, długi czas ochraniali ten las.
Nezumi jest potomkiem tych Ludzi Lasu.
Inukashi pociągnął nosem.
Rikiga puścił po podłodze pustą butelkę po swoim soku.
Toczyła się aż wpadła na ramię doktora.
Nezumi jest potomkiem Ludzi Lasu. A jednocześnie potomkiem „Śpiewaków”.
– Śpiewaków?
– Tak, Śpiewaków – tych, którzy potrafili uspokajać Elyurias i z nią rozmawiać. Zawsze było ich pełno pośród Ludzi Lasu.
Ani natura, ani Elyurias nie miały w sobie jedynie czystego współczucia i hojności. Przeciwnie, łatwo mogły stać się przerażające. Ludzie Lasu o tym wiedzieli.
Zarówno natura jak i Elyurias mogły obnażyć pazury i zaatakować
w każdej chwili. Ich siła była absolutna – żaden człowiek nie mógł się z nią
równać. Były przez to jeszcze bardziej przerażające.
Tak, Ludzie Lasu znali strach. Wiedzieli, jak się bać i
jak oddawać cześć. Śpiewacy potrafili uspokoić wściekłą Elyurias swoimi głosami
i mogli z nią rozmawiać. Stanowili mediatorów pomiędzy człowiekiem a naturą.
Nezumi posiadał tę umiejętność po matce.
Rou zawędrował głęboko w las, spotkał Elyurias i Ludzi Lasu oraz doniósł o ich egzystencji No.6. Zrozumiał potem, że to właśnie stało się ziarnem, z którego wyrosła Masakra Mao.
– Masakra Mao? –
Pomiędzy brwiami Rikigi pojawiły się zmarszczki.
– Tak. „Mao” najwyraźniej odnosi się do terenu niedaleko brzegu jeziora, nad którym mieszkali Ludzie Lasu. Mieli tam osadę. Teraz na jej miejscu stoi lotnisko. Wygląda na to, że osuszono jezioro, żeby je zbudować. Nie miałem o tym pojęcia.
– Ja też nie wiedziałem – odezwał się Rikiga. – Wyrzucili mnie z miasta zanim zaczęła się budowa. Masakra, mówisz… czyli No.6 napadło na teren Mao i próbowało pozbyć się jego mieszkańców?
– Tak.
– Po co? Potrzebowali tej ziemi na lotnisko?
– Nie. Tym, czego naprawdę chcieli, była Elyurias.
– Po co?
„Po co”. Rikiga wciąż zadawał to samo pytanie.
Po co, po co. Naprawdę, po co to w ogóle było? Co sprawiło, że ludzie stali się tak brutalni, tak bezlitośni?
Shion spojrzał na ciało doktora. Straciło już swe ludzkie
ciepło, stając się tylko zwykłymi zwłokami. Za nim leżała pielęgniarka, za nią
zaś bezimienny mężczyzna.
Co sprawiło, że z taką łatwością odebrano im życia?
Gdy tylko zamykał oczy, widział pod powiekami sceny Polowania. Słyszał jęki ludzi wciśniętych do ciężarówek. W jego uszach rozbrzmiewały wciąż krzyki tych, którzy umarli na stosie w podziemiach Zakładu Karnego.
„Po co?”
Dylemat – nie złość – złapał Shiona i nie chciał wypuścić. To samo zrobił strach.
Co różniło go od władców No.6? Czy Rou sam tego nie powiedział? Wszyscy byli młodzi; każdy miał nadzieję zbudować utopię.
Wystarczyło tylko kilka lat, by ich idee zostały zmutowane. Ledwie kilka. Shion przełknął oddech.
„Kim ja będę za kilka lat? Czy nadal będę wyznawał te same idee, co teraz, jako szesnastolatek? Będę miał związek z jakąkolwiek formą przemocy?”
Strach przyprawiał go o dreszcze.
Po co chcieli Elyurias? Przez jej moce.
– Moce? – Inukashi gapił się na Shiona z otwartymi ustami.
– Tak. Elyurias uosabia się w formie osy.
– Osy? Jak te małe te, co latają po kwiatach i w ogóle?
– To są pszczoły. Elyurias jest pasożytniczą osą. Składa jaja w swoich żywicielach.
Inukashi otworzył usta jeszcze szerzej. Nie wyszły z nich żadne słowa.
Jaja wykluwają się w ciele żywiciela. Rosną bez jego
wiedzy, stają się larwami i dojrzewają. Rozdzierają jego ciało, pozostawiając
go za sobą jak pustą skorupę. Właśnie to dzieje się teraz w No.6.
Dzieci Elyurias zaczynają się wykluwać. Żywiły się
mieszkańcami No.6, by urosnąć.
Mówiłem wam wcześniej, że Elyurias wygląda jak osa. Ale nią nie jest. Nikt nie wie kim ani czym tak naprawdę jest. Rou napisał, że myśli, że może być kimś pomiędzy człowiekiem a bogiem. Dlatego mówię o niej „ona” – w końcu składa jaja, chociaż nie wydaje mi się, żeby jej płeć miała jakiekolwiek znaczenie. Może przybiera postać osy, żeby wygodniej składać jaja w żywicielach. Może tylko ludzie widzą ją jako osę.
Ma niesamowity intelekt, który daleko przekracza ten ludzki. I potrafiła całkowicie kontrolować żywicieli.
