Rozdział
1
Dni
Inukashi
Sufit
obracał się. Właściwie zdawało się, że wiruje.
,,Eh?
Co jest?"
Inukashi
chwiejnie padł na łóżko i zamknął oczy. Był przekonany, że się rozchorował. Nie
dość, że kręciło mu się w głowie, to jeszcze go mdliło. Nabrał powietrza nosem,
wpuszczając je do przepony, by powoli wypuścić wydech ustami.
Jeden,
dwa, trzy razy...
Zwykle
wystarczało to do wyleczenia każdej dolegliwości, fizycznej czy psychicznej -
czy to jego skołatane serce, pulsujące bólem rany, czy głuchy ból głowy. Nikt
mu o tym nie mówił; sam znalazł sposób nawet tego nie zauważając. Jednak wciąż
co do pustego żołądka pozostawał bezsilny. Nieważne jak głęboko nabierał
powietrza, by napełnić czymś brzuch, gdy tylko je wypuszczał, skóra znowu
opadała. Niczego nie mógł zrobić z ciałem tracącym ciepło z głodu.
,,Nienawidzę
głodu. Jest przerażający'', zatrząsł się Inukashi.
Głód przypominał mu demona. Ostrymi kłami i szponami wydzierał wszelką wolę
przetrwania, każdą nadzieję na jutro.
Ale
póki co miał się dobrze.
Oczywiście,
wciąż był głodny. Inukashi już nie pamiętał, kiedy ostatnio miał pełen żołądek.
Puste - takie już są brzuchy. Był o tym święcie przekonany.
Ostrożnie
usiadł na łóżku. Nie kręciło mu się już w głowie, jednak mdłości nie chciały go
opuścić. Czuł się ociężały, jakby ktoś obciążył jego ręce i nogi. ,,Zupełnie
jakby przywiązali do mnie metalowe kule na łańcuchach, jak do jakiegoś
więźnia''.
,,Jest
źle''.
Znów
się położył, cmokając w głowie językiem. Chorowanie w Zachodnim Bloku było jak
zapraszanie śmierci do swego boku. Roiło się tam od szamanów wątpliwej natury,
samozwańczych doktorów, jednak nie było nikogo, kto mógłby zaproponować porządne
leczenie. A przynajmniej Inukashi nikogo takiego nie znał.
Miał
ociężałe ciało. Leżąc tak z zamkniętymi oczami, przepełniało go wrażenie bycia
zaciągniętym w najciemniejsze głębiny oceanu.
,,Muszę
w takich chwilach myśleć o zabawnych rzeczach'' - powtarzał sobie. ,,Zabawa? Cieszyło mnie coś ostatnio?''
,,Tak.
Wczoraj wieczorem, pamiętasz? Udało ci się uwolnić od głodu, tylko odrobinkę.
Tak, widzisz, to było to. Ostateczne szczęście''.
Zjadł
wtedy odrobinę mięsa. Znalazł kawał pośród pozostałości Zakładu Karnego. Nie
były to żadne resztki. Piękny kloc mięsa, którego nawet nikt nie ugotował.
Żadnych śladów obić czy zgnilizny. Gdy przyjrzał mu się bliżej, okazał się być
wyjątkowo płaski. Być może kucharz z Zakładu Karnego upuścił go na ziemię, a
ktoś inny na niego nadepnął.
- Ej! Właśnie pozbawiłeś mnie dobrego kawałka
mięsa!
- Ach, przepraszam. Ale to pan je upuścił?
- Cóż, i tak nic na to już nie poradzimy. Już
mi się nie przyda.
Mięso
wrzucono do metalowego śmietnika, w którym spoczywało zapomniane. W końcu
dotarło do rąk Inukashi wraz z innymi śmieciami i jedzeniem - może tak
wyglądała jego podróż. ,,Bez różnicy. Mam gdzieś skąd się wzięło i jak się
tu dostało. Liczy się tylko to, że mam w rękach mięso''.
Cóż
za niesamowite szczęście go spotkało.
Dosłownie
tańczył z radości. Kiedy ostatnio natknął się na coś tak dobrego? Zapalczywie
przekopywał wspomnienia, jednak nic nie mógł odnaleźć. Inukashi oblizał usta,
trzymając lśniący tłuszczem kawał mięsa. Przełknął ślinę z głodem.
