Staram się dodawać nowe posty w niedziele. Staram się.



Zakończono tłumaczenie No.6.


Dziękujemy za wszystkie podziękowania. To był miły rok z hakiem. I późniejszy rok. I chyba jeszcze jeden. Te dwa późniejsze składały się z czytania Waszych komentarzy. I tak dzięki.

(Do pań profesor jeśli przypadkiem odwołam się do tego na maturze: przepraszam, ja naprawdę tłumaczyłam to w gimnazjum. Ale prawdziwa książka istnieje. Obiecuję.)


Wszystkie rozdziały można znaleźć w zakładce ,,No.6''/,,No.6 Beyond''.


Kup powieść i mangę w oryginale, wspomóż panią Asano.


Tłumaczenie: Kuroneko
Korekta: Ayo, Dżun

czwartek, 27 września 2012

Tom VIII: Rozdział 4


((Ladies and Gentlemen~ oto i ostatni rozdział tomu ósmego >D od przyszłego tygodnia dosłownie wszystko się może zdarzyć~~ toteż cieszcie się tym niezbyt długim rozdziałem i żegnajcie swą pewność co do najbliższych wydarzeń >D))

Rozdział 4

Ku wiewom wieczornym



Smutna Ofelia, fantom cichy, biały,
Lat przeszło tysiąc falą płynie czarną;
Lat przeszło tysiąc rozkoszne jej szały
Słodko ku wiewom wieczornym się garną.

Artur Rimbaud, Ofelia



Nagle wszystkie dźwięki znikły. Upadek Nezumiego wyglądał jak w zwolnionym filmie. Przestarzałym, czarno–białym filmie...

Pusty ciężar uderzył w jego pierś. Shion złapał w objęcia jego ciało, wciąż czując ciepło. Nagle czarno–biały obraz odzyskał jaskrawe kolory rzeczywistości.

Nezumi wpadł w ramiona Shiona, zrzucając na niego cały ciężar swego ciała. Zapach krwi wbił się w jego nozdrza.

„Nezumi...”

Jednak żaden dźwięk nie opuścił jego ust. Nie rozumiał, co się stało. Po prostu nie był w stanie. „Co się dzieje? Co się stało?” Żołnierze celowali w nich z karabinów. Przyczepione do nich bagnety połyskiwały bielą. Jeden z żołnierzy wypuścił język spomiędzy warg.

Nowa fala więźniów wylała się potokiem po schodach. Stworzyli blokadę, oddzielającą żołnierzy od Shiona. Jeden z nich, wielki, łysy człowiek, pisnął krótko. Zachwiał się, ściskając swą pierś.

 – Cholera... doigraliście się. – Olbrzym postąpił o dwa, trzy kroki w stronę żołnierzy i nagle zawył. – Niech to!

Wielkolud rzucił się na żołnierzy. W tym samym czasie dobiegł ich dźwięk kolejnej eksplozji. Dym i płomienie wyłaniały się z pomieszczenia monitoringu niedaleko schodów. Shion zobaczył żołnierzy uderzających w ścianę wraz z odrzutem wybuchu. Biały dym zalał szybko korytarz. Niczym ogromny, biały wąż, spełzł po schodach i zwinął się w kłębek u ich stóp.

Shion podniósł Nezumiego i doszedł z nim na koniec korytarza. Biorąc pod uwagę niosący dym przepływ powietrza, wyjście musiało znajdować się na dole schodów. Jednak gdyby poszedł dalej, znalazłby się w Departamencie Higieny.

Departament Higieny. Shion z wyglądu w pamięci wywnioskował, że musiał do niego przylegać jakiś prosty gabinet lekarski. Przeszedł przez na wpół otwarte drzwi, po czym zamknął je, by do środka nie dostał się dym ani płomienie.

Potknął się. Ciało Nezumiego niemal wyślizgnęło się z jego uścisku. Shion spróbował chwycić go mocniej, jednak skończył upadając razem z nim. Instynktownie wystawił dłonie przed siebie, zostawiając szkarłatne odciski na podłodze. Po jego rękach spływała krew – krew Nezumiego.

 – Nezumi!

Mógł tylko wznieść głos. Słowa rozdzierały jego gardło, by wydostać się z ust.

 – Nezumi, słyszysz mnie? Nezumi!

Nezumi nie otworzył oczu, a jego ciało pozostało bezwładne. Krew rozchodziła się z jego ramienia, barwiła pierś, spływała po ręce i skapywała z palców.

 – Nie, jak... jak to może... – Wiedział, że nie powinien tracić zimnej krwi. Musiał zachować racjonalność. Musiał ze spokojem zrobić to, co do niego należało.

„Wiem. Oczywiście, że wiem. Ale nie mogę się ruszyć. Moja głowa i ciało zamarzły”.


 – Nezumi, Nezumi. Proszę, otwórz oczy. – Zacisnął zęby.

