Staram się dodawać nowe posty w niedziele. Staram się.



Zakończono tłumaczenie No.6.


Dziękujemy za wszystkie podziękowania. To był miły rok z hakiem. I późniejszy rok. I chyba jeszcze jeden. Te dwa późniejsze składały się z czytania Waszych komentarzy. I tak dzięki.

(Do pań profesor jeśli przypadkiem odwołam się do tego na maturze: przepraszam, ja naprawdę tłumaczyłam to w gimnazjum. Ale prawdziwa książka istnieje. Obiecuję.)


Wszystkie rozdziały można znaleźć w zakładce ,,No.6''/,,No.6 Beyond''.


Kup powieść i mangę w oryginale, wspomóż panią Asano.


Tłumaczenie: Kuroneko
Korekta: Ayo, Dżun

czwartek, 24 stycznia 2013

Pieśń z Przeszłości: Część 2

((Ogłoszenia parafialne pod rozdziałem))

kontynuacja części 1


Gdy Nezumi się zbudził, wschodnie niebo wciąż nosiło kolor atramentu. Podniósł się gwałtownie i rozejrzał wokoło. Słyszał ciche łkanie. To ono go obudziło.
Ognisko jeszcze nie zgasło. Płomienie tańczyły.
 — Babciu... co jest?
Staruszka skuliła się z twarzą w dłoniach, szlochając cicho. Nezumi nigdy wcześniej nie widział jak płacze. Przysunął się do niej, by położyć dłoń na jej kolanie.
 — Co jest? Jesteś głodna? Boli cię coś?
Kobieta milczała. Jej łkanie nie ustawało.
 — No dalej, powiedz mi, co się stało. Boli cię? Jesteś smutna? — Nezumi potrząsnął jej kolanem. Była jedyną osobą na całym świecie, której mógł zaufać i na której mógł polegać.
„Nie chcę, żebyś płakała”.
„Niech cię nie boli. Nie bądź smutna. Proszę, babciu”.
 — Przepraszam... — płacz ustał. — Wstyd mi... nie móc znieść czegoś takiego...
 — Ale co się stało? Nic ci nie jest?
Kobieta wyciągnęła dłoń i położyła ją na głowie Nezumiego.
 — Mój ukochany dom jest tak blisko. Ale... większość lasu Mao jest już stracona. To demoniczne miasto go pochłonęło. Niewiele pozostało po lesie, w którym dorastałam, w którym dorośli twoi rodzice, w którym ty się urodziłeś. Nie wolno nam już nawet postawić stopy pośród ocalonych drzew. A przecież są tak blisko... tak blisko...
 — Babciu... — Nezumi dotknął policzków staruszki, by obetrzeć jej łzy. Zdziwiło go ich ciepło. — Nie płacz. Nie możesz płakać. Serce przez to słabnie.
Kobieta kiwnęła głową, po czym spojrzała chłopcu w oczy.
 — Nauczę cię piosenki.
 — Piosenki?
 — Tak. Twoja matka była najwspanialszą Śpiewaczką w całej ziemi Mao. Tak jak ja — wiele, wiele lat temu. Nauczyłam ją śpiewać.
 — Nauczysz i mnie?
Staruszka spojrzała Nezumiemu prosto w oczy i znów kiwnęła głową. Już nie płakała. Jej suche oczy były ciemniejsze niż niebo ponad nimi. Odbijał się w nich blask ogniska.
 — Pasujesz na Śpiewaka. Często śpiewałeś w lesie ze swoją matką. Pamiętasz?
Nezumi pokręcił głową.
Wszystkie jego wspomnienia sprzed dnia, w którym wszystko zamieniło się w popiół, były rozmazane. Niczego dokładnie nie potrafił sobie przypomnieć.
 — Tylko... głos.
 — Głos?
 — Pamiętam jej głos. Mówiła... „Nauczę cię piosenki, dzięki której przeżyjesz”.
„Podjedź”.
„Nauczę cię piosenki. Nauczę cię piosenki, dzięki której przeżyjesz”.
Słyszał to, prawda?
Staruszka spojrzała na niego z przerażeniem na twarzy.
 — Czy to był... głos twojej matki?
Nezumi ucichł na chwilę, zastanawiając się nad odpowiedzią. Nie pamiętał głosu matki. „Uciekaj” — tylko ten krótki krzyk nadal pozostawał w jego głowie, wypierając jej śpiew i śmiech. Mimo że nie pamiętał ich brzmienia, co do jednego wciąż był pewien — to nie głos matki wtedy słyszał.
 — Nie. Nie był... ludzki.
 — ...Rozumiem. — Z jej ust uciekło westchnienie. — A więc... już ją znasz.
 — Eh? Niczego nie znam. Wydaje mi się, że słyszałem ten głos przez sen. — Pewnie przypomniał sobie zwykłą marę, senną iluzję. Jednak staruszka pokręciła wolno głową.
 — To nie był sen. Jesteś Śpiewakiem. Bóg Lasu cię wybrał.
 — Bóg Lasu?
 — Tak. Ona i las są jednym. Błogosławi Ludziom Lasu, a jednocześnie napawa nas przerażeniem. Zawsze jest tuż obok, przygląda się nam, pomaga. Ale czasem może krzywdzić, niszczyć i przekreślać nasze istnienie.
„Niszczyć i przekreślać nasze istnienie. Ma na myśli ogień?”  W końcu spalał, kradł i odsyłał wszystko w nicość.
 — Nie — kobieta wyczuła jego niewypowiedziane myśli. Gwałtownie pokręciła głową, jakby chcąc uciszyć słowa w jego głowie. — Ten ogień jest inny. Ten stworzyli ludzie. Zrodził się z ludzkiej złości i chciwości. Zniszczenie, które przynosi Bóg Lasu jest zupełnie inne.
Staruszka dorzuciła do ognia trochę powyginanego chrustu. Płomienie zatańczyły, a iskry wzleciały w powietrze. Ten ogień był taki przyjemny. Dawał mu ciepło i pozwalał przygotować jedzenie.
 — Ludzie z tego demonicznego miasta spalili las do gołej ziemi. Zamienili dom Boga Lasu w popiół.
 — Czy Bóg Lasu też wtedy zginął?
 — Bóg Lasu nie umiera. Jej nigdy nie skrzywdzą ludzkie ręce. Za to mieszkańcy demonicznego miasta nie znają żadnego boga. Nie znają jej terroru. Nie próbują nawet go poznać.
 — To No.6.
 — Co?
 — To miasto nazywa się No.6. Usłyszałem od kogoś.
 — Od kogo?
 — Podróżnika. Nazwał się bardem. — Nezumi spotkał grupę ludzi odzianych w biel, zbierając gałęzie na ognisko. Wszyscy nosili na plecach białe torby.
Opowiedzieli mu o sześciu miastach-państwach i ludziach, którzy zbierali się w nich w poszukiwaniu miejsca do życia. Spośród tych miast, No.6 nosiło tytuł najpiękniejszego i najdoskonalszego, a jednocześnie najbardziej odciętego od pozostałych.
 — Masz dobry głos — powiedział do niego bard na koniu. Miał jasnobrązowe oczy, tak jak ziemia, na której stał Nezumi. — Bardzo dobry głos. Gdybyś trochę potrenował, byłby z ciebie pierwszorzędny śpiewak. To co powiesz, młody? Pójdziesz z nami?
Nezumi skłamałby, gdyby powiedział, że wcale nie podobała mu się ta oferta.
Podróżowałby po całym świecie z pieśniami i instrumentami. Wolny od nienawiści, od ciężaru wspomnień, śpiewałby, grał i tańczył, kiedy tylko by tego zapragnął.
Nezumiemu niesamowicie spodobał się ten pomysł. 
Przeszył go krótki dreszcz rozkoszy, jak przy zanurzaniu się w chłodnym, czystym strumieniu. Cofnął się jednak o krok i pokręcił głową.
Nie mógł odejść i porzucić staruszki. Co więcej wiedział, że nie potrafiłby żyć dalej, pozostawiając miasto bezkarnym. Nie miał zamiaru odrzucać swojej nienawiści.
 — Rozumiem. Szkoda. — wędrowny bard wypuścił ciężko powietrze, po czym pochylił się nad swoim koniem. — Jestem pewien, że jeszcze kiedyś na siebie wpadniemy. Jesteś taki jak my. Nie osiedlasz się na stałe. Widać w tobie raczej podróżnika. Wiedz, że ja po prostu widzę, kim ludzie są naprawdę. — zaśmiał się.
Jego długie palce, przystosowane do gry na instrumentach, przejechały po szyi konia. Zwierzę wydało rżenie i popędziło przed siebie na mocnych, grubych nogach.
Grupa znikła szybko za wzbitą przez siebie chmurą pyłu. 