Przez tę umiejętność, żywiciele stawali się zaprogramowani
do robienia wszystkiego, co najlepsze dla dzieci Elyurias, ślepi na fakt, że są
wykorzystywani. Na przykład ich instynkty się wyostrzały i robili się bardziej
wrażliwi na sposób odżywiania. Kontrolowano ich, by zachowywali zdrowe ciała;
ich osobowości stawały się łagodne, unikali walk. To ma sens, że tylko
mieszkańcy No.6 byli celami. Pomyślcie tylko jak zmarniali są ludzie z
Zachodniego Bloku, dodając do tego jeszcze ich otoczenie… nie byli nawet brani
pod uwagę jako potencjalni żywiciele. Nezumi wspomniał kiedyś, że pasożytnicze
osy mają wygórowany smak. Okazał się mieć rację.
– Ironia, co nie? –
mruknął Inukashi. – Głodowaliśmy, zamarzaliśmy, nie wiedzieliśmy, kiedy
umrzemy… ale tylko dlatego nas, mieszkańców Zachodniego Bloku, ocalono.
– Jajom trzeba było zapewnić absolutnie niezbędne warunki: żywiciel musiał żyć i być zdrowy, kiedy się wykluwały i wylęgały. Nawet Elyurias nie mogła zmienić Zachodniego Bloku w raj. Ale nie musiała.
– Miała najlepszych żywicieli, jakich mogła sobie zażyczyć, zamkniętych w No.6.
– Dokładnie.
– Osy kontrolowały ludzi? – Tym razem to Rikiga otworzył usta. Oddychał szybko.
– Tak. Potrafiły zmusić człowieka do robienia czego tylko by zapragnęły. To nie takie niezwykłe dla pasożytów. Pewien schizotom oszukuje system immunologiczny, wmawiając mu, że jest nieszkodliwy. Niektóre pasożytnicze osy wprowadzają swoje DNA do gąsienicy, którą wybierają na żywiciela i całkowicie pozbywają się jej systemu odpornościowego. Ale wątpię, że znalazłby się jeszcze jakiś przykład tak wysoko funkcjonalnego pasożyta jak Elyurias, która wybiera ludzi na swych żywicieli i kontroluje ich kompletnie bez ich wiedzy.
– …A No.6 chciało tej mocy – siły do sprawowania kompletnej władzy nad ludźmi. – Rikiga wydał zdławiony, gardłowy odgłos. Był suchy i skrzypliwy, podobny do mroźnego, zimowego wiatru.
No.6 próbowało przejąć moce Elyurias.
Poznali jej mistyczną siłę przez raporty z badań Rou i spróbowali użyć jej do zbudowania rządu.
Charakterystyka Elyurias pozostała zagadką; jednak każdy w No.6 myślał o niej jak o zwykłym insekcie, zmutowanym gatunku. Nie mieli jej za istnienie pomiędzy bogiem a człowiekiem, jak Rou. Nikt tak na nią nie patrzył. Każdy przekonany był, że nie ma nikogo ponad człowieka.
Elyurias była jedynie niezwykle inteligentną królową pszczół. Nie byłoby niczym nadmiernie trudnym wytresowanie jej i kontrolowanie według własnych potrzeb – w to właśnie wierzyli.
Utworzono grupę śledczą, by złapać Elyurias, po czym
postawiono pierwsze kroki w lesie. Spotkali się z nieugiętym oporem Ludzi Lasu.
Elyurias nie było chwilowo w lesie. Pojawiała się raz na kilka lat, czy kilka dekad – zawsze niespodziewanie. Wszystko, co z nią związane – warunki potrzebne dla jej pojawienia się, miejsce składania jaj, wiek – pozostawało tajemnicą. Kiedy już złożyła jaja, Elyurias znikała. Odsuwała się poza pole widzenia ludzkich oczu. Nowa królowa pszczół rodziła się z jaj, które złożyła. Nigdy nie było jasnym, czy stanie się to za kilka lat, czy może dekady później.
Nikt nie widział ciała Elyurias. Odkąd las pojawił się na tej ziemi, Elyurias powtarzała tę samą rutynę, jednak nikt nigdy nie widział jej zwłok.
Pośród Ludzi Lasu mówiło się, że Elurias była nieśmiertelna, że odradzała się miliony razy – że jej zwłoki rozkładały się gdzieś z daleka od ich oczu, by stać się lasem.
Gdy Elyurias się pojawiła, Ludzie Lasu witali ją pieśnią. Modlili się i oddawali jej pokłony, by samemu nie stać się żywicielami. Odprawiali rytuały i oferowali jej Boskie Łożę. Boskie Łożę było czymś w rodzaju sztucznego żywiciela, przygotowanego ze zwierzęcych mózgów. Było jej ofiarowywane dla złożenia jaj. Kiedy już to zrobiła, Boskie Łożę zdawało się nie gnić, ani nie wysychać; przeciwnie, zachowywało wilgotność i świeżość dopóki nie rozłożyło się wraz z wykluciem się dorosłej osy.
Tak, teraz jest dokładnie tak samo – w ten sam sposób ludzie starzeją się i umierają w mgnieniu oka w chwili wydostania się osy.
