((Ladies and Gentleman~! Niniejszym ogłaszam, że to ostatni rozdział z tomu czwartego i mam go w końcu za sobą (bijacz!) ^^ A teraz trzeba zacząć kolejny tom i przygotowywać się do szkolnej wycieczki... ja to nie mam życia ._. Ale nie szkodzi, w gruncie rzeczy me życie byłoby puste bez tłumaczenia No.6, wymyślania dziwnych rzeczy i powalonych pomysłów Ayo, która cierpi chyba na słomiany zapał (ucz się obsługi tego Ren'py, szujo! Ja tu dialogi do cholery wymyślam!), jak również bez zastanawiania się nad jak najwspanialszym ujęciem toku wydarzeń w imieniu dla Dżun (to już nawet kształtu nabiera, pierwszy rozdział będzie gotowy zanim skończysz z dyplomem >:D)... oj, wybaczcie, znowu przedłużam, a więc miłej lektury życzę jak zwykle~))
Rozdział 5
Ku nieznanemu światłu
W niebiosach zebrały się ciemne chmury
Na ziemi wiały straszliwe wiatry
Na siedem miesięcy i siedem nocy firmament ukryły burzowe chmury
Na dziewięć miesięcy i dziewięć nocy okrutne porywy sponiewierały ziemię.
Wody Jangcy podniosły się znacznie,
A rzeka rozeszła się na każdy koniec kraju.
Mity chińskie – Historia stworzenia Lisu
– Prze pani, mogę poprosić babeczki? – Riri wbiegła do sklepu. – Eh? – zatrzymała się nagle i zamrugała z zaciekawieniem, nadal ściskając w piąstce pieniądze. Karan na ten słodki widok mogła się jedynie uśmiechnąć.
– Znowu tu przyszedłeś, wujku?
Yoming uśmiechnął się niezręcznie na szczere pytanie siostrzenicy.
– Riri, jestem tutaj w związku z pracą. Rozumiesz, prawda?
– Jaką pracą?
– Kojarzysz mufinki pani Karan, te, które tak uwielbiasz? Mam zamiar napisać o nich artykuł. Godne podziwu zajęcie, nie uważasz?
– Ale po co?
– Rozsławi te mufinki. Pani Karan będzie miała dużo więcej klientów.
– Nie chcę – powiedziała Riri, nadymając policzki i spoglądając na wujka. – Jak wszyscy będą je kupować, to dla mnie nic nie zostanie.
– Nie martw się – odezwała się Karan, wyjmując dwie mufinki z wystawy. – Jesteś moją ważną klientką. Zawsze jakieś dla ciebie odłożę. Ser i dżem, po jednej. Tą z dżemem masz ode mnie w prezencie.
– Naprawdę? Dziękuję – ucieszyła się Riri. – Mogę teraz zjeść?
– Oczywiście, że możesz – odpowiedziała Karan. – Właściwie już czas na herbatę. Może zrobimy dla Riri trochę gorącej czekolady, hm?
– Jej! Jest pani najlepsza!
„Kochana”.
W sercu Karan pojawiło się ciepło. Zjawiało się zawsze, gdy widziała uśmiech dziecka. Ciepłe, miłe uczucie narastało w niej za każdym razem.
Jako mieszkaniec Utraconego Miasta, starszej dzielnicy No.6, Riri zdecydowanie nie miała najlepszego środowiska. W mieście jak tamto, gdzie elita siedzi najwyżej i panuje hierarchia, nieważne jak by się starała, nie mogłaby zająć żadnego wyższego stanowiska. Utracone Miasto należało do tych, znajdujących się na najniższym stopniu piramidy. Pośród dorosłych było wielu ludzi, którzy okazywali swoją obojętność czy gniew, jednak na dzieci to nie wpływało. Biegały alejkami, śmiały się z prostych, zwyczajnych rzeczy i przylepiały oczy do smacznego jedzenia. Zdecydowanie było im tam łatwiej żyć niż w Chronosie, gdzie musiałyby ściśle przestrzegać jasno wyznaczonych reguł.
„Chcę, żeby były szczęśliwe” – pomyślała Karan, spoglądając na beztroski uśmiech Riri.
„Chcę, żeby chociaż dzieci były szczęśliwe”.
„Tylko co powinnam zrobić, żeby mogły być? Jako dorosły, co mogę zrobić? Nie byłam w stanie uratować mojego jedynego syna, ani dziewczyny, która go kochała...” .
– Karan, co się stało?
Yoming uniósł twarz znad fotografii mufinek i rogalików.
– Och, nie, ja tylko...
