((Dobra wiadomość dla Was: Dni Shiona podzielimy na aż trzy części. Zła wiadomość dla mnie: Dni Shiona podzielimy na aż trzy części (nie no, żartuję xD). (...z tym że zła wiadomość żartuję, nie z trzema częściami) Chlapa na ulicach, halny wieje nad Wisłą, pogoda jak pod psem, myślisz, że widzisz na chodniku krew, a to tylko rozlany sok czy coś... same rozczarowania, a tu bum! Rozdział Shiona! >D Miłej zabawy, Drodzy Przyjaciele, i oby luty łaskawym dla Was był jak Cezar dla chrześcijan tych, którzy mu się podlizywali >D))
Rozdział
3
Dni
Shiona
Padał
deszcz. Mżawka, niemal mgła, która przesiąkała nocne ulice i ubrania ludzi,
którzy zapomnieli parasoli.
Przed
wejściem do domu, Shion przejechał dłonią po włosach. Krople wody spadły na
jego błyszczące bielą skarpetki. Chłodne, nocne
powietrze, noszące zapach zbliżającej się wiosny, otaczało go ze wszystkich
stron. Czuł, że tylko ciepło ocali go od przeziębienia.
Mimo
to Shion wciąż stał przed drzwiami na zimnie, niezdolny do ruchu. Ociężały ze
zmęczenia. Myśl o ujrzeniu twarzy matki budziła w nim tylko niechęć.
Tylne
drzwi ich domu miały już swoje lata, o czym świadczyło drewno wyglądające
gdzieniegdzie spod odpadającej farby olejnej. Wiele razy Shion namawiał Karan
na zakup nowych, ta jednak zawsze odrzucała propozycję.
— Te są w porządku. Mocne i wytrzymałe. Poza
tym nie wydaje ci się, że mają własny zapach? Wyglądają znacznie lepiej niż te
okropne, błyszczące, metalowe bramy.
Jego
matkę martwiły raczej koszty. Choć może i rzeczywiście nie miałaby nic przeciwko
kupieniu nowych drzwi i po prostu przywiązała się do tych starych, wysłużonych.
Shion rozumiał ją, z czasem przestał więc wspominać o wymianie drzwi.
W
pewnym sensie miała rację. Grube, dębowe drzwi roztaczały wokoło atmosferę,
której w stylowych drzwiach nie dało się znaleźć. A okrągła klamka z brązu
pomimo upływu czasu nadal mocno trzymała się w miejscu.
Drzwi
nie zmieniły się ani odrobinę od dnia, w którym Shion i Karan wyprowadzili się
ze swojej rezydencji w Chronosie do Utraconego Miasta (wprawdzie zostali
wygnani i nie mieli żadnego innego wyboru, jednak ani Shion, ani Karan nie byli
jakoś specjalnie przywiązani do swoich wygodnych żyć). Właściwie cały dom
prawie się nie zmienił.
Minął
ponad rok od zniszczenia państwa—miasta No.6. Wciąż panował chaos, a wszyscy
nadal zajmowali się przyzwyczajeniem zarówno dawnych, jak i świeżo przybyłych
mieszkańców miasta do nowych warunków.
Określenia
,,tutejszy'' i ,,obcy'' (spoza muru) zakorzeniły się na dobre, a każdy
traktował innych jak cudzoziemców mówiących innym językiem. Tutejsi zrozumieli
jak umiejętnie i rygorystycznie nimi sterowano, doceniając wolność od sztywnej
społeczności. Jednocześnie nie mogli pożegnać się ze swoim dostatkiem — nie
chcieli niszczyć swoich dotychczasowych żyć. Obcy natomiast krytykowali
zjadliwie zbrodnie No.6, które wybudowano i którym rządzono jak ogromnym
pasożytem. Domagali się równego podziału dóbr i rekompensaty za wyrządzone im
krzywdy.