Ludzie Lasu chronili Boskie Łożę swoimi ciałami i duszami. Taka była część ich obietnicy. Stanowiła jedną z ich zasad od zarania dziejów. Tak długo, jak Ludzie Lasu ochraniali Boskie Łożę, Elyurias nie wyrządzała im żadnej krzywdy. Nie tylko pilnowała ludzi, ale i ziem lasu.
Taka była zasada.
No.6 wdarło się na scenę i odebrało im wszystko. Spalili szyki Ludzi Lasu, gdy stawiali opór; zamordowali kobiety, dzieci i starców, nie pomijając nikogo. A potem zabrali Boskie Łożę do No.6.
Masakra Mao – zagłada Ludzi Lasu.
Ten incydent miał miejsce tylko dwanaście lat temu.
Shion wziął wyjątkowo głęboki oddech. Czuł, że nie ma
innego sposobu, by przewietrzyć jego ciało.
– Od tego momentu wszystko, co powiem, będzie moją dedukcją, nie zapiskami Rou. Jestem przekonany, że mam rację.
Rikiga pochylił się naprzód, jakby chcąc go zachęcić. Inukashi natomiast wycofał się nieznacznie. Na jego twarzy pojawił się grymas, jakby wyczuł nieznośny zapach.
– Władze No.6 prawdopodobnie próbowały wyhodować sztucznie jaja Elyurias w przyniesionym Boskim Łożu, bezskutecznie. Nie mieli żadnych Śpiewaków, nie mogli więc utrzymać go w świeżości. Ponadto odrzucali każdą nienaukową metodę. Jednak przez ciągłe porażki zrozumieli, że najodpowiedniejszym miejscem na wyklucie i rozwój jaj jest ludzki mózg.
– Mózg? – złapał się za głowę Rikiga.
– Tak. Nie krowi, świński czy małpi. Doszli do wniosku, że jaja Elyurias musiały wylęgnąć się przy użyciu ludzkiego mózgu i że z jednego z nich narodzi się królowa pszczół, kolejna Elyurias.
– A potem co…?
– W tajemnicy zaszczepili jaja dużej liczbie mieszkańców – tak, jak osa, użyli jej pokładełka do złożenia jaj w żywicielach. Łatwo było nakłuwać ludzi podczas rutynowych badań, przedstawiając to jako zwyczajową procedurę. Ja byłem jednym z nich. Rou także został wybrany, ale wygląda na to, że na jego przypadek jakiś wpływ wywarła Elyurias. Obydwaj przetrwaliśmy, bo pasożyt nie zdążył się rozwinąć. Żywiciel zawsze umiera, gdy dorosły osobnik wychodzi spod skóry. A więc jaja Elyurias były również skuteczną bronią. Władze zrobiłyby wszystko, by mieć dla siebie siłę Elyurias. Desperacko chcieli ją kontrolować. Może mieli już przeczucie, że na No.6 zaczną pojawiać się rysy i pęknięcia. Możliwe, że wiedzieli, że starannie dobrany, ekskluzywny rząd któregoś dnia się załamie, nieważne jak dobrze byłoby to zakamuflowane. Dlatego chcieli kompletnej władzy nad innymi. Chcieli stać się królową pszczół i rządzić jako absolutny, wyłączny władca.
– Te główne oddziały badawcze z Zakładu Karnego badały te… osy?
– Tak. Nie mogli dojść, jakich potrzebują warunków do rozwoju Elyurias. Wydaje mi się, że wszelkie ludzkie wysiłki byłyby bezowocne – nikt nie odkryłby tajemnicy. Ale i tak zbudowali placówkę badawczą, tylko po to, by odsłonić sekret, który nie miał być odsłonięty. A w środku… znajdowały się rzędy niezliczonych mózgów, pozamykanych w specjalnych kolumnach. Jestem pewien, że w każdym z nich złożono jaja.
Wróciło to do niego.
Rzędy mózgów zamkniętych w okrągłych pojemnikach; Safu, zamknięta pośród nich – wszystko to wróciło teraz do niego.
– Rozumiem. – Rikiga pogłaskał podbródek. – W Zakładzie Karnym mogli znaleźć tyle mózgów, ile tylko chcieli. Lepszego miejsca nie było.
– Rzygać mi się chce. – Inukashi ściskał swoją pierś. Rzeczywiście wyglądał, jakby miał mdłości – wszystkie kolory odpłynęły z jego twarzy. Rzucił na bok swój chleb.
– Zdarzało już mi się głodować tak bardzo, że zjedzenie trawy czy gąsienic, by mnie uszczęśliwiło, ale pierwszy raz tak mnie mdli. Nie rozumiem, czegokolwiek co ty tam rozumiesz. Więc… Polowanie było jednymi wielkimi zbiorami mózgów?
– Tak. Prawdopodobnie chciano poeksperymentować na ludziach żyjących w ciężkich warunkach. Szukali mózgów, na które działały różne czynniki, jak ogromny stres, chęć życia, strach czy podekscytowanie.
– Ja… chyba naprawdę zwymiotuję. – Pies ułożył się przy Inukashi. Ten wtulił twarz w jego futro, wdychając jego zapach.
– Wy jesteście… sto razy, tysiąc razy, dziesięć tysięcy razy lepsi niż ludzie. Shion, tak się cieszę, że mam po swojej stronie psy, nie ludzi. Naprawdę.