– Myślałaś o synu?
– Chyba można tak powiedzieć... Tylko że ja zawsze myślę o Shionie – powiedziała Karan. – Nie zapomniałam o nim nawet na jedną sekundę. Śnił mi się nawet zeszłej nocy.
– Oczywiście – odezwał się delikatnie Yoming. – Oczywiście, jesteś w końcu jego matką. Przepraszam, to było nieuprzejme z mojej strony.
Karan odwróciła się do Yominga i pokręciła głową.
– Dobrze wyglądał.
– Słucham?
– Mój syn. Uśmiechał się. Był trochę chudszy, ale miał na twarzy taki miły uśmiech. Pomyślałam: „Jej, ten chłopak musi być szczęśliwy”. I ja też byłam. Nawet było mi trochę lżej na sercu, kiedy się obudziłam.
– Szczęśliwy, hę – powiedział z zamyśleniem Yoming. – Karan, w jakimkolwiek jest stanie, twój syn jest żywy. To jest pewne.
– I za to jestem wdzięczna.
„Dopóki jesteś żywy, nie mogę prosić o nic więcej”.
„Shion, żyj... i wróć do mnie jeszcze raz”.
Postawiła przed Riri kubek gorącej czekolady, a przed Yomingiem kawę.
– Eh? Też jesz, wujku? – zapytała z nadętą miną Riri. – Nie wydaje ci się, że trochę nadużywasz gościnności?
Yoming zachłysnął się kawą. Karan wybuchła śmiechem.
– Ty, i wujek jesteście moimi specjalnymi klientami – uspokoiła ją.
– Aha – odpowiedziała Riri, jednak niezbyt przekonana. – Wie pani, mama mówi, że wujek Yo może czuć do pani miętę. Wie pani co znaczy „czuć miętę”?
– Ojej – powiedziała z uśmiechem Karan.
Yoming zaczął się krztusić.
– T–to absurd – wydukał. – Powiedz Rence... Powiedz mamie, że wujek Yo był o to bardzo, bardzo zły.
– Nie wydaje mi się, żeby mama się bała, nawet jakby wujek oszalał – odcięła się Riri. – Po prostu jak przyjdziesz następnym razem, nie dostaniesz obiadu.
Karan tak pochłonął wyraz twarzy Yominga, że przyklękła za ladą, kuląc się ze śmiechu. Śmiejąc się, przypomniała sobie o czym mówił Yoming zanim weszła Riri.
„Karan, myślisz, że powinniśmy trzymać się tej ścieżki?”
Tak Yoming zaczął konwersację.
„Myślisz, że to miasto, No.6, powinno nadal iść w tym kierunku? Możesz nie wiedzieć zbyt dużo, ale posiadasz wystarczającą wiedzę. Wiesz, że to miejsce jest zbudowane na kłamstwach”.
„Tak, wiem”.
„Nam obojgu, tobie i mnie odebrano syna. Ty nadal masz nadzieję, ale mój syn już nigdy nie wróci. Tak jak i moja żona. To miasto pożera ludzi jak demon”.
„Tak”.
„Karan. Myślisz, że możemy zmienić to miejsce?”
„Słucham?”
„Nie wydaje ci się, że moglibyśmy zmienić Święte Miasto, by mogło odrodzić się jako miejsce do życia dla ludzi?”
„My... zmienić...?”
„Nie tylko my dwoje. Są jeszcze inni, którzy poznali prawdziwą naturę Świętego Miasta”.
„Jesteśmy...”
Wtedy wpadła Riri.
Karan pogrążyła się w myślach.
„Zamiast tylko czekać, modlić się czy płakać całymi dniami, co mogę zrobić, żeby wspomóc Shiona? Co mogę zrobić, by uratować Safu?”
Pisk, pisk.
Rozległo się ciche piszczenie. Dźwięk, którego od dawna wyczekiwała. Mała myszka skuliła się pod ladą. Jaj długi ogon i winogronowe oczy błyszczały dla Karan niczym diamenty. Przez długie godziny po zniknięciu Shiona, to maleńkie stworzenie dało jej niezwykłe oparcie – w chwilach, gdy czuła jakby miała zostać wymazana przez własną rozpacz, samotność, beznadzieję.
Delikatnie położyła na ziemi okruszek serowej babeczki.
„Dziękuję. Tak bardzo ci dziękuję”.
– Znowu przyszłaś.
