Staram się dodawać nowe posty w niedziele. Staram się.



Zakończono tłumaczenie No.6.


Dziękujemy za wszystkie podziękowania. To był miły rok z hakiem. I późniejszy rok. I chyba jeszcze jeden. Te dwa późniejsze składały się z czytania Waszych komentarzy. I tak dzięki.

(Do pań profesor jeśli przypadkiem odwołam się do tego na maturze: przepraszam, ja naprawdę tłumaczyłam to w gimnazjum. Ale prawdziwa książka istnieje. Obiecuję.)


Wszystkie rozdziały można znaleźć w zakładce ,,No.6''/,,No.6 Beyond''.


Kup powieść i mangę w oryginale, wspomóż panią Asano.


Tłumaczenie: Kuroneko
Korekta: Ayo, Dżun

czwartek, 22 listopada 2012

Epilog


Epilog


– Nezumi, ta książka...

– To Szekspir - Makbet. Kojarzysz może?
– Te wszystkie książki to klasyki?

No.6, Tom I 





W rękach trzymał list od Inukashi. Od jakiegos czasu nie dostał żadnego.


U Ciebie w porządku, Shion?

Tu jest tak, jak zwykle. Staruszek Rikiga znowu ma jaja, bo skoro nie ma już muru, może sobie łazić gdzie mu się podoba. Chyba chce się zobaczyć z twoją mamą. Uważaj. Nigdy nie wiesz, co cię w życiu czeka. Jeśli ten staruszek jakimś cudem skończy jako twój ojczym, wyślę Ci wyrazy współczucia.

Twoja mama wysłała mi i Shionnowi ostatnio trochę ciasta jabłkowego i rogalików. Były fenomenalne. Podziękuj jej od nas. Shionn niedługo skończy 3 lata (nie wiem czy na pewno, bo nie mam pojęcia, kiedy ma urodziny).

Myślisz, że mógłbyś któregoś dnia wpaść i pomóc mi umyć psy, kiedy będziesz miał wolne? Podobno jesteś członkiem tego „Komitetu Restrukturyzacyjnego” czy jak to tam było, nie? Głupio się czuję, prosząc o to taką szychę jak ty, ale potrzeba mi ludzi z doświadczeniem.

W każdym razie, nieważne, jaka szycha by z ciebie nie była, dla mnie i tak zawsze będziesz naiwnym dzieciakiem.

Mam nadzieję, że znajdziesz czas.

Inu




Shion ostrożnie zgiął list, naskrobany na szorstkim papierze, po czym odłożył go na bok. „Mam zamiar, Inukashi”.
Pii, pii, pii!

U jego stóp zapiszczał Tsukiyo. Ta myszka zdecydowała się pozostać u boku Shiona. Był teraz nieco starszy, jednak bystry i żywy jak zawsze. Uwielbiał Karan bardziej niż kogokolwiek innego, sypiał nawet w jej łóżku nocą.

Drugi list pochodził od kogoś, z kim Shion nawet nie śniłby korespondować. Nadawcą był Sasori, człowiek z podziemia. Kilka dni wcześniej, Shionowi złożył wizytę szczur, niosący skrawek papieru w pysku. Napisano na nim krótkie podziękowanie.


Przydzielanie lasu idzie gładko, dzięki tobie.
Jestem ci wdzięczny za wszelkie wysiłki.

Gdy Zakład Karny został zniszczony, ludzie z podziemi za rozkazem Rou wyszli do lasu.

„Zapewnijcie im miejsce, w którym będą mogli żyć w spokoju”. Shion przekazał krótką wiadomość Rou Komitetowi Restrukturyzacji i otrzymał zgodę na przydzielenie dla nich części północnego lasu.
Część ta leżała na skraju Mao, gdzie żyli Ludzie Lasu. Gęste korony drzew chroniły tam ich oczy, wrażliwe na światło przez długie życie pod ziemią. Shion wybrał właśnie to miejsce po długim zastanowieniu.

Rou wybrał pozostanie pod ziemią. Skończył tam życie, wraz z kilkoma innymi starcami.

Resztki Zakładu Karnego stały się parkiem. Inukashi wspominał, że zabierał tam od czasu do czasu Shionna na spacer.

„Czas przemija”.

„Wszystko się zmienia”.

„Ale ja nigdy nie zapomnę”.

Shion wstał, by podejść do okna. Otworzył je na oścież.

„Wejdź, Nezumi – tak jak to zrobiłeś tamtej nocy”.
W odpowiedzi uderzyła go jedynie bryza pełna zapachu młodych liści.

Czekał dalej.

No.6 – takie miasto niegdyś tu istniało.

Istniało kiedyś  dawny przykład ludzkiej inteligencji, utopijne państwo-miasto.


KONIEC



***

Okej, pora na pożegnanie. Na koniec powiem, że cieszę się, że mogłam nad tym pracować - 4.12.11. ukazał się pierwszy rozdział. Trochę już minęło od tego czasu. Spędziłam wspaniałe 11 miesięcy na pracy nad No.6 i nie żałuję ani jednej zarwanej nocki. Najbardziej jestem wdzięczna Dżun i Ayo, za to, że były obok nieważne ile narzekałam. A Wam, drodzy czytelnicy, życzę żeby historia Shiona i Nezumiego zmieniła Wasze życia tak, jak zmieniła moje.
~Kuro