Nie
wiedział z czego mięso pochodziło, jednak nie zwracał na to uwagi - tak długo,
jak nie było z człowieka ani z psa. Inukashi, powróciwszy do swoich mrocznych
ruin, natychmiast zabrał się za gotowanie. Wybrał warzywa i kości spośród
resztek jedzenia, wrzucił je do gara i pozwolił się grzać. Tuż zanim zdjął zupę
z ognia, podzielił kawał mięsa na części, by dorzucić je do wywaru. Zastanawiał
się nad odłożeniem połowy na później czy na sprzedaż, ale w końcu zdecydował,
że oba pomysły były złe. Inukashi był co prawda świadom, jak cenny towar
stanowiło dobre jedzenie; wiedział również, że gdyby zabrał mięso na targ,
dostałby za nie całkiem przyzwoitą sumę. ,,Ale chyba skończę cały kawał od
razu''. Taką podjął decyzję. ,,Mogę sobie dogodzić raz na jakiś czas.
Trzeba się cieszyć szczęściem, które mnie spotkało - fortuną, która spadła mi z
nieba''.
,,To
Zachodni Blok, nie mam pojęcia, co spotka mnie tu jutro.
Nawet
Bóg nikomu tu nie może zagwarantować niczego. Równie dobrze mogę się cieszyć
dniem dzisiejszym bez myślenia o jutrze''.
Z
garnka uniosła się para.
Pyszny
zapach dryfował w powietrzu. Zwabione przez niego psy, zebrały się w około.
- Wiem, wiem. Wy też dostaniecie. Nie martwcie
się.
Biały,
czarny, brązowy, w łaty. Z długą sierścią, z krótką, z kręconą. Opadnięte uszy,
sterczące jedno ucho. Inukashi trzymał dwadzieścia czy trzydzieści psów, od
wielkich jak cielę do mniejszych niż kot. Z jakiegoś powodu liczba ta nigdy nie wzrastała. Co roku
rodziły się szczeniaki, więc pewnie podobna liczba umierała czy odchodziła.
Wczoraj
zdechła stara suka. Była wspaniałą matką, urodziła tak wiele szczeniaków i
prawie połowę z nich wychowała.
,,Pamiętam
jej dzieci oblizujące jej martwe, sztywniejące ciało''.
Psy
były niezwykle lojalne. Ciepłe i łagodne. Potrafiły współczuć. Nigdy nie
zdradzały przyjaciół czy rodziny.
,,Są
znacznie bardziej przyzwoite i godne zaufania niż ludzie''.
- Bardziej przerażający od głodu, od zamarzniętej
ziemi są tylko ludzie.
,,Pamiętam
te słowa dziadka'' - Inukashi pokręcił szybko
głową, mieszając w garnku drewnianą łyżką. ,,Dlaczego musiał mi się
przypomnieć? Nie nakarmi mnie przecież. Chociaż, nie...'' - Pokręcił głową
jeszcze zacieklej.
,,Muszę
sobie go przypominać chociaż raz czy dwa do roku, należy mu się to. Muszę
pamiętać i wspominać jaki był mi bliski. Wiszę coś temu staruszkowi. Nie
zapominamy o tym, co zrobili dla nas inni; to kolejna zaleta nas, psów''.
,,Nie
wiem, jak stary był dziadek, ani dlaczego mieszkał z psami w ruinach, ani skąd
przyszedł czy dokąd odszedł. Nie czuję nawet potrzeby wiedzieć, nie mam takiego
zamiaru. Ale żyję tylko dzięki dziadkowi. Czuję jak wiele dla mnie zrobił w
każdej dziedzinie''.
,,Zimą
znalazł mnie dziadek''.
,,Pamiętam
mroźny wiatr i biel śniegu tuż przede mną. A więc tak, to musiała być zima.
Lata, lata temu''.
Nie
pamiętał swojej matki, nie znał twarzy ojca; mimo to pamiętał dokładnie zimno
wiatru i taniec śnieżynek. Przypominał sobie nadchodzące kroki, psi język na
policzku, ciepło ludzkiej piersi; nawet uczucie lotu, w momencie gdy dziadek go
podnosił.
,,Ile
lat miało tamto dziecko? Może było jeszcze niemowlęciem? Pewnie tak, heh,
pamiętam w końcu jak mama mnie karmiła. Dzieci pamiętają znacznie więcej niż
nam się wydaje''.
Starszy
człowiek mieszkający w ruinach hoteli przygarnął i wychował Inukashi. Choć może
raczej on go jedynie przygarnął, zaś wychowała go suka.
