Staram się dodawać nowe posty w niedziele. Staram się.



Zakończono tłumaczenie No.6.


Dziękujemy za wszystkie podziękowania. To był miły rok z hakiem. I późniejszy rok. I chyba jeszcze jeden. Te dwa późniejsze składały się z czytania Waszych komentarzy. I tak dzięki.

(Do pań profesor jeśli przypadkiem odwołam się do tego na maturze: przepraszam, ja naprawdę tłumaczyłam to w gimnazjum. Ale prawdziwa książka istnieje. Obiecuję.)


Wszystkie rozdziały można znaleźć w zakładce ,,No.6''/,,No.6 Beyond''.


Kup powieść i mangę w oryginale, wspomóż panią Asano.


Tłumaczenie: Kuroneko
Korekta: Ayo, Dżun

czwartek, 10 stycznia 2013

Dni Inukashi: Część 2


((Pierwszy raz od dawna dostałam rozdział przed czwartkiem i o nim zapomniałam, przepraszam ;-; W każdym razie, dzisiaj mamy resztę zabawy Inu, ciekawy (apteczkowaty wręcz) zbieg okoliczności i ropę w dużym paluchu, miłej zabawy~ >D))

Kontynuacja części 1

„Co to ma być? Ktoś tu mieszka?”
Znów zmarszczył nos. Tak jak poprzednio, niczego nie wyczuł. Inukashi zdjął z półki srebrne pudełko. Uniósł wieko.
Zanim się zorientował, gwizdał już z podziwem.
„Więc to tak. Niezły skarb przyniosę do domu”.
Pudełko okazało się być apteczką. Pełną bandaży, pincet, gazików, niezliczonych leków złożonych schludnie w środku. Był nawet skalpel. Podobnych rzeczy używało się w No.6. Inukashi nie miał pojęcia, skąd apteczka wzięła się w takim miejscu. W ogóle go to nie interesowało. Nie obchodziła go historia czy podróż srebrnego pudełka. Liczyło się jedynie to, co trzymał w dłoniach. Tylko to.
Na lekach wiele można było zarobić w Zachodnim Bloku. Wyjątkowo drogie ceny miały tego czasu środki dezynfekujące. Czasem maleńka buteleczka mogła kosztować aż dwie sztuki srebra.
Inukashi zbliżył nos.
„Zupełnie czyste, żadnych dodatków... dobry towar. Na pewno, aż kłuje w nos. Heh, co tam srebro — jeśli szczęście mi sprzyja, nawet i złotą monetę za to dostanę. Świetne znalezisko. Fortuna nareszcie mi sprzyja”.
Inukashi uśmiechnął się do siebie, zamykając pokrywę pudła. Miał je właśnie podnieść, gdy zauważył niewielki stolik, ukryty pod książkami.
Siedziała na nim maleńka myszka. Nie oddychała. Choć przypominała prawdziwego gryzonia pod każdym względem, bez wątpienia stworzyła go ludzka ręka. Inukashi zbliżył się nieco, wciąż ściskając apteczkę. Brzuszek myszy odwinął się, ukazując jej metalowe wnętrze.
„Robot?”
Inukashi miał już podejść jeszcze trochę, lecz zatrzymał się, gdy przeszedł go gwałtowny dreszcz. Czuł gęsią skórkę na plecach.
 — Nie ruszaj się — usłyszał. Tym razem zjeżyła się skóra na całym jego ciele. I to nie przez ostrze przyciśnięte do jego gardła. Przeraził go głos wyprany ze wszelkiego ciepła. Jakby wszystkie emocje jego właściciela zamarzły. Nawet Inukashi odczuł we własnych uczuciach ich chłodną aurę. 
Ten głos należał do mordercy.
Do kogoś, kto mógł odebrać ludzkie życie bez wahania, odsuwając na bok wszelkie uczucia.
„A... A do tego... on jest tuż za mną”.