Nie jestem najlepsza w sklejaniu oficjalnych wypowiedzi i w ogóle, więc od razu przejdę do rzeczy. Dołączam się do wszelkich podziękowań Kuro i Dżun, jednocześnie dziękując im za tak jedwabiście miłą współpracę z taką małą, w porównaniu do nich, myszką jak ja (DZIĘKUJĘ). ; v ; 
Drodzy czytelnicy - dziękujemy za wszelkie słowa otuchy i pochwały oraz życzę wam, żeby was szop w krzakach nie zgwałcił! O, ja osobiście przepraszam też za tak rzadkie udzielanie się w komentarzach. 
Mogłabym się rozpisać, jak miło było wprowadzać korektę w No.6, jak miło było poznać Shiona i Nezumiego, jednak miałam się zmieścić w dwóch-trzech zdaniach (a i tak wyszło więcej, psia mać), więc sobie daruję. xD
Do zobaczenia przy innym, równie zawalistym projekcie (mam nadzieję)! 
~Ayo



Dziękuję ci Kuro i Ayo, za tak miłą współpracę przy tym rocznym projekcie. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś coś razem stworzymy.
~Dżun




Dziękujemy.

Tom IX: Rozdział 2; Część II


((Przesadziłam z tym kwadransem. Nasza podróż dziś naprawdę dobiega końca. Pożegnanie w epilogu. Tymczasem soundtrack do posłuchania podczas najłzawszej sceny (i przez najłzawszą mam na myśli jedynie pożegnanie Shiona z Nezumim, akcja na początku to co innego, włączcie sobie od gwiazdek w połowie rozdziału), polecany przez Dżun (a konkretnie początek soundtracku jest polecany): https://www.youtube.com/watch?v=qoUJW4qWA0k ))




 – To co mamy zrobić? – zapytał z tłumu słaby głos. Należał do kobiety. – Powiedz nam, co mamy teraz zrobić?

 – Poczekać. – Odpowiedział Shion.  – Zaczekajcie jeszcze tylko chwilę, a to wszystko się skończy. Nikt nie będzie już musiał umierać.

„Powiedział, że mamy czekać”.

„Więc po prostu tu zaczekamy”.

„Przez jakieś pół godziny”.

Tak jak bryza tworzyła maleńkie fale na tafli jeziora, cisza rozeszła się wśród tłumu. Wszyscy zaczęli po kolei siadać tam, gdzie stali. Ci na placu również rozkładali się na ziemi, przyciskając kolana do piersi.

 – Dziękuję wam wszystkim. – Shion zwrócił się również do ogłuszonego mężczyzny z megafonem, stojącego przed nim. – Tobie też, Yoming. Zaczekaj tu.

Yomingowi zabrakło słów.

 – Idę przodem. – Nezumi zaczął biec, mijając plecy Shiona.

 – Jakim cudem ty… - wymamrotał Yoming, wpatrując się w Shiona.

Nikogo nie było przed gabinetem burmistrza. Prawdopodobnie strażnicy także zdążyli już uciec. Miejsce, które niegdyś było najwygodniejszym i najbezpieczniejszym w No.6, stało się teraz niezmiernie niebezpiecznym polem bitwy.

Shion zapukał do drzwi.

 – Proszę – odpowiedział przez interkom zza drzwi spokojny głos.

Drzwi rozsunęły się bezdźwięcznie.

Pokój był ciepły, cichy i luksusowy. Burmistrz stał przed szerokim biurkiem niedaleko ściany. Był znacznie drobniejszy, niż Shion sobie wyobrażał. A do tego młody.

„Ten człowiek… rządzi No.6”.

Za burmistrzem widać było skórzaną sofę, na której siedział inny mężczyzna. Miał biały fartuch laboratoryjny. Jego szyja wygięła się pod dziwnym kątem, a ramiona zwisały bez życia. Włosy zbielały na oczach Shiona, usta zaś pozostały otwarte, zaczerpnąwszy już swój ostatni oddech. Ząb wypadł z nich, lądując na podłodze.

 – Ach…

U podstawy szyi mężczyzny siedziała osa, poruszająca żywo czułkami.

 – Nowonarodzona – wyszeptał burmistrz. Brzmiał jak ktoś, kto nie chciał obudzić śpiącego dziecka. – Nawet ja nie miałem pojęcia, że rozwijała się w jego ciele. Ale wydaje mi się, że to on był najbardziej zaskoczony. Umarł jeszcze zanim się z tego otrząsnął. „To niemożliwe”… - Burmistrz uśmiechnął się blado. – Takie były jego ostatnie słowa. „To niemożliwe”. Hah, musiały minąć dekady, odkąd ostatnio powiedział coś takiego. Wierzył, że wszystko na świecie da się wyjaśnić nauką.

 – Burmistrzu. Proszę otworzyć okno. Musimy użyć balkonu.

 – Co macie zamiar zrobić?

 – Chcemy porozmawiać z Elyurias. Musimy się z nią spotkać, to pilnie.

 – Wy, dzieciaki, wiecie o Elyurias?

 – Tak.
Burmistrz przenosił wzrok z Shiona na Nezumiego.

 – Okno, mówicie… - mruknął, wciskając przycisk na biurku. Okno otworzyło się powoli.

 – Nezumi.

 – Tak.

Nezumi wyszedł na balkon. Wiatr uderzał go prosto w twarz, bawiąc się jego włosami.

Wraz z nim popłynęła piosenka.

Wiatr kradnie dusze, ludzie skradają serca.
Zatrzymajcie tu wszystko
i żyjcie w tym miejscu.
Niechaj w waszych ramionach odnajdę ukojenie.
Ach, duszo ma, me serce, o miłości i nadziei.
Powróćcie do mnie
i odnajdźcie ukojenie.

Śpiew Nezumiego zdawał się pływać w powietrzu, docierając do każdego krańca placu – każdego krańca No.6. Ludzie siedzieli nieruchomo, słuchając jak w transie.

