((Poniższa historia jest dodatkiem dołączonym do specjalnego wydania IV tomu mangi No.6. Zostawiam Wam ją na tę chwilkę zanim dodam ostatni rozdział i epilog, czyli na jakiś kwadrans~))
HISTORIA POBOCZNA
Dni w Zachodnim Bloku
Na jasnym i czystym niebie Zachodniego Bloku nie było widać
ani jednej chmury. Lazur rozciągał się ponad głowami ludzi.
Ponieważ Zachodni Blok leżał w cieniu No.6, dni, nieważne
jak słoneczne, zawsze były krótkie, a zwłaszcza zimą.
Shion spojrzał w górę, rozciągając się. Z mydlin na jego
dłoniach uniosły się w powietrze maleńkie bąbelki, pływające na wietrze.
Odbijały światło, błyszcząc kolorami tęczy.
– Taki piękny dziś
dzień.
Błękit nieba i bąbelkowe światło kuły go w oczy.
– Hej, Shion. Ruszaj
się trochę. – Inukashi spojrzał na niego sponad wiadra mydlin. Padające na jego
kruczoczarne włosy promienie światła sprawiały, że wyglądały na jeszcze
ciemniejsze.
– Ociągaj się, a
słońce zajdzie zanim zauważysz. Musimy skończyć myć psy przed zmrokiem. Jeśli
nie zdążymy, będzie trzeba rozpalić dodatkowe ognisko tylko po to, żeby je
wysuszyć. To strata drewna.
– Ach, tak.
Przepraszam.
– Cóż… nie musisz
przepraszać, ani nic takiego. – Inukashi pociągnął nosem. – Jesteś po prostu za
dokładny. Musisz wymyć je szybko, opłukać szybko i masz spokój. Moje psy to nie
żadne księżniczki.
– Ale jeśli porządnie
ich nie wypłuczesz, dostaną zakażenia skóry.
– Zakażenia skóry?
Serio?
– Tak. Zacząłem
czytać więcej książek o zwierzętach, odkąd tu pracuję. Nezumi ma u siebie coś
na każdy temat.
Inukashi zmarszczył nos. Zamachał rękami
przed twarzą, jakby odganiając smród.
– Zrób mi przysługę i
nie wspominaj przy mnie o nim, dobrze? Jeśli masz zamiar już coś czytać, znajdź
książkę o deratyzacji.
Shion uśmiechnął się z przekąsem.
– Pamiętam, że
widziałem tam chyba jakąś z metodami pozbywania się zwykłych szczurów.
– Heh, normalne
metody nie zadziałają na kogoś takiego jak on. Ale dosyć tego. Dlaczego
musiałeś wypowiedzieć imię najgorszego gościa, jakiego znam, w taki ładny
dzień?
– Aż tak bardzo nienawidzisz
Nezumiego?
– A żebyś wiedział –
Inukashi rozłożył szeroko ramiona. – Nawet gdyby zapłacił mi za polubienie go
sto sztuk złota i tak nic by to nie dało. O ile to będzie możliwe, mam zamiar
unikać go do końca życia.
– Inukashi, trochę
chyba przesadzasz.
– Heh, przesadzam? Żartujesz
sobie? Nie słyszałeś nawet połowy tego, co ciśnie mi się na język. Ten
staruszek jest fałszywy, ale w porównaniu z Nezumim to niewinny, bezbronny
niemowlak. Shion, powiem ci coś: nie ma nikogo bardziej niebezpiecznego,
nieprzyjemnego, ani wnerwiającego niż Nezumi.
Shion na moment przestał szorować cętkowanego, brązowego
psa.
„Jest najbardziej niebezpieczny, kłopotliwy, silniejszy i
piękniejszy niż ktokolwiek inny. Oto Nezumi”.
Zauważył kątem oka, że Inukashi się mu przygląda. Zdawało mu
się, że ten przejrzał na wylot jego myśli, a na jego policzkach zakwitły
rumieńce. Shion
spojrzał w dół z czerwoną twarzą, drapiąc plecy cętkowanego psa. Zwierzę
zdawało się być zadowolone – zmrużyło oczy, wydając niskie, pełne przyjemności
warczenie.
– No i? – naciskał
Inukashi.
– Hm?
– Tamto zakażenie
skóry, o którym wcześniej mówiłeś. To aż tak źle, jeśli ich dobrze nie
wymyjemy?
– Ach… tak,
dokładnie. Jeśli mydło osadzi się na skórze, może powodować powstanie wysypki,
a przez wysypkę wypada futro. Dlatego mydliny trzeba dokładnie wypłukać.
