Staram się dodawać nowe posty w niedziele. Staram się.



Zakończono tłumaczenie No.6.


Dziękujemy za wszystkie podziękowania. To był miły rok z hakiem. I późniejszy rok. I chyba jeszcze jeden. Te dwa późniejsze składały się z czytania Waszych komentarzy. I tak dzięki.

(Do pań profesor jeśli przypadkiem odwołam się do tego na maturze: przepraszam, ja naprawdę tłumaczyłam to w gimnazjum. Ale prawdziwa książka istnieje. Obiecuję.)


Wszystkie rozdziały można znaleźć w zakładce ,,No.6''/,,No.6 Beyond''.


Kup powieść i mangę w oryginale, wspomóż panią Asano.


Tłumaczenie: Kuroneko
Korekta: Ayo, Dżun

czwartek, 3 maja 2012

Tom IV: Rozdział 3

 ((I witamy po przerwie na reklamy~~ Trochę czasu minęło, a mnie powolny internet do pasji doprowadza, więc na wstępie tylko powiem, że dzisiaj ktoś mdleje, ktoś umiera, a my poznajemy ostatnią z myszek Nezumiego - Tsukiyo (aka Księżycowa Noc). Indiańskie takie to imię, ale cóż zrobić, zgadnijcie kto je wymyślił xD No to miłej zabawy ._.))
 
Rozdział 3
Zamroczenie

Czy przyszedłeś do mnie,
Gdyż zapadłam w sen,
Zadręczana przez miłość?
Gdybym wiedziała, że śnię,
Nie obudziłabym się.
Ono no Komachi

 – Powinieneś napisać list – odezwał się Nezumi bez odrywania wzroku od książki.

 – List... Do mojej matki?

 – Jeśli masz jeszcze jakichś innych adresatów to do nich też.

 – Dostarczysz go?

 – On to zrobi – Mała myszka, siedząca na kolanie Nezumiego, czyściła swoje właśnie wąsy.

 – Dziękuję, Hamlet.

 – Nie musisz mu dziękować za każdym razem, kiedy idzie spotkać się z twoją mamą. Obżera się smacznym chlebem, więc to dla niego dużo większe podziękowanie.

Shion naskrobał kilka słów na urwanym kawałku papieru. Zbiór literek. Tylko jedna linijka. Jakie uczucia mógł w niej zawrzeć?

Skończył pisanie i wcisnął liścik do kapsułki. Hamlet wziął ją do pyszczka, po czym machnął ogonem. Nezumi zamknął głośno książkę. Był to piękna książka w błękitnej oprawie z białym wzorem płatkami kwiatów.

 – Co czytałeś?

 – Starożytną historię o kraju, będącym bardzo daleko stąd, prawie na krańcu świata. Bardzo stara opowieść.

 – Mit?

 – Historia o ludziach – Nezumi wstał i prześlizgnął się do półki. Wypełniony książkami pokój był ciepły dzięki staremu piecykowi. W niczym nie przypominało to luksusowej dzielnicy Chronos w No.6, gdzie wszystko było chronione przez system kontroli atmosfery i można było żyć w idealnej temperaturze oraz wilgotności niezależnie od pory roku, dnia, czy pogody na zewnątrz. W Zachodnim Bloku nie było nadziei na takie środowisko, jednak Shion uznał ciepło pieca za nawet milsze niż coś kontrolowanego przez maszyny. Jeśli było mu zimno, owijał się kocem i przysuwał się bliżej źródła ciepła. Jeśli było za gorąco, odsuwał się i zdejmował sweter. Tylko tyle trzeba było zrobić. Niby tak prosta czynność, ale wcześniej nawet o tym nie wiedział. Nauczył się tego dopiero tutaj, w tym pokoju.

 – Powiedz... – zaczął Shion, nalewając sobie kubek wody, gotującej się na piecyku. – Robi się tu gorąco latem?

Nezumi odwrócił się do niego sprzed regału i wytrzeszczył oczy.

 – Co takiego latem?

 – Miałem na myśli... Wiem, że skoro jesteśmy pod ziemią to powinno być tu chłodno, a skoro książki nie są z kamienia to i zbyt wilgotno by nie było... Po prostu zastanawiam się, jak tu jest latem.

 – Jest dobrze. Lepiej niż w hotelu Inukashi.

 – To co powinniśmy zrobić z piecykiem?

– Eh?

 – Zimą możemy go tak cały czas używać, ale latem pewnie nam to nie wyjdzie, prawda? To jak inaczej mamy gotować jedzenie? Nawet wody nie zagotujemy. – Podał Nezumiemu kubek wrzątku. Był to jedyny dostępny im napój.

 – Że niby teraz martwisz się o jedzenie na lato?

 – Nie martwię się, tylko zastanawiam... W sumie można by gotować na zewnątrz. Wyciągnąć piec i tam przygotowywać jedzenie.

 – Cóż... tak też można.

– Ach, rozumiem – powiedział z satysfakcją Shion. – Tylko może być problem w deszczowe dni.

 – Shion. – Nezumi lekko uniósł swój kubek. Shion widział parę ciemnoszarych oczu, wpatrujących się w niego przez obłok pary.

 – Masz zamiar tu mieszkać nawet latem? Znaczy, naprawdę myślisz, że możesz?

 – Jeśli tylko wcześniej mnie nie wykopiesz.

 – Aż taki bezduszny nie jestem. Możesz tu zostać jak długo ci się podoba.

 – Dzięki. Ulżyło mi.

 – Lato, hm – odezwał się w zamyśleniu Nezumi. – Zastanawiam się, jak by to było. Nigdy nie wybiegałem myślami aż tak daleko. ...Ciekawe, czy nadal tu będziesz.

 – Takie mam plany.

 – W sensie, czy tego dożyjesz, rozumiesz? Czy zostanie z ciebie garść kości zamknięta w urnie, czy coś.

 – Żadnych prochów. W ziemi też nie chcę być pochowany.

„Chcę doświadczyć lata jako żywa istota, u twojego boku. Chcę żyć tu, w tym pokoju, zakopanym pod tysiącami książek. Chcę poczuć pot, spływający po moim ciele i promienie słońca, palące moją skórę”.

 – Nezumi, chcę móc oglądać lato z tego miejsca.

 – Żywy?

 – Żywy.

 – Dość skromne życzenie. Chociaż ciężko je będzie spełnić – Nezumi oparł się o regał i nagle zmienił temat. – Shion, myślisz, że to poruszenie w mieście ma jakiś związek z pasożytniczymi osami?

Shion usadowił się na podłodze z jednym kolanem w górze. Wspięła się na nie mysz. Była to trzecia myszka, nazwana przez Shiona Tsukiyo od ciemnego koloru futerka.

 – Tak, tak mi się wydaje. Nie żebym cytował Furę, ale trudno mi uwierzyć w nieznaną chorobę, szerzącą się w No.6.