Jakby jego głos naprawdę kradł dusze i odbierał serca.

„Safu”.
– Shion przemówił do dziewczyny w swoim sercu. „Tylko raz – tylko raz jeszcze daj mi się przekonać, jaka jesteś silna. Przekaż tę pieśń Elyurias. Safu, proszę. Użycz nam swojej siły”.

Wiatr kradnie dusze, ludzie skradają serca.
Ale ja pozostanę.
Śpiewając.
Proszę,
poprowadź moją pieśń.
Proszę,
przyjmij moją pieśń.

„Safu”.

Wiatr się wzmógł. Nezumi się zachwiał.

 
 Ach!

Inukashi stał nieruchomo, przykuty do miejsca.

 
 C-co, do cholery…

Złoty pierścień pojawił się na niebie, na wprost przed Nezumim. Zmniejszał się, aż stał się jedynie oślepiającym światłem. Błyszczało jakby tańczyło na wietrze, po czym przybrało kształt osy.
„Minęło trochę czasu, Śpiewaku”.

 
 Rzeczywiście. – Nezumi odwrócił się, by skinąć ręką na Shiona.

„Podejdź”.

Shion wyszedł na balkon, stając za Nezumim. Tłum na placu spojrzał w górę.

 
 Elyurias. Mogę cię nazywać tym imieniem?

„Nie przeszkadza mi to. Imię nadane przez ludzi nic dla mnie nie znaczy”.

 
 Elyurias. Błagamy cię. Chcemy, żebyś dała nam jeszcze jedną szansę – tylko ten raz.
Shion słyszał bicie skrzydeł. Cztery przeźroczyste błony błyszczały, smagając powietrze.

 
 Proszę, nie skreślaj jeszcze ludzi. Daj nam jeszcze jedną szansę, Elyurias.

„Głupie kreatury”.

„Stworzenia pełne arogancji i kłamstw”.

„Mówicie, że mam wam uwierzyć?”


 
 Ludzie są w stanie zarówno podtrzymywać ideały, jak i przyssać się do zniszczenia. Są tacy, którzy będą wspinać się po władzę, i tacy, którzy wolą iść z prądem. Jednak są również ludzie, którzy tworzą idee dla innych, walczą z własną głupotą, kłamstwem i arogancją. Elyurias, wysłuchaj naszych błagań. Uwierz w nas, jeszcze tylko jeden raz.

„Czy ty również sobie tego życzysz, Śpiewaku?”

Nezumi kiwnął lekko głową.

„Jako jeden z Ludzi Lasu, uwierzysz w mieszkańców No.6?”

 
 Nie uwierzę w ludzi z No.6. Jedynym, w którego wierzę, jest on. Nie, inaczej. To nie tak, że w niego wierzę. Po prostu…
„Po prostu?”
  Chcę zobaczyć, kim stanie się Shion. Chcę zobaczyć, jaki świat zbuduje na ruinach No.6. Chcę na własne oczy zobaczyć, co zrobi.

„Chcesz zobaczyć?”.
  O Panie – Boże Lasu, nie jesteś wszechmocny. Nie potrafisz zobaczyć wszystkiego. Nie możesz przewidzieć, czy stworzy przyszłość inną niż No.6, czy pójdzie śladami jego stwórców. To coś, co chciałoby się sprawdzić, czyż nie? Jak nisko ludzie upadną? A może podniosą się, zapobiegając kolejnemu upadkowi? Zobaczyć, gdzie to ich zaprowadzi – to tylko kolejna z rozrywek. Wydaje mi się, że oceniasz książkę po okładce, patrząc na ludzi pod kątem przypadku No.6.

„Maleńkie niemowlę, które pamiętam, wyrosło na zuchwałe dziecko”.
  Ludzie dorastają. Na lepsze czy gorsze.

„Śpiewaku, jesteś pewien? Dlaczego nie chcesz już nienawidzić No.6?”
  No.6 już nie istnieje. I to dzięki tobie. Ale gdyby na jego miejscu pojawiło się kolejne, znienawidziłbym je sercem i duszą, poprzysięgając mu kolejną wojnę.
Antenki Elyurias poruszyły się na prawo i lewo. Zsypał się z nich złoty proszek.

„Shion”.

 
 Tak?

„Mam dla ciebie wiadomość od Safu. Mówi: „Zostawiam wszystko w twoich rękach”.

„Wszystko w twoich rękach”
– te same słowa usłyszał od doktora, gdy ten był na łożu śmierci. Shion zacisnął dłoń w pięść, po czym kiwnął głową.

 
 Proszę, przekaż Safu, że dostałem jej wiadomość. I powiedz jej, proszę, że nigdy jej nie zapomnę, tak długo, jak będę żył.
„Rozumiem”.

„Pozwólcie mi więc…”


 
 Elyurias, zaczekaj! Proszę, dla nas…

„Tylko raz. Ten jeden raz, Shion”.

Złote światło zniknęło. Wiatr ustał.

Shion wrócił do środka, by zatonąć w dywanie na podłodze.

 
 Nareszcie koniec.

 
 Koniec? To dopiero początek, Shion. Twoja walka ledwie się zaczęła i nie będzie należała do prostych.

 
 Nezumi…

 
 Jakim światem zastąpisz No.6? Uda ci się zbudować prawdziwe miasto, w którym ludzie będą mogli żyć zwyczajnym, szczęśliwym, ludzkim życiem – nie jakąś plastikową metropolię, noszącą maskę utopii? Shion, twoja walka dopiero się rozpoczęła. Jeszcze niczego nie skończyłeś. Ten, którego koniec nadszedł, to...

Nezumi odwrócił się, by spojrzeć na burmistrza.

