Staram się dodawać nowe posty w niedziele. Staram się.



Zakończono tłumaczenie No.6.


Dziękujemy za wszystkie podziękowania. To był miły rok z hakiem. I późniejszy rok. I chyba jeszcze jeden. Te dwa późniejsze składały się z czytania Waszych komentarzy. I tak dzięki.

(Do pań profesor jeśli przypadkiem odwołam się do tego na maturze: przepraszam, ja naprawdę tłumaczyłam to w gimnazjum. Ale prawdziwa książka istnieje. Obiecuję.)


Wszystkie rozdziały można znaleźć w zakładce ,,No.6''/,,No.6 Beyond''.


Kup powieść i mangę w oryginale, wspomóż panią Asano.


Tłumaczenie: Kuroneko
Korekta: Ayo, Dżun

wtorek, 27 grudnia 2011

Tom I: Rozdział 4


(( I tak oto, ze sporym opóźnieniem, które w nadchodzących dniach postaram się nadrobić (chociaż znając moją skłonność do prokrastynacji, pewnie znowu będzie coś w rodzaju ,,chciałam dobrze, wyszło jak zawsze''). W każdym razie, mam do zakomunikowania dwie rzeczy. W sumie to trzy. Po pierwsze: zaczynamy ,,Wielką Orkiestrę Poprawiania Imienia Shiona'', w skrócie WOPIS. Tak, wiem, rzucam sucharami niczym Niekryty Krytyk, aczkolwiek do brzegu. ,,Sion'' wkurzało mnie od jakiegoś czasu i dzięki motywacji ze strony mojej drogiej wybawicielki (o dziwo, dziś to nie Ayo, ale o tym w ,,po drugie''), postanowiłam to pozmieniać. Póki czas. Czyli w ciągu kilku dni w poprzednich rozdziałach też powinno być poprawione. Tak więc przechodzimy do ,,po drugie''... Po drugie: za dzisiejszą korektę odpowiedzialna jest Dżun (aka Anioł Wybawiciel), jako że Ayo się zachorowało. Tak więc kłaniam się jej nisko. Po trzecie natomiast... (tu miało być o tym, co będzie cytowane, ale chyba jednak będzie na o tym po rozdziale...) Tak więc po trzecie: szczęśliwego Nowego Roku (bo na święta za późno)! Nie przeszkadzam już, miłej lektury.))


Rozdział 4

Z bezdennego terroru



Prąd ścieku był szybszy, a woda głębsza, niż Shion się spodziewał. Niedostrzegalne obiekty przepływały mu tuż przy twarzy. Co jakiś czas coś przyczepiało się do jego gogli, ograniczając widoczność. Czuł odór, z jakim nie spotkał się nigdy wcześniej. W otaczającym go zapachu zgnilizny dało się wyczuć mdłą mieszaninę słodkiej woni z ostrym smrodem, która wdzierała się wprost do nosa. W mroku mógł ledwie podążać za Nezumim, który płynął tuż przed nim. Poza tym oddychanie było niemalże niemożliwe. Serce mu łomotało, z bólem rozrywając pierś.

Nezumi odbił w bok i wskazał na uchwyt, przymocowany do ściany. Shion, dotarłszy do niego, złapał uchwyt. Razem go obrócili i pociągnęli tak mocno, jak tylko mogli. Pojawiło się okrągłe wyjście.

Brakowało mu powietrza. To był jego limit. Tracił świadomość. Sekundę później został wessany do dziury. Był ciągnięty i pchany przez prąd, aż został wyrzucony na suchy grunt. Jego ciało było przyciśnięte do ziemi, a przez dzwonienie w uszach i mrowienie w stopach, nadal czuł, jak o nią uderzył. Jednak nie miał już wrażenia mokrej szmaty na twarzy. Mógł oddychać. Nagły przypływ ulgi został zdławiony przez kaszel. Był wycieńczony i miał coś lepkiego w ustach. Shion szarpnął swoje gogle i zamknął oczy. Przez kilka chwil nie mógł się poruszyć.

– Jeszcze za wcześnie na spanie – rzucił Nezumi, jednak jego oddech także wykazywał oznaki zmęczenia. Shion rozwarł powieki i ujrzał nagą, betonową powierzchnię.

– Gdzie jesteśmy?

– W rurach ściekowych. Artefakty z dwudziestego wieku. Chociaż może i nie artefakty, bo nadal ich używają - Nezumi energicznie potrząsnął głową, a kropelki wody spadły z jego włosów. – Kiedy poziom wody w ściekach przekracza limit, otwierają te drzwi i wypuszczają ją tymi rurami.

– Odprowadzają tu ścieki? Bez filtrowania?

– Ehe. Twoje ukochane miasto ma tendencję do robienia tego od czasu do czasu.

– Dokąd prowadzą rury?

– Zachodni Blok.

– Więc spłukują brudną wodę... Jak mogą... - Shionowi zabrakło słów. Nezumi zatrzymał się.

– Zachodni Blok nie jest dla nich częścią miasta. To margines. Prawdopodobnie widzą w nim tylko coś w rodzaju wysypiska śmieci.

– He?

Nezumi wciąż stał przed nim, wpatrując się bez mrugnięcia. Na końcu tego wzroku znajdował się właz w rurze, z której właśnie wypłynęli. Ściek wciąż stamtąd spływał wąską stróżką.

– Chodźmy – Nezumi pochylił się, aby podnieść myszkę, biegającą wokół jego stóp. Po czym odwrócił się do Shiona. Ten wciąż był wykończony, jednak zebrał w nogach resztkę sił, żeby wstać.

,,Nadal mam dość siły. To ostatni raz. Nic mi nie będzie'' – Shion próbował podnieść się jakoś na duchu. Myszka na ramieniu Nezumiego zapiszczała sympatycznie.

– Ach! – Shion dotknął dłonią szyi. Ledwie wyczuł pewną nieprawidłowość. U podstawy karku było coś maleńkiego, co wydawało się wystawać. Przejechał palcem po tym miejscu. Wyskoczył tam bąbel wielkości grochu, powodujący lekki ból. Podrapał go delikatnie. Chłodny powiew wiał przez środek jego ciała. Shion czuł, jak jego serce się trzęsie.

Ten gest – drapanie szyi; widział już wcześniej kogoś, kto to robił.

– Yamase-san – czysty obraz Yamase nalewającego kawę, rozmawiającego, zawsze drapiącego się po szyi, przebiegł przez myśl Shiona. - Nie mówcie, że...

Nezumi się odwrócił.

– Co jest?

– Nie, nic.

– Lepiej nie jęcz, że nie możesz już iść.

– Wręcz przeciwnie – powiedział Shion. – Mógłbym czasem poćwiczyć. Mam cię ponieść, skoro już przy tym jesteśmy?

– Niezła oferta, ale podziękuję.

Mysz na jego ramieniu popiskiwała. Shion musiał przyspieszyć, żeby nadążyć za Nezumim.

Za dużo myślał. To był zwykły pęcherz. Zadrapanie na ręce i poobijane ciało były znacznie gorsze. Na miłość boską, to tylko pęcherz. Zwykły pęcherz.

– Co masz tak poważną minę? Tęsknisz za mamą?

– Moja matka... – mruknął. – Nezumi, myślisz, że będę mógł się z nią jeszcze spotkać?

– Zapomnij o tym.

– Jak możesz być tego taki pewny?

– Sam dobrze wiesz. Pewnie w tej chwili Ministerstwo Bezpieczeństwa przekopuje twój dom od góry do dołu, aż po zawartość twojego kosza na śmieci. Nie ma mowy, żebyś choćby z nią porozmawiał, chyba że masz jakieś telepatyczne umiejętności.

– Chyba masz rację.

,,Wybacz, mamo'' – mógł tylko przepraszać. – ,,Jestem bezpieczny. Żyję, więc proszę...'' – nie chciał, żeby rozpaczała. Nie chciał, żeby była smutna.

– Bzdury – splunął Nezumi.

– Co?

– Ty. Jesteś ich pełen.

To był pierwszy raz, kiedy Shion usłyszał zniewagę w swoim kierunku.

– Co masz na myśli?

– Usiłuję powiedzieć, że cały czas przejmujesz się bzdurami i nosisz je ze sobą jak jakiś bagaż - Nezumi zmrużył oczy i zmierzył Shiona ostrym wzrokiem. Jego spojrzenie przeszywało, będąc jednocześnie wypełnione przez emocje, niemal ocierające się o urazę.

Shion otworzył już usta, żeby otwarcie go o nie zapytać, ale nagle Nezumi zaczął wspinać się po ścianie. Gdy dokładniej się przyjrzał, dostrzegł przyczepioną do niej metalową drabinę. Po wspięciu się na jej szczyt, powitało go wieczorne niebo. Znowu był na powierzchni. Zachodzące słońce zabarwiało niebo swoimi ciepłymi barwami, a chłodne powietrze wiało tuż pod nim.

To miejsce wyglądało na wejście do Zachodniego Bloku. Z daleka mury No.6 błyszczały, odbijając promienie wschodzącego słońca. Przez obniżenie terenu, na którym leżał Blok, miasto wydawało się być jeszcze większe, niż było w rzeczywistości. Widok zamaszystego miasta, otoczonego słońcem, zapierał dech w piersiach. Shion pomyślał nawet, że przypomina to w pewnym sensie aureolę.

Nezumi zaczął iść w przeciwnym kierunku. Wyszli z przerzedzonego lasu, docierając niedługo do ruin domu. Wydobywał się z niego dym i dźwięki ludzkich głosów.

– Mieszkają tam ludzie?

– Pełno ich tam – odpowiedział Nezumi.

Za zniszczonym domem ciągnęły się rzędy baraków.

– Tędy – Shion był ciągnięty za ramię do ruin innego budynku. Ten wyglądał jakby był kiedyś magazynem. Wydawał się być przestronny, jednak połowa powierzchni była zawalona gruzem.

– Znowu schodzimy pod ziemię – Nezumi nacisnął część ściany, a ta odsunęła się bezgłośnie, wpuszczając ich do środka. Za nią rozciągały się schody zrobione z gołego betonu, takiego samego jak w tunelach ściekowych. Mysz zbiegła po schodach. U ich stóp były drzwi. W środku zupełna ciemność. Rozległo się kliknięcie, a pokój wypełnił się mdłym światłem.

Shion nabrał powietrza i stanął jak wryty.

Góry i kopce książek pięły się niepewnie w górę. Większa część pomieszczenia była pod nimi zakopana.

– To wszystko... to książki?

– A wyglądają ci na jedzenie?

– Nigdy nie widziałem ich aż tyle.

– Zgaduję, że do tej pory czytałeś jedynie na elektronicznym papierze.

– Tak, cóż, nie zupełnie, ale... ale to naprawdę niesamowite.

– Zgaduję również, że prawdopodobnie nigdy nie czytałeś Moliera, Racine czy Szekspira. I prawdopodobnie nie wiesz nic o chińskich klasykach czy mitach Azteków.

– Nie wiem – Shion nawet nie próbował się sprzeczać. Był zbyt przytłoczony.

– To co wiesz? – zapytał Nezumi, przebiegając ręką po mokrych włosach.

– Eh?

– Czego się do tej pory uczyłeś? Wiedza systematyczna, pierwszorzędna technologia, jak rozszyfrować specjalistyczne, naukowe papiery i co jeszcze?

– Dużo jeszcze – odpowiedział z oburzeniem Shion.

– Na przykład?

– Jak upiec chleb, jak zrobić kawę, zarządzać parkiem i sprzątać... Można dodać jeszcze nurkowanie w ściekach.

–  Zapomniałeś o "jak odrzucić kogoś, kto pyta o seks, kiedy ty myślisz o niej jedynie jak o przyjaciółce''. Chociaż to ci nie wyszło.
Shion uniósł wyzywająco policzek i spojrzał w parę szarych oczu.

– Jeśli masz czas na robienie sobie ze mnie jaj, może dasz mi się umyć?

– Ja pierwszy - Nezumi wyciągnął ręcznik spomiędzy książek i rzucił nim w Shiona. - Nie wściekaj się - powiedział. - Mam na myśli to, że zaszedłeś dość daleko przez te cztery lata. Nauczyłeś się sporo przydatniejszych rzeczy, niż robienie czekolady.

– Uginam się pod ciężarem twych jakże miłych komplementów.

– Hej, serio, nie wściekaj się.

Nezumi zniknął pomiędzy górami książek. Chwilę później, Shion mógł już słyszeć stłumione dźwięki wody z prysznica. Rozejrzał się po pokoju. Z każdej strony półki, wszystkie wypełnione po brzegi książkami. Nie wyglądało, żeby były jakoś posortowane. Tomiszcza wszelkich rozmiarów wpakowane były w każdą wolną lukę. Shion czuł się zupełnie jak na tamtej zatłoczonej stacji. Wyblakły dywan wydawał się mieć kiedyś kolor zieleni, jednak teraz nawet on przykryty był książkami. Pomiędzy nimi gnieździło się łóżko. Nie było okien. Żadnej kuchni, ani innych mebli.

Pisk, pisk.

Zapiszczała mysz, siedząca na grzbiecie otwartej książki. Shion wziął ją i odwrócił książkę otwartą na jakiejś stronie. Poczuł słaby zapach papieru. Przypomniał sobie, że dawno, dawno temu czuł to samo. Siedział wtedy na czymś miękkim i ciepłym – majaczyły jego wspomnienia. Nie pamiętał tego zbyt dobrze. Mysz wspięła się na jego ramię. Poruszyła wąsami i piszczała usilnie.

– Mam ci to przeczytać?

Pisk, pisk.

W środku była zakładka. Shion otworzył na niej książkę i zaczął czytać na głos.

– ,,Ciągle ten zapach krwi!
Wszystkie wonie Arabii nie odejmą tego zapachu z tej małej ręki.
Och! Och! Och!
Co to było za westchnienie!
Ciężkież musi być brzemię na sercu. 
Nie chciałabym mieć jej serca w moim łonie za wszystkie zaszczyty tego świata''.

Kolejna mała myszka usiadła u stóp Shiona. Miała czarujące oczy w kolorze winogron. Brązowa mysz, siedząca ma książce, kiwnęła żywo główką, jakby chcąc zachęcić tamtą do przyłączenia się.

– ,,Do łóżka! Do łóżka! Kołatają do bramy.
    Pójdź, pójdź! Pójdź! Daj rękę!
    Co się stało, odstać się nie może.
    Do łóżka! Do łóżka! Do łóżka!

Shion poczuł za plecami czyjąś obecność przez co się odwrócił. Nezumi stał z zarzuconym ręcznikiem wokół szyi. Pochylił się przed nim nisko.

– Pod prysznic, jeśli wasza wysokość zechce. Wasz ubiór na zmianę będzie waszej wysokości oczekiwał tutaj.

– Nezumi, ta książka...

– To Szekspir. Makbet. Kojarzysz może?

– Tylko z tytułu.

– Zdążyłem się zorientować.

– Te wszystkie książki to klasyki?

– Nie, wasza wysokość. Mamy tu także przewodniki ekologiczne i tomiki naukowe, jeśli miałaby wasza wysokość ochotę.

– To wszystko twoje książki?