 — No.6 — mruknęła staruszka, wpatrując się w ogień. — Nazwa się nie liczy. To miasto i wszyscy jego mieszkańcy któregoś dnia upadną. Bóg Lasu im nie wybaczy.
Gałęzie płonęły. Ich światło oświetlało pogrążoną w ciemnościach twarz kobiety.
 — Bóg Lasu nie wybaczy. Ona przyniesie im sąd.
 — Czy to znaczy, że nie potrzebujemy naszej własnej zemsty? — „Możemy porzucić już nienawiść, wspomnienie tamtego krzyku?”
 — Nie. Ja nie zapomnę — powiedziała staruszka. — Nie odrzucę własnej nienawiści. Może być już... dla mnie za późno. Zestarzałam się. Pewnie nie zobaczę już Boskiej kary na własne oczy. Dlatego sama chcę się zemścić. Choćby jedno dźgnięcie...
I dotrzymała słowa. Z nożem w ręku popędziła ku burmistrzowi, który przybył na inspekcję do Zakładu Karnego. Staruszka nie przebiła się nawet przez jego ubrania, nóż nie dotknął jego skóry. Strzał przebił jej pierś. Ona zaś wciąż nie wypuściła ostrza z ręki, gdy umierała w ramionach Nezumiego, który podbiegł do niej natychmiast. To cud, że nie zabito go wtedy razem z nią.
Złapano go jednak i zamknięto pod ziemią, gdzie spotkał człowieka zwanego Rou. Być może kontaktował się on w jakiś sposób z tamtą staruszką — o Nezumim wiedział bowiem wszystko i wszystko akceptował.
 — Przekażę ci całą moją wiedzę — oświadczył mu Rou. „Brzmi jak to, co usłyszałem od Boga”, pomyślał wtedy Nezumi.
Stało się to dwa lata przed nocą, w którą poznał Shiona.