– Serio? Nie stać
mnie na leczenie żadnych zakażeń. Nawet nie dałoby się ich w takim stanie
wypożyczać w hotelu. Shion – odezwał się energicznie. – Dobrze je opłucz.
Pozbądź się wszystkich bąbelków. I uważaj na te z długą sierścią.
– W porządku, ale
wątpię, że uda mi się skończyć z nimi wszystkimi do zachodu słońca. Powinienem
dokończyć jutro?
– Jutro, mówisz? –
Inukashi spojrzał w niebo, mrużąc oczy na spadające z góry promienie słońca.
– Shion, powiedzieć
ci coś, skoro już przy tym jesteśmy? W Zachodnim Bloku nikt nie robi obietnic na
„jutro”. Nieważne komu chcesz coś obiecać. Tutaj po prostu nie ma czegoś
takiego jak „jutro”. Jasne, dziś może i być najbardziej słoneczny,
najcieplejszy, najpiękniejszy dzień twojego życia. Ale nikt nie wie, czy jutro
będzie tak samo. Właściwie, po dniach takich jak ten, pogoda zazwyczaj
natychmiast się zmienia. Przychodzi zimny wiatr, zaczyna padać deszcz. A potem
zamarza ziemia wraz z twoimi stopami, wodą ze źródła i wszystkim innym wokół
ciebie. Głodujące dzieciaki i starzy ludzie umierają. To samo spotyka młodych,
dobrze zbudowanych facetów. Nikt nie jest wolny od śmierci. Na przykład… idzie
sobie taki ulicą któregoś dnia z bochenkiem chleba, na który pracował cały
dzień. Mogłaby go zaatakować grupa dzieciaków, chcąca zabrać mu jego jedzenie,
tuż po rozbiciu mu czaszki i odesłaniu go do nieba. Coś takiego jest tu na
porządku dziennym. Ach, tak, tobie też już się to zdarzyło, co nie? Jakieś
głodne bachory ukradły ci chleb na bazarze?
– Ach… tak, zdarzyło
mi się to.
– Znając cię, pewnie
nawet nie próbowałeś walczyć o swoje, kiedy wyrywali ci jedzenie. To dlatego,
że nie masz pojęcia, ile tu jest wart kawałek chleba. Mój pies powiedział, że
praktycznie oddałeś im swoje zakupy.
– Twój pies patrzył?
– Jasne, że tak.
Sprzedaję informacje, to mój biznes. Mam psy w całym Zachodnim Bloku, węszą
gdzie się da. Chociaż twoje naiwne wybryki i tak nie są wiele warte, tak tylko
ci mówię.
– Nie dziwię się.
Inukashi wzruszył ramionami i westchnął niecierpliwie.
– Cóż, okradli cię,
bo byłeś cicho – a może po prostu się wyłączyłeś, to bardziej prawdopodobne.
Nie powinieneś być z tego dumny, ale miałeś szczęście. Gdybyś rzucał się, jakby
nie było jutra, pewnie bardziej by się starali wyrwać ci jedzenie. Kto wie, w
najgorszym przypadku może nawet przyłożyliby ci od tyłu metalową rurą, a twój
mózg leżałby już na ulicy.
Shion odruchowo złapał się za głowę. Inukashi zwinął się w
kłębek, śmiejąc się beztrosko.
– Podobno masz
całkiem niezłą głowę, ale nie byłoby z niej żadnego użytku, gdybyś wąchał
kwiatki od spodu, nie?
– Dostaję przez
ciebie dreszczy.
Uśmiech zniknął z ust Inukashi. Spojrzał na Shiona z
kamienną twarzą.
– Nikt nie zna jutra.
Absolutnie nikt, nie potrafią go nawet przewidzieć, Shion.
Shion jeszcze raz spojrzał w niebo.
Pod tym wszechobecnym lazurem rozciągały się tragedie życia
i śmierci. Istnieli ludzie z łatwością wymazywani z powierzchni ziemi. Ludzie,
którzy musieli chwytać się każdej szansy i walczyć, by dożyć jutra. Był częścią
tej walki, tak samo jak wszyscy dookoła. „Nic nie może mnie zapewnić, że
jutro w ogóle będę jeszcze żył”.
„To jest rzeczywistość”.
„Rzeczywistość świata, w którym żyję”.
„Nie mogę się od niej odwrócić. Nie mogę przymknąć na nią
oka, ani pozwolić prześlizgnąć się obok mnie. Muszę się z nią zmierzyć i ją
zaakceptować”.
