Staram się dodawać nowe posty w niedziele. Staram się.



Zakończono tłumaczenie No.6.


Dziękujemy za wszystkie podziękowania. To był miły rok z hakiem. I późniejszy rok. I chyba jeszcze jeden. Te dwa późniejsze składały się z czytania Waszych komentarzy. I tak dzięki.

(Do pań profesor jeśli przypadkiem odwołam się do tego na maturze: przepraszam, ja naprawdę tłumaczyłam to w gimnazjum. Ale prawdziwa książka istnieje. Obiecuję.)


Wszystkie rozdziały można znaleźć w zakładce ,,No.6''/,,No.6 Beyond''.


Kup powieść i mangę w oryginale, wspomóż panią Asano.


Tłumaczenie: Kuroneko
Korekta: Ayo, Dżun

piątek, 27 stycznia 2012

Tom II: Rozdział 3


((No i kolejne opóźnienie... To wszystko moja wina! To przeze mnie! T^T Ale ferie się zbliżają to będę miała roboty... a w piątek tak szybko lekcje mi się skończą... To mi przypomniało, że miałam się dzisiaj zaopiekować następnym rozdziałem... No, nie ważne, oddaję wam rozdzialik świeży ku pokrzepieniu serc po podpisaniu ACTA przez stado baranów ;P))



Rozdział 3
Grzech i świętość


„Ludzie są zmiennokształtni; nie ma na tym świecie niczego, co nie jest”.
Ihara Saikaku, „Opowieści Saikaku z różnych prowincji”


Nachylenie, z którego ześlizgnął się Shion, okazało się być ogromnym przechylonym filarem. Po bliższym przyjrzeniu, mógł dostrzec kilka kobiet odzianych w cienkie szaty, wyrzeźbionych u podstawy kolumny. Zardzewiałe kawałki metalu, które leżały dookoła, prawdopodobnie były kiedyś szkieletem sufitu i zwisały z nich pojedyncze winorośle. Cała ściana była nimi zarośnięta, a w różnych rozmiarach odłamki cegieł leżały rozrzucone na ziemi.

„Gdybym uderzył w któryś z nich…” – Shion zadrżał.

Pierwszy raz przed jego oczami rozciągała się taka sceneria. W No.6 nie można było znaleźć zniszczonych budynków. Wszystkie były tworzone zgodnie z ich przyszłym zastosowaniem, a wydajność i użyteczność stawiano na pierwszym miejscu. W porównaniu z tymi nadgryzionymi przez ząb czasu, wystawionymi na deszcz i wiatr, były niczym iluzja, a nie produkt rzeczywistości. 
Wziął oddech i objął wzrokiem okolicę. Wiatr tańczył nad nim, wyjąc cicho. Nagle, jakby kontynuując swą wędrówkę ku zniszczeniu, kawał ściany zaskrzeczał, osuwając się tuż przed oczami Shiona. 

– Nezumi – zawołał. To nie była prośba o pomoc. Po prostu chciał wezwać jego imię. – Jesteś tam, prawda? Wyłaź w końcu. 

– Robisz się coraz lepszy – odezwał się głos gdzieś z góry. Shion uniósł głowę, by ujrzeć siedzącego Nezumiego na parapecie okna kilka metrów nad ziemią. Z szyby nie zostało nic, była już tylko rama. Prostokątna pustka, pomalowana na czarno, przypominała otwartą paszczę w walącym się murze, mającą zaraz wydać krzyk.
Nezumi zeskoczył na dół ze swojego nadziemnego siedziska. Lądując dokładnie na miękkiej warstwie brudu.

– Lekko stąpasz – skomentował Shion. 

– Jakże cieszy mnie wasz komplement, Wasza Wysokość.

– A to ci nowina – zażartował. – To wyjaśnia, czemu znikasz tak szybko, kiedy znajdziesz się w ciasnym miejscu.

Nezumi lekko wzruszył ramionami i zachichotał cicho. 

– Nawet zaczynasz się uczyć sarkazmu. To też coś. Troszkę dorosłeś, co nie?

– Musiałem nadrobić dziesięć lat życia, spacerując po tym targu.

Nezumi machnął leniwie ręką przed twarzą Shiona. 

– Prawie cię postrzelono, kobieta próbowała cię uwieść, potknąłeś się o zwłoki i dostałeś od starucha. No, dla takiego dzieciaka jak ty, to się chyba liczy jako dziesięć lat. Ale…

– Hm?

– Naprawdę uciekanie idzie ci coraz lepiej – powiedział z uznaniem. – Wyszło lepiej niż z tym ostatnim grubasem.

– Masz na myśli Ekipę Sprzątającą?

– Ehe. Wyglądało, że tamten tłusty grubas cholernie czegoś od ciebie chciała. Właściwie myślałem, że jeśli dasz się zabrać do środka, to będzie po Tobie.

– Mimo wszystko szybko mnie wtedy zostawiłeś.

– Nie mieszam się bardziej niż to konieczne – zachichotał Nezumi. – Ale nieźle Ci wyszła ta ucieczka. Chociaż ci goście raczej nie poddadzą się łatwo. A ty tak po prostu sobie tu stoisz. Uważałbym na twoim miejscu. 

– Przyjmuję twe słowa z największą przyjemnością, Wasza Świątobliwość.

– O, to też ci idzie coraz lepiej – zaśmiał się Nezumi, tym razem głośniej, jednak wciąż delikatnie. Chudy pies rozłożył się na podłodze, machając na boki ogonem. Plugastwo targu wydawało się być tylko złym snem. Cisza wypełniała całą okolicę, niczym w górach, pochłaniających wszystkie dźwięki.

– Nezumi, gdzie jesteśmy?

– Zgadnij.

– Nie mam pojęcia.Wygląda na całkiem duży budynek.

– To hotel. Kiedyś tam dalej stał szpital. Za nim był plac zabaw, chyba… Też za dużo nie wiem o tym miejscu. 

Hotel, szpital, plac zabaw…

– Więc kiedyś to naprawdę było przyzwoite miasto.

– Chyba tak. Chociaż nie wiem, co za przyzwoite miasto tak wygląda, ale prawdopodobnie nie było tu aż tylu ciał. Przynajmniej wtedy.

– Wtedy?

– Zanim założono No.6. 

Shion nie był zaskoczony. Spodziewał się tego. Lekko zacisnął palce w dłoni. 

– Uczyłem się o historii No.6 i o jego powstaniu. To były jedne z pierwszych zajęć, jakie mieliśmy.

– Ehe – mruknął Nezumi.

– Seria wielkich wojen wybuchła na całym świecie pod koniec zeszłego wieku. Jeszcze zanim którykolwiek z nas się urodził. W rezultacie masowych bombardowań i używania broni biologicznych, ziemie zostały skażone, a klimat rozregulowany. Większość mas lądowych, z niewieloma wyjątkami, straciła możliwość do podtrzymania ludzkiego życia. Nadeszła wielka fala wypadków, przypłacanych życiem. Ludzie przysięgli nie wszczynać więcej wojen i w rejonach uratowanych przed zniszczeniem, stworzyli sześć utopijnych miast. No.6 było jednym z nich. 

– Tego cię nauczyli?

– Tak.

– I zawsze w to wierzyłeś?

– To jest prawda, którą nam wpojono. 

– Pamiętasz dzień, w którym spotkaliśmy się po raz pierwszy? – zapytał Nezumi. – Powiedziałeś wtedy, że No.6 nie jest idealne. 

– Powiedziałem.

– Kłamałeś?

– Nie – odpowiedział. – Naprawdę tak myślałem. Ale dopóki cię nie spotkałem, nie wiedziałem jak nazwać to uczucie. Poznałem cię i wtedy to do mnie dotarło.

Poznał Nezumiego i zrozumiał. W końcu usłyszał dźwięk skrzypienia kajdan, założonych jego własnemu sumieniu. Zawsze czuł, że się dusił. W No.6 miał wszystko. Pełno jedzenia, ciepłe łóżko i dostęp do opieki medycznej były na wyciągnięcie ręki. Ale na tym nie stanęło. Gdy miał zaledwie dwa lata, dzięki doskonałemu wynikowi w prywatnym egzaminie, zyskał przywilej życia w luksusach Chronosu. Wszyscy jego mieszkańcy mieli zapewnione doskonałe środowisko życia. 
Zanim nie spotkał Nezumiego tamtej deszczowej nocy w dniu dwunastych urodzin, był otoczony wszystkim, czego mógł zapragnąć i to w najlepszej możliwej jakości. Ale wtedy, oglądając pokaz wiatru i deszczu, rozpływających się na szybie, poczuł destruktywny impuls, który go przeraził. 
Czuł, że jest potwornie zduszany. Niczym zwierzę zapędzone do rogu, instynktownie próbujące się uwolnić, Shion chciał uciec z niewidzialnej klatki, w której był zamknięty. Na samym dnie jego umysłu nadal rozbrzmiewał tamten głos.

To jest fasada. 
Tutaj wszystko ci dano.
Ale nic tu nie ma.
Nie możesz już tu żyć.
Więc uciekaj.

Złam to.
Zniszcz to.
Zniszcz, ale co?
Wszystko.
Wszystko?

Kiedy głos pokrył się ze słowami Nezumiego, Shion w końcu zrozumiał. 

„Nie znam prawdy. Nie wiem niczego”

Nezumi spuścił z niego wzrok, po czym odwrócił się Ten jednak złapał go za rękę.

– Powiedz mi, Nezumi.

„Powiedz mi prawdę. Nie kłamstwo, czy głupią wymówkę. Opowiedz mi o prawdziwej formie „Świętego Miasta”, No.6”.

Jego palce zostały odepchnięte.

– Nie jestem twoją niańką. Jeśli chcesz wiedzieć, sam się dowiedz. 

Znowu został odtrącony. Nieważne, ile razy próbował go zrozumieć, Nezumi zawsze go odpychał. Niemiłosiernie odrzucał. Jednak mimo to, Shion wciąż wyciągał rękę. 
Pies otarł się o niego. Był tak wychudły, że widać było kości i żebra, ale nadal był ciepły. Bardzo ciepły. Miał ciepło żywego stworzenia.

– Nie mów, że ci mnie szkoda.