Nezumi zatrzymał się, by spojrzeć w niebo. Promienie słońca szybko traciły na sile, a niedługo miały całkiem już ukryć się za horyzontem. W Zachodnim Bloku dni były krótkie, a zmierzch nadchodził szybko. Przez mury No.6 zasłaniające słońce, światło padało na Zachodni Blok tylko przez krótką chwilę.
No.6 dominowało nawet na niebie. Rozdzierało na kawałki i pochłaniało to, co powinno być ziemią niczyją.
Nezumi dotknął lekko pleców. Nawet teraz, blizna wciąż pulsowała bólem. Jakby chciała mu przypomnieć.
Nigdy nie zapominaj. Nie zapominaj. Nie zapominaj. Nie zapominaj. Nie zapominaj. Nie zapominaj. Nie zapominaj.
„Nie zapomnę. Nie mógłbym, nawet gdybym chciał”.
Brzydził się No.6. To miasto zabiło jego ojca, matkę i kobietę, która się nim opiekowała. Spaliło las i zmasakrowało jego mieszkańców. Nigdy nie wahało się przed rozdeptaniem wszystkiego na swojej drodze, jeśli tylko mogło mieć z tego jakieś korzyści. Nie chciało koegzystować, a rządzić na tronie martwych ciał.
Tylko własny zysk, własne dobro, własna przyjemność. Cóż to było za okropne stworzenie.
Brzydził się go.
Wir jego nienawiści niemal go dusił. A jednak...
Shion też mieszkał w tamtym mieście. Dla Nezumiego wszystko, co wiązało się z No.6, od zawsze zasługiwało tylko na nienawiść. Nie tylko rząd, nienawidził również żyjących ignoranckimi, niezasłużonymi życiami mieszkańców bez woli.
„Nienawidzisz? Naprawdę? Więc Shiona też mógłbyś znienawidzić?”
Nezumi pytał sam siebie.
„Mógłbym kompletnie znienawidzić Shiona?” 
Za każdym razem, gdy zadawał sobie to pytanie, w jego ustach pojawiał się gorzki smak, przez który drętwiał język.
„Moja nienawiść jest tak silna, a rany tak strasznie bolą, a jednak...”
Ruszył naprzód, tylko po to, by po chwili znów stanąć. Usłyszał melodię. Nadstawił uszu. Słyszał ją wyraźnie.
Nezumi przyspieszył kroku. Skręcił za rogiem, powitany przez równinę pełną porozrzucanych głazów. Na skraju tej równiny stał mały teatr, w którym pracował.
Mężczyzna leżał oparty o biały kamień, grając na jakimś instrumencie strunowym. Całe ubranie miał poprzecierane, wyblakłe i brudne. Nie dało się stwierdzić, jaki miało kiedyś kolor. Instrument w jego rękach był jednak dość zadbany, by pochylać głowy nad jego wykonaniem.
Cztery struny przeciągnięte były na kawałku drewna w kształcie wydłużonej gruszki, który błyszczał w płomieniach zachodzącego słońca. Gdyby się schylił, Nezumi zobaczyłby wyryte na nim niezliczone symbole, udekorowane drobinkami złota, srebra i białego złota.
Instrument grał dziwną muzykę. Cichą, a zarazem czystą, co tylko dodawało melodii smutku. Jakby delikatnie przypominała o łzach, skrywanych w głębi serca. Nie zasmucała — jedynie przypominała.
Mężczyzna spojrzał w górę. Ich oczy się spotkały. Czyżby to był ten bard? Człowiek, który zapytał go dawno temu, czy nie chce dołączyć do jego podróży? Był do niego podobny, a jednocześnie zdawał się być kompletnie obcy.
Mężczyzna poruszył żywo palcami. Narodziła się nowa melodia.
Nezumi zaczął do niej śpiewać. Nic nie mógł na to poradzić. Muzyka i jego głos splotły się razem, płynąc niczym ogromna przez wieczorne powietrze. Pod ciemniejącym niebem, pieśń, niby kwitnący kwiat, unosiła się wśród krajobrazu zachodzącego słońca.
Ciało Nezumiego zdawało się być lżejsze. Wieczorna bryza unosiła je wysoko w niebo.