– Hej… Hej, Shion. –
Inukashi klasnął w dłonie. Dźwięk rozbrzmiał w powietrzu. – Jeśli masz czas,
żeby się wyłączać, nabierz ruchów. To jedna z twoich największych wad, co? Za dużo o wszystkim myślisz. Zanim zaczniesz
rozmyślać nad tym czy tamtym, może zacznij coś robić i skończ, co zacząłeś.
Będziesz milion razy bardziej przydatny.
– Kolejna lekcja, co,
Inukashi?
– No. Jeśli chodzi o
życiowe mądrości, jestem kopalnią złota. Dostałeś już kilka darmowych porad,
powinieneś być wdzięczny.
– Jestem. Dziękuję.
Inukashi widocznie zadrżał. – Shion, błagam cię, nie rzucaj
tak przeprosinami i podziękowaniami na wszystkie strony. Ciarek dostaję.
– Kiedy ja naprawdę
jestem ci wdzięczny… - zaprotestował Shion.
– Rany, chyba jeszcze
nigdy nie było tu kogoś tak szczerego i prostego jak ty. Nie pojmuję, jak
możesz żyć z takim tajemniczym, chytrym, trudnym i pokręconym kolesiem jak
Nezumi. To prawda co mówią, że przeciwieństwa się przyciągają, co?
– Inukashi, znowu
przesadzasz. Nezumi
nie jest chytry ani pokręcony. Wiem, że może się czasem wydawać… trudny, czy
niezrozumiały, ale…
– Kretynie! To
właśnie mam na myśli, mówiąc, że jesteś naiwny. Nezumi jest tak samo chytry,
jak ty prostoduszny. Obydwaj powinniście mieć to wpisane w akty urodzenia,
serio. Hah, chyba akurat pod tym względem naprawdę jesteście do siebie
podobni.
– To było trochę
nieuprzejme, Inukashi.
Inukashi poderwał się. Wytrzeszczył oczy, obracając się.
Shion również wygiął głowę, by spojrzeć w tym samym kierunku, z dłońmi wciąż
pokrytymi mydlinami.
Stał tam Nezumi, skąpany w delikatnym, zimowym słońcu. Jego
włosy do ramion błyszczały i
lśniły w słońcu. Usta wykrzywiały się w sarkastycznym uśmiechu, w oczach zaś
błyszczała wesołość.
– Jak długo tam
byłeś? – Inukashi przełknął ciężko ślinę.
– Tylko chwilkę.
– Co masz na myśli
przez chwilkę?
– Stoję tu odkąd
wspomniałeś, że chciałbyś dowiedzieć się czegoś o deratyzacji.
Inukashi westchnął. Odwrócił się do Shiona, wyjąc z
przesadą.
– Widzisz, o czym mówię?
Ten gość zakradł się, upewniając się, że nawet nie zauważymy, że nas podsłuchuje.
Nie możesz się przy nim rozluźnić.
– Znowu jesteś
niegrzeczny, Inukashi. Nie podsłuchiwałem. Nawet nie mówiłeś nic wartego
podsłuchiwania. Po prostu za bardzo zaangażowaliście się w swoje małe
pogaduszki i nie zwróciliście na mnie uwagi, to wszystko.
– Czego chcesz? –
odezwał się szorstko Inukashi.
– Nie przejmuj się
tak tym, Inukashi – wycedził Nezumi. – Po prostu pomyślałem, że wpadnę. Nie
spodziewałem się żadnej herbaty czy obiadku.
– Raczej, że się nie
spodziewałeś. – Powiedział Inukashi, obnażając zęby. – Nie dostałbyś ode mnie
ani miski zupy. Chyba, że mam wylać ci ją na głowę, to już inna historia.
– Ojej, jak ty mnie
nie znosisz. Ale nie musisz się martwić, i tak nie przyjąłbym zupy. Bóg wie, co
byś do niej nawkładał.
– A to ciekawe. –
Inukashi cmoknął językiem zirytowany, po czym wrócił do mycia psów z jeszcze
większym zapałem. – Hej, Shion. Nie zwracaj uwagi na niego. To psy tu wymagają
uwagi. Zostało dwadzieścia jeden, a my skończymy z nimi przed zachodem słońca.
– Jasne. Ach, Nezumi?
– Co?
– Mógłbyś nam pomóc?
– Co?! – powtórzył z niedowierzaniem Nezumi.
– Skończyłeś już
pracę na dzisiaj, prawda?
– Cóż, tak, ale…
– To nam pomóż.
Przydałaby nam się tu pomocna dłoń.