„Ty debilu”
– usłyszał w głowie karcący go głos. – „Jesteś beznadziejnym idiotą. Bezużytecznym, kompletnie do niczego. Odlatujesz co chwila, jesteś powolny i tchórzliwy”.
„Inukashi? To ty?”
„Nie możesz nawet ochronić kogoś, kto jest dla ciebie wszystkim? Umiesz jedynie ryczeć, nawet nie próbując go uratować? Co masz do pokazania po tym całym czasie, jaki z nim spędziłeś? Dalej jesteś dzieciakiem z wychowanej pod kloszem elity No.6?”

Nie mógł stwierdzić, czy głos należał do Inukashi, czy do niego samego, jednak ktoś dawał mu surową reprymendę.

„Shion, jesteś pewien? Nie ruszyłoby cię to, gdybyś stracił Nezumiego? Byłbyś w ogóle w stanie to znieść?”
Shion wziął głęboki oddech. Zapach krwi przepełnił jego pierś. Cienkie płomienie i dym wydobywały się spomiędzy klawiszy panelu pośrodku pomieszczenia. O ścianę opierała się szafka ze szklanymi drzwiami. Szkło się stłukło, a plastikowe butelki leżały porozrzucane wokoło. Niektóre straciły już swoje zakrętki, a ich zawartość wypływała na ziemię. Shion przysunął się do nich, nie wyczuł jednak żadnego dziwnego zapachu. Na ręcznie opisanych etykietkach przyklejonych do każdej butelki widniała nazwa leku. Normalnie, Shion uśmiechnąłby się na widok zaokrąglonego pisma. Uśmiechałby się uparcie na myśl, że ktoś ręcznie wypisał nazwy w tak nieludzkim miejscu jak Zakład Karny, zamiast użyć gotowych etykietek.
Ale teraz nie miał czasu na takie myśli.

Shion przejrzał wszystkie etykiety, jedna po drugiej. Zdławił pobudzone serce, powtarzając sobie niczym mantrę, że musi się uspokoić.

Dezynfekant; środek hemostatyczny; woda utleniona; uniwersalna strzykawka; zacisk ściągający; gaza; waciki... w kącie półki leżała przewrócona na bok, awaryjna latarka. Jak się spodziewał, znalazł adekwatną ilość leków i aparatury do prostego zabiegu.

Dałby radę coś z tym zdziałać? Powierzchowna rana nie byłaby problemem; ale czy potrafiłby poradzić sobie z raną tak głęboką, że spowodowała masową utratę krwi, a co za tym idzie utratę również przytomności?

Większość medycznej wiedzy Shiona była czysto teoretyczna. Nie miał prawie żadnego doświadczenia. Co więcej, jak w takiej sytuacji mógłby zorganizować nagłe leczenie? Poradziłby sobie? Czuł się jakby tuż przed jego gardłem trzymano bagnet.

„Możesz to zrobić?”


„Muszę. Nie ma czasu się wahać. Nie mogę po prostu usiąść i się nad tym zastanawiać. Nie mogę pozwolić tak łatwo odebrać sobie Nezumiego. Nie oddam go”.


 – Nezumi, słyszysz mnie, prawda? Wiem, że mój głos do ciebie dociera.

„Nie ma mowy, żebyś mnie nie słyszał. Nie ma mowy, żeby mój głos do ciebie nie dotarł. Nieważne kiedy ani jak, zawsze doskonale słyszałeś moje słowa. Słyszałeś mnie przez hałas, rozumiałeś, odpowiadałeś mi. Wróciłeś do mnie. Tym razem sam cię sprowadzę. Ściągnę cię tu siłą”.


 – Nezumi!

Shion rozdarł jego ubrania. Kula przeszyła go pod lewym barkiem, przez górną część ramienia. Gdyby strzał padł bliżej klatki piersiowej, nabój przebiłby jego serce, zabijając go na miejscu.

„Żyj. Trzymaj się życia. Niebiosa ci na to pozwoliły. Nie dam ci stracić takiej szansy. Ale na początek muszę zatrzymać krwawienie. Potem muszę go przenieść, żeby móc porządnie opatrzyć ranę. Szybciej, choćby o sekundę. Tylko to”.
Oświetlił latarką miejsce obrażenia. Nałożył na ranę środek dezynfekujący. Oczyścił ją najlepiej jak mógł i przyjrzał jej się gołym okiem. Tętnica nie była kompletnie rozcięta. Ucisnął obojczyk, by chwilowo kontrolować krwawienie. Jego palce drżały.

„Uspokój się, uspokój się, uspokój się. Muszę się uspokoić. Pozbyć się wszelkich emocji i skupić tylko na jego ranie”.

Ucisnął tętnicę zaciskiem, umieścił na nim gazę i przycisnął wacikiem. Ciasno owinął bandaż wokół rany.