  Wiem. – Mężczyzna usiadł w fotelu, zamykając cicho oczy. – Mógłbym was przeprosić? Chciałbym być teraz sam.

 
 Będziesz się zastanawiać, co ze sobą zrobić, burmistrzu? – burknął Rikiga.

 
 To już postanowione. Zakończę własną historię. Więc, proszę, gdybyście byli tak mili...

 
 Chodźmy. Każdy zasługuje na spełnienie ostatniego życzenia. – Nezumi ruszył w stronę drzwi.

 
 Jestem wam wdzięczny. – Burmistrz uniósł dłoń. 

Drzwi zamknęły się.

Niemal w tym samym momencie rozległ się strzał. Rikiga powoli pokręcił głową.

Hamlet zapiszczał z kieszeni Shiona.

Pii, pii, pii! 


***


Błękitne niebo.

Rozciągało się ono krystalicznie czyste ponad niewielkim wzgórzem w Północnym Bloku.

  Ładna pogoda. Doskonała na podróż. – Wiatr rozwiewał włosy Nezumiego, gdy ten przeczesywał je dłonią.

  Shion, tutaj wystarczy. Nie musiałeś wychodzić, żeby się ze mną pożegnać.

  …A więc odchodzisz?

  Muszę.

  Kiedy wrócisz?

 
 Wrócę? Nie mam dokąd wracać. 

 
 Nezumi, czy mogę… mogę iść z tobą?

 
 Ty i ja jesteśmy inni. Ja wędruję; ty się osiedlasz. Do tego to się sprowadza. Jeśli do siebie nie pasujecie, nie możecie razem żyć. Powinieneś już to wiedzieć.

Nezumi ogarniał spojrzeniem krajobraz przed nim.

Było tam niegdyś miasto zwane No.6. Z miejsca, w którym stał, nie wyglądało inaczej niż zwykle.

 
 Shion.

 
 Co?

 
 Ty płaczesz?

 
 Nie no… proszę cię, nie jestem dziewczyną…

 
 Boję się ciebie.

 
 Co?

 
 Po prostu nadal nie potrafię dojrzeć, co w tobie siedzi, to wszystko. Jesteś zagadką. W Ratuszu w dwie sekundy udało ci się uspokoić tłum rozwścieczonych ludzi, a jednak teraz płaczesz jak dziewczyna. Możesz być jednocześnie niesamowicie bezlitosny, odważny i szlachetny. A wszystko to składa się na to, kim jesteś, prawda? Nie rozumiem tego i to tak mnie przeraża. Może za jakiś czas nie byłoby złym pomysłem wpaść i popatrzeć… tak, zobaczyć, kim się stałeś. No i trudno się oprzeć babeczkom twojej mamy. Chociaż nie spodziewałem się, że przytuli mnie, jak tylko mnie przedstawisz.

 
 Nezumi...

Shion złapał ramię Nezumiego. Czuł, że więcej już nie zniesie.

 
 Zostań, Nezumi. Chcę przy tobie być. Chcę, żebyś ty był obok. To moje jedyne życzenie.

 
 Nie spełni się.

 
 Dlaczego?

 
 Ile razy mam ci jeszcze powtarzać? Musisz tu zostać. Masz zadanie do wykonania.

 
 Mogę po prostu pozwolić komuś innemu…

 
 Nie możesz pozwolić nikomu innemu tego zrobić. Shion, to twoja robota. Zapomniałeś już, co obiecałeś Safu? Co z ostatnimi słowami doktora? Powiedziałeś, że to zrobisz. Shion, nie uciekaj. Czeka na ciebie własna walka. Masz tu coś do zrobienia. Nie możesz się od tego odwrócić.

Shion wbił wzrok w stopy.

Zacieśnił uścisk wokół ręki Nezumiego.

„Wiem. Rozumiem. Ale…”

 
 Nezumi, bez ciebie świat jest dla mnie niczym. Rozumiesz to? Niczym. 

Palec wsunął się pod jego podbródek, by unieść go w górę.

Widział przed sobą jedynie parę ciemnoszarych oczu.

 
 Nie posłuchasz, moje uparte dziecko? Zachowuj się, jak na twój wiek przystało. – Rozbrzmiał kobiecy głos z nutą delikatnego śmiechu.

 
 Nezumi, mówię poważnie…

Ich usta złączyły się w gorącym, a zarazem łagodnym, pełnym pasji pocałunku. 

 
 To był… pocałunek na pożegnanie?

 
 Przysięga. – Uśmiechnął się Nezumi. – Jeszcze się spotkamy, Shion.

Nezumi odwrócił się od niego. Hamlet i Cravat wskoczyli na jego ramię, piszcząc do siebie nawzajem.

Pii-pii-piii. Pii-pii-piii.

Wiatr zadął.

Chmury powoli poruszały się po niebie.

Sylwetka Nezumiego stawała się mniejsza i mniejsza.

Ani razu się nie obejrzał.

 
 Nezumi. – „Nigdy nie dowiedziałem się, jak ma na imię. Ale… chyba nie muszę wiedzieć”.

Dla Shiona, Nezumi zawsze był Nezumim. W swojej jednej, niezastąpionej osobie.

„Nezumi, będę czekał. Nieważne ile lat to zajmie, nieważne jak bardzo się zestarzeję, będę na ciebie czekał, właśnie w tym miejscu”.

Ten, który wędruje, i ten, który się osiedla – ich ścieżki miały jeszcze się spleść. A wtedy, Shion nie pozwoliłby mu już odejść tak łatwo.

„Nezumi, będę na ciebie czekał”.

Wiatr zadął.