– No. – „Masz rację, Inukashi. Psy są sto razy, tysiąc razy, dziesięć tysięcy razy lepsze niż ludzie. Rozumiem, dlaczego tak myślisz”.
Inukashi pociągnął lekko nosem.
– To jak, Nezumi? Naprawdę jesteś przetrwałym potomkiem Ludzi Lasu, czy jak to tam było?
Nezumi uniósł twarz. Kolory powróciły na jego policzki, prawdopodobnie dzięki opiece Arii. Wyglądał teraz jak żywe, oddychające stworzenie, a nie piękna lalka.
– Tak.
– Czyli przeżyłeś
tę Masakrę Mao, czy cokolwiek to było. Szczęściarz z ciebie.
– Pewnie.
Spojrzenie Nezumiego skupiło się na Shionie. Ten odwzajemnił je spokojnie. Po chwili wahania, Nezumi zaczął mówić.
– Byłem wtedy naprawdę mały. Prawdę mówiąc, niewiele pamiętam z terenów Mao. Przypominam sobie jedynie babcię wynoszącą mnie na plecach z płomieni. Nie wiem, czy była moją prawdziwą babką, czy kimś zupełnie obcym. Ale uratowała mnie i wychowała. Po ucieczce z lasu, przenosiliśmy się z miejsca na miejsce w obrębie tego, co teraz nazywa się Zachodnim Blokiem.
Ton Nezumiego był żywy i zdawał się nie mieć w sobie żadnych emocji.
– Babcia wiele mnie nauczyła. To ona znalazła pokój używany kiedyś jako magazyn biblioteki i zasugerowała mi wprowadzenie się do niego. Zakopałem się w książkach i dorosłem słuchając opowieści babci o Ludziach Lasu. Te maluchy…
Nezumi pstryknął palcami. Trzy myszy podbiegły do niego, piszcząc.
– …urodziły się w tamtym pokoju. Są inteligentne i mają emocje. Tak, jak ich rodzice i dziadkowie. Zwierzęta tego rodzaju zdawały się zbierać wokół Ludzi Lasu. Oni i Elyurias… cóż, nie używaliśmy imienia „Elyurias”. Po prostu mówiliśmy o Bogu Lasu. Chociaż i tak byłem za mały, żeby zrozumieć, czym ten Bóg Lasu był. Nauczono mnie jedynie, że tylko Ludzie Lasu, jak my, mogli porozumieć się z takimi myszami czy Bogiem Lasu. Ale zdawały się szybko przyzwyczaić do obecności Shiona, a nawet cieszyły się, kiedy nadał im imiona. Tak samo było ze szczurami pod ziemią. Szczerze mówiąc, zaskoczyło mnie to.
– Jak się nad tym zastanowić, to samo było z moimi psami. Naprawdę polubiły Shiona. Nawet na niego nie szczekały.
Nezumi uśmiechnął się pogodnie.
– Jesteś strasznie tajemniczy, Shion. Myślałem tak odkąd tylko się spotkaliśmy – jesteś zagadką.
– Mówisz o tamtej burzy.
– Tak. Noc, w którą się spotkaliśmy. Ale wróćmy teraz do tematu. Miałem dziesięć lat, kiedy ukończono specjalne bramy Zakładu Karnego. Na otwarcie miał przyjechać burmistrz. Babcia powiedziała, że to nasza pierwsza i ostatnia szansa na zemstę. Zemsta – mówiła, że to był jedyny powód, dla którego żyła. Ale dziesięcioletni dzieciak i stara kobieta nie mogli się z nim równać. Babcia miała przy sobie ukryty nóż, ale zastrzelili ją na miejscu, kiedy tylko spróbowała zbliżyć się do burmistrza. Złapali mnie z nią i dołączyłem do jeńców z Polowania, wrzuconych do podziemi Zakładu Karnego. Cudem nie zginąłem. Wspiąłem się na skalną ścianę, jakby moje życie od tego zależało. Tam spotkałem Rou. Może to też był cud. Rou opowiedział mi nawet więcej niż babcia, a kiedy skończyłem dwanaście lat, kazał mi wyjść spod ziemi i zmierzyć się z nowym światem. Wtedy jeszcze Rou miał ścieżkę – cieniutką, żeby nie było – komunikacji z rdzeniem No.6. Raz na jakiś czas No.6 dostarczało odrobinę jedzenia i środków do życia, żebyśmy przetrwali. Chyba ciągle czuli potrzebę pomocy dawnemu koledze. Przez tę ścieżkę, Rou przesłał sugestię, że powinienem zostać przeniesiony do Kropli Księżyca. Zaproponował im przeegzaminowanie mnie jako ostatniego żywego z Ludzi Lasu. Burmistrz i jego współpracownicy zgodzili się. Pewnie stanęli w ślepym punkcie ze swoimi badaniami nad Bogiem Lasu. Byli chętni na każdą ewentualną poszlakę, więc chcieli wykorzystać szansę. W dniu moich przenosin, Rou dał mi nóż z materiału, którego nie mogły wyłapać wykrywacze metalu. Kazał mi znaleźć własną ścieżkę. Nie przeżyłbym, gdybym pozwolił się zabrać do Ratusza. Prawdopodobnie pokroiliby mnie tam na części. Moją jedyną szansą była ucieczka przed dotarciem do Kropli Księżyca. Co do reszty – chyba nie muszę wdawać się w detale. Przetrwałem, bo mnie uratowałeś.