„To wszystko, co mogę teraz zrobić”.


Zaczął się pocić, a krople spływały po jego twarzy. Wpływały do ust, zostawiając gorzki posmak na języku.

„Jak długo to wytrzyma? Trzy godziny... nie, bardziej dwie, biorąc pod uwagę ile stracił krwi. Jeśli Nezumi nie otrzyma porządnego leczenia w ciągu dwóch godzin, nie przeżyje”.


Limit czasowy: 120 minut.

 – Ugh... – jęknął cicho Nezumi. Jego powieki poruszyły się nieznacznie.

 – Nezumi! Słyszysz mnie? Nezumi!

 – ...Shion... – wymamrotał.

 – Jeszcze tylko trochę. Musisz mnie znieść. Zabieram cię do szpitala. Trzymaj się i zostań ze mną. – Wkładał tak dużo siły w słowa, jak tylko potrafił.

 – ...Shion... Nie mogę... się ruszyć...

 – Nie szkodzi. Zaniosę cię. – „Jestem tu. Jestem tuż przy tobie. Więc nic ci nie będzie”. Shion owinął ramię Nezumiego wokół swojej szyi i podniósł go. Położył dłoń na jego talii, by zabezpieczyć ich pozycję, po czym wyszedł na korytarz.

Dym wbił mu się w oczy. Odkaszlnął kilkukrotnie. Ból przeszedł jego gardło, a krtań się zatkała.

Nie wiedział niczego o sztuce przetrwania, miał jednak silną wolę i świadomość, że jego serce zniesie cokolwiek je czeka. O tym Nezumi sporo go nauczył.

Shion postąpił naprzód, ciągnąc za sobą niemal pełzającego Nezumiego. Ciepło i dym krążyły nad schodami. Zejście po nich było zbyt niebezpieczne. Z drugiej strony nie było czasu na rozważanie innych ścieżek ucieczki. Gdyby się zatrzymali, otoczyłby ich dym i udusiliby się.

„Co teraz? Co teraz?”


Jego narastający niepokój i wdzierający się do jego ciała dym pozbawiły go spokoju. „Nie panikuj. Cokolwiek robisz, nie panikuj. Zawsze jest sposób”.

 – Shion...

Nezumi poruszył się. – Uciekaj... szybem na śmieci...

Jego głos dotarł do Shiona we fragmentach. Słyszał, że Nezumi desperacko usiłował zachować świadomość. Gdyby już ją stracił, powrót byłby niemożliwy; Nezumi wiedział o tym aż nazbyt dobrze.

Szyb na śmieci. Racja, była taka opcja.

W przypadku niższych pięter, od pierwszego do trzeciego, szyb na śmieci umieszczony był po środku korytarza na każdym z nich. Wyglądało na to, że małe sprzęty wyrzucane były wraz ze zwykłymi śmieciami, przez co zsyp był dość szeroki. Gdy Shion zauważył go po raz pierwszy, przeszło mu przez myśl użycie go do zinfiltrowania Zakładu. Pomysł ten umarł jednak szybko. Niemożliwym było wspięcie się po niemal prostopadłym do ziemi szybie, pozbawionym oparcia dla stóp. Zwłaszcza, że zaprogramowany był, by wzniecać alarm, gdy cokolwiek dziwnego spróbuje otworzyć drzwiczki od wewnątrz. Wejście nim było niemożliwe. Wyjście jednak – jak najbardziej.

Rozmawiali już o tym z Nezumim wcześniej. Dwa dni przed Polowaniem.

Dzień Polowania był mroźny i zimowy, z wyjącym wiatrem. Jednak dwa dni wcześniej wciąż panowała ciepła, miła pogoda. Zamiast śnieżnych chmur, błękitne niebo rozciągało się ponad Zachodnim Blokiem, a promienie słońca ogrzewały tak bardzo, że trudno było uwierzyć, że zaczęła się zima. Ludzie zdawali się robić jak najlepszy użytek ze sprzyjającej pogody, uderzając wszyscy razem na targowisko. Starzy żebracy i głodujące dzieci oblegali ulice jak zwykle, jednak zdawali się oddychać wtedy znacznie lżej niż zwykle. Sprzedawcy, którzy zwykle odganialiby ich na złośliwe, niewybaczalne sposoby, zamykali oczy wystawiając twarze do słońca i pozwalali sobie na relaks. Nie posuwali się co prawda do oddawania towaru za darmo, ale skłonni byli przymknąć oko na żebraków dopóki nic nie kradli. Niektórzy nawet żartowali z tymi bliżej sobie znanymi.

Ilu z nich spodziewało się piekła, które rozpętało się dwa dni później? Ilu z nich udało się uciec ogniowi Polowania?

Nezumi i Shion jedli twardy chleb z targowiska, zamaczany co chwila w gorącej wodzie. Może to dzięki uśmiechowi Nezumiego; sprzedawczyni dała im do chleba trochę darmowego sera. Był wspaniały, pozbawiony pleśni.