– Kolejne przesłuchanie? – powiedział Nezumi z rozdrażnieniem. – Leć wziąć prysznic, to dam ci coś do jedzenia – zakończył nagle, odwracając głową.

Prysznic był stary i trudno było kontrolować temperaturę. Płynęła z niego na zmianę gorąca albo lodowata woda, ale dla Shiona nadal było to miłe uczucie. Minęło sporo czasu od kiedy tak bardzo cieszył się prysznicem. Również ból w jego szyi cudownie zniknął.

,,Żyję. Zostałem uratowany".– myślał Shion, pozwalając gorącej wodzie spływać po jego ciele. Nie wiedział, co się stanie jutro, ale teraz żył i to wystarczało, żeby wziąć ten prysznic.

,,Jeszcze mu nie podziękowałem".

Został uratowany, a Nezumi ryzykował dla niego życiem. Jednak ani jedno słowo podziękowania nie opuściło jeszcze jego ust. Dopiero teraz sobie to uświadomił.

Chwilę po wyjściu z łazienki, jedna z myszy znowu się po nim wspięła.

– Naprawdę musiało mu się spodobać twoje czytanie – Nezumi mieszał coś w misie nad naftowym piecykiem. Wydobywał się z niej zapach, dający poczucie domowego ciepła.

– Ach! – nagle krzyknął Shion. Teraz sobie przypomniał, co kryło się za nostalgią i ciepłem, jakie czuł w momencie otwarcia książki.

– Co?! Po kiego krzyczysz?

– Nie, po prostu przypomniałem sobie. Moja mama czytała mi to dawno temu.

– Mama czytała ci Makbeta?

– Jasne, że nie. Byłem wtedy zbyt maleńki. Pamiętam, jak siedziałem na jej kolanach, a ona mi czytała. – Co to była za historia? Powoli przewracała strony. Głos Karan rozlegał się w jego uszach, najpierw szybko, potem powoli; słabiutko, potem z całą siłą. Mógł poczuć ciepło jej ciała. Czuł zapach papieru.

– Zabijesz się kiedyś – powiedział cicho Nezumi. Jego głos był cichy.

– Co?

– Mówiłem to przedtem. Noś dalej ten bezużyteczny bagaż, a niedługo będzie po tobie. Przygwoździ cię i zmiażdży.

– Bezużyteczny? Co na przykład?

– Wspomnienia. Przywiązanie do bycia obywatelem No.6. Twoje wygodne życie, twoje przewartościowanie własnych umiejętności, twój przesąd o byciu kimś w rodzaju wybrańca losu, duma. Lista nie ma końca. Ale najgorsza jest twoja matka. Masz kompleks Edypa, czy co? Jeśli tak bardzo się o nią boisz, Bóg jeden wie, co zrobisz dalej. Może zaczniesz mówić, że chcesz z powrotem do miasta, zobaczyć swoją najdroższą mamusię.

Wstąpił na minę.

– To bez sensu myśleć o rodzicach? – odpowiedział Shion z napięciem. – Wiem, w jakiej jestem teraz sytuacji i wiem, że nie ma mowy, żebym skontaktował się teraz z moją matką. Ale mogę chyba o niej chociaż pomyśleć. To nie jest coś, o czym ty możesz wiedzieć.

– Pozbądź się tego – głos Nezumiego stał się nawet zimniejszy, niemal jak metalowy pierścień. – Pozbądź się takich bezużytecznych uczuć.

– Czemu... Czemu mówisz... – powiedział z niedowierzaniem Shion.

– Bo są niebezpieczne.

– Moje uczucia? Niebezpieczne?

– Przedtem wyrzuciłeś tamtą kartę, bo była dla nas niebezpieczna. Takie właśnie są uczucia do innych ludzi. Jesteś przez nie pchany i ciągany na wszystkie strony, i zanim się zorientujesz, już jesteś na niebezpiecznym terytorium. Twoja matka, ojciec, babcia, ktokolwiek – oni wszyscy są teraz obcymi. Nie powinno być w tobie miejsca na jakiekolwiek uczucia do obcych. Twoje ręce są pełne roboty, jaką jest utrzymywanie się przy życiu.

– I tylko dlatego powinienem odrzucić wszystko inne?

– Wywal to. Odetnij się od całego ciężaru, jaki do teraz ze sobą nosiłeś.

Shion zacisnął pięści po bokach. Zrobił krok w stronę Nezumiego.

– A co z tobą?

– Ze mną?

– Czemu mi pomogłeś? Jestem tylko obcym, ale wszedłeś w ogień, żeby mnie uratować. Nie trzymasz się specjalnie własnych słów.

– Jakiś charakterek jednak masz – odciął się Nezumi. – Jeśli naprawdę czujesz się przeze mnie uratowany, to czemu nie spróbujesz być troszkę bardziej wdzięczny, kiedy coś mówisz?

Ręka Nezumiego wysunęła się, żeby złapać za jego obojczyk. Przycisnął go do regału z książkami.

– Mam wobec ciebie dług – jego niski głos syknął do ucha Shiona. – Cztery lata temu uratowałeś mi życie. Spłacam go. To wszystko.

– Wystarczająco zwróciłeś. Nawet za dużo – Shion chwycił nadgarstek Nezumiego, aby odepchnąć go od obojczyka. Ale jego napięte mięśnie nie wykazywały najmniejszego znaku rozluźnienia.

– Puść mnie.

– Zmuś mnie, chłopczyku.

– Odgryzę ci nos – Shion szczęknął zębami. Wyczuł chwilę wahania. Nie przeoczył jej. Objął ręką szyję Nezumiego. – Odgryzanie nosów to moja specjalność.

– He? Czekaj, tak nie...

– Zapomniałem wspomnieć, że przez ostatnie cztery lata nauczyłem się również walczyć.

– Hej, nie próbuj nawet – powiedział nerwowo Nezumi. – Gryzienie jest najgorsze... Aaa...!
Nezumi zachwiał się i obaj wpadli w morze książek. Stos po stosie się przewracał, aż książki spadły deszczem wprost na nich.

– Ał – zagrymasił Nezumi. – Jednak to jest najgorsze. Chyba dostałem w głowę encyklopedią... Shion, nic ci nie jest?

– Taa... Co to jest? Chilam Balam Chumayela?

– To spirytystyczny tekst Majów. Historia o bogach i ludziach. Pewnie cię nie zainteresuje – Nezumi uśmiechnął się blado i zaczął układać przewrócone książki.

– Co to ma znaczyć?

– To prawda, nie? Nie interesowałeś się nigdy innymi ludźmi, bogami czy baśniami, co?

Ludzie? Bogowie? Baśnie? Nigdy nie zastanawiał się głębiej nad żadnym z nich. Ani razu. Ale to było kiedyś.

Shion spojrzał na niego i odetchnął ciepłym zapachem, wypełniającym powietrze. Oto świat, którego nie znał. W dniach, w których by go odwiedził, co by zobaczył, usłyszał, czego by się nauczył i o czym myślał? Jego serce przyspieszyło, jednak nie wiedział dlaczego. Przez krótką chwilę jego dusza tańczyła z radością, jakby po raz pierwszy zobaczył ocean. Potem pomyślał jak musi wyglądać. Zawstydziło go pokazywanie takiej twarzy i nie chcąc, żeby Nezumi ją zobaczył, momentalnie zanurkował w książki, po czym podniósł nonszalancko jedną z tych, leżących u jego stóp.

– Co to?

– Kolekcja poematów Hessego - odpowiedział Nezumi.

,,Duszo, ty przerażony ptaku, 
Wciąż i wciąż musisz pytać:
Kiedy po tak wielu dzikich dniach 
Przyjdzie pokój, przyjdzie spokój?''

– ...Słyszałeś kiedyś?

– Nie.

– No raczej.

– To po co pytasz? – spytał Shion ze skwaszoną miną.

– Jeśli nie wiesz, twoim zadaniem jest się dowiedzieć.

– I to niby nie jest bezużyteczne?

– Przyda się któregoś dnia – rzucił od niechcenia Nezumi. – W każdym razie wystarczy, zupa... – przełknął swoje słowa. Wytrzeszczył oczy.

– Co jest, Nezumi?

– Shion, twoja ręka.

– Eh?

– Twoja ręka... kiedy te ślady...

Rękaw koszulki Shiona był zawinięty do połowy przedramienia. Ciemne ślady zaczęły się rozprzestrzeniać po nagiej skórze. Nie było ich, kiedy brał prysznic. Zdecydowanie ich nie było.

– Co? Co to jest?!

Krzyczał. W tej samej chwili poczuł niesamowity ból, przeszywający jego głowę.

– Shion!

Ból przychodził falami. Malał na moment, po czym uderzał ponownie, przenosząc nieludzkie cierpienie. Jego palce zesztywniały. Nogi zaczęły się trząść.

– Shion, wytrzymaj. Pójdę po lekarza...

Shion zmusił swoje nie współpracujące ciało do przeczołgania się tak daleko, jak tylko mogło. Złapał Nezumiego za ubranie. Nie było na to czasu. Wzywanie lekarza nie miało sensu.

– Co mam zrobić? Shion, powiedz co...

– Moja szyja... – z trudem powiedział.

– Twoja szyja?

– Pęcherz... Wytnij go...

– Ale nie mam żadnego znieczulenia.

– Nie potrzeba... – wykrztusił. – Szybko...

Jego świadomość zaczynała odpływać. Czuł, jak jest przenoszony.

,,Nie zasypiaj. Jeśli to zrobisz, nigdy się nie obudzisz'' – nie wiedział dlaczego, ale był o tym silnie przekonany. Ból zmalał na chwilę, a przez myśl przemknął mu obraz upadającego na ziemię Yamase i jego leżących zwłok.

,,Ale Yamase-san nie cierpiał".

Nie zwijał się w agonii. Natychmiast się zestarzał i odszedł, jak więdnące drzewo. Objawy Yamase były inne, niż jego własne.

,,Może to znaczy, że wciąż mam szansę...''

Jego mózg był rozrywany tlącymi się, czerwonymi szczypcami. Były ich miliony i wbijały się z każdej strony. Ciało wiło się w bólu, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczył. Własny krzyk zamienił się w skrzypienie łamanych drzazg, wbijanych prosto w niego. Poczuł silną falę nudności. Krew i płyny w jamie brzusznej zbierały się w jego ustach i przepływały przez wargi.

,,Boli, boli, boli''.

Shion nie chciał już być ratowany, czy oszczędzony przez śmierć. Chciał jedynie uwolnić się od tego bólu i cierpienia. Nie chciał otwierać oczu. Nie musiał żyć. Nie prosił o wiele. Chciał tylko odetchnąć.

Czuł, jak ktoś złapał go z tyłu za włosy i zaciągnął w ciemności. Poczuł ulgę. Wszystko, co musiał zrobić, to zatopić się w tym i zostać zabranym w lepsze miejsce. W końcu mógł zasnąć.

Gęsta, gorzka ciecz została wlana wprost do jego ust. Była gorąca. Spływała do jego gardła, a Shion poczuł, jak wychodzi z mroku. To oznaczało także ponowne pogrążenie się w tamtym cierpieniu.

– Miej oczy otwarte – para szarych oczu przyglądała się jego twarzy.

– Nezumi... Nie mogę już... – błagał Shion ze słabością w głosie. – Zostaw mnie...

Wymierzono mu siarczysty policzek.

– Nie wnerwiaj mnie. Nigdzie się nie wybierasz. Pij – mocny i gorzki płyn był z siłą wlewany do jego ust. Ciemności odchodziły. Słabe fale bólu rozchodziły się po jego głowie.

Skub, skub, skub... Skub, skub...

Shion myślał, że słyszał ten dźwięk – a może to była halucynacja? Dźwięk jego mózgu pożeranego żywcem. Były tam masy niezliczonych, czarnych, małych owadów. Rozchodziły się po całej jego głowie, wydając dźwięki skubania.

Pożeranie. Pożeranie. Pożeranie.

To była halucynacja? Czy może... To strasznie bolało! Nie mógł tego znieść. I sam był przerażony. Krzyk zdzierał jego gardło.

– Dokładnie. Krzycz. Nie poddawaj się. Jesteś młody. Jeszcze za wcześnie, żebyś się poddał.

Shion czuł, jak jego ciało opuszczają siły. Był ociężały, jakby przywiązano go do kowadła. Dusił się. Ale ból opadł tylko odrobinkę.

– Krzycz dalej. Nie trać świadomości. Wytnę to.

W dłoni Nezumiego spoczywał srebrny skalpel.

– Tylko ci mówię, nie mam takich fajowych rzeczy jak te elektroniczne skalpele. Nie ruszaj się.

Czy to przez fakt, że połowa jego nerwów została sparaliżowana przez ból, czy może raczej przez to, że wszystkie siły opuściły już jego ciało. Nie potrafił stwierdzić powodu, ale Shion nie kiwnął palcem. Nie mógł już się ruszać.

Trzy myszki siedziały obok siebie na stosie książek. Na ścianie wisiał okrągły zegar. Jeden z tych analogowych. Tik, tak, tik. Słyszał jego dźwięk. Pierwszy raz słyszał odgłos przemijającego czasu. Sekunda minęła, potem minuta. Czas sam się nakreślał. Przemijał delikatnie, wałęsając się niewyraźnie. Świat przed nim się rozmazywał. Policzki były gorące. Łza spłynęła w dół, dotknęła warg i została przez nie wchłonięta, nie stygnąc.

– To koniec – Nezumi odetchnął. Czy ten metaliczny dźwięk to uderzenie skalpela o podłogę?

– Nie krwawi za bardzo. Boli?

– Nie... – wykrztusił Shion. – Chcę tylko iść spać...

– Jeszcze nie. Wytrzymaj jeszcze chwilę.

Głos Nezumiego odpływał. Shion słyszał już tylko tykanie zegara.

– Shion.

Ktoś nim potrząsał.

– Miej oczy otwarte. Jeszcze tylko chwilę, proszę, otwórz oczy.

,,Zamknij się – chciał powiedzieć. – Zamknij się, zamknij się. Tylko chwilę? Jak długa ma być ta chwila?"

– Przestań mnie wkurwiać. Ty mnie w to wszystko wciągnąłeś, myślisz, że dam ci tak po prostu odejść? Shion, wiesz co to znaczy? Twoja mama będzie płakać. Co zrobisz z tamtą dziewczyną, co? Safu, czy jak jej tam było. Spałeś w ogóle kiedyś z dziewczyną? Co za strata odrzucać taką prośbę.

,,Zamknij się. Przestań mówić. Po prostu przestań...''

– Nic jeszcze nie wiesz. Ani o seksie, ani o książkach, ani jak się powinno walczyć. Nadal myślisz, że nie musisz żyć? Shion! Otwórz oczy!

Otworzył je. Zobaczył cztery inne pary, patrzące na niego. Pierwsza była szara, należąca do człowieka. Pozostałe trzy, w kolorze winogron, należały do myszy.

– Dobry dzieciak. Pochwalę cię za to.

– Nezumi...

– Hm?

– Ja... Nie znam twojego imienia...

– Mojego imienia?

– Tego... Prawdziwego...