Promienie słońca spłynęły w dół – na Shiona; na miasto, mające powstać z popiołu; na ślady Nezumiego.
Światło spływało w dół, pochłaniając wszystko.


==Koniec rozdziału 4== 

Tom IV: Historia Poboczna


((Poniższa historia jest dodatkiem dołączonym do specjalnego wydania IV tomu mangi No.6. Zostawiam Wam ją na tę chwilkę zanim dodam ostatni rozdział i epilog, czyli na jakiś kwadrans~))

HISTORIA POBOCZNA

Dni w Zachodnim Bloku


Na jasnym i czystym niebie Zachodniego Bloku nie było widać ani jednej chmury. Lazur rozciągał się ponad głowami ludzi.

Ponieważ Zachodni Blok leżał w cieniu No.6, dni, nieważne jak słoneczne, zawsze były krótkie, a zwłaszcza zimą.

Shion spojrzał w górę, rozciągając się. Z mydlin na jego dłoniach uniosły się w powietrze maleńkie bąbelki, pływające na wietrze.

Odbijały światło, błyszcząc kolorami tęczy.

 – Taki piękny dziś dzień.

Błękit nieba i bąbelkowe światło kuły go w oczy.

 – Hej, Shion. Ruszaj się trochę. – Inukashi spojrzał na niego sponad wiadra mydlin. Padające na jego kruczoczarne włosy promienie światła sprawiały, że wyglądały na jeszcze ciemniejsze.

 – Ociągaj się, a słońce zajdzie zanim zauważysz. Musimy skończyć myć psy przed zmrokiem. Jeśli nie zdążymy, będzie trzeba rozpalić dodatkowe ognisko tylko po to, żeby je wysuszyć. To strata drewna.

 – Ach, tak. Przepraszam.

 – Cóż… nie musisz przepraszać, ani nic takiego. – Inukashi pociągnął nosem. – Jesteś po prostu za dokładny. Musisz wymyć je szybko, opłukać szybko i masz spokój. Moje psy to nie żadne księżniczki. 

 – Ale jeśli porządnie ich nie wypłuczesz, dostaną zakażenia skóry.

 – Zakażenia skóry? Serio?

 – Tak. Zacząłem czytać więcej książek o zwierzętach, odkąd tu pracuję. Nezumi ma u siebie coś na każdy temat.

Inukashi zmarszczył nos. Zamachał rękami przed twarzą, jakby odganiając smród.

 – Zrób mi przysługę i nie wspominaj przy mnie o nim, dobrze? Jeśli masz zamiar już coś czytać, znajdź książkę o deratyzacji.

Shion uśmiechnął się z przekąsem.

 – Pamiętam, że widziałem tam chyba jakąś z metodami pozbywania się zwykłych szczurów.

 – Heh, normalne metody nie zadziałają na kogoś takiego jak on. Ale dosyć tego. Dlaczego musiałeś wypowiedzieć imię najgorszego gościa, jakiego znam, w taki ładny dzień?

 – Aż tak bardzo nienawidzisz Nezumiego?

 – A żebyś wiedział – Inukashi rozłożył szeroko ramiona. – Nawet gdyby zapłacił mi za polubienie go sto sztuk złota i tak nic by to nie dało. O ile to będzie możliwe, mam zamiar unikać go do końca życia.

 – Inukashi, trochę chyba przesadzasz.

 – Heh, przesadzam? Żartujesz sobie? Nie słyszałeś nawet połowy tego, co ciśnie mi się na język. Ten staruszek jest fałszywy, ale w porównaniu z Nezumim to niewinny, bezbronny niemowlak. Shion, powiem ci coś: nie ma nikogo bardziej niebezpiecznego, nieprzyjemnego, ani wnerwiającego niż Nezumi.

Shion na moment przestał szorować cętkowanego, brązowego psa.

„Jest najbardziej niebezpieczny, kłopotliwy, silniejszy i piękniejszy niż ktokolwiek inny. Oto Nezumi”.

Zauważył kątem oka, że Inukashi się mu przygląda. Zdawało mu się, że ten przejrzał na wylot jego myśli, a na jego policzkach zakwitły rumieńce. Shion spojrzał w dół z czerwoną twarzą, drapiąc plecy cętkowanego psa. Zwierzę zdawało się być zadowolone – zmrużyło oczy, wydając niskie, pełne przyjemności warczenie.

 – No i? – naciskał Inukashi.

 – Hm?

 – Tamto zakażenie skóry, o którym wcześniej mówiłeś. To aż tak źle, jeśli ich dobrze nie wymyjemy?

 – Ach… tak, dokładnie. Jeśli mydło osadzi się na skórze, może powodować powstanie wysypki, a przez wysypkę wypada futro. Dlatego mydliny trzeba dokładnie wypłukać.

 – Serio? Nie stać mnie na leczenie żadnych zakażeń. Nawet nie dałoby się ich w takim stanie wypożyczać w hotelu. Shion – odezwał się energicznie. – Dobrze je opłucz. Pozbądź się wszystkich bąbelków. I uważaj na te z długą sierścią.

 – W porządku, ale wątpię, że uda mi się skończyć z nimi wszystkimi do zachodu słońca. Powinienem dokończyć jutro?

 – Jutro, mówisz? – Inukashi spojrzał w niebo, mrużąc oczy na spadające z góry promienie słońca.

