((Pierwszy raz od dawna dostałam rozdział przed czwartkiem i o nim zapomniałam, przepraszam ;-; W każdym razie, dzisiaj mamy resztę zabawy Inu, ciekawy (apteczkowaty wręcz) zbieg okoliczności i ropę w dużym paluchu, miłej zabawy~ >D))
Kontynuacja części 1
„Co
to ma być? Ktoś tu mieszka?”
Znów
zmarszczył nos. Tak jak poprzednio, niczego nie wyczuł. Inukashi zdjął z półki
srebrne pudełko. Uniósł wieko.
Zanim
się zorientował, gwizdał już z podziwem.
„Więc
to tak. Niezły skarb przyniosę do domu”.
Pudełko
okazało się być apteczką. Pełną bandaży, pincet, gazików, niezliczonych leków
złożonych schludnie w środku. Był nawet skalpel. Podobnych rzeczy używało się w
No.6. Inukashi nie miał pojęcia, skąd apteczka wzięła się w takim miejscu. W
ogóle go to nie interesowało. Nie obchodziła go historia czy podróż srebrnego
pudełka. Liczyło się jedynie to, co trzymał w dłoniach. Tylko to.
Na
lekach wiele można było zarobić w Zachodnim Bloku. Wyjątkowo drogie ceny miały
tego czasu środki dezynfekujące. Czasem maleńka buteleczka mogła kosztować aż
dwie sztuki srebra.
Inukashi
zbliżył nos.
„Zupełnie
czyste, żadnych dodatków... dobry towar. Na pewno, aż
kłuje w nos. Heh, co tam srebro — jeśli szczęście mi sprzyja, nawet i złotą
monetę za to dostanę. Świetne znalezisko. Fortuna nareszcie mi sprzyja”.
Inukashi
uśmiechnął się do siebie, zamykając pokrywę pudła. Miał je właśnie podnieść,
gdy zauważył niewielki stolik, ukryty pod książkami.
Siedziała
na nim maleńka myszka. Nie oddychała. Choć przypominała prawdziwego gryzonia
pod każdym względem, bez wątpienia stworzyła go ludzka ręka. Inukashi zbliżył
się nieco, wciąż ściskając apteczkę. Brzuszek myszy odwinął się, ukazując jej
metalowe wnętrze.
„Robot?”
Inukashi
miał już podejść jeszcze trochę, lecz zatrzymał się, gdy przeszedł go gwałtowny
dreszcz. Czuł gęsią skórkę na plecach.
— Nie ruszaj się — usłyszał. Tym razem zjeżyła
się skóra na całym jego ciele. I to nie przez ostrze przyciśnięte do jego
gardła. Przeraził go głos wyprany ze wszelkiego ciepła. Jakby wszystkie emocje
jego właściciela zamarzły. Nawet Inukashi odczuł we własnych uczuciach ich
chłodną aurę.
Ten
głos należał do mordercy.
Do
kogoś, kto mógł odebrać ludzkie życie bez wahania, odsuwając na bok wszelkie
uczucia.
„A...
A do tego... on jest tuż za mną”.
Gdyby
Inukashi miał wybrać, w czym jest najlepszy, zaklinałby się na swoją
umiejętność wyczuwania ludzi. Jego szósty zmysł był równie ostry co u innych
psów. Im bardziej ktoś był emocjonalny, tym łatwiej Inukashi potrafił odczuć na
skórze jego osobę. Dzięki temu już wiele razy umknął niebezpieczeństwu. Jednak
tym razem nie poczuł niczego. Nie był nawet w stanie stwierdzić, czy za jego
plecami rzeczywiście znajduje się człowiek.
„Może
to nie człowiek? Może trup wylazł z piekła? Demon? Duch jakiś?”
Zdawało
mu się, że jego zęby nagle przestały do siebie pasować. Szczękały bez przerwy,
tworząc dziwny, mechaniczny dźwięk. Odbijał się echem głęboko w jego uszach.
Kyk—kyk.
Kyk—kyk.
Kyk—kyk.
Kyk—kyk.
Inukashi
zacisnął w końcu szczęki, łapiąc się za brzuch.
— C-czekaj chwilę. Ja tylko...
— Odłóż to.
