((Puśćcie sobie jakąś smutną muzyczkę i jedziemy z ostatnią częścią Dni Shiona >D))
Kontynuacja części 2
— Przypuszczam, że życie byłoby odrobinkę
prostsze, gdybyś był kapryśny jak twój ojciec.
— Och — Shion otworzył usta, pojmując, co
matka miała na myśli. — Dlatego tak nagle pomyślałaś, żeby opowiedzieć mi o
tacie.
Niektórzy
ludzie mieli własny sposób na życie: niczego na siebie nie brali, pozbywali się
ciężarów, odwracali się od wszystkiego co stałe.
„Twój ojciec
wybrał ten sposób”.
Przyglądająca
się walce swojego syna z rzeczywistością matka, postanowiła powiedzieć mu
prawdę o jego ojcu.
„Shion...
nie uciekaj”.
„Wspierają
mnie słowa Nezumiego. Nezumi nigdy nie uciekał. Ani razu nie cofnął się w obliczu
losu czy rzeczywistości. A ja stałem tuż za nim”.
„Nawet Safu
coś mi po sobie zostawiła”.
„Nie mogę
uciec”.
„Nie mogę
ich zdradzić”.
„Muszę
walczyć — nie dla innych, ale po to, żeby pozostać tym, kim jestem”.
Pochylił się,
by ucałować matkę w policzek.
— Pójdę już spać. Dobranoc, mamo.
Karan
delikatnie pogłaskała białe włosy Shiona.
— Dobranoc.
Jej wargi
poruszyły się nieznacznie, jakby próbowała zmusić się do uśmiechu.
Maleńka mysz
leżała skulona na jego łóżku.
— Tsukiyo.
Malec podniósł
główkę, piszcząc cicho, gdy Shion podłożył mu pod nosek trochę chlebowych
okruszków i sera. Tsukiyo jednak pokręcił wąsami dwa, trzy razy, nie tykając
jedzenia.
Gdy Shion
pogłaskał palcem lekko jego plecy, mysz zamknęła oczy.
Hamlet, Cravat,
Tsukiyo. Z trzech myszy trzymanych przez Nezumiego, tylko ta jedna pozostała z
nim. Małe stworzonko posiadało zarówno spryt, jak i
nieprzeciętną inteligencję. Prawdopodobnie wywodziło się od dzikich myszy,
żyjących u boku Ludzi Lasu.
Kiedyś Shion
przyjął, że skoro nie jest to normalna mysz, to pewnie będzie żyć tyle, co człowiek.
Jednak ostatnio zaczął dostrzegać ślady starzenia i słabnięcia u Tsukiyo.
Myszy żyły
średnio półtora do dwóch lat. Nawet chomiki dożywały najwyżej trzech.
Tsukiyo pewnie zbliżał
się już do swego końca.
— Tsukiyo, trzymaj się. Musisz na własne oczy
zobaczyć wielki powrót twojego pana. — Shion pogłaskał go delikatnie opuszkiem
palca.
Pii, pii.
Tsukiyo pisnął
z zadowoleniem, po czym zamknął oczy.
* * *
— Co to ma być? — Pomiędzy brwiami Yominga
pojawiły się głębokie zmarszczki.
Znajdowali się
na pierwszym piętrze kwatery Komitetu Restrukturyzacyjnego, w byłym ratuszu
miejskim, zwanym niegdyś Kroplą Księżyca.
Shion i Yoming
siedzieli przy stole naprzeciwko siebie w niewielkim pomieszczeniu
konferencyjnym. To Shion wywołał Yominga. Na blacie spoczywał rozłożony arkusz
elektroniczny. Yoming spojrzał na niego,
unosząc brew.
— Dowód na to, że odciągnąłeś część funduszy
byłego No.6.
— Co?! O czym ty mówisz?