 – Shion, powiedzieć ci coś, skoro już przy tym jesteśmy? W Zachodnim Bloku nikt nie robi obietnic na „jutro”. Nieważne komu chcesz coś obiecać. Tutaj po prostu nie ma czegoś takiego jak „jutro”. Jasne, dziś może i być najbardziej słoneczny, najcieplejszy, najpiękniejszy dzień twojego życia. Ale nikt nie wie, czy jutro będzie tak samo. Właściwie, po dniach takich jak ten, pogoda zazwyczaj natychmiast się zmienia. Przychodzi zimny wiatr, zaczyna padać deszcz. A potem zamarza ziemia wraz z twoimi stopami, wodą ze źródła i wszystkim innym wokół ciebie. Głodujące dzieciaki i starzy ludzie umierają. To samo spotyka młodych, dobrze zbudowanych facetów. Nikt nie jest wolny od śmierci. Na przykład… idzie sobie taki ulicą któregoś dnia z bochenkiem chleba, na który pracował cały dzień. Mogłaby go zaatakować grupa dzieciaków, chcąca zabrać mu jego jedzenie, tuż po rozbiciu mu czaszki i odesłaniu go do nieba. Coś takiego jest tu na porządku dziennym. Ach, tak, tobie też już się to zdarzyło, co nie? Jakieś głodne bachory ukradły ci chleb na bazarze?

 – Ach… tak, zdarzyło mi się to.

 – Znając cię, pewnie nawet nie próbowałeś walczyć o swoje, kiedy wyrywali ci jedzenie. To dlatego, że nie masz pojęcia, ile tu jest wart kawałek chleba. Mój pies powiedział, że praktycznie oddałeś im swoje zakupy.

 – Twój pies patrzył?

 – Jasne, że tak. Sprzedaję informacje, to mój biznes. Mam psy w całym Zachodnim Bloku, węszą gdzie się da. Chociaż twoje naiwne wybryki i tak nie są wiele warte, tak tylko ci mówię.

 – Nie dziwię się.

Inukashi wzruszył ramionami i westchnął niecierpliwie.

 – Cóż, okradli cię, bo byłeś cicho – a może po prostu się wyłączyłeś, to bardziej prawdopodobne. Nie powinieneś być z tego dumny, ale miałeś szczęście. Gdybyś rzucał się, jakby nie było jutra, pewnie bardziej by się starali wyrwać ci jedzenie. Kto wie, w najgorszym przypadku może nawet przyłożyliby ci od tyłu metalową rurą, a twój mózg leżałby już na ulicy.

Shion odruchowo złapał się za głowę. Inukashi zwinął się w kłębek, śmiejąc się beztrosko.

 – Podobno masz całkiem niezłą głowę, ale nie byłoby z niej żadnego użytku, gdybyś wąchał kwiatki od spodu, nie?

 – Dostaję przez ciebie dreszczy.

Uśmiech zniknął z ust Inukashi. Spojrzał na Shiona z kamienną twarzą.

 – Nikt nie zna jutra. Absolutnie nikt, nie potrafią go nawet przewidzieć, Shion.

Shion jeszcze raz spojrzał w niebo.

Pod tym wszechobecnym lazurem rozciągały się tragedie życia i śmierci. Istnieli ludzie z łatwością wymazywani z powierzchni ziemi. Ludzie, którzy musieli chwytać się każdej szansy i walczyć, by dożyć jutra. Był częścią tej walki, tak samo jak wszyscy dookoła. „Nic nie może mnie zapewnić, że jutro w ogóle będę jeszcze żył”.

„To jest rzeczywistość”.

„Rzeczywistość świata, w którym żyję”.

„Nie mogę się od niej odwrócić. Nie mogę przymknąć na nią oka, ani pozwolić prześlizgnąć się obok mnie. Muszę się z nią zmierzyć i ją zaakceptować”.

 – Hej… Hej, Shion. – Inukashi klasnął w dłonie. Dźwięk rozbrzmiał w powietrzu. – Jeśli masz czas, żeby się wyłączać, nabierz ruchów. To jedna z twoich największych wad, co?  Za dużo o wszystkim myślisz. Zanim zaczniesz rozmyślać nad tym czy tamtym, może zacznij coś robić i skończ, co zacząłeś. Będziesz milion razy bardziej przydatny.

 – Kolejna lekcja, co, Inukashi?

 – No. Jeśli chodzi o życiowe mądrości, jestem kopalnią złota. Dostałeś już kilka darmowych porad, powinieneś być wdzięczny.

 – Jestem. Dziękuję.

Inukashi widocznie zadrżał. – Shion, błagam cię, nie rzucaj tak przeprosinami i podziękowaniami na wszystkie strony. Ciarek dostaję.

 – Kiedy ja naprawdę jestem ci wdzięczny… - zaprotestował Shion. 

 – Rany, chyba jeszcze nigdy nie było tu kogoś tak szczerego i prostego jak ty. Nie pojmuję, jak możesz żyć z takim tajemniczym, chytrym, trudnym i pokręconym kolesiem jak Nezumi. To prawda co mówią, że przeciwieństwa się przyciągają, co?

 – Inukashi, znowu przesadzasz. Nezumi nie jest chytry ani pokręcony. Wiem, że może się czasem wydawać… trudny, czy niezrozumiały, ale…

 – Kretynie! To właśnie mam na myśli, mówiąc, że jesteś naiwny. Nezumi jest tak samo chytry, jak ty prostoduszny. Obydwaj powinniście mieć to wpisane w akty urodzenia, serio. Hah, chyba akurat pod tym względem naprawdę jesteście do siebie podobni.

 – To było trochę nieuprzejme, Inukashi. 

Inukashi poderwał się. Wytrzeszczył oczy, obracając się. Shion również wygiął głowę, by spojrzeć w tym samym kierunku, z dłońmi wciąż pokrytymi mydlinami.

Stał tam Nezumi, skąpany w delikatnym, zimowym słońcu. Jego włosy do ramion błyszczały i lśniły w słońcu. Usta wykrzywiały się w sarkastycznym uśmiechu, w oczach zaś błyszczała wesołość.