Pies pokręcił swoim jasnobrązowym uchem. Przez chwilę wydawał się uśmiechać. Potem przesunął się ociężale w stronę Nezumiego. Ten wyciągnął powoli dłoń i poklepał lekko głowę kundla.

– Więc dla psów jesteś miły…

– Psy nie zachowują się jak dzieciaki.

– Ale nie umieją szyć.
– Co?

– Pies nie zszyje rany. Widziałem, że narzędzia nadal są w apteczce. Jeśli jeszcze kiedyś się zranisz, z przyjemnością cię zszyję.

– Och, dziękuję – odpowiedział sarkastycznie. – Twoja oferta jest tak wspaniała, że aż dostaję dreszczy. Śniłeś mi się potem przez jakiś czas.

– Aż tak dobrze wyglądałem?

– Uśmiechałeś się. Wyglądałeś, jakbyś świetnie się bawił. Za każdym razem miałem koszmary.

– Cóż, to był pierwszy raz, kiedy miałem okazję kogoś operować. Pamiętam, że byłem naprawdę podekscytowany. Powiedz – odezwał się z entuzjazmem. – Sam zdjąłeś szwy?

– Jasne. To było prostsze niż zrobienie zupy. 

– Została blizna?

– Tak, ale ci nie pokażę. 

Shion wystawił wargi.

– Nie bądź sknera.

– Uważaj na stopy – przywołał go do porządku Nezumi. – Zaraz zaczną się schody. Idziemy na górę.

Słońce zachodziło i zapadał zmrok. Większa część schodów osunęła się tak samo jak ściana, a to, co z nich zostało, było zakręcone w górę, zgodnie ze wskazówkami zegara. Tutaj nadal pozostał kawałek sufitu. Wydawało się, że oryginalnie był pomalowany na biało, jako że na odłamkach, które nadal się trzymały, pozostały plamy farby. Ku zaskoczeniu Shiona, wisiał nad nimi żyrandol. Do tego stosunkowo nieuszkodzony.

– Więc naprawdę był tu kiedyś hotel.

– Nadal jest.

– Eh?

– To miejsce nadal funkcjonuje jako hotel.

– Niemożliwe.

Dotarli na górę, gdzie powitała ich wielka, pusta komora. Prawdopodobnie była tu kiedyś recepcja. Ściany były zrobione ze szkła, sięgające od podłogi po sufit. Panele w górnej części zwisały poszarpane, albo rozsypane na ziemi, choć te dolne pozostały nietknięte. Zwisały podarte i wyblakłe zasłony. Winorośl, która prawdopodobnie wdarła się przez wybite okna, wspinała się po ścianach i krzyżowała niczym sieć rybacka. Spadające z niej liście, dołączały do lepkiej warstwy, pokrywającej już podłogę. 
Dzięki mdłemu światłu w pomieszczeniu, Shion mógł przejrzeć wszechobecne ciemności. A pochodziło ono od świeczki, palącej się na kamiennym stoliku.

– Nezumi, czujesz to?

– Może to od świecy?

– Nie, to nie wosk. Pachnie jak jakieś zwierzę.

Nezumi się zaśmiał.

– Oj, już długą drogę przeszedłeś. Nawet węch ci się wyostrzył. Teraz spróbujmy ze wzrokiem. Spójrz.

– Ach…

Cień poruszył się w ciemnościach, gdzie nie docierało światło. Miał cztery nogi, parę odstających uszu i groźnie warczało.

– Pies – wyszeptał.

Wielki kundel, pokryty krótką, ciemnobrązową sierścią, wbijał w nich wzrok. Z jego gardła wydobyło się głębokie warknięcie. Shion cofnął się o krok.

– I to nie jedyny – dodał Nezumi.

W jego głosie dało się słyszeć radość; cieszyła go reakcja Shiona. Ten zaś z trudem walczył z chęcią spojrzenia na niego. Nie mógł jednak marnować uwagi na taki rzeczy.
Z pierwszym psem na czele, kilkanaście innych, o różnych kolorach i kształtach, wyłaniało się z ciemności. Były dalekie od tego, co zwie się pupilami. Brudne, gapiące się zjadliwie z wyszczerzonymi zębami.

– To hotel dla dzikich psów?

– Może. Co chcesz zrobić? Uciekać? Jeśli szybko nie zdecydujesz, rozerwą ci gardło.

Ciemnobrązowe zwierzę podeszło do niego ostrożnie. Nie warczało już. Cicho, zbliżał się do niego, nie spuszczając z niego wzroku. 
Shion spojrzał w jego karmelowe oczy; miały ten sam kolor, co futro. Poza maleńkim światełkiem w oku, było tam coś jeszcze, coś zaskakująco delikatnego. Shion czuł tam taką obecność.
„Intelekt?”
Przyklęknął na jedno kolano. Potłuczone szkło zaskrzypiało pod jego ciężarem. Nezumi wiercił się nerwowo. Shion się nie ruszał. Zbliżony do ziemi, wpatrywał się w kundla.
Pies się zatrzymał. Nadal stał tuż przed nim. Otworzył paszczę, wystawiając różowy jęzor i polizał końcówkę nosa Shiona. Potem przysiadł i ziewnął. Inne psy także spuściły z tonu i zaczęły się poruszać po swojemu. Niektóre zbliżały się do siebie nawzajem, a inne rozkładały na podłodze. Pozostałe zaś węszyły dookoła, a żadne z nich nie wydawały się przejmować obecnością Shiona. 

– Chyba przeszedłem test – uśmiechnął się do Nezumiego. Ten cmoknął i odwrócił się. 

– Dzikie psy w ogóle cię nie przestraszyły? – odezwał się skwaszony.

– Przestraszyły. Ale dzikie psy nie zapaliłyby świeczki.

Nezumi podciągnął drwiąco nosem.

– Widziałeś w ogóle kiedyś świeczkę?

– Właśnie to widzę ją pierwszy raz. Jest jaśniejsza niż sobie wyobrażałem. Hej, Nezumi, ktoś tu mieszka?

Rozległ się śmiech. A dźwięk odbił się echem po ruinach, by zniknąć w mroku.

– Serdecznie witam, gościu.

To był ludzki głos, jednak Shion nie wiedział skąd dochodzi. Odbijał się z tak wielu kierunków, że nie można było stwierdzić, gdzie jest jego źródło. Prześlizgiwał się i krążył przez warstwy budynku. Samo słuchanie go przyprawiało o zawroty głowy. 

– Przestań się opierdalać – powiedział Nezumi, schylając się. Podniósł jakiś odłamek i rzucił w stronę, z której nadeszły psy. Od razu zniknął w mroku, jednak wyraźnie słychać było, jak uderzył o ziemię, gdzieś w oddali.

– Uważaj trochę – głos dochodził ciemności. Należał do kogoś młodego. Nagle światło rozbłysło w tym morzu atramentu.

– Co za brutalne powitanie, Nezumi. Nie masz za grosz manier.

– Za to ty możesz zacząć robić z nich użytek, na przykład witając gości.

Sylwetka majaczyła wśród psów ze świecznikiem w ręku. Nawet w płomieniu świecy, osoba ta wydawała się być pogrążona w cieniu. 
Oczy, włosy do ramion, spodnie obdarte na kolanach i rozciągnięty sweter, wszystko czarne. Nawet skóra była opalona.
Był chłopcem, czy może dziewczyną?[1]
Shion nie mógł tego odróżnić. Ostry podbródek i okrągłe oczy obcego przypominały mu małego gryzonia. Bardzo niski i chudy, sięgał Shionowi najwyżej do ramion. 

–Tu mieszka – powiedział Nezumi. – Nie znam prawdziwego imienia. Mówimy więc po prostu Inukashi. 

– On… wypożycza psy?

– Dokładnie – odpowiedział obcy. – Wypożyczanie psów to mój biznes. Miło mi cię poznać, Shion – uśmiechnął się. Co zaskoczyło Shiona.

– Znasz moje imię?

– Dobrze się tu orientuję. Dopóki mam swoje psy, dostanie informacji to bułka z masłem. Znam twoje imię i wiem, że kopnąłeś gościa z Ekipy Sprzątającej w jaja zanim tu przyleciałeś. Ten maluch wszystko mi opowiedział.

Wychudły pies zamerdał ogonem, stojąc za Inukashi. 

– Możesz z nimi rozmawiać?

– Mogę rozmawiać z każdym, jeśli tylko nie jest człowiekiem. Kiedykolwiek będziesz potrzebować informacji, przyjdź do mnie – wyciągnął rękę z uśmiechem. Miał na niej lepki, srebrny pierścień, który pasował do jego opalonej skóry.

– Mnie również miło cię poznać – Shion podał mu swoją dłoń. 

Minęło już trochę czasu odkąd ostatnio uścisnął komuś rękę. Do tej pory jego doświadczenia obejmowały jedynie uciekanie, popychanie, czy przetaczanie się. Na twarzy Inukashi rysowała się otwartość i czułość, przez które przypominał domowe zwierzątko.
Ostry ból przeciął jego dłoń.

– Aua!

Shion momentalnie zabrał rękę. U nasady jego palca znajdowało się małe skaleczenie, wielkości pinezki. Zaczynała się z niego już wydobywać krew. Spływała po dłoni pojedynczym, czerwonym strumykiem. Wydało mu się, że zaczynają mu drętwieć końcówki palców. 
Inukashi odwrócił się i zarechotał.

– Za co to? – zapytał Shion z niedowierzaniem.

– On pyta jeszcze za co?! – wybuchł śmiechem. – He he, a to dopiero! Od razu podałeś rękę i pytasz mnie za co to? Klasyczne. 

Inukashi pokazał Shionowi rękę i lekko skulił palce. Mała igiełka wbita w pierścień wychyliła się. Kiedy zaś je rozprostował, schowała się szybko do środka.

– Stara jak świat broń skrytobójcza. Właściwie powinno się nasączyć igłę trucizną, ale w tej nic takiego nie było, więc się nie przejmuj.
Shion nacisnął miejsce skaleczenia. Oblizał suche wargi i otworzył usta, by zadać pytanie. 

– Czemu to zrobiłeś?

– Rany – odezwał się z przesadą. – Teraz pyta czemu….