Gdyby Inukashi miał wybrać, w czym jest najlepszy, zaklinałby się na swoją umiejętność wyczuwania ludzi. Jego szósty zmysł był równie ostry co u innych psów. Im bardziej ktoś był emocjonalny, tym łatwiej Inukashi potrafił odczuć na skórze jego osobę. Dzięki temu już wiele razy umknął niebezpieczeństwu. Jednak tym razem nie poczuł niczego. Nie był nawet w stanie stwierdzić, czy za jego plecami rzeczywiście znajduje się człowiek.
„Może to nie człowiek? Może trup wylazł z piekła? Demon? Duch jakiś?”
Zdawało mu się, że jego zęby nagle przestały do siebie pasować. Szczękały bez przerwy, tworząc dziwny, mechaniczny dźwięk. Odbijał się echem głęboko w jego uszach.
Kyk—kyk. Kyk—kyk.
Kyk—kyk. Kyk—kyk.
Inukashi zacisnął w końcu szczęki, łapiąc się za brzuch.
 — C-czekaj chwilę. Ja tylko...
 — Odłóż to.
 — J-jasne, jasne! Zrobię jak każesz. — Wciąż drżąc, Inukashi odłożył apteczkę na półkę.
 — P-proszę. Odłożone. To wystarczy, prawda?
 — Wystarczy? Żartujesz sobie? 
Ostrze poruszyło się płynnie. Poczuł ostry ból. Szamotał się sam ze sobą, by powstrzymać krzyk, próbujący przedrzeć się przez jego gardło. Ociekał potem.
 — Za kradzież się tu umiera. Nie powinieneś narzekać, że ktoś cię zabije.
 — T-taa, znaczy, nie mam jak narzekać, skoro już jestem trupem, nie? H-hej, a właśnie, mieszkam w ruinach... kojarzysz mnie? Kawałek drogi stąd są ruiny hotelu. To mój dom. Mieszkam tam z moimi psami. Nazywam się... eh, cóż, nie mam imienia. Wiesz, kto go potrzebuje w takim miejscu, co nie? Ludzie nazywają mnie Inukashi — Psiarz. Psy są częścią mojego biznesu. Ha ha, ale kogo obchodzi moje imię? Właściwie to nawet je lubię. Ha ha. Więc gdybyś kiedyś chciał mnie jakoś nazywać, mów mi Inukashi.
Inukashi mówił dalej. Zdawało mu się, że gdyby zamknął usta, zapadająca cisza przypieczętowałaby jego los i rozcięła mu gardło.
 — Hej, proszę. Błagam cię. Przepraszam, wybaczysz mi? Proszę? Przepraszam. Nigdy więcej tego nie zrobię — obiecywał żałośnie. — Nie zabijaj mnie. Klęczę na kolanach. Pomóż mi, proszę. Ja... Nie chcę jeszcze umierać. Naprawdę nie chcę. Przepraszam, tak bardzo przepraszam. Nigdy więcej nie tknę nawet twoich rzeczy. Obiecuję. Proszę, tylko mnie nie zabijaj.
Inukashi nie udawał. Naprawdę błagał o życie.
„Nie zabijaj mnie, proszę. Puść mnie”.
„Proszę, proszę, proszę, proszę, proszę, proszę”.
Nóż się uniósł. Nagle jego kark zrobił się znacznie lżejszy. Inukashi wypuścił długi oddech. Napięte przez cały czas mięśnie zaczęły go boleć. Rana na szyi szczypała lekko, kiedy przycisnął do niej dłoń, jednak nie krwawiła.
Ktokolwiek miał w dłoni nóż, naciął ledwie pierwszą warstwę skóry, by zmrozić ofiarę w strachu. Nie dość głęboko, żeby wywołać krwawienie, jednak wystarczająco, aby wywołać ból.
„Oczywiście. Facet za mną nie może być człowiekiem. To trup, demon, duch...”
Inukashi odwrócił się powoli, wciąż przytrzymując dłoń na szyi. Wprawdzie nie chciał się odwracać. Chciał jedynie uciec stamtąd jak najdalej. Zawahał się jednak; czuł, że gdyby zaczął uciekać, nóż zanurzyłby się głęboko w jego plecach.
Odwrócił się wreszcie, najwolniej jak mógł.