— J-jasne, jasne! Zrobię jak każesz. — Wciąż
drżąc, Inukashi odłożył apteczkę na półkę.
— P-proszę. Odłożone. To wystarczy, prawda?
— Wystarczy? Żartujesz sobie?
Ostrze
poruszyło się płynnie. Poczuł ostry ból. Szamotał się sam ze sobą, by
powstrzymać krzyk, próbujący przedrzeć się przez jego gardło. Ociekał potem.
— Za kradzież się tu umiera. Nie powinieneś
narzekać, że ktoś cię zabije.
— T-taa, znaczy, nie mam jak narzekać, skoro
już jestem trupem, nie? H-hej, a właśnie, mieszkam w ruinach... kojarzysz mnie?
Kawałek drogi stąd są ruiny hotelu. To mój dom. Mieszkam tam z moimi psami.
Nazywam się... eh, cóż, nie mam imienia. Wiesz, kto go potrzebuje w takim
miejscu, co nie? Ludzie nazywają mnie Inukashi — Psiarz. Psy są częścią mojego biznesu. Ha ha, ale kogo
obchodzi moje imię? Właściwie to nawet je lubię. Ha ha. Więc gdybyś kiedyś
chciał mnie jakoś nazywać, mów mi Inukashi.
Inukashi
mówił dalej. Zdawało mu się, że gdyby zamknął usta, zapadająca cisza
przypieczętowałaby jego los i rozcięła mu gardło.
— Hej, proszę. Błagam cię. Przepraszam,
wybaczysz mi? Proszę? Przepraszam. Nigdy więcej tego nie zrobię — obiecywał
żałośnie. — Nie zabijaj mnie. Klęczę na kolanach. Pomóż mi, proszę. Ja... Nie
chcę jeszcze umierać. Naprawdę nie chcę. Przepraszam, tak bardzo przepraszam.
Nigdy więcej nie tknę nawet twoich rzeczy. Obiecuję. Proszę, tylko mnie nie
zabijaj.
Inukashi
nie udawał. Naprawdę błagał o życie.
„Nie
zabijaj mnie, proszę. Puść mnie”.
„Proszę,
proszę, proszę, proszę, proszę, proszę”.
Nóż
się uniósł. Nagle jego kark zrobił się znacznie lżejszy. Inukashi wypuścił
długi oddech. Napięte przez cały czas mięśnie zaczęły go boleć. Rana na szyi
szczypała lekko, kiedy przycisnął do niej dłoń, jednak nie krwawiła.
Ktokolwiek
miał w dłoni nóż, naciął ledwie pierwszą warstwę skóry, by zmrozić ofiarę w
strachu. Nie dość głęboko, żeby wywołać krwawienie, jednak wystarczająco, aby
wywołać ból.
„Oczywiście.
Facet za mną nie może być człowiekiem. To trup, demon, duch...”
Inukashi
odwrócił się powoli, wciąż przytrzymując dłoń na szyi. Wprawdzie nie chciał się
odwracać. Chciał jedynie uciec stamtąd jak najdalej. Zawahał się jednak; czuł,
że gdyby zaczął uciekać, nóż zanurzyłby się głęboko w jego plecach.
Odwrócił
się wreszcie, najwolniej jak mógł.
„Eh?”
Zamrugał.
Wiedział, że usta ma szeroko otwarte.
Stworzenie
stojące przed nim nie było żadnym trupem, demonem, czy duchem. Był to chłopiec
w koszuli w kratę. Właściwie, mogła to
być i dziewczynka. Nie, to chłopiec. Dziewczyna nie potrafiłaby wydać tak
zimnego głosu. Chłopiec tylko ją przypominał.
Miał
długie włosy, opadające na jego czoło i ramiona. Jego mała, biała twarzyczka
była wręcz niewiarygodnie proporcjonalna. Inukashi wyobrażał sobie, że jego
oczy będą błyszczeć chęcią mordu, zamiast tego unosił się w nich jednak
tajemniczy spokój.
Jego
oczy miały dziwny kolor.
Elegancki,
ciemny odcień szarości. Inukashi po raz pierwszy widział coś takiego.