Z
Komitetem Restrukturyzacyjnym w centrum, No.6 (oczywiście pojawiały się głosy
co do zmiany nazwy, jednak nikt nie miał wolnej chwili na jej wymyślenie. Poza
tym wszystkich pochłaniały problemy relacji między mieszkańcami; więc tylko dla
wygody No.6 pozostawało No.6) dążyło do przywrócenia pokoju i porządku;
szybkiego ustabilizowania nowych władz ustawodawczych, sądowych i wykonawczych
oraz do zapewnienia mieszkańcom bezpieczeństwa.
Komitet
Restrukturyzacyjny składał się z dwunastu członków — byłych mieszkańców No.6 i
reprezentantów z każdego z dawnych bloków. Komitetowi podlegało dwanaście
Podkomitetów, z członkiem Komitetu na czele. Shion był jednym z najmłodszych
członków Komitetu.
Przez
ostatni rok, wszystko uległo zmianie. Niczym załamująca się fala, wir na środku
oceanu, jak lawina, wszystko pochłaniały zmiany, wciągały w swoją spiralę,
rozrywały na strzępy i wyginały na różne sposoby. W przyszłości miało się to
tylko zaostrzyć.
Shion
westchnął, spoglądając na stare drzwi, brązową klamkę i małe okno, z którego
wylewał się strumień mglistego światła.
W
końcu były też rzeczy odporne na zmiany. Nieważne, jaką ścieżkę obrałby rodzaj
ludzki, rzeczy te nigdy by się nie zmieniły, zarówno w przypadku ludzi z miasta
jak i spoza.
,,Shion,
nie chcę, żebyś się zmieniał''.
Obudził
się w nim szept Nezumiego.
,,Walcz
z tym. Chcę, żebyś walczył ze sobą''.
To
nie był rozkaz czy komenda, a zwykłe błaganie.
Nezumi
błagał Shiona, wymawiając te słowa. ,,Shion, nigdy się nie zmieniaj''.
,,Jak
mogę mu na to odpowiedzieć?''
Shion
zamknął oczy. Wyobraził sobie bazar. Zamienił się w wolne targowisko, pełne
zdrowych i świeżych towarów, co w przeszłości było nie do pomyślenia. Nawet
Karan często chodziła tam na zakupy.
— Ceny są dwadzieścia, trzydzieści procent
niższe niż w sklepach w mieście. Może warzywa nie wyglądają tak ślicznie, ale
nigdzie nie znajdziesz produktów o lepszym smaku. — Powiedziała jeszcze
wczoraj, śmiejąc się ze swoich bezkształtnych jabłek i karłowatych ogórków.
,,Mama
nie wie — w tamtym miejscu odbyło się Polowanie. Armia No.6 bezlitośnie
strzelała do tamtych ludzi — kule przebijały ich czoła i piersi, a żołnierze
nawet nie mrugnęli okiem''.
Powietrze
ciężkie było wtedy od rozpaczy, strachu i ludzkich wrzasków; każdy skrawek
ziemi przesiąknięty był krwią, a zwłoki leżały wszędzie. Ramię wystawało spod
gruzu; czołg zmiażdżył oderwaną nogę, przejeżdżając po niej; żołnierskie buty
rozdeptywały żywych, błagających o pomoc. A to dopiero pierwszy stopień piekła,
które Shion wtedy oglądał.
,,Mama
tego nie wie''. I cieszył się, że nie
wiedziała. Gdy zamykał oczy, mógł przywołać w myślach widoki tamtego dnia, równie
wyraźne co w chwili Polowania. I to nie tylko z bazaru. Nie mógł zapomnieć
twarzy ludzi zamkniętych w ciężarówce; oczu mężczyzny, który błagał Shiona o
śmierć; góry ciał i unoszącego się nad nią zapachu śmierci; murów Zakładu
Karnego pochłanianych przez płomienie; czarnego dymu unoszącego się nad No.6. Pewnie
juz zawsze będzie to pamiętał. Te sceny miały prześladować go aż do końca
życia.