— Od dłuższego czasu zajmowałeś się, i wciąż
zajmujesz, ogromnym majątkiem byłego No.6. Wykorzystałeś swoją pozycję do
zagarnięcia dla siebie jak największej ilości pieniędzy. Mówię o
sprzeniewierzeniu.
— Absurd — zadrwił Yoming. — Jestem zajęty.
Nie mam czasu na żart jakiegoś dzieciaka.
— Żart? Tak myślisz? — naciskał Shion. — Przez
pewien czas nic nie chroniło majątku No.6, administracja jeszcze wtedy nie
funkcjonowała. W tym czasie zniknęło około jednej trzeciej środków. Zwłaszcza
złoto — straciliśmy jakieś sześćdziesiąt procent.
— I twierdzisz, że to moja wina?
— Tak.
— To jakaś kpina. Owszem, zajmuję sie
funduszami. Ale jak do diabła miałbym pilnować złota w tym całym bałaganie? Nie
powinienem ponosić za to odpowiedzialności.
— Złoto nie zostało tak po prostu skradzione.
Ktoś je przeszmuglował. Zaplanowano to. Jak inaczej masz zamiar wyjaśnić fakt,
że pozostałe czterdzieści procent wciąż jest na miejscu? Złodzieje zabraliby
wszystko. A do tego złoto, które zniknęło, znajdowało się w najgłębszej części
skrytki. Bez względu na zamieszanie, raczej trudno byłoby niezauważonym wynieść
spod ziemi kilka ton złota. Posunę się nawet do stwierdzenia, że to niemożliwe.
Pozwól, że powtórzę: złota nie ukradli złodzieje. Przeszmuglowano je.
— I twierdzisz, że to moja sprawka?
— Jakoś nikt inny nie przychodzi mi na myśl.
Yoming odsunął
podbródek, uśmiechając się dobrotliwie.
— Nazywasz mnie złodziejem? Poważne
oskarżenie. Jeśli tego nie odwołasz, spodziewaj się pozwu.
— Potrzebowałeś sporego kapitału na powiększenie
i sprawowanie władzy nad swoją grupą. Więc zabrałeś trochę pieniędzy No.6.
Najprostszy i najszybszy sposób, nie sądzisz?
— Naprawdę próbujesz mnie o to oskarżyć?
— Te dane... — Shion wskazał podbródkiem na
stół. — Zawierają kopię twojego podania i formularza zezwolenia na wypożyczenie
ciężarówki, które złożyłeś do Komitetu. Na obydwu jest twój odręczny podpis.
Ciężarówka pojechała na wycieczkę do No.4 i spowrotem. A do tego...
Shion dotknął
dłonią arkusza. Na ekranie pojawiły się nowe informacje. Yoming wpatrywał się
intensywnie w rzędy liczb.
— Oto lista wpłat na twoje konto w banku No.4.
Sporo tego, nie uważasz? Wystarczyłoby dla króla. Wydaje mi się, że bezpiecznie
będzie przyjąć, że to spieniężone złoto. Kwoty wciąż rosły. I jest coś jeszcze.
Poruszył
palcami.
— Premie, które wręczyłeś pozostałym członkom
swojej grupy. Dość duże. Nawet byli członkowie rządu No.6 tyle nie zarabiali.
— ...Narażaliśmy nasze życia, by walczyć z
No.6 — powiedział cicho Yoming. — Zasługujemy na to.
— O tym zadecyduje Komitet, nie ty. Wielu
innych ludzi również ryzykowało. Niektórzy nawet nie przeżyli.
Shion wstał i
zaczął zwijać elektroniczny arkusz.
— Nadużyłeś publicznych funduszy do wydania
rekompensat w ramach samosądu i zagarnąłeś część pieniędzy dla siebie. Można to
nazwać jedynie zdradą. Zdradziłeś każdego mieszkańca tego miasta.
Drzwi otworzyły
się z hukiem. Do środka weszło dwóch mężczyzn. Drugi i trzeci w hierarchii
grupy Yominga. Obydwaj mieli ciemnobrązowe włosy i ponad trzydzieści lat.