Nezumi spojrzał w sufit i wypuścił długi oddech.
– Jak już mówiłem,
tamtej burzowej nocy otworzyłeś okno i powitałeś mnie w środku. To był
prawdziwy cud. Byłeś dla mnie czymś cudowniejszym niż Bóg Lasu kiedykolwiek
mógł być. Czułem się jakby ktoś kazał mi żyć – iść dalej, nie poddawać się…
Gdyby nie ty, nie byłbym w stanie nawet przeżyć tamtej nocy. Shion, ty… tylko
ty… byłeś tym, który mnie uratował. Tym razem tak samo.
Nezumi podniósł się ostrożnie.
– Infuzja glukozy
zakończona. Infuzja zakończona. – Aria wycofała się cichutko jak potulna
panienka.
– Uratowałeś mi życie – powiedział Nezumi.
– To idzie w
obydwie strony. Gdyby nie ty, ja też byłbym martwy. –
Shion również wstał.
– Hej, hej,
czekajcie chwilę. Jak już macie kogoś obsypywać wdzięcznością, to nas. Co nie,
staruszku?
– Oczywiście. Eve, zrobiłeś sobie u mnie cholerny dług. Lepiej się przygotuj.
Inukashi i Rikiga kiwnęli jednocześnie głowami.
– Praktycznie kończycie za siebie zdania, co nie? Zbliżyliście się. – Nezumi uśmiechnął się, owijając się w płaszcz z superfibry.
– I tak jestem u
ciebie pod kreską, podrzuciłbyś mnie gdzieś w okolice Kropli Księżyca?
– Naprawdę chcecie się tam udać? – zapytał z niedowierzaniem Rikiga.
– Tak, taki mamy zamiar – odpowiedział Shion. – Musimy. Tylko Nezumi może zatrzymać Elyurias.
– Nie zapędzaj się. Nawet nie wiemy, czy mój śpiew na nią zadziała.
– Podziała. Nawet w tamtej ciężarówce, którą wieźli nas do Zakładu Karnego, ludzie i tak chcieli słuchać jak śpiewasz.
Rikiga pokręcił ramieniem. Jego zmęczone, czerwone oczy mrugały co chwila.
– Dlaczego, Eve? Myślałem, że masz zamiar usiąść z tyłu i cieszyć się przedstawieniem z widowni. Nie chciałeś śmiać się przez cały czas, oglądając ostatnie chwile No.6?
– Planowałem to, ale wygląda na to, że kariera aktorska będzie moim gwoździem do trumny – powiedział z żalem Nezumi. – Chyba jednak nie mogę znieść bycia z dala od światła reflektorów na dłużej niż kilka chwil. Najwyraźniej nie jestem stworzony do siedzenia na widowni.
– To nie jest moment na popisywanie się – odpowiedział uszczypliwie Rikiga. – Weź to na poważnie. Myślałem, że brzydziłeś się No.6. Zostaw je i pozwól, że zniszczy się samo. Nie musisz robić nic poza siedzeniem wygodnie i przyglądaniem się ze śmiechem.
Twarz Nezumiego wykrzywiła się na sekundę. Nie wyglądało, żeby udawał.
– Zrobiłbym to, gdybym mógł. Ale Rou powiedział mi: „co z dziećmi w murach? Czemu one są winne?”. Powiedział, że ci, którzy siedzą z założonymi rękami i patrzą, jak dzieci giną, nie są lepsi niż mordercy.
Westchnienie. Wszystkie emocje zniknęły z twarzy Nezumiego.
– Staruszku, naprawdę brzydzę się No.6. Czekałem na jego zniszczenie. Właściwie to wszystko, czego mógłbym sobie życzyć. Jeśli mam pobrudzić ręce krwią, żeby do niego doprowadzić, niech będzie – tak kiedyś myślałem i wciąż myślę. Ale chcę uniknąć zabijania dzieci za wszelką cenę. Przeżyłem Masakrę Mao. Ostatnim, czego chcę, jest bycie po stronie morderców. Nie chcę stać się jak No.6.
Rikiga się nie odzywał. Westchnął jak Nezumi, po czym wyciągnął kluczyki od samochodu.
– Inukashi, a co ty masz zamiar zrobić?
– Pójdę. Nie mam wyboru, co nie? Też muszę się martwić o własne dziecko. Rozumiem, co Nezumi próbuje powiedzieć. Heh, ale nie przyszłoby mi do głowy, że w pełni się z nim zgodzę. Muszę się starzeć.
– Och, Inukashi, przez dziecko masz na myśli to, które ci zostawił…
– Zamknij się! To
moje dziecko i nie twoja sprawa. Powoli łapiesz, co, niedbały
kretynie? Możesz przyjść na kolanach i błagać, żeby ktoś pozwolił ci go
zobaczyć, ale nie dostaniesz nawet szansy. – Inukashi starannie zgarnął wszystkie resztki jedzenia
i wystawił na Shiona długi język.
***
Zdezorientowanie sięgało szczytu wokół Kropli Księżyca. Armia strzelała do grup ludzi, powodując jeszcze więcej śmierci. W tym samym czasie kilku żołnierzy upadło na ziemię, starzejąc się i umierając w ciągu kilku chwil.