Na jej otwartą dłoń spadła kapsułka wielkości groszku. Był w niej list od Shiona. Przekazano jej, że w razie jakichś nienaturalnych zdarzeń, przyjdzie do niej czarna mysz. Ta była brązowa jak ostatnim razem. Shion nadal był bezpieczny. Nadal żył. Być może nadal się śmiał tak jak kiedyś.
„Shion”.
Otworzyła kapsułkę trzęsącymi się palcami. Był w niej zwinięty kawałek papieru. Naskrobano na nim tylko jedną linijkę.
Dziękuję, mamo. Zawsze będę cię kochać.
Tylko tyle. To było pismo Shiona, bez żadnych wątpliwości. To on napisał list, na który tyle czekała. Jednak w jej sercu narastało dziwne przeczucie.
„To...”
„Dziękuję, mamo. Zawsze będę cię kochać”.
Zupełnie jak pożegnanie. Jak ostatni pocałunek, ostatni uścisk, ostatnie słowa.
„Dziękuję, mamo. Zawsze będę cię kochać”.
„Żegnaj”.
Ostatnie, niedopisane słowo pojawiło się w jej głowie.
Wstała. Czuła się, jakby miała zemdleć. Sufit i podłoga się kręciły.
– Karan!
– Prze, pani!
Usłyszała w oddali wołające ją głosy Yominga i Riri.
„Shion, czekaj”.
Wyciągnęła dłoń z krzykiem.
„Dokąd idziesz? Co masz zamiar zrobić? Nie mów mi... Nie mów że...”
„Zakład Karny”.
Nie mogła przestać się trząść. Karan ogarnął terror tego, co przyniosły jej działania.
Powiedziała mu o Safu. Shion miał zamiar pomóc jej uciec. Był chłopakiem, który byłby zdolny zrobić coś takiego. Karan wiedziała, że zrobiłby to. Powinna wiedzieć to lepiej, niż ktokolwiek inny.
Właśnie w pełni objawiło się jej matczyne ego.
„Nie powinnam była mu mówić. Ze wszystkich ludzi, nigdy nie powinnam była powiedzieć tego Shionowi”.
„Nie, Shion. Nie możesz iść. Nie możesz być tym, który zginie”.
„Czekaj, czekaj!”.
Padła na kolana. Przed nią była mała myszka. Trzymała okruszek babeczki obiema łapkami.
„Nezumi...”
Nagle ciężar w jej piersi zwiększył się i poczuła, jakby pękało jej serce.
„Gdzie jesteś? Jesteś przy nim? Jeśli tak, proszę, nie opuszczaj go. Błagam cię. Chroń go. Chroń go”.
„Nezumi!”
***
Powietrze zlepiał zapach krwi, śmierci i potu. Ludzie tłoczyli się w pozbawionych okien towarowych kontenerach, ściśnięci tak, że ledwie mogli się ruszać. Wyciągając szyje i usiłując zaczerpnąć przesiąkniętego krwią, śmiercią i potem powietrza. Nie mógł oddychać. Było gorąco i duszno w tej pozbawionej światła, maleńkiej przestrzeni. Zupełnie jakby nie pozwalano im nawet oddychać.
Za Shionem podstarzały już mężczyzna wydał krótkie westchnięcie. Po kilku ostrych oddechach, jego głowa pochyliła się naprzód. Shion czuł konwulsje, miotające jego ciałem przez ramię, które się z nim stykało. Z trudem wydostał rękę, by móc przycisnąć dłoń do swoich ust.
– Nezumi – odezwał się.
– Co?
– Ten człowiek... on właśnie umarł.
– Rozumiem – odpowiedział beznamiętnie Nezumi. – Miał zawał czy coś?
– Możliwe.
– Rozumiem. Cóż, jeśli dał radę odejść szybko, może to dla niego i lepiej.
„Może lepiej było dla niego tu umrzeć, niż nie być w stanie tego zrobić” – słowa Nezumiego nie były sarkazmem ani żartem. Pewnie to była czysta prawda.
Gdy na Shionie spoczywał ciężar martwego człowieka, pomyślał o dziecku – maleńkim dzieciątku, które zostawił wraz z psem pośród gruzu.
„Uda się temu dziecku przeżyć?”
– Inukashi pewnie nieźle się teraz wścieka – Maleńki uśmiech zatańczył na ustach Nezumiego.
– Eh?
– Pewnie odlatuje, bo podrzuciłeś mu dzieciaka pod opiekę. Wyobrażam sobie, jak trzyma to dziecko i przeklina cię, jak tylko potrafi.
– Jakoś się nim zajmie, prawda?
– Kto wie? Pewnie wykorzystuje wszystko żeby zająć się swoimi psami. Chociaż chyba nie posunie się aż tak daleko, by nakarmić je dzieckiem.