„Eh?”
Zamrugał. Wiedział, że usta ma szeroko otwarte.
Stworzenie stojące przed nim nie było żadnym trupem, demonem, czy duchem. Był to chłopiec w koszuli w kratę. Właściwie, mogła to być i dziewczynka. Nie, to chłopiec. Dziewczyna nie potrafiłaby wydać tak zimnego głosu. Chłopiec tylko ją przypominał.
Miał długie włosy, opadające na jego czoło i ramiona. Jego mała, biała twarzyczka była wręcz niewiarygodnie proporcjonalna. Inukashi wyobrażał sobie, że jego oczy będą błyszczeć chęcią mordu, zamiast tego unosił się w nich jednak tajemniczy spokój.
Jego oczy miały dziwny kolor.
Elegancki, ciemny odcień szarości. Inukashi po raz pierwszy widział coś takiego.
Chłopiec zdawał się być wyższy niż Inukashi. Zdawało się, że byli w podobnym wieku, chociaż Inukashi nie miał pojęcia, ile miał lat.
Chłopiec schował nóż, wciąż nosząc twarz pozbawioną emocji. Inukashi poczuł niesamowitą ulgę. Potem zastąpiła ją irytacja.
„Naprawdę groził mi ten chudzielec?” — Miał ochotę cmoknąć językiem z wściekłością.
 „Rany, jak ja mam to przeżyć?”
 — Mogłeś wybrać sobie lepszą koszulę. — Inukashi uśmiechnął się niemal szyderczo, unosząc podbródek.  Starał się sprawiać wrażenie spokojnego i niewzruszonego. — Chociaż wygląda na całkiem nieźle uszytą. W Zachodnim Bloku raczej takich nie ma.
 — Pożyczyłem ją. 
 — Pożyczyłeś? Skąd byś pożyczył taki dobry ciuch, co? Nie mów mi, że wyniosłeś go z No.6.
Powiedział to w żarcie, jednak gdy już usłyszał własne słowa, wydało mu się to jedyną możliwością. Koszula uszyta była z materiału najlepszej jakości, co do tego nie miał wątpliwości. Wyglądała na taką miękką, ciepłą i wytrzymałą. Apteczka, którą odłożył na półkę, również była bez wątpienia jednym z produktów wytworzonych w murach miasta.
 — Co z tobą, do diabła? Nie mów mi, że przyszedłeś z... — urwał Inukashi. Zobaczył właśnie chłopca, wyciągającego kawałek suszonego mięsa z kieszeni na piersi i odgryzającego jeden z końców.
 — Hej... nie mów mi, że to... — Inukashi złapał torbę zwisającą u jego pasa. Była pusta. Pamiętał dokładnie jak wkładał do niej suszone mięso, jednak teraz już go tam nie było.
 — Zabieram to — powiedział chłopiec. — Jako odszkodowanie za kradzież.
 — Ż-że co?! Kto tu teraz jest złodziejem? Oddawaj, to moje mięso! Oddaj!
„Heh”. Chłopiec się zaśmiał. Jego uśmiech był zarówno niewinny, jak i beztroski. 
 — Chcesz spróbować je odebrać, Inukashi?
 — Gh... — Inukashi przygryzł wargę. Nie mógł wygrać z nim jeden na jednego. Mówiły mu to wszystkie jego instynkty.
„Cholera, gdyby tylko były tu moje psy. Już dawno leżałby na ziemi”.
Jednak nie zabrał swoich psów. Inukashi był sam.
 — ...Niech będzie. Zatrzymaj to.
 — Dobry piesek. Powinieneś wiedzieć, kiedy posłuchać. To ci pomoże pożyć trochę dłużej.
 — Cholera, przestań robić sobie ze mnie jaja! — „Tylko patrz. Jeszcze się zemszczę”.
Inukashi wycofał się do drzwi. Złapał klamkę. Nie było żadnej potrzeby zostawać tam dłużej.
Chłopiec bez słowa usiadł na stosie książek. Wzrokiem śledził Inukashi. Otaczał spojrzeniem jego ruchy. Nogi i ręce Inukashi zesztywniały niezręcznie, odmawiając poruszania się płynnie.