Tańczył w powietrzu, lecąc wysoko, obracając się, zataczając koła, opadając i wznosząc.
Palce mężczyzny stanęły. Nezumi zaś zamknął usta.
 — Nie przestawajcie — odezwał się kobiecy głos.
 — Śpiewaj dalej — dodał jakiś mężczyzna.
Wokół nich uformował się tłum.
„Nawet nie zauważyłem kiedy tu przyszli”. Przez sekundę Nezumi poczuł dreszcz. Zwykle był bardzo czuły na ludzką obecność. Reagował nawet na dźwięk dziecięcych kroków. Podrywał się na dźwięk toczącego się kamienia. Inaczej od dawna by nie żył.
Jeśli był jakiś wyjątek, był nim Shion. Tylko on czasem pojawiał się za nim znikąd. Z jakiegoś powodu nie potrafił ani rozgryźć, ani zmylić Shiona.
 — Daj nam jeszcze posłuchać.
 — Śpiewaj, śpiewaj!
 — Zaśpiewaj jeszcze raz!
Mężczyzna spojrzał na Nezumiego z uśmiechem na twarzy.
 — Co ty na to, młody? Masz siłę na następną?
 — Nie, chyba sobie odpuszczę. Mój wredny szef tu jest.
 — Hej, Eve! — Poczuł, jak ktoś łapie go za ramię. Nezumi odwrócił się, umiejętnie uwalniając rękę z uścisku.
 — Dobry wieczór, szefie. Wygląda pan olśniewająco jak zawsze.
Kierownik miał czerwoną marynarkę i muszkę, ręce oparł o biodra, a nogi rozstawił szeroko. Wyglądał na niezadowolonego.
 — Co ty sobie wyobrażasz, śpiewać w takim miejscu? Ci ludzie nie zapłacili nam złamanego grosza! Nie wiem, co właściwie robisz, dając występ dla ludzi, którzy nie są nawet naszymi klientami. Śmieszne... co? Co cię tak bawi?
 — Nic. Zastanawiałem się tylko, czy i pana nie przyciągnęła muzyka, szefie.
 — Co?! Nie bądź głupi! — wybełkotał kierownik. — Po prostu wyszedłem cię poszukać, bo długo nie przychodziłeś. A ty tu sobie dawałeś darmowy koncert. Nie pracuje się za darmo, zarabiaj chociaż.
Kierownik pociągnął koniec wąsa, po czym zwrócił się do muzyka, wyginając twarz w uprzejmym uśmiechu.
 — Ma pan niezwykłą rękę do gry. Czy nie chciałby pan dla mnie pracować? Z pańską muzyką i śpiewem Eve, z całą pewnością nikt w mieście o nas nie zapomni. Przyciągniemy ogromny tłum.
Mężczyzna pokręcił cicho głową w odmowie.
 — Żeby pan tak kiedyś do mnie powiedział...
 — Eve, nie denerwuj mnie — kłapnął kierownik. — Cały czas płacę ci grube sumy.
 — Och, doprawdy? Między pańską „grubą sumą” a moją wypłatą jest głęboka przepaść. 
Mężczyzna wstał bez słowa. Zbliżył się do Nezumiego i wyszeptał mu do ucha:
 — Czy ty też jesteś wiatrem? 
„Wiatrem?”
 — Wiatr wędruje gdzie tylko zechce. Nigdy nie zostaje w jednym miejscu, nie zapuszcza korzeni. Jak my.
Nezumi spojrzał w oczy mężczyzny. Były jasnoniebieskie. Czyżby rzeczywiście był tamtym bardem?
 — Ty śpiewasz, my gramy — mówił dalej. — Oto kim jesteś. Dlaczego nadal tu siedzisz? Dlaczego nie chcesz być wolny jak wiatr? Co cię tu uwięziło?
Mężczyzna odsunął się. Wprawił w drganie pojedynczą strunę. Następnie wsunął instrument do torby, którą przewiesił przez ramię.
 — Lepiej szybko się uwolnij, młody.
Nezumi nie potrafił mu odpowiedzieć. Patrzył tylko jak odchodzi.
„Co cię tu uwięziło?”
„Byłbym w stanie zerwać moje łańcuchy? Odciąć się od nienawiści? A co z Shionem? Potrafiłbym się uwolnić?”
„Któregoś dnia wybiorę takie życie”.
„Ten dzień nadejdzie”.
„A wtedy się pożegnamy, Shion. Z tobą też, No.6”.
 — Do domu, do domu! Jeśli chcecie usłyszeć jeszcze Eve, przyjdźcie do teatru z pieniędzmi! Dziś wieczór wielki koncert! — Niski głos kierownika dzwonił wśród tłumu.
Nezumi stał w miejscu, a wiatr rozwiewał mu włosy.