– Inukashi jest miły – powiedział ze zdecydowaniem Shion. – Nie porzuciłby bezbronnego dziecka.
– Na pewno?
– Nie zrobiłby tego, bo wychowała go kochająca matka.
– Ach tak. A więc ze względu na fakt, że jest miły i miał kochającą matkę podrzucasz mu dzieciaka, hę?
– Och... Cóż, jeśli ująć to w ten sposób to rzeczywiście. Nie zauważyłem.
– Może i trudno to sobie wyobrazić maleńkiemu panu Naiwniaczkowi, ale tak właśnie jest. Dzieci i zwierzęta trochę się od siebie różnią. Biedny Inukashi, będzie musiał oddać własne jedzenie, żeby zaopiekować się czyimś dzieckiem.
– Przeproszę – odpowiedział prosto Shion.
– Co?
– Przeproszę, kiedy zobaczę go następnym razem.
„O ile w ogóle będziesz mógł” – mruknął Nezumi, wzruszając ramionami.
– Skąd wiedziałeś? – zapytał Shion. – Skąd wiedziałeś, że myślę o dziecku?
– Byliśmy razem na tyle długo, żeby mieć siebie dość. Umiem zgadnąć w większości przypadków. Jesteś dość przewidywalny i... nie... – uciął nagle Nezumi. – To wcale nie tak – mruknął.
– W ogóle nie mogę cię rozszyfrować.
Nagle usłyszeli skądś stłumiony płacz. Słaby głos, należący do kobiety.
– Och... och... och...
Jakby wzburzone przez jej głos, ciche łkania zaczęły dochodzić zewsząd. Jedne należały do kobiet, inne do mężczyzn. Nikt nie był dość silny, by wznieść udręczony płacz ponad inne. Ogarnięci rozpaczą, wyczerpaniem i strachem, mogli jedynie popłakiwać cicho ledwie słyszalnym głosem.
Przysiadłszy na ziemi, ściskając swoje kolana, Shion czuł przepełniony łzami cichy lament w swoim własnym ciele.
„Och, och, och...”
„Och, och, och...”
Chciał zakryć uszy, ale wiedział, że nie mógł. Nawet gdyby to zrobił, wszystko po prostu wsiąknęłoby w jego skórę. Przeszłoby przez nozdrza i końcówki włosów.
„Och, och, och...”
„Och, och, och...”
Nezumi uniósł podbródek i szybko się wyprostował.
Zabrzmiała piosenka. Piosenka, której Shion nigdy wcześniej nie słyszał.
– Na dalekim góry szczycie topnieją śniegi
Wijący strumień barwi bukowe liście zielenią
Łąki pokryły rozkwitające pąki
A dziewczę piękniejsze od samych kwiatów
Przysięga miłość pośród bukowych lasów
O młodości
Zamocz stopy w zieleni traw
I biegnij niczym jeleń
Zanim kwiaty rozkwitną i opadną,
złóż swój pocałunek na włosach panienki
To był dziwny głos. Inukashi powiedział kiedyś, że jego piosenki są jak wiatr kradnący dusze, niczym wiatr skradający opadające płatki kwiatów. Miał rację – Shion czuł jak pieśń oplata jego serce i odbiera duszę. W tej beznadziejnej przestrzeni bez pojedynczego promyka światła, na jedną sekundę zakwitły kwiaty, płynęła woda, a miłość jaśniała.
Łkanie ustało. Ludzie byli urzeczeni przez piosenkę.
Tutaj, w tym piekielnym miejscu, usłyszeli przepiękną pieśń. Zupełnie jakby właśnie doświadczyli cudu. A to znaczyło, że one mogą się zdarzać.
„Nawet jeśli zostaliśmy zaciągnięci na dno piekieł, to nie znaczy, że odebrano nam piękne rzeczy”.
Nezumi złapał oddech i odkaszlnął sucho.
– Trochę naciągane. Po prostu za mało tu powietrza. Mój głos nie wytrzyma.
– To było więcej niż dosyć – uspokoił go Shion. – To niesamowite... Nie wiem, jak to opisać... Pierwszy raz słyszałem, jak śpiewasz.
– Cóż, tutejsza akustyka nie jest najlepsza. Nie ma orkiestry, nie ma reflektorów. Na scenie wyglądałoby to trochę lepiej.
– Chciałbym to usłyszeć.
– Masz moje zaproszenie. Załatwię ci najlepsze miejsce w teatrze. Powinieneś przyprowadzić Inukashi i jego dzieciaka.