Tak
samo jak fakt, że pociągnął za spust. Myśl, że świadomie, nie przypadkiem,
zabił innego człowieka.
Shion
otworzył oczy, by spojrzeć w niebo. Oczywiście nie widział gwiazd ani księżyca.
Kropla deszczu spadła na jego policzek. Dotknął ust, gdy spływała
mu po skórze.
,,Żyję''. Głęboko w środku poczuł bicie własnego serca. Ta przytłaczało go i niemal dusiło. Chciał krzyczeć.
,,Ja żyję. Żyję. Żyję. Żyję. Ja nadal żyję''.
,,Nezumi,
ja żyję'' — przemówił do ciemnego nieba, pustki
świateł. ,,Żyję i czekam na ciebie. Nawet w tamtym piekle przyciągały mnie
twoje oczy, twoje słowa, twoje gesty, twoje myśli — wspierały mnie. Dzięki nim
udało mi się przetrwać. A teraz wciąż jeszcze żyję''.
,,Słyszysz
mnie, Nezumi? Ja żyję''.
Pies
zaszczekał głośno. Hałas dochodził z wnętrza domu.
,,Co?
Pies? Zaraz, czy to...''
Umysł
Shiona powrócił z przeszłości w teraźniejszość. Jego serce biło mocno. Otworzył
drzwi. Powitała go symfonia psiej radości. Zewsząd rozległo się przyjacielskie,
szczęśliwe szczekanie. Pies w
łaty zaaferowany podbiegł natychmiast do Shiona. Machał ogonem na wszystkie
strony, tuląc pysk do uda Shiona. W jego czarnych oczach widać było jeszcze
więcej radości niż w głosie.
— Psy padają ci do stóp jak zawsze, co?
— Inukashi! I Rikiga-san!
Rikiga
wykręcił teatralnie usta, siedząc na sofie.
— Hej, Shion. To trochę niegrzeczne, zauważać
mnie po psim dzieciaku, nie sądzisz? Powinieneś raczej wejść i krzyknąć: ,,Och,
Rikiga-san!'', oddając mi całą swoją uwagę, jak ten pies tobie. A potem dodać:
,,O, Inukashi. Też tu jesteś''.
— Hah! —
Inukashi kłapnął zębami. — Niegrzeczne? Kogo to obchodzi? Przecież my też nie
mamy za grosz manier, staruszku. To jakby zakładać psu płaszcz. Na co komu
maniery? Nie wypełnią mi żołądka.
— Zamknij się! — prychnął Rikiga. — Nie
porównuj mnie do siebie. Jesteś praktycznie w połowie zwierzęciem. Za to ze
mnie stuprocentowy człowiek, do tego gentleman.
— Gentleman? Łał, nie wiedziałem, że słowo
,,gentleman'' odnosi się do facetów, którzy dnia nie przeżyją bez wora
pieniędzy, kobiet i butelki. Heh, cóż, codziennie uczę się czegoś nowego. Kiedy
słowa całkowicie zmieniły swoje znaczenia? Co się stało z tym światem? —
Inukashi wypuścił długie, żałosne westchnienie.
Shion
wybuchnął śmiechem. Od dawna nie słyszał już kłótni Inukashi oraz Rikigi. I po
raz pierwszy od długiego czasu szczerze się zaśmiał.
— Wy dwaj w ogóle się nie zmieniliście.
— On ma po prostu postawę jak rasowy błazen —
burknął Rikiga. — Ma gotową skargę na wszystko, co zrobię.
— Za to ty za mało myślisz jak na człowieka,
staruszku. Zawsze się pieklisz na wszystko, co powiem. Psy są o wiele
mądrzejsze. Właściwie, psy są dziesięć milionów razy lepsze niż ludzie i w
sercu, i w rozumie. Poza tym tobie akurat bliżej do małpy, staruszku.
— Tak, masz rację — odezwał się wściekle
Rikiga. — Jestem małpą. Sam widok psa doprowadza mnie do szaleństwa. Za każdym
razem, kiedy jakiegoś widzę, mam ochotę rozerwać go na strzępy. Rarr! —
Rikiga podniósł ręce i rzucił się na Inukashi. Ten zaśmiał się drwiąco,
wyślizgując się poza jego zasięg.
