((Ladies and gentlemen, z radością (i czterodniowym opóźnieniem) obwieszczam początek upragnionych ferii zimowych (przynajmniej u mnie)~~ Nie, nie oznacza to, że będziemy tłumaczyć szybciej, ani że będą jakieś niespodzianki, po prostu dzielę się radością .w. A teraz miłej zabawy z chłopcami - Inu to Inu, ale i tak wszyscy czekali na Nezumiego =w=))
Rozdział
2
Pieśń
z Przeszłości
Nezumi
podniósł głowę jednocześnie unosząc nieznacznie brew.
— Co? Coś mówiłeś, Shion?
— Powiedziałem, że chciałbym to zobaczyć.
Shion
wziął łyk wrzątku ze swojego kubka. Wmieszana w niego odrobina cukru nadała mu
przyjemny smak. W Zachodnim Bloku cukier uchodził za luksusowy towar. Już od
bardzo dawna Shion nie dodawał nic, by urozmaicić smak wody.
— Mówiłem, że chciałbym zobaczyć cię na scenie.
— Po co?
— Bo... właściwie to bez powodu. Tak po
prostu.
Nezumi
odsunął podbródek, po czym zamknął głośno czytaną właśnie książkę.
— To nie odpowiedź. Jeżeli chcesz zabić czas,
polecam wziąć pod uwagę inne opcje.
— Nie mam aż tyle wolnego czasu, żeby go
marnować. Co najmniej dwa razy w tygodniu chodzę myć psy Inukashi, no i
obiecałem czytać książki z obrazkami Karan i reszcie dzieciaków. Poza tym ostatnio Rikiga-san przyjął mnie do pracy na
pół etatu. Właściwie powinienem już zbierać się do wyjścia.
— Pracujesz na pół etatu? U tego staruszka?
Mam nadzieję, że nie robisz nic tak wzniosłego i dumnego, jak latanie z
aparatem za nagimi kobietami.
— Nie, po prostu zajmuję się biurem. Sortuję
kwity, sprzątam i takie tam. Rikiga-san zajmuje się właściwie kilkoma różnymi
przedsiębiorstwami. Nie miałem pojęcia.
— W każdym razie prędzej moje myszy rozłożą
skrzydła i odlecą na zimę, niż ten staruszek zajmie się jakimś czystym
biznesem. Ha! Lepiej uważaj, Shion. Kto wie, kiedy zaczną i ciebie atakować
kobiety z nożem.
— To raczej mało prawdopodobne — odpowiedział
sceptycznie Shion. — Rikiga-san mówił ostatnio, że ma na jakiś czas dosyć
kobiet.
— Gadanie. Ten facet je uwielbia. Ma to we
krwi. Nie może bez nich żyć. Chociaż gdyby miał wybrać między alkoholem a
kobietami, po długim zastanowieniu i mazaniu się, pewnie wybrałby alkohol.
— Raczej nie owijasz w bawełnę.
— Nie umiem być miły dla każdego śmiecia w
okolicy, do pięt ci w tym nie dorastam.
Nezumi
wstał. Małe, brązowe żyjątko wskoczyło na jego ramię, jakby tylko czekało, aż
się podniesie. Był to Cravat, myszka którą Shion nazwał od koloru futra.
— To niby źle być dla każdego miłym? — słowa
Shiona stały się ostrzejsze. Zdawało mu się, że czuje wodę, falującą głęboko w
jego piersi. Utrudniała mu oddychanie. Było to jedno z uczuć, których nigdy by
nie doświadczył, pozostając w No.6. Niezliczone emocje kotłowały się w nim,
nakładały na siebie, tworząc skomplikowane wzory jak te, widziane przez
kalejdoskop.
Odkąd
tylko Shion zamieszkał w Zachodnim Bloku, niepokoiła go niestałość i ilość jego
własnych uczuć. Głębia jego serca wypływała na powierzchnię. Dusza odradzała
się, podarta na strzępy, gdy wydzierała się ze skorupy.
