Staram się dodawać nowe posty w niedziele. Staram się.



Zakończono tłumaczenie No.6.


Dziękujemy za wszystkie podziękowania. To był miły rok z hakiem. I późniejszy rok. I chyba jeszcze jeden. Te dwa późniejsze składały się z czytania Waszych komentarzy. I tak dzięki.

(Do pań profesor jeśli przypadkiem odwołam się do tego na maturze: przepraszam, ja naprawdę tłumaczyłam to w gimnazjum. Ale prawdziwa książka istnieje. Obiecuję.)


Wszystkie rozdziały można znaleźć w zakładce ,,No.6''/,,No.6 Beyond''.


Kup powieść i mangę w oryginale, wspomóż panią Asano.


Tłumaczenie: Kuroneko
Korekta: Ayo, Dżun

piątek, 4 stycznia 2013

Dni Inukashi: Część 1


Rozdział 1
Dni Inukashi

Sufit obracał się. Właściwie zdawało się, że wiruje.
,,Eh? Co jest?"
Inukashi chwiejnie padł na łóżko i zamknął oczy. Był przekonany, że się rozchorował. Nie dość, że kręciło mu się w głowie, to jeszcze go mdliło. Nabrał powietrza nosem, wpuszczając je do przepony, by powoli wypuścić wydech ustami.
Jeden, dwa, trzy razy...
Zwykle wystarczało to do wyleczenia każdej dolegliwości, fizycznej czy psychicznej - czy to jego skołatane serce, pulsujące bólem rany, czy głuchy ból głowy. Nikt mu o tym nie mówił; sam znalazł sposób nawet tego nie zauważając. Jednak wciąż co do pustego żołądka pozostawał bezsilny. Nieważne jak głęboko nabierał powietrza, by napełnić czymś brzuch, gdy tylko je wypuszczał, skóra znowu opadała. Niczego nie mógł zrobić z ciałem tracącym ciepło z głodu. 
,,Nienawidzę głodu. Jest przerażający'', zatrząsł się Inukashi. Głód przypominał mu demona. Ostrymi kłami i szponami wydzierał wszelką wolę przetrwania, każdą nadzieję na jutro.
Ale póki co miał się dobrze.
Oczywiście, wciąż był głodny. Inukashi już nie pamiętał, kiedy ostatnio miał pełen żołądek. Puste - takie już są brzuchy. Był o tym święcie przekonany.
Ostrożnie usiadł na łóżku. Nie kręciło mu się już w głowie, jednak mdłości nie chciały go opuścić. Czuł się ociężały, jakby ktoś obciążył jego ręce i nogi. ,,Zupełnie jakby przywiązali do mnie metalowe kule na łańcuchach, jak do jakiegoś więźnia''.
,,Jest źle''.
Znów się położył, cmokając w głowie językiem. Chorowanie w Zachodnim Bloku było jak zapraszanie śmierci do swego boku. Roiło się tam od szamanów wątpliwej natury, samozwańczych doktorów, jednak nie było nikogo, kto mógłby zaproponować porządne leczenie. A przynajmniej Inukashi nikogo takiego nie znał.
Miał ociężałe ciało. Leżąc tak z zamkniętymi oczami, przepełniało go wrażenie bycia zaciągniętym w najciemniejsze głębiny oceanu.
,,Muszę w takich chwilach myśleć o zabawnych rzeczach'' - powtarzał sobie. ,,Zabawa? Cieszyło mnie coś ostatnio?''
,,Tak. Wczoraj wieczorem, pamiętasz? Udało ci się uwolnić od głodu, tylko odrobinkę. Tak, widzisz, to było to. Ostateczne szczęście''.
Zjadł wtedy odrobinę mięsa. Znalazł kawał pośród pozostałości Zakładu Karnego. Nie były to żadne resztki. Piękny kloc mięsa, którego nawet nikt nie ugotował. Żadnych śladów obić czy zgnilizny. Gdy przyjrzał mu się bliżej, okazał się być wyjątkowo płaski. Być może kucharz z Zakładu Karnego upuścił go na ziemię, a ktoś inny na niego nadepnął.
 - Ej! Właśnie pozbawiłeś mnie dobrego kawałka mięsa!
 - Ach, przepraszam. Ale to pan je upuścił?
 - Cóż, i tak nic na to już nie poradzimy. Już mi się nie przyda.