Była
jeszcze młoda, dopiero urodziła pierwszy miot. Inukashi pił z jej piersi i spał
zwinięty przy jej brzuchu, razem z innymi szczeniakami. Dzięki niej uniknął
śmierci głodowej i zamarznięcia na śmierć. Przeżył.
Ten
inteligentny, dobrze wychowany pies, był dla Inukashi jedyną ,,mamą''.
- Jesteś dziwnym dzieckiem... czy może raczej
specjalnym. - Starzec powiedział to kiedyś, gdy Inukashi był już dość duży, by
chodzić i walczył z innymi psami o jedzenie. Staruszek przemawiał ciepłym,
refleksyjnym i łagodnym głosem. Inukashi to też zapamiętał.
- Specanym?
- To znaczy, że jesteś inny niż pozostali. Aż
do teraz nigdy nie słyszałem o mniej lub bardziej wiarygodnym przypadku dziecka,
które wyrosło na psim mleku. Kiedy cię wziąłem, prawdę powiedziawszy byłem
przekonany, że nie przetrwasz trzech dni. I tak cię wtedy zabrałem, bo chciałem
cię porządnie pochować.
- Poować?
- To znaczy wykopać w ziemi dół i cię w nim
zakopać. Planowałem zrobić to z tobą gdybyś umarł. Nie mogłem się zmusić do
zostawienia cię, żebyś się rozłożył na otwartej przestrzeni. Nie chciałem, żebyś przechodził przez to, przez co
większość dzieci w tej okolicy, gnił na środku ulicy, dziobany przez kruki,
pożerany przez bestie. Normalne, po prostu bym... tak, najzwyczajniej bym cię tam
zostawił. Przeszedłbym obok, udając, że cię nie widzę. Niczym by się to nie
różniło od tego, co robię zwykle. Ale dlaczego zdecydowałem się ciebie zabrać...
dlaczego chciałem cię pochować?
- Czemu?
- Nie wiem. - Starzec powoli, dwukrotnie
pokręcił głową. - Naprawdę nie wiem. Sam tego nie rozumiem. Dlaczego podniosłem
cię tamtego dnia i zabrałem do domu? Widziałem już tak wiele dzieci,
dziesiątki, umierające na chodniku. Dlaczego zdecydowałem się po ciebie
schylić? Nie umiem sobie tego wyjaśnić. Między innymi to miałem na myśli,
mówiąc, że jesteś dziwnym dzieckiem.
Inukashi
zadrżał. Wydał dziwny, zduszony głos, czując jak z jego ciała ucieka całe
ciepło. Chłodny dreszcz przeszedł mu po plecach.
Był
przerażony. Jednocześnie przytłaczała go chęć wybuchnięcia śmiechem. Chciał
odrzucić głowę w tył i posłać echo swego śmiechu ku niebu.
Żył
tylko dzięki szczęściu graniczącym ze zwykłym przypadkiem. Gdyby nie impuls
staruszka, jego ciało, mięśnie i kości, stałyby się szwedzkim stołem kruków i
bestii. Cóż to był za cud, cóż za szczęście. W jego sercu mieszała się burza
strachu, ulgi i kującej chęci wybuchnięcia histerycznym śmiechem.
Do
tamtej chwili Inukashi zdążył się już przekonać, jak żmudnym zadaniem było
przetrwanie w Zachodnim Bloku. Czuł, że jego własna przyszłość pełna będzie mąk
i boleści, niczym wspinaczka po stromym klifie gołymi rękami.
Jednak
chciał żyć. Chciał żyć, przetrwać, przeciągnąć życie do jego limitów, choćby o
minutę, o sekundę. Zrobiłby wszystko, żeby to osiągnąć, nieważne jak
obrzydliwe, nieprzyzwoite czy gorszące by to było. Śmierć była prosta.
Wystarczyłaby mu zwykła lina i drzewo o wytrzymałych gałęziach. Mógłby też
zeskoczyć z klifu. Albo wbiec z krzykiem do Zakładu Karnego - też jakaś opcja.
Żołnierze na patrolu przestrzeliliby jego pierś czy głowę bez chwili wahania.
Odszedłby
szybko, bez względu, którą metodę by wybrał. Nie cierpiałby zbyt długo.
A
przynajmniej tak mu się zdawało. Dlatego wiedział, że łatwiej byłoby wybrać
śmierć. Oczywiste jak Słońce wschodzące na wschodzie.