Nezumi
odłożył książkę na półkę, by złapać płaszcz.
— Miłe słowa, które nikogo nie krzywdzą —
jakie one mają znaczenie? — Nezumi owinął płaszcz z superfibry wokół ramion, po
czym wciągnął rękawiczki. — Wszystko, co wychodzi z twoich ust jest łagodne i
neutralne. Jak ćwierkanie ptaków czy chór owadów. Piękne, bo piękne, ale do
niczego się nie odnosi. Nawet do ciebie.
— Nezumi...
— Shion, nie jesteś miły. Po prostu nie chcesz
się zranić. Dlatego pozbawiasz się cierni ze swoich słów. Bez żadnego poczucia
odpowiedzialności wypluwasz słowa, które nie przynoszą ni szkody, ni korzyści.
Przyznaj to — mam rację.
Shion
nie mógł temu całkowicie zaprzeczyć. Nie potrafił zezłościć się czy
zaprotestować słowom, które ciskał w niego Nezumi. Te jego pełne były cierni.
Gdyby Shion dotknął ich przypadkiem, przebiłyby palce i opłynęły krwią. W
porównaniu z nimi, być może rzeczywiście jego własne słowa można było nazwać
neutralnymi.
Shion
nie uważał, że unikanie krzywdzenia innych było czymś złym. Nie uważał również
miłych słów za bezużyteczne. Wiedział także, że krytyka Nezumiego nie odnosiła
się bynajmniej do jego dobroci.
Miłe
słowa, które nikogo nie krzywdziły, a zarazem nie niosły żadnych konsekwencji
często padały w No.6.
„Ach,
jaka szkoda. Ktoś powinien coś z tym zrobić”.
„Jak
niefortunnie. Jestem z nimi myślami”.
„Będziemy
wspierać was sercem i duszą”.
„Wszyscy
powinniśmy być dla siebie przyjacielscy”.
Wychowany
w takim środowisku, wyrósł nieświadomie na człowieka, nieznającego znaczenia i
wagi własnych słów. Jednak sztuczna dobroć i troska, obietnice i miłość nie
miały żadnego znaczenia. Były wręcz odpychające. Shion rozumiał ten fakt
jeszcze zanim Nezumi go wytknął. Wiedział, choć chciał udawać, że nie wie.
Nezumi
bez problemu widział uczucia wypływające z głębi serca Shiona. Wściekłość na jego
skromność i sztuczną dobroć wyrażał ciernistymi słowami. Shion zaś wiedział, że
zasługiwał, by je w niego wbijano. Ale...
— Zawsze jestem poważny, kiedy z tobą
rozmawiam.
Nezumi
obrócił się do niego.
— Hm? Co mówiłeś?
— Nie... — Wahanie przy odpowiedzi pewnie
jeszcze bardziej pobudziłoby irytację Nezumiego. Shion jednak nie był w stanie
niczego wykrztusić.
„Stoję
przed tobą poważny jak nigdy”. Słowa te
zdawały się być tak ciężkie — zbyt ciężkie, by mógł je unieść głos Shiona.
Cravat
odezwał się ze swojego siedziska na ramieniu Nezumiego.
Pii-pii!
Piii-piii-piii!
— Cholera, znowu się spóźnię. — Ton Nezumiego
znów stał się spokojny. Znikła cała złość sprzed kilku chwil.
— Narazie, Shion. Jak mówiłem, uważaj,
pracując dla tego staruszka. — Po tych słowach, Nezumi odszedł. Shion został
sam — choć może nie do końca. Hamlet i Tsukiyo, dwie myszy, spały na jego
kolanach.
Shion
pogłaskał ich główki palcem, po czym wziął kolejny łyk swojej słodzonej,
gorącej wody. Była pyszna. Pomyślał, że do takiego smaku odnosiło się pewnie
określenie „nektaru".