W podziemiach nie rozbrzmiewały żadne inne hałasy, poza głosami dwóch chłopców. O dziwo, nawet wycie północnego wiatru, który obudził się wraz ze świtem, nie znalazło drogi na dół. Czyżby wiatr na chwilę wtedy przysnął? Czy może to Shion był ta pochłonięty konwersacją, że do jego uszu docierał jedynie głos Nezumiego?

 – Shion, szyb na śmieci mógłby posłużyć jako droga ucieczki. Da się go wykorzystać? – zapytał Nezumi, obracając kubek wrzątku w dłoniach.

 – Szyb na śmieci... Ach tak, to jakby mieć ścieżkę prowadzącą prosto z trzeciego piętra na miejsce spotkania na parterze.

 – Tak. Z planu zgaduję, że sam szyb, poza drzwiczkami, nie należy do systemu wykrywania obcych obiektów. Heh, wygląda na to, że No.6 ma niezłe braki jak tylko przychodzi do sprzątania.

 – Masz rację – odpowiedział Shion. – I jest większy niż zwyczajny zsyp. Technicznie powinniśmy się przecisnąć.

 – Dokładnie. Nie cieszysz się, że obydwaj jesteśmy całkiem szczupli? Gdyby któryś z nas był wielkości staruszka Rikigi, utknęlibyśmy w połowie. To dopiero za duży śmieć.

 – To trochę ostre.

 – Nie ma za co. Po prostu mówię prawdę. Nie mów mi, że możesz sobie wyobrazić tego pijaka z piwnym brzuchem, spadającego w dół szybu, jakby to nie było nic takiego.

 – Cóż... chyba masz rację. – Obraz Rikigi z jego wyrośniętym podbrzuszem wyrósł w umyśle Shiona, niemal powodując u niego napad śmiechu. Przełknął go i zacisnął usta. Czuł, że nie powinien odpowiadać na słowa Nezumiego uśmiechem.

Ścieżka przez zsyp śmieci była dopuszczalna, czy może nie? Po kilku chwilach, Shion przemówił.

 – Prawdę mówiąc, nie mam pojęcia czy naprawdę możemy to zrobić. Ale jest taka możliwość. To tylko teoria, żebyś wiedział – odpowiedział. Nezumi odłożył swój kubek i zatonął w krześle.

 – Możliwość, mówisz.

 – Tak.

 – Czyli to możliwe. – Nezumi skrzyżował nogi i zamknął oczy. Shion oparł się plecami o regał z książkami, przyciskając do piersi jedno kolano. Wtedy właśnie Shion po raz pierwszy usłyszał wycie wiatru. Skrzeczący dźwięk, podobny do cichych jęków staruszki.

Pokój słabo oświetlany przez świecę; profil medytującego Nezumiego; niski głos wiatru – czuł się jakby oglądał scenę ze sztuki.

Shion siedział na przedstawieniu, skupiony na żywym obrazie rozgrywającym się na przyciemnionej scenie tuż przed nim. Ciepła wygoda, tęsknota i uczucie bliskie trwodze, wraz z innymi, których nazwać nie potrafił, mieszały się w nim, wypełniając Shiona do granic.

„Gdyby tylko ten moment mógł trwać wiecznie. Gdyby tylko czas mógł się zatrzymać dokładnie na tej chwili. Gdyby tylko cały mój świat mógł zostać tym, co teraz widzę”
– życzenie pojawiło się nagle w jego sercu.

 – Życie jest tylko przechodnim półcieniem, nędznym aktorem... – kwestia z Makbeta równie niespodziewanie wyrosła w jego myślach.

 – Zgaśnij, wątłe światło.

 – Życie jest tylko przechodnim półcieniem.

Nezumi otworzył oczy. Jego spojrzenie napotkało oczy Shiona.

 – Co?

 – Eh? Nie, nic... – Shion poruszył się i odsunął odrobinę od lampy. Nie chciał, żeby Nezumi zobaczył jego policzki, świecące pewnie czerwienią.

 – Shion, wiesz o czym właśnie myślałem?

 – Ty? Cóż... chyba o zsypie na śmieci?

 – Oczywiście, że nie. Nie mam zamiaru bez przerwy myśleć o śmieciach. Poza tym ten problem już rozwiązaliśmy. Jest taka możliwość, czyli można spróbować. Mam rację?

 – Tak. – Nic nie znaczyło, że to tylko teoria. Fakt, że wciąż tylko spekulowali, niczego nie zmieniał; jeśli to możliwe, wbij sobie to do głowy – tego właśni uczył go Nezumi. Shion kiwnął powoli głową, na znak, że zrozumiał.