Ryk strachu wybuchł spośród żołnierzy. Gdy kilku odrzuciło bronie i próbowało uciec, ich dowódcy zabijali ich strzałem od tyłu.
– Bądźcie posłuszni rozkazom! Stłumić rebelię! Rozgonić ich!
– Nie! Nasze życia też się liczą!
– Nawet nie myślcie o ucieczce. Za opuszczenie pola bitwy karą jest śmierć – warknął jeden ze starszych oficerów. Nagle pochylił się do tyłu i upadł. Krew wypływała z jego czoła. Nabój odbił się od czegoś rykoszetem, czy może ktoś go zastrzelił? Jeszcze zanim zakończyły się konwulsje, żołnierze przebiegli po nim wojskowymi butami, próbując uciec.
Tłum wpłynął do Ratusza. W zamieszaniu każda z bram miasta wybuchła, stając w płomieniach. Na murach pojawiły się pęknięcia, które doprowadziły do jego upadku. Zakład Karny był już w połowie zdemolowany, z unoszącą się nad nim czarną chmurą dymu.
Ogromne monitory na placach pokazywały każdą z tych scen.
– Shion, co tu się, do cholery, dzieje? Po co to puszczają? No.6 pokazuje wszystkim własne zniszczenie specjalnie? – Pytał Inukashi z dreszczami.
– Obraz musi pochodzić z kamer bezpieczeństwa z całego miasta… ale powinien pokazywać się na monitorach Ministerstwa Bezpieczeństwa. Jest przekazywany na publiczne ekrany… więc musieli całkowicie stracić kontrolę nad własnymi komputerami i siecią.
– A to musi być…
– Tak, masz rację. Tylko ona potrafi bawić się tak z systemami No.6.
Ha, ha, ha.
Ha, ha, ha.
Słyszał beztroski śmiech. Docierał do jego uszu, torując sobie drogę przez tłum, kroki, krzyki i dźwięk przypominający bicie w bęben.
Ha, ha, ha.
Ha, ha, ha.
„Śmieje się. Próbuje zniszczyć No.6, śmiejąc się przez cały czas”.
– Nezumi, możesz śpiewać?
– …Nie tu. Za dużo ludzi. Szybko stracę oddech, zwłaszcza w tym stanie. – Nezumi spojrzał na nocne niebo z twarzą błyszczącą od potu.
– Śmieje się – mruknął.
– Słyszysz to? – zapytał Shion.
– Tak. Wygląda na to, że się cieszy. Aroganccy ludzie myśleli, że są władcami świata, a spójrz jak łatwo niszczą się teraz nawzajem – smakuje każdą chwilę tego widowiska.
– Każe ludzką pychę?
– Albo to po prostu przeznaczenie – odpowiedział Nezumi. – No.6 było przeznaczone dojść do tego punktu. Balon zawsze pęknie, jeśli będzie za mocno nadmuchany. Może po prostu to trochę przyspieszyła.
Ha, ha, ha.
Ha, ha, ha.
Człowiek ściskający około pięcioletnie dziecko przebiegł obok Shiona.
– Pomocy, pomocy! – wołał przez łzy.
– Nezumi, chodźmy na szczyt Kropli Księżyca.
– Biuro burmistrza?
– Tak. Stamtąd twój głos dosięgnie całego placu. Nie tylko Elyurias usłyszy twoją pieśń, ale i reszta ludzi.
– Piosenka nie uspokoi zdezorientowanego tłumu.
– Będzie bardziej efektywna niż karabiny. To na pewno.
Posunęli się z prądem pochodu, by wejść do Kropli Księżyca.
– Gdzie jest burmistrz? Wydajcie go!
– To koniec No.6! Skończyliśmy!
– Mur upadł! Bramy zostały zniszczone!
– Dajcie nam
szczepionkę! Burmistrz! Burmistrz!
Nagle pewien mężczyzna wbiegł na schody. Z megafonem w dłoni wspiął się na nie.
– Towarzysze, jestem tutaj! Ja jestem Yoming! To ja przekonałem was do marszu po wolność!
Tłum zabuczał.
– To Yoming! Yoming!
– Tak! Towarzysze, jeszcze kilka chwil temu zostałem zaatakowany i niemal zabity przez siły bezpieczeństwa. A jednak stoję tu przed wami. Nie umrę, aż do zakończenia odbudowy No.6 moimi własnymi rękami. Nie umrę – jestem nieśmiertelny!
Hałas wzmógł się. Masa pięści wzniosła
się triumfalnie ku mężczyźnie.
– Yoming! Yoming! Nasz bohater!
– Towarzysze.
Destrukcja No.6 jest blisko. Jeszcze tylko odrobinę. Pokonajmy No.6,
wszyscy razem jako jedność, wytężmy siły i zbudujmy nową utopię!
Urzeczywistnimy naszą jasną przyszłość własnymi rękami, towarzysze!
– Tak! Racja!
– Wiwat Yoming! Wiwat nowe No.6!
– Towarzysze, wyciągnijmy burmistrza i jego ludzi przed nas. Tutaj ich osądzimy i skarzemy. Niech to będzie pierwszy krok w stronę nowego świata!
Krzyki zgody zmieszały się razem w jeden ryk. Wstrząsnął powietrzem wokoło.
– Nie!