 – Naprawdę? To mógłby być jakiś nowy wirus. Choroba przekazywana przez nowy wirus. To chyba jest nawet możliwe, co?

W 1980 Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła kompletne zniszczenie wirusa czarnej ospy. Jak na ironię, w kolejnych latach niezliczone wirusy, nieznane dotąd ludzkiemu gatunkowi, zaczęły się pokazywać.

Ebola, HIV, Sin Nobre, Nipah, gorączka Lassa, Hantaan – do opisania takich pojawiających się co chwilę wirusów ludzie używali słowa „nowy”.

Shion pokręcił głową.

 – Nie wydaje mi się, żeby to był wirus.

 – Czemu nie?

 – Nowe wirusy zazwyczaj pochodziły od zwierząt, żyjących w lasach tropikalnych. Wirusy pewnie po prostu zaczęły się wyłaniać jeden po drugim z głębi dżungli przez wylesianie – tak właśnie ludzie weszli z nim w kontakt. Dlatego usiłuję powiedzieć, że wirusy nie pojawiają się znikąd; to wina ludzi, że wkroczyli na ich teren. Ale No.6 jest inne. Jest zamknięte, odizolowane. Ma swoje własne mury, więc nie miesza się w sprawy innych gatunków. Tamci ludzie są w stanie powstrzymać każdą, nawet najmniejszą rzecz od wkroczenia na ich terytorium, co do nanometra. Nie wydaje mi się możliwym, żeby wpuścili do środka wirusa.

 – Wyjątkowo pewien jesteś, jak przychodzi do takich tematów – powiedział kwaśno Nezumi. – Ale są ludzie jak tamten kobieciarz, którzy przychodzą w tajemnicy do Zachodniego Bloku. Mógł tutaj złapać wirus. To jest możliwe, prawda?

 – A więc tu też powinni być jacyś pacjenci. Biorąc pod uwagę tutejszą populację, dwa czy trzy razy więcej ofiar powinno wykazywać tutaj symptomy, których nikt wcześniej nie widział na oczy. Gdyby coś takiego się stało, wszystkie bramy natychmiast by zamknęli. Nikt nie byłby wstanie wejść, ani wyjść z miasta. 

– Czyli obstajesz przy teorii z pasożytniczymi pszczołami.

 – Nezumi, widziałem to na własne oczy.  Yamase upadł, zestarzał się i umarł tuż przede mną. Poza tym osa wylazła z podstawy jego szyi. To była nienaturalna śmierć. Nie widzę żadnej innej przyczyny. To, co dzieje się teraz w mieście musi mieć jakiś związek z pasożytniczymi osami.

 – Tylko skąd one niby miały się wziąć? Jak insekt wielkości paru centymetrów mógł dostać się do Świętego Miasta, skoro nawet wirusy nie mają na to szans? To nie są normalne osy. Zagnieżdżają się w ludzkich ciałach i mordują swoich żywicieli. To utalentowani mordercy.

Zapadła cisza. Nezumi złapał w obie dłonie ciepły kubek i spojrzał Shionowi w oczy.

 – Shion, myślisz o tym samym, co ja?

 – Prawdopodobnie.

 – Powiedz to.

Jego gardło było suche. Tak suche, że aż bolało. Shion pociągnął łyk wody i przełknął go powoli.

 – Osy nie są z zewnątrz.

Wziął kolejny łyk.

 – Przez cały czas były w No.6.

Nezumi również przyłożył krawędź kubka do warg. Jego gardło także było suche.

 – Mówiłeś wcześniej coś podobnego, że może pochodzą z Parku Leśnego. Powiedziałeś, że być może system administracyjny jakimś cudem przeoczył potwora, gdy się narodził.

 – Tak – zgodził się Shion. – Znaczy, wydawało mi się tak przez dwa wypadki w parku i to całe zamieszanie z Yamase... ale to chyba brzmi zbyt nierealnie.

 – Czyli mówisz, że może zwykłe osy nagle zmieniły się w te jedzące ludzi. Na to mówią „mutacja”, co nie?

 – Ale z takim typem mutacji jeszcze nigdy się nie spotkałem. Chociaż fakt, że nawet w zimnie pozostają aktywne... To niemożliwe w świecie natury.

„Niemożliwe w świecie natury. Więc może...”

 – Nie ma mowy... – mruknął do siebie Shion. – Jak coś takiego...

Głuchy odgłos uderzenia odbił się po pokoju. Kubek, który wypadł z ręki Shiona, przewrócił książkę i potoczył się po podłodze.

 – Eh?

Kątem oka Shion zobaczył upadającego naprzód Nezumiego. Widział jak uginają się pod nim kolana, jakby w zwolnionym tempie.

 – Nezumi! – Shion rzucił się, by pochwycić w ramiona jego ciało. – Nezumi! Trzymaj się!

Nezumi był ciężki i całkiem wiotki. Nie był w stanie stać o własnych siłach. Shion nie mógł w to uwierzyć. Jego umysł był pusty, nie mógł o niczym myśleć. Nie był w stanie podjąć racjonalnej decyzji. Nie potrafił nic zrobić.

 – Nezumi! Nezumi! – desperacko wzywał jego imię, przytulając go mocno. Czuł jak trzęsie się ciało w jego rękach. Przez strzelanie w palcach Nezumiego, którymi zakrył twarz, dał się słyszeć jego jęk.

 – Prz... Przestań...

 – Nezumi? Co jest? Nie zostawiaj mnie, Nezumi!

 – Przestań... kto... kto to... – Palce Nezumiego opadły na ramię Shiona i się w nie wbiły. Mocno się trzęsły.

Shion poślizgnął się na kałuży wody i upadł z Nezumim w ramionach. Stos książek przewrócił się, a wystraszone myszki usunęły się z pola widzenia.

 – Nezumi, co się stało?! Powiedz mi co ci jest.

„Trzymaj się. Weź się w garść” – mówił sobie. Jednak jego kompletnie przejęte strachem ciało po chwili również zaczęło się trząść. – „Nezumi. Nie mów mi... że ty też...”

Osa przeżarłaby się na zewnątrz. Wygryzłaby sobie drogę spod jego gładkiej skóry.

„Jeśli to... Jeśli to się stanie...”

 – Nie!

„Nie. Nie. Nie. Nie. Nie. Nie zniosę tego. Jeśli stracę cię tutaj, właśnie teraz, postradam zmysły. Oszaleję. Świat przewróci się do góry nogami”.

„Nie. Nie. Nie!”.

Mentlik w głowie potęgował jego strach, całkowicie unieruchamiając procesy myślowe.

„Nie. To za dużo. Ktoś... Ktokolwiek, proszę...”

Ciało Nezumiego było coraz bardziej gorące. Pot zwilżył dłonie Shiona.

 – ...Shion... – Nezumi zawołał cicho jego imię pomiędzy jękami. – ...Pomóż mi...