Jego wzrok przeniósł się na Nezumiego, który nadal stał w ciszy.

– Nauczyłeś go w ogóle czegokolwiek, żeby ci tu nie zdechł?

– To nie mój problem.

– Ty go zabrałeś i przyniosłeś do domu, co nie? Jak już zabierasz przybłędę, zajmij się nią chociaż porządnie. Któregoś dnia może być użyteczny.

– Nie byłbym tego taki pewien.

Inukashi znowu się zaśmiał.

– Jeśli nie, możesz go po prostu zjeść. Chyba, że on…– wzrok Inukashi przeniósł się na głowę Shiona. – Interesujące włosy. Ma jakieś problemy, czy co?

Nezumi uniósł lekko kącik ust i odpowiedział krótko:

– Tyle samo, co twoje psy. Nie idzie policzyć.

– Ojej. Więc plotki były prawdziwe. Naprawdę trzymasz młodego chłopaczka jak zwierzątko – twarz Inukashi przybrała poważny wyraz, gdy ten zmierzył Shiona od stóp do głów. Jego spojrzenie było zuchwałe i bezczelne. Chudy pies nagle podniósł się z podłogi i zaszczekał. Dwie wściekłe, brązowe kulki wynurzyły się z ciemności. Szczeniaczki miały koło dwóch miesięcy. Ich noski z ogonkami pokryte były bielą. Chuderlawy kundel znowu się położył, wystawiając brzuch. Jego sutki żałośnie wystawały nad skórę. Szczeniaczki szybko się do nich przyssały. Ich okrągłe zadki bujały się na boki.

– Łaa, szczeniaczki! – zawołał Shion. Delikatnie pogłaskał je po pleckach, gdy te jadły.– Hej, Nezumi, zobacz. Są takie mięciutkie. Też je pogłaszcz.

– Podziękuję.

– Ale szczeniaczki… Więc jesteś mamą, co? Musi ci być trudno je wychowywać.
Inukashi uniósł brew i odsunął się odrobinę od Shiona.

– Coś z nim nie tak? Czy on właśnie rozmawia z tym psem? Niezrównoważony jakiś, czy co?

Nezumi stuknął palcem w skroń.

– Tu ma trochę pusto. Ale to u niego normalne. 

– Normalne, mówisz? Czemu się zajmujesz takim dziwadłem?

– Jak mówiłem, ma odchyły. I może nie wyglądać, ale ma całkiem sprawne ręce. Potrafi nawet operować.

– Nie obchodzi mnie, co on tam może. I tak nie będzie niczym więcej niż martwym ciężarem. 

– Sam bym tego lepiej nie ujął – odpowiedział Nezumi. – Masz to, o co cię prosiłem?

– Jasne. Praca to praca. Chodźmy na górę – Inukashi wziął swój świecznik i zniknął w ciemnościach. Kolejne schody. Tak jak poprzednie, te również pięły się w górę łagodną spiralą. Jednak tym razem nie były aż tak zniszczone. Gruz był wyczyszczony tylko na tyle, żeby mogła przejść jedna osoba.

– Och – mruknął Shion z zaskoczeniem, gdy dotarli na szczyt.

Rozciągał się przed nimi wąski korytarz. Na jego końcu leżała skulona osoba. Za nią była para psów. Miały długie, białe futra i były ciasno owinięte wokół tego kogoś, jakby chciały go ochronić. Shion wytężył wzrok i ujrzał jeszcze więcej grupek skulonych ludzi z psami.

– Co oni robią?

Inukashi rzucił przez ramię odpowiedź:

– To moi klienci.

– Klienci?

– To był kiedyś hotel, i nadal jest. Plotki mówią, że to miejsce było całkiem sławne, ale teraz służy tylko do przechowywania za drobną opłatą ludzi, którzy nie mają gdzie się podziać na noc. Łóżka też mamy. Jak zarobisz trochę kasy, mogę ci jedno przygotować. 

– A co z psami?

– Wypożyczam je do ogrzewania. Nocą robi się całkiem zimno, ale nie jest tak źle jak zwiniesz się z psem czy dwoma. Przynajmniej nie zamarzniesz na śmierć.

– Więc stąd twoje imię.

– Psy przydają się też do innych rzeczy. Zbierają informacje, pilnują twojej własności, czy przynoszą ci rzeczy. Zrobią wszystko. Pewnie są o wiele użyteczniejsze, niż taki dzieciak jak ty. 

Nezumi cmoknął z dezaprobatą.

– To moja kwestia. 

Na samym końcu korytarza znajdowały się drewniane drzwi. Za nimi kryło się małe pomieszczenie z niskim sufitem, pozbawione okien. Na jego środku stał okrągły stolik. Inukashi postawił na nim świecznik i rozłożył starą mapę. 

– Tą właśnie znalazł Nezumi, jest sprzed jakichś dwóch dekad. Tu jest mój hotel, a LK-3000 powinno być gdzieś tutaj. 

– Budynek Zatrzasku nie jest tu zaznaczony – dodał Nezumi. – Poprosiłem Inukashi o jego znalezienie.

Lekko przesunął palcem nad papierem. Ten przypadkowy gest uderzał wręcz elegancją. Był to ruch wykalkulowany i doprowadzony do perfekcji, w pełni warty wlepiania w niego oczu.

– Co? – Nezumi przechylił się, by spojrzeć na gapiącego się Shiona.

– Nic. Po prostu pomyślałem, że czasem poruszasz się tak jakoś elegancko.

– Eh?

– Chwilami twoje gesty są naprawdę urzekające. Aż chce się patrzeć.

Inukashi przenosił spojrzenie między twarzami Nezumego a Shiona.

– Jak można mówić komuś coś takiego prosto w twarz? – zapytał z niedowierzaniem. – 

Nezumi, ten koleś jest naprawdę dziwny. Jak ty z nim wytrzymujesz?

– Jakoś mi się udaje.

– Shion, słyszałeś gdzie on pracuje?

– Nie.

Inukashi wyciągnął przed siebie otwartą dłoń.

– Powiem ci jak zapłacisz. Handel informacjami to kolejna z moich usług.

– Nie mam pieniędzy. 

– Co? Nie masz? Nezumi, zajmujesz się dzieciakiem bez grosza? – brew Inukashi poszybowała w górę. – Czyli ma dziwne włosy, chodzi z głową w chmurach, uściśnie rękę bez zastanowienia i nie ma kasy… Skąd ty go wyciągnąłeś?

– A jak myślisz?

– Ja tu zadaję pytania.

– Odpowiem, jak zapłacisz.

– Nie wnerwiaj mnie – urwał Inukashi. – Ty tu powinieneś płacić.

Nezumi wyciągnął z kieszeni małą sakiewkę z materiału.

– Proszę bardzo.

Zawartość wysypała się na mapę. A była nią mała, szara myszka.

– To myszorobot. Może nagrywać dźwięk i obraz, ma pełno sensorów oraz wbudowaną mikro baterię słoneczną. Po jednym naładowaniu będzie działać przez trzydzieści sześć godzin. Może się poruszać bez żadnych ograniczeń, gromadząc przy tym informacje. Znajdziesz dla niego zastosowanie wszędzie tam, gdzie nie wciśniesz swoich kundli. Mówiłeś mi, że chcesz jednego, prawda?

Inukashi kiwnął głową w milczeniu. Machał nią w górę i w dół, zupełnie jak małe dziecko. 

– Naprawdę mi go dasz? – zapytał.

– Taa. Twoje informacje są tego warte. 

Nezumi włożył mysz z powrotem do sakiewki i zawiązał lekko. Ton Inukashi przyspieszył. 

– W porządku. Przejdę do sedna. Budynek Zatrzasku nie istnieje.

– I to wszystko?

– Jasne, że nie. Nie istnieje, ale było coś kiedyś o tej nazwie.

– Budynek Zatrzasku?

– „Zapiski Zatrzaśniętego”, nazwa gazety. Dawno temu było coś takiego, miało siedzibę zaraz za tym hotelem. Zbankrutowali, a budynek przerobili na parking. Jeszcze zanim powstała ta mapa, dlatego nic tu nie ma.

– Więc „Bud. Zatrzasku 3P” znaczy…

– Trzecie piętro budynku tej gazety, czyli…

– Czyli?

– Nie mam pojęcia – stwierdził nagle Inukashi. – Nie ma mowy żeby ktokolwiek miał informacje o trzecim piętrze budynku gazety, która zbankrutowała dwadzieścia parę lat temu. Powinieneś sam iść do kogoś, kto ma coś wspólnego z tym miejscem.

– Jest ktoś taki?

– Taa. Mam adres gościa, który prowadził tę gazetę. Poza tym ma całkiem interesujące powiązania z No.6. Słuchaj uważnie…

Nezumi przysunął się bliżej, a Shion przełknął ślinę. 

***

No.6 nurzało się w czerwonym blasku zachodzącego słońca. Nic innego nie przewyższało swym pięknem jesiennych zachodów. Mężczyzna westchnął z satysfakcją.
Cóż za majestat, niesamowita scena. Park Leśny jeszcze kilka dni temu ukazywał kontrast między opadłymi liśćmi, a tymi, które uparcie trzymały się drzew i swego zielonego koloru. Jednak teraz większość z nich spoczywała już na ziemi. Był to spokojny rodzaj piękna, natura w ciszy przygotowywała się na nadejście zimy.
Wzniósł się na szczyty nowoczesnej nauki; miał pod kontrolą naturę, a utopijne miasto było bliskie ukończenia. Ludzie mieli tu szczęśliwie urodzić się, żyć i dożyć w nim starych lat. Byli wybrani. 
Nie było tu czegoś takiego jak nieszczęście. Nawet okazjonalne huragany stały się źródłem nawadniającym gospodarstwa agroturystyczne i rolne, rozciągające się od Wschodniego do Południowego Bloku. 
Brakowało już tylko odrobiny. Trochę więcej, a ta kraina bogów zostałaby w końcu ukończona. Utopia– miejsce, w którym tylko wybrani mogli żyć. Potrzeba było jeszcze tylko odrobiny, by ją ukończyć. 

– Naprawdę musisz kochać ten widok – odezwał się głos zza jego pleców, w którym pobrzmiewał cichy śmiech.