— Jej, jesteście pełni energii. — Karan weszła
do pokoju. Rikiga zamarł. Oczyścił gardło, po czym usiadł na krześle. Lekko
strzepnął wyobrażony kurz z ramienia trzyczęściowego garnituru i uśmiechnął się
do niej uprzejmie.
— Ale proszę, trochę ciszej. — Karan kołysała
delikatnie dziecko w ramionach. Szybko zasnęło.
— Shionn!
— Cii, Shion, nie tak głośno. Dopiero co udało
mi się uśpić Shionna... hm, teraz to już trochę mylące, prawda?
Shionn
oddychał spokojnie, owinięty w stary kocyk, tak wyblakły, że nie dało się
stwierdzić jaki miał na początku kolor. Jego długie rzęsy rzucały cień na
twarzyczkę, a okrągłe usta pozostawały lekko rozchylone. Gdyby szczęście miało
fizyczną formę, z pewnością byłaby nią twarz śpiącego dziecka. Przynosiła
bowiem uśmiech każdemu, kto ją ujrzał.
— Zdaje się, że urósł, odkąd go ostatnio
widziałem — skomentował Rikiga.
— Bo urósł — odpowiedział Inukashi. — Jest już
dość duży, żeby bawić się z psami. Niedługo będzie w stanie pogryźć kość. —
Inukashi z radością ucałował dziecko w czoło.
— Jesteś dobry w wychowywaniu dzieci, Inukashi
— uśmiechnęła się Karan. — Widziałam w życiu wiele dzieci, ale pierwszy
raz widzę tak szczęśliwe.
— Naprawdę tak pani myśli, pani Karan?
— Oczywiście. Ufa ci z głębi serca, a ty z
pewnością zdołasz udowodnić, że zasługujesz na to zaufanie. Tworzycie wspaniałą
rodzinę.
Ciemne
policzki Inukashi zarumieniły się lekko.
— Właściwie nic mnie tak nie wkurzyło, jak
widok mojego psa, przynoszącego wtedy do domu Shionna — wyznał. — Porzucenie go
i udawanie, że nigdy nie istniał wydawało mi się być całkiem dobrym pomysłem.
Dzieci są tylko ciężarem. Shion naprawdę mnie wtedy zdenerwował.
— ...Przepraszam. Wiem, że byłem
nieodpowiedzialny, ale... nie miałem innego wyboru, jak tylko zostawić go
tobie. Wiedziałem, że się nim zaopiekujesz.
Czarne
oczy Inukashi zwróciły się w stronę Shiona.
— Shion, czy to znaczy...
— Hm?
— Czy to znaczy, że mi zaufałeś?
— No. — Kiwnął głową. Nie kłamał. W chaosie
Polowania, gdy zabrał dziecko od młodej matki, jedyną osobą, o jakiej Shion
mógł pomyśleć, był Inukashi. Nie przyszła mu do głowy żadna inna opcja.
,,Inukashi
coś z tym zrobi. Ochroni to maleńkie życie wszelkimi środkami. Inukashi to
zrobi'' — tak właśnie myślał.
Inukashi
uśmiechnął się szeroko. Uniósł palec i zakręcił nim w powietrzu.
— Zaufałeś mi i nie pożałowałeś. To próbujesz
powiedzieć, tak?
— Tak. Tak myślę. — ,,Z Nezumim pewnie było
tak samo. Ufał ci, więc pozwolił ci się wszystkim zająć''. Shion przełknął
niewypowiedziane słowa i zamknął usta. Nie wiedział dlaczego, ale nie chciał
wspominać tam imienia Nezumiego.
— Moment, Shion. Chyba nie twierdzisz, że
ufasz temu szczeniakowi bardziej niż mnie, prawda?!