Mięso wrzucono do metalowego śmietnika, w którym spoczywało zapomniane. W końcu dotarło do rąk Inukashi wraz z innymi śmieciami i jedzeniem - może tak wyglądała jego podróż. ,,Bez różnicy. Mam gdzieś skąd się wzięło i jak się tu dostało. Liczy się tylko to, że mam w rękach mięso''.
Cóż za niesamowite szczęście go spotkało.
Dosłownie tańczył z radości. Kiedy ostatnio natknął się na coś tak dobrego? Zapalczywie przekopywał wspomnienia, jednak nic nie mógł odnaleźć. Inukashi oblizał usta, trzymając lśniący tłuszczem kawał mięsa. Przełknął ślinę z głodem.
Nie wiedział z czego mięso pochodziło, jednak nie zwracał na to uwagi - tak długo, jak nie było z człowieka ani z psa. Inukashi, powróciwszy do swoich mrocznych ruin, natychmiast zabrał się za gotowanie. Wybrał warzywa i kości spośród resztek jedzenia, wrzucił je do gara i pozwolił się grzać. Tuż zanim zdjął zupę z ognia, podzielił kawał mięsa na części, by dorzucić je do wywaru. Zastanawiał się nad odłożeniem połowy na później czy na sprzedaż, ale w końcu zdecydował, że oba pomysły były złe. Inukashi był co prawda świadom, jak cenny towar stanowiło dobre jedzenie; wiedział również, że gdyby zabrał mięso na targ, dostałby za nie całkiem przyzwoitą sumę. ,,Ale chyba skończę cały kawał od razu''. Taką podjął decyzję. ,,Mogę sobie dogodzić raz na jakiś czas. Trzeba się cieszyć szczęściem, które mnie spotkało - fortuną, która spadła mi z nieba''.
,,To Zachodni Blok, nie mam pojęcia, co spotka mnie tu jutro. 
Nawet Bóg nikomu tu nie może zagwarantować niczego. Równie dobrze mogę się cieszyć dniem dzisiejszym bez myślenia o jutrze''.
Z garnka uniosła się para. 
Pyszny zapach dryfował w powietrzu. Zwabione przez niego psy, zebrały się w około.
 - Wiem, wiem. Wy też dostaniecie. Nie martwcie się.
Biały, czarny, brązowy, w łaty. Z długą sierścią, z krótką, z kręconą. Opadnięte uszy, sterczące jedno ucho. Inukashi trzymał dwadzieścia czy trzydzieści psów, od wielkich jak cielę do mniejszych niż kot. Z jakiegoś powodu liczba ta nigdy nie wzrastała. Co roku rodziły się szczeniaki, więc pewnie podobna liczba umierała czy odchodziła.
Wczoraj zdechła stara suka. Była wspaniałą matką, urodziła tak wiele szczeniaków i prawie połowę z nich wychowała.
,,Pamiętam jej dzieci oblizujące jej martwe, sztywniejące ciało''.
Psy były niezwykle lojalne. Ciepłe i łagodne. Potrafiły współczuć. Nigdy nie zdradzały przyjaciół czy rodziny.
,,Są znacznie bardziej przyzwoite i godne zaufania niż ludzie''.
 - Bardziej przerażający od głodu, od zamarzniętej ziemi są tylko ludzie.
,,Pamiętam te słowa dziadka'' - Inukashi pokręcił szybko głową, mieszając w garnku drewnianą łyżką. ,,Dlaczego musiał mi się przypomnieć? Nie nakarmi mnie przecież. Chociaż, nie...'' - Pokręcił głową jeszcze zacieklej.
,,Muszę sobie go przypominać chociaż raz czy dwa do roku, należy mu się to. Muszę pamiętać i wspominać jaki był mi bliski. Wiszę coś temu staruszkowi. Nie zapominamy o tym, co zrobili dla nas inni; to kolejna zaleta nas, psów''. 
,,Nie wiem, jak stary był dziadek, ani dlaczego mieszkał z psami w ruinach, ani skąd przyszedł czy dokąd odszedł. Nie czuję nawet potrzeby wiedzieć, nie mam takiego zamiaru. Ale żyję tylko dzięki dziadkowi. Czuję jak wiele dla mnie zrobił w każdej dziedzinie''.
,,Zimą znalazł mnie dziadek''.
,,Pamiętam mroźny wiatr i biel śniegu tuż przede mną. A więc tak, to musiała być zima. Lata, lata temu''.