– Nie przyznasz, że to niesamowite?

Cicho śmiejący się człowiek pokręcił głową, zaprzeczając. Miał na sobie biały płaszcz laboratoryjny.

– Wolę mikro wszechświat. Świat bakterii, mikrobów, neuronów, makrofagów, wirusów. 
Kiedy masz coś takiego przed sobą, schodzisz do skali nanometrowej. Możesz je zobaczyć tylko przez mikroskop elektronowy. Wiesz, są naprawdę piękne. Wspaniałe rzeczy, których nie możesz dojrzeć gołym okiem. Jest tak wiele miejsc, do których oczy cię nie zaprowadzą.

– To twoja mantra, czyż nie? Odkąd pamiętam, zawsze to powtarzałeś. 

– Moja niezmienna mantra.

– I zawsze piłeś mocną kawę przed i po kolacji. 

– Kolejny mój niezmienny nawyk.

Mężczyźni spojrzeli na siebie i cicho zachichotali. Znali się od dziesiątek lat. Dobrze wiedzieli, jak drugi się zmienił, a co pozostało takie samo.

– To co teraz? Myślę, że już czas – mężczyzna uniósł swój ręcznie zrobiony kubek do kawy. 

Napój nadal parował, a zapach świeżo parzonych ziaren unosił się nad naczyniem. Człowiek w białym kitlu oblizał dolną wargę. Robił to zawsze, gdy był pochłonięty przez myśli.

– Mówisz o znalezieniu nowych próbek – odezwał się po chwili. – Tym razem żywych.

– Tak, mamy już kilka zwłok. Ale nie jesteśmy dość blisko. Potrzebujemy więcej.

– Jeśli chcesz, zawsze mogę je jakoś załatwić. Ilu potrzebujesz?

– Potem zaraportuję ile konkretnie potrzeba, bazując na stanie, płci, wieku i historii chorób.

– Byłoby świetne. Więc co z żywymi? Mam zacząć przygotowania?

– Nie, potrzebuję więcej czasu. 

– Po co?

– Dane z zebranych próbek są niekompletne. Nadal je analizujemy i wprowadzamy do serweru. Najpierw chcę to dokończyć.

– Zajmuje ci to więcej czasu niż zwykle. To rzadkie.

– Jeśli moglibyśmy zrobić to publicznie, byłoby łatwiej. Ale pod przykrywką nie jest tak łatwo. Powinieneś o tym pamiętać. Poza tym musimy zająć się żywymi próbkami dopiero wtedy, kiedy baza danych dotycząca martwych będzie gotowa. To i tak było dość niespodziewane. Musimy się dowiedzieć, co się dzieje w tym stadium. Na to też potrzeba czasu.

– Wiem – odpowiedział mężczyzna. – Nie poganiam cię. Upewnij się tylko, że wszystko załatwiasz ostrożnie, dokładnie i idealnie. Całość łączy się z przyszłością No.6. Tak… To ostatni kawałek układanki.

– Ostatni kawałek, który uczyni to miejsce „Świętym Miastem” w dosłownym znaczeniu, co? 
– zaśmiał się człowiek w kitlu. – Niech żyje Wielki Przywódca! – uniósł lekko swój kubek kawy.

– I niech żyje Wielki Mózg, który stoi za tym wszystkim – drugi również uniósł swoją kawę. Na moment zapadła cisza. Po której mężczyzna w płaszczu laboratoryjnym przemówił lekko zniżonym głosem.

– Ale to na pewno dobrze?

– Co?

– Zbierać żywe próbki. Słyszałem, że jest wśród nich pewien Szczur.

Mężczyzna odłożył swój kubek i otarł palcem usta.

– To tylko jeden szczur. Nie powinien sprawiać dużych problemów. 

– Jeśli możesz, złap go żywcem. Interesuje mnie.

– Chcesz go pociąć?

– Autopsja, co? To też by było miłe. Chciałbym zbadać każdy zakątek jego ciała. Ale przedtem… potrzebujemy więcej próbek. 

Człowiek w kitlu wstał nagle i zaczął bezgłośnie spacerować po grubym dywanie. Maszerował niecierpliwie, robiąc wielkie kroki z rękoma za plecami. Przyglądając się bacznie ruchom swojego przyjaciela z laboratorium, mężczyzna rozsiadł się w fotelu.

– To jest główny problem – kontynuował tamten. – Kompletna liczba próbek wciąż jest za mała. Potrzebujemy więcej, Fennec – takie przezwisko nadano owemu mężczyźnie za młodu. 

Pustynny lis. Był najmniejszy i miał największe uszy ze swojego rodzaju. Uszy te, docierające nawet do kilkunastu centymetrów długości, były nie tylko doskonale dopasowane do ciała, ale pozwalały również wykryć dźwięk, wytwarzany przez odbijającego się od piasku pasikonika. Człowiek ten słyszał kiedyś, że lis ma całkiem pustą osobowość, na co nie wskazywałby jego słodki wygląd.
Nie przepadał zbytnio za tym przezwiskiem. Nie używał go, ani nie był nim nazywany od dłuższego czasu. Prawie już o nim zapomniał. Ale nie czuł takiego impulsu od czasu młodości. Poczuł do niego nawet coś w rodzaju czułości.

„Fennec. Pustynny lis. Nieźle”.

– Żywych próbek też dużo nie mamy. Chciałbym mieć chociaż jeszcze ze dwie. Nie, trzy. Ale to mogłoby być trudne.

Mężczyzna w kitlu nie przestawał do siebie mruczeć. Nie przejmował się zupełnie swoim otoczeniem. Prawdopodobnie nawet nie zauważył, że nazwał swego przyjaciela Fennec. Taki sam był za czasów młodości. Jego badania, eksperymenty, spekulacje, satysfakcja. Nigdy nie okazywał zainteresowania niczemu innemu. Nie chciał władzy, pieniędzy czy kobiet. Nie potrzebował w życiu wiary, filozofii czy moralności. Mózg o niespotykanej inteligencji i pusta dusza.

„Dlatego jest taki użyteczny”.

Uśmiechnął się, wciąż wbijając wzrok w mężczyznę w kitlu.

„Nie miałbyś żadnego pożytku z duszy. A gdyby nawet, polegałoby to tylko na 
zadeklarowaniu mi lojalności”.

Tamten wreszcie się zatrzymał.

– Fennec, załatwmy inną żywą próbkę. Tym razem chcę, by to była kobieta. To może być trudne. Cóż, w takim stadium nawet bardzo… Dlatego powinniśmy się przygotować póki czas.

– Jasne.

– Jest wielkie ryzyko porażki, jednak…

– Porażka i ofiara są konieczne do zakończenia procesu. Nie martw się, przejdziemy przez to, żeby mieć w rękach nasz ostatni kawałek.

– Chyba masz rację – zgodził się.

– Chodźmy więc na kolację. To pewnie nie skrzywdzi specjalnie twoich interesów, a wszystko już przygotowałem. Daniem głównym będzie baranina. Mam do tego najlepsze wino. 

– A po posiłku kawa?

– Naturalnie. Tylko błagam, ściągnij ten fartuch chociaż do jedzenia. 
Mężczyzna lekko klepnął swój kitel na ramieniu. Potem spojrzał w scenerię za oknem. Za szybą z grubego, nieskazitelnego szkła, gwiazdy zaczynały już błyszczeć.

***

– Jesteśmy na miejscu.

Nezumi zatrzymał się. Stali naprzeciwko dwupiętrowego budynku. A przynajmniej przypomniało go bardziej niż te ruiny za hotelem. Jednak nie wiele mu brakowało, by się w końcu zawalić.
Łukowate wejście i czerwone cegły w ścianach znosiły kiedyś prawdopodobnie całkiem silne wiatry. Choć teraz oplatała je winorośl, wbijając się w otwory i emanując aurą zniszczenia. Nezumi uniósł w górę podbródek.

– Ktoś jest w środku.

W środkowym oknie na drugim piętrze paliło się światło. Było tak jasne, jak lampa elektryczna. A to oznaczało, że w tym budynku był prąd.
Popchnęli naprzód drewniane drzwi i weszli do środka. Nie było znaku życia na parterze czy pierwszym piętrze. Schody, również zrobione z drewna, skrzypiały głośno z każdym ich krokiem.
Jeśli słowa Inukashi były prawdziwe, były reporter „Zapiski Zatrzaśniętego” powinien mieszkać właśnie tutaj. 
Wspięli się na drugie piętro. Światło wylewało się ze szpary w drzwiach na drewniany korytarz, na którym spoczywała gruba warstwa kurzu. W strumieniu światła leżało kilak pustych butelek. Łatwo było stwierdzić, co się w nich kiedyś znajdowało. Shion nie musiał nawet się schylać, żeby poczuć ostry zapach alkoholu, unoszący się nad nimi. W ciemniejszym kącie korytarza leżały jakieś sterty papierów i puste puszki. Tylko drzwiom, z których wylewała się jasna struga, nic nie dolegało poza starością. Shion uniósł rękę, żeby zapukać, jednak Nezumi go odciągnął.

– Co jest?

– Nic, po prostu… Powietrze jest dziwne.

– Powietrze? O czym ty…

Zanim Shion zdążył skończyć zdanie, usłyszał z pokoju ryk. Należał do mężczyzny. Rozległ się hałas niszczenia mebli. Wysoki głos krzyczał z wściekłością, jednak rozbijane szkło zagłuszało wszystko.

– Brzmi poważnie. Co teraz, Shion?

– Co masz na myśli przez „co teraz”?

– Wygląda na to, że jest zajęty. Powinniśmy wrócić kiedy indziej?

– Jakby to było możliwe.

– Tak myślałem.