Odkąd
Shion pojawił się w Zachodnim Bloku, jego zmysły wyostrzyły się jeszcze zanim
to zauważył — wzrok, słuch, powonienie, dotyk i smak. Gdy był jeszcze w No.6,
najadał się „pysznym" posiłkami do syta. Mógł sobie na to pozwolić. Gdyby
tylko zechciał, mógłby kupić każdy rodzaj mięsa, warzyw, ryb, słodyczy, czy
owoców, jaki by zapragnął. Choć, odkąd przeniósł się z Chronosu do Utraconego
Miasta, jego dieta znacznie zubożała, rzadko nad tym ubolewał.
Ciasta
jego matki, chociaż proste, pozwalały się sobą delektować, tak że nigdy nie
można się było nimi znudzić. Sercu Shiona jednak nawet ich smak nie był tak
bliski, jak smak tej słodkiej wody.
Odstawił
kubek. Ciepło i siła rozchodziły się w jego ciele aż po końcówki palców.
— Dobra, też powinienem już wychodzić.
Shion
przeniósł ostrożnie Hamleta i Tsukiyo na łóżko.
— Wiecie co? Nie wydaje wam się, że sporo się
nauczyłem, odkąd tu jestem? Umiem nawet układać ręcznie pisane kwity. No i
ponąć myję podłogę jak rasowy cieć. Rasowy. Chyba mogę być z siebie trochę
dumny, nie?
„Pracuję
i zarabiam na siebie własnymi rękami i własną głową. Mogę być dumny, nieważne
jaka to praca i jak mało za nią dostaję. Prawda?”
Tsukiyo
uniósł główkę i pokręcił uszkiem, jakby przyznając mu rację.
***
„Rany”. Nezumi zgrzytał zębami. „Beznadziejny koleś” — powtarzał sobie
w myślach. Nie chodziło mu o Shiona. Myślał o sobie. Cravat zapiszczał cicho
spod jego płaszcza.
Piiii—piiii!
Pii—pii—pii!
— Zamknij się. Nie musisz mi mówić, przecież
wiem. Wyładowałem się na Shionie. Wiem.
Czasem
— choć bardzo rzadko — Nezumi przestawał nad sobą panować, gdy Shion był obok.
Tracił samokontrolę, a myśli, których nie chciał wypowiadać, same uciekały z
jego ust. Zderzały się w deszczu iskier i odłamków. Nezumi nigdy nie chciał
potępiać Shiona. Wiedział, że nie był dość silny, ani nie miał do tego prawa.
Jednak wahał się, gdy ten był przy nim.
Jego
serce, przepełnione chęcią odrzucenia wszystkiego, co należało do No.6, nie
wiedziało, co począć.
No.6.
Najbardziej odrażające miasto-państwo na świecie. Nie żadna utopia czy święte
miasto. Te nazwy były zwykłą fasadą. Gdy tylko obdzierał cienką skórę, potwór
ukazywał swe prawdziwe oblicze.
Ludożerny
potwór.
Nigdy
nie wahał się niszczyć wszystkiego wokoło, masakrować całych plemion, jeśli
tylko mógł mieć z tego jakiś zysk. Plądrował, bogacił się, dominował.
„Któregoś
dnia się tego pozbędę”. Dla Nezumiego No.6 było
wrogiem, którego poprzysiągł zabrać na tamten świat własnymi rękami,
istnieniem, które musiało zniknąć.
A
jednak wewnątrz tego groteskowego monstrum urodził się chłopiec taki jak Shion.
Shion, który wpuścił obcego, VC — wyjątkowo brutalnego przestępcę — do swojego
domu, opatrzył jego rany, nakarmił go i zapewnił miejsce do spania, a w
rezultacie utracił swoje bezpieczne życie pośród elity. Shion stracił wszystko, a jednak wyznał Nezumiemu:
„Nieważne,
ile razy wracałbym do tamtej nocy, i tak zrobiłbym to samo. Otworzyłbym okno i
na ciebie zaczekał.”