 – Jak długo tam byłeś? – Inukashi przełknął ciężko ślinę.

 – Tylko chwilkę.

 – Co masz na myśli przez chwilkę?

 – Stoję tu odkąd wspomniałeś, że chciałbyś dowiedzieć się czegoś o deratyzacji.

Inukashi westchnął. Odwrócił się do Shiona, wyjąc z przesadą.

 – Widzisz, o czym mówię? Ten gość zakradł się, upewniając się, że nawet nie zauważymy, że nas podsłuchuje. Nie możesz się przy nim rozluźnić.

 – Znowu jesteś niegrzeczny, Inukashi. Nie podsłuchiwałem. Nawet nie mówiłeś nic wartego podsłuchiwania. Po prostu za bardzo zaangażowaliście się w swoje małe pogaduszki i nie zwróciliście na mnie uwagi, to wszystko.

 – Czego chcesz? – odezwał się szorstko Inukashi.

 – Nie przejmuj się tak tym, Inukashi – wycedził Nezumi. – Po prostu pomyślałem, że wpadnę. Nie spodziewałem się żadnej herbaty czy obiadku.

 – Raczej, że się nie spodziewałeś. – Powiedział Inukashi, obnażając zęby. – Nie dostałbyś ode mnie ani miski zupy. Chyba, że mam wylać ci ją na głowę, to już inna historia.

 – Ojej, jak ty mnie nie znosisz. Ale nie musisz się martwić, i tak nie przyjąłbym zupy. Bóg wie, co byś do niej nawkładał.

 – A to ciekawe. – Inukashi cmoknął językiem zirytowany, po czym wrócił do mycia psów z jeszcze większym zapałem. – Hej, Shion. Nie zwracaj uwagi na niego. To psy tu wymagają uwagi. Zostało dwadzieścia jeden, a my skończymy z nimi przed zachodem słońca.

 – Jasne. Ach, Nezumi?

 – Co?

 – Mógłbyś nam pomóc?

 
– Co?! – powtórzył z niedowierzaniem Nezumi.

 – Skończyłeś już pracę na dzisiaj, prawda?

 – Cóż, tak, ale…

 – To nam pomóż. Przydałaby nam się tu pomocna dłoń.

 – Że niby mam myć psy?!

 – No.

 – Nie, dzięki. Nic nie jest gorsze od lichego mydła, wody i psich kudłów, szczególnie jeśli się je połączy. Nawet nie chcę myśleć, jak potem wyglądałyby moje dłonie… – Nezumi zacisnął delikatnie palce. Sam ten gest był dość delikatny, by zaprzeć dech w piersiach.

 – To wytrzyj je dokładnie, kiedy skończę je myć – odpowiedział natychmiast Shion. – Zbierz z psów tyle wilgoci, ile dasz radę.

 – Jak mówiłem, dlaczego niby mam zajmować się tymi…

 – Proszę. Pomóż. – Shion podał Nezumiemu stertę starych szmat. Ten odsunął podbródek z obrzydzeniem.

 – Hej, Shion…

 – Ten pies idzie pierwszy. Dobrze go obetrzyj. Tylko szybko. Jest już stary, więc jeśli będzie mokry za długo, może się przeziębić. Uważaj. Dalej, mały, ty też musisz go ładnie poprosić – dodał, odwróciwszy się do psa.

Przemoczony pies wstrząsnął żywo futrem u stóp Nezumiego. Kropelki wody poleciały na wszystkie strony.

 – Hej… przestań! Pomoczysz mnie! – narzekał Nezumi.

 – No to go wytrzyj. No już.

 – Rany, dlaczego ja muszę się zajmować kundlami…

Mimo wszystko zaczął wycierać psa szmatą.

 – Nezumi, nie możesz go tak drapać. Owiń go delikatnie i pozwól tkaninie nasiąknąć wilgocią. Wiem, że jest podarta, ale do tego jeszcze się nadaje.

 – Zamknij się. Wiem jak wycierać psa i bez twoich instrukcji.

 – Widzisz, psu się to nie podoba. Jesteś za brutalny.

 – Wiem przecież. Jesteś moją matką, czy co?

Inukashi skulił ramiona, chichocząc.

 – Wy dwaj jesteście komiczni jak zawsze. Wasze rozmowy to już klasyka. Wiecie, powinniście kiedyś założyć kabaret. Hm, Eve? Może bardziej pasuje ci komedia niż śpiewy na scenie.

Gdy tylko Nezumi otworzył usta, by odpowiedzieć, Rikiga zajrzał zza ruin. Cała jego twarz płonęła czerwienią.

 – Nie no, śmierdzisz tanim winem – narzekał głośno Inukashi. – Już jesteś w nastroju na picie, staruszku? Do wieczora jeszcze trochę czasu zostało. – Zmarszczył nos.

 – Ha ha, nic wielkiego. Jak to mówią, Bóg jest w niebie, więc ze światem wszystko w porządku. Piękny dziś dzień! Och, tobie też dzień dobry, Shion. Jak się masz?

 – Dzień dobry, Rikiga-san. Widzę, że jesteś w dobrym nastroju.

 
 Wiesz, wystarczy, że na ciebie spojrzę i już mi lepiej. Łaa… Eve, a co ty tu robisz?
 
 Nie żebym chciał tu siedzieć.


 – Ja tu tyko przychodzę Shiona zobaczyć… - wybełkotał Rikiga. – Czemu i ciebie muszę oglądać, psi dzieciaku? To doprawdy nieprzyjemne…

 – Przymknij się – warknął Inukashi. – To mój hotel. Sam się tu wprosiłeś, nie masz prawa narzekać.