Na Shiona zadziałało to jak siarczysty policzek. Teraz był całkowicie rozbudzony.

„Rusz się. Rusz się zanim zaczniesz lamentować i płakać. Naprawdę nie możesz zrobić nic poza trzymaniem go w ramionach?”

Przygryzł wargę, przelewając siłę w ręce. Położył Nezumiego na podłodze i rozerwał jego koszulkę.

Położył dłoń u podstawy szyi Nezumiego. Była oblana potem, ale poza tym nie wyczuł na niej żadnych nieprawidłowości. Żadnego nalotu czy zgrubienia. Przycisnął ucho do jego piersi, wsłuchując się w bicie serca. Zmierzył mu puls. Rytm był szybszy niż normalnie, jednak nadal regularny. Nie miał żadnych problemów z oddychaniem czy wymiotami. Prawie zerowe szanse zadławienia. Więc co z tą utratą świadomości?

Shion ścisnął dłoń Nezumiego i przysunął się do niego.

 – Nezumi, słyszysz mnie?

„Usłysz mnie. Proszę, pozwól, żeby mój głos do ciebie dotarł. Otwórz oczy i mi odpowiedz”.

 – Pomogę ci, obiecuję.

„Pomogę ci tym razem. Więc błagam. Odpowiedz. Chcę twojej odpowiedzi. Nie... Wiem, że mi odpowiesz. Musisz”.

 – Nezumi!

***

 – Ale z takim typem mutacji jeszcze nigdy się nie spotkałem. Chociaż fakt, że nawet w zimnie pozostają aktywne... To niemożliwe w świecie natury. – Shion nagle przestał mówić i w ciszy spojrzał w dół. Wyglądało na to, że próbował się nad tym skupić.

„Lepiej nie będę mu przeszkadzać” – pomyślał Nezumi, pociągając łyk gorącej wody. Cokolwiek to było, na dziś sprawa zamknięta. Nie mógł przewidzieć, co mogłoby wydarzyć się jutro. Jednak nie było sensu myśleć o nim ze strachem, czy też się nim zadręczać. Nie wierzył w żadnego Boga. Do szpiku kości przekonany był o banalności słowa „przeznaczenie”. Nie myślał nawet o zawierzaniu się czemuś takiemu. Nie miał zamiaru pozwolić porwać się jego prądowi. Gdyby się poddał i porzucił swoje zmagania, jedyna droga prowadziłaby na dno. Dotarłby do śmierci, albo czegoś jeszcze gorszego.

Więc kontynuował swą rebelię. Ile to już lat minęło, odkąd się na to zdecydował? Mimo wszystko nie miał zamiaru się poddać.

To oznaczało nie porzucanie woli walki i kurczowe trzymanie się jutra, którego nie mógł przewidzieć. Oznaczało to również zastanawianie się nad tym wszystkim od czasu do czasu, jak Shion teraz. Oczywistym było, że Shion rzucał się i walczył na swój własny, uczciwy sposób. Niezdarna, pokręcona i słabo dowodzona, jednak wciąż walka pozostawała walką. Utrzymywał pozycję na swój własny sposób. Nie próbował uciekać od starć. Ani razu nie uciekł. Inukashi miał rację – Nezumi był nawet pod wrażeniem.

Białe włosy Shiona błyszczały pomarańczą, odbijając światło płomienia z piecyka. Nigdy nie powiedział tego na głos, ale Nezumi lubił jego włosy. Wydawały mu się być znacznie piękniejsze niż czarne, które miał wcześniej.

Może dałby tym włosom odrobinę czułości, przed oświadczeniem Shionowi, że idzie do łóżka.  Zniknąłby tak, żeby nie przeszkadzać jego rozmyślaniu.

Odpłynął.

Struga światła przebiła jego głowę. Jego oddech zatrzymał się w płucach. Wiatr, ostry powiew, krążył w jego czaszce. Jego ciało się zachwiało. Upadał. Kruszył się. Jego świadomość znikała.

 – Nezumi!

Słyszał krzyk Shiona. W tym samym momencie w jego uszach rozbrzmiała pieśń. Ktoś śpiewał. Czyjś śpiew brzmiał jak szept wiatru...

 – Prz... Przestań...

Chciał zatkać uszy, ale nie mógł ruszać rękami. Wciągało go to. Co to było? Co się działo? Wokół niego rozciągała się przestrzeń pełna zieleni. Czuł wilgoć trawy. Ciepła mgiełka róż mieszała się z trawiastym zapachem. Niezliczone drzewa stuliły się ze sobą, a paprocie wyrosły kępami. Warstwy liści i ściółki pokrywały ziemię cieniem zieleni. A do tego słyszał piosenkę z bardzo daleka. Piosenkę? To była piosenka? Tak, była. Na pewno, ale co mieszało się z jej dźwiękiem? ...Bzyczenie skrzydeł. Tysiące insektów latały dookoła.

„Ten dźwięk, ta piosenka, to miejsce, widziałem je już wcześniej. Gdzieś...”

„Nie, daję się wciągnąć”.


 – Nie!

Powietrze przeszył krzyk. Jego własny? Ściskał coś. Był przez kogoś trzymany.

Oto lina życia. Nie puściłby jej, za nic na świecie.

Użył całej swojej siły, by wbić w to palce.

Ciepły dotyk skóry przyciągnął jego świadomość trochę bliżej powierzchni.

„Shion”.

Wspinał się desperacko.

„Shion... pomóż mi”.


***

Niebieskawoszare drzwi windy zamykały się. W chwili, gdy krawędzie ich skrzydeł się zetknęły, Fura westchnął głęboko. Urzędnicy Ministerstwa Bezpieczeństwa, stojący po obu jego bokach, byli zupełnie jak kamienne statuy.

 – Dlaczego...

Wiedział, że nie ma sensu pytać, ale nie mógł znieść tej ciszy.

 – Czemu mnie aresztujecie.

Tak jak myślał, nie było odpowiedzi. Wysunął kolejne pytanie.

 – Czy to... Zakład Karny?

Jego kolana trzęsły się tak bardzo, że ledwie mógł stać prosto. Tego ranka opuścił dom tak jak zwykle. Żona odprowadziła go do drzwi, trzymając synka na rękach.

 – Kącik twoich ust nadal wygląda okropnie.

 – To nic. Nikt nie zauważy.

 – Głuptasie, upaść i zrobić sobie taką krzywdę.

 – Nie mów tylko nikomu. Wstydziłbym się, gdyby ktokolwiek się dowiedział, że zrobiłem to sobie przewracając się na schodach w parku. Niech to będzie sekret.

Na twarzy jego żony nagle pojawił się wyraz zmartwienia.

 – Uważaj. Dzięki Bogu, tym razem to była tylko mała ranka. Ale za każdym razem, kiedy myślę, że coś mogłoby ci się stać... od razu dostaję dreszczy.

 – Nic mi nie będzie. Muszę już iść.