– No, to masz kolejną rzecz, której nie wiesz. Powiem ci, jak do siebie dojdziesz, niech to będzie prezent. Poczekaj na to.

Gorzki płyn wlewano w niego jeszcze kilka razy. Odpłynął w sen tylko po to, żeby znowu zostać obudzony. Wydawało mu się, że ten cykl powtarza się w nieskończoność. Miał gorączkę. Okropnie się pocił i wymiotował bez końca. Czuł się zupełnie jakby cała wilgoć z jego ciała była wyciskana jak z gąbki.

– Wody... – błagał co chwilę, a za każdym razem chłodna ciecz zwilżała mu gardło.

– Dobre to...

– Co nie? Świat nie jest aż takim złym miejscem – dłoń Nezumiego powoli przejechała po włosach Shiona.

– Już wystarczy. Idź spać.

– Mogę?

– Taa. Najgorsze za tobą. Wygrałeś, a to już coś – palce, przeczesujące jego włosy były delikatne, tak samo jak ton głosu Nezumiego. Ulga rozpłynęła się po jego ciele. Zamknął oczy i zapadł w głęboki sen.
 Nezumi sprawdzał czy Shion oddycha, nadal trzymając dłoń w jego włosach. Oddech był trochę słaby, ale spokojny i równy.

,,Zrobiłeś to''.

To było coś. Nie kipiały z niego uprzejmość czy energia. Shion mimo to miał w sobie więcej chęci do życia, niż na to wyglądało. Chęci, które były wytrwałe i mocne. Nezumi wpatrywał się w jego twarz - wycieńczoną i słabą, ale wciąż oddychającą regularnie, i uświadomił sobie, jak bardzo sam się zmęczył. Był wykończony mentalnie, nie fizycznie. Nie mógł też pojąć co się właśnie stało. Uczucie niepokoju pochłaniało teraz jego myśli i powodowało mrowienie.

,,Co tam się dzieje?''

No.6. Coś zaczynało się wewnątrz tego, co nazywali ,,Świętym Miastem''. Coś, co wykraczało poza ludzkie pojęcie, rodziło się i rozwijało powoli, ale pewnie. Nezumi przedostał się na kraniec jednej z półek i wyciągnął szalkę Pertiego. Spoczywało na niej to, co wyciął spod skóry Shiona, kiedy rozciął pęcherz.

,,Nie mogę uwierzyć''.

Tak, czasem zdarzają się rzeczy, w które nie można uwierzyć. Rzeczywistość zdradzała ludzi prawie zbyt łatwo, kierując ich życia w niespodziewanych kierunkach. Czasami wpędzała ich tym samym w rozpacz. Była okrutna i brutalna. Wręcz absurdalna. Nie można było jej ufać. Wszystko mogło się zdarzyć.
Nezumi dobrze o tym wiedział. Ale nie mógł z tą rzeczywistością nic zrobić. To w ogóle możliwe, żeby zdarzyło się coś takiego? - Jednak prawdą było, że już się wydarzyło. To coś, czego nie dało się odsunąć na bok, ani przymknąć na to oko.

Usiadł ponownie przy Shionie i znowu lekko pogłaskał jego włosy.

,,Kiedy się obudzisz, będziesz w stanie uwierzyć w tą rzeczywistość?''

Będzie w stanie to znieść? To chłopiec, który był kołysany i chroniony przez Święte Miasto aż do dwunastych urodzin. Do szesnastych żył w Utraconym Mieście – marginesie miasta, ale wciąż jego części i dlatego był traktowany jak na obywatela przystało. Czy ktoś, kto był chowany w tak mocnej skorupie, będzie w stanie znieść rzeczywistość? Czy miał na to dość siły?

,,Prawdopodobnie nie jest aż tak słaby, żeby go to złamało''.

Jednak nie miał pewności. Nie wiedział jak wiele siły, czy słabości, mieściło się w ciele tego chłopca śpiącego tuż przy nim. Potrafiłby ustać, czy przewróciłby się – tego Nezumi nie wiedział. Ale Shion przetrwał i to także była część rzeczywistości. Aby przeżyć, trzeba zatopić kły w życiu i nie puszczać. Bez względu, jak beznadziejnie to wyglądało, czy było męczące, ci, którzy najbardziej pożądali życia, byli zwykle tymi, którzy je zachowywali. Nezumi wiedział z doświadczenia, jak bolesny był to fakt. Chłopiec przed nim miał tą niezbędną do życia chciwość. Znacznie trudniej było przetrwać, niż umrzeć piękną i bohaterską śmiercią. Życie miało też przez to znacznie większą wartość. O tym fakcie Nezumi zdążył się już boleśnie przekonać.

,,Nic ci nie będzie".

Nezumi zwilżył wodą zeschłe usta Shiona. Następnie cicho otworzył drzwi i wyślizgnął się na zewnątrz. Świtało. Niebo zmieniało kolor z czerni na fiolet, a na nim błyszczały świecące gwiazdy.

 – No.6 – Nezumi powiedział do wielkiego miasta, majaczącego z daleka. – Poczekaj tylko. Któregoś dnia wyciągnę twoją zarazę na światło dzienne.

Wstęga światła przecięła niebo. Gromada ptaków wzbiła się do lotu. Słońce wstawało. Ranek nadchodził. Zachodni Blok, wciąż był pogrążony w mroku, a ,,Święte Miasto'' pływające w świetle wschodzącego słońca, błyszczało nim, jakby śmiejąc się z pogardą. Nezumi stał nieruchomo, wpatrując się w nie w ciszy.


***

Ulice poniżej zapełniały się światłem. Nigdy nie zmęczyło go oglądanie co rano takiego widoku z tego pokoju– taki był niesamowity.

,,Znakomity''.

Uporządkowane ulice i gama kolorów więdnących liści drzew, które je otaczały, tworzyły piękny obraz. Miejsce idealnej funkcjonalności i energii. Nigdzie nie można było tam znaleźć czegoś brzydkiego ani marnującego się. Oto dzieło ludzkich rąk, najwyższej możliwej...

Rozległ się dzwonek. Monitor, wiszący na ścianie, włączył się, ukazując długą, chudą twarz mężczyzny.

– Proszę wybaczyć niepokojenie o tak wczesnej porze.

– Nie szkodzi. Czekałem na pana.

– Śledztwo zakończone. Chciałbym osobiście złożyć panu bezpośredni raport.

– Osobiście? To dla pana raczej rzadkość. Coś się stało?

– Podejrzany uciekł.

– Na to wygląda, słyszałem. Ale nie wydaje mi się, żeby to było aż tak ważne.

– On był w to zamieszany. Pomógł podejrzanemu uciec.

Mężczyzna na ekranie poprawił swoje okulary. Były całkowicie czarne i widocznie staromodne. Mimo to był pod wrażeniem, jak dobrze mu pasowały, dlatego nie zmienił oprawek od dziesięciu lat.

– Jest pan tego pewien?

– Potwierdziliśmy to. Próbki głosowe się zgadzają.

– Pomógł w ucieczce, co... W jaki sposób?

– Niedługo zaraportuję o detalach.

– Rozumiem. Będę czekał.

– Proszę więc wybaczyć.

Obraz zniknął, a monitor znowu pokrył się czernią i schował do środka ściany. Mężczyzna pozwolił swojemu wzrokowi wałęsać się dookoła aż do momentu, gdy przeniósł go na niebo, rozciągające się za szklanymi panelami okiennymi. Jego głęboki błękit, aż kuł w oczy. Pory roku znowu się zmieniały.

,,Więc wróciłeś''.

Po co wrócił? Po co znowu się pokazał? Pojedynczy płatek obluzował się z bukietu róż, rozłożonego na biurku i cicho opadł na ziemię.

,,Powinieneś był siedzieć cicho tam, gdzie siedziałeś, idioto".

Rozdeptał opadły płatek, który rozsmarował się po dywanie, zostawiając ślad, przypominający krew.



***


Yamase siedział na podłodze, przyciskając swoje kolana ze skuloną głową. Wyglądał jak dziecko, dąsające się po otrzymaniu kary.

– Yamase-san – zawołał go Shion. Nie było odpowiedzi.

– Yamase-san, co się stało?

Yamase zalał się łzami.

– Yamase-san, nie płacz.

Shion położył dłoń na jego ramieniu. Bolesne zawodzenie Yamase rozdzierało mu serce. Samo słuchanie go powodowało ból.

– Czemu tak płaczesz? Mogę coś dla ciebie zrobić?

– Możesz – dłoń Yamase złapała kostkę Shiona.

– Shion, nie chcę być sam. Czemu to ciebie ktoś musiał uratować?

– Eh?

– Chodź ze mną – błagał. – Pójdziesz, prawda?

– Yamase-san, co...

Ręka ściskająca jego kostkę, zmieniła kolor. Zaczynała gnić. Kawałki ciała rozkładały się i odpadały od ramienia Yamase. Shion mógł przez nie zobaczyć kość.

– Pójdziemy razem, prawda?

Kostka Shiona została ściśnięta jeszcze mocniej. Był ciągnięty w kompletne ciemności. Ramię Yamase gniło coraz bardziej, owijając się wokół torsu Shiona, aż w końcu dotarło do szyi, zaczynając go dusić.

– Nie... Przestań...

– Shion...

Shion wysunął się tak daleko, jak tylko mógł. Poczuł coś twardego i mocnego, zacisnął wokół tego dłoń.

Krzyknął.

– Nie!

Shion podskoczył, budząc się. Jego gardło było boleśnie suche.

– Co, nie? – Nezumi przyglądał się jego twarzy z poważną miną.

– Nezumi... – mruknął Shion z oszołomieniem. – O... Ja żyję...

– Żyjesz. Gratuluję bezpiecznego powrotu. I wybacz, że rujnuję twój moment, ale możesz już puścić moją rękę? Trzymasz ją dość mocno, to nawet boli.

Faktycznie trzymał dłoń Nezumiego tak mocno, że palce zaczęły wbijać się w ciało. Musiał ją złapać, żeby uciec z ciemności.

– Chcesz wody?

– Tak – powiedział Shion z wdzięcznością.

Woda była zimna i studziła każdy zakątek jego ciała.

– Pamiętam, że podawałeś mi tak wodę... Raz po razie – słowa powoli formowały się na wargach Shiona i niezręcznie je opuszczały.

– Niedaleko jest źródło. Woda jest za darmo, więc nie ma się o co martwić.

– Ty... Znowu mnie uratowałeś.

– To nie ja cię uratowałem. Nie ma w pobliżu żadnych porządnych lekarzy ani szpitali, a nawet, gdyby były, nic nie mogłyby z tym zrobić. Nikt nie mógł cię uratować. Ty sam wróciłeś. Wygrałeś niezłą walkę. Jestem nawet pod wrażeniem. Obiecuję, że więcej nie nazwę cię chłopczykiem.

– To wszystko... dzięki tobie.

Shion uniósł dłoń do jego twarzy i wpatrywał się w nią. Skóra dłoni była sucha i szorstka, ale nie było na niej śladu żadnych wgłębień czy zmarszczek. To nadal była ta sama młoda ręka. Nezumi odetchnął z ulgą.

– Miałem zły sen... – zaczął delikatnie Shion. – Chciałem, żeby ktoś mi pomógł, wyciągnąłem się tak daleko, jak mogłem... i złapałem twoją dłoń.

– Przerażające, co?

– Yamase-san tam był; powiedział, że nie mogę być jedynym uratowanym. Jego ręka owinęła się wokół mnie, od torsu do szyi – Shion zabrał dłoń, by dotknąć karku. Był owinięty bandażem.

– Od torsu do szyi? - Nezumi wziął krótki oddech. Spuścił wzrok i odsunął się od łóżka.

– Yamase-san nie był kimś, kto by tak powiedział... – kontynuował w zamyśleniu Shion. – Cieszyłby się, że nic mi nie jest. Dlaczego miałby przychodzić do moich snów i...

– Bo tego żałujesz – powiedział krótko Nezumi, owijając płaszcz z superfibry wokół ramion. Mysz wskoczyła, ze stosu książek, na jedno z nich. – Ten Yamase zginął, a ty przeżyłeś. Żałujesz tego i dlatego masz takie debilne sny.

– Wszystko jest dla ciebie głupie albo bezużyteczne, co nie?

– Ktokolwiek żyje, wygrywa. Nie żałuj, że przetrwałeś. Jeśli masz czas na żal, przeznacz go na życie o dzień dłużej, o minutę. A raz na jakiś czas przypomnij sobie o tych, którzy zginęli przed tobą. To wystarczy.

– Mówisz to do mnie? – zapytał Shion.

– A widzisz tu kogoś innego?

– Brzmiało jakbyś... – zawahał się. – Jakbyś mówił to do siebie.

Nezumi zmrużył oczy. Patrzył na Shiona przez chwilę, po czym mruknął pod brodą: ,,Śmieszne''.

Shion spróbował wstać z łóżka. Nadal nie mógł poruszać swoim ciałem tak, jak chciał. Doszło do niego, że cały tors ma szczelnie owinięty bandażami.

– Czemu jest ich tak dużo?

– Kaleczyłeś się z bólu, dlatego. Leż spokojnie, jeszcze za wcześnie, żebyś się ruszał. I weź lekarstwo, które masz obok poduszki. Zrobię ci zupę, jak wrócę.

– Wychodzisz?

– Mam pracę.

Nezumi odwrócił się od niego i energicznie opuścił pokój.

Shion połknął białą pigułkę, jak mu kazano. Brązowa myszka zapiszczała do niego zza szklanki wody.

– Dzięki.

Mysz kiwnęła główką, jakby zrozumiała jego podziękowanie i wbiegła na jego klatkę piersiową, kiedy ten już się położył.

– Jaką pracę ma twój właściciel?

Pisk, pisk.

– Jak ma na imię? Jaki rodzaj życia prowadził aż do teraz? Gdzie się urodził i co... – urwał. Zrobił się senny. Wyglądało na to, że jego ciało chciało spokojniejszego wypoczynku. Zasnął. Tym razem nie miał już żadnych snów. Kiedy się obudził, cały ciężar jego ciała ustąpił. Nie czuł żadnego dyskomfortu, poza tępym bólem z rany na szyi. Jego ciało szybko do siebie dochodziło.

Nikogo innego nie było w pokoju. Wyglądało na to, że Nezumi jeszcze nie wrócił. Zapadła cisza i głębokie ciemności. Shion odwrócił głowę i ujrzał trzy myszki, skulone we śnie, obok jego szyi. Powoli się podniósł i założył buty. Strasznie pragnął złapać oddech za drzwiami. Chciał wypełnić płuca świeżym powietrzem. Postawił ostrożnie kilka kroków. Pocił się pod bandażami na szyi i piersiach. Odwiązał te na karku. O wiele łatwiej się dzięki temu oddychało. Jego stopy były lekkie, nie było żadnych zawrotów głowy czy nudności.

Shion otworzył drzwi i wspiął się po schodach. Uderzył go chłodny powiew. Świat na powierzchni oblewało czerwone światło zachodzącego słońca. Kolorowe liście opadały z drzew. Tańczyły na wietrze i spadały na ziemię z cichym szelestem. Spojrzawszy w górę, ujrzał ciemne gałęzie drzew, niemalże nagie, układające się sztywno, jakby próbowały dosięgnąć nieba. W oddali mógł także dostrzec No.6.