,,Ale
ja nie chcę'' - Inukashi zacisnął pięść,
choć była wtedy jeszcze bardzo mała. - ,,Nie dam się tak łatwo wykończyć.
Nie wybiorę śmierci z własnej woli. Zrobię wszystko, żeby przetrwać''.
,,Podejmę
wyzwanie. Wyzwę przeznaczenie, które porzuciło mnie na ulicy Zachodniego Bloku;
wyzwę świat, który czyni przetrwanie tak trudnym; wyzwę tych, którzy takim go
stworzyli - i wygram. Właściwie to już wygrywam, w końcu nadal żyjąc''.
Jako
mały chłopiec, Inukashi nie potrafił mówić. Nie miał w głowie dokładnie tych słów, które wiązał potem z tą chwilą, nie był wtedy bowiem jeszcze dość duży, by przekazać słowami, co podpowiadało mu serce. Jednak staruszek mimo to
uśmiechnął się spokojnie, po czym położył dłoń na głowie Inukashi.
- Czuję, że ci się to uda - mruknął.
Około
rok później, na początku zimy, staruszek zniknął. Jego łóżko było już puste,
kiedy Inukashi obudził się tego ranka, nie widział go też nigdzie w ruinach.
Jednak i Inukashi nie włożył w poszukiwania zbyt wiele zapału. Gdzieś głęboko w
sercu poddał się już na początku, wiedząc, że to bez sensu. Opuszczono go, ale
nie był sam. Psy przy nim były. Dopóki je miał, nic mu nie było.
,,Dziadek
pewnie i to przewidział. Dobrze to wiedział, kiedy odchodził. Wyczuł swój
rychły koniec, czy może znalazł sobie w końcu miejsce? Bez różnicy, teraz i tak
pewnie gdzieś leży, stał się częścią ziemi. Ludzie nie mogą zmienić się w
gwiazdy na niebie, ale ziemia powita ich z otwartymi ramionami. Zawsze mogą
pozostawić po sobie jeszcze wspomnienia''.
,,Dzięki,
dziadku. Nigdy nie zapomnę, co dla mnie zrobiłeś. Raz na jakiś czas na pewno
jeszcze sobie o tobie przypomnę. Ale wiesz, ostatnio trochę rozmazała mi się
twoja twarz. Wciąż pamiętam małe rzeczy - twoją kującą białą brodę; jak twoje
łysiejące czoło lśniło różem; twoją wyjątkowo krzaczastą prawą brew; łagodny
sposób mówienia. Pamiętam to dokładnie, ale twarzy nadal nie mogę sobie
przypomnieć. Ciekawe dlaczego. Cóż, i tak wyszło na twoje. Przypomniałeś mi się
dzisiaj. To wystarczy, prawda?''
Znów
zamieszał w garnku łychą.
Pies
w łaty zaszczekał. Inne psy dołączyły się do jego nawoływania.
- Wiem, wiem. Okej, zacznijmy tę ucztę.
Podejdźcie bliżej. Ale musicie zaczekać aż ostygnie. Jeśli się oparzycie i
zjecie za szybko, zostanie wam w cholerę wolnego czasu i bolący język, ale jak
kto woli.
Nim
Inukashi skończył nalewać zupę do misek dla psów i siorbać własną porcję
mięsnego wywaru, zdążył już kompletnie zapomnieć o staruszku.
Przeszłość
miała tendencję do plątania się między nogi. Gdyby wciąż się odwracał, nie
mógłby iść naprzód.
Inukashi
zjadł kawałek mięsa, delektując się smakiem w ustach. Pomyślał, że to lekka
strata go połykać; najchętniej żułby go wiecznie. Jednak maleńki kawałek zbyt
łatwo uciekł do gardła, by wylądować w żołądku. W końcu jednak jeszcze zanim
Inukashi skończył jeść bogatą, mięsną zupę, czuł ciepło aż w kościach. Wciąż
nim promieniując, położył się do łóżka. Szczeniaki właziły po sobie nawzajem,
by wspiąć się na niego i zacząć lizać go po twarzy. Wygodnie mu było z małymi,
różowymi języczkami na policzkach.
Był
szczęśliwy. Zdawało mu się nawet, że zagarnął całe szczęście świata dla siebie.
Pogrążony w rozkoszy, Inukashi zasnął.