Shion również wbiegł na schody, by stanąć
za Yomingiem. – To nie tak. To, co mówi, nie jest prawdą.
Oczy Yominga wyszły z orbit, gdy wyszczerzał na niego
zęby.
– Wszyscy mnie
posłuchajcie: tu nie ma żadnej szczepionki. Tego, co się dzieje, nie zatrzyma
żadna szczepionka.
– Ej, co ty…
– Przeżyłem. – Shion zdjął koszulę i odrzucił ją na bok, ukazując czerwone blizny. – To dowód mojego przetrwania. Proszę was. Dajcie nam chwilę – dziesięć minut waszego czasu. Nie martwcie się, zajmiemy się tym jakoś. Ja przeżyłem. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby i wam się udało. Ale żeby tak było, potrzebujemy czasu.
((I przez "nasza podróż zbliża się do końca" miałam na myśli, że następny tydzień będzie naszym ostatnim. Nikt chyba nie pomyślał, że to tutaj to już koniec, nie? #Kuro trolls everywhere))
Wykorzystano fragm. Makbeta w przekładzie Józefa
Paszkowskiego.
No prosze Nezumi zaczął o sobie mówić?! Nie spodziewałam się tego ;) Fajne podsumowanie wszystkich inofmacji z serii :) Normalnie aż chce mi się płakać, już tak blisko końca :( DZIĘKUJĘ CAŁEJ EKIPIE ŻE MIMO PROBLEMÓW POJAWIŁ SIĘ NOWY ROZDZIAŁ :)
OdpowiedzUsuńGdybyś widziała jakie to poruszenie wywołało >D (czytaj: Dżun skacze z radości w ataku adhd, Ayo przechodzi obok fragmentu ze stosunkową obojętnością, pomijając rozmyślania nad sensem życia, widokiem siebie za 10 lat i dopiskiem "OMG" przy części z mózgami, zaś Kuro ryczy jak typowa fanka Pandora Hearts przy śmierci *****t*(zagwiazdkowane bo to ma być zaskoczenie, a nie)/fangirl k-popu kiedy dwóch biasów pocałuje się na scenie)
UsuńI CZEMU JUŻ DZIĘKUJESZnie żebyśmy nie były wdzięczne czy coś aleCZEMU TAK SZYBKO JESZCZE TYDZIEŃ CAŁY ZOSTAŁ NO NIE PRZYPOMINAJCIE MI BŁAGAM JA NIE CHCĘ ;A; nie chcę. ;_;
what am i doing with my life
Dzięki, Luna :) Też mi się podobał rozdział. Szczególnie własnie z powodu wielu ciekawostek jakie zostały wyjaśnione. Gdy Shion zaczął opowiadać wielka mnie niechęć ogarnęła (brakowało tylko, by po raz setny opowiedział, jak to Nezumiego poznał). Jednak zdradził wiele ciekawych smaczków. No i sam Nezumi... duże zaskoczenie, bo sądziłam, że to Asano zostawi już pod płaszczykiem tajemnicy.
UsuńZa tydzień faktycznie koniec - smutno się robi na samą myśl.
Nieeeeeeee!;-;
OdpowiedzUsuńDlaczego? Dlaczego jeszcze tylko tydzień?;-; Buuuuuuuuu!
Dobra...nowy cel życiowy...wyrzucić z siebie coś konstruktywnego...najlepiej związanego z rozdziałem...
...no więc...
OMG*przy mózgach*
Nie no, nie ma co, od razu czuję się spełniona, +10 do lansu!
Kurde,co ja zrobię? Teraz nie będę się mogła budzić w poniedziałki z myślą "byle do czwartku". I...jakoś tak pusto będzie,noo...;-;
Zacytuję wybitną, młodą osobę polskiego pochodzenia.
"what am i doing with my life"
Przy epilogu to ja wam normalnie jakiś referat wypiszę z podziękowaniami za ciężką harówkę(bezczelnie przy okazji lekceważąc poprawę sprawdzianu z chemii odbywającego się jutro, na który się nie uczyłam bo czytałam powyższe. Czuję się usprawiedliwiona.)
PS. Nie ryczałam przy śmierci *****t*. Ryczałam przy WSZYSTKIM związanym z *i**e*t**;-;
Pozdrawiam~!;-;
Ha. Ha, ha, ha. Jestem wybitną, młodą osobą polskiego pochodzenia, a mój cytat jest po angielsku >D wymienimy się referatami, wolę pisać o Nezumim niż o genetyce (jak każdy).
UsuńNadal najbardziej mieszane uczucia mam w stosunku do *a**a, bo niby to jest ten zły co zbłądził i w ogóle, ale w sumie to z jakiegoś powodu nawet go lubię ._.
Ja bardzo ryczałam przy śmierci *****t*. ;-; To był jeden z najsmutniejszych momentów w tej mandze ;-;
UsuńNawet nie wspominaj o *a**u== Ta postać to jeden wielki, ładny, wredny troll stworzony przez autorkę=.= Nie miałabym absolutnie nic przeciwko gdyby grzecznie sobie spłonął,ale nie! On musi egzystować, trollować, niszczyć przyjaźnie i moje marzenia! *a**,what have you done?"==
UsuńTa manga istnieje, żebyśmy płakały.