Shion poczuł pieczenie w oczach. Jednak nie z tęsknoty do miasta, w który się urodził i wychował. To oznaki późnej jesieni, ta niezapomniana sceneria tak poruszyła jego serce. Słaby szelest opadłych liści, zapach ziemi, kolor nieba, wszystko odbijało się echem głęboko po jego sercu, jakby chcąc zmusić go do wzruszenia.

,,Będzie miał kolejny dobry powód do śmiechu, jeśli mnie tak zobaczy''.

Shion przygryzł wargę, żeby wstrzymać łzy. Oddychał głęboko.

Usłyszał głosy dzieci, śmiejących się za nim. Odwrócił się i zobaczył przed sobą trójkę dzieci, bawiących się pośród drzew. Dwie dziewczynki i jeden chłopiec. Czyżby te dzieci mieszkały w domu, który widział wcześniej? Miały podobne, okrągłe twarzyczki. Nie wiedział z czego się tak cieszą, ale Shion czuł jak podnosi się na duchu od samego patrzenia na nie.

Karan uwielbiała dzieci. Zawsze miała wyprzedaże typu: ,,Wszystko za pół ceny dla dzieci do dziesięciu lat'', więc piekarnię zawsze wypełniały głosy maluchów. Tak było wewnątrz No.6. Teraz jednak znajdował się poza nim. Ale nie ważne jak dziwny był świat po tej stronie muru, śmiech dzieci nadal pozostał taki sam.

Dziewczynka, wyglądająca na najstarszą, pierwsza zauważyła Shiona. Zatrzymała się i szeroko otworzyła oczy. Jej twarz zesztywniała. Shion nie chciał jej przestraszyć. Uniósł rękę w powitalnym geście i odezwał się pierwszy.

– Cześć.

Mały chłopiec, stojący za dziewczynką, wybuchnął płaczem.

– Eh? Ach, nie płacz... – Shion zrobił krok w ich stronę. Twarz dziewczynki skrzywiła się.

– Wąż! – wrzasnęła.

Szybko wzięła chłopca w ramiona, a drugą dziewczynkę za rękę i zbiegła z nimi w dół wzgórza. Jej krzyk odbijał się w zachodzie słońca. Shion stał nieruchomo w ciszy.

,,Wąż? Po co krzyczała? Jaki wąż?''

Nie rozumiał jej słów.

,,Co ona zobaczyła?''

Odwrócił się. W tej późnojesiennej scenerii nie było nic niebezpiecznego. Żadnych węży, czy ptaków. Nie było znaków jakiegokolwiek życia.

,,Cienie gałęzi mogły jej przypominać węża? Nie, ta dziewczynka patrzyła prosto na mnie. Patrzyła tylko na mnie''.

Shion zatrząsł się. Jego rana mrowiła. Włożył dłoń pod grzywkę i przycisnął do czoła. Miał taki nawyk, gdy był zmieszany.

– Co...

Shion zakaszlał. Między jego palcami zostało kilka pojedynczych włosów. Były niemal śnieżnobiałe. Błyszczały w poświacie zachodzącego słońca.

– Jak... Co...

Złapał się za głowę, wyrywając więcej włosów. Wszystkie były takie same. Dotknął swojej twarzy. Skóra pod dłońmi była mocna. Żadnych zmarszczek czy zwisów. Ale czuł coś dziwnego na szyi. Niewielka opuchlizna pod skórą, owijająca się wokół jego karku. Shion niemal spadł ze schodów w pośpiechu.

,,Lustro, potrzebuję lustra!''

Przewrócił stos książek. Zaskoczone myszy wcisnęły się pod łóżko. Znalazł drewniane drzwi obok łazienki. Otworzył je, odnajdując miejsce, w którym zmieściłaby się jedna leżąca czy stojąca osoba. Ściana za nim wyglądała jak lustro. Różne inne rzeczy wisiały na ścianach, ale Shion nie był w nastroju, żeby je teraz oglądać. Włączył światło i przysunął się do lustra. Nogi mu się ugięły, ręce zatrzęsły, ale zmusił się do patrzenia we własne odbicie.

Wydał z siebie przeraźliwy krzyk.

Co widział w lustrze? Czy to był...

,,Wąż!''

Krzyk dziewczynki napłynął do jego uszu i odbijał się w nich echem. Potrzebował powietrza, czuł, że inaczej się udusi. Nie mógł oddychać. Zatoczył się i przywarł do ściany. Wpatrywał się w swoje odbicie. Oczy się do niego przylepiły i nie miały zamiaru się ruszyć. Nie mógł odwrócić wzroku.

Jego włosy błyszczały bielą. Był też wąż. Czerwona wstęga, na około dwa centymetry szerokości, owijała się wokół szyi. To było to, na co wyglądało. Nie miał co do tego wątpliwości.

– Nie może być... – zdjął ubranie. Spróbował też rozerwać bandaże, owinięte wokół całego ciała. Zostały zwinięte ciasno i dokładnie, przez co plątały się, i wiązały w supły, kiedy próbował je rozwiązać swoimi drżącymi rękami. Kiedy w końcu opadły na ziemię, Shion wydał stłumiony wrzask. Szkarłatna wstęga, rozciągająca się po całym jego ciele, brała swój początek na jego lewej kostce, ciągnęła się wokół nogi, przebiegała przez krocze i tors, biegła pod pachą i docierała do szyi. Zupełnie jakby owijał go wąż. Ślizgała się po jego nagim ciele. Czerwona, wijąca się blizna. Kolana mu się ugięły i powoli opadał w rozwinięte bandaże.

Białe włosy i czerwona wstęga. Oto cena, jaką zapłacił za przetrwanie.

– Lubisz się oglądać nago? – przemówił głos, niemal szeptem. Nezumi schylał się w drzwiach za nim.

– Nezumi... To...

– Pojawiło się kiedy spadła gorączka. Uszkodził tylko warstwę skórną, do twoich żył nie doszło. Co znaczy, że system krążenia ma się dobrze. Czy może to nie dobrze?

– Dobrze? Co niby ma w tym być dobrego? To jest...

– Jeśli ci się nie podoba, możesz się tego pozbyć – powiedział cicho Nezumi. – Przeszczep skóry nie jest chyba w tym stuleciu niemożliwy, prawda? Co do włosów, możesz je przefarbować na inny kolor. Nie widzę problemu. Ale tylko cię informuję – lekko wzruszył ramionami. – Możemy coś zrobić z twoimi włosami, ale skóry to ty tu nie przeszczepisz. Nie mamy ani technologii, ani ośrodków do czegoś takiego - jego głos był spokojny i pozbawiony emocji; nie zawierał ani odrobiny sympatii. Shion dalej siedział, gdzie siedział, bezmyślnie gapiąc się na bandaże, owinięte wokół jego nogi.

– Shion.

– Taa...

– Żałujesz, że żyjesz?

Shionowi zajęło chwilę znalezienie odpowiedzi.

– ...Co? – powiedział niejasno. – Och... Mówiłeś coś?
Nezumi westchnął i przyklęknął naprzeciw Shiona, wbijając palec w jego policzek. Siłą podniósł jego twarz.

– Przestań patrzeć w dół i spójrz na mnie. Otrząśnij się i posłuchaj co mam do powiedzenia. Żałujesz?

– Żałuję? Czego?

– Swojego życia.

– Żałować... znaczy... jakby chcieć, żeby to się nie zdarzyło, tak?

– No raczej. Nie, – powiedział sarkastycznie. – przejęzyczyłem się, miałem powiedzieć: ,,żartujesz''. Weź się w garść. Co z tym twoim uzdolnionym mózgiem?

Żałować? Życia? Żałował tego, że żył, siedział tam, wyglądając jak wyglądał? Shion powoli pokręcił głową.

– Nie.

Nie chciał umierać. Nawet, gdyby miał być powalony na ziemię, czołgałby się, tylko po to, żeby przeżyć. Nie miał konkretnego celu czy nadziei. Nie miał pojęcia o własnej przyszłości. Jego ciało nagle się zmieniło, a dusza zawrzała. Ale nadal nie chciał umierać.

Życie tkwiło w pysznym smaku wody, zwilżającej gardło. Było w kolorze nieba, rozpościerającego się przed jego oczami, w spokojnym, wieczornym powietrzu, w świeżym chlebie, w dotyku czyichś palców, w delikatnym, cichym śmiechu; ,,Shion, na co ty masz nadzieję?''; w niespodziewanych wyznaniach, w niepewności i wahaniu. Wszystkie te rzeczy łączyły się z życiem. Nie ważne, jak miał przez to wyglądać, nie chciał się od tego odciąć.

– Nezumi... – wyszeptał. – Ja... Ja chcę żyć.

Łzy, które wstrzymywał aż do teraz, wypłynęły. Jedna z nich spłynęła po jego policzku, ale prędko została otarta.

– Nie ma sensu tego ukrywać, debilu – westchnął lekko Nezumi. – Jak możesz tak po prostu beczeć? Nie wstydzisz się?

– Po prostu spuściłem gardę, okej? – odpowiedział Shion ze złością. – Mam problemy z kontrolowaniem się, bo nie jestem jeszcze stabilny emocjonalnie. Powoli dochodzę do siebie, więc przestań sobie ze mnie żartować.

Nezumi spojrzał na twarz Shiona w ciszy i wyciągnął rękę, żeby delikatnie pogłaskać jego włosy.

– Jeśli tak się tym przejmujesz, mogę ci je potem przefarbować. Ale moim zdaniem tak wyglądają całkiem nieźle. Poza tym... – palce Nezumiego przesunęły się, by przejechać po czerwonej bliźnie na piersi Shiona.

– Pomyśl o tym, masz czerwonego węża, owiniętego wokół ciała. Nawet seksowne.

– Chyba mi to nie schlebia.

– A mnie nie podnieca oglądanie cię nago – odciął się Nezumi. – Załóż coś na siebie. Zrobię ci moją specjalną zupę z mięsem.

Jeśli się nad tym zastanowić, minęło już dużo czasu od kiedy cokolwiek jadł. Shion czuł pustkę w żołądku, a głód zaczął go gryźć.

– Co to za zupa? Pomóc ci?

Nezumi zmrużył oczy.

– Szybko się odbiłeś, co nie?

– Eh?

Głos Nezumiego nagle przycichł i zaczął skrzeczeć.

 – ,,Wkoło kotła, wrzućmy doń
    Zbójczych jadów pełną dłoń.
    Ropuszysko, siostro płazu,
    Coś pod zimną bryłą głazu
    Przez trzydzieści dni i nocy
    W odrętwiałej śpiąc niemocy,
    Skisło, zgniło w własnej ropie,
    Ciebie naprzód w kotle topię''.

 – Co to?

– Makbet. Scena, w której trzy czarownice robią w kotle napar z oczu traszki, stóp żaby i skrzydeł nietoperza; swoją specjalną zupę. Czarujące, nie powiesz?

– Jeśli tak wygląda twój przepis, to ja podziękuję.

– Zamiast skrzydeł nietoperza użyjemy kurczaka, a w miejsce traszki wrzucimy sporo świeżych warzyw. Jako substytutu żabich stóp użyjemy główki czosnku. Proszę poczekać jeszcze chwilę, wasza wysokość.
Specjalna zupa Nezumiego była strasznie gorąca i lepsza niż cokolwiek, co Shion kiedykolwiek jadł.



==Koniec rozdziału czwartego==


((Użyto fragmentów ,,Makbeta'' Williama Shakespeara w przekładzie Józefa Paszkowskiego (jedyny nietrafiony prezent urodzinowy, który do czegoś się przydał); napisałabym, kto cytuje który akt i scenę, ale książka wróciła do mej domowej biblioteczki, równie zagraconej co ta Nezumiego, tak więc trudno mi ją odnaleźć. Z pamięci mogę powiedzieć, że na początku obaj cytują akt pierwszy (sceny nie pamiętam), a pod koniec piąty (tu ponownie sceny nie pamiętam). Wiersz, który recytuje Nezumi to ,,Keine Rast'', oryginalnie po niemiecku, za tłumaczenie dziękuję serdecznie mojemu bratu, wychowanemu na szwabs... niemieckim znaczy ^^ To tyle z mojej strony, dziękuję serdecznie.))

sobota, 17 grudnia 2011

Tom I: Rozdział 3



((No i z kolejnym poślizgiem czasowym (niedziela niedzielą, ale sobota wieczór już jakby jest), a podziękowania za korektę wędrują do drogiej Ayo~~ I miłego wieczora, tak w ogóle ._.))



Rozdział 3

Lot ku życiu



Shion włożył swoją Kartę Identyfikacyjną do czytnika w Biurze Administracji Parku. Drzwi otworzyły się bezdźwięcznie, uruchamiając systemy filtracji powietrza i kontroli temperatury. W środku jeszcze nikogo nie było. Wydało mu się dziwnym, że Yamase jeszcze nie przyszedł. Shion włączył przełącznik, uruchamiający całe biuro. Zaczął się kolejny dzień pracy.

– Dzień dobry – obraz Ratusza Miejskiego ,,Kropli Księżyca'' ukazał się wraz z pozdrowieniem. – Twoja niezachwiana lojalność wobec miasta...

Umieścił dłoń na obrazie budynku i wyrecytował powoli:

– Przysięgam moją wieczną i niezachwianą lojalność wobec miasta No.6.

– Jesteśmy wdzięczni za twoją lojalność. Wypełniaj swoją pracę z dokładnością i dumą, jak przystało na dobrego obywatela naszego miasta. –  ,,Kropla Księżyca'' zniknęła, zostając zastąpiona przez raport dotyczący warunków życiowych wszystkich żywych organizmów w Parku. Shion odetchnął z ulgą. Codzienne składanie przysięgi stało się dla niego źródłem dyskomfortu. Nawet jeśli kryło się pomiędzy gałęziami, Biuro Administracji Parku nadal było pod bezpośrednim nadzorem miasta. Pracownicy mieli więc obowiązek składać tę przysięgę każdego ranka. Jeśliby odmówili, straciliby pracę. 

To nie było coś wielkiego. Wszystko, co trzeba było zrobić, to przyłożyć dłoń do ekranu i wyrecytować te same słowa. Shion próbował odsunąć to na bok, ale wynoszone, banalne słowa przysięgi i bezsensowność  tego samego codziennego rytuału napawały go odrazą. A na powtarzaniu tegoż banalnego i bezsensownego rytuału każdego ranka, cierpiała duma Shiona. Pamiętał, że Safu musiała robić to samo. Jej laboratorium także było pod kontrolą miasta, więc powtarzanie przysięgi było tak samo obowiązkowe. 

Shion lekko dmuchnął w dłoń. Żadne narzekania nie miały sensu. Przynajmniej dopóki był częścią No.6 i chciał nadal tu mieszkać, unoszenie się dumą było całkowicie zbędne. Tak sobie wmawiał.

Drzwi biura otworzyły się, a Yamase wszedł do środka. Za nim stała kobieta, wyglądająca na około dwadzieścia lat. Yamase zawołał ją łagodnie, jednak ona tylko potrząsnęła głową i odeszła w pośpiechu. A była to mała kobietka o długich włosach.