Czuł
mdłości. Bał się, że sufit znów zacznie się kręcić, jeśli otworzy oczy.
,,Co
ze mną?''
Część
jego głowy zaczęła głucho pulsować. Ciało stało się jeszcze cięższe. Zaczynał
się pocić. Ta nienaturalna gorączka niczym nie przypominała ciepła zeszłej
nocy.
Irytowały
go szorstkie języki szczeniaków na skórze; nawet to nie mogło mu pomóc. Nigdy
wcześniej nie denerwowały go tak własne psy.
Żadna
ilość głębokich oddechów nie zdawała się poprawiać sprawy.
,,Co jest
ze mną?’’
Gdy
tylko zadał sobie to pytanie, zimny dreszcz przebiegł jego plecy. Strach
zatopił kły głęboko w sercu.
,,To
więcej niż poważne''.
,,Co
jeśli okaże się, że już się nie podniosę? Co jeśli nie będę mógł się nawet
ruszyć?''
Okropną
rzeczą była choroba w Zachodnim Bloku. Niewiele było trzeba, by zabić
tamtejszych mieszkańców, pozbawionych przyzwoitego jedzenia i żyjących w
brudzie. Mała rana wystarczała: głębokie nacięcie na małym palcu, długie
zadrapanie na stopie. Tak samo było z niewielkimi dolegliwościami: zawrotami
głowy, mdłościami, gorączką - wszystkim, co zatrzymywało człowieka w łóżku.
Ktoś, kto jeszcze trzy dni temu definitywnie miał się dobrze, dziś mógł leżeć
martwy na ulicy. Takie rzeczy zdarzały się codziennie.
,,Cholera''.
Inukashi
przygryzł wargę, podnosząc się odrobinę. Oparł się o ścianę, po czym wypuścił
długi oddech.
,,Czyli
wczoraj była moja ostatnia kolacja? Cholera. To nawet nie jest śmieszne. Nie
mam zamiaru dać się wziąć''.
Mocniej
przygryzł wargę. Smak krwi rozszedł się w jego ustach. Mruknął pod nosem
,,cholera'' jeszcze raz, dla efektu. Jednak siła nie przybywała. Męczył się
unosząc choćby jeden palec. Gdyby miał wstać, pokonałyby go zawroty głowy i
mdłości. Znów opadł na łóżko.
Zaczął
tracić świadomość.
Chłodny
wiatr gwiżdżał przez szpary w oknie. Chłód przywrócił Inukashi do
rzeczywistości. Chciał krzyczeć. Wołać o pomoc tak głośno, jak tylko potrafił.
,,Niech
mi ktoś pomoże... ktokolwiek, proszę''.
Pies
skulony w kącie pokoju obudził się i podszedł do niego. Przysiadł obok łóżka,
spoglądając w górę na Inukashi. Był to wielki, brązowy pies, jeden z potomków
jego matki. Odziedziczył jej inteligencję i głębokie, ciemne oczy.
Pies
siedział nieruchomo z nastroszonymi uszami, jakby czekając na polecenie
Inukashi.
- ...Chcę żebyś... ich dla mnie sprowadził...
- wskazał na okno.
Za
nim rozciągało się zimowe niebo z ciężkimi, śniegowymi chmurami. Światło ledwie
się przez nie przebijało, a jego resztki docierały na ziemię. Raz jeszcze dzień
w Zachodnim Bloku miał się zakończyć równie mroźno, jak się rozpoczął.
Pies
pchnął zniszczone drzwi, by opuścić pokój. Zardzewiałe zawiasy zaskrzeczały
nieprzyjemnie. Choć Inukashi przywykł już do tego dźwięku, tym razem drażnił
jego uszy, wzmagając mdłości.
- Proszę. Wezwij ich...
,,Pomóżcie
mi''.
Pies
zbiegł po schodach. Szczeniaczki stuliły się razem, jęcząc żałośnie.
Śnił.
Śnił o bardzo dawnych czasach. ,,Ile lat wstecz?''
Staruszek
już dawno zniknął. Inukashi był sam - tylko z psami. Wreszcie nauczył się
zapewniać sobie resztki jedzenia, a także jak je gotować czy sprzedawać.
Schodził
po schodach.
A
były to betonowe stopnie prowadzące pod ziemię, nie tak zniszczone jak te w
norze Inukashi. Budynek był raczej ruiną, jednak część podziemna zdawała się
być względnie nienaruszona. Gdy Inukashi dotarł już na dół, napotkał drzwi.