Rikiga zupełnie zignorował Inukashi.

 – Shion, przyniosłem ci coś naprawdę dobrego. Zjedz sobie na drugie śniadanie. Masz!

Rikiga podał mu papierową torbę. Shion zajrzał do środka, po czym krzyknął krótko.

 – Łaa, babeczki!

 – Babeczki? – Inukashi wyrwał mu torbę. – No, nieźle! Czyli to są babeczki, hę? Pierwszy raz je widzę. Ale pachną świetnie. – Jego opalony nos poruszył się szybko.

Nezumi zagwizdał krótko z podziwem.

 – Skąd aż tyle ukradłeś, staruszku?

 – Idioto, Wielki Rikiga nigdy by nie kradł. Nie jestem taki jak ty. Ktoś mi je dał. Heh heh – zarechotał dumnie. – To babeczki z No.6. Jeden z moich klientów przyniósł je w prezencie. Hah, widzisz? Nawet jeśli jestem z Zachodniego Bloku i tak mogę dorwać babeczki z No.6. Niesamowity jestem, co? Heh heh. 

 – Co, przyszedłeś się chwalić? Daj sobie spokój. Nie myślałem, że możesz być aż tak żałosny, staruszku.

 – O, a psi dzieciak myśli, że może sobie teraz szczekać? – odpowiedział natychmiast Rikiga.

 – Rikiga-san, masz teraz trochę czasu? – wciął się Shion.

 – Eh? Ja? Cóż, jestem biznesmenem. Tacy jak ja nie muszą urabiać się po łokcie cały dzień, w przeciwieństwie do biedaków.

 – Więc na pewno możesz nam pomóc myć psy. 

 
 Eh? Myć psy? Momencik, Shion. Przyszedłem tylko przynieść ci te babeczki i…

 – Proszę, mógłbyś oblać je wodą z tamtego wiadra? Powoli i dokładnie.

 – Nie, mówię właśnie, Shion…

 – Jesteś niesamowicie pomocny. Teraz powinniśmy wyrobić się ze wszystkim do wieczora.

 – Tak, ale Shion, nigdy nie powiedziałem, że…

 – Poddaj się, staruszku. – Nezumi uśmiechnął się odrobinę. – Zrobisz co ci każe i się z tym pogodzisz.

Odwrócił się do Shiona, unosząc kciuk w górę.

 – Zrobiłeś się cholernie dobry w ściąganiu ludzi do odwalania twojej roboty, Shion.

 – Cóż, ty mnie uczyłeś, więc…

Rikiga głęboko westchnął. Potem zaś, mamrocząc coś pod nosem, uniósł wiadro.

Słońce skłoniło się ku zachodowi, a w Zachodnim Bloku władzę przejmowały ciemności nocy, gdy kończyli szorować psy.

 – Dobra robota. Dzisiaj podaruję wam specjalną nagrodę w postaci zupy i wrzątku. – Inukashi rozejrzał się z dłońmi na biodrach, podczas gdy trzej pozostali siedzieli na ziemi.

 – Żartujesz sobie?! – burknął Rikiga. – Kazałeś nam pracować jak niewolnikom nawet bez obiadu. Dawać mi tu moje babeczki. – Rikiga wzniósł pięść w powietrze.

 – No więc właśnie mówię, że mam zamiar teraz dać wam jeść. Zupę i wrzątek.

 – W sensie wodę, tak? – odezwał się kwaśno Rikiga. Na ustach Nezumiego zaś zagościł kąśliwy uśmiech.

 – Wodę, dobrze zagotowaną – dodał. – Chyba nawet jeszcze ciepłą. Przygotować się wszyscy. Idzie uczta.

Dwie babeczki na każdego, gorąca woda w cienkich kubkach i odrobina zupy przyprawionej solą. W Zachodnim Bloku, to zdecydowanie można było nazwać zupą.

„Ten smak…”

Serce Shiona zabiło głośno, gdy tylko ugryzł babeczkę.

Smakowała jak te, pieczone przez jego matkę. Zupełnie jak babeczki Karan. 

„Czy to…”

„Skąd je…?”

Shion przełknął słowa, przez moment, wstydząc się pytania, jakie chciał zadać Rikidze.

Pomiędzy nim, a jego matką, znajdował się mur.

A w tamtej chwili wciąż nie miał jak się na niego wspiąć.

Nie mógł zadać pytania, na które odpowiedź nic by mu nie dała.

Jego spojrzenie napotkało oczy Nezumiego.

„Masz rację, Nezumi”.

„Dokładnie, Shion. Siedź cicho, nie dlatego, że się poddałeś, ale dlatego, że podjąłeś decyzję. Musisz zmierzyć się z wagą swojego milczenia”.

„Wiem”.

„Naprawdę? Może tylko ci się tak wydaje”.

Przeszywał go wzrok Nezumiego. Te szare oczy dawały Shionowi wrażenie, że ich właściciel wiedział o nim wszystko. Zastanawiał się, dlaczego za każdym razem, gdy spotyka ich spojrzenie, przebiega go dreszcz rozkoszy, nie bólu. 

 – Ach, muszę przyznać, że nic nie smakuje lepiej niż posiłek po dniu ciężkiej pracy – ziewnął Rikiga.

 – Powinieneś teraz przysiąc oddanie uczciwej robocie, staruszku.

 – Heh, nie chcę słuchać „szczerych” słów, jeśli ty je mówisz.

Na wpół słuchając kłótni Inukashi i Rikigi, Shion powoli ugryzł kawałek babeczki. Na firmamencie ponad nim, gwiazdy zaczynały błyszczeć.