– Rozumiem... –  Shion zatrzymał ręce nad panelem kontrolnym i odwrócił się żeby spojrzeć na kwadratową, kanciastą twarz Yamase. 

– Rzadko widuję cię z kobietami, Yamase-san. Czy ona jest... – miał zamiar powiedzieć ,,twoją dziewczyną'', ale w odpowiednim momencie zamknął usta. Yamase siedział już przy swoim panelu kontrolnym, recytując przysięgę lojalności miastu. Na jego twarzy widać było zdenerwowanie. Zauważywszy to Shion wiedział, że to nie był odpowiedni czas na zawracanie mu głowy.

– Yamase-san, coś się stało?

– Shion, tamta kobieta... –  Yamase zatrzymał się, by odwrócić się w stronę Shiona – To żona tego mężczyzny z wczoraj.

– Eh?

To robiłoby między nimi wyjątkowo dużą różnicę wieku. No.6 nie miało konkretnych norm dotyczących małżeństwa, dopóki było ono pomiędzy dwójką zarejestrowanych obywateli miasta. Nawet jeśli para nie miała oficjalnego aktu małżeńskiego, nie robiono im z tego powodu problemów. Kłopot pojawiłby się raczej z tym, czy byliby w stanie zapewnić odpowiednie warunki dziecku, jeśli chcieliby je mieć. Posiadanie dzieci było zabronione dla obywateli, których styl życia nie odpowiadał normom miasta. Shion nie znał tych kryteriów. W każdym razie, ludzie mogli pobierać się z kim chcieli, a para z taką różnicą wieku nie była dla administracji niczym niezwykłym. 

– Powiedziała, że były między nimi tylko trzy lata różnicy – powiedział cicho Yamase. Shion nie potrafił tego pojąć. – On był od niej trzy lata starszy... – powtórzył.

– Trzy lata... ale...

Yamase kiwnął głową.

– To ciało miało tylko 31 lat.

– Niemożliwe! – krzyknął z niedowierzaniem Shion. – Nie może być. To były zwłoki staruszka, nie ważne jak na to spojrzeć.

– Tak – powiedział ociężale Yamase. – Też byłem zaskoczony. Ale ciało jeszcze nie wróciło do żony. Trzymają je w Ministerstwie.

– Trzymają? Więc autopsja nie wystarczyła, żeby znaleźć przyczynę śmierci?

– Chyba tak.

Nie mogli znaleźć przyczyny śmierci. Shion nie mógł sobie wyobrazić, że No.6 z całą swoją medyczną technologią nie mogło tego rozszyfrować. Pozwalała ona zmierzyć każdą wartość w organizmie i umieścić go na nanometrowej skali. Przeciętna komórka mierzyła średnio 20 mikrometrów. Mikrometr był 1000 razy większy niż nanometr. Jakikolwiek odchył powinien być łatwy do odnalezienia i zanalizowania. 

Shion poczuł dreszcz. Niezwykłe zesztywnienie pośmiertne, proces rozkładu i zwłoki, należące bez wątpienia do staruszka - co to wszystko miało znaczyć? Nie wiedział. Niski głos Yamase znowu przemówił. 

– Tej pani powiedziano, że zmarł w skutek wypadku w parku, a na dokładniejszą przyczynę śmierci musi jeszcze poczekać. Przyszła tu dzisiaj i zapytała, czy mogłaby chociaż zobaczyć miejsce tego wypadku.

– Wypadek? Bzdura!

– Racja, cała tona bzdur. Wypadek, o którym jej powiedzieli to jedno wielkie kłamstwo – powtórzył Yamase, drapiąc się po szyi w irytacji. 

– Yamase-san, dlaczego Ministerstwo miałoby o tym kłamać? I czy to nie dziwne, że nadal nie znaleźli jeszcze przyczyny śmierci?

– Taa... Ten incydent jest pełen pytań bez odpowiedzi. 

– Jeśli Ministerstwo nie może tego wyjaśnić, to czy możliwe jest, że takie okoliczności śmierci nie nastąpiły w żadnych wcześniejszych przypadkach?

– Nie ma wcześniejszych przypadków?

– Tamten człowiek umarł od czegoś zupełnie nieznanego. Czegoś, czego nikt wcześniej nie doświadczył, aż do teraz... Czy to w ogóle możliwe?

– Shion! O czym ty... – Yamase był kompletnie wyrolowany. Twarz mu zbladła. Shion zrozumiał, że jego własna musi teraz wyglądać podobnie. 

– Zróbmy sobie może kawy... – Yamase nagle podniósł się, jakby nie mógł znieść już tej atmosfery. Shion ciężko wstał chwilę po nim. 

– Pozwól, że...

– Nie, ja to zrobię. Lubisz dolewać dużo mleka, prawda, Shion?

– Dzięki – przerwał na chwilę. – Więc... Ale każdy, kto by spojrzał na to ciało powiedziałby, że to nie był wypadek, prawda?

Yamase odwrócił się do niego. Jego zwyczajowa miła twarz była dziwnie wykrzywiona. 

– Yamase-san?

– Shion, zwłoki mogą być modyfikowane.

– Eh?

– Ja... – Yamase zająknął się. – Zanim zacząłem tu pracować, byłem zatrudniony w Centralnym Szpitalu Miejskim. Moją pracą było modyfikowanie ciał denatów.

– Modyfikowanie... Co masz na myśli?

– Nie miałem zamiaru tego komukolwiek powiedzieć, ale... – wziął wdech. – Shion, widziałeś wcześniej jakiegoś nieboszczyka?

– Raz, na pogrzebie mojego dziadka od strony matki. Widziałem jego ciało wystawione w trumnie. 

– Jak wyglądał?

– Jak...? Spokojnie. Oni wszyscy tak nie wyglądają?

– Tak myślisz?

– Chcesz powiedzieć, że nie?

Medyczna technologia poszła do przodu nie tylko na polu znajdywania efektywniejszych środków leczenia i zapobiegania, ale także usuwania bólu. Technologia przyszłości mogła usunąć wszystko, nieważne, czy było to spowodowane chorobą czy wypadkiem; od bólu podczas operacji po kłopoty z oddychaniem, ostry ból albo drgawki, odczuwane w momentach tuż przed śmiercią. Ludzie kończyli swoje życia wolni od zmartwień i umierali ze spokojnym wyrazem twarzy. To właśnie wmówiono Shionowi. 

Yamase podał mu kubek kawy. Spuścił wzrok i wygiął szyję, żeby się podrapać, jakby unikając wzroku Shiona. 

– Wszystko o tej pierwszorzędnej medycynie przechodzi mi teraz przez myśli… – powiedział powoli Yamase. – Ale wszystko, co wiem, to... Że nie ważne jak daleko posunie się jeszcze technologia, nie każdy będzie mógł umrzeć w spokoju. Tego jestem pewien – jego twarz wykrzywiła się jeszcze bardziej. Ręka, w której trzymał kubek, zaczęła się trząść. 

– Pracowałem dość długo w podziemiach Centralnego Szpitala. Moją robotą było modyfikowanie wszystkich przywiezionych tam ciał. 

– Yamase-san, na czym w ogóle polegało to całe modyfikowanie?

– To była prosta czynność. Kiedy ciało zostało potwierdzone jako zwłoki i zwiezione na dół, pokrywałem jego twarz specjalnymi chemikaliami i przykrywałem aparatem. A potem...

– Potem?

– Potem się uśmiechało. To wszystko co robiłem. Wyglądali jakby mieli jakiś przepiękny sen. 

Shion z trudem powstrzymał łzy. Było dokładnie tak, jak powiedział Yamase. Miał dziewięć lat, kiedy zobaczył twarz swojego zmarłego dziadka, uśmiechniętą właśnie w ten sposób. 

– Prawie jakby miał jakiś przepiękny sen… – pamiętał słowa matki, wyszeptane przez łzy.

– Oczywiście – kontynuował Yamase - większość zmarłych nie musi być modyfikowana. To są właśnie ludzie, którzy otrzymali należną opiekę i spokojną śmierć. Ale to nadal tylko większość, a nie cała populacja. Jest niewielki odsetek ludzi, którzy umierają tragicznie, a ich twarze są powyginane w agonii.

– Na przykład?

– Eh?

– Co to za ludzie, Yamase-san?

Yamase westchnął krótko i dopił resztkę swojej kawy. 

– Nie wiem. Moja praca polegała tylko na pokrywaniu twarzy chemikaliami i zamykaniu ich pod aparatem. Nie wiedziałem, dlaczego wszyscy ci ludzie umarli z takimi smutnymi i pełnymi cierpienia wyrazami twarzy, nikt mi tego nie mówił – zatrzymał się. – Ale... Któregoś razu mężczyzna w średnim wieku został do mnie przywieziony... Zazwyczaj musiałem przemywać twarz przed nałożeniem specyfików, wtedy też zauważyłem na jego twarzy ślady łez i... I pomyślałem, że może płakał aż do chwili śmierci. Zastanawiałem się, czy płakał przez cały czas, kiedy umierał. I wtedy po prostu pomyślałem, że może ten człowiek się zabił. 

– Zabił się? Obywatel miasta...?

– Myślisz, że to niemożliwe? – zapytał Yamase ze znudzeniem.

– Ze wszystkich przyczyn śmierci z ostatnich dziesięciu lat, samobójstwo stanowiło tylko 0,05%. Poza tym, większość z nich została popełniona pod wpływem chwilowych zaburzeń psychicznych, więc technicznie nawet się nie liczą. W każdym razie, odnosząc się do miejskich statystyk.

– Tak, odnosząc się do tego, co zostało opublikowane jako statystyki – powtórzył Yamase.

Rozpacz nie istniała w No.6. Wszyscy obywatele toczyli spokojne i bezpieczne życie. Nie było głodu, wojen, boleści. Nawet bólu w momentach poprzedzających śmierć. 

,,Wy wszyscy jesteście zaprogramowani tak, żeby wierzyć, że ten dziurawy, fałszywy bałagan jest utopią''. 

Nezumi użył tych słów cztery lata temu. Teraz Shion doświadczał ich znaczenia. Utracone Miasto było pełne ludzi, którzy porzucili nadzieję. Mieli wystarczająco dużo, żeby jeść, utrzymać się przy życiu. Ale nie mieli żadnych nadziei na przyszłość. Lost Town nie było jedynym miejscem – może o Chronosie można powiedzieć to samo. Jak wielu ludzi mogło umrzeć z prawdziwym uśmiechem na twarzy i powiedzieć, że żyło pełnią życia?

– Yamase-san, masz na myśli, że Ministerstwo manipuluje informacjami?

– Shion! – Yamase ostrzegł go, marszcząc brwi i potrząsając głową. – Nie mów takich rzeczy na głos. Zostaliśmy zatrudnieni przez miasto. Składaliśmy przysięgę. Nie powinniśmy mówić o naszych podejrzeniach. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Zapomnij o wszystkim, co powiedziałem. Po prostu zapomnij. 

– Dobrze – odpowiedział niepewnie. 

– W porządku, więc wypuśćmy Sampo i resztę. Jakie były dzisiaj główne rejony?

– Tereny od JK02 do ER005. Głównie zbieranie liści.

– Dobrze, czas zacząć pracę.

– Dobrze mówisz – zaczęli naciskać klawisze, kontrolujące roboty. Yamase wydał cichy pomruk bólu.

– Yamase-san?

– Ach, to nic. Po prostu... Moje palce są jakieś dziwne. 

– Bolą?

– Nie, nie... Po prostu są zesztywniałe... – wstał chwiejnie i nagle upadł na podłogę z twarzą przykrytą dłońmi. 

– Wszystko w porządku?

– Moje oczy... Nie widzę... Wszystko jest zamglone...

W środku szukania pomocy dla Yamase, Shion zamarł. Nie mógł się ruszyć. Włosy Yamase stawały się białe. Groszkowate dziury rozprzestrzeniały się na rękach, okrywających jego twarz. 

– Shion... Co... Co się ze mną dzieje...?

Zastygły w przerażeniu, Shion patrzył jak Yamase starzał się z niesamowitą szybkością. Przetoczył się po ziemi i pozwolił się opanować gwałtownym spazmom. Miał kłopoty z oddychaniem. Shion podbiegł do alarmowego interkomu. 

– Mamy sytuację pogotowia. Wyślijcie ambulans, proszę. Szybko!

Yamase zakaszlał słabo. Co się działo? O co w ogóle chodziło? Shion nie mógł uwierzyć w scenę, jaka się przed nim rozgrywała. Wszystko wydawało się nierealne. Jego umysł pogrążony był w panice - nie wiedział co zrobić, jak sobie z tym poradzić. Ale inna część niego pozostawała niewzruszenie spokojna. 

,,Obserwuj. Analizuj. Patrz. Nie spuszczaj z niego oczu. Weź wszystko, co możesz zaabsorbować jako wiedzę''. 

Shion przełknął ślinę i otoczył Yamase ramionami. Po kilku słabych spazmach jego ciało stało się sztywne. 

– Yamase-san? – jego twarz bez wątpienia należała do starca. I zdecydowanie nie do kogoś, kto nadal żył. Shion sprawdził puls i oddech. Ciało Yamase stawało się zimniejsze z każdą minutą. Jego usta były otwarte jakby w zaskoczeniu, dokładnie jak u mężczyzny z wczoraj. 

,,Shion, jak to się stało? Nie mogę w to uwierzyć''.  – Shion niemalże wyobrażał sobie te słowa, wypływające z jego otwartych ust. 

,,Muszę przynajmniej zamknąć mu oczy''. – Shion nacisnął palcami jego powieki. Nie chciały nawet drgnąć. Zesztywnienie pośmiertne już się rozpoczęło. 

Shion kucnął za Yamase, zacisnął pięści i nie przestawał gapić się na swojego kolegę, z którym jeszcze kilka chwil temu rozmawiał. Uczucia strachu, smutku, czy bólu były z jakiegoś powodu nieobecne. Zupełnie jakby wszystkie jego emocje zostały sparaliżowane. 

,,Obserwuj. Analizuj. Patrz. Nie spuszczaj z niego oczu. Weź wszystko, co możesz zaabsorbować jako wiedzę. I zapamiętaj to. Zapamiętaj. Zapamiętaj...''

Zanik oddechu i zaprzestanie pracy serca. Spadek temperatury ciała. Zesztywnienie pośmiertne. Wklęsłości na skórze. Rozprzestrzenienie się zesztywnienia. Zjawisko, zachodzące na zwłokach, zajmujące zwykle dziesiątki godzin, zaszło w ciągu piętnastu, szesnastu minut. Zupełnie jakby oglądał przewijany do przodu film. 

Shion patrzył w bezruchu, z szeroko otwartymi oczami, przygryzając wargę w koncentracji. Mógł przewidzieć, co będzie się potem działo. Pocił się. Ciepłe krople spływały po jego policzku. Ich temperatura zapewniała go, że wciąż żyje. 

,,Żywi ludzie są ciepli''.

,,Miałeś rację, Nezumi. Ludzie są ciepli, bo są żywi. Wiedziałeś to cztery lata temu''. 