Nie pamiętał swojej matki, nie znał twarzy ojca; mimo to pamiętał dokładnie zimno wiatru i taniec śnieżynek. Przypominał sobie nadchodzące kroki, psi język na policzku, ciepło ludzkiej piersi; nawet uczucie lotu, w momencie gdy dziadek go podnosił.
,,Ile lat miało tamto dziecko? Może było jeszcze niemowlęciem? Pewnie tak, heh, pamiętam w końcu jak mama mnie karmiła. Dzieci pamiętają znacznie więcej niż nam się wydaje''.
Starszy człowiek mieszkający w ruinach hoteli przygarnął i wychował Inukashi. Choć może raczej on go jedynie przygarnął, zaś wychowała go suka.
Była jeszcze młoda, dopiero urodziła pierwszy miot. Inukashi pił z jej piersi i spał zwinięty przy jej brzuchu, razem z innymi szczeniakami. Dzięki niej uniknął śmierci głodowej i zamarznięcia na śmierć. Przeżył.
Ten inteligentny, dobrze wychowany pies, był dla Inukashi jedyną ,,mamą''.
 - Jesteś dziwnym dzieckiem... czy może raczej specjalnym. - Starzec powiedział to kiedyś, gdy Inukashi był już dość duży, by chodzić i walczył z innymi psami o jedzenie. Staruszek przemawiał ciepłym, refleksyjnym i łagodnym głosem. Inukashi to też zapamiętał.
 - Specanym?
 - To znaczy, że jesteś inny niż pozostali. Aż do teraz nigdy nie słyszałem o mniej lub bardziej wiarygodnym przypadku dziecka, które wyrosło na psim mleku. Kiedy cię wziąłem, prawdę powiedziawszy byłem przekonany, że nie przetrwasz trzech dni. I tak cię wtedy zabrałem, bo chciałem cię porządnie pochować.
 - Poować?
 - To znaczy wykopać w ziemi dół i cię w nim zakopać. Planowałem zrobić to z tobą gdybyś umarł. Nie mogłem się zmusić do zostawienia cię, żebyś się rozłożył na otwartej przestrzeni.  Nie chciałem, żebyś przechodził przez to, przez co większość dzieci w tej okolicy, gnił na środku ulicy, dziobany przez kruki, pożerany przez bestie. Normalne, po prostu bym... tak, najzwyczajniej bym cię tam zostawił. Przeszedłbym obok, udając, że cię nie widzę. Niczym by się to nie różniło od tego, co robię zwykle. Ale dlaczego zdecydowałem się ciebie zabrać... dlaczego chciałem cię pochować?
 - Czemu?
 - Nie wiem. - Starzec powoli, dwukrotnie pokręcił głową. - Naprawdę nie wiem. Sam tego nie rozumiem. Dlaczego podniosłem cię tamtego dnia i zabrałem do domu? Widziałem już tak wiele dzieci, dziesiątki, umierające na chodniku. Dlaczego zdecydowałem się po ciebie schylić? Nie umiem sobie tego wyjaśnić. Między innymi to miałem na myśli, mówiąc, że jesteś dziwnym dzieckiem.
Inukashi zadrżał. Wydał dziwny, zduszony głos, czując jak z jego ciała ucieka całe ciepło. Chłodny dreszcz przeszedł mu po plecach.
Był przerażony. Jednocześnie przytłaczała go chęć wybuchnięcia śmiechem. Chciał odrzucić głowę w tył i posłać echo swego śmiechu ku niebu.
Żył tylko dzięki szczęściu graniczącym ze zwykłym przypadkiem. Gdyby nie impuls staruszka, jego ciało, mięśnie i kości, stałyby się szwedzkim stołem kruków i bestii. Cóż to był za cud, cóż za szczęście. W jego sercu mieszała się burza strachu, ulgi i kującej chęci wybuchnięcia histerycznym śmiechem.
Do tamtej chwili Inukashi zdążył się już przekonać, jak żmudnym zadaniem było przetrwanie w Zachodnim Bloku. Czuł, że jego własna przyszłość pełna będzie mąk i boleści, niczym wspinaczka po stromym klifie gołymi rękami.