Usuńbtw nie ma to jak pod początkiem ostatniego rozdziału rozprawiać o Pandora Hearts, brakuje jeszcze tylko dyskusji o wyższości AoKise nad AoKuro, kto nie miał łez w oczach na endingu [K] (wykonawca: Totsuka Tatara/Yuki Kaji/Shion), i skąd moe wersji Leloucha w Chuunibyou do głowy przyszło, że wcale nie ma żadnych mocy xD
Totsuka;-;
UsuńAle nawet jeśli ***r* to zrobił, to nie przestanę go wielbić!
Wielkie dzięki, czekałam z takim utęsknieniem. Piękny rozdział. Czekam już na zakończenie, liczę na Was. Powodzenia! Trzymajcie się :*
OdpowiedzUsuńDzię~ku~je~my~~. Kuro zawsze dotrzymuje słowa (zdanie fałszywe - dowód: "wezmę się za posłowia w wakacje") i nigdy nie pozwala na siebie czekać zbyt długo~ .w.
UsuńZdecydowanie nie chcę, żeby to się już skończyło. D:
OdpowiedzUsuńPomijając czekanie kilka miesięcy na premiery filmów i seriali, wolałabym czekać tydzień na nowy rozdział.
Planujecie może tłumaczenie czegoś nowego? :D
Verrine~~
Mnie to mówisz? Ryczę na historii pobocznej, w której nic się nie dzieje, jedynie Shion myje kundle Inu ._.
UsuńPlanować - planujemy (a przynajmniej ja z Ayo - Dżun dołączy, jak ją projekt zainteresuje >D). Na obecnym stadium mojej miłości do wychodzących serii, byłabym w stanie przetłumaczyć Shin Sekai Yori (ale nikt nie tłumaczy na angielski xD), nowelki [K] (to samo co wyżej), albo nowelkę Kagepro (ale tłumaczenie jest fragmentami to z początku, to ze środka, to z końca - takie życie). Chciałam SAO, ale zabrali się za to ci z baka-tsuki ._. (mogę konkurować z pojedynczymi tłumaczami, ale anonimowa masa taka jak baka-tsuki to dla mnie za dużo xD)
Jednakże jesteśmy otwarte na propozycje! wystarczy odezwać się do mnie tędy o: http://yashirokun.tumblr.com/ask z tytułem cokolwiek ktoś by chciał zobaczyć po polsku, a ja wezmę pod uwagę każdą propozycję przy zastanawianiu się nad następnym projektem i przekonywaniu Ayo i Dżun(i upewnię się, że jest po angielsku xD)~!
Tyle się już przez No.6 naryczałam że omfg. Jakiś czas temu przeczytałam strasznego ficka i stwierdziłam "nope. to za dużo, to był ostatni raz, ryczeć będę na ostatnim rozdziale", no ale oczywiście na tym nie dotrzymałam danego słowa. XD
UsuńA propozycje noveli ciekawe. Są to głównie te, które szukałam właśnie po angielsku, także nie mam innych próśb.
Verrine~~
Zabieram się do napisania komentarza już od miesięcy, ale nadszedł czas podziękowań. Dziękuje wam, że to tłumaczycie, po prostu uwielbiam was za to, normalnie nie wiem co ja pocznę, jak to się skończy. T^T
OdpowiedzUsuńNo, wiedziałam, że te podziękowania jakoś marnie wyjdą XD
Cieszę się, że udało ci się w końcu ten komentarz sklecić. To wiele znaczy, chociaż nie muszę chyba tego mówić. Zwłaszcza, że jesteśmy na finiszu - za tydzień koniec ostatniego rozdziału, epilog, i ofiarowana wam wszystkim historia poboczna z czwartego tomu (swoją drogą zapomniałam już, jaki Shion był wtedy naiwny i kochany).
UsuńNie chcę, żeby to kończyło się tak szybko; obudzę się pewnie w przyszły piątek z pustką w głowie i jedyną myślą: ,,to co teraz?''. Ale cieszę się, że ciągle dostajemy podziękowania.
Bo jeśli chociaż jedna osoba nadal czeka na przyszły czwartek, to znaczy, że było warto.
Już szykuję pudełka chusteczek na przyszły tydzień TT_TT
OdpowiedzUsuńPoraził mnie ogrom informacji jakie wypłynęły w tym rozdziale, w końcu zrozumiałam parę wątków których wcześniej nie mogłam rozkminić.
Ja nie chcę żeby się ta opowieść skończyła...
Dziękuję za rozdział, i czekam na zakończenie ;__;
Mam nadzieję, że dziś albo jutro zamieścisz dalszy ciąg. Również przygotowałam chusteczki, ale i górę czekolady by przeżyć załamanie. Ciekawa jestem jak przetłumaczysz końcówkę, bo nie mogłam się powstrzymać i czytałam ją już po angielsku. Liczę na Ciebie, wytrzymaj do końca i daj nam powód by tonąć w łzach ;)
OdpowiedzUsuńDzisiaj, dzisiaj. Czwartek dniem świętym ;-; Przy odrobinie szczęścia jakoś po ósmej powinno być.
UsuńMyślałam, że Yoming nie żyje.. Ej, jak on przeżył w tej klinice? O.o
OdpowiedzUsuńDziękuję za tłumaczenie...!
Dziękuję bardzo! Piękne tłumaczenie! Ohhh ale smutne, czemu to już koniec iść? ...
OdpowiedzUsuń