Pocałował żonę w policzek i miał zamiar wsiąść do samochodu, który przyjechał po niego, by zawieźć go do Centralnego Ministerstwa Administracji. Chwilę przed tym, jak to zrobił, usłyszał wołanie swojej żony.

 – Nie zapomniałeś o tym, prawda?

 – O czym?

 – O moim powrocie do pracy. Chciałabym to zrobić po Nowym Roku.

Jego żona pracowała w Ministerstwie Administracji Ruchu Ulicznego. Odkąd ich syna uznano za członka elity i zagwarantowano edukację w idealnym środowisku, wyraziła chęć powrotu na stanowisko i kontynuowanie pracy.

 – Nie powinno być z tym problemu.

W No.6 kobiety, które urodziły i chciały powrócić do zawodu, miały na to niemal stuprocentowe szanse. Bezpośrednim przełożonym Fury była kobieta, będąca matką dwójki dzieci. Gdy ludzie otrzymywali pracę, nie zostawali wybrani ze względu na płeć, ale na własne umiejętności.

 – Powinnaś zacząć się przygotowywać do powrotu. Jeśli jest coś, w czym mogę pomóc, zrobię to z przyjemnością.

 – Dziękuję. Cieszy mnie to – uśmiechnęła się. Ich syn poruszył się w jej ramionach. Machnął rękami na Furę.

 – Tata, robak leciał.

 – Eh?

 – Robak leciał. Taki czarny.

 – Od kiedy na dworze jest tak zimno? Ha ha,  musi się trochę ocieplić, żeby jakieś robaki w ogóle zaczęły latać.

Było słonecznie, jednak wiał północny wiatr. Być może po południu zacząłby nawet padać śnieg.

„Może dzisiaj szybciej wyjdę z pracy”.

Pomachał do żony i syna. Samochód ruszył naprzód. Poranek był jak każdy inny. Pomijając ranę na dłoni, pulsującą głuchym bólem, nic nie odstawało od normy. Początek dnia był jak każdy inny.

Zaczęło się to zmieniać, kiedy przejechali przez bramy Chronosu. Jego samochód został zatrzymany przez urzędników Ministerstwa Bezpieczeństwa, a kierowca musiał się dostosować.

 – Bardzo nam przykro. Otrzymaliśmy rozkaz zmiany miejsca celu tej podróży. – Dwóch mężczyzn nosiło mundury Dywizji Egzekutywy Prawnej i mówiło tonem uprzejmym, jednak stanowczym, nie pozostawiającym miejsca na sprzeciw. Fura poczuł przeszywający jego kręgosłup silny dreszcz. Zdecydowanie nie miał nic wspólnego z wiejącym wokół zimnym wiatrem.

 – Zostanie pan przewieziony przygotowanym przez nas samochodem.

 – Dokąd... mnie zabieracie?

 – Burmistrz czeka.

 – Ratusz Miejski? Nie ma potrzeby...

 – Odeskortujemy tam pana.

Przesiedli się do samochodu Ministerstwa Bezpieczeństwa.

 – Proszę wybaczyć... – mdłe słowa ciągnęły za sobą coś, czym związano mu oczy. Specjalna opaska, odcinająca całkowicie dopływ światła, wystarczyła, by pogrążyć Furę w świecie mroku.

Na początku ciemność przyrównał do tych, panujących w Zachodnim Bloku, jednak szybko zmienił zdanie. Zupełnie się różniły. Ciemność Zachodniego Bloku była głębsza, piękniejsza. Mrok, który zdawał się skrywać coś na swym dnie. Pomimo przerażenia i zdenerwowania, jakimi go napawał, zdecydowanie był do niego przywiązany. Był przekonany, że coś tajemniczego się tam kryje. Poza zdrowym uzależnieniem od kobiet z Zachodniego Bloku, pożądając również tej niezmierzonej ciemności. Miał około trzech lat, odkąd zaczął myśleć, że w ciemnym kącie jego ogródka coś się czai. Kilka razy rodzice zganili go za mówienie takich rzeczy. Jego matka i ojciec, tak mili, niemal aż za bardzo, oboje unosili się nagle gniewem i krzyczeli na syna. Od tamtego czasu Fura nigdy nie wspomniał o niczym, co kryło się w cieniu. Z czasem o tym zapomniał. W Zachodnim Bloku, gdzie spotykał się z prawdziwym mrokiem, cieszył się nawet z ukrywania się w nim. Uczucia i wspomnienia z dzieciństwa, zakopane głęboko w nim, powracały. Przywiązał się do tego, tak samo jak niemal do tego miejsca.

Ale czy to miało zagrażać jego życiu?

„Czyli odkryto moje wycieczki do Zachodniego Bloku”.

„Tylko co się teraz stanie? Zmiana nagrań to poważne przestępstwo. Jeśli się wydało, nie obejdzie się bez poważnych konsekwencji”.


Zostałby pozbawiony wszelkich kwalifikacji, wszystkie jego przywileje zostałyby mu odebrane, zostałby wyrzucony z Chronosu.

Myślał o najgorszym scenariuszu. Serce Fury było niezwykle spokojne. Nie był w żaden sposób przywiązany do swoich kwalifikacji, przywilejów czy Chronosa, a przynajmniej nie tak jak do ciemności Zachodniego Bloku. To było dziwne. Nie potrafił nijak wyrazić tych kłopotliwych uczuć.

Przez jego myśl przemknęła twarz chłopca. Białowłosego, dziwnego chłopca. Powiedział bez ogródek, że nie ma zamiaru wracać do No.6.

Pewnie był w stanie zadeklarować to tak jasno ze względu na swój wiek; był młody, nierozsądny i pełen ignorancji. Ale nawet jeśli... Nawet jeśli był młody i głupi, czy dało się tak po prostu odsunąć No.6 na bok? Tego nie potrafił zrozumieć.

„Coś długo to zajmuje”.

Zbyt dużo czasu już upłynęło jak na wycieczkę do Ratusza. Biorąc pod uwagę długość podróży, już dawno minęli centrum.

 – Do... Dokąd jedziemy? – Jego głos załamał się nerwowo.

 – Burmistrz czeka.

 – Nie minęliśmy już przypadkiem Kropli Księżyca?

 – Cicho, proszę. Albo...

 – Albo co?

Usłyszał stłumiony chichot. To było nawet bardziej przerażające niż słowa groźby.

 – P–powiedz mi proszę, czemu jestem eskortowany. Z jakiego powodu? Błagam, powiedz.

 – Cicho, proszę – powiedział mężczyzna po prawej. Klepnął lekko ramię Fury.