— Ach, nie, to nie tak, ja... po prostu nie
mogę sobie wyobrazić ciebie z dziećmi, to wszystko.
— Oczywiście, że nie — wtrącił się Inukashi. —
Bo gdybyś zostawił go komuś takiemu jak ten staruszek, biedny maluch byłby
sprzedany następnego ranka. Żywe dzieci schodzą po dobrej cenie, wiesz?
— Co? Mówicie, że ludzie wystawiają dzieci na
sprzedaż? — Krew odpłynęła z twarzy Karan. Rikiga sprostował
szybko słowa Inukashi.
— N—nie... nie, nie, Karan, to nie tak. Nigdy
bym tego nie zrobił. To tylko zły żart. On zawsze takie robi. Wyobraź sobie,
jaką mam przez niego migrenę. Nie powinnaś brać go zbyt poważnie.
— ...Racja — odpowiedziała niepewnie. — Nigdy
nie kupiłbyś ani nie sprzedał dziecka. To absurd, prawda?
— Absolutnie! — Rikiga położył dłoń na piersi.
— Karan, jest coś, co chcę, żebyś wiedziała: prowadziłem wiele działalności w
starym Zachodnim Bloku. Były pośród nich i te... cóż, niezbyt przyzwoite. Tak.
W ogóle nieprzyzwoite. I to fakt.
Inukashi
zgarbił się.
— Chyba chciałeś powiedzieć ,,większość''.
Wydaje mi się, że najmniej nieprzyzwoite były twoje gazetki porno.
— Zamknij się! — uciszył go Rikiga. — Czemu
nie poszukasz sobie jakiejś kości czy czegoś? Karan, posłuchaj mnie — zaklinał.
— Nigdy nie wykorzystałem ani jednego dziecka. Nawet na myśl mi nie przyszło zarabiać na
maluchach. To prawda. Proszę, uwierz mi.
— Oczywiście, wierzę ci — odpowiedziała Karan. —
Nie mogłabym sobie wyobrazić ciebie spoglądającego na dzieci jak na źródło
zysku.
— Karan. — Zaczerwienił się Rikiga, podchodząc
do niej bliżej. — Dziękuję. Czuję, że twoje zaufanie jest wszystkim, czego
potrzebuję.
— Jej, Rikiga — Karan cofnęła się o pół kroku
zanim uśmiechnęła się spokojnie. — Nigdy nie pamiętałam cię jako kogoś, kto
mógłby recytować tak teatralne kwestie. Mówisz szczerze,
bezpośrednio i uważasz na słowa.
Inukashi
zagwizdał.
— Heh heh. Pani Karan ma rację. Co tu wyjeżdżasz z
jakimś ,,twoje zaufanie jest wszystkim, czego potrzebuję''? Czegoś takiego już
nawet w tanich romansidłach nie piszą.
— Twój kundli móżdżek w życiu książki na oczy
nie widział. Nikt cię nie pyta o zdanie — odciął się
kwaśno Rikiga.
— Mój mózg wciąż ma się lepiej od twojego.
Przynajmniej nie topi się w winie.
— Coś ty powiedział? — zapytał groźnie Rikiga.
— Co? Masz jakiś problem? — odpowiedział natychmiast Inukashi.
Ciskali
w siebie gniewne spojrzenia.
— Przestańcie, wy dwaj — powiedziała z
rozdrażnieniem Karan. — Shion, nie stój tam tak i przestań się śmiać.
Karan
schyliła się w cieniu sofy, delikatnie układając Shionna w prostej, wiklinowej
kołysce, pozbawionej ozdób, zachowującej jednak piękny w swej prostocie owalny
kształt. Wyglądała na bardzo starą, jednak bez śladów uszkodzeń.
Na
boku widać było małą, złotą blaszkę.
,,Dla
Shiona, mojego ukochanego syna''.
Wygrawerowano
na niej tylko to krótkie zdanie.
— Hm? Mamo, to...
Dłoń
Karan pogłaskała lekko kołyskę.