Wyciągnął ciekawsko dłoń, by złapać klamkę.
Budynek
mieścił się nieopodal wejścia do Zachodniego Bloku. W okolicznych laskach roiło
się od baraków. Niedaleko majaczyło Święte Miasto, No.6. A właściwie jego
zewnętrzny mur. Był on zrobiony z wytrzymałego materiału, świecącego złotem z
daleka. Ściana ta tworzyła jasny podział na ,,tu'' i ,,tam'', niebo i piekło. W
murach miasta niczego nie brakowało - ciepłe łóżka, pyszne jedzenie, wysoko
zaawansowana medycyna, wygodne rezydencje. Nic nie zagrażało tam życiu
mieszkańców, mogli oni żyć nie wiedząc nawet, czym jest głód czy zimno.
Inukashi słyszał nawet, że strach czy cierpienie tam nie istnieją.
Utopia,
warta swego tytułu Świętego Miasta.
Inukashi
niewiele słyszał o No.6 w Zachodnim Bloku. Wszyscy cichli i odmawiali zbliżania
się choćby do tematu, zupełnie jakby sama nazwa miasta stanowiła tabu.
,,Śliska
sprawa'' - myślał Inukashi - czy może raczej
czuł.
Utopie
i Święte Miasta po prostu nie istniały w takim świecie. No.6 było
miastem-państwem zbudowanym przez ludzi. Dopóki ludzie stanowili jego część,
coś musiało być nie tak. ,,Wasz ideał nie jest moim, a to, co dla was szczęściem,
dla mnie może być nie do zniesienia. Taki jest ludzki świat. Człowiek nie może
stworzyć utopii. Może jedynie posprzeczać się, powalczyć, ukryć za kimś innym,
a potem iść na kompromis. Tak to już jest''.
,,No.6?
To miejsce jest tak podejrzane, że aż włosy się na karku jeżą. Najmądrzejszym
wyjściem jest trzymanie się od niego z daleka''.
Dlatego
Inukashi nigdy nie zapuszczał się w jego okolice. Nienawidził oglądać ścian
No.6. Gdyby zebrał tamtego dnia coś porządnego, być może wcale nie podszedłby
aż tak blisko. Jednak cały dzień wałęsania się po Zachodnim Bloku przyniósł mu
jedynie dwa nadgryzione warzywa i pasek suszonego mięsa. Ledwie wystarczyłoby
to dla niego, co dopiero dla psów. Inukashi nie wiedział wtedy jeszcze, jak
zorganizować sobie stałe zaopatrzenie w resztki jedzenia. Mógł jedynie ściskać
pusty brzuch i zwędzać co popadło. Na bazarze powitało go kilka siarczystych
obelg od rzeźnika; w tawernie zwyzywała go kierowniczka, jednak on szedł dalej
niewzruszony. Inukashi już dawno przywykł do przemocy, zniewag i fizycznego
bólu.
,,Muszę
coś zrobić z tym głodem''.
Kiedy
się zorientował, stał już pośród drzew. Zdawało się, że nieświadomie zawędrował
w tę okolicę, zdeterminowany znaleźć choćby pojedynczy orzech. Tam właśnie
odnalazł walący się, opuszczony budynek. Oparłszy się o kawał ściany, odsunął
go na bok bez żadnego oporu, odnajdując schody do piwnicy.
Inukashi
pociągnął nosem. Zmrużył oczy i nadstawił uszu.
Żadnym
ze zmysłów nie wyczuwał niczyjej obecności.
,,Zupełnie
pusto. Heh''.
Ostrożnie
zszedł na dół, stopień po stopniu.
Wiedział,
że dziwna staruszka i chłopiec (jej wnuk, jak przypuszczał) tutaj mieszkali.
Widział ich wcześniej dwa razy. Kobieta miała ostre spojrzenie, jakby nigdy w
życiu się nie uśmiechnęła.
,,Wiem,
wiem. Pamiętam''.
,,Ta
starsza pani była pokręcona. Zaatakowała kogoś ważnego z No.6... burmistrza,
czy prezesa, czy kogoś tam. Do tego sama z siebie. Kuśtykała w jego stronę z
nożem i zastrzelili ją na miejscu. Zaraz... a nie aresztowali i zastrzelili? Co
za różnica, w każdym razie skończyła szybko. Niespodzianką to to nie jest,
haha''.