Jednak chciał żyć. Chciał żyć, przetrwać, przeciągnąć życie do jego limitów, choćby o minutę, o sekundę. Zrobiłby wszystko, żeby to osiągnąć, nieważne jak obrzydliwe, nieprzyzwoite czy gorszące by to było. Śmierć była prosta. Wystarczyłaby mu zwykła lina i drzewo o wytrzymałych gałęziach. Mógłby też zeskoczyć z klifu. Albo wbiec z krzykiem do Zakładu Karnego - też jakaś opcja. Żołnierze na patrolu przestrzeliliby jego pierś czy głowę bez chwili wahania.
Odszedłby szybko, bez względu, którą metodę by wybrał. Nie cierpiałby zbyt długo.
A przynajmniej tak mu się zdawało. Dlatego wiedział, że łatwiej byłoby wybrać śmierć. Oczywiste jak Słońce wschodzące na wschodzie.
,,Ale ja nie chcę'' - Inukashi zacisnął pięść, choć była wtedy jeszcze bardzo mała. - ,,Nie dam się tak łatwo wykończyć. Nie wybiorę śmierci z własnej woli. Zrobię wszystko, żeby przetrwać''.
,,Podejmę wyzwanie. Wyzwę przeznaczenie, które porzuciło mnie na ulicy Zachodniego Bloku; wyzwę świat, który czyni przetrwanie tak trudnym; wyzwę tych, którzy takim go stworzyli - i wygram. Właściwie to już wygrywam, w końcu nadal żyjąc''.
Jako mały chłopiec, Inukashi nie potrafił mówić. Nie miał w głowie dokładnie tych słów, które wiązał potem z tą chwilą, nie był wtedy bowiem jeszcze dość duży, by przekazać słowami, co podpowiadało mu serce. Jednak staruszek mimo to uśmiechnął się spokojnie, po czym położył dłoń na głowie Inukashi.
 - Czuję, że ci się to uda - mruknął.
Około rok później, na początku zimy, staruszek zniknął. Jego łóżko było już puste, kiedy Inukashi obudził się tego ranka, nie widział go też nigdzie w ruinach. Jednak i Inukashi nie włożył w poszukiwania zbyt wiele zapału. Gdzieś głęboko w sercu poddał się już na początku, wiedząc, że to bez sensu. Opuszczono go, ale nie był sam. Psy przy nim były. Dopóki je miał, nic mu nie było.
,,Dziadek pewnie i to przewidział. Dobrze to wiedział, kiedy odchodził. Wyczuł swój rychły koniec, czy może znalazł sobie w końcu miejsce? Bez różnicy, teraz i tak pewnie gdzieś leży, stał się częścią ziemi. Ludzie nie mogą zmienić się w gwiazdy na niebie, ale ziemia powita ich z otwartymi ramionami. Zawsze mogą pozostawić po sobie jeszcze wspomnienia''.
,,Dzięki, dziadku. Nigdy nie zapomnę, co dla mnie zrobiłeś. Raz na jakiś czas na pewno jeszcze sobie o tobie przypomnę. Ale wiesz, ostatnio trochę rozmazała mi się twoja twarz. Wciąż pamiętam małe rzeczy - twoją kującą  białą brodę; jak twoje łysiejące czoło lśniło różem; twoją wyjątkowo krzaczastą prawą brew; łagodny sposób mówienia. Pamiętam to dokładnie, ale twarzy nadal nie mogę sobie przypomnieć. Ciekawe dlaczego. Cóż, i tak wyszło na twoje. Przypomniałeś mi się dzisiaj. To wystarczy, prawda?''
Znów zamieszał w garnku łychą.
Pies w łaty zaszczekał. Inne psy dołączyły się do jego nawoływania.
 - Wiem, wiem. Okej, zacznijmy tę ucztę. Podejdźcie bliżej. Ale musicie zaczekać aż ostygnie. Jeśli się oparzycie i zjecie za szybko, zostanie wam w cholerę wolnego czasu i bolący język, ale jak kto woli.
Nim Inukashi skończył nalewać zupę do misek dla psów i siorbać własną porcję mięsnego wywaru, zdążył już kompletnie zapomnieć o staruszku.
Przeszłość miała tendencję do plątania się między nogi. Gdyby wciąż się odwracał, nie mógłby iść naprzód.