Nalot pojawił się na szyi Yamase. Był ciemnozielony, prawie czarny. Shion mocniej przygryzł wargę. Smak krwi rozprzestrzenił się po jego ustach. To już właśnie się zaczynało – to, co było dotąd nieznane, czego nikt wcześniej nie widział. Przysunął się. Nalot się poruszył. Skóra pod nim napuchła lekko i rozstąpiła się. 

Ze środka dochodziło bzyczenie. Sampo wysłał sygnał o ,,nierozpoznawalnym obiekcie''. Nie zważając na to, co działo się w biurze, wyglądało na to, że Sampo i reszta dadzą sobie radę ze sprzątaniem jak zwykle. Shion to zignorował. Nie mógł poświęcać uwagi na coś takiego. Wszystkie nerwy w jego ciele były skupione na nalocie. Jego oczy były do niego przyklejone i nie był w stanie przestać się w niego wpatrywać. 
Shion wydał z siebie stłumiony okrzyk przerażenia. Złapał się za pierś i poczuł swoje własne serce, bijące pod jego dłonią. Odskoczył do tyłu. Owad wygryzł sobie drogę spod skóry Yamase i zaczął trzepotać skrzydłami, aby otrzymać wolność. Był takiego samego koloru jak nalot, spod którego wyszedł. Miał srebrne skrzydełka, sześć nóg, antenki i igłowaty odwłok.

– Pszczoła....

Pszczoła właśnie wygryzła sobie drogę z ludzkiego ciała. Jak to...

Insekt wzbił się w powietrze. Shion śledził go wzrokiem i zobaczył ambulans Ministerstwa Zdrowia, parkujący przed biurem. Nagle jego oczy pogrążyły się w  ciemności.

Zemdlał z szoku. 

Czarny owad majaczył mu jeszcze przed zamykającymi się oczami. Shion jęknął i upadł na podłogę. 



Shion obudził się, widząc oślepiające światło, kłujące go w oczy. Usłyszał męski głos.

– Obudzony?

Światło wdzierało się przez okno, do którego mężczyzna odwrócony był plecami. Jego twarz kryła się w cieniu. Przemówił on ponownie. 

– Wstawaj. Muszę cię o coś zapytać. 

To był głos, który Shion słyszał już wcześniej. Gdy wykonał polecenie, doszło do niego, że leży na sofie w biurze. Yamase, owinięty w białą płachtę, był właśnie wynoszony z pokoju. Wydawało się, że zemdlał tylko na kilka minut. 

– Yamase-san.

Shion wezwał imię swojego kolegi niemalże odruchowo. Uśmiechnięta twarz Yamase przemknęła mu przez myśl. 

Porozrywane wspomnienia – jak bardzo kochał kawę i pił jej kilka kubków dziennie; jego cicha natura; jego nawyk spoglądania na stopy w niezręcznych sytuacjach – wszystkie na raz wybuchły w jego umyśle. 

Nie byli jakoś specjalnie blisko. Dla Shiona był tylko starszym kolegą. Nigdy nie zwierzył się Yamase ani nie mieli jakiejś głębszej osobistej rozmowy. Ale Shion nadal lubił Yamase. Yamase nigdy nie wtykał nosa w cudze sprawy, co nie znaczyło, że nie był nimi zainteresowany. Był po prostu dobrą osobą. I nikim więcej. 

– Yamase-san... – jego oczy zaczęły przyzwyczajać się do światła. Został lekko klepnięty w ramię. 

– Później zrobimy się emocjonalni, dobrze? – mężczyzna przemówił leniwie, bez emocji. Serce Shiona podskoczyło nieprzyjemnie. 

– Możesz nam wyjaśnić sytuację? – ten głos, te słowa. Słyszał je już wcześniej. 

– Ty jesteś...

– Długo się nie widzieliśmy, czyż nie? Miło, że nadal mnie pamiętasz. 

To był Rashi, Urzędnik Ministerstwa Bezpieczeństwa z wydziału Przesłuchań. Jego uprzejmy język i oczy bez uśmiechu nie różniły się od tych, które widział cztery lata temu. 

– Powiesz nam wszystko, co wiesz, prawda? 

Shion przyłapał się na instynktownym kiwnięciu głową. Czuł jak jego umysł zaczyna się powoli rozpadać. Jego głowa i ciało były ciężkie, a jego własny głos brzmiał jakby pochodził z bardzo daleka. 

,,Jest źle''.

Dźwięk alarmu rozległ się w jakiejś części jego mózgu. Ale nie mógł zapanować nad sobą tak, jak to zrobił wczoraj. Każde pytanie, jakie zadał Rashi, wyciągało słowa odpowiedzi z jego ust. 

– Pszczoła? – Rashi uniósł brew. Rozejrzał się po pokoju i przechylił głowę z zastanowieniem. W pokoju nie było żadnego owada, pszczoły, czy czegokolwiek innego.

– Nie kupuję tego.

– Sprawdźcie szyję Yamase-san, tam powinna być blizna... – uciął. Powinna być blizna. Powinna być tam, tak samo jak u człowieka z wczoraj. Ministerstwo prowadziło śledztwo w sprawie tych zwłok jak o nienaturalnej śmierci, nie ma mowy żeby to przeoczyli. Znaleźli to, ale powiedzieli jego pogrążonej w żałobie żonie, że to był wypadek. Nie chcieli, żeby na jaw wyszła prawdziwa przyczyna śmierci – oto do czego to prowadziło. 

Shion odwrócił głowę na bok, jakby próbował uniknąć wzroku Rashiego. Powiedział za dużo. Ujawnił wszystko, co wiedział, co mogło zawierać rzeczy, których Ministerstwo nigdy nie chciało wypuścić na światło dzienne – informacje, które zdecydowało się zataić. W takim wypadku...

– Twoją specjalizacją była ekologia, prawda?

– Miała nią być, ale nie była. Nie mam z tym teraz nic wspólnego. 

– I interesowałeś się biologią owadów, prawda?

– Ekologia zawiera wszystko, co ma związek z interakcjami gatunków z ich środowiskiem. Owady nie były jedynym, czym się interesowałem. 

– Ach tak? A co dokładnie masz na myśli przez związek pomiędzy organizmami i ich środowiskiem?

– Cóż...

Shion czuł jak pokrywa go zimny pot. Lekki uśmiech ukazywał się na ustach Rashiego kiedy mówił, lekkość jego słów, ton głosu... Ale spojrzenie zawsze trwało utkwione w Shionie. Dwóch ludzi z Ministerstwa Bezpieczeństwa weszło do środka. Jeden z nich wyszeptał coś Rashiemu na ucho. Ten natychmiastowo przemówił. 

– Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci pojechanie z nami do kwatery Ministerstwa Bezpieczeństwa. 

– Eh?

– To nic wielkiego, po prostu chcemy usłyszeć resztę twojej wersji wydarzeń. Skończymy w kilka minut. Obiecuję, że nie zajmiemy ci dużo czasu jeśli z nami pójdziesz. 

– Ja...

Rozbrzmiał dźwięk gwizdka. Sampo wysłał błąd o ,,nierozpoznawalnym obiekcie''.

– Przepraszam, muszę operować robotami sprzątającymi...

– Zostaw je. I tak nie skończysz już dzisiaj zbyt wiele. 

Shion zignorował go. Zminimalizował wyświetlony błąd i przełączył widok na kamerę. Mała, szara myszka pojawiła się na ekranie. Biegała w górę i w dół po ramieniu Sampo. Miała szeroko otwarte usta, nieustannie próbując coś powiedzieć. Shion założył słuchawki i włączył czujnik dźwięku. 

– Shion – przepłynął do niego głos Nezumiego. – Uciekaj stamtąd. Masz kłopoty.

,,Co?''

– Uciekaj.

Klik. Usłyszał dźwięk za sobą. Shion odwrócił się i zrozumiał, że wycelowana jest w niego para luf pistoletów. Nie potrafił stwierdzić jakiego były modelu. Ale wiedział, że to nie były jedne z tych nowoczesnych, zaawansowanych broni ogłuszających, nie, nic z tych rzeczy - te były ze starszych modeli, wysoko efektywnych w zabijaniu. Hobbyści, polujący dla sportu lubili ich używać. Shion powoli włączył głośnik Sampo. Teraz to Nezumi będzie mógł usłyszeć jego głos. 

– Zmuszacie mnie pod groźbą aresztu?

– Chyba możesz to tak nazwać. W każdym razie, idziesz z nami. 

– Nie potrzebujecie powodu, żeby mnie aresztować? 

– Powodu? Żadnego. Ale jeśli nalegasz... Twój rower, na przykład.

– Mój rower?

– Używałeś roweru bez ograniczników prędkości. To łamanie prawa i wystarczająco dobry powód, żeby cię aresztować. 

– Co... Jak... Z takiego śmiesznego powodu i to bez żadnych procedur? Używając przemocy? Więc tak aresztujecie obywateli miasta? Co z moimi prawami?

– Obywatelstwo? Prawa? – szydził Rashi. Gwałtowny dreszcz przebiegł przez kręgosłup Shiona. – Naprawdę myślisz, że masz którekolwiek z nich?

Mógł usłyszeć jak Nezumi porusza językiem. Tsk.

– Chyba się z tym spóźniłem.

Shion wypuścił powietrze i zaczął zamykać system operacyjny. Kilka sekund przed wyłączeniem go usłyszał krótką, jasną wiadomość Nezumiego.

– Shion, nie panikuj. Idę ci pomóc.

Miał rację. Nie panikować. Uspokoić się. Słyszeć własne myśli. Musiał kupić sobie czas. Shion złagodniał.

– Proszę, nie używajcie na mnie przemocy. 

– Nie będziemy, oczywiście. Tak długo, jak będziesz z nami współpracować. 

– Mszczenie się nie miałoby przecież żadnego sensu, czyż nie?

– Czy to nie w twoim interesie leży niepodejmowanie bezsensownych działań? Co za dobry chłopak, wie co mówi. Naprawdę, co za strata. 

– Strata? Czego?

– Dla ciebie. 

– Nie rozumiem, o czym pan mówi. 

– Dowiesz się, kiedy będzie na to czas. Zawsze byłeś bystry i szybko pojmowałeś sytuację, tak jak cztery lata temu. 

W towarzystwie dwóch urzędników Ministerstwa, Shion wszedł do samochodu. Ponad nimi rozciągało się czyste, błękitne, jesienne niebo. Słońce świeciło. Ptaki śpiewały. Łagodny wiatr ich owiewał, przynosząc chwile spokoju i relaksu. 



Samochód ruszył naprzód. 

– Ładną mamy dzisiaj pogodę. – skomentował Rashi z przedniego siedzenia, nie odwracając się. Urzędnik, siedzący po prawej Shiona, kiwnął głową w odpowiedzi. – Wygląda na to, że będziemy mieć więcej ciepłych dni niż zwykle.

Rashi odwrócił się do Shiona i uśmiechnął. 

– A ty? Masz samochód?

– Nie. Zwykle używam roweru albo spaceruję. 

– To dobrze. Młodzi ludzie powinni się ruszać. Swoją drogą, właśnie jedziemy samochodem na baterie. Dość wygodne, nieprawdaż?

– Powiedziałbym wspaniałe, gdybym nie był w mojej obecnej sytuacji. – odpowiedział sarkastycznie Shion. 

To był jedyny cichy przejaw buntu, na jaki mógł sobie pozwolić. Rashi lekko wzruszył ramionami. 

– Jak mówiłem, ten samochód napędza bateria. Jakiś pomysł, jak działa? Obawiam się jednak, że nie jesteśmy jakoś specjalnie zaawansowani od strony naukowej.

– Też nie wiem dużo.

– A co o tym wiesz?

– Niewiele... Znaczy, chodzi mi o to, że nie mam jakiejś specjalnej naukowej wiedzy. 

Urzędnicy z obydwu stron poruszyli się równocześnie. Shion został lekko złapany za ramiona. Ton Rashiego stał się taki, jak podczas przesłuchania. 

– Więc po prostu powiedz nam to, co wiesz. 

– Jak mówiłem, wszystko, co wiem to podstawy wiedzy.

– Na przykład?

Konwersacja była krótka, ucinana i pozbawiona błahostek, ale Shion czuł w niej jakąś dziwną ciężkość. Tak jakby ktoś powoli dusił go miękkim, wilgotnym kawałkiem materiału. Zaczynało już go to nudzić. 

– Więc... Przez naelektryzowanie, cząsteczki alkoholu oddzielają się na tlen i ciecz, a przez połączenie ich ze sobą z powrotem, energia...

– Energia, co?

– Gdzie jedziemy? – zapytał nagle Shion. Chciał się podnieść, ale został z powrotem przyciśnięty do siedzenia. – Nie mieliśmy jechać do Ministerstwa Bezpieczeństwa? To nie w tą stronę. 

Ministerstwo mieściło się za Ratuszem Miejskim. Z biura Administracji Parku prowadziła tam tylko jedna droga. Samochodem można było ją przebyć w kilka minut. Ale sceneria za oknem sugerowała, że zmierzali w przeciwnym kierunku. 

– Myślisz, że gdzie jedziemy?

– Właśnie o to pytam – powiedział rozdrażniony Shion. 

– Nie masz prawa zadawać żadnych pytań. 

– Co... Jak wy... Dlaczego...

– Nie mówiłem ci? Jesteś głównym podejrzanym w tej sprawie. 

– Jakiej sprawie? 

– Dzisiejsza śmierć i ta z wczoraj. Jesteś podejrzany o morderstwo. 

Shion stracił głos. Słyszał krew, płynącą w jego uszach; jak wpływała do twarzy. 

– Jesteś niebezpiecznym podejrzanym. Masz rozległą wiedzę i wysoką inteligencję, której możesz użyć. Mogłem to stwierdzić tylko na podstawie rozmowy. A poza tym, nie jesteś usatysfakcjonowany swoją sytuacją i czujesz potrzebę stawiania oporu miastu. Wielkie zdolności i wrogość dla miasta. Weź którekolwiek, a nie będzie dotyczyć drugiego. Ale ty masz obydwa. Niebezpieczne, jak na to nie spojrzeć. 

– To fałszywe oskarżenia. 

– Fałszywe? Chciałbym wyjaśnić… – Rashi wyciągnął rękę ku srebrnemu przyciskowi, znajdującemu się za kierownicą. Głosy Shiona i Yamase wydobyły się z głośników. 

,, – Yamase-san, dlaczego Ministerstwo miałoby o tym kłamać? I czy to nie dziwne, że nadal nie znaleźli jeszcze przyczyny śmierci?''

,, – Taa... Ten incydent jest pełen pytań bez odpowiedzi''.

Shion zamknął oczy. To była ich rozmowa sprzed kilku minut. Byli nagrywani przez cały czas. Czyżby mikrofon był ukryty w panelu kontrolnym? Ale po co?

 ,, – Yamase-san,  masz na myśli, że Ministerstwo manipuluje informacjami?''

 ,, – Shion!''

Rashi ponownie nacisnął lekko przycisk. Głosy ucichły. Na chwilę w samochodzie zapadła chłodna cisza, tak jakby lodowate powietrze się do niego wdarło. 

– Chcesz usłyszeć więcej?