Niedługo potem samochód wreszcie dotarł do swojego przystanku. Gdy się zatrzymał, wyciągnięto go z pojazdu i usadzono na elektrycznym wózku, nie zdjąwszy mu nawet opaski z oczu. Jechał na nim długim korytarzem. Było to bardzo ciche miejsce. Słyszał jedynie hałas silniczka własnego wózka. Dwójka urzędników Ministerstwa Bezpieczeństwa nie wydawała żadnych dźwięków idąc, może przez jakieś specjalne obuwie, albo dlatego, że po prostu wytrenowano ich do chodzenia cicho. Kiedy opaska Fury została usunięta, a on wstał z wózka, pierwszą rzeczą, jaką zobaczył, były zamykające się drzwi windy. Za szklanymi drzwiami widział wyłożony szklanymi kafelkami pokój, pełen mężczyzn i kobiet w białych, laboratoryjnych kitlach.

„Szpital? Nie... to na pewno nie jest...”

„Dlaczego mnie aresztowano?”


„Czy to… Zakład Karny?”

Nadal wysuwał pytania, na które nikt nie chciał dać mu odpowiedzi.

„Powiedzcie mi. Ktokolwiek”.

Winda się zatrzymała.

Zjechała na dół.

„Zakład Karny. Piwnica. Nowa część budynku. Nowa winda”.

Nadużył uprawnień swojego stanowiska, by nadpisać nagrania. Musiałby wziąć odpowiedzialność i otrzymać ostrzeżenie od samego burmistrza. Przestrogę. Karę.

Nie, nic z tych rzeczy. Nic nawet w połowie tak pobłażliwego.

Terror ogarnął jego ciało.

 – Pozwólcie mi wrócić!

Przekręcił się.

 – Wypuśćcie mnie stąd. Wypuśćcie.

Poczuł impuls w karku. Porażono go prądem. Całe jego ciało zostało sparaliżowane.

 – Mówiłem, żebyś był cicho.

Usłyszał jak urzędnik Ministerstwa Bezpieczeństwa znowu wydał stłumiony chichot.

****

 – Wygląda na to, że wszystkie przygotowania zakończone – powiedział mężczyzna w białym kitlu, gdy się odwracał. Burmistrz No.6, pierwszy ze swojego pokolenia, przyłożył do ust swój biały, porcelanowy kubek i pociągnął łyk ciemnobrązowego napoju.

 – Rozumiem. Dobrze.

 – Hmm? Coś się stało? Jesteś dość blady.

 – Byłem ostatnio dość zajęty.

 – Zmęczony? To nie dobrze. Wykończenie organizmu otwiera drzwi wszystkim drobnoustrojom. Radziłbym być ostrożnym. Wypiszę ci potem receptę.

 – Dzięki.

 – Projekt jest już prawie zakończony. Ale do tego czasu... Nie, właściwie nawet potem, musisz zostać zdrowy. Powinniśmy już iść?

Burmistrz odłożył swój kubek. Na pierwszy rzut oka nie wydawało się w nim być kompletnie nic niezwykłego. Jednak przy bliższym spojrzeniu dało się zobaczyć skomplikowane wzory, wygrawerowane z tyłu ucha. Był to wyjątkowo drogi przedmiot.

 – Jesteś pewien, że masz zamiar to zrobić? – Mężczyzna w białym fartuchu spojrzał na niego z niedowierzaniem na moment przed roześmianiem się.

 – Oczywiście.

 – Ale w przeciwieństwie do tamtej dziewczyny, tym razem... Powiedz, co ty jej wtedy w ogóle zrobiłeś?

 – Jej? Nic jej nie jest. Miała drobne problemy, ale niedługo będzie w pogotowiu. To bardzo ładna dziewczyna i zacząłem ją nawet lubić. Będę ją dobrze traktować.

 – Może i była elitą, ale nadal się uczyła. Elita, którą tym razem mamy w swoich rękach, naprawdę jest w zawodzie.

 – Będzie znacznie bardziej użyteczny, właśnie dlatego, że jest w swoim zawodzie. Na więcej niż jeden sposób. A poza tym z tego co wiem z twoich badań, i tak był wadliwym produktem, prawda? Wiele razy złamał przysięgę lojalności wobec naszego miasta.

 – Cóż, tu masz rację – wychodził do Zachodniego Bloku bez wyraźnego powodu. Ostatnio zauważono u niego rany na twarzy i dłoniach, które prawdopodobnie też przyniósł z Zachodniego Bloku. Istnieje podejrzenie manipulacji nagraniami. To naturalnie jest zdrada, ale...

 – Musi zostać ukarany.

 – W ten sposób?

 – Fennec. – Mężczyzna w kitlu użył wobec burmistrza jego starego przezwiska.

„Czy to nie on nadał mi to przezwisko w szkole, od małego, pustynnego lisa?”

Mężczyzna stanął naprzeciw burmistrza i położył mu dłoń na ramieniu.

 – Fennec, będziesz królem.

Wysoki człowiek pochylił się lekko naprzód i zaczął mówić szybciej.

 – Twoje dni doglądania polityków jako burmistrz są skończone. Od teraz ty będziesz rządził. Jako absolutny władca, zdominujesz tę ziemię.

 – Wiem.

 – To czemu się wahasz? Kogo obchodzą jeden czy dwa wadliwe produkty?

 – Masz rację – mruknął udobruchany burmistrz.

 – To jest ofiara. Poświęca się dla naszego dobra. To honorowa rzecz dla mężczyzny.

Człowiek w fartuchu mruknął jeszcze raz:

 – Będziesz rządził jako król absolutny.

Burmistrz kiwnął głową, krzyżując ramiona.

 – Chodźmy więc – powiedział, prowadząc mężczyznę w kitlu.


Pokój był pusty. Nazywano go Komnatą Eksperymentów I. Ściany ze specjalnego materiału nie miały żadnych okien. Jedynym meblem było krzesło. Przywiązano do niego mężczyznę. W jego oczach malował się strach i dezorientacja.

Z tej strony ściany widzieli wszystko, co działo się w tym pokoju. Człowiek w laboratoryjnym kitlu uderzał lekko palcami w panel kontrolny z wieloma przyciskami i lampkami. Jego chude palce poruszały się rytmicznie po panelu, utrzymując rytm, jakby wygrywał go pianista.

Tap, tap, tap, ta–ta–tap, tap, tap, ta–ta–...

„Czy to jakiś rodzaj utworu muzycznego? Bez wątpienia to klawiatura, nieważne jak na to spojrzę. Wygląda jak nietrafiona zabawka. Nie mógłby zrobić tego bardziej odpowiedniego dla...”

 – Co teraz, Fennec?

 – O czym ty mówisz?

 – Jako burmistrz, oświadczysz temu człowiekowi wyrok?

 – Nie, nie ma potrzeby,

 – Biedny przestępca nawet nie wie w jakiej sytuacji się znajduje. Spójrz jaki jest przerażony, żałosny człowiek. Nie uratujesz go?

 – Uratować? Co masz na myśli?

 – Dać mu szansę poznać swoją zbrodnię i błagać Boga o wybaczenie.