– Tak zrobię. Pewnie nawet płaczące dziecko zamilknie, kiedy usłyszy twój śpiew.
– Shion, żartowałem – odezwał się bez emocji Nezumi. – Nie bierz tego tak na poważnie.
– Eve – ktoś wzniósł głos w ciemnościach. – Zaśpiewaj dla nas jeszcze coś, Eve. Nie przestawaj śpiewać.
– Tak, Eve. Zaśpiewaj dla nas.
Shion dotknął ramienia Nezumiego.
– Wszyscy chcą usłyszeć twoją pieśń.
– Jestem teraz trochę jak niewolnik, co nie?
– Możesz uratować ludzi swoim śpiewem. Nezumi, jesteś niesamowity – Nawet Shion wiedział, jak niedorzecznie zabrzmiała jego pochwała. Był zawstydzony. Jednak powiedział właśnie to, co myślał.
„Nezumi, jesteś niesamowity”.
– Shion, nie da się uratować świata piosenkami czy opowieściami – powiedział chłodno Nezumi. – Jedynie można sprawić, że na chwilę zapomną o swoim bólu. Ale tylko tyle. Nie mogą ratować ludzi w prawdziwym sensie tego słowa.
– Eve, zaśpiewaj nam „Wszystkie Lśniące Rzeczy” – błagał kobiecy głos.
– Rany – mruknął Nezumi. – Jeśli szef się dowie, że znalazłem fanów nawet w takim miejscu, wybuchnie łzami radości.
„Zaśpiewaj nam, Eve. Właśnie teraz, podaruj nam swoją piosenkę”.
Ciężarówka zwolniła nieznacznie.
– Minęliśmy bramy – mruknął Nezumi tak cicho, że jedynie Shion mógł go usłyszeć. Wtedy znów zaczął śpiewać delikatnym głosem. Ta pieśń miała skoczne tempo z nutką melancholii.
– Perły ukryte na dnie morza
Gwiazdy mieniące się na niebie
I miłość skrywana w mym sercu
Wszystkie lśniące rzeczy podarowuję tobie
Morze ogarnia ciemność – perły znikają
Niebo ogarnia burza – gwiazdy znikają
Jednak moja miłość pozostanie
Przez całe pokolenia
Rzeczy, które lśnią wiecznie to tylko...
Ciężarówka stanęła. Piosenka urwała się nagle, a atmosfera w kontenerze znowu zamarła.
– Shion, słyszysz mnie? – wyszeptał cicho Nezumi. Jego głos był teraz ciężki, zupełnie inny niż gdy śpiewał. – Nieważne co się stanie, nie pozwól się ode mnie oddzielić.
Shion kiwnął głową. Zacisnął pięści.
„Nieważne co się stanie, nie zostawię cię”.
Drzwi się otworzyły.
– Wysiadać.
Tłum wylał się z ciężarówki jak mu kazano. Shion szedł z prądem. Nezumi szturchnął go w żebra.
– To jest Zakład Karny. Miejsce, do którego tak chciałeś iść.
Shion przełknął ślinę. Przełknął i spojrzał na budynek przed nim. Miał białe mury. Dzieło architektoniczne, unikające niemal wszelkich zdobień i zaprojektowane dla najwyższej efektywności, było czymś, co Shion przywykł widzieć w No.6.
Pomijając fakt, że miał tylko kilka okien, budynek wyglądał całkiem normalnie. Jego wysokość była niemal taka sama jak Kropli Księżyca, a cztery około dwupiętrowe skrzydła wysuwały się w różnych kierunkach niczym ramiona. Występy te były dość niezwykłe, jednak nie były czymś, co wywoływałoby przygnębiające czy złe przeczucia.
Shion spodziewał się czegoś bardziej ohydnego. Wierzył, że będzie to obrzydliwe miejsce, od którego chciałby się odwrócić wzrok.
Zakład Karny, pomalowany promieniami zachodzącego słońca, mógł łatwo zostać uznany za budynek medyczny. Na oko wydawał się być sterylnym i funkcjonalnym miejscem.
Wyobrażał sobie zupełnie co innego.
To był Zakład Karny i właśnie tam była Safu.
– To tył budynku – powiedział Nezumi. – Od frontu wygląda prawie tak samo. No, jak się podoba? Skromniej, niż sobie wyobrażałeś, co nie?
– O wiele skromniej – zgodził się Shion. – Wygląda prawie jak normalny budynek.
– Ta. Chociaż może „normalność” jest w nim właśnie najstraszniejsza.
– Ruszać się!