Nagie,
szczere słowa przebiły się przez jego serce. Przez chwilę Nezumi mógł tylko
patrzeć na Shiona szeroko otwartymi oczami. Nie próbował być wtedy sztucznie
miły. Nezumi był zaś pewien, że ludzie wokół Shiona byli tacy sami.
Jego
matka dzielnie trwała w przekonaniu, że jej syn wróci do domu, wciąż o nim
rozmyślając. Według myszki, którą posyłał do niej z listami, pieczone przez nią
mufinki i chleb były tak dobre, że rozpuszczały policzki w rozkoszy.
Pozostawała też dziewczyna, trwająca równie dzielnie w swojej miłości.
Tacy
ludzie otaczali Shiona — wysilający się jak tylko potrafili każdego dnia. Pełni
szczerych słów, nie dopasowujący się do innych, żyjący godnie. Tacy ludzie żyli
w paszczy potwora.
Gdyby
nie spotkał Shiona, nigdy nawet nie przyszłoby mu to na myśl. Nadal gardziłby
każdym mieszkańcem No.6 i marzył o widoku miasta w ruinie.
Ale
go spotkał.
Dowiedział
się.
„Mogę
jeszcze nienawidzić, nawet po tym wszystkim?”
Wahał
się. Stracił pewność. Nie wiedział, co robić.
Nezumi
stanął i obrócił się za siebie. Zewnętrze mury No.6 odbijały blaknące światło
zmierzchu. Czerwony blask przypominał mu płomienie. Gdy bardzo, bardzo dawno
temu po raz pierwszy zobaczył ten kolor, wypalił się on w jego pamięci. Nie był
to szkarłat, nie bordo czy czerwień. Raczej połączenie ich wszystkich — kolor,
który najlepiej opisywało słowo chaos.
Kolor
wciąż świecił przed oczami Nezumiego, nawet gdy opuścił już rzadki las i minął
targowisko. Pewnie aż do końca życia będzie go pamiętał.
Płonęły.
Domy, drzewa, jego nowonarodzona siostra i trzymająca ją matka. Wszystko płonęło.
— Uciekaj! — Krzyczała pochłaniana przez ogień
matka. Jej piękne włosy, skóra, ciało, wszystko pochłonął ten gorący kolor.
Ojciec zakrył ją własnym ciałem, machając rękami i usiłując zdusić płomienie.
Żołnierz No.6 wymierzył w nich miotacz ognia.
Otoczyło
ich jeszcze więcej ognia.
Jego
ojciec, matka, młodsza siostra — wszystkich połknęły płomienie, tańczące coraz
wyżej i goręcej. Nezumi, obezwładniony szokiem, ciepłem i bólem, padł na
ziemię.
„Boli.
Gorąco. Boję się”.
„Gorąco,
gorąco, gorąco, gorąco, gorąco, gorąco”.
— Uciekaj! — Krzyk jego ojca przebił się przez
płomienie. — Uciekaj! Chociaż ty...
W
jednej chwili wszystko się rozpadło. Nezumi widział to na własne oczy. Musiał
to zobaczyć. Pozostał jedynie kolor płomieni, ryk — wiatr rozdzierający
płomienie wydawał dźwięki bestii — i plecy staruszki.
Stara
kobieta niosła chłopca, pędząc przed siebie. Jej plecy były kościste, a dla
Nezumiego, pomimo jego wieku, wręcz małe. Czuł jednak pracujące pod skórą
mięśnie. Zarówno plecy jak i nogi miała tęgie niczym rosły mężczyzna.
Staruszka
przedarła się przez płomienie, a powiew wiatru minął ich, uderzając prosto w
twarze żołnierzy. Przebiegła przez krzaki na dziką ścieżkę i przekroczyła rwący
strumień.
Nezumi
żył tylko dzięki tej kobiecie. Przetrwał.