Burmistrz jęknął z rozczuleniem.

„I znowu wymyśla znikąd dziwne rzeczy. Zawsze miał do tego tendencję?”

 – Wierzysz w Boga?

 – Oczywiście, że nie. Ale z pewnością są ludzie, którzy chcieliby otrzymać Bożą litość zanim by odeszli, żeby mieć czyste serce.

 – Może i są. Ale nie w No.6.

 – Rozumiem. Mam nadzieję, że nie powiedziałem nic nieodpowiedniego.

 – Normalnie nie robiłbyś sobie tego typu żartów.

 – Najszczersze przeprosiny. No to zaczynamy.

Jego palce, które jeszcze chwilę wcześniej wygrywały lekko rytm, poruszyły się, tym razem niemal bez zainteresowania, by nacisnąć przycisk. Część ściany zmieniła się w biały ekran, na którym pokazały się różne liczby i litery.

 – To obecne dane o tym przestępcy. Jego puls, fale mózgowe, zesztywnienie mięśni – wszystkie odczyty z całego ciała są tu zapisane.

 – Rozumiem...

 – W tamtym pokoju są emitowane fale o częstotliwości poniżej poziomu słyszalnego dla ludzkiego ucha. Dźwięki są tylko wibracją powietrza. U ludzi te wibracje są przekazywane przez bębenek uszny, młoteczkiem, kowadełkiem i strzemiączkiem aż dotrą do ślimaka. Wiesz to, prawda? A częstotliwość fal, jakie mogą odbierać to...

 – Nic się nie zmienia – Fennec postawił krok naprzód, przyglądając się intensywnie scenie, rozgrywającej się w sąsiednim pokoju. Nie było żadnych zmian. Mężczyzna przywiązany do krzesła, rozglądający się niezręcznie, skierował właśnie wzrok na stopy.

 – Nie ma się czym denerwować. Zaczyna się. Ale zajmie to trochę czasu. Usiądziesz sobie?

 – Nie.

 – Więc może poczęstuję cię kubkiem kawy? Mam ziarna najlepszej marki.

 – Oferujesz mi, żebym napił się kawy? Tutaj?

 – Wolałbyś wino?

 – Nie... Jest w porządku.

 – Chyba nie jesteś w nastroju na słuchanie moich wykładów.

 – Przykro mi cię rozczarować, ale nie interesują mnie za bardzo organy odbierające fale dźwiękowe.

Mężczyzna w kitlu wzruszył ramionami i zapadła cisza. Nic się nie działo.

 – Jesteś pewien, że to nie jest niewypał? – mruknął burmistrz zniżonym głosem.

 – Ja? Stworzyć niewypał? Raczej słaby żart jak na ciebie, Fennec.

 – Ale...

Twarz człowieka w fartuchu zesztywniała. Już wcześniej jakby pozbawiona dopływu krwi, teraz zbladła jeszcze bardziej, a mięsień w jego skroni zaczął drgać.

„Ach tak...” – przypomniał sobie, że ten mężczyzna znał znaczenie słowa „niewypał” lepiej niż ktokolwiek inny. Brzydził się go, jakby mogło go fizycznie zranić.

Zmienił temat.

 – A co do tych ostatnich incydentów, wydają się iść w zapomnienie. Nie było innych raportów.

 – W przyszłości też już pewnie nie będzie.

 – Mogę cię trzymać za słowo?

 – Oczywiście.

 – Więc liczę na ciebie. Jeśli te rzeczy nadal działyby się w mieście, wszystko mogłyby zacząć wyrywać się spod kontroli.

 – To wyjątki.

 – Ale nawet jeśli, to czemu w ogóle się te wyjątki zdarzają? Atakują ludzi, którzy nie są zarejestrowani jako próbki.

 – Musiały być jakieś zaniedbania w poprzednich fazach projektu. Ale nie ma się o co martwić. Wyjątki to tylko wyjątki. Ach...

 – Hm?

 – To się dzieje – Mężczyzna w kitlu wskazał palcem.

Tak zwany przestępca zesztywniał w krześle, wystawiając pierś i odrzucając głowę do tyłu. Trząsł się na boki, krzycząc coś.

 – Chcesz usłyszeć dźwięk? – zapytał mężczyzna w fartuchu, trzymając palec na zielonym przycisku.

 – Nie, tak jest dobrze – odpowiedział szybko Fennec, kręcąc głową i starając się nie okazywać niepokoju.

Gdyby mógł, nie chciałby widzieć czegoś takiego. Chciał opuścić ten pusty pokój i wrócić do swojego biura.

„Mój pokój, na najwyższym piętrze Kropli Księżyca. Ekskluzywne meble i doskonały widok – bez wątpienia to najlepsze miejsce dla mnie”.

 – Spójrz, przyjrzyj się. Wychodzi – głos mężczyzny w kitlu trząsł się. Na jego twarzy malował się rozmarzony wyraz. Człowiek na krześle już się nie ruszał. Jakże łatwo został pokonany. Jego włosy zaczęły robić się białe. Śnieżne strąki spadały lekko na podłogę, gdy tylko odeszła siła, która trzymała je na miejscu. Nalot zaczynał przebijać się na jego prześwitującej skórze. Fennec mógł to stwierdzić nawet z miejsca, w którym stał.

 – Przybliżmy. Spójrz – mężczyzna w kitlu zbliżył sie do monitora. Większy obraz twarzy człowieka z przechyloną głową, wypełnił ekran. Jego oczy były szeroko otwarte, a usta wykręcone – miał twarz kogoś, kto stracił życie zanim zdążył się zorientować, co się dzieje. Brązowe miejsca były rozsiane po całej jego poprzecinanej zmarszczkami twarzy. Jego zęby wystawały z na wpół otwartych ust; wydawało się, że mogą lada chwila wypaść. Wyglądał jakby dożył już setki. Zaś u podstawy jego szyi ukazał się ciemniejszy nalot, napuchnięty i kręcący się. Cały dźwięk był zamknięty w tamtym pomieszczeniu. Jednak z jakiegoś powodu Fennec słyszał przegryzanie ludzkiego mięsa.

„Wyszło”.

Błyszczące srebrem skrzydła. Antenki. Niezliczone, poruszające się bez przerwy nogi. Pojedyncza osa narodziła się z ludzkiego ciała.

 – Złapiemy cię – mruknął mężczyzna w kitlu. Jego twarz nadal była rozmarzona. Czysta bańka wyleciała z jakiegoś miejsca pod krzesłem. Był to okrągły robot–pułapka, mający około dziesięć centymetrów średnicy. Unosił się niczym bańka mydlana. Złapał pszczołę do środka gdy tylko zaczęła walczyć i uwięził w środku swojego sferycznego ciała.

 – Sukces! – zawołał naukowiec. Jego oczy błyszczały od łez szczęścia.

– W końcu nam się udało. Ach, znaczy... Nie, to dopiero pierwszy krok do sukcesu. Ale to już niezły postęp, co nie, Fennec?