==Koniec rozdziału==

((Ogłoszenia parafialne! Drodzy przyjaciele z fandomu No.6, pewna miła cudzoziemka (japonka chyba?) zaoferowała cztery dni temu na tumblrze przetłumaczenie fanowskich listów na japoński i wysłanie ich do Asano-sensei wraz ze swoim własnym. Toteż gdyby ktoś był tym zainteresowany, oto i link do jej postu, tam znajdziecie szczegóły =w= czas nie jest nieograniczony, termin mija 3.02.~~))

5 komentarzy:

  1. Niesamowite, że jest fandom No.6. Uwielbiam anime, czytam mangę i właśnie szukałam novelki, bo muszę, muszę się dowiedzieć, czy Nezumi i Sion spotkają się kiedyś..
    Właśnie napisałam komenta do No.6 na Tanuki.pl, i tam ktoś podpowiedział, że jest polskie tłumaczenie novelki i tak znalazłam Twojego bloga. Super! Życzę powodzenia i wytrwałości - zapisuję w obserwowanych.. :)
    A w podziękowaniu - na moim blogu w 'Moje emocje' znajdziesz No.6 - Closer to you. Dedykuję.. :)
    http://yorozuyaclub.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, wiele rzeczy ma własne fandomy, bardziej lub mniej przerażające (fandom Hetalii na przykład przeraża), pokojowe (fandom Tsuritamy po prostu siedzi sobie w kąciku, czcząc białą kaczkę imieniem Tapioca), czy głośne (pokój płaczącym duszom z fandomu Supernatural, oby odnalazły zbawienie), więc dlaczego No.6 miałoby być inne? >D

      Witamy więc serdecznie w gronie czytelniczek.

      No i jak można wątpić w obietnicę Nezumiego? Jak kocha to wróci, a że moje słońce dotrzymuje słowa widać na każdej stronie powieści. Also, this ship is canon, if you know what i mean =w=

      Usuń
  2. Swoimi tłumaczeniami, rozświetlacie pochmurne i zimne dni. Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma za co~ Btw podobno odwilż ma być od poniedziałku... znowu chlapa na ulicach będzie... ._.

      Usuń
  3. Jaki twórczy komentarz :D Dzięki!

    Kuro, nie maru ._. pobędzie trochę i wiosna przyjdzie :) A teraz jest śnieg i cieszmy się tym >:D

    OdpowiedzUsuń