Chłopiec
zdawał się być wyższy niż Inukashi. Zdawało się, że byli w podobnym wieku, chociaż
Inukashi nie miał pojęcia, ile miał lat.
Chłopiec
schował nóż, wciąż nosząc twarz pozbawioną emocji. Inukashi poczuł niesamowitą
ulgę. Potem zastąpiła ją irytacja.
„Naprawdę
groził mi ten chudzielec?” — Miał ochotę cmoknąć
językiem z wściekłością.
„Rany, jak ja mam to przeżyć?”
— Mogłeś wybrać sobie lepszą koszulę. —
Inukashi uśmiechnął się niemal szyderczo, unosząc podbródek. Starał się
sprawiać wrażenie spokojnego i niewzruszonego. — Chociaż wygląda na całkiem
nieźle uszytą. W Zachodnim Bloku raczej takich nie ma.
— Pożyczyłem ją.
— Pożyczyłeś? Skąd byś pożyczył taki dobry
ciuch, co? Nie mów mi, że wyniosłeś go z No.6.
Powiedział
to w żarcie, jednak gdy już usłyszał własne słowa, wydało mu się to jedyną
możliwością. Koszula uszyta była z materiału najlepszej jakości, co do tego nie
miał wątpliwości. Wyglądała na taką miękką, ciepłą i wytrzymałą. Apteczka,
którą odłożył na półkę, również była bez wątpienia jednym z produktów
wytworzonych w murach miasta.
— Co z tobą, do diabła? Nie mów mi, że
przyszedłeś z... — urwał Inukashi. Zobaczył właśnie chłopca, wyciągającego kawałek
suszonego mięsa z kieszeni na piersi i odgryzającego jeden z końców.
— Hej... nie mów mi, że to... — Inukashi
złapał torbę zwisającą u jego pasa. Była pusta. Pamiętał dokładnie jak wkładał
do niej suszone mięso, jednak teraz już go tam nie było.
— Zabieram to — powiedział chłopiec. — Jako
odszkodowanie za kradzież.
— Ż-że co?! Kto tu teraz jest złodziejem?
Oddawaj, to moje mięso! Oddaj!
„Heh”. Chłopiec się zaśmiał. Jego uśmiech był zarówno niewinny, jak i
beztroski.
— Chcesz spróbować je odebrać, Inukashi?
— Gh... — Inukashi przygryzł wargę. Nie mógł
wygrać z nim jeden na jednego. Mówiły mu to wszystkie jego instynkty.
„Cholera,
gdyby tylko były tu moje psy. Już dawno leżałby na ziemi”.
Jednak
nie zabrał swoich psów. Inukashi był sam.
— ...Niech będzie. Zatrzymaj to.
— Dobry piesek. Powinieneś wiedzieć, kiedy
posłuchać. To ci pomoże pożyć trochę dłużej.
— Cholera, przestań robić sobie ze mnie jaja! —
„Tylko patrz. Jeszcze się zemszczę”.
Inukashi
wycofał się do drzwi. Złapał klamkę. Nie było żadnej potrzeby zostawać tam
dłużej.
Chłopiec
bez słowa usiadł na stosie książek. Wzrokiem śledził Inukashi. Otaczał
spojrzeniem jego ruchy. Nogi i ręce Inukashi zesztywniały niezręcznie, odmawiając
poruszania się płynnie.
— ...Co z tobą, do diabła...? — powtórzył
swoje pytanie sprzed kilku chwil. Tym razem znacznie poważniej. — Mieszkasz tu?
— No.
Nie
spodziewał się odpowiedzi.
— Sam?
— No.
— Ten dom stał opuszczony całe wieki. Nikt od
lat tu nie mieszkał — a przynajmniej nie powinien. Skąd się, do cholery,
wziąłeś? I dlaczego masz koszulę i apteczkę z No.6? Ach, i ta mysia lalka — co
to jest? Wygląda jak robot. Nie mów mi, że sam ją zrobiłeś?
Inukashi
wiedział, że powinien uciekać tak szybko jak mógł, jednak nie był w stanie
zamknąć ust. Pytanie po pytaniu uciekało spomiędzy jego warg.
— Sporo gadasz, zauważyłeś? Niesamowite, że
jeszcze nie odgryzłeś sobie przypadkiem języka. — Chłopiec pokręcił głową. Jego
twarz rozjaśnił rozbawiony uśmiech.