 – Niewątpliwie. Gratulacje.

 – Ciągle nie jest perfekcyjnie. Nie, nawet nie jest blisko perfekcji. Ale sukces to sukces. Jeszcze trochę, tylko odrobinkę i będą całkowicie pod kontrolą. Wylęganie, przyspieszenie wzrostu, rozwój i składanie jaj. Będziemy kontrolować to wszystko. Będziemy mogli je skierować gdzie tylko zechcemy. Genialne. W końcu zaszliśmy tak daleko.

Mężczyzna zacisnął dłoń w pięść i przeszedł niespokojnie po pokoju. Jego policzki rumieniły się z podniecenia, zaś usta traciły swój kolor.

 – Przy ostatniej próbce nie mogliśmy przejąć kontroli nad fazą wyklucia. W sprawie męskiego przypadku i mężczyzny z parku, najlepszym co udało nam się zrobić było przewidzenie okresu wyklucia. Ile miesięcy już od tego czasu minęło? W tylko kilka miesięcy byliśmy w stanie zajść tak daleko. Jeszcze trochę...

„Niektórzy mówią, że cienka granica dzieli geniusza od szaleńca. Nie mógłbym tego lepiej opisać”.

Fennec przestał patrzeć na mężczyznę, który chodził w kółko mrucząc do siebie i spojrzał na ścianę, do środka Komnaty Eksperymentów I. Pomyślał, że lepszą nazwą byłaby raczej „Komnata Egzekucyjna”.

Ciało zniknęło. Zostało zabrane do sali autopsyjnej. Krzesło także wyniesiono, a pokój stał się teraz nagą, pustą przestrzenią. Nie pozostało w nim żadnych oznak śmierci.  Tylko próżnia.

 – Nie, nie, nie mogę dawać się ponosić szczęściu. Sam fakt, że jesteśmy w stanie perfekcyjnie kontrolować wyklucie nie znaczy, że jesteśmy wolni od wszelkich problemów. Oczywiście, nie żebyśmy żadnych nie mieli. Ach, tak, nadal mamy jeden wielki problem. Teraz, jak już przy tym jestem – Fennec!

Głos mężczyzny załamał się w podnieceniu, gdy wyszczekał przezwisko burmistrza. Niezadowolenie stało się maleńkimi kolcami, wbijającymi się irytująco w jego skórę.

 – Co jest?

 – Potrzebuję ludzi.

 – Na próbki?

 – Tych też.

 – Jaki typ? Jak wielu?

 – Tym razem typ nie ma znaczenia. Chcę wielu.

 – Mają być z miasta?

 – To bez znaczenia. Chcę ilości, nie jakości. Wielu, Fennec.

 – Doskonale. Zaplanowałem Sprzątanie.

 – Genialnie! Zależy mi na czasie. A, i siłę roboczą.

 – Siłę roboczą...

 – Uzdolnioną. Potrzebuję pracowników, którzy byliby przedłużeniem moich kończyn, posiadając jednocześnie najwyższy poziom inteligencji.

 – Nie wystarczą ci ludzie, których już masz?

 – Zdecydowanie, ale potrzebuję inteligentniejszych.

 – To będzie ciężkie – powiedział z wahaniem burmistrz. – Już na dzień dzisiejszy jest niedobór elity. Jeśli przeniosę tu ich jeszcze więcej, zrobi nam się spory deficyt.

 – Chcę, żebyś dał temu najwyższy priorytet! – krzyknął mężczyzna w kitlu. W tym samym czasie zapaliła się lampa na ścianie. – Przygotowania w sali autopsyjnej są gotowe. Muszę iść. Co zrobisz?

 – Wrócę do Kropli Księżyca.

„To moje miejsce, mimo wszystko”.

 – Rozumiem. Więc liczę na ciebie. W sprawie próbek i siły roboczej.

Część ściany otworzyła się bezgłośnie, a mężczyzna w fartuchu laboratoryjnym wyszedł.

„Naprawdę go potrzebujemy?”

Nagle przyszło mu na myśl pewne podejrzenie. Było tak nagłe, że musiał złapać się za pierś, by uspokoić oddech.

„Czy ja naprawdę go tutaj potrzebuję? Czy sam projekt jest w ogóle potrzebny? Czy nie mogę rządzić tą ziemią bez polegania na nim czy jego projekcie?”

Wziął kilka głębokich oddechów, by przywrócić im normalny rytm. Wpatrywał się w pustą przestrzeń przed nim.

„Jak pozbyć się człowieka po egzekucji?” – pomyślał.

Zamiast ogłaszać śmierć wywołaną chorobą, co by się stało, gdyby powiedział, że został skazany na egzekucję? Pokazałby wszystkim co się dzieje tym, którzy łamią zasady Świętego Miasta No.6 – tym, którzy próbowali je oszukać, tym, którzy mścili się i odmawiali posłuszeństwa. Nie pozwoliłby, żeby chociaż jeden włos odstawał przeciw niemu. Jasno oświadczyłby to stanowisko. Wymusiłby je siłą. Wymusiłby je tak, żeby wszyscy o nim wiedzieli. Wszelkie podejrzane jednostki zostałyby aresztowane i wywiezione. Jeśli okoliczności by tego wymagały, zamknąłby kongres.

„Co by się stało? Obywatele by się sprzeciwili? Ci ludzie, którzy całe swoje życia wiedli z daleka od czegoś takiego jak sprzeciw czy zemsta, czy nadal posiadali własne umysły czy sposoby na sprzeciw? Czy moi najdrożsi obywatele, będąc lojalnymi jak psy, jak bezsilne kocięta, odważą mi się sprzeciwić?”

Wykręcając wargi, wydał chichot.

„Niemożliwe”.

„Nie ma mowy, żeby stało się coś takiego. Wszyscy skulą się przed moją siłą, klękną i mnie posłuchają”.

 – Burmistrzu, za chwilę odbędzie się pańskie umówione spotkanie – poinformował go głos jego sekretarki z głośniczka w godle miasta.

 – Bardzo dobrze.

 – Samochód już na pana czeka.

 – Już idę.

„Ale nie mogę sam siebie wyprzedzać. Zaszliśmy już tak daleko. Nie ma potrzeby zbytnio się tym ekscytować. Pozwolę wszystkiemu posuwać się do przodu dyskretnie i pomysłowo”.

Szedł blisko ściany. Drzwi otworzyły się, ukazując ledwie oświetlony korytarz. On także był srebrny.