— To koniec, Yoming.
— Jak mogłeś zrobić coś takiego za naszymi
plecami? Ufaliśmy ci!
— Za waszymi plecami? — Odciął Yoming. — To
śmieszne, wszyscy dobrze wiedzieliście, że... — Yoming stracił oddech.
Przygryzł wargę. Jego twarz pobladła.
— Shion, wykiwałeś mnie.
Shion wciąż bez
słowa wpatrywał się niewzruszenie w twarz mężczyzny.
— ...Wiedziałem, że będziesz niebezpieczny —
powiedział łagodnie Yoming. — Nie doceniłem cię, bo wciąż jeszcze jesteś
młodzieńcem. To była moja pomyłka.
— Wszyscy popełniamy w życiu pomyłki,
Yoming-san. Ale twoja kosztowała cię własne życie. — Pstryknął palcami. Otworzyły się drzwi do sąsiedniego pokoju, przez które weszło dwóch
mężczyzn. Byli tak ogromni, że trzeba było zadzierać głowę, by spojrzeć im w
oczy.
— Co masz zamiar ze mną zrobić? — zapytał
Yoming wyzywającym tonem. — Powiesisz mnie na placu?
— Oczywiście, że nie. Zasłużyłeś się przecież
jak nikt inny w upadku No.6. Nie mógłbym o tym zapomnieć. W zależności od
decyzji Komitetu, możesz otrzymać wynagrodzenie za swoje czyny, oraz rentę
zapewnioną aż do końca twoich dni. Odbierzemy jednak wszystkie twoje fundusze
na koncie w No.4. Oczywiście, niniejszym zostajesz usunięty z Komitetu
Restrukturyzacyjnego i pozbawiony wszelkich kwalifikacji. Nie możesz robić
niczego bez pozwolenia, a miejsce zamieszkania zostało już dla ciebie wybrane.
Niezależnie od powodu, masz zakaz przeprowadzania się.
— A jeśli się nie zgodzę...
— W takim razie nie będę mógł zagwarantować
twojego bezpieczeństwa.
— Heh, czyli to właściwie pozornie
nieszkodliwy areszt. Nowoczesna wersja wygnania. Jeśli skończę z kulką w głowie
za robienie czegoś, czego mi nie wolno, nikt nie będzie cię obwiniał. Nikt nie
będzie miał podstaw cię obwiniać.
Ogromni
mężczyźni stanęli za Yomingiem. Ten podszedł do drzwi, próbując odepchnąć ich
od siebie. Nagle stanął, po czym odwrócił się do Shiona.
— Shion, masz potencjał stać się liderem,
jakiego jeszcze nie było. Ani ja, ani nawet burmistrz nie moglibyśmy się z tobą równać. Któregoś dnia spróbujesz zamknąć wszystko
w uścisku swojej władzy. Będziesz zimnym, bezlitosnym i wspaniałym dyktatorem.
Śmiech — suchy
śmiech rozszedł się w pokoju.
— A kiedy to się stanie, ciekawe jak Karan
będzie na ciebie patrzeć? W jaki sposób spojrzy na ukochanego syna, który stał
się potworem?
Jeden z
mężczyzn położył dłoń na ramieniu Yominga. Ten zdjął ją i oddalił się w ciemny
korytarz. Drzwi zamknęły się za nim.
— Nie może nawet odejść bez ostatniego słowa.
— Ten człowiek nie wie, kiedy przestać.
Numery dwa i
trzy spojrzeli na siebie, wzruszając komicznie ramionami. Naraz zwrócili się w
stronę Shiona.
— Shion, nas też oszukano. Nawet byśmy nie
pomyśleli, że zrobił coś takiego z publicznymi funduszami.
— Naprawdę? W danych wyraźnie widać spore sumy
przelane na wasze konta.
Shion
uśmiechnął się pogodnie do blednących mężczyzn.