 – Dobrze. Chociaż gdyby to zależało ode mnie, wolałbym wyjście w chwale frontowymi drzwiami, ze wszystkimi możliwymi fanfarami. Ale ten luksus mnie raczej ominie.

 – Pewnie tak. Ostrzegłbym cię, żebyś nie spodziewał się vipowskiego traktowania. To skoro nie myślałeś o szybie, co ci chodziło po głowie? Inne drogi ucieczki?

Nezumi wyprostował nogi i westchnął ze smutkiem.

 – Myślałem o jedzeniu.


 – Eh?

 – Jedzenie. Je-dze-nie. Zastanawiałem się, co bym sobie zamówił, gdybym mógł dostać wszystko, co bym tylko chciał.

 – ...materialista z ciebie, hę? – skomentował Shion.

 – Jedzenie jest ważne. Czasem ciasto ugniecione przez starego piekarza jest bardziej znaczące niż uniwersalna prawda odkryta przez najznakomitszego filozofa. Oto natura życia. W każdym razie jestem teraz tak głodny, że zaczynam sobie współczuć. Chyba nie zasnąłbym, gdybym się teraz położył.

 – Dopiero jadłeś i to dwie bułki.

 – Stary, twardy jak kamień chleb, wrzątek i kawałek sera to raczej mało.

 – Nie bądź zachłanny – odezwał się srogo Shion. – Dzięki tej pani z piekarni dostaliśmy trochę dobrego sera. To był całkiem przyzwoity obiad.

 – Gdybyś tylko był trochę bardziej towarzyski, może i dostalibyśmy trochę wędzonej baraniny albo butelkę mleka. Szkoda.

 – Co? Co to ma ze mną wspólnego?

 – Jak to co? Wszystko. Powinieneś był widzieć, jak tamta kobieta na ciebie patrzyła. Myślałem już, że specjalnie ją ignorowałeś. Nie mów mi, że naprawdę nie zauważyłeś!

 – Nie miałem pojęcia.

Nezumi wykrzywił twarz i pokręcił głową. – Shion, musisz się za siebie trochę wziąć, poprawka, musisz się naprawdę wziąć – za swoje postrzeganie płci przeciwnej. Jeśli się nie pospieszysz, może zrobić się źle.

 – Co masz na myśli przez „źle”?

 – Tak źle, że nie mogę tego ująć słowami. A przynajmniej ode mnie tego nie usłyszysz. Nie, no ale z tobą jest naprawdę źle. Na samą myśl dostaję gęsiej skórki.

 – O czym ty mówisz? – zapytał Shion z podenerwowaniem. – Teraz mnie zaciekawiłeś. Pewnie nie mógłbym przez to zasnąć, gdybym teraz się położył. Między twoim głodem, a moją ciekawością rozegrałaby się niezła walka.

Nezumi wybuchł śmiechem, co było dla niego rzadkością. Powietrze niosło jego beztroski, zachwycający śmiech, zatapiając go w Shiona cicho i głęboko.

 – Nezumi.

 – Co?

 – Mógłbyś wyrecytować Makbeta?

 – Makbeta? Którą część?

 – Akt piąty, scena piąta, zaraz po tym, jak Makbet dowiedział się o śmierci jego żony.

 – Czemu Makbet?

 – Nie wiem – odpowiedział Shion. – Sam się zastanawiam. Tak jakoś chciałem usłyszeć z twoich ust Makbeta. Mógłbyś?

 – Cóż, nie mam nic przeciwko.

Hamlet i Tsukiyo wspięli się na ramię Shiona. Głos Nezumiego, spokojny, a jednak przesiąknięty smutkiem, dotarł do uszu Shiona.

 – Ciągle to jutro, jutro i znów jutro
Wije się w ciasnym kółku od dnia do dnia
Aż do ostatniej głoski czasokresu;
A wszystkie wczora to były pochodnie,
Które głupocie naszej przyświecały
W drodze do śmierci. Zgaśnij, wątłe światło!
Życie jest tylko przechodnim półcieniem...

Shion i myszy przysłuchiwali się oczarowani z zapartym tchem. Płomień lampy poruszył się, tak samo jak ich cienie. Cienie te również pochłonięte były przez głos i ekspresję Nezumiego, zaś Shion pozwolił im oderwać jego własną duszę od rzeczywistości i wznieść się w wyżyny niebios. Unosił się lekko w wieczystym spokoju. Jakże bogate, jakże sowite i piękne były te minione godziny.

Dwa dni przed Polowaniem, scena w tym pokoju zostawiła Shionowi wrażenie jak żadne inne w całym jego życiu. Co zdarzyło się chwilę wcześniej, zdawało się być odległe o kilka dni.

Popłynęły łzy.

Spowodował je dym, nie jego serce rozdarte nostalgią.