Inukashi zjadł kawałek mięsa, delektując się smakiem w ustach. Pomyślał, że to lekka strata go połykać; najchętniej żułby go wiecznie. Jednak maleńki kawałek zbyt łatwo uciekł do gardła, by wylądować w żołądku. W końcu jednak jeszcze zanim Inukashi skończył jeść bogatą, mięsną zupę, czuł ciepło aż w kościach. Wciąż nim promieniując, położył się do łóżka. Szczeniaki właziły po sobie nawzajem, by wspiąć się na niego i zacząć lizać go po twarzy. Wygodnie mu było z małymi, różowymi języczkami na policzkach.
Był szczęśliwy. Zdawało mu się nawet, że zagarnął całe szczęście świata dla siebie. Pogrążony w rozkoszy, Inukashi zasnął.
Czuł mdłości. Bał się, że sufit znów zacznie się kręcić, jeśli otworzy oczy.
,,Co ze mną?''
Część jego głowy zaczęła głucho pulsować. Ciało stało się jeszcze cięższe. Zaczynał się pocić. Ta nienaturalna gorączka niczym nie przypominała ciepła zeszłej nocy.
Irytowały go szorstkie języki szczeniaków na skórze; nawet to nie mogło mu pomóc. Nigdy wcześniej nie denerwowały go tak własne psy.
Żadna ilość głębokich oddechów nie zdawała się poprawiać sprawy.
,,Co jest ze mną?’’
Gdy tylko zadał sobie to pytanie, zimny dreszcz przebiegł jego plecy. Strach zatopił kły głęboko w sercu.
,,To więcej niż poważne''.
,,Co jeśli okaże się, że już się nie podniosę? Co jeśli nie będę mógł się nawet ruszyć?''
Okropną rzeczą była choroba w Zachodnim Bloku. Niewiele było trzeba, by zabić tamtejszych mieszkańców, pozbawionych przyzwoitego jedzenia i żyjących w brudzie. Mała rana wystarczała: głębokie nacięcie na małym palcu, długie zadrapanie na stopie. Tak samo było z niewielkimi dolegliwościami: zawrotami głowy, mdłościami, gorączką - wszystkim, co zatrzymywało człowieka w łóżku. Ktoś, kto jeszcze trzy dni temu definitywnie miał się dobrze, dziś mógł leżeć martwy na ulicy. Takie rzeczy zdarzały się codziennie.
,,Cholera''.
Inukashi przygryzł wargę, podnosząc się odrobinę. Oparł się o ścianę, po czym wypuścił długi oddech.
,,Czyli wczoraj była moja ostatnia kolacja? Cholera. To nawet nie jest śmieszne. Nie mam zamiaru dać się wziąć''.
Mocniej przygryzł wargę. Smak krwi rozszedł się w jego ustach. Mruknął pod nosem ,,cholera'' jeszcze raz, dla efektu. Jednak siła nie przybywała. Męczył się unosząc choćby jeden palec. Gdyby miał wstać, pokonałyby go zawroty głowy i mdłości. Znów opadł na łóżko.
Zaczął tracić świadomość.
Chłodny wiatr gwiżdżał przez szpary w oknie. Chłód przywrócił Inukashi do rzeczywistości. Chciał krzyczeć. Wołać o pomoc tak głośno, jak tylko potrafił.
,,Niech mi ktoś pomoże... ktokolwiek, proszę''.
Pies skulony w kącie pokoju obudził się i podszedł do niego. Przysiadł obok łóżka, spoglądając w górę na Inukashi. Był to wielki, brązowy pies, jeden z potomków jego matki. Odziedziczył jej inteligencję i głębokie, ciemne oczy.
Pies siedział nieruchomo z nastroszonymi uszami, jakby czekając na polecenie Inukashi.
 - ...Chcę żebyś... ich dla mnie sprowadził... - wskazał na okno.
Za nim rozciągało się zimowe niebo z ciężkimi, śniegowymi chmurami. Światło ledwie się przez nie przebijało, a jego resztki docierały na ziemię. Raz jeszcze dzień w Zachodnim Bloku miał się zakończyć równie mroźno, jak się rozpoczął.
Pies pchnął zniszczone drzwi, by opuścić pokój. Zardzewiałe zawiasy zaskrzeczały nieprzyjemnie. Choć Inukashi przywykł już do tego dźwięku, tym razem drażnił jego uszy, wzmagając mdłości.
 - Proszę. Wezwij ich...
,,Pomóżcie mi''.
Pies zbiegł po schodach. Szczeniaczki stuliły się razem, jęcząc żałośnie.