Gdy
tylko oparzenia przestały go boleć na tyle, by mógł się ruszać, staruszka
natychmiast rozpoczęła przygotowania do podróży.
— Musimy się na razie oddalić od diabłów —
mruczała kobieta, jakby do siebie. — Ale wrócimy. Wrócimy po naszą zemstę.
Gdy
oddalali się ze skalistych pustkowi na niższe tereny, mające później nosić
nazwę Zachodniego Bloku, staruszka opowiadała dniami i nocami.
Mówiła
bez przerwy o ostatnich chwilach Ludzi Lasu, o nieludzkim akcie, który miał
wyryć się w pamięci garstki wybranych jako incydent zwany Masakrą Mao. Jej historie
nie ucichły nawet gdy osiedlili się już w piwnicy w Zachodnim Bloku. Nezumi
dorastał zakopany pośród książek i opowiadań staruszki. Nigdy niczego mu nie
brakowało. Jednak rana na plecach odzywała się bólem jakby w odpowiedzi na
historie kobiety. Głos matki i krzyki ojca wciąż brzmiały w jego uszach. Zadawało
mu to tylko ból.
„Uciekaj!”
„Chociaż
ty...”
Ilekroć
przywoływał to w pamięci, rana mocniej pulsowała bólem. Zupełnie jakby blizna
wiła się w cierpieniu. Staruszka zawsze spoglądała z góry na, zaciskającego
zęby, by stłumić ból, Nezumiego.
Jej spojrzenie było zimne i wyprane z emocji.
Kobieta
również docierała już do swojego limitu. Jej własna nienawiść, rozpacz i
cierpienie wisiały nad nią, jakby chciały ją zmiażdżyć. Walczyła niebezpiecznie
blisko granicy poddania się pokusie śmierci. Nezumi wyczuwał instynktownie, bo
nie miało to żadnego związku z logiką, burzę kotłujących się w niej emocji.
Tamtej
nocy spali na zewnątrz, na połaci jałowej ziemi przy granicy Zachodniego Bloku.
Było to kilka dni zanim na stałe tam zasiedli. Jak zwykle rozpalili ognisko i
leżeli blisko niego. Przez jakiś czas od ucieczki, ciało Nezumiego odruchowo
kuliło się na widok ognia. Ten kolor, ryk, krzyki przebijały się przez jego
ciało, na nowo wzniecając ból w ranie.
Jednak
wystarczył jeden rok, by strach zniknął.
Ogień
niezbędny był do ogrzewania się i pieczenia mięsa. Gdyby wciąż się go bał,
zamarzłby na śmierć. Z czasem Nezumi musiał to pojąć.
„To
ludzi powinieneś się bać, nie ognia”.
Ich
rutyną stało się już pilnowanie ognia na zmianę po kilku godzinach snu.
— Możesz spać aż do świtu, odkąd wschodnie
niebo zacznie się rozjaśniać. Nie musisz czuć się winny. My, starzy, nie
potrzebujemy już tyle snu.
Nezumi
usłyszał te słowa tuż zanim zasnął. Na twarzy staruszki pojawił się rzadki
uśmiech, gdy dokładała do ogniska suchą gałąź. Płomienie zamruczały delikatnie.
Przypominało to bardziej pisk myszy, niż ryk bestii.
Yay, Nezumi! :D
OdpowiedzUsuńDziękuję za rozdział ;)
Też mam już ferie, więc łączę się w radości.
~Vanilia
Dziękuję za rozdział
OdpowiedzUsuńŁączę się w feriowym szaleństwie :)
Nezumi...na niego można czekać i być szczęśliwym jak się już dostanie;D Mam nadzieje, ze 2 cz wyjdzie szybko;) ?pozdrawiam <3
OdpowiedzUsuńPowinna jutro, choć ja tam jeszcze tłumaczenia do korekty nie dostałam *spogląda w stronę Kuro*.
Usuń