==Koniec rozdziału trzeciego==

22 komentarze:

  1. Dlaczego tak mało Shiona i Nezumiego :<
    Ale przynajmniej cała sytuacja z pasożytniczymi osami znacznie się rozjaśniła :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W następnym będzie więcej! >:D

      ///Tylko, Kuroneko, proszę, nie spoileruj co będzie, niech inni mają radochę, której mnie dziś pozbawiłaś! xD///

      Usuń
    2. Oj tam, oj tam, i tak będziesz się cieszyć xD Czuję się jakby następny rozdział był moją nagrodą za te wszystkie nudne godziny spędzone z burmistrzem, a radością się trzeba dzielić .w. Poza tym to jest na początku, nie wspomniałam ci o niczym co się dzieje potem .w. ...jeszcze .w.
      A co do tej akcji z pasożytami, ja nadal rozumiem tyle co moja nieznająca realiów no.6 siostra, kiedy zaczynam przy niej wyzywać na Nezumiego ._. Bóg jeden wie skąd się wzięły (*le aluzja do Elyuryas-kto-widział-anime-ten-rozumie, tak Ayo to do ciebie .w.*)
      A tak w ogóle to wystarczy samo Kuro, jestem w gronie przyjaciół to pozwalam .w.

      Usuń
    3. No nie! Teraz to mi wszystkie smaczki popsułaś! xDD Jeśli to właśnie w tym rozdziale jest COŚ, o czym wiem, a czego nie było w anime, to.... >:D.

      Usuń
    4. Elyurias się tak trochę właśnie z dupy wzięła, ale przynajmniej Shion przeżył. Może w powieści będzie to lepiej wytłumaczone.
      Wiedziałam, że w tym rozdziale Nezumi zemdleje, jednak nie mam pojęcia, co wydarzy się w następnym. A skoro ma w nim być trochę więcej mojego ulubionego duetu, to nie mogę się już doczekać ♥

      Usuń
    5. To pocisnęłaś spoilerem xD Moja wewnętrzna sadystka walczy z miłością do Ayo i zastanawiam się czy jej powiedzieć, żeby nie czytała tych komentarzy, czy wręcz jej kazać... zostawię to losowi .w.

      Usuń
    6. Kuro, nie bądź wredna i idź jej to napisz.

      Usuń
    7. "Oj tam, oj tam". To, co napisałam, to wcale nie tak dużo, nie zdradziłam dokładnego zakończenia, które... Ekhm, no tak. A może tutaj będzie inne? W każdym razie teraz, kiedy będę chciała nawiązać w komentarzu do wydarzeń z anime, napiszę "UWAGA SPOILER". Nie chcę psuć zabawy tym, którzy tylko czytają, przepraszam ;)

      Usuń
    8. Albo lepiej! Niech Kuroneko usunie mój komentarz i nie powinno być problemu.

      Usuń
    9. *ledwo się powstrzymuje od użycia słów godnych ocenzurowania*
      Wy serca nie macie. Naprawdę, serca nie macie. QQ'
      Człowiek nawet czytając komentarze nie jest bezpiecznym, psia mać...

      Usuń
    10. It's too late to apologiiiiizeeee~~ It's too lateeeeee~~ Masz za swoje za spoilerowanie mi routa Giulio xD dopadła cię karma, tylko ja mogę bez konsekwencji spoilerować ludziom .w.

      Usuń
  2. Nee,dorwałam się do laptopa ojca więc mam chwilę na komentarz! Aczkolwiek o zgrozo,to jest niemiecka klawiatura...Rozdział fajny,akcja z niego toczyła się w ostatnim chapterze No.6 po angielsku(manga oczywiście],więc tam to czułam nadchodzący zawał...
    PS. Ostatnio pokazałam jedną fotkę z No.6 koleżance,na co ona zapytała mnie czy to yuri...padłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem pewna czy to na temat, ale moja siostra za każdym razem kiedy wyzywam przy niej na Nezumiego pyta się mnie, czy ona też mogłaby coś tłumaczyć ._. Nie jestem wtedy nigdy pewna czy mogę ją tak po prostu wyśmiać, czy dać jej jakiś nudny kawałek z Karan do tłumaczenia. Taki co by miał ze trzy linijki, więcej nikomu tknąć nie pozwolę .w. Jeszcze wybrałabym taki, który mi trudno byłoby przetłumaczyć .w. Nie mam pojęcia co to ma wspólnego z braniem No.6 za yuri, ale masz tu gifa na pocieszenie .w. http://i48.tinypic.com/yjfj4.gif Nezumi wygląda jak naćpany .w.

      Usuń
    2. Zamiast tak negatywnie myśleć, pokombinowałabyś trochę, by z tego na plus wyjść.
      Szukałaś tu kogoś do tłumaczenia posłowia, ale jak zwykle ludzie mają bardzo wielki zapał, ale na tym się zawsze kończy.
      Skoro siostrę tak ciągnie do tłumaczenia, to daj jej posłowia. Znudzi jej się - będziesz miała spokój od siostry. Zrobi coś - będziesz mieć mniej roboty. Jak sama widzisz, nic do stracenia nie masz, wręcz przeciwnie.

      Usuń
    3. Dobre... Twierdzi, że nie chce tłumaczyć nic, co ma związek z yaoi, ale Asano to w sumie fajna babka .w.

      Usuń
    4. Czyli twoja siostra nie różni się niczym od innych - wiele gadania, mało robienia. No i super, teraz ją tylko zbywaj zdaniem "jak ci się tak bardzo chce, to sama sobie coś znajdź, skoro moje ci nie pasuje" i po sprawie. :)

      Usuń
  3. Ja chcę jeeeszcze.~~
    Szczególnie po spoilerze następnego rozdziału, niedobrzy ludzie! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak się ładnie poprosi Kuro, to może da przedpremierowo ;p

      Usuń
    2. PROOOOOSZĘ, PROSIMYYY~~ *w*

      Usuń
    3. Nie, nie po to żyję od czwartku do czwartku .w.

      Usuń
  4. Kuroneko,Ayo i Dżun.Ogłaszam iż zostałyście moimi bogami!
    Nie długo sobie zrobię ołtarzyk i będę was czcić xd
    Podziwiam ciebie za przetłumaczenie tej powieści i Ayo i Dżun za korektę.(bynajmniej moja pani od polskiego wielbi jak robię błędy interpunkcyjne xd,więc według mnie to też jest nie lada wyzwanie wszystko przejrzeć i poprawić.)Piszę dopiero teraz ,bo tak to pod każdym rozdziałem i tak bym pisała to samo.
    Zastanawia mnie jedno:Wydawały mu się być znacznie piękniejsze niż czarne, które miał wcześniej. <-----tu pisze ,że Shion miał wcześniej czarne włosy.A on nie miał ich brązowych?O_O
    Isis

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wiem, czy to kwestia tego, że już późna (a może już wczesna?) godzina, czy tego, że mam lekką gorączkę chyba, ale w zdaniu: "Może dałby tym włosom odrobinę czułości, przed oświadczeniem Shionowi, że idzie do łóżka." przeczytałam: "(...) Shionowi, że idzie z nim do łóżka." :D
    Ach to myślenie życzeniowe!
    Alys

    OdpowiedzUsuń