Śnił. Śnił o bardzo dawnych czasach. ,,Ile lat wstecz?''
Staruszek już dawno zniknął. Inukashi był sam - tylko z psami. Wreszcie nauczył się zapewniać sobie resztki jedzenia, a także jak je gotować czy sprzedawać.
Schodził po schodach. 
A były to betonowe stopnie prowadzące pod ziemię, nie tak zniszczone jak te w norze Inukashi. Budynek był raczej ruiną, jednak część podziemna zdawała się być względnie nienaruszona. Gdy Inukashi dotarł już na dół, napotkał drzwi. Wyciągnął ciekawsko dłoń, by złapać klamkę.
Budynek mieścił się nieopodal wejścia do Zachodniego Bloku. W okolicznych laskach roiło się od baraków. Niedaleko majaczyło Święte Miasto, No.6. A właściwie jego zewnętrzny mur. Był on zrobiony z wytrzymałego materiału, świecącego złotem z daleka. Ściana ta tworzyła jasny podział na ,,tu'' i ,,tam'', niebo i piekło. W murach miasta niczego nie brakowało - ciepłe łóżka, pyszne jedzenie, wysoko zaawansowana medycyna, wygodne rezydencje. Nic nie zagrażało tam życiu mieszkańców, mogli oni żyć nie wiedząc nawet, czym jest głód czy zimno. Inukashi słyszał nawet, że strach czy cierpienie tam nie istnieją.
Utopia, warta swego tytułu Świętego Miasta.
Inukashi niewiele słyszał o No.6 w Zachodnim Bloku. Wszyscy cichli i odmawiali zbliżania się choćby do tematu, zupełnie jakby sama nazwa miasta stanowiła tabu.
,,Śliska sprawa'' - myślał Inukashi - czy może raczej czuł.
Utopie i Święte Miasta po prostu nie istniały w takim świecie. No.6 było miastem-państwem zbudowanym przez ludzi. Dopóki ludzie stanowili jego część, coś musiało być nie tak. ,,Wasz ideał nie jest moim, a to, co dla was szczęściem, dla mnie może być nie do zniesienia. Taki jest ludzki świat. Człowiek nie może stworzyć utopii. Może jedynie posprzeczać się, powalczyć, ukryć za kimś innym, a potem iść na kompromis. Tak to już jest''.
,,No.6? To miejsce jest tak podejrzane, że aż włosy się na karku jeżą. Najmądrzejszym wyjściem jest trzymanie się od niego z daleka''.
Dlatego Inukashi nigdy nie zapuszczał się w jego okolice. Nienawidził oglądać ścian No.6. Gdyby zebrał tamtego dnia coś porządnego, być może wcale nie podszedłby aż tak blisko. Jednak cały dzień wałęsania się po Zachodnim Bloku przyniósł mu jedynie dwa nadgryzione warzywa i pasek suszonego mięsa. Ledwie wystarczyłoby to dla niego, co dopiero dla psów. Inukashi nie wiedział wtedy jeszcze, jak zorganizować sobie stałe zaopatrzenie w resztki jedzenia. Mógł jedynie ściskać pusty brzuch i zwędzać co popadło. Na bazarze powitało go kilka siarczystych obelg od rzeźnika; w tawernie zwyzywała go kierowniczka, jednak on szedł dalej niewzruszony. Inukashi już dawno przywykł do przemocy, zniewag i fizycznego bólu.
,,Muszę coś zrobić z tym głodem''.