Pochód podążał przed siebie. Linia żołnierzy rozstawiła się swobodnie poza szeregiem, kilka metrów od Shiona. Ktoś się przewrócił. Jeden z rekrutów wyszedł z linii i odciągnął go na bok. Była to stara kobieta, owinięta w poszarpany szal. Rzucono ją na ziemię jak szmacianą lalkę.
– Nezumi, co z nią będzie?
– Nie martw się o innych ludzi. Nawet gdybyś wiedział, co się stanie i tak nic nie mógłbyś zrobić.
Kolejna osoba upadła. Tym razem młoda kobieta. Zerwano jej ubrania, przez co ta skuliła się na ziemi, ukrywając nagą pierś. Jeden z żołnierzy z równomiernie rozstawionej linii wyciągnął ją. To samo działo się przed i za Shionem.
„Oni nas sortują?”
Wymioty napłynęły mu do ust.
„Wsadzili nas do pojemników, tak ciasno, że nie mogliśmy oddychać; kazali nam przejść przez zagubienie, rozpacz, strach... a nawet po tak brutalnych doświadczeniach, nadal wybierają tych, którzy mogą iść po prostej linii?”
– Taa – Nezumi kiwnął głową. – Sortują nas. Sprzątają tych, którzy osłabli albo zginęli w trakcie transportu.
– Po co nas sortują?
– Nie wiem. Ciągle nie mam pojęcia do czego zamierzają nas użyć.
– Śmieszne, że nie wiesz, skoro wszystkie moje myśli jakoś umiesz odgadnąć.
– Boże! – odezwał się z zaskoczeniem Nezumi. – Pomyśleć, że nawet w takich warunkach nadal możesz być sarkastyczny! To coś warte pochwały, mój chłopcze.
– Ty mnie nauczyłeś – zrobiłem się twardszy.
– Ale prawdziwe sortowanie dopiero się zaczyna.
– Dopiero zaczyna, hę....
Szli w silnym wietrze. W tym czasie wielu ludzi upadło i zostało usuniętych za linię.
Byli pośród nich ci, którzy leżeli nieruchomo, trzęśli się z zimna i ci wyjący z bólu. Bez wyjątku, wszyscy byli zabierani i gromadzeni w jednym miejscu.
„Co z nimi będzie? Co się stanie? Nie wiem. Nawet gdybym wiedział, nie mógłbym i tak pomóc”.
Jego emocje zaczynały się stępiać, zaczynając od korzeni. Przyzwyczajał się do okrucieństwa. Zaczynał być ślepy na brutalny mord. Jego myśli zwolniły i stały się ospałe. Śmierć innych nie robiła już na nim wrażenia.
Shion wyciągnął dłoń i złapał ramię Nezumiego. Upewnił się, że czuje jego ciało końcówkami palców.
„Nezumi, zatrzymaj mnie tak ludzkim, jakim jestem”.
– Jest szansa... – Nezumi spuścił wzrok. – ...że możesz się zmienić.
– Eh?
– Tutaj, w Zakładzie Karnym, możesz się zmienić.
– O czym ty mówisz?
– Może gdy nadejdzie ten moment, w końcu zrozumiem... że nigdy nic o tobie nie wiedziałem.
– Nezumi, o czym ty mówisz?
Nezumi zamknął usta i zapadła cisza.
Ludziom rozkazano zatrzymać się przed czarnymi drzwiami.
– Wchodzić, zaczynając od tych na początku. Tylko bez hałasu.
Linia podzieliła się na trzy grupy, a pierwsza z nich zniknęła już po drugiej stronie drzwi. Nie było żadnego dźwięku. Kilka minut później, drzwi otworzyły się ponownie.
– Następni.
Teraz była kolej Shiona i jego grupy.
„Wchodzimy tam?”
Do środka Zakładu Karnego.
Zahartował się. Podjął już decyzję. Jednak nic nie mógł poradzić na to, że odruchowo cofnął się odrobinkę. Jego serce biło tak szybko, że miał wrażenie, jakby miało wysadzić wszystkie jego mięśnie.
– To jedyny sposób – powiedział delikatnie Nezumi, wpatrując się w dal. – To jedyny sposób jaki mieliśmy, Shion.
– Nezumi...
– Chodźmy.
– Tak.
Zawiał wiatr. Drzwi otworzyły się z każdej strony.
– Eve – ktoś krzyknął nagle zza nich. – Nasza piosenka. Piosenka...
Żołnierz bez słowa odpalił broń. Rozległo się ciężkie uderzenie ciała o ziemię.
Głos ucięty w środku krzyku i narastający, wyjący wiatr.