— Ale pozbyłem się tej części. Bez waszej
współpracy, nigdy nie wyciągnęlibyśmy zbrodni Yominga na światło dzienne.
Jestem wdzięczny.
— Więc my...
— Zupełnie nic do was nie mam — Shion
wyciągnął do nich dłoń. — Kontynuujcie proszę waszą ciężką pracę na rzecz No.6. Musimy
przezwyciężyć trudności wspólnymi siłami. Potrzebna nam wasza pomoc. Mam
nadzieję, że się zgadzacie.
Na policzkach mężczyzn
znów pojawił się kolor. Naraz złapali dłoń Shiona, kiwając z entuzjazmem
głowami.
— W takim razie do zobaczenia na popołudniowym
spotkaniu — powiedział Shion. — Mam zamiar zaraportować wszystkie szczegóły
Komitetowi. Liczę na waszą współpracę.
— Tak, zaświadczymy o wszystkim. Okażemy też
podziękowania za szybką odpowiedź i doskonały osąd sprawy. Będziesz naprawdę
wspaniałym liderem dla następnego pokolenia.
— Dziękuję. Chociaż wątpię, że zasługuję na
takie pochwały.
— Nie musisz być skromny. Nie każdy potrafi
przygotować tak dokładne dane, by udowodnić oszustwo. Nawet Yoming nie miał jak
argumentować.
— Wydaje mi się, że nas nie docenił. Myślał,
że kiedy zostanie przewodniczącym Komitetu, będzie mógł manipulować danymi jak
tylko zechce. Dlatego próbował dostać się na szczyt tak szybko, jak tylko mógł.
Z desperacji zostawił nam sporo śladów.
— Ach, rozumiem. Niesamowite.
— Tak, rzeczywiście — zgodził się drugi z
mężczyzn. — Niesamowite. Cóż, myślę, że czas już żebyśmy zajęli się naszymi
zadaniami. W takim razie do zobaczenia.
— Do zobaczenia.
Mężczyźni
wyszli. Shion został sam.
— Dokładne dane, tak? — Rozłożył arkusz i
przejechał po nim dłonią. Obraz zniknął, a wraz z nim słowa i liczby.
Nie posiadał
danych, mogących udowodnić przestępstwo Yominga. Prawdopodobnie istniały —
Shion jednak nie miał ani czasu, ani sposobności się do nich dobrać. Jeśli ich
nie posiadał, wystarczyło je stworzyć. Stworzyć dane, które nie pozostawiałyby
Yomingowi żadnej innej możliwości, jak tylko przyznać się do wszystkiego. Nie było to proste zadanie, ale i nie sprawiło Shionowi zbyt
wielkich trudności.
Poszło dobrze.
Usunął z drogi jedną z przeszkód. Odsuwałby, niszczyłby, pozbywałby się innych
— i co wtedy?
Shion spojrzał
przez okno.
„Co ja wyprawiam?”
„Tworzę
miejsce na tym świecie, miejsce inne niż No.6 — takie, które istnieje dla
ludzi”.
„Kraj, w
którym nikt nie zabija i nikt nie zostaje zabity”.
„To w ogóle
możliwe?”
Szyderczy
śmiech Yominga rozbrzmiewał w jego uszach.
„Co się ze
mną stanie?”
Tap. Tap. Słyszał wiatr na zewnątrz. Nie, nie wiatr
— czyżby ktoś pukał do okna?
„Nezumi!”
Shion podbiegł
do okna i otworzył je na oścież. Wiatr poplątał mu grzywkę. Nikogo tam nie było. Tylko wiatr. Shion padł na
kolana, ukrywając twarz w dłoniach.
„Nezumi...
dlaczego nie wracasz? Dlaczego cię przy mnie nie ma? Chcę tylko spojrzeć ci w
oczy i zobaczyć, że dalej jestem mną, że wcale się nie zmieniłem. Tylko twoje
oczy jeszcze mnie tu trzymają”.