Znowu rozległ się głośny hałas. Głęboki męski głos krzyczał o pomoc. Shion chciał wpaść do pokoju, ale Nezumi powstrzymał go i otworzył drzwi. 
Pokój był dobrze oświetlony przez wielką lampę. Największe światło, jakie Shion widział od przybycia do Zachodniego Bloku. W żadnym kąciku pomieszczenia nie było ani skrawka cienia. Pod oknem stało wielkie biurko, a przy ścianie była postawiona niezbyt imponująca sofa. Podłoga ukryta była pod stertą papierów i książek, porozrzucanych bez ładu. Ale to wszystko zauważył dopiero po dokładniejszym rozejrzeniu się po pomieszczeniu. Jedynym, co rzuciło się w oczy spoglądającego przez ramię Nezumiego Shiona, była dwójka ludzi splątanych ze sobą. Kobieta i mężczyzna. Mężczyzna miał spodnie, jednak od pasa w górę był nagi. Kobietę natomiast ukrywała czerń. Jej włosy, ścięte tuż przy ramionach, także miały ten kolor. Siedziała na nim. Rąbek spódnicy odkrywał jej udo. Miała dobrze zbudowane, pulchne ciało. Okrągłą twarz, oczy i nos. Malowało się na niej napięcie.
Kobieta uniosła prawą rękę. 

– Pomocy! – zawołał mężczyzna. Shion dojrzał dopiero teraz nóż w jej ręce. Nezumi cmoknął krótko.

– Jesteś do niczego! – krzyknęła. W tym samym momencie, Nezumi się poruszył. Bezgłośnie, w ułamek sekundy, trzymał już ją za nadgarstek, wykręcając go bez słowa.

Nóż opadł na podłogę. Shion natychmiast go podniósł. Kątem oka dojrzał czerwoną pochewkę. Szybko ją podniósł i ukrył w niej ostrze. Poczuł ulgę. 

– Co ty, do cholery, robisz? – krzyknęła kobieta. Padła do tyłu, pociągnięta przez Nezumiego. 

– Nie wydaje mi się, że powinnaś bawić się takimi rzeczami, panienko. To niebezpieczne – odezwał się delikatnie. 

– Zostaw mnie w spokoju. Co cię to obchodzi? Ta bezużyteczna, kobieciarska kupa gówna zasługuje na śmierć.

Kobieta zalała się łzami na podłodze. Nie wypuszczając noża z ręki, Shion spojrzał na nią i się pochylił. Nie wiedział, co powinien zrobić. Nic w jego dotychczasowym otoczeniu nie powiedziało mu nigdy, jak radzić sobie z taką sytuacją. Nezumi przyklęknął i delikatnie położył rękę na jej trzęsących się w płaczu plecach. Zniżył głos do cichego szeptu.

– Nie płacz. Nie… powinnaś płakać. Wypłacz się po prostu. Poczujesz się lepiej. No dalej…

Brzmiało jak kołysanka. Jego szept był głęboki i uspokajający, przenikał w głąb duszy Shiona tak, jak deszcz przesiąkał fundamenty domu. Czuł, jak zdenerwowanie wypływa z kobiety, zastąpione delikatnym spokojem. Ale w spojrzeniu Nezumiego nie było ani śladu delikatności czy spokoju. Rozejrzał się szybko po pokoju i zatrzymał wzrok na półnagim mężczyźnie w średnim wieku, wciąż leżącym na ziemi. Potem jego oczy znów wróciły do stojącego w miejscu Shiona. Ten zaś wziął w końcu krok naprzód.

– Em… Jesteś Rikiga-san? Ten ze starej gazety „Zapiski Zatrzaśniętego”?

Mężczyzna podniósł się niestabilnie i zaczął ubierać koszulę, leżącą chwilę wcześniej na sofie. Nie był opasły, jednak chudym nie można go było określić. Miał trochę tłuszczu w ramionach i pasie. Pod prawym barkiem ciągnęła się długa, biała blizna. 

– Em… Pomyliliśmy osoby? – zapytał w końcu Shion. – Powiedziano nam, że znajdziemy tu Rikigę-san…

– I znaleźliście – odpowiedziała kobieta. Jej twarz nadal nosiła ślady łez i potu, jednak już nie płakała. 

– Tak się nazywa ten bezużyteczny kłamca. Kiedyś był reporterem z gazety, ale teraz ta kupa gówna prowadzi gówniane magazyny porno, żeby mieć, za co chlać. 

– A kto popada w histerię tylko dlatego, że zostaje odrzuconym przez faceta, hę? – odciął się mężczyzna, zwany Rikiga. 

– Co ty pieprzysz?! – odkrzyczała. – To TY mówiłeś, że chcesz się ożenić!

– I mówię ci, że problemy się nawarstwiają, więc nie mogę się już z tobą ożenić. 

– Jakie problemy?

– Cóż… no… Bo widzisz…

– Jak masz zamiar znowu mnie oszukać, tym razem zrób to chociaż porządnie! Nie daję się nabrać tak łatwo!

Czerwona od gniewu włożonego we własne słowa kobieta spojrzała na Shiona, oddychając szybko. 

– Oddaj mi mój nóż!

– Nie… Nie mogę… – odparł Shion. – Przestań, proszę. To niebezpieczne.

– Powiedziałam, że masz go, do cholery, oddać! Jakie problemy?! Posłuchajmy twojej wymówki. Nie mogę uwierzyć, że dawałam się tak łatwo oszukiwać. Zabiję cię.

– Czekaj, uważaj…

Nezumi wstał. Jednym krokiem przesunął się do boku Rikigi i położył dłoń na jego ramieniu.

– Ojcze, ona będzie teraz naszą nową matką?

Kobieta zastygła. Otworzyła szeroko usta i wytrzeszczyła oczy.

– Ojcze?

Nezumi kiwnął głową z czułym uśmiechem.

– Tak. Jesteśmy jego synami.

– Ty… Ty masz dzieci? Nigdy o tym nie słyszałam.

Głos kobiety zachrypł. Rikiga zamrugał.

– Matka i ojciec dawno się rozstali – wyjaśnił Nezumi. – Ale matka zmarła w zeszłym miesiącu, więc wracamy mieszkać do ojca. Słyszeliśmy już, że ojciec się zakochał. Ale powiedział, że się nie ożeni, żebyśmy mogli żyć razem jak rodzina, we trójkę. Prawda, braciszku?

– Eh?

– Przyszliśmy tu w poszukiwaniu ojca, prawda?

– Co? Ach… tak, dokładnie. Jesteśmy jego synami. Miło cię poznać. 

Rikiga odkaszlnął kilkukrotnie. 

– …Tak właśnie jest. To moi synowie. Teraz będę musiał się nimi zająć. Życie zrobi się trudniejsze. Nie mogłem cię w to wciągać, kochanie. Kocham cię, kocham cię tak bardzo. Ale te dzieci potrzebują ojca… Nie mogłem cię prosić o zostanie ich matką. Nie miałem innego wyboru, jak tylko się z tobą rozstać.

– Więc to dlatego…

– Właśnie.

Kobieta przeczesała włosy dłonią i podniosła swój płaszcz z podłogi. Spojrzała na Shiona i uniosła lekko podbródek.

– Masz dziwne włosy. To peruka?

– Och, cóż… dużo się działo…

– Więcej problemów? Jaki ojciec taki syn, uwielbiacie chyba problemy. Cóż, trudno. Jeśli tak, to z tobą zrywam. Nie widzi mi się gość w średnim wieku z dziećmi.

Kobieta pomachała energicznie ręką.

– To na razie. Było fajnie, póki było.

Drzwi się zamknęły, a Shion wypuścił nóż z dłoni. Jego ręce były przemoknięte potem ze zdenerwowania. 

Rikiga podniósł krzesło i postawił na podłodze, po czym zaczął zbierać z niej kawałki stłuczonego szkła. Prawdopodobnie było w nim coś wcześniej, co zostawiło ślady na dywanie, od których tam mocno było czuć alkohol, że Shiona prawe zemdliło. 

– Dobry Boże, w końcu poszła – wymamrotał Rikiga. – Było fajnie, póki było, powiadasz? 
Zachowujesz twarz na końcu. Rany.

Spojrzał w końcu na Shiona i Nezumiego z szerokim uśmiechem.

– Uratowaliście mi życie. Pozwólcie sobie podziękować.

Miał silne, szerokie ramiona i był wysokiego wzrostu. Wysoki grzbiet nosa pasował do jego wąsów. Nie był ani przystojny ani brzydki. Z jego twarzy tryskał zarówno optymizm, jak i zmęczenie; malowały się na niej przebiegłość i silna, niezłomna wola. 

– Mógłbyś zagrać to lepiej. Zwłaszcza jak na taką wielką gwiazdę jak ty, Eve. 

Nezumi podniósł z podłogi nóż i uśmiechnął się. 

– Co o mnie wiesz?

– Jestem twoim fanem. Byłem na spektaklu w zeszłym tygodniu. 

– Miło słyszeć, pomijając fakt, że nie występowałem w zeszłym tygodniu. 

– Naprawdę? Cóż, w każdym razie, chcieliśmy zrobić o tobie wydanie specjalne. Pytaliśmy nawet redaktora o wywiad z tobą, ale odmówił.

– To normalne, zwłaszcza dla takiego magazynu. – palce Nezumiego lekko przejechały po stronach jednego z czasopism z biurka. Na okładce była naga kobieta. Raczej zamazana. 

Wszystkie kartki były podobne. Wypełniały je zdjęcia nagich kobiet i półnagich mężczyzn. Lubieżność i prowokacja wylewały się z pogiętych stron magazynu. 

– To dla młodzieży – powiedział Rikiga. – Uczy wszystkiego, od samokontroli po wyrywanie panienek.

– Powinieneś teraz napisać artykuł o tym, jak należy je wykiwać, staruszku.

Nezumi wyrzucił gazetę przez ramię. Rikiga uniósł ręce w przesadzonym geście.

– Aua, Eve, to zabolało. Myślałem, że będziesz bardziej pedalski.

– Miło słyszeć coś takiego od gościa, który przed chwilą był przybity do podłogi przez kobietę.

– Byłem pijany, jasne? I tak nagle na mnie wskoczyła… Ale nigdy bym nie pomyślał, że miała nóż. Straszne rzeczy, te kobiety.

Shion wziął krok naprzód.

– Eve…. To twoje prawdziwe imię, Nezumi?

– Jasne, że nie. To pseudonim do pracy.

– Pracy… Więc jesteś aktorem.

– Na pewno nie jakimś z klasą. Może trochę ponad tym magazynem.

– Ale… cóż – mruknął Shion ze zrozumieniem. – Więc dlatego mówisz i poruszasz się z taką gracją.