„Cholera”.
Usta Nezumiego poruszyły się, jakby formując słowa.
„Cholera. Któregoś dnia na pewno...”
– Ruszać się.
Było zbyt ciemno, by stwierdzić, jak duża była to przestrzeń. Jak w tamtym kontenerze, ludzie byli ściśnięci do granic możliwości.
Drzwi się zamknęły.
Przechył. Całe pomieszczenie zaczęło się trząść. I ruszać. Zjeżdżali w dół z zawrotną szybkością.
– Winda, hę – Mapa Zakładu Karnego pojawiła się w myślach Shiona. Pusta podziemna przestrzeń.
„To jest to. Jedziemy w tamto miejsce”.
Zjeżdżali. Opadali. Zupełnie jakby wpadali do otchłani.
Ręka Nezumiego owinęła się wokół jego talii.
– Trzymaj się mnie. Nieważne co się stanie, za nic nie puszczaj.
– Nezumi, co...
– Idziemy do piekła razem.
Uścisk wokół jego talii stał się silniejszy.
– I razem wrócimy żywi. Nie zapomnij o tym, Shion.
– Oczywiście.
Winda stanęła. Coś ruszyło się w ciemnościach.
– Spadniemy.
Głos Nezumiego odbił się echem po świecie pogrążonym w ciemnościach.
==Koniec rozdziału piątego==
((Jezu, jak ja czytam te piosenki... lol, Dżun nadała sens braku sensu @_@))
Ale szybko przeczytałam, lol. :D A długie się wydawało, to przez ilość dialogów!
OdpowiedzUsuńI tak fajne, a Shion już się zmienia...
dla mnie właśnie taki są najlżejsze @_@ 17 stron i prawie same dialogi... w porównaniu to tych 27-stronicowych rozdziałów ze środka tomu... jak myślę, że teraz będę musiała tłumaczyć kolejny tom od nowa...
UsuńChciałabym zostać hamburgerem.
Że fajnie się czyta trzeba przyznać, dużo opisów nuży. :D
UsuńHamburgerem? Ciekawa ambicja, ale nie lubię hamburgerów. :c
A ja czerwoną jaszczurką origami! xD
UsuńPrawda, też mi się fajniej korekci te 15-17, choć milej czyta 27 ;p
To ja tu słynnego goryla... mangakę znaczy cytuję, a ty mi z jaszczurką wyjeżdżasz? >:D Dobra, w takim razie ja chcę być kosmitą~! Albo kolorową rybcią~! Albo kolorową rybcią, należącą do kosmity i będącą jego siostrą~! (tak, znowu naoglądałam się Tsuritamy)
UsuńTylko, że ja też tu kogoś zacytowałam xD Ale najwidoczniej tego anime nie oglądałaś ;p
UsuńNo to ja chcę być... różowym pomponem, tym razem bez cytowania!
UsuńEwentualnie różową zakładką śmierci Underakera. :D
To ja chcę zostać szopem, jeśli łaska. .w.
UsuńAyo, nie nadużywaj szopa, bo naprawdę ci tego opowiadania nie wydadzą w Kotori ._. nie zapeszaj więcej ._.
UsuńAle ja lubię szopy... ._.
UsuńCzemu koniec? Miałam nadzieję, ze sobie trochę poczytam a tu takie króciutkie... Ale i tak bardzo dziękuję. Nie wiem, jak ci się chciało to tłumaczyć, ale twój zapał jest godny szacunku.
OdpowiedzUsuńJeszcze raz arigato gozaimasu
Małe jest piękne, jak to mówią do siebie partnerzy chcąc sobie dogryźć, świadomie lub nie~. A tak w ogóle to dziękuję .w. Zapala to we mnie świecę motywacji .w.
UsuńFaktycznie, dość krótkie. Czytało się szybko i przyjemnie :)
OdpowiedzUsuńW ogóle, zawsze po przeczytaniu nowego rozdziału moje feelsy odnośnie No.6 wracają i trudno mi się skupić na czymkolwiek innym. Dobrze, że jest piątek >.<
Ja dzisiaj obejrzałam Avengersów ._. Trudno mi się skupić na czymkolwiek innym niż mordce Tony'ego i zdobyciu ,,Thora'' tak szybko jak się da, żeby dowiedzieć się więcej o Lokim ._. Adoptowałabym go, gdyby nie fakt, że ktoś zrobił to przede mną xD
Usuń...tak w ogóle to po co ja to piszę?