„Nezumi,
chcę cię zobaczyć”.
Nie popłynęła
ani jedna łza. Ryk uciekł spomiędzy jego warg. Należał do zwierzęcia. Ledwie
rozpoznawał własny głos.
Włączył się
dzwonek. Hałas nie ustawał. Shion wstał, by nacisnąć przycisk na interkomie.
Przez głośnik
odezwał się młody mężczyzna.
— Panie Shion, chciałbym usłyszeń pańskie
wytyczne co do projektu nowych władz No.6, który składamy na dzisiejszym
spotkaniu.
— Rozumiem. Już idę do Pomieszczenia
Konferencyjnego numer 3.
— Dziękuję bardzo.
W głosie
młodzieńca słychać było nutkę podekscytowania.
— Już prawie czas, prawda? Pozbędziemy się
starych sił politycznych i zbudujemy własne, doskonałe miasto. Nareszcie się
zaczyna.
Shion wziął
oddech, po czym wezwał imię młodzieńca.
— Tori, posłuchaj mnie uważnie. Nie ma dla nas
czegoś takiego jak stare i nowe siły. Potrzebna nam każda wiedza, jeśli dzięki
temu będziemy mogli posunąć się choćby o krok naprzód. Nie mamy innego wyjścia.
— Ach... racja. Przepraszam.
— Nie musisz przepraszać. Tylko... — „Powinieneś
być chociaż świadom podsłuchu, Tori”. Shion
wyłączył interkom, po czym odetchnął głęboko po raz ostatni.
Spojrzał przez
ramię, by spojrzeć przez okno.
Tuż za nim
rozciągało się rażące światłem niebo.
Shion zamknął
okno i odwrócił się od pięknego, nieskończonego błękitu.
==Koniec
Rozdziału==
((Ogłoszenia parafialne!
Ponieważ w tym tygodniu nie pojawił się rozdział po angielsku, za tydzień u nas rozdziału nie będzie. Ostatni rozdział, Dni Nezumiego, zaczynamy 28.02.13.!))
Pozdrowienia <3
OdpowiedzUsuńDziękujemy =w=
UsuńJeny, okazałam się strasznie niesłowna. Ale co mogę poradzić na to, że szkoła wysysa ze mnie wszelkie chęci do życia i dopiero teraz, w ferie, mogłam na spokojnie wrócić do świata No.6? Nie żebym myślała, że kogoś moja obecność tu obchodzi, po prostu sama z siebie czułam się w obowiązku do regularnego komentowania C:
OdpowiedzUsuńNie będę się rozpisywać, jaka ta powieść jest wspaniała, bo chyba wszyscy, którzy zaglądają na tego bloga, doskonale zdają sobie z tego sprawę. Cieszę się też bardzo, że Asano-san postanowiła dopisać No.6 Beyond, bo ten tom jest idealny na ochłonięcie po wszystkich wydarzeniach rozegranych w No.6. Wydaje mi się być lżejszy, zawiera momenty, przy których można odetchnąć, nie martwić się, co chwilę stanie się z ulubionymi bohaterami i rozwija wiele ciekawych wątków. Smutno tylko, żę teraz już naprawdę zbliża się koniec.
Dziękuję za Waszą ciężką pracę!
Thank you. Bless you.
Tego... dziękujemy, że dziękujesz? (btw welcome back) xD
UsuńCo prawda nie zgodzę się do końca ze twierdzeniem "lżejszy", zważywszy chociażby na to, co stało się Shionowi - od idealisty do przyszłego dyktatora w rok. Zastanowić by się chciało co tak naprawdę działo się w tle epilogu - jak wyglądało miasto dwa lata po pozbyciu się Yominga, jak daleko na makbetowskiej ścieżce do władzy zaszedł Shion, kto lub co stanie się jego karą - bo i jego pewnie Asano nie oszczędzi. Jak bardzo pusty był w środku, skoro po roku nie był już w stanie płakać za Nezumim. W Dniach Shiona dowiadujemy się nie tylko, że obawy Nezumiego były całkowicie słuszne, ale i że otwieranie okien, wypatrywanie burzy na horyzoncie, by móc schronić przed nią przesiąkniętego deszczem szczura, prawdopodobnie stało się dla Shiona nawykiem.