– Proszę... Przestań... Nie mogę w to uwierzyć.

– Nie możesz?

– Nikogo nie zabiłem – powiedział Shion bez wyrazu.

– Więc twierdzisz, że ta pszczoła, o której mówiłeś, jest prawdziwym mordercą?

– Tak. 

– Absurd. Raczej przekombinowana historia jak na kogoś z twoją inteligencją. 

– Jaki miałem mieć powód do zabicia Yamase-san?

– Tego właśnie chcemy się dowiedzieć. Osobiście podejrzewam, że chciałeś rozpocząć zamieszanie. 

– ...Eh?

– Zamieszanie. Chciałeś rozpocząć jakieś naprawdę wielkie, takie, które zatrzęsłoby wszystkimi częściami miasta i wygrzewać się w jego blasku. Musisz myśleć o sobie jak o jakimś geniuszu, którego opuściło szczęście, prawda? Więc miałeś uraz do miasta, bo nie traktowało cię jak na to zasługiwałeś i czułeś nienawiść do jego obywateli. Wierzyłeś, że zasługujesz na więcej uwagi, więc pomyślałeś, że ta metoda morderstwa, nienaturalna śmierć, wywoła w społeczeństwie burzę. Miałeś do tego medyczną i biologiczną wiedzę. To bardzo możliwe, że używałeś do morderstw jakichś specjalnych chemikaliów. 

Shion utonął w siedzeniu samochodu. Cała jego energia opuściła ciało. Zrozumiał, że to pułapka. Wpadł prosto w jej przebiegły uchwyt. Oblizał wargi. Były suche i popękane. 

– Rozumiem – powiedział spokojnie. – Więc scenariusz został już napisany. Raczej przekombinowana historia, może nawet bardziej niż moja. 

– Zobaczymy jak bardzo, kiedy cię przepytamy – rozległ się szczęk metalu. Urzędnik po lewej Shiona skuł go kajdankami. 

– Jest w nich nadajnik, który pozwala nam cię zlokalizować. Zdejmiesz je, kiedy dotrzemy na miejsce – słowa Rashiego dały Shionowi podpowiedź, co do miejsca, do którego go wieźli. Zachodni Blok. Zakład Karny. Jeśli właśnie tam zmierzali, mógł być pewien, ze zostanie zamknięty jako przestępca. W zamian za usunięcie kajdanek, otrzymałby wszczepiony V-chip. 

,,Za późno, Nezumi. Nie ucieknę''.

Zamknął oczy i wziął głęboki oddech. 

– Dobry chłopiec. Bądź cicho. 

Idę ci pomóc. Słowa Nezumiego wciąż brzmiały w jego uszach. Jego serce się uspokajało. Nogi trzęsły się, jednak nie z rozpaczy, a z wściekłości. Wściekłości na ludzi, którzy go oszukali. Głos Nezumiego podtrzymywał ten gniew. Samochód wjechał do Utraconego Miasta. 

,,Mama''.

– Martwisz się o matkę? 

– Moja matka... co... co się z nią stanie?

– Stanie? Nic. Nie zostanie pozbawiona obywatelstwa tylko dlatego, że jej syn jest przestępcą. – Rashi wyszeptał coś do kierowcy. Samochód odbił na prawo. Sceneria znanych mu już ulic przemykała za oknem. Samochód cicho zatrzymał się na krawężniku. 

– Spójrz. 

Rashi wskazał na coś. Karan podawała właśnie całej dziewczynce bochenek chleba. Powiedziała coś do niej, a mała kiwnęła głową. Obie się uśmiechały. W otoczeniu bursztynowej jesieni, wyglądały jakby były częścią obrazu, albo sceny z przedstawienia. Shion pochylił się do przodu. 

– Twoja matka wygląda na miłą kobietę. Przyjrzyj się dobrze póki możesz. – Rashi poruszył podbródkiem, a samochód znowu zaczął jechać. – Możesz jej już nigdy nie zobaczyć. 

Rashi odwrócił się do Shiona plecami. 

– Nie ma nic, czym mógłbyś się przejmować. Jasne, na początku twoja matka będzie zszokowana i smutna. Ale w końcu przejdzie nad tym do porządku dziennego. Takie jest życie. Cóż, nie żeby coś ci przyszło z zamartwiania się o nią. Szybko dojdzie do ciebie, że masz ważniejsze zmartwienia. 

Słowa Rashiego przecięły serce Shiona. Zaczął kaszleć. Gniew i chęć buntu, narastające w nim, powoli zaczęły znikać. Nigdy nie będzie mógł powrócić do normalnego życia. Miał być od niego odseparowany na zawsze. Zobaczenie matki tylko pogłębiło uczucie rozpaczy. 

Wyliczyli wszystko. Nie zatrzymali się blisko domu Shiona z litości. Zrobili to, żeby zadać mu ostateczny cios. Cios, który przygwoździł go do ziemi i powiedział, żeby się poddał, stracił nadzieję, bo już nigdy tam nie wróci. To była przebiegła i okrutna sztuczka, przez którą stracił wolę walki. 

– Idę ci pomóc. Idę ci pomóc.

Shion otworzył usta i powtórzył do siebie te słowa. 

Idę ci pomóc. Zwykłe, krótkie zdanie. Ale głos Nezumiego był pełny pewności siebie. 

Jakby teraz wyglądał? Shion zastanawiał się i próbował wyobrazić sobie jego twarz. Ale pamiętał tylko parę jasnoszarych oczu. 

,,Zobaczę cię niedługo, Nezumi?''

– Co to? – Rashi odwrócił się do tyłu i uniósł brew. – Uśmiechasz się?

– Uśmiecham? Oczywiście, że nie – odpowiedział. – Nie mam odwagi się uśmiechać w takiej sytuacji. 

– W takiej sytuacji, hę... Wyglądasz raczej spokojnie. Mam nadzieję, że rozumiesz dokładnie w jakiej teraz jesteś.

– Aż za dobrze. 

– Mimo to jesteś spokojny i poukładany.

– Jestem idiotą. 

– Kim?

– Idiotą. – powtórzył Shion. – Ktoś mi tak powiedział. Nie pojmowanie tego jest dla mnie naturalne. 

Rashi patrzył na Shiona w ciszy. Samochód wyjeżdżał już z Utraconego Miasta i docierał do zachodniej granicy. Shion pierwszy raz był w tamtym miejscu, zwykli obywatele nie mogli przebywać w tamtym miejscu. No.6 było cytadelą – mur ze specjalnego stopu otaczał miasto i zamykał je. W większej części miasta mur był okryty drzewami, ale w Zachodnim Bloku nic go nie osłaniało. Samochód ominął Biuro Kontroli Dostępu. 

– Nie wjeżdżacie tędy do Zachodniego Bloku?

– Są dwie bramy. Ta służy do wchodzenia i wychodzenia z miasta. Druga natomiast służy tylko do wchodzenia na teren Zakładu Karnego. Kompletnie izolujemy go od zwykłych mieszkańców. Założę się, że tego nie wiedziałeś. 

– Nie wiedziałem. 

– Niedługo dowiesz się jeszcze więcej. 

Droga zwężała się. Zwiększająca się ilość drzew zaczęła przysłaniać słońce. 

– Kiedy przejedziemy przez las, nie będzie nic poza nieużytkami. Za bramą jest to samo. To prawdopodobnie ostatni raz, kiedy widzisz zieleń, więc lepiej to zapamiętaj. 

Samochód się zatrzymał.

– Co jest? – zapytał Rashi.

– Ach, to tylko... – kierowca wskazał na coś przed nimi. Srebrna bryła leżała pośrodku drogi. Powoli zaczęła się podnosić. 

– Sampo? – Shion przełknął ślinę.

– Co to ma być? Co tu robi robot sprzątający?

– Może miał polecenie sprzątania w lesie?

– Nie słyszałem nigdy czegoś takiego. 

Sampo podnosił swoimi metalowymi rękami listki, które spadły z drzew.

– Miejcie oko na podejrzanego. – Rashi rozkazał urzędnikom i wysiadł z samochodu. Podszedł do Sampo. Ten zakołysał ramionami, łapiąc Rashiego. Upadł, przylgnąwszy do niego. 

Rashi wydał krótki krzyk i został zaciągnięty przez Sampo na ziemię pośród drzew. 

– Ach! – kierowca sam podniósł głos z zaskoczenia i otworzył drzwi, by wychylić się naprzód. Natychmiastowo dwa maleńkie cienie wdarły się do środka. To były szare myszy. W kilka sekund zacisnęły się na gardłach urzędników. 

– Nie ruszać się – rozkazał niski glos. Ktoś wszedł na miejsce pasażera. Szary płaszcz zakrywał jego głowę i owijał się wokół jego ramion. Stamtąd zbiegła brązowa myszka, która dotarła do gardła kierowcy. 

– Te maluchy mają w sobie bomby. Spróbujcie czegoś zabawnego, a możecie liczyć, że wasze głowy wybuchną. 

Kierowca pisnął z przerażenia. 

– Ściągnijcie mu kajdanki. I wy trzej, wypad mi stąd. 

Nikt się nie ruszył.

– Szybciej! – rozkazał ostro. – Jestem niecierpliwy, mam je włączyć? – metaliczny dźwięk wydobył się z każdej myszy. Klik. Klik. Klik. Kajdanki opadły z rąk Shiona. Trzech mężczyzn wypadło z samochodu, krwawiąc z szyj. 

– Nezumi!

– Później się przywitasz – złapał kierownicę. Samochód obrócił się w kształcie litery U i popędził w dół drogi na pełnej prędkości. 

– Nezumi, naprawdę chcesz je zdetonować?

– Idiota. Myślisz, że wsadziłbym bomby do moich wiernych przyjaciół? Nastraszyłem ich tylko. 

– Te myszy to roboty? Wyglądały zupełnie jak prawdziwe. I Sampo, jak ty...

– Zamknij się – warknął. Ściągnął płaszcz z głowy i rzucił na tylne siedzenie. – Owiń to wokół głowy i skul się.

– To superfibra? Czemu mam się tym owinąć?

– Bo zamierzam to rozwalić. 

– Co rozwalić?

– Samochód. 

– Co? Czemu...

Pięść Nezumiego uderzyła o kierownicę.

– Po prostu się przymknij, jasne? Zadawanie pytań to wszystko, w czym jesteś dobry?

– Ale możemy po prostu uciec samochodem.

– Taki miałem zamiar, ale...

– Ale co?

– Poszło za dobrze. – Docierali już do muru, oddzielającego Zachodni Blok od No.6. Samochód nie wydawał się zwalniać. – Uratowanie cię nie będzie takie łatwe. 

– Serio?

– Jesteś tępym idiotą, nie zrozumiesz. Nic nie jest bardziej niebezpieczne, niż wtedy, gdy idzie za dobrze. Kiedy ci każę, owiń się w to i wyskocz z samochodu. Rozwalę to.

– A co z tobą?

– Przywykłem do tego typu rzeczy. Taki tępy chłopczyk jak ty nie musi się o mnie martwić. 

– Nie mogę Cię po prostu zostawić!

Mur się zbliżał.

– Wyskakuj, otwórz drzwi! – krzyknął Nezumi. Prawie w tym samym momencie opony zaskrzeczały o nawierzchnię. Shion się przewrócił. Sekundę później, ponownie był wgniatany w siedzenie. Jeśli nie byłby to materiał, pochłaniający uderzenia, prawdopodobnie połamałby kilka kości. 

– Cholera! – Nezumi kopnął drzwi. Nie ruszyły się. 

– To przez któryś z systemów?

– Wyłączyłem je dawno temu. Wyłączyłem system alarmowy, system wykrywania kolizji, wszystkie. Ten samochód jest zdalnie sterowany – powiedział z wściekłością. 

W samochodzie rozległ się chichot. To był głos Rashiego.

– Nie próbowałbym niedoceniać Ministerstwa Bezpieczeństwa. Samochód, którym wy chłopcy jedziecie, to eskortowy samochód policyjny, jeśli nie zauważyliście. To nie jest coś, co możecie tak łatwo kontrolować. 

Nezumi zaklął.

– Nie wiedziałem, że masz wspólnika. Tego się wręcz nie spodziewałem. To było dość spektakularne i jestem pod wrażeniem. Czemu nie porozmawiamy sobie o tym spokojnie i wszystkiego mi nie opowiecie?

Samochód zmienił kierunek i zaczął poruszać się sam. 

– Raczej cichy, co? Twój przyjaciel nie może mówić? A może rozmawianie sprawia mu jakieś problemy? Ach, próbka twojego głosu musi być w systemie, co oznacza, że masz kryminalną przeszłość. 

– Chyba trochę za dużo gadasz – ręce Nezumiego poruszyły się szybko. – Wybacz, ale nie mam czasu na bezsensowną rozmowę z jakimś staruszkiem. – Nezumi przesiadł się na tylne siedzenie i przycisnął Shiona na dół. – Skul się i właź pod płaszcz. Trzymaj się mocno. 

– Hej! Co wy robicie? – nutka paniki zabrzmiała w głosie Rashiego. 

– Na razie, staruszku. Pożegnaj się przy okazji ze swoim zaawansowanym technicznie samochodem policyjnym.

– Co...

Wybuch. Fala uderzeniowa uderzyła prosto w nich. 

– Wysiadaj – krótka komenda wylała się do ucha Shiona. Drzwi się otworzyły. Wypłynął przez nie poryw gorącego powietrza. Shion zamknął oczy i wyskoczył do zewnętrznego świata. Uderzył o ziemię i stoczył się po pagórku. Za sobą usłyszał wielką eksplozję. Resztki samochodu były na swoim miejscu, a koła obracały się żałośnie w powietrzu. 

– Dobra robota – zagwizdał Nezumi. – Toczyłeś się całkiem nieźle jak na kogoś z tak wielką głową. Nic ci nie jest, prawda?

– Dość mocno zadrapałem ramię. A ty?

– Mówiłem ci, przywykłem do tego. 

– Co zrobiłeś?

– Rozwaliłem system sterowniczy.

– Jak?

– Samochody policyjne mogą być niezniszczalne z zewnątrz, ale w środku są delikatne. Tak długo, jak umieścisz ją w odpowiednim miejscu, nawet mała bomba może je skutecznie unieruchomić. 

– Wydajesz się dużo o tym wiedzieć.

– Mówiłem ci, że do tego przywykłem. Dobra, trzeba stąd spadać. Możesz biec?

– Jasne. 

Wynurzyli się z lasu, by zobaczyć kilka samochodów Ministerstwa Bezpieczeństwa, zbliżające się do nich. Cały teren został prawdopodobnie objęty stanem alarmowym. 

– Wywal swój identyfikator – rozkazał cicho Nezumi. – Pospiesz się, nie ma czasu do stracenia. To coś może być dla nas niebezpieczne. 