—
Tak. Należała do ciebie, gdy byłeś jeszcze mały. Pewnie jej nie pamiętasz.
,,Na
pewno?'' — pomyślał Shion. — ,,Wydaje mi się,
że pamiętam cichą kołysankę i bujanie się w przód i w tył, w przód i w tył...''
— Nie myślałam, że będę jeszcze kiedyś miała
okazję ją wyciągnąć i używać. Cieszę się, że specjalnie ją przemyciłam, kiedy
się przeprowadzaliśmy.
Kiedy
wyprowadzali się z Chronosu, meble i zastawa, które mogli ze sobą zabrać, były
bardzo ograniczone. Ich dom, urządzenia, meble, wygody, wszystko, co tworzyło
luksusowe środowisko, dano im tylko i wyłącznie dlatego, że Shiona uznano za
członka elity.
Gdy
go z niej usunięto, No.6 odebrało im wszystkie wcześniejsze podarunki. To, co
do Shiona i Karan należało od początku, i przeniosło się wraz z nimi do
Utraconego Miasta, stanowiło wyjątkowo szczupły majątek. Czy zaliczała się do
niego kołyska? Nie. Shion by zauważył.
— W tajemnicy ją wyniosłam i ukrywałam na
strychu — wyjaśniła Karan.
— Dlaczego w tajemnicy?
Dłoń
Karan stanęła w miejscu.
— Bo to... ręczna robota, wykonał ją twój
ojciec.
Shion
stracił na chwilę oddech. Jakby coś utknęło mu w krtani. Gdy wypuścił w końcu
powietrze, wraz z nim z ust popłynęły słowa.
— Co? Mój ojciec?
— Tak. Uplótł dla ciebie kołyskę. — Karan
zacisnęła wargi, odwracając wzrok od syna.
— Tata był... rzemieślnikiem?
— Nie. Geologiem — to był jego
zawód. I musiał być w nim całkiem dobry. W końcu wybrano go do grupy pracującej
nad projektem odrodzenia.
Projekt
odrodzenia — zajmowała się nim drużyna złożona z jednostek mających uczynić
No.6 rajem na ziemi. Jej członkiem był zarówno burmistrz, który pragnął zostać
absolutnym władcą No.6, jak i Rou, naukowiec, który odkrył jak zapanować nad
Bogiem Lasu Elyurias.
Ich
cele i ścieżki ostatecznie jednak się rozdzieliły — Rou wygnano do podziemia;
No.6 stało się potwornym miastem, oddalając się ku własnemu zniszczeniu.
A
ojciec Shiona był jednym z tamtych ludzi. Shion był zdumiony. Inaczej nie dało
się tego określić jak właśnie zdumienie.
— Ale mamo, mówiłaś... mówiłaś wcześniej, że
tata uwielbiał kobiety i alkohol, że był beznadziejnym facetem na skraju
alkoholizmu. A potem wspominałaś, że miły i szczery z niego człowiek.
— Tak. Bo to prawda. — Karan jeszcze bardziej
wydęła wargi. Wyglądała jak nadąsane dziecko. — Przepuszczał wszystkie
pieniądze i pił całymi dniami. Kiedy tylko znalazł dziewczynę, która mu się
spodobała, zaczynał związek, nawet nie myśląc o konsekwencjach... nawet po
ślubie wciąż miał jedną po drugiej...
— Mieć kochankę po ślubie z tobą,
Karan... Nie wierzę w to. Niewybaczalne. — Rikiga zacisnął pięść, marszcząc
wściekle brwi.
— Możesz sobie to powtarzać — skomentował
Inukashi. — Ale ten koleś był tak samo zepsuty jak ty.
— Ej, zakuty łbie. Niby z której strony jestem
zepsuty? Jestem samotny i tylko dlatego mogę sobie pozwolić na zaba... znaczy
spędzanie czasu z kobietami. Ale gdybym się ożenił... — Rikiga spojrzał ukradkiem
na Karan, po czym nabrał powietrza. — Kochałbym ją do końca życia. Nie spojrzałbym
nawet na inne kobiety. I przestałbym pić. Nie, żebym się chwalił, ale jestem
pewien, że moja hipotetyczna rodzina byłaby ze mnie dumna.