„Światło reflektorów pada na ciemną scenę, oświetlając jednego aktora, wyłaniajacego się z ciemności. Porywając dusze, oczy i uszy tych, którzy oglądają, jego głos rozbrzmiewa, raz za razem przepełniając powietrze elegancją, chwilami zaś z bólem. Cichnąc niczym liść upadający na ziemię”.

Nezumi parsknął.

– Co ty sobie teraz wyobraziłeś, Shion? Mówimy tu o jednej z rozrywek w Zachodnim Bloku. 
Ludzie, którzy mają trochę kasy na zbytku, przychodzą, żeby zapomnieć na chwilę o swoich zmartwieniach. Nie mamy jakichś haftowanych kurtyn, wyszywanych kostiumów czy rekwizytów. Głównie to śpiew i taniec. Ale to wszystko.

– Mimo to i tak sprawia, że ludzie zapominają o zmartwieniach, prawda?

– Eh?

Shion patrzył na Nezumiego bez mrugnięcia. Przez te ostatnie kilka godzin doświadczył więcej, niż przez całe swoje życie. Oczywiście, to wciąż było niewiele. Ale nawet ta odrobina przekonała go, jak ciężko jest przeżyć choć dzień, godzinę, nawet chwilę więcej na tym świecie. Jeśli ci ludzie, w swoich momentach rozpaczy, swoją wolną wolą wybierali pójście do miejsca, w którym był Nezumi, to było niesamowite. Nie wypełniali tym swoich brzuchów, ani nie zwilżali gardeł. Nie, oni nadal schodzili się pod tę scenę, ciesząc się płynącymi z niej opowieściami, które ich pochłaniały i wyrywały z melancholii. Klaskali, płakali, krzyczeli. Niedało się stwierdzić, kiedy śmierć po nich przyjdzie. Ale i tak wydawali się cieszyć życiem. Cieszyli się nim jak mogli.

– To niesamowite, Nezumi.

Ten jedynie westchnął i skrzywił się, gdy znowu się na tym złapał.

– Zapomnij. To nie jest tak usłane różami, jak sobie wyobrażasz. Prawdopodobnie w życiu nawet nie widziałeś sceny.

- Masz rację… W No.6 uczniowie nie mogli oglądać sztuk.

– Tak też myślałem. Zwłaszcza tacy geniusze jak ty, panie Elito. Wszystko, co mogłeś oglądać czy czytać było rygorystycznie ograniczane. Choć pewnie nawet się niezorientowałeś.

– No.6?

Rikiga zatrzymał się w pół gestu, przykładając papieros do ust.

– Czekaj chwilę, mówisz, że ten dzieciak w peruce jest z No.6? Żartujesz sobie?

– To nie żart, staruszku. A on nie nosi peruki.

– Więc to jakiś nowy kapelusz? W dzisiejszych czasach takie rzeczy są popularne?

– Nie, to moje prawdziwe włosy – odpowiedział Shion. – Po prostu… dużo rzeczy się 
wydarzyło w związku z moimi… problemami.

– Och? – odezwał się Rikiga. – Nie ma nic, co kochałbym bardziej od problemów. Jeśli naprawdę wywiało cię z No.6, musisz mieć problemów jak nikt inny. Chcę usłyszeć twoją historię. I dlaczego masz takie dziwne włosy.

Nezumi usiadł na biurku i pozwolił swoim nogom się bujać. 

– To pachnie, staruszku?

– Co?

– Twój nos się ruszył. Wyczułeś interesującą sprawę, co?

Rikiga przyłożył dłoń do nosa. Nezumi zaśmiał się drwiąco.

– Tak samo robią dzikie kundle, jak wyczują jedzenie. Nozdrza się rozszerzają i zwężają.

Rikiga uniósł brew ze zniesmaczonym wyrazem twarzy.

– Zauważyłem to już wcześniej, Eve. Chyba się co do ciebie pomyliłem. Myślałem, że będziesz delikatniejszy i bardziej wyrafinowany. Nigdy nie wyobrażałem sobie ciebie jako wrednego, bezczelnego dzieciaka. Naprawdę jestem rozczarowany.

- Nie zadeklarowałeś się przypadkiem moim fanem?

– Nie zaliczaj mnie już do swojego fanklubu. Dobry Boże, nie wiem, jak może cię tak bawić robienie w konia dorosłych.

– Karan – przemówił Nezumi. Rikiga zaś zamarł. – Znasz kobietę o tym imieniu?

Ciało Rikigi zaczęło ukazywać oznaki starzenia i nabierania wagi, trzęsąc się niebezpiecznie. 
Jego gardło poruszyło się, gdy przełknął ślinę.

– Znam Karan? Skąd niby?

– To moja matka.

Rikiga wydawał się nie zrozumieć w pierwszej chwili słów Shiona. Wziął głęboki oddech.

– Matka?

– Jestem… A, mam na imię Shion. Jestem synem Karan.

– Syn… Syn Karan… a kto jest ojcem?

– Nie wiem.

– Nie wiesz? Nie wiesz, kim jest twój ojciec? Zmarł?

– Nie… Słyszałem od matki, że rozstali się krótko po moich narodzinach. Zawsze byliśmy tylko we dwójkę. Nigdy nie spotkałem ojca. 

Nezumi nie przestawał się śmiać.

– Myślisz, że jest możliwość, że jestem twoim synem?

– Nie, to niemożliwe… Czekaj chwilę, jeszcze raz, jak masz na imię?

– Shion.

– Shion… Aster, co? Karan naprawdę lubiła kwiaty. Ech, Shion, zaczekałbyś chwilkę? Dam ci coś do picia. A, znaczy oczywiście nie alkohol, co byś chciał? Mam wszystko. Ach, racja, przenieśmy się w wygodniejsze miejsce na rozmowę.
Rikiga zapukał w ścianę za sofą i nacisnął ją prawą ręką. Ta bezgłośnie przesunęła się na bok. 

- Nieźle – zagwizdał Nezumi. – Mechanizm do rozpoznania odcisków? No proszę, masz tu całkiem ciekawe rzeczy. Chyba nie jest tu aż tak źle, jak wygląda.

Za ścianą pojawił się raczej elegancki pokój. Podłogę pokrywał luksusowy dywan, przy ścianach stały drogo obite fotele i sofa. W kominku zaś palił się ogień. 

– Wchodźcie, naleję kawy. Jesteście głodni? Mam niesamowite ciasto.

Shion zdał sobie sprawę, jak bardzo był głodny. Pusty brzuch zaczynał aż boleć.

– Jakie konkretnie? – zapytał Nezumi. – Wolałbym mięso.

– Ty możesz się zamknąć – Rikiga machnął na niego z irytacją.

– Jesteś okropny, tak nas skrajnie inaczej traktować.

Ten jednak go zignorował i zniknął w małym, dobudowanym pokoju. Dotarł do nich aromat kawy.

– Kawa i ciasto… Niesamowite – Shion nie jadł nic tak pachnącego od dnia ucieczki z No.6. 

Nezumi rozglądał się tymczasem po pokoju.

– Masz rację. To naprawdę luksusowy towar. A patrząc na wystrój tego pokoju… Informacje od Inukashi jednak były prawdziwe.

– W takim razie – odezwał się Shion w zadumie. – Nie, to niemożliwe.

– Co niemożliwe?

– Matka powiedziała mi kiedyś, że ojciec lubił tracić pieniądze na kobietach i był o krok od zostania alkoholikiem. Był beznadziejny i…

– Bezużyteczny?

– Tak. Dokładnie. Ale powiedziała to naprawdę miło i szczerze.

– Co to niby znaczy? Dalej się z niego nie wyleczyła?

– Nie mam pojęcia, ale… Pasuje do niego, prawda?

Nezumi spojrzał na wejście do małego pokoiku i uniósł głowę.

– Nie wiem, o co chodzi z tym „miło i szczerze”, ale ten facet z całą pewnością lubi przepuszczać forsę na baby i jest w połowie drogi do zostania alkoholikiem. Jak już o tym wspominasz, koło oczu jesteście podobni. Cóż, nie mamy tu testów DNA, więc pewności i tak mieć nie będziesz… Shion, nie wyglądasz za dobrze.

– Ach, nie… Jestem chyba tylko głodny – powiedział Shion. – Nie martw się. Sam pomysł, że coś takiego mogłoby być moim ojcem, przyprawia mnie o zawroty głowy. Chyba dostałbym gorączki.

– Masz gorączkę? Nic ci nie jest? 

Rikiga postawił tacę na stole. Była na niej kawa, ciasto i szklanka whisky. Shion czuł, jak cieknie mu aż ślinka.

– Karan też lubiła ciasto – odezwał się Rikiga z melancholią w głosie. – Tak samo jak chleb i ciasteczka.

- Nadal je lubi – odpowiedział Shion. – Prowadzi własną piekarnię.

– Piecze, mówisz? Rozumiem.

Pomysł błysnął w umyśle Shiona.

– Pamiętasz coś o cieście wiśniowym?

– Cieście? Nie jestem pewien… A co, chcesz ciasta wiśniowego?

– Nie, po prostu… Matka powiedziała mi, że w dniu, w którym się urodziłem, ojciec wrócił do domu z trzema pudełkami, a w jednym z nich było właśnie to ciasto. Zjedli je wtedy razem.

Rikiga uniósł szklankę bursztynowego płynu i zmrużył oczy.

– Ach tak… jedno ze słodkich wspomnień Karan, co? Ale niestety, nie mam z tym nic wspólnego. Nigdy nie przyniosłem ciasta wiśniowego, ani nie zjadłem go z Karan. Nigdy też nawet nie mieszkałem w No.6. Shion, nie jestem twoim ojcem.

Nezumi przełknął wielki kęs ciasta i szturchnął Shiona w ramię.

– Tak mówi. Co za ulga, nie, Shion?

– Co to ma znaczyć, Eve?

– Dokładnie to, co słyszałeś.

Shion wyciągnął notatkę od Karan.

– Użyliśmy jej, żeby się tu dostać – powiedział, podając karteczkę.

Rikiga zaczął wgapiać się w bazgroły. Shion przemówił.