Prawie
zaczął mu się podobać. Serce zabiło mu szybciej.
„Ten
koleś jest niebezpieczny. Znacznie groźniejszy niż morderca i w cholerę
bardziej kłopotliwy” — to podpowiadał mu inny
instynkt. Inukashi był pewien, że nie powinien mu zaufać.
„Nie
zadawaj się z nim. Uciekaj stąd i nigdy nie wracaj” —
rozległ się w jego uszach głos ostrzeżenia. Inukashi zazwyczaj podporządkowywał
się mu natychmiast, jednak tym razem zignorował polecenie, by zadać chłopcu
pytanie.
— Jak się nazywasz?
Chłopiec
nieznacznie przechylił głowę na bok. — Nezumi.
Jego
imię, wypowiedziane tak niespodziewanie i natychmiastowo, zdawało się być niezwykłe dla człowieka.
— Co to za imię? Prawdziwe?
— Można powiedzieć, że takie samo, jak twoje, Psiarzu.
To też raczej nie jest normalne imię.
— Hmf... cóż, masz trochę racji. Nezumi, hę.
Przynajmniej łatwo zapamiętać.
— Więc masz zamiar je zapamiętać?
— Ehm... cóż... — Inukashi czuł, jakby się nim
bawił. Wiedział, że jeśli szybko tego nie urwie, Nezumi wciągnie go w swoją
grę. Niczym owad złapany w pajęczą sieć, nie mógłby się
ruszać, a w końcu uschnąłby na wietrze.
„Niebezpiecznie,
niebezpiecznie, niebezpiecznie”.
— Cóż, na razie, Nezumi. Jeśli będziemy mieć
szczęście, może się jeszcze zobaczymy.
— Jeśli będziemy mieć szczęście.
„Do
diabła ze szczęściem. Upewnię się, że nigdy więcej nie zobaczę cię na oczy”.
Inukashi
prześlizgnął dłoń za siebie, otworzył drzwi, po czym wyszedł na zewnątrz. Gdy
tylko opuścił pomieszczenie, wbiegł schodami na górę tak szybko jak tylko mógł.
Stopy nagle mu zamarzły. Mniej więcej w połowie schodów, Inukashi obrócił się.
Widział za sobą zardzewiałe drzwi.
— Nezumi, hę — mruknął.
„Naprawdę
dam radę nawiać i więcej na ciebie nie wpaść?”
„Jeśli
będziemy mieć szczęście”.
Zdanie,
które usłyszał kilka chwil wcześniej, wciąż rozbrzmiewało mu w głowie.
„Jeśli
będziemy mieć szczęście”.
„Pewnie
się jeszcze zobaczymy” — miał nagłe przeczucie.
Uwierzył w nie, niemal jakby ktoś mu to obiecał. Pewnie jeszcze nieraz
spotkałby tamtego chłopca. Zawiązałaby się między nimi więź.
Jego
ciało prawie zwinęło się z obrzydzenia. Jednak w głębi tej odrazy, czaiło się
coś odrobinę czułego. Mruknął znów pod nosem:
—
Nezumi, hę.
***
— Wzywałeś mnie?
Usłyszał
niezwykle szorstką odpowiedź.
„Eh?”
— Wzywałeś mnie, Inukashi?
Otworzył
oczy. Było jasno.
Jego
pokój, schowany pośród ruin, wypełnił się światłem. Za szklaną powierzchnią
okna widział błękitne niebo pomiędzy chmurami.
Błękit
wsiąkł głęboko w jego siatkówki.
Nezumi
wpatrywał się w jego twarz. Ich oczy się spotkały. Jego wciąż miały ten sam
elegancki, ciemnoszary odcień, co w dniu, w którym się spotkali.
— ...Co... ty tu robisz...?
— Eh? Co to za pytanie? To ty po mnie
posłałeś. Kazałeś temu maluchowi mnie przyprowadzić, pamiętasz? — Brązowy pies
pomachał ogonem za Nezumim.
— P...posłać? Ja? Po ciebie? Pff, jasne, że
nie. Przecież miał iść po...
— No, kogo w takim razie wzywałeś?