Shion o tym wiedział. Jego Karta Identyfikacyjna przenosiła jego personalne informacje, była połączona i przechowywała informacje na serwerach miasta. Komputer mógł natychmiastowo pobrać o nim najnowsze informacje i wskazać lokalizację przez słabe fale radiowe, wytwarzane przez kartę. Noszenie jej było jak trzymanie olbrzymiej flagi i wołanie "jestem tutaj". To było niebezpieczne urządzenie dla każdego, kto uciekał, ukrywał się, lub schodził do podziemia. Nezumi mówił mu, żeby ją wyrzucił. Ale jeśli by to zrobił, nigdy nie mógłby wrócić. Porzuciłby całe swoje życie w No.6. Karta była potrzebna do wszystkiego, od robienia zakupów, opłacania rachunków i komunikacji po wchodzenie i wychodzenie z miejsca pracy czy szkoły i używania publicznego transportu. Ci, którzy nie mogli udowodnić swojego obywatelstwa, nie mieli prawa tu mieszkać. 

– Wyrzuć to. – powtórzył Nezumi, tym samy m niskim głosem. 

Gdyby tego nie zrobił, nie mieliby żadnych szans na ucieczkę. Ale gdyby to zrobił, nie mógłby już wrócić. Para szarych oczu patrzyła na niego. Nie było w nich ani paniki, ani wyzwania. Były spokojne i nie do rozszyfrowania. Shion wyrzucił swój identyfikator. Szara mysz pojawiła się i podniosła kartę, po czym zniknęła pośród drzew. 

– Pobiega z nią trochę dla nas. To powinno utrudnić trochę Ministerstwu znalezienie nas. Dużo to nie da, ale kupi trochę czasu.

Samochody Ministerstwa Bezpieczeństwa skręciły w prawo i zniknęły w lesie. Złapały sygnał z karty. Oni natomiast pobiegli w przeciwnym kierunku. 

– Pospiesz się. Kiedy Ministerstwo włączy satelitarny system przeszukiwania, będą w stanie widzieć wszystko w okolicy. Musimy uciec, póki jeszcze gonią sygnał z karty. 

– Dokąd... Jak...?

– Na początek użyjemy tego – mały samochód z naczepą był zaparkowany pomiędzy drzewami. Należał do Administracji Parku. Robot sprzątający był załadowany na wywrotce. 

– Sampo... Nie, to Ippo.

– Taa. Powiedzieli, że chcą ci pomóc i nie słuchali, więc wziąłem je ze sobą. Są nawet całkiem przydatne. 
Samochód ruszył. 

– Nezumi, ten teren jest prawdopodobnie w stanie alarmowym. Jeśli będziemy się tu pałętać bez identyfikatora, znajdą nas. 

– Mamy kartę. 

– Gdzie?

– On ją ma – Nezumi skinął na Ippo.

– Ippo? Ach, racja. – Roboty także musiały być zarejestrowane przez miasto. Takie jak Ippo czy Sampo, używane przez organizacje miejskie, były dokładnie spisywane z powodu ich wielorakiego wykorzystania i musiały mieć zamontowane specjalne chipy. 

– Jego chip powinien nas przepuścić przez systemy sprawdzające. 

– Ale chip Ippo mówi tylko, ze jest robotem sprzątającym. Jeśli znajdą go, wałęsającego się w takim miejscu, z którym nie ma nic wspólnego, nabiorą podejrzeń. 

– Jesteśmy w miejscu, które ma z nim dużo wspólnego. 

– Eh?

Docierali do pary srebrnych bram. W momencie, gdy je przekroczyli, powinni być automatycznie zeskanowani, a jeśli zawartość chipa nie pozwalałaby im wejść, bramy by się zamknęły, a samochód utknął między nimi. 

Pojazd przejechał przez nie, nie zwalniając. Na szczęście lampy przy bramie się nie zaświeciły... Shion wypuścił powietrze. Nezumi zachichotał.

– Nie wykańczaj się tak szybko, to dopiero początek. 

– Wybacz, nie jestem przyzwyczajony do takich rzeczy.

– Szybko przywykniesz. Teraz możesz usiąść wygodnie i cieszyć się przejażdżką. 

– Nie jest to co prawda moja definicja cieszenia się... – wymamrotał Shion.

– Och, naprawdę? Po twojej twarzy widać, że jednak trochę się cieszysz.

Shion znowu głęboko westchnął i wpatrzył się w profil Nezumiego.

– Zachwycasz się tym, jaki jestem przystojny?

– Nie, po prostu zauważyłem, że urosłeś.

– Ty też. Nasze cztery lata to dużo czasu. Powinieneś był spodziewać się jakichś zmian. To by było nienaturalne, gdybyśmy wcale się nie zmienili.

Cztery lata to dużo czasu. Dla Shiona były one długie i niestabilne. Ale w porównaniu do wydarzeń z ostatnich kilku godzin czuł, jakby to były najbardziej spokojne dni jego życia. Zmęczenie opanowało jego ciało. Nezumi uśmiechnął się z wyższością. 

– Więc zauważyłeś?

– Co?

– Jestem od ciebie wyższy.

– Kłamiesz. – sprzeciwił się Shion. 

– To prawda. Czym ty się żywiłeś? Wyglądasz jak gałązka. Nie wiem, jak miałbyś stanąć nago przed dziewczyną z takim ciałem. 

– To nie twoja sprawa. – odpowiedział zirytowany. – Widziałeś mnie w ogóle nago? Nie mów o tym, o czym nie wiesz.

– Co gdybym powiedział, że widziałem? – płaszcz, owinięty wokół ramion Nezumiego trząsł się, kiedy ten się śmiał. Shion opatrzył ranę na tym samym ramieniu cztery lata temu. Jego ręce były teraz szersze i bardziej umięśnione. Jego długie włosy stały się krótsze, teraz sięgając tylko do uszu, a jego szczęka i szyja, mimo że nadal były chude, wyglądały o wiele zdrowiej niż wtedy. Nie miał na sobie żadnych śladów słabości, przez którą Shion postanowił go ochronić tamtej nocy.

– Nezumi, obserwowałeś mnie?

– O czym ty mówisz? – powiedział niewinnie. 

– Nie graj głupka. Pojawiłeś się w idealnym momencie jakbyś wiedział, co się ze mną stanie. O co chodzi? Cały czas trzymałeś mnie pod obserwacją?

– Masz o sobie za wysokie mniemanie. Nie mam aż tyle wolnego czasu. 

– Więc wyjaśnij mi czemu.

– Zawsze taki byłeś, nie? – powiedział. – Nie możesz nic zrobić dopóki nie rozumiesz wszystkiego, co siedzi w twojej głowie. Na wszystko potrzebujesz wytłumaczenia i interpretacji. 

– Co ty wiesz? – odpowiedział Shion ze złością. – Nie zachowuj się, jakbyś wszystko o mnie wiedział. Muszę się dowiedzieć, co się dzieje i dlaczego w ogóle się dzieje. Inaczej nie mogę się ruszyć. 

Samochód zatrzymał się. Shion został złapany za kołnierz i gwałtownie potrząśnięty.  

– Zrobisz coś – syknął Nezumi. – Nie chcę więcej słyszeć, że nie możesz nic zrobić. Ci faceci nie widzą w nas ludzkich istot. Mogą zgnieść nas tak łatwo jak mrówkę na chodniku. Pamiętaj o tym. 

Shion wziął oddech i spojrzał Nezumiemu w twarz. Jego słowa wpadły na swoje miejsce niczym fragment układanki. 

,,Prawa? Naprawdę myślisz, że masz którekolwiek z nich?'' Urzędnik wydziału Przesłuchań Ministerstwa Bezpieczeństwa – Rashi powiedział te słowa, nie zmieniając nawet wyrazu twarzy. To, co powiedział, znaczyło właśnie, że może z łatwością rozdeptać Shiona niczym mrówkę. Zmyć go z powierzchni ziemi.

– Wysiadaj – Nezumi otworzył drzwi. – Stąd idziemy pieszo. 

Pożyczony samochód zrobił obrót i wrócił tą samą drogą, którą tam dotarł. Miał włączony autopilot i wracał do Biura Administacji Parku. Na jego naczepie siedział Ippo, który przez moment wydawał się przechylać głowę z przygnębieniem. 

Stali w środku budynku, funkcjonującego jako miejsce przetwarzania martwych roślin i odpadów. Budynek ów w żargonie swych pracowników był nazywany fabryką RDF, od słów Refuse-derived Fuel - paliwa odpadowego, które tam produkowano. W tym miejscu wszystkie śmieci zebrane w mieście były sortowane na te zamieniane na RDF, te do przetworzenia w innych placówkach i te, które były zbędne. 80% zapotrzebowania energetycznego No.6 było zaspokajane przez energię słoneczną. W Chronosie, każdy dom miał własne panele słoneczne i własny system, utrzymujący temperaturę. Jednak w Utraconym Mieście, używanie RDF było po prostu tańsze. RDF było blokiem paliwa w stanie stałym, wielkości kciuka. Kiedy się paliło, wytwarzało mdły odór, który okrywał miasto. 

– Rozumiem. Nie ma problemu z wejściem do zakładu recyklingowego, kiedy ma się chip robota sprzątającego. – gdyby to był robot opiekun, albo pupil, nie mogliby wejść.

– Nezumi, to wszystko było częścią twojego planu kiedy zabrałeś Ippo i resztę?

– Więcej pytań? – jego ramiona zgarbiły się lekko z rozdrażnieniem, podczas gdy Shion podążał za nim. Zauważył, że szara myszka siedzi teraz na ramieniu Nezumiego. – Wyglądałem mniej podejrzanie, jeżdżąc z nimi po mieście. Systemy sprawdzające nie złapałyby mnie, dopóki jechałbym na zachód, w stronę zakładu recyklingowego. Byli całkiem użyteczni, że tak to ujmę. Samochód transportowy był raczej wolny i cholernie mnie to wkurzało. Ale te staruchy pojechały z tobą pod dom, prawda? To mi dało trochę czasu, ale...

– Ale?

– Ale chciałem uciec samochodem Ministerstwa Bezpieczeństwa. – westchnął Nezumi. – Cóż, to tylko pokazuje, że nie można mieć wszystkiego. Uważaj, tu się trochę pobrudzimy. 

– Eh?

Usłyszeli eksplozję. Shion odwrócił się i zobaczył chmurę białego dymu. Nezumi uniósł brew. 

– Samochód został zniszczony przy bramie. 

– Co oznacza, że chip Ippo został odczytany i...

– Taa. Musieli wysłać rozkaz zniszczenia go do wszystkich bram. To przez to, że zostawiliśmy za sobą innego robota. Domyślili się. 

,, Więc i Sampo, i Ippo już nie ma''.

Shion został nagle złapany za nadgarstek. 

– Niedługo się zorientują, że tu jesteśmy. Musimy uciec zanim po nas przyjdą. Śpiesz się. 

Jego uścisk był tak silny, że palce Shiona zaczęły drętwieć. 

– Nezumi, to boli. 

– Zamknij się. Trzymaj się blisko mnie.

– Rozumiem, puść mnie. Połamiesz mi kości.

Usłyszał jak Nezumi prycha z frustracji.

– To jest właśnie problem z takimi delikatnymi chłopcami jak ty.

– Nie jestem delikatnym chłopcem. – powiedział z oburzeniem Shion. – Jestem inny niż cztery lata temu. 

– Jesteś? Wiesz, potrafisz być czasem naprawdę wkurzający. Rozumiesz, że możesz w każdej chwili zginąć, prawda?

– Tak.

– Kłamiesz.

– Nie kłamię.

Ton Nezumigo stał się ostrzejszy. 

– Więc co z tym wyrazem twarzy, hę? Myślisz, że jest czas na współczucie tym robotom? Niczego nie rozumiesz. Jesteś tylko małym, niedomyślnym chłopczykiem – palce Nezumiego wbiły się mocniej. Uścisk na ręce boleśnie stał się ciaśniejszy. Shion zacisnął zęby i zniósł to w ciszy. Nie mógł sobie pozwolić na piszczenie z bólu po tym, co powiedział Nezumi. 

Jego palce osunęły się z nadgarstka, uwalniając go z uścisku.

– Pilnuj mnie, jeśli nie chcesz zginąć. Bądź blisko, nie ważne co się stanie. – Nezumi zaczął biec. 

Zakład recyklingowy był opustoszały. Było tam pełno kamer, ale większość z nich była starymi modelami, które wydawały się nie dawać już rady ze swoją pracą. Shion pomyślał, że w ogóle nie były potrzebne, bo nikt by nie pomyślał o wślizgnięciu się do zakładu recyklingowego. W każdym razie, Nezumi starał się trzymać ścieżki, która trzymała ich z daleka od kamer. 

Ogromna, lejkowata maszyna spalająca wydawała z siebie bezustanny szum. Rzeczy, które nie mogły być ani przetworzone, ani użyte jako paliwo, były wysyłane do spalarni. Woda, która pozostała z procesu spalania, spływała do basenu pod spodem. Woda przepływała do oczyszczalni obok. Była mętna, jak rzeka po deszczu. Ale w tej rzece nie było nic żywego. 

Zeszli po schodach, żeby się do niej zbliżyć, a gryzący zapach uderzył nozdrza Shiona. Ziemia pod ich stopami była pokryta szlamem, przez co w każdej chwili mogli się poślizgnąć. Nezumi zatrzymał się i rzucił coś Shionowi. 

– Gogle?

– Ta. Mają podczerwień, więc będziesz w stanie widzieć nawet w tej wodzie. 

– Tej tutaj?

Nezumi wskazał na ściek.

– Nurkowałeś już kiedyś?

– Więc będziemy tu nurkować...

– Dokładnie. 

Shion wziął głęboki oddech. Odór wypełnił jego płuca. Bez słowa założył gogle. 

– Szybko załapałeś – zauważył Nezumi z lekkim ubawieniem. – Myślałem, że będziesz się bał zanurzyć w tym stopę. 

– Nie mam zamiaru umierać. – powiedział Shion stanowczo. – Nie chcę być rozdeptany jak mrówka. Zrobię wszystko, co mnie uratuje, nawet jeśli obejmuje to nurkowanie w ściekach. 

Nezumi odwrócił się do Shiona i lekko się uśmiechnął. 

– Więc ruszaj za mną.

– Oczywiście. 

Niski szum maszyny ustał. Wszystkie światła na suficie zapaliły się w jednym momencie. Słyszeli kroki ponad głowami. 

– Idą – Nezumi wystawił rękę nad ściek. Mysz zeszła po niej i wskoczyła do wody.

– Poprowadzi nas. Spróbuj nie chlapać. Wejdź do wody powoli. 

Shion zrobił, jak mu kazano. Przed wejściem, wziął głęboki oddech. Dosłownie chwilę przed tym jak dotknął powierzchni wody, przez myśl przebiegła mu twarz matki. 





==Koniec rozdziału trzeciego==


((Może uda mi się przetłumaczyć trochę więcej rozdziałów podczas przerwy świątecznej (tak ze dwa chociaż...), aczkolwiek nadal może mi to troszkę zająć (jakże zajmujące to moje życia no-lifa...), jednakże nadal zależy to od czasu jaki poświęcę na prokrastynację (pracuję nad tym -_-") i od korekty ._. Ale nadal się cieszę, że w ogóle ktoś to czyta xD))
((Trzeci rozdział również poprawiony, tym samym kończymy WOPIS (patrz: rozdział 4) i mogę spokojnie zabrać się za oglądanie bakuma... tłumaczenie piątego rozdziału, znaczy ^^))