Kiedy się zorientował, stał już pośród drzew. Zdawało się, że nieświadomie zawędrował w tę okolicę, zdeterminowany znaleźć choćby pojedynczy orzech. Tam właśnie odnalazł walący się, opuszczony budynek. Oparłszy się o kawał ściany, odsunął go na bok bez żadnego oporu, odnajdując schody do piwnicy.
Inukashi pociągnął nosem. Zmrużył oczy i nadstawił uszu.
Żadnym ze zmysłów nie wyczuwał niczyjej obecności.
,,Zupełnie pusto. Heh''.
Ostrożnie zszedł na dół, stopień po stopniu.
Wiedział, że dziwna staruszka i chłopiec (jej wnuk, jak przypuszczał) tutaj mieszkali. Widział ich wcześniej dwa razy. Kobieta miała ostre spojrzenie, jakby nigdy w życiu się nie uśmiechnęła.
,,Wiem, wiem. Pamiętam''.
,,Ta starsza pani była pokręcona. Zaatakowała kogoś ważnego z No.6... burmistrza, czy prezesa, czy kogoś tam. Do tego sama z siebie. Kuśtykała w jego stronę z nożem i zastrzelili ją na miejscu. Zaraz... a nie aresztowali i zastrzelili? Co za różnica, w każdym razie skończyła szybko. Niespodzianką to to nie jest, haha''.
Inukashi zadrwił z niej w myśli. Była to zwykła plotka, którą usłyszał na bazarze. Nie mógł mieć pewności co do tej informacji.
Zaburczało mu w brzuchu. Zupełnie jakby żołądek wołał o pomoc.
,,Nie zniosę już tego. Dajcie mi jeść. Szybko, szybko, szybko, szybko, szybko''.
,,Cholera, nie ma tam nic? Twardy chleb, gnijące mięso, mam gdzieś co. Cokolwiek byle mój brzuch się zamknął''.
Złapał klamkę. Drzwi były otwarte. Odrobinę ciężkie, ale gdy je popchnął, otworzyły się bez większego oporu.
 - Ho! - dźwięk niezbyt przypominający oddech czy słowo uciekł z jego gardła. -  Co to niby ma być?
Gdzie się nie obejrzał spoczywały góry książek. Tu, tam, wszędzie rosły stosy tomów, a woluminy walały się beztrosko po podłodze. Samej podłogi nie dało się dostrzec. Pokój zdawał się być złożony tylko i wyłącznie z książek.
W tamtej chwili nastąpiło pierwsze spotkanie Inukashi z książkami. Znał słowa; umiał też pisać te, które nie były zbyt trudne. Staruszek go tego nauczył. Jednak Inukashi nie posiadał absolutnie żadnej wiedzy dotyczącej książek. Nigdy nie usłyszał słowa ,,książka'', ani nie miał pojęcia, że odnosiło się ono do tych skrawków papierów zadrukowanych zdaniami z góry na dół. Nie miał pojęcia, jak zacząć je rozumieć. Natychmiast stwierdził, że nie nadawały się do zjedzenia. Tylko żeby się upewnić, podniósł książkę z najbliższego stosu i ugryzł. Wybrał ją ponieważ jabłko na białym tle widniejące na okładce wyglądało pysznie.
,,Okropne''.
Inukashi otarł usta wierzchem dłoni i odrzucił książkę na bok. ,,Twarde, suche, a do tego kompletnie niejadalne''.
Posunął się naprzód, kopiąc każdą napotkaną książkę. Zdawało się, że nic innego nie było w tym miejscu.
,,Tsk. Cała robota na marne'' - Inukashi cmoknął językiem i miał już odwrócić się na pięcie, kiedy jego serce wybiło inny rytm. Znalazł coś, co nie było z papieru. 
Leżało na półce (wypełnionej książkami) - kilka tomów zrzucono, by zrobić na to miejsce. Małe, srebrne pudełko, leżące na ręczniku. 