 — ...Co z tobą, do diabła...? — powtórzył swoje pytanie sprzed kilku chwil. Tym razem znacznie poważniej. — Mieszkasz tu?
 — No.
Nie spodziewał się odpowiedzi.
 — Sam?
 — No.
 — Ten dom stał opuszczony całe wieki. Nikt od lat tu nie mieszkał — a przynajmniej nie powinien. Skąd się, do cholery, wziąłeś? I dlaczego masz koszulę i apteczkę z No.6? Ach, i ta mysia lalka — co to jest? Wygląda jak robot. Nie mów mi, że sam ją zrobiłeś?
Inukashi wiedział, że powinien uciekać tak szybko jak mógł, jednak nie był w stanie zamknąć ust. Pytanie po pytaniu uciekało spomiędzy jego warg.
 — Sporo gadasz, zauważyłeś? Niesamowite, że jeszcze nie odgryzłeś sobie przypadkiem języka. — Chłopiec pokręcił głową. Jego twarz rozjaśnił rozbawiony uśmiech.
Prawie zaczął mu się podobać. Serce zabiło mu szybciej.
„Ten koleś jest niebezpieczny. Znacznie groźniejszy niż morderca i w cholerę bardziej kłopotliwy” — to podpowiadał mu inny instynkt. Inukashi był pewien, że nie powinien mu zaufać. 
„Nie zadawaj się z nim. Uciekaj stąd i nigdy nie wracaj” — rozległ się w jego uszach głos ostrzeżenia. Inukashi zazwyczaj podporządkowywał się mu natychmiast, jednak tym razem zignorował polecenie, by zadać chłopcu pytanie.
 — Jak się nazywasz?
Chłopiec nieznacznie przechylił głowę na bok. — Nezumi.
Jego imię, wypowiedziane tak niespodziewanie i natychmiastowo, zdawało się być niezwykłe dla człowieka.
 — Co to za imię? Prawdziwe?
 — Można powiedzieć, że takie samo, jak twoje, Psiarzu. To też raczej nie jest normalne imię.
 — Hmf... cóż, masz trochę racji. Nezumi, hę. Przynajmniej łatwo zapamiętać.
 — Więc masz zamiar je zapamiętać?
 — Ehm... cóż... — Inukashi czuł, jakby się nim bawił. Wiedział, że jeśli szybko tego nie urwie, Nezumi wciągnie go w swoją grę. Niczym owad złapany w pajęczą sieć, nie mógłby się ruszać, a w końcu uschnąłby na wietrze.
„Niebezpiecznie, niebezpiecznie, niebezpiecznie”.
 — Cóż, na razie, Nezumi. Jeśli będziemy mieć szczęście, może się jeszcze zobaczymy.
 — Jeśli będziemy mieć szczęście.
„Do diabła ze szczęściem. Upewnię się, że nigdy więcej nie zobaczę cię na oczy”.
Inukashi prześlizgnął dłoń za siebie, otworzył drzwi, po czym wyszedł na zewnątrz. Gdy tylko opuścił pomieszczenie, wbiegł schodami na górę tak szybko jak tylko mógł. Stopy nagle mu zamarzły. Mniej więcej w połowie schodów, Inukashi obrócił się. Widział za sobą zardzewiałe drzwi.
 — Nezumi, hę — mruknął.
„Naprawdę dam radę nawiać i więcej na ciebie nie wpaść?”
„Jeśli będziemy mieć szczęście”.
Zdanie, które usłyszał kilka chwil wcześniej, wciąż rozbrzmiewało mu w głowie.
„Jeśli będziemy mieć szczęście”.
„Pewnie się jeszcze zobaczymy” — miał nagłe przeczucie. Uwierzył w nie, niemal jakby ktoś mu to obiecał. Pewnie jeszcze nieraz spotkałby tamtego chłopca. Zawiązałaby się między nimi więź.
Jego ciało prawie zwinęło się z obrzydzenia. Jednak w głębi tej odrazy, czaiło się coś odrobinę czułego. Mruknął znów pod nosem:
 — Nezumi, hę. 