— Pieprzenie — wypluł Inukashi. – Ty, porządnym mężem? Prędzej mój pies zacznie
gotować w restauracji.
Inukashi
odwrócił się do Karan nim Rikiga zdążył mu odpowiedzieć.
— Pani Karan, nie mogę sobie wyobrazić, że tata Shiona mógłby być tak okropny. Ich
osobowości w ogóle nie są podobne.
— Można tak powiedzieć. Ale miał wyjątkowo
zręczne dłonie, a Shion chyba właśnie to po nim odziedziczył. Właściwie to... —
Karan delikatnie odwinęła Shionna z kocyka. Miał jasną koszulkę z białym
kołnierzykiem. Kołnierz i kieszonka na piersi obszyto niebieską nicią. Jaskrawoniebieską.
— Uszył ją ręcznie. Tak samo ubranka i
śliniaczek. Skończył dzień przed tym, jak nas zostawił i odłożył ją na stole
wraz z listem. Napisał w nim, że chce, żebym założyła ją Shionowi w pierwsze
urodziny. Więc kiedy skończyłeś roczek, Shion, założyłam ci ją. Była wtedy
trochę za duża. Ale na Shionna pasuje idealnie.
Shion
tak naprawdę po raz pierwszy usłyszał od Karan detale o swoim ojcu. Nigdy nie
pytał, bo był przekonany, że matka po prostu nie chce o tym mówić. Żył bez
niego, akceptując bez słowa taki stan rzeczy.
Jego
ojciec uwielbiał kobiety i pieniądze, kochał pić, był geologiem, członkiem
grupy zajmującej się projektem odrodzenia, miał niezwykle zręcznie dłonie i
opuścił rodzinę wkrótce po narodzinach Shiona.
Przyjrzał
się kołysce. Wpatrywał się w śpiące w niej dziecko, noszące jego imię. Dotknął
wyszywanej koszulki.
Jego
ojciec mu ją zostawił.
Shion
spojrzał ukradkiem na stojącą bokiem Karan.
Więc
to nie Rou łączył ją z rdzeniem No.6. A jako część tego rdzenia, kolega i
człowiek o tych samych ideałach, jego własny ojciec spędził młodość obok
burmistrza i pozostałych naukowców.
— Więc tata Shiona odszedł... przez problemy z
kobietami? — Parł naprzód Inukashi.
— Hej, nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy —
odezwał się Rikiga. — Nie masz pojęcia co to takt, prawda?
— Hah, nawet nie próbuj mnie pouczać. Sam
zdychasz, żeby to usłyszeć, staruszku. Tak bardzo starasz się zrobić
dobre wrażenie. Heh, nie mogę przestać się śmiać — chichotał.
Jego
komentarz najwyraźniej uderzył Rikigę w czuły punkt, sądząc po tym, jak się
zarumienił i zamilkł. Karan natomiast nie czuła się urażona czy odstraszona
przez bezpośredniość tego pytania. Spokojnie mówiła dalej.
— Może masz rację. Może rzeczywiście miało to
jakiś wpływ. Byłam młoda i chciałam, żeby przestał się wygłupiać. Ale kiedy
dowiedział się, że Shion był w drodze, trochę się zmienił. Skierował całą uwagę
na nienarodzone dziecko, nawet przestał pić i bawić się kobietami, nawet jeśli
to tylko na chwilę... niedługo potem wrócił do alkoholu. Ale czułam, że gdyby
to potrwało trochę dłużej, mógłby się z niego zrobić porządny ojciec. Wewnątrz rozpierała mnie duma. Dlatego wiedziałam, że nie
zostawił nas z powodu kobiety... miał inny powód...
— No.6 się zmieniało.
Karan
zamrugała kilkukrotnie na słowa Shiona.