Żeby wyrzucić z siebie nadmiar feelsów albo się nimi podzielić? :D
UsuńJa oglądam Sherlocka z BBC i O MÓJ BOŻE, Sherlock i John są tacy wspaniali razem xD
ten z bbc i ten z gry cieni to dwaj inni, nie? widziałam grę cieni i przez cały film było tylko takie "sooooo heterosexual..."... Jednak niezależnie od stacji/producenta/koloru zupy w lodówce Sherlock i Watson ZAWSZE. SĄ. WSPANIALI. *-*
UsuńTak, zupełnie inni. Grę cieni też widziałam, ale teraz potrafię myśleć jedynie o tym z BBC. Ten Sherlock naprawdę jest gejem, sam to mówi. Mina Watsona po tym wyznaniu bezcenna *_*
UsuńJak dla mnie,to Sherlock mógłby się nawet wełną podniecać i ciągle byłby z*jebisty:)
Usuń...okej, oficjalnie odkładam Supernatural na później, Thorze, Iron Manie, Sherlocku, witajcie na mym twardym dysku. Sherlocku, 1. idziesz na pierwszy ogień, 2. kłaniam się przed tobą niemal tak nisko jak przed Lokim
UsuńW ogóle to ciekawe rozmowy nam się pod tymi rozdziałami wywiązują xD
Ale później pojawia się jedna [...] i niepotrzebnie zaprząta Sherlockowi głowę :< John, nie daj się!
UsuńZawsze jest coś do poczytania :D
Nie mam do ciebie innego kontaktu niż tędy, więc powiem: ,,JEZU CHRYSTE PADAM CI DO STÓP, ZMIENIŁAŚ MOJE ŻYCIE'' O_O Boże, Sherlock dołączył do mojej trójcy najwspanialszych bohaterów ever, która nadal pozostaje trójcą, jako że Sherlocka z Gry Cieni i Sherlocka z BBC na siłę liczę jako jednego i nieźle się bawią obok Iron Mana i Barneya Stinsona. Rany, on jest jak L, tylko sympatyczniejszy .w. a rzeczywiście, mina Johna - bezcenna xD
UsuńCieszę się bardzo, że Cię zaraziłam ♥ Ja sama aktualnie żyję tym serialem, choć równie dobrze można to nazwać brakiem życia.
Usuńżyję w trybie spanie w szkole->tłumaczenie->oglądanie czegokolwiek->tumblr->śniadanie->spanie w szkole, więc i tak nie mam nic do stracenia .w.
UsuńJa spanie > jedzenie > męczenie się szkole > jedzenie > oglądanie, czytanie > jedzenie > spanie, hurr durr.
UsuńA jak w szkole będzie już więcej luzu, wracam do pisania i rysowania, może nawet zakładam tumblra, tym samym już kompletnie pozbawiając się życia xD
nigdy nie ma za mało luzu, żeby założyć tumblra~~ podziel się kiedyś adresem, a z przyjemnością zaspamuję cię jak wszystkich~~
UsuńTak, a później oceny lecą w dół aż miło ;p Okej, załatwione!
UsuńJA CHCĘ JESZCZE!!!
OdpowiedzUsuńI chcę też zostać skalpelem,ale ważniejszy jest nowy rozdział,który przegapię bo...mnie nie będzie== Ci źli ludzie wywożą mnie do świata bez internetu(czyt.nad morze gdzie zostanę zmuszona do spania przez cztery dni na podłodze z braku łóżek==)
A przy okazji,tak,Sherlock i John są zajefajniXD
ja jadę za tydzień, z tym że w góry @_@ cały dzień nam zleci na dojazd @_@ ale fajowo będzie, wszystkie zakłady od miesiąca mamy o to kto poliże ściany w Wieliczce xD nawet rozdział zdążę przetłumaczyć xD
UsuńŻizas,żizas(cytując Hatsune Miku),ja lizałam 2 lata temu. Jak sobie pomyślę ile ludu musiało to robić zanim się tam pojawiłam...pfleeQ_Q My wg planu jedziemy tylko ok.4 godzin. W piątek natomiast wesoło dreptamy do szkoły. Bo ktoś przjdzie..xD
UsuńBrakowało mi w przestworzach internetu tłumaczenia piosenki nr 3 - mojej zdaje się ulubionej :D Choćby i za to piękne arigatou! ^^
OdpowiedzUsuńJa nie mogę czytać tych rozdziałów na spokojnie. Zbyt dużo feelsów! O.o No przepraszam, ale dostaję niemal palpitacji, kiedy czytam jak ręka Nezumiego zaciska się wokół talii Shiona. Nie pierwszy raz, A przecież to niby takie nic...
Alys