***
 — Wzywałeś mnie?
Usłyszał niezwykle szorstką odpowiedź.
„Eh?”
 — Wzywałeś mnie, Inukashi?
Otworzył oczy. Było jasno.
Jego pokój, schowany pośród ruin, wypełnił się światłem. Za szklaną powierzchnią okna widział błękitne niebo pomiędzy chmurami.
Błękit wsiąkł głęboko w jego siatkówki.
Nezumi wpatrywał się w jego twarz. Ich oczy się spotkały. Jego wciąż miały ten sam elegancki, ciemnoszary odcień, co w dniu, w którym się spotkali.
 — ...Co... ty tu robisz...?
 — Eh? Co to za pytanie? To ty po mnie posłałeś. Kazałeś temu maluchowi mnie przyprowadzić, pamiętasz? — Brązowy pies pomachał ogonem za Nezumim.
 — P...posłać? Ja? Po ciebie? Pff, jasne, że nie. Przecież miał iść po...
 — No, kogo w takim razie wzywałeś?
 — Ja...
 — Inukashi, śpisz? — Biała głowa wychyliła się zza Nezumiego.
 — Shion.
 — No, to ja. Musiałeś sporo przecierpieć. Już w porządku. Zaraz się tobą zajmiemy. — Uśmiechnął się Shion.
Inukashi niemal wybuchnął łzami. Powstrzymał się od rzucenia Shionowi na szyję i wypłakania na jego ramię.
 „Shion, ogarnął mnie strach. Myśl, że umrę, nie chciała odejść. Przerażenie, samotność, nikt mnie nie nauczył, co zrobić, więc wzywam ciebie”. 
 — Masz, wypij to. — Shion podał mu wyszczerbioną miskę. Pływał w niej gęsty, zielony płyn. Jego błotnisty zapach uderzył go w nozdrza. 
 — Co do...
 — To zioła lecznicze. Znalazłem książkę o orientalnej medycynie na półce Nezumiego i pomyślałem, że mogę spróbować. Szukałem trochę w lesie i sporo znalazłem. To trochę uspokoi twoje mdłości i pomoże ci odzyskać siły.
 — ...Eh? Orientalnej?
 — To typ medycyny, używany kiedyś na wschodzie. Książka mówi, że napar powinien ogólnie poprawić twój stan. No dalej, spróbuj chociaż.
 — Zatkaj nos. Będzie bardziej znośne — odezwał się Nezumi. Inukashi zrobił, jak mu powiedział, po czym przełknął napar jednym łykiem. Nie spodziewał się, że będzie aż tak niedobry. Gorzki smak, spływający w dół jego gardła, zdawał się dodawać mu sił. Wypuścił długi oddech.
„Naprawdę do mnie przyszli. Dostali mój SOS. Odwiedzili mnie, chociaż nie mam dla nich nic w zamian”.
Shion położył dłoń na czole Inukashi. Była chłodna i kojąca. 
 — Lepiej zostań jeszcze na trochę w łóżku. Nie dostałeś zapalenia płuc, ale masz objawy przeziębienia. A do tego anemię...
 — Jeśli przykujesz mnie do łóżka, moje psy zdechną z głodu.
 — Coś na to poradzimy. Zajmę się ruinami, a Nezumi zapewni ci jedzenie. Dobrze?
Nezumi wzruszył lekko ramionami. — Pewnie, mogę coś z tym zrobić. Ale masz u mnie przysługę, Inukashi. Zapiszę ci to na kreskę.
Inukashi zdobył się na słaby uśmiech. Irytujące go zazwyczaj uwagi Nezumiego, brzmiały teraz niewiarygodnie łagodnie.
„Coś naprawdę jest ze mną nie tak. Jeśli się teraz rozbeczę, kto wie ile się ze mnie będą nabijać. Jeśli w ogóle mam zamiar płakać, to kiedy w pobliżu będzie tylko Shion. Powstrzymaj się. Nie pozwól łzom popłynąć”.
 — Powiedz, Inukashi — Shion uśmiechnął się jeszcze łagodniej. — Nie wydaje mi się, że powinniśmy się martwić o twoje przeziębienie, sądząc po twojej wytrzymałości. Ale rana na palcu to już inna historia.
 — Palcu? Ach, mój duży paluch u prawej stopy, tak? Bolał mnie od jakiegoś czasu. — Inukashi cały czas się kaleczył. Dopóki w grę nie wchodziła naprawdę duża rana, zazwyczaj po prostu ją wylizywał.
 — Ropieje. — Zauważył Shion. — Jeśli go tak zostawisz, nabrzmieje ropą i nie będziesz mógł chodzić. Więc...
 — Więc?
 — Potrzebujesz operacji.