– Że niby mam myć
psy?!
– No.
– Nie, dzięki. Nic
nie jest gorsze od lichego mydła, wody i psich kudłów, szczególnie jeśli się je
połączy. Nawet nie chcę myśleć, jak potem wyglądałyby moje dłonie… – Nezumi zacisnął delikatnie palce. Sam ten gest był
dość delikatny, by zaprzeć dech w piersiach.
– To wytrzyj je
dokładnie, kiedy skończę je myć – odpowiedział natychmiast Shion. – Zbierz z psów tyle wilgoci, ile dasz radę.
– Jak mówiłem,
dlaczego niby mam zajmować się tymi…
– Proszę. Pomóż. –
Shion podał Nezumiemu stertę starych szmat. Ten odsunął podbródek z
obrzydzeniem.
– Hej, Shion…
– Ten pies idzie
pierwszy. Dobrze go obetrzyj. Tylko szybko. Jest już stary, więc jeśli będzie
mokry za długo, może się przeziębić. Uważaj. Dalej, mały, ty też musisz go
ładnie poprosić – dodał, odwróciwszy się do psa.
Przemoczony pies wstrząsnął żywo futrem u stóp Nezumiego.
Kropelki wody poleciały na wszystkie strony.
– Hej… przestań!
Pomoczysz mnie! – narzekał Nezumi.
– No to go wytrzyj. No już.
– Rany, dlaczego ja
muszę się zajmować kundlami…
Mimo wszystko zaczął wycierać psa szmatą.
– Nezumi, nie możesz
go tak drapać. Owiń go delikatnie i pozwól tkaninie nasiąknąć wilgocią. Wiem,
że jest podarta, ale do tego jeszcze się nadaje.
– Zamknij się. Wiem
jak wycierać psa i bez twoich instrukcji.
– Widzisz, psu się to
nie podoba. Jesteś za brutalny.
– Wiem przecież.
Jesteś moją matką, czy co?
Inukashi skulił ramiona, chichocząc.
– Wy dwaj jesteście
komiczni jak zawsze. Wasze rozmowy to już klasyka. Wiecie, powinniście
kiedyś założyć kabaret. Hm, Eve? Może bardziej pasuje ci komedia niż śpiewy na
scenie.
Gdy tylko Nezumi otworzył usta, by odpowiedzieć, Rikiga
zajrzał zza ruin. Cała jego twarz płonęła czerwienią.
– Nie no, śmierdzisz
tanim winem – narzekał głośno Inukashi. – Już jesteś w nastroju na picie,
staruszku? Do wieczora jeszcze trochę czasu zostało. – Zmarszczył nos.
– Ha ha, nic
wielkiego. Jak to mówią, Bóg jest w niebie, więc ze światem wszystko w
porządku. Piękny dziś dzień! Och, tobie też dzień dobry, Shion. Jak się
masz?
– Dzień dobry, Rikiga-san.
Widzę, że jesteś w dobrym nastroju.
– Wiesz, wystarczy, że na ciebie spojrzę i już
mi lepiej. Łaa… Eve, a co ty tu robisz?
– Nie żebym chciał tu siedzieć.
– Ja tu tyko przychodzę Shiona zobaczyć… -
wybełkotał Rikiga. – Czemu i ciebie muszę oglądać, psi dzieciaku? To doprawdy
nieprzyjemne…
– Przymknij się – warknął Inukashi. – To mój
hotel. Sam się tu wprosiłeś, nie masz prawa narzekać.
Rikiga zupełnie zignorował
Inukashi.
– Shion, przyniosłem ci coś naprawdę dobrego.
Zjedz sobie na drugie śniadanie. Masz!
Rikiga podał mu papierową torbę.
Shion zajrzał do środka, po czym krzyknął krótko.
– Łaa, babeczki!
– Babeczki? – Inukashi wyrwał mu torbę. – No,
nieźle! Czyli to są babeczki, hę? Pierwszy raz je widzę. Ale pachną świetnie. –
Jego opalony nos poruszył się szybko.
Nezumi zagwizdał krótko z
podziwem.
– Skąd aż tyle ukradłeś, staruszku?
– Idioto, Wielki Rikiga nigdy by nie kradł.
Nie jestem taki jak ty. Ktoś mi je dał. Heh heh – zarechotał dumnie. – To
babeczki z No.6. Jeden z moich klientów przyniósł je w prezencie. Hah, widzisz?
Nawet jeśli jestem z Zachodniego Bloku i tak mogę dorwać babeczki z No.6.
Niesamowity jestem, co? Heh heh.