— Skąd wiedziałeś?
— Domyślałem się.
Gdy
No.6 stało się miastem-państwem — totalitarnym, autorytarnym krajem — wielu
członków odsunęło się od projektu odrodzenia. Niektórych usunięto, inni sami
odeszli. Istniała też możliwość, że niektórych z nich uznano za ciężar i
zamordowano. Było to całkiem prawdopodobne.
— Przytłaczał go fakt, że No.6 stopniowo —
nie, właściwie całkiem szybko — przeobrażało się, rosnąc. Dostrzegł to, ale nie
miał pojęcia, co z tym zrobić. Może się bał. Pamiętam jak powtarzał kiedyś do
siebie: ,,to niemożliwe, to się nie dzieje''. Aż jednego dnia... Shion nie miał
nawet jeszcze miesiąca... powiedział do mnie: ,,Opuśćmy No.6. Wciąż jeszcze
możemy uciec. Niedługo nie będziemy już w stanie opuścić tego miasta bez
szwanku''. Miał wtedy taką grobową minę. Musiał już wcześniej poddać się w
walce o No.6. Pewnie myślał, że nie może już tam mieszkać. Że któregoś dnia się
udusi i odbierze sobie życie, a jeśli nie, zostanie mu ono odebrane. Dlatego
próbował mnie przekonać do ucieczki gdzieś daleko od No.6, do nowego życia na
obcej ziemi, tylko dla naszej trójki.
— A ty, mamo, odmówiłaś.
— Tak. — Karan wypuściła długie westchnienie. —
Powiedziałam nie. Powiedziałam mu, że z nim nie pójdę. Nie mogłam
uwierzyć w jego słowa.
Karan
spojrzała w dół, jakby nie mogła znieść spojrzenia Shiona.
— Kiedy zapytałam go dokąd byśmy się udali po
opuszczeniu No.6. Odpowiedział, że nie wie. A potem po prostu wybuchnął
śmiechem i... powiedział, że nie byłoby źle wędrować jak wiatr. Ale miałam
przecież dziecko, które nie miało jeszcze nawet miesiąca. Poza sześcioma
miastami-państwami niewiele jest ziemi nadających się do życia. Nie mogłam
znieść myśli o tak żmudnej podróży z niemowlęciem w rękach. Założyłam, że
dopóki zostaniemy w No.6, nie dopadłby nas głód czy choroby. Nie mogłam się
przekonać, że potrafiłby ochronić nas lepiej niż miasto. Nie ufałam mu.
Kolejne
westchnienie uciekło z ust Karan.
— Nie wiem, czy tamtego dnia podjęłam dobrą
decyzję. Na pewno nie żałuję, że z nim nie poszłam. Ale przez to stałam się
zależna od No.6. Polegałam na mieście bardziej niż na czymkolwiek innym.
Przeżyłam tak lata, nawet tego nie zauważając... Kompletnie zignorowałam zapach
zgnilizny, unoszący się nad No.6, chociaż on wyczuł go od razu. I... tylko tego
żałuję.
— Nie masz pojęcia, gdzie teraz jest tata,
prawda?
— Nie, nie mam. Nie wiem nawet, czy w ogóle
jeszcze żyje. Ale znając go, pewnie szwęda się gdzieś i robi co tylko
zapragnie.
Karan
ściszyła nieznacznie głos.
— Shion, chciałbyś spotkać swojego ojca?
— Cóż... Zawsze miałem tylko ciebie, mamo, więc jakoś specjalnie mi go nie brakuje. Nie tęsknię za
nim. Jestem po prostu ciekawy.
— Ciekawy?
— Ciekawi mnie dlaczego tak nagle zaczęłaś o
nim opowiadać. Nigdy wcześniej
nawet nie wspomniałaś o tacie.
Karan
poruszyła bezgłośnie ustami. Nastała krótka chwila ciszy. Tak cicha, że oddech
śpiącego Shionna zdawał się być głośniejszy niż huk błyskawicy.