– Trochę po tym jak… uciekłem z No.6, matka mi to wysłała. Musiała myśleć, że wciąż tam jesteś. Zastanawiam się jak…

„…Poznałeś moją matkę” – miał zamiar dokończyć, jednak słowa utknęły mu w gardle. Jedna łza spłynęła Rikigowi po policzku.

– Karan… Ona o mnie nie zapomniała… Pamięta mnie… Jej pismo… Nic się nie zmieniło…

Jego pochylona głowa i zgarbione ramiona lekko się trzęsły. Nezumi znowu szturchnął Shiona.

– Nie no, spójrz na to. Ten staruch uchlał się do łez. Nawet w tym wieku… Już samo mówienie o tym jest zawstydzające.

– Zamknij się! Co jest złego w tym, że człowiek sobie popłacze od czasu do czasu?! Ty zawsze szlochasz i jęczysz na scenie.

– Z tym, że ja gram. A co, mówisz, że też robisz z siebie aktora, staruszku?

Rikiga spojrzał na Nezumiego załzawionymi oczami i podniósł się ciężko. Wyciągnął stary album z półki na książki. A następnie odnalazł pojedyncze zdjęcie i podał je Shioniowi.

– To ja i Karan.

Obraz matki uśmiechał się do niego; była młoda, piękna i ubrana w jednoczęściową suknię bez rękawów. Obok niej stał Rikiga, znacznie drobniejszy i o lepszych proporcjach niż teraz, widać na nim było nawet ten młodzieńczy uśmiech.

– Zrobiono je dekady temu, niedługo po tym, jak się poznaliśmy. Karan była jeszcze studentką i zainteresowały ją moje kolumny w gazecie, więc mnie odwiedziła. Pracowałem wtedy na trzecim piętrze budynku firmowego, zasypała mnie gradem pytań, siedząc mi za plecami. To był burzowy dzień, ale przeszła całą tę drogę tylko po to, żeby mnie zobaczyć…

Rikiga podciągnął nosem. Shion i Nezumi spojrzeli po sobie. Nezumi wydał długie westchnięcie.

– Byłeś reporterem, co nie, staruszku? Nie możesz mówić bardziej po ludzku? Czyli powiadasz, że spotkałeś się z mamą Shiona po raz pierwszy w miejscu, o którym napisała, mam rację?

– Tak, świetnie się dogadywaliśmy. Cieszyłem się czasem spędzonym z Karan. Chyba byłem w niej nawet zakochany. Wtedy jeszcze No.6 nie było tak zamknięte jak teraz. Ludzie mieli mniejszą lub większą swobodę ruchu. Ledwie zacząłem moją karierę dziennikarską i węszyłem trochę wokół tego miasta.

– Węszyłeś? Więc miałeś jakieś podejrzenia co do miasta, co, staruszku? Musiałeś mieć wtedy jeszcze całkiem czuły nos. Szkoda, że teraz jest już bezużyteczny.

Rikiga znowu zmierzył wzrokiem Nezumiego, wykrzywiając swoją twarz w dziwnym grymasie.

– Eve, nie żartowałem, mówiąc, że byłem twoim fanem. Kiedy pierwszy raz zobaczyłem cię na scenie, recytowałeś poemat. Chyba Artura Rimbauda… Pochłonął mnie twój wygląd, twój głos…

Nezumi zlizał z palców resztki ciasta i skrzyżował nogi.

„Lecz za dużo płakałem, smutne są jutrzenki,
Okrutny każdy księżyc, w gorzkim słońcu płonę:
Cierpka miłość mi tchnęła bierności udręki.
O, niechaj kil mój pęknie! Niech w morzu zatonę!” – Shion, co to?

– Zwrotka ze „Statku Pijanego”, o ile się nie mylę.

Nezumi zachichotał. 

– Wznosisz się na wyżyny z samym pamiętaniem autora, co, staruszku? Mogę zafundować ci trochę fan serwisu, jeśli poprosisz. Co ty na to?

– Nie, dziękuję. Na scenie jesteś genialny, muszę to przyznać. Ale prawie nie mogę uwierzyć, że to ta sama osoba, co niedojrzały dzieciak przede mną. Więc zrób mi przysługę i zamknij się wreszcie. 

– Nie wściekaj się – przeciągnął Nezumi. Rozłożył z powrotem nogi i przybrał poważny wyraz twarzy. Uczucie od razu znikło z jego głosu. Stał się płytki i ciężki. 

– Na początku zbudowano sześć miast, w tym No.6, jako wzór dla miast przyszłości. Zostały stworzone w przyjaznym dla człowieka klimacie, by mógł żyć tak wygodnie, jak to tylko możliwe. Bez zagrożeń ze strony niekontrolowanych katastrof, masowego wydzielania dwutlenku węgla czy ciągłych wojen. Taki na początku był plan. Plan, w którym udział miało brać każde z miast, prowadząc badania i wynajdując nowe sposoby oszczędzania energii, zastępowania paliw kopalnych czy nuklearnych; naukowa technologia, osiągająca wszelkie możliwe rozmiary, w zależności od warunków w danym mieście. To wszystko dawało nadzieję, że któregoś dnia ludzie będą wolni od wszelkich niebezpieczeństw – nieważne, czy była to wojna, katastrofa, plaga. Pierwszym ku tej wolności krokiem miało być No.6. Ze wszystkich innych miast, z tym wiązano największe nadzieje. Nie mylę się, staruszku?

Rikiga jednym łykiem wypił resztę zawartości swojej szklanki. Zakaszlał lekko.

– Więc klasycy nie są wszystkim, co potrafisz wyrecytować z pamięci, Eve. Twój szef powiedział, że nie znał twojego prawdziwego imienia, wieku, nawet nie wiedział skąd jesteś. Stwierdził, że byłeś wędrowcem, który pojawił się znikąd. Ale ja tego nie kupuję. Nie jesteś jakimś tam zwykłym podróżnikiem. Więc kim jesteś?

– Ty też wokół mnie węszysz. Więc kiedy zrobiono to zdjęcie, dla gatunku ludzkiego nadal była nadzieja w No.6, tak? Ale miałeś wątpliwości. Twój nochal musiał tam coś wyczuć.

– Kiedy zostałem dziennikarzem, No.6 było już w fazie zmian – powiedział Rikiga. – Organizacje prowadziły badania we wszystkich możliwych dziedzinach, a ich departamenty się rozwijały. Jednak z drugiej strony, informacje podawane do wiadomości publicznej były coraz bardziej cenzurowane. Myślałem, że to naprawdę będzie utopia. Tylko że nadal miałem wątpliwości. Ty i ta twoja bystra buźka macie rację. Wtedy jeszcze miałem nos, który pozwalał wyczuć rzeczy, jakich nie dało się dostrzec. Kiedy ja się rozglądałem, bariery rosły, tak samo jak ochrona. Przez co dostanie się do miasta od zewnątrz, stawało się coraz trudniejsze. Doszło nawet do tego, że nie można było już wejść czy wyjść z miasta. W sumei to stało się z dnia na dzień. Byłem dziennikarzem, więc upewnili się, że nie postawię już stopy w mieście. Zdeptali naszą wolność ot tak. Oczywiście, to znaczyło, że nie mogłem już zobaczyć Karan. Prawdę mówiąc, bolało mnie to bardziej niż fakt, że nie mogłem już wykonywać mojej pracy. 
Jednak trochę ponad dekadę później… Masz to, co widzisz teraz. Całe otoczenie No.6 miało tylko służyć mu za żywiciela. Ośrodki agroturystyczne, zamki, wielkie lasy – i to wszystko stało się ich koszem na śmieci. Zepsucie, chaos, zniszczenie, przemoc – to wszystko, co tutaj wyrzucają. Wy dwaj pewnie nawet tego nie wiecie, ale to miejsce było kiedyś odrobinę bardziej przyzwoite. A przynajmniej nie było aż tak źle jak jest teraz. Co to za nadzieja, o której teraz tam mówią? Całe to „Święte Miasto” powinno nosić bardziej adekwatną nazwę. Jest raczej jak diabeł, zatruwający wszystko dookoła. 

– Chyba ludzie i miasta są całkiem podobne – zauważył Nezumi. – Gdy zapomną gdzie zaczęły się ich ambicje, poświęcają się im bez reszty. 

Nezumi pociągnął łyk kawy i spojrzał na mężczyznę, który właśnie skończył swój monolog.

– Co to ma znaczyć? Twierdzisz, że jestem skorumpowany?

– A możesz zaprzeczyć?

Shion pozwolił swoim oczom przylepić się do profilu Nezumiego. Czuł, że prowokuje Rikigę. Zaś Rikiga na tę prowokację odpowiedział. A może po prostu wpadł w pułapkę? 

– Krytykujesz mnie teraz, jak już się upiłem, co? Upadłem do wydawania magazynów pełnych roznegliżowanych bab, pijąc tyle, ile jestem w stanie i do tego niemal zostałem zabity przez kobietę.

– Brzmisz żałośnie, staruszku. Ale używanie pięknych słówek i tak by ci nie pomogło.

– Każdy to wie.

– Ciekawi mnie, jak zdobyłeś ten pokój. Ciepłe pomieszczenie i dobre żarcie. Takich rzeczy nie dostaje się ot tak. Nie mogę sobie jakoś wyobrazić, że dorobiłeś się z tych swoich pornosów. A to znaczy, że znasz kogoś, kto pociąga za sznurki. Mam rację?

Nezumi uśmiechnął się. Był wyniosły, a jednocześnie elegancki, niczym u sędzi, który właśnie wydał wyrok. 

– Słyszałem, że wysocy urzędnicy z No.6 często tu do ciebie zaglądają.

Rikiga otworzył lekko usta.

– Staruszku, słyszałem, że odbierasz od nich zamówienia, jaką by chcieli kobietę i im ją załatwiasz jako pośrednik. Twoje kontakty z czasów kariery dziennikarskiej okazały się być chyba całkiem użyteczne. Gigantyczne opłaty, jakie od nich pobierasz, pozwalają ci na życie w takim luksusie. Przyssałeś się do gości, podtrzymujących miasto, które przed sekundą nazwałeś diabłem i masz z tego niezłe zyski, a sprzedajesz ciała kobiet, które tylko w ten sposób mogą uniknąć zimna i głodu. Tego nie nazywasz korupcją?