Inukashi
zadrwił z niej w myśli. Była to zwykła plotka, którą usłyszał na bazarze. Nie
mógł mieć pewności co do tej informacji.
Zaburczało
mu w brzuchu. Zupełnie jakby żołądek wołał o pomoc.
,,Nie
zniosę już tego. Dajcie mi jeść. Szybko, szybko, szybko, szybko, szybko''.
,,Cholera,
nie ma tam nic? Twardy chleb, gnijące mięso, mam gdzieś co. Cokolwiek byle mój
brzuch się zamknął''.
Złapał
klamkę. Drzwi były otwarte. Odrobinę ciężkie, ale gdy je popchnął, otworzyły
się bez większego oporu.
- Ho! - dźwięk niezbyt przypominający oddech
czy słowo uciekł z jego gardła. - Co to
niby ma być?
Gdzie
się nie obejrzał spoczywały góry książek. Tu, tam, wszędzie rosły stosy tomów,
a woluminy walały się beztrosko po podłodze. Samej podłogi nie dało się
dostrzec. Pokój zdawał się być złożony tylko i wyłącznie z książek.
W
tamtej chwili nastąpiło pierwsze spotkanie Inukashi z książkami. Znał słowa;
umiał też pisać te, które nie były zbyt trudne. Staruszek go tego nauczył.
Jednak Inukashi nie posiadał absolutnie żadnej wiedzy dotyczącej książek. Nigdy
nie usłyszał słowa ,,książka'', ani nie miał pojęcia, że odnosiło się ono do
tych skrawków papierów zadrukowanych zdaniami z góry na dół. Nie miał pojęcia,
jak zacząć je rozumieć. Natychmiast stwierdził, że nie nadawały się do
zjedzenia. Tylko żeby się upewnić, podniósł książkę z najbliższego stosu i
ugryzł. Wybrał
ją ponieważ jabłko na białym tle widniejące na okładce wyglądało pysznie.
,,Okropne''.
Inukashi
otarł usta wierzchem dłoni i odrzucił książkę na bok. ,,Twarde, suche, a do
tego kompletnie niejadalne''.
Posunął
się naprzód, kopiąc każdą napotkaną książkę. Zdawało się, że nic innego nie
było w tym miejscu.
,,Tsk.
Cała robota na marne'' - Inukashi cmoknął
językiem i miał już odwrócić się na pięcie, kiedy jego serce wybiło inny rytm.
Znalazł coś, co nie było z papieru.
Leżało
na półce (wypełnionej książkami) - kilka tomów zrzucono, by zrobić na to
miejsce. Małe, srebrne pudełko, leżące na ręczniku.
((Ktoś widział Strażników Marzeń? Trzeba to obejrzeć w 3d dla pełnej radości, czy 2d spokojnie wystarczy?))
Dziękuję. Czyli teraz będziesz dodawać nowe części w piątki tak?
OdpowiedzUsuńAch! Zapomniałam wspomnieć, miał być już wczoraj, ale miałyśmy lekki poślizg... no, nie ma to jak od spóźnienia zaczynać =_= Czwartek dniem świętym, rozdziały będą w czwartek, nie martw się~~
UsuńDziękuję za tłumaczenie i całą pracę, jaką włożyłyście (i dalej wkładacie) w przetłumaczenie No.6 :D
OdpowiedzUsuńTrafiłam niedawno na mangę, ale nie ma za dużo rozdziałów, a zakończenie anime średnio mi się spodobało, dlatego naprawdę się ucieszyłam, kiedy trafiłam na waszą stronę ^^ Czytać No.6 po polsku to była sama przyjemność (zwłaszcza w takiej jakości). Połknęłam w weekend całość.
Także jeszcze raz bardzo wam dziękuję! :D
~Vanilia
No proszę! Jak miło, nadal mamy nowych fanów >D
UsuńVanilia, dziękujemy za tak pozytywny i miły komentarz, jak i docenienie naszej roboty. Cieszę się, że tyle ci przyjemności sprawiło to tłumaczenie i jakość cię zadowoliła ^ ^
UsuńTeraz pozostaje czekać na nowe rozdziały i wielką niewiadomą niewiadomą :D
Wiem, że tłumaczyłaś to już jakiś czas temu ale nigdy nie napisałam komentarza z podziękowaniami za tłumaczenie, wiec naprawdę wielkie dzięki za tłumaczenie wielbię cię za to
OdpowiedzUsuń