=koniec części 1= 

=część 2=

 ((Ktoś widział Strażników Marzeń? Trzeba to obejrzeć w 3d dla pełnej radości, czy 2d spokojnie wystarczy?))

6 komentarzy:

  1. Dziękuję. Czyli teraz będziesz dodawać nowe części w piątki tak?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach! Zapomniałam wspomnieć, miał być już wczoraj, ale miałyśmy lekki poślizg... no, nie ma to jak od spóźnienia zaczynać =_= Czwartek dniem świętym, rozdziały będą w czwartek, nie martw się~~

      Usuń
  2. Dziękuję za tłumaczenie i całą pracę, jaką włożyłyście (i dalej wkładacie) w przetłumaczenie No.6 :D
    Trafiłam niedawno na mangę, ale nie ma za dużo rozdziałów, a zakończenie anime średnio mi się spodobało, dlatego naprawdę się ucieszyłam, kiedy trafiłam na waszą stronę ^^ Czytać No.6 po polsku to była sama przyjemność (zwłaszcza w takiej jakości). Połknęłam w weekend całość.
    Także jeszcze raz bardzo wam dziękuję! :D

    ~Vanilia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę! Jak miło, nadal mamy nowych fanów >D

      Usuń
    2. Vanilia, dziękujemy za tak pozytywny i miły komentarz, jak i docenienie naszej roboty. Cieszę się, że tyle ci przyjemności sprawiło to tłumaczenie i jakość cię zadowoliła ^ ^
      Teraz pozostaje czekać na nowe rozdziały i wielką niewiadomą niewiadomą :D

      Usuń
  3. Wiem, że tłumaczyłaś to już jakiś czas temu ale nigdy nie napisałam komentarza z podziękowaniami za tłumaczenie, wiec naprawdę wielkie dzięki za tłumaczenie wielbię cię za to

    OdpowiedzUsuń