– Co, przyszedłeś się chwalić? Daj sobie
spokój. Nie myślałem, że możesz być aż tak żałosny, staruszku.
– O, a psi dzieciak myśli, że może sobie teraz
szczekać? – odpowiedział natychmiast Rikiga.
– Rikiga-san, masz teraz trochę czasu? – wciął
się Shion.
– Eh? Ja? Cóż, jestem biznesmenem. Tacy jak ja
nie muszą urabiać się po łokcie cały dzień, w przeciwieństwie do biedaków.
– Więc na pewno możesz nam pomóc myć psy.
– Eh? Myć psy? Momencik,
Shion. Przyszedłem tylko przynieść ci te babeczki i…
– Proszę, mógłbyś oblać je wodą z tamtego
wiadra? Powoli i dokładnie.
– Nie, mówię właśnie, Shion…
– Jesteś niesamowicie pomocny. Teraz
powinniśmy wyrobić się ze wszystkim do wieczora.
– Tak, ale Shion, nigdy nie powiedziałem, że…
– Poddaj się, staruszku. – Nezumi uśmiechnął
się odrobinę. – Zrobisz co ci każe i się z tym pogodzisz.
Odwrócił się do Shiona, unosząc
kciuk w górę.
– Zrobiłeś się cholernie dobry w ściąganiu ludzi
do odwalania twojej roboty, Shion.
– Cóż, ty mnie uczyłeś, więc…
Rikiga głęboko westchnął. Potem zaś, mamrocząc coś pod nosem, uniósł wiadro.
Słońce skłoniło się ku zachodowi,
a w Zachodnim Bloku władzę przejmowały ciemności nocy, gdy kończyli szorować
psy.
– Dobra robota. Dzisiaj podaruję wam specjalną
nagrodę w postaci zupy i wrzątku. – Inukashi rozejrzał się z dłońmi na biodrach,
podczas gdy trzej pozostali siedzieli na ziemi.
– Żartujesz sobie?! – burknął Rikiga. –
Kazałeś nam pracować jak niewolnikom nawet bez obiadu. Dawać mi tu moje
babeczki. – Rikiga wzniósł pięść w powietrze.
– No więc właśnie mówię, że mam zamiar teraz
dać wam jeść. Zupę i wrzątek.
– W sensie wodę, tak? – odezwał się kwaśno
Rikiga. Na ustach Nezumiego zaś zagościł kąśliwy uśmiech.
– Wodę, dobrze zagotowaną – dodał. – Chyba
nawet jeszcze ciepłą. Przygotować się wszyscy. Idzie uczta.
Dwie babeczki na każdego, gorąca
woda w cienkich kubkach i odrobina zupy przyprawionej solą. W Zachodnim Bloku,
to zdecydowanie można było nazwać zupą.
„Ten smak…”
Serce Shiona zabiło głośno, gdy
tylko ugryzł babeczkę.
Smakowała jak te, pieczone przez
jego matkę. Zupełnie jak babeczki Karan.
„Czy to…”
„Skąd je…?”
Shion przełknął słowa, przez
moment, wstydząc się pytania, jakie chciał zadać Rikidze.
Pomiędzy nim, a jego matką,
znajdował się mur.
A w tamtej chwili wciąż nie miał
jak się na niego wspiąć.
Nie mógł zadać pytania, na które
odpowiedź nic by mu nie dała.
Jego spojrzenie napotkało oczy
Nezumiego.
„Masz rację, Nezumi”.
„Dokładnie, Shion. Siedź cicho,
nie dlatego, że się poddałeś, ale dlatego, że podjąłeś decyzję. Musisz zmierzyć
się z wagą swojego milczenia”.
„Wiem”.
„Naprawdę? Może tylko ci się
tak wydaje”.
Przeszywał go wzrok Nezumiego. Te
szare oczy dawały Shionowi wrażenie, że ich właściciel wiedział o nim wszystko.
Zastanawiał się, dlaczego za każdym razem, gdy spotyka ich spojrzenie,
przebiega go dreszcz rozkoszy, nie bólu.
– Ach, muszę przyznać, że nic nie smakuje
lepiej niż posiłek po dniu ciężkiej pracy – ziewnął Rikiga.
– Powinieneś teraz przysiąc oddanie uczciwej
robocie, staruszku.
– Heh, nie chcę słuchać „szczerych” słów,
jeśli ty je mówisz.
Na wpół słuchając kłótni Inukashi
i Rikigi, Shion powoli ugryzł kawałek babeczki. Na firmamencie ponad nim,
gwiazdy zaczynały błyszczeć.