— Ja...
— Inukashi, śpisz? — Biała głowa wychyliła się
zza Nezumiego.
— Shion.
— No, to ja. Musiałeś sporo przecierpieć. Już
w porządku. Zaraz się tobą zajmiemy. — Uśmiechnął się Shion.
Inukashi
niemal wybuchnął łzami. Powstrzymał się od rzucenia Shionowi na szyję i
wypłakania na jego ramię.
„Shion, ogarnął mnie strach. Myśl, że umrę, nie chciała odejść.
Przerażenie, samotność, nikt mnie nie nauczył, co zrobić, więc wzywam ciebie”.
— Masz, wypij to. — Shion podał mu wyszczerbioną
miskę. Pływał w niej gęsty, zielony płyn. Jego błotnisty zapach uderzył go w
nozdrza.
— Co do...
— To zioła lecznicze. Znalazłem książkę o
orientalnej medycynie na półce Nezumiego i pomyślałem, że mogę spróbować.
Szukałem trochę w lesie i sporo znalazłem. To trochę uspokoi twoje mdłości i
pomoże ci odzyskać siły.
— ...Eh? Orientalnej?
— To typ medycyny, używany kiedyś na
wschodzie. Książka mówi, że napar powinien ogólnie poprawić twój stan. No dalej,
spróbuj chociaż.
— Zatkaj nos. Będzie bardziej znośne — odezwał
się Nezumi. Inukashi zrobił, jak mu powiedział, po czym przełknął napar jednym
łykiem. Nie spodziewał się, że będzie aż tak niedobry. Gorzki smak, spływający
w dół jego gardła, zdawał się dodawać mu sił. Wypuścił długi oddech.
„Naprawdę
do mnie przyszli. Dostali mój SOS. Odwiedzili mnie, chociaż nie mam dla nich
nic w zamian”.
Shion
położył dłoń na czole Inukashi. Była chłodna i kojąca.
— Lepiej zostań jeszcze na trochę w łóżku. Nie
dostałeś zapalenia płuc, ale masz objawy przeziębienia. A do tego anemię...
— Jeśli przykujesz mnie do łóżka, moje psy
zdechną z głodu.
— Coś na to poradzimy. Zajmę się ruinami, a
Nezumi zapewni ci jedzenie. Dobrze?
Nezumi
wzruszył lekko ramionami. — Pewnie, mogę coś z tym zrobić. Ale masz u mnie
przysługę, Inukashi. Zapiszę ci to na kreskę.
Inukashi
zdobył się na słaby uśmiech. Irytujące go zazwyczaj uwagi Nezumiego, brzmiały
teraz niewiarygodnie łagodnie.
„Coś
naprawdę jest ze mną nie tak. Jeśli się teraz rozbeczę, kto wie ile się ze mnie
będą nabijać. Jeśli w ogóle mam zamiar płakać, to kiedy w pobliżu będzie tylko
Shion. Powstrzymaj się. Nie pozwól łzom popłynąć”.
— Powiedz, Inukashi — Shion uśmiechnął się
jeszcze łagodniej. — Nie wydaje mi się, że powinniśmy się martwić o twoje
przeziębienie, sądząc po twojej wytrzymałości. Ale rana na palcu to już inna
historia.
— Palcu? Ach, mój duży paluch u prawej stopy,
tak? Bolał mnie od jakiegoś czasu. — Inukashi cały czas się kaleczył. Dopóki w
grę nie wchodziła naprawdę duża rana, zazwyczaj po prostu ją wylizywał.
— Ropieje. — Zauważył Shion. — Jeśli go tak
zostawisz, nabrzmieje ropą i nie będziesz mógł chodzić. Więc...
— Więc?
— Potrzebujesz operacji.
Shion
wyciągnął tę samą apteczkę. Nie wyglądała starzej niż w dniu, w którym Inukashi
po raz pierwszy ja zobaczył.
— Shion, eh, co ty...?
— Mam zamiar rozciąć ranę, wycisnąć ropę,
zdezynfekować, a potem wszystko zszyć. To tyle. Skończymy w kilka chwil.
Shion
zakładał już gumowe rękawiczki i trzymał w dłoni skalpel. Maleńkie, srebrne
ostrze wyglądało jakby mogło przeciąć wszystko. Inukashi poczuł chłodny
dreszcz.