Pisk, pisk, pisk, pii, pii, pii. Tsukiyo pędził po podłodze, piszcząc bez przerwy. Superfibra spadła na ziemię. Shion zatrzymał się natychmiast, by ją podnieść. Siła opuściła ciało Nezumiego, a jego ciężar ucisnął ramię Shiona.

 – Nezumi, trzymaj się. Nie zasypiaj.

 – ...Wiej stąd... szybko...

 – Wiem. Nawet ja bym sobie tu pikniku nie urządził. Nezumi, już prawie jesteśmy. Zostań ze mną jeszcze chwilę.

 – Shion... nie możemy. Nie... we dwóch.

 – Eh? O czym ty mówisz?

 – Uciekaj... sam... biegnij.

 – Idioto! – krzyknął Shion. – Nie wciskaj mi czegoś takiego! – narastał w nim gniew. Wściekłość na Nezumiego. Zdawało mu się, że każdy z jego białych włosków prostował się w innym kierunku. Gorące powietrze nabierało temperatury nie tylko na zewnątrz, ale i w środku Shiona.

„Każesz mi iść bez ciebie? Mówisz, że mógłbym uciec sam? Nie wciskaj mi kitu. Nie waż się. Dlaczego patrzysz na mnie z góry? Za kogo ty mnie masz? Nie jestem tak słaby, by zostawić cię za sobą i przetrwać bez ciebie. Wiesz, mogę nas ochronić. Mam dość siły, by ochronić nas obu”.


 – Przestań mnie do cholery nie doceniać – powiedział z wściekłością.

Złość szybko zamieniła się w energię, pozwalającą mu przeć naprzód. Włożył siłę w ramiona i spojrzał przed siebie. Nigdzie nie było śladu ludzkiej obecności. Shion poczuł lekką bryzę. Płomienie zaczęły lizać sufit. Najwyraźniej jakieś chemikalia załapały ogień, gdyż rozległa się niewielka eksplozja, za którą podążył charakterystyczny, ostry zapach.

 – Tsukiyo, chodź.

Tsukiyo zanurkował do jego kieszeni. Wystawił z niej główkę i zapiszczał wysoko. Dla Shiona zabrzmiało to jak próba nawigacji myszki, która podniosła go na duchu. Musiał uciec choćby o sekundę szybciej, także dla tego maleńkiego stworzonka, które wciąż piszczało nawet pomimo utraty oddechu.

Potknął się o coś i niemal przewrócił. Ogromny więzień leżał twarzą do podłogi. Umarł topiąc ją w kałuży swojej własnej krwi. Shion przeszedł po nim i kontynuował swój marsz.

„Schody są tu, a więc zsyp musi być...”
– Przywołał w pamięci wszystkie detale planu wyrytego w pamięci. Namierzył w głowie cel. Znajdował się na rogu korytarza, gdzie teraz zbierał się dym. Wcisnął Tsukiyo z powrotem do kieszeni końcówką palca.

 – Nezumi. – „Idziemy”. Shion wstrzymał oddech i zanurkował w dym. Nie miał czasu ani sposobności, by sprawdzić drzwiczki szybu. Jego pole widzenia w tym zadymionym korytarzu było bliskie zeru. Odrobina wahania, a spotkałby śmierć przez uduszenie.

„Uwierz. Uwierz w siebie. Jeśli masz się czegoś uczepić, uczep się siebie”.

Jego stopy stanęły. Widział już otwarcie zsypu na śmieci. Żołnierz leżał o nie oparty, jakby specjalnie blokując im drogę. Jego szyja przekręcona była pod dziwnym kątem. Karabin, który najwyraźniej trzymał mocno odrzucony przez wybuch, spoczął na jego kolanie. Ten sam karabin postrzelił Nezumiego.
Shion nie czuł żadnych emocji wobec tego żołnierza. Nienawiści, gniewu czy żalu. Nie czuł nawet szacunku dla zmarłego. To, co przed nim leżało, nie było ludzkim ciałem; było jedynie przeszkodą. Shion musiał myśleć w ten sposób, by przetrwać. „To tylko przeszkoda”.

Kopnął żołnierza.

Jego ciało przeturlało się na bok, a szyja wygięła pod jeszcze dziwniejszym kątem. Drzwiczki ukazały się w pełni. „Boli. Nie mogę oddychać. Moje gardło pali. Potrzebuję powietrza”. Jego serce biło w piersi jak szalone. Siły zaczęły go opuszczać. „Cholera, zaszedłem tak daleko; nie mogę się teraz poddać. Zaszedłem tak daleko...”
„Nezumi. Co? Mógłbyś wyrecytować Makbeta? Makbeta? Którą część? Akt piąty, scena piąta...”

„Wiatr wył. Płomień tańczył. A ja desperacko chciałem usłyszeć jak recytujesz tą kwestię. Nie wiem, dlaczego. Może po prostu chciałem posłuchać twojego głosu i zatopić się w twoim oddechu. Słuchając Makbeta idącego ścieżką zniszczenia, czułem się uniesiony; byłem spełniony”. 