Cały wyraz momentalnie zniknął z twarzy Rikigi. Nie było na niej ani światła, ani cienia i wydawała się być wręcz pusta. Płomienie z kominka połowicznie ją oświetlały.

– Gdzie o tym usłyszałeś?

– Od psa.

– Psa?

– Pies powiedział mi, że usłyszał jakiegoś faceta, szepczącego pod schodami. Potem wsiadł do swojego samochodu i odjechał do No.6 przez specjalną bramę Biura Kontroli Dostępu i to bez żadnych trudności. Nie ma zbyt wielu ludzi, którzy mogą poruszać się między miastem, a Zachodnim Blokiem. Tylko wysocy rangą mają specjalną na to kartę. Każdy inny zostałby załatwiony przy bramie. 

Shion przełknął ślinę. Czuł się jakby oglądał sztukę. Nie mógł nic odczytać z twarzy mężczyzny, którego twarz kolorowały płomienie. Nagle jego usta zwinęły się w uśmiech.

– A co, chciałbyś się przyłączyć?

– Przyłączyć?

– No.6 to nudne miejsce. Nie możesz tam prowadzić innego życia, niż miasto sobie tego życzy. Prostytucja ani żebractwo nie mają prawa tam istnieć. Wszyscy są apatyczni. Więc tu przychodzą rozwinąć skrzydła. Przychodzą, żeby skorzystać z usług kobiet, sprzedających swoje ciała za śmieszne ceny. Oni wiedzą, że są tu uprzywilejowani i z tego korzystają. A po krótkiej chwili zabawy, wracają do nudnego domu. To rodzaj ludzi, który zawsze będzie wracać. 

– Czyli biznes kwitnie, co?

– Tak, dzięki Bogu. Ale ich żądania nigdy nie mają końca. Zawsze wydają mi inne rozkazy. 

Najpierw chcą ciemnoskórą dziewczynę, potem młodą z tatuażem u dołu pleców. To czasami całkiem stresujące. 
Shion miał pochyloną głowę. Bolały go słowa Rikigi. No.6 było piękne tylko na powierzchni. Teraz nie potrafił już w żaden sposób nazwać go pięknym. Jego natura i budynki, zachowujące delikatny balans. Nigdy zbytnio nie wyróżniajace się architekturą, gdzie ludzie byli mili i uprzejmi. Za tym wszystkim kryła się prawda, którą właśnie usłyszał. Znowu spojrzał na fotografię Karan.

„Mamo, miejsce, w którym żyliśmy, a w którym ty nadal jesteś, to tylko potwór, noszący złotą maskę. Mamo…”

– I mam ci pomóc z szukaniem kobiet?

Głos Nezumiego był suchy i jakby kruszył się w powietrzu. Rikiga wybuchnął wulgarnym śmiechem, raniącym uszy.

– W życiu. To byłaby strata dobrego towaru, który można by użyć gdzie indziej. Właściwie, myślałem o tym od kiedy zobaczyłem cię na scenie. Mógłbyś nieźle na tym zarobić. To powinna być bułka z masłem, zwłaszcza przy tych znudzonych słodkimi gadkami bogaczach, obsypujących cię pieniędzmi. Co o tym myślisz? Dostaniesz za to na pewno więcej niż w tym twoim teatrzyku. 

– Czy ty mi właśnie proponujesz zabawianie się z twoimi klientami? Alkohol rzucił ci się już na 
resztki mózgu?

Rikiga podciągnął nosem.

– Nie udawaj mi tu takiego wyniosłego. Bóg jeden wie skąd przyszedłeś i gdzie byłeś. Taki wędrowna aktorzyna jak ty, pewnie i tak już tego próbował. Nie ma sensu udawać takiego niewinnego…

– Zamknij się! – krzyknął Shion i rzucił filiżankę wraz z jej zawartością w Rikigę. Szybko przeszedł nad stolikiem, złapał go za mokrą koszulę i naparł na niego całym swoim ciężarem. Rikiga pisnął krótko, opadając na podłogę.

– Wystarczy tego! – wykrzyczał Shion ze wściekłością. – Jak możesz mówić takie obrzydliwe rzeczy! Przeproś! Słyszysz?! Przeproś go!

Shion usiadł okrakiem na nim i potrząsnął brutalnie. Tył głowy Rikigi co chwilę uderzał o podłogę. Wciąż trzymając go za kołnierz, zacisnął dłonie na jego gardle.

– Nie mogę… oddychać… – wydusił z siebie Rikiga. – Shion, proszę… Naprawdę nie mogę… Przeproszę… Tylko puść…

– Zamknij się! Bezwstydny… Bezczelny…

Para rąk prześlizgnęła się pod jego ramionami i odciągnęła go do tyłu.

– Wystarczy, Shion. Bo inaczej staruszek za chwilę ci zdechnie.

Rikiga przeturlał się i odkaszlnął.

– To dopiero niespodzianka – mruknął Nezumi, nie wypuszczając z uścisku Shiona. Wydawał się być naprawdę oszołomiony. – Nigdy bym nie pomyślał, że mógłbyś być zdolny do przemocy. Chociaż chyba nawet ty dajesz się czasem ponieść. I to na tyle, by atakować ludzi w taki sposób.

– Pierwszy raz w życiu… – powiedział Shion, wypuszczając powoli powietrze. 

– To widzę. Twoje serce bije szybciej niż wiali Niemcy po wojnie.

Shion odwrócił się, odpychając ręce Nezumiego.

– Czemu się nie wściekasz?

– Mam się wściekać? Gdybym dawał się wyprowadzić z równowagi takiemu żartowi, wściekałbym się przez cały czas. 

– Idiota!

– Idiota? Shion, co się tak tym przejmujesz?

– Jesteś debilem. To nie był przecież żart. Nie mów, że przywykłeś do takiego gadania. Nie mów…

Jego oczy zapłonęły. Łza spłynęła po policzku zanim zdążył je zamknąć. 

– Shion… Daj spokój, nie becz. Czemu ty… Nie mogę uwierzyć, że ryczysz – powiedział z rozdrażnieniem.

– On… cię obraził.

– Eh?

– On cię obraził. Mówił takie rzeczy… Chciał cię oddać sprośnym świniom z No.6, a ty mówisz, że to nic. Nie byłeś nawet zły. I to mnie nawet bardziej denerwuje… Tak cholernie… 
Nawet już nie wiem, co robić…
Nezumi otworzył usta, by coś powiedzieć, ale zamknął je po chwili. Szarpnął obrus i rzucił go Shionowi. 

– Nic lepszego tu nie ma, ale możesz tym wytrzeć twarz.

– Dobrze.

– Shion, to mnie obrażono, nie ciebie. Nie płacz za innych ludzi. Nie walcz za innych ludzi. Możesz płakać i walczyć tylko za siebie. 

– Nie rozumiem, co mówisz.

– I tak by to do ciebie nie dotarło. Chwilami mam wrażenie, że mówimy w zupełnie różnych językach. O, zobacz, cieknie ci z nosa. Śmiało, wydmuchaj.

– Mhm.

– Zrozumienie cię chyba nigdy nie będzie możliwe. Nawet pomimo tego całego czasu, jaki ze sobą spędzamy, po prostu nie ma mowy, żebym za tobą nadążył. Jesteś tuż przed moimi oczami, ale wydaje się, jakbyś był gdzieś bardzo daleko. Pewnie dlatego…

Rikiga wstał w końcu.

– Nie chcę przerywać wam pięknego momentu, ale nie wiem, czy wiecie, że ten obrus jest z jedwabiu. Trudno w niego wytrzeć cokolwiek, a co dopiero wydmuchać nos. 
Przyjrzał się bacznie twarzy Shiona.

– Kiedy się wściekniesz wyglądasz zupełnie jak Karan. Czułem się, jakby to ona mnie dusiła. Chociaż ona chyba nie byłaby aż tak brutalna.

Potem odwrócił się do Nezumiego i opuścił głowę.

– Przepraszam. To zaszło za daleko. Zasługiwałem na to w pełni. Wygląda na to, że moje morale już całkiem przegniły.

– Nie przegniły, po prostu utonęły w alkoholu.

Nezumi lekko klepnął Shiona w plecy.

– Na dzisiaj tyle wrażeń już chyba wystarczy. Wracajmy.

– Jasne. Ale najpierw muszę posprzątać.

Nezumi wybuchnął śmiechem.

– Ty chyba naprawdę jesteś za dobrze wychowany.

– Śmiej się, ile chcesz, ale i tak mam zamiar to posprzątać. 

Shion schylił się po filiżankę od kawy. Nezumi pomógł mu, zbierając z podłogi porozbijane talerze i rozrzucone zdjęcia z albumu. Jego ciało zesztywniało, a oddech zamarł w gardle.

– Nezumi, co się stało?

– To…

Końcówki jego palców trzęsły się, gdy podnosił pojedynczą fotografię. Rikiga uniósł brwi.

– Coś nie tak? A, to.

Na zdjęciu było kilkoro kobiet i mężczyzn, z Karan po środku.

– To zdjęcie z mojej ostatniej wizyty w No.6. To Karan z przyjaciółmi.

– Ten człowiek…

Nezumi wskazał na wysokiego mężczyznę, stojącego u boku Karan.

– Ten facet, co? – odezwał się z roztargnieniem Rikiga. – Chwila, kim on był? Chyba mówił, że pracował dla instytucji, robiącej jakieś badania biologiczne. Wygląda na miłego gościa, nie? Chociaż i tak nie mogę sobie o nim za wiele przypomnieć. Nie odstawał za bardzo. Eve, znasz go?

– Chyba tak.

– Jak go spotkałeś?

Nezumi wziął oddech i odpowiedział cicho.

– To on nadał mi imię.


==Koniec rozdziału trzeciego==

Wykorzystano fragment „Pijanego Statku” Artura Rimbauda w tłumaczeniu Maciej Chrapkiewicza.


((Bwahahahaha nauczyłam się robić przypisy *^* i jestem lżejsza o 9,60, bo byłam mandat dzisiaj zapłacić ._. Urzędy to wynalazek szatana...)) 


[1] Tu Shion przyjmuje, że Inukashi to jednak chłopiec. Będzie zmieniał rodzajnik jak pojawią się wątpliwości.