Shion wyciągnął tę samą apteczkę. Nie wyglądała starzej niż w dniu, w którym Inukashi po raz pierwszy ja zobaczył. 
 — Shion, eh, co ty...?
 — Mam zamiar rozciąć ranę, wycisnąć ropę, zdezynfekować, a potem wszystko zszyć. To tyle. Skończymy w kilka chwil. 
Shion zakładał już gumowe rękawiczki i trzymał w dłoni skalpel. Maleńkie, srebrne ostrze wyglądało jakby mogło przeciąć wszystko. Inukashi poczuł chłodny dreszcz.
 — R-rozciąć? Czekaj, czekaj chwilę. Zatrzymaj się! C-co ze środkami przeciwbólowymi? Gazem usypiającym?
 — Nie mam. 
 — Jak to nie...
 — W porządku. Szybko będziesz miał to z głowy. Wybacz, Nezumi, mógłbyś go przytrzymać? Upewnij się, że się nie poruszy.
 — Z przyjemnością.
Nezumi złapał obiema dłońmi biodra Inukashi, całkowicie unieruchamiając dolną połowę jego ciała.
 — Myślę, że to może być dla ciebie coś nowego, Inukashi — Nezumi uśmiechnął się w dziwnie prowokujący sposób. — Ale Shion uwielbia zszywać ludzi. Może wyglądać niewinnie, ale jest prawdziwym sadystą.
 — Co... przestań! — wrzasnął Inukashi. — Boję się! Pomocy! — Nie był już nawet w stanie utrzymywać odwagi na twarzy. Był bliski płaczu.
 — Uspokój się. — Odezwał się z rozdrażnieniem Nezumi. — Po prostu zrób, co mówi. Poza tym, nawet ja widzę, że ta rana jest dość poważna. Możesz ryzykować życiem, jeśli ją tak zostawisz. Wiem, że Shion nie powiedział tego od razu, ale może to dlatego w ogóle się pochorowałeś.
 — Mam gdzieś, czemu choruję. Boli! Przestań — jęczał. — Niech mi ktoś pomoże! Shion, zlituj się!
 — Będzie w porządku. Nie ruszaj się — odpowiedział Shion. — O, widzisz? Tyle ropy nazbierało się pod skórą. Dziwię się, że mogłeś chodzić w takim stanie. Musiałeś znieczulić się na ból. Okej, szybko z tym skończymy. 
 — Ja to czuję — zawył Inukashi. — Ałałała, nie szyj tego! Boli!
 — Nie becz — powiedział Nezumi. — Dobry piesek. Dam ci nagrodę. 
Delikatna melodia popłynęła spomiędzy warg Nezumiego. Łagodnie przejęła serce Inukashi. Przez moment, chłopiec zmienił się na powrót w niemowlę, trzymane w czyichś ramionach. Uwolnił się od strachu przed cierpieniem. Znalazł się wśród spokojnego snu.
 — Dobry piesek. Nie myśl o niczym, tylko śpij. Ochronimy cię najlepiej jak potrafimy. Nikt nie odda cię grabarzowi, choćby cię wyrywał na siłę.
„Ochronimy cię najlepiej jak potrafimy”.
Inukashi otworzył oczy i spojrzał na Nezumiego. Potem przeniósł wzrok na profil Shiona, klęczącego przy jego stopach. Ich twarze nosiły grobowe wyrazy. Niezliczone krople potu spływały po policzkach Shiona, spadając z jego podbródka.
„Ochronimy cię najlepiej jak potrafimy”.
To nie było kłamstwo.
Cały świat pokrył się kłamstwami, jednak słowom Nezumiego zawsze mógł zaufać. Choćby wszystko, co znał, było iluzją, wiedział, że w jego słowa będzie mógł wierzyć.
Inukashi nie mógł znieść już więcej. Łzy popłynęły z kącików jego oczu. Wciąż płynęły. Jakby tonął we łzach.
„Durnie, doprowadzać mnie do płaczu”.
Inukashi przycisnął pięści do oczu i zapłakał cicho.
Błękitne niebo wciąż było za oknem.

==Koniec rozdziału== 

5 komentarzy:

  1. Dziękuję! Piękne, aż się wzruszyłam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. A-RI-GA-TO-U! =.=

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję :)
    Świetny rozdział ^^
    Taki... Słodki? Chociaż może to nie jest najodpowiedniejsze słowo.
    Inukashi jest jedną z fajniejszych postaci ;)

    ~Vanilia

    OdpowiedzUsuń
  4. "Ale Shion uwielbia zszywać ludzi. Może wyglądać niewinnie, ale jest prawdziwym sadystą." - THE BEST

    OdpowiedzUsuń