 – Zgaśnij, wątłe światło.

Życie jest tylko przechodnim półcieniem.

„Nezumi, wracamy do domu. Wracamy do tamtego pokoju. Nie możemy cofnąć czasu, ale możemy stworzyć go od nowa”.
Zazwyczaj zsyp na śmieci powinien być zaprogramowany, by otwierać się automatycznie, gdy tylko wyczuwał kogoś przed sobą. Oczywiście, tym razem wcale się nie poruszył. Gdy Shion położył już Nezumiego, złapał karabin i wystrzelał cały magazynek w otwarcie zsypu. Drzwiczki rozpadły się na kawałki.

Czarna, kwadratowa próżnia otworzyła przed nim swą paszczę. Jego ciało przeszył triumf.

„Nezumi, jesteśmy prawie na miejscu. Już prawie” – chciał wezwać imię Nezumiego tak głośno, jak potrafił, jednak nie mógł już mówić. Owinął Nezumiego płaszczem z superfibry. Miał zamiar ześlizgnąć się szybem razem z nim, jednak przejście było dość szerokie tylko dla jednej osoby.

Shion podniósł Nezumiego i wcisnął go do zsypu, stopami naprzód. Shion wszedł zaraz po nim, łapiąc się wejścia lewą dłonią, prawą zaś przytrzymując głowę Nezumiego na swoim brzuchu. Czuł wibracje wybuchu. Wiatr zaryczał.

Shion zamknął oczy i uwolnił uścisk lewej ręki. Dwa ciała zjechały w dół prostopadłego szybu.



***



 – Ał! – krzyknął Inukashi. Ugryziono go w ucho. – A to za co było? Bolało. Wy szczury jedne.

Z dłonią przy uchu, Inukashi spojrzał na dwie myszy ściśnięte bokami.

 – Nazywanie was szczurami to chyba nie jest trafna obelga. Co w rodzinie to nie zginie. Cholera, to boli.

Zdecydowanie za szybko zapadł w sen, rozłożony na biurku. „Ja to mam jaja, żeby zasypiać w takim momencie. Heheh” – dodał sobie w myślach odwagi, masując ucho. Tak naprawdę prawdopodobnie po prostu stracił przytomność z wycieńczenia, jednak nie miał wyrzutów sumienia przez takie prawienie sobie komplementów.

Usłyszał chrapanie. Rikiga skulił się na podłodze u jego stóp, rycząc głośno. Nawet mityczne potwory nie potrafiłyby hałasować w tak przerażający sposób.

 – Tsk, wygląda na to, że staruszek ma jeszcze więcej jaj – cmoknął językiem Inukashi. Małe myszki zbiegły po jego ramieniu.

 – Hej, przestańcie. To było tylko cmoknięcie. Nie chcę się z wami bawić. Ani nie mam nic do jedzenia. Hej, nie gryź mnie w ucho! Ja też chcę jeść!

Pisk, pisk, pisk. Pisk, pisk, pisk.


Piii! Piiii! Piiii!

Myszy wspięły się i popędziły po ramieniu Inukashi. Ich bieganiny i piski były zdecydowanie podejrzane.

 – Co jest? Coś się stało?

Poruszył nosem. Poczuł zapach spalenizny. Dym wdzierał się przez lekko uchylone drzwi. Płonęły wnętrzności Zakładu Karnego.

 – Cholera... – mruknął do siebie Inukashi.

Dym wypełniłby pokój w kilka chwil. Powinni uciec zanim, by się to stało.

„To poważne. I niesamowite. Skoro dym dostał się aż tak daleko, pożar musi być naprawdę duży. Co z urządzeniami gaśniczymi? Nie zadziałały? Coś może nie działać w Zakładzie Karnym? To w ogóle możliwe?”
Inukashi przełknął ślinę. „To ich sprawka? Czyżby Nezumi i Shion zatrzymali wszystkie systemy? Naprawdę spełnili ten cud?”


 – Możesz działać cuda łatwiej niż myślisz, Inukashi. – „Mówisz mi, że nie kłamałeś wtedy, ani mnie nie naciągałeś?”
Dym rozprzestrzeniał się coraz szybciej, niosąc za sobą zapach spalenizny i ciepło. Stanął jak wryty. „Zaraz. Chwileczkę. Oni nadal tam są?”
Ten dym, ten zapach, ta temperatura. Nie mógł sobie wyobrazić, by ktokolwiek mógł to przetrwać. Jego ciało stało się jeszcze zimniejsze.

„Nezumi, lepiej żebyś wiedział, że można to nazwać cudem, tylko jeśli wrócisz żywy i to powtórzysz. Jeśli tam umrzesz, to nie żaden cud. Nawet grobu nie dostaniesz. Jeśli nie wrócisz po tym całym gadaniu, wyśmieję cię. Wyśmieję cię jak nigdy dotąd”.