— R-rozciąć? Czekaj, czekaj chwilę. Zatrzymaj
się! C-co ze środkami przeciwbólowymi? Gazem usypiającym?
— Nie mam.
— Jak to nie...
— W porządku. Szybko będziesz miał to z głowy.
Wybacz, Nezumi, mógłbyś go przytrzymać? Upewnij się, że się nie poruszy.
— Z przyjemnością.
Nezumi
złapał obiema dłońmi biodra Inukashi, całkowicie unieruchamiając dolną połowę
jego ciała.
— Myślę, że to może być dla ciebie coś nowego,
Inukashi — Nezumi uśmiechnął się w dziwnie prowokujący sposób. — Ale Shion
uwielbia zszywać ludzi. Może wyglądać niewinnie, ale jest prawdziwym sadystą.
— Co... przestań! — wrzasnął Inukashi. — Boję
się! Pomocy! — Nie był już nawet w stanie utrzymywać odwagi na twarzy. Był
bliski płaczu.
— Uspokój się. — Odezwał się z rozdrażnieniem
Nezumi. — Po prostu zrób, co mówi. Poza tym, nawet ja widzę, że ta rana jest
dość poważna. Możesz ryzykować życiem, jeśli ją tak zostawisz. Wiem, że Shion
nie powiedział tego od razu, ale może to dlatego w ogóle się pochorowałeś.
— Mam gdzieś, czemu choruję. Boli! Przestań
— jęczał. — Niech mi ktoś pomoże! Shion, zlituj się!
— Będzie w porządku. Nie ruszaj się —
odpowiedział Shion. — O, widzisz? Tyle ropy nazbierało się pod skórą. Dziwię
się, że mogłeś chodzić w takim stanie. Musiałeś znieczulić się na ból. Okej,
szybko z tym skończymy.
— Ja to czuję — zawył Inukashi. —
Ałałała, nie szyj tego! Boli!
— Nie becz — powiedział Nezumi. — Dobry
piesek. Dam ci nagrodę.
Delikatna
melodia popłynęła spomiędzy warg Nezumiego. Łagodnie przejęła serce Inukashi.
Przez moment, chłopiec zmienił się na powrót w niemowlę, trzymane w czyichś
ramionach. Uwolnił się od strachu przed cierpieniem. Znalazł się wśród
spokojnego snu.
— Dobry piesek. Nie myśl o niczym, tylko śpij.
Ochronimy cię najlepiej jak potrafimy. Nikt nie odda cię grabarzowi, choćby cię
wyrywał na siłę.
„Ochronimy
cię najlepiej jak potrafimy”.
Inukashi
otworzył oczy i spojrzał na Nezumiego. Potem przeniósł wzrok na profil Shiona,
klęczącego przy jego stopach. Ich twarze nosiły grobowe wyrazy. Niezliczone
krople potu spływały po policzkach Shiona, spadając z jego podbródka.
„Ochronimy
cię najlepiej jak potrafimy”.
To
nie było kłamstwo.
Cały
świat pokrył się kłamstwami, jednak słowom Nezumiego zawsze mógł zaufać. Choćby
wszystko, co znał, było iluzją, wiedział, że w jego słowa będzie mógł wierzyć.
Inukashi
nie mógł znieść już więcej. Łzy popłynęły z kącików jego oczu. Wciąż płynęły.
Jakby tonął we łzach.
„Durnie,
doprowadzać mnie do płaczu”.
Inukashi
przycisnął pięści do oczu i zapłakał cicho.
Błękitne
niebo wciąż było za oknem.
==Koniec
rozdziału==
Dziękuję! Piękne, aż się wzruszyłam ;)
OdpowiedzUsuńKochane takie, co nie? ;v;
UsuńA-RI-GA-TO-U! =.=
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ^^
Taki... Słodki? Chociaż może to nie jest najodpowiedniejsze słowo.
Inukashi jest jedną z fajniejszych postaci ;)
~Vanilia
"Ale Shion uwielbia zszywać ludzi. Może wyglądać niewinnie, ale jest prawdziwym sadystą." - THE BEST
OdpowiedzUsuń