Rikiga zakrztusił się dymem i zaczął kaszleć. Myszy zapiszczały. Zdawały się, że ryczały całą swoją siłą.

 – Co jest? Co mam zrobić? Co się stało waszym panom? – Inukashi też chciał krzyczeć. „Co, do jasnej cholery, mam teraz zrobić?”

Jedna z myszy – nie mógł stwierdzić, czy to Cravat czy Hamlet – wbiegła do miejsca zbiórki śmieci. Pędziła jak szalona pod szybem na śmieci z kwadratowym otworem. Druga dołączyła do niej, po czym obie obiegały okręgi wokoło.

„Zsyp na śmieci? Chwila, po co w ogóle Nezumi nas tu ściągnął? Zsyp na śmieci...”
Inukashi ocknął się i kopnął Rikigę w tyłek.

 – Pomóż mi, staruszku.

 – C–co? Co jest?

 – Wracają. Przydaj się.

W kącie pomieszczenia zbioru śmieci leżało kilka starych, znoszonych mat. Getsuyaku podkładał je, by zapobiec dalszym uszkodzeniom aparatury spadającej szybem. Im mniej dobra były uszkodzone, tym większą sumkę mógł za nie dostać. Getsutaku nieźle zarabiał na śmieciach, wypadających przez ten otwór.

W górach śmieci leżały odłamki szkła, a niektóre części podłogi odkrywały czysty beton. Gdyby chłopcy spadli w takim miejscu, ich kości zostałyby zmiażdżone siłą upadku. „Mogę dopuścić coś takiego, jeśli chodzi o niechciane maszyny, ale to są ludzie. Nie wolno mi pozwolić ich kościom się połamać”.
 – Pospiesz się, dziadku. Przestań się obijać.

 – R–racja – Rikiga przyczłapał do mat i złapał jedną z nich.

 – Musimy je tu ułożyć. Kładź to tu. Szybko!

 – Jasne... ale Inukashi, oni naprawdę tu wrócą? Jak niby...

 – Zamknij się i nabierz ruchów! Pospiesz się!

Inukashi nastawił uszu, przesuwając maty. „Wracaj, Nezumi. Wracaj, Shion”.

 – Inukashi, dym robi się gęstszy! – krzyknął Rikiga. Małe pomieszczenie pochłaniały opary.

„Po prostu wróćcie, Nezumi, Shion”.

„Proszę, po prostu wracajcie do domu”.
Słyszał, jak wiatr przewiewa szyb.

„Wróćcie”.

„Proszę, wracajcie”.

„Boże, miej ich w opiece”. Inukashi złożył dłonie w modlitwie i pomodlił się do Boga po raz pierwszy w życiu. „Boże, proszę...”




==Koniec rozdziału 4==


Wykorzystano fragm. „Makbeta” Szekspira w przekładzie Józefa Paszkowskiego oraz wiersza Artura Rimbauda pt. „Ofelia” w przekładzie Jana Kasprowicza.

5 komentarzy:

  1. Umieram poraz kolejny... za każdym razem jak przeczytam następny rozdział, umieram śmiercią kliniczną na zawał serca.

    Dziękuję, że zamieściłaś tłumaczenie jeszcze dziś. Każda myśl w czwartek sprowadza się ku nowemu rozdziałowi. Zawsze mi to poprawia humor mimo kolejnego masakrycznego dnia...

    Chwała i cześć Wam, najwspanialszym tłumaczkom :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tłumaczce :D - reszta to korekta.
      I dziękujemy ^ ^ Miło, że ktoś tak wyczekuje naszej roboty.

      Choć smutno się robi na myśl, że jeszcze cztery rozdziały i koniec D:

      Usuń
    2. jakie "jeszcze dziś", przecież ja się już dawno nie spóźniłam! >_<

      ...prawda?

      szybko się kończy co piękne i miłe ._.

      Usuń
  2. Droga Tłumaczko! :)
    Jestem Ci wielce wdzięczna za Twoją pracę. Godziny, które poświęcasz nad każdym rozdziałem owocują minutami (ale jakimi!)oderwania się od rzeczywistości.
    Ta powieść jest naprawdę piękna, poruszająca ważne wartości, daje wiele do myślenia.
    Przeczytałam osiem tomów w trzy dni ^^ Niesamowicie mnie pochłonęła. To także zasługa tego, że wspaniale ją tłumaczysz.
    Teraz będę musiała czekać co tydzień >.< Ehh...
    W każdym razie życzę miłego tłumaczenia i jeszcze raz dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki >D i... serio całe 8 tomów w 3 dni? O_O muszę pokazać twój komentarz znajomej, którą na powieść usiłuję nawrócić, a która bez przerwy zbywa mnie słowami: ,,ja nie miałam czasu wczoraj'' xD

      Usuń