Nic w No.6 nie trzymało się mnie tak długo jak ten rozdział (serio, poszłam do szkoły oszołomiona do tego stopnia, że to jedyny dzień, z którego naprawdę mam notatki). Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się tak długo płakać nad jednym wydarzeniem. Jakby wszystkie moje nadzieje co do Shiona rozsypały się w drobny pył. Kocham Shiona, naprawdę kocham. Z żadnym bohaterem nie miałam okazji się tak związać i boli mnie tak bardzo jak jego stan, do jakiego się doprowadził. Na tym stadium jeszcze w to nie wierzy, ale jest świadom, że się zmienił. A wszystkim, czego chce, jest usłyszeć jak Nezumi wykpiewa jego obawy, jak zapewnia go, że tylko mu się wydaje, że przegrał. Miał walczyć. Walczyć ze sobą, żeby pozostać Shionem, jakiego kochał. I najbardziej przeraża go myśl, że zabłądził w tej walce, że zapomniał o jakiego siebie właściwie walczył, że zaczął się łudzić, że walcząc nieczysto nadal może wygrać. Ale nie może. I on o tym wie. A mnie to boli, bo to najbardziej tragiczna sytuacja z jaką się do tej pory spotkałam (nie dlatego, że mało czytam, po prostu żadnego bohatera nie kocham jak Shiona).
Konflikt tragiczny. Fatum. Wątek żywcem z szekspirowskiej tragedii, nie ma szans na dobre zakończenie. Od Dni Shiona do Epilogu mijają dwa lata, a w ciągu nich książę w lśniącej zbroi nadal nie powrócił. Marne szanse, że białogłowa (tutaj: białogłowy) się uratowała. Nezumi będzie miał dwie opcje - zabrać Shiona z daleka od miasta, od wszystkiego, co zbudował, zatrzymać tworzenie nowego No.6, jeśli jeszcze nie będzie na to za późno, albo walczyć jak do tej pory - bo to może nie być już jego Shion. Nieważne którą opcję wybierze, będzie go ona boleć jak nic innego. Pilnować do końca swoich dni chłopca, którego kochał, a który stał się kimś innym (być może udając, że jego uczucia wcale się nie zmieniły) lub walczyć z kimś, kto zmienił całe jego życie, celować w niego broń, może nawet zabić. Dlaczego? Prawda, niepodobne to do Nezumiego. Mam jednak ważny argument - poczucie winy. Sumienie go ściska na takie rzeczy. W końcu już raz uratował przez to Shiona. Patrząc na to z perspektywy Nezumiego, ktoś jest odpowiedzialny za jego przemianę, a jestem pewna, że miesiące spędzone z jedyną osobą, którą kochał bardziej niż wszystko inne, odcisnęły piętno, nie pozwalając mu wiecznie zwalać winy na miasto. Będzie musiał podjąć konsekwencje. Tragiczne. Bolesne.
Ale tego Asano pewnie nam już oszczędzi. Pozostawi nas z wyrwami w sercach, gdy tylko się zorientujemy, że ta historia wcale nie kończy się dobrze. Ani troszeczkę. I choć nigdy nie powie tego wprost, my będziemy wiedzieć. Ona też. Każdy będzie świadom jak musi zakończyć się historia wielkiego potwora, który pochłaniał ludzi; jak kończy się od zarania dziejów. Nie kończy. Na miejsce martwego monstrum pojawia się kolejne. Nigdy nie wymykamy się kajdanom. Po prostu zamieniamy te ze stali na te z żelaza.
Pisząc "lżejszy" nie miałam na myśli całego tomu, tylko jego część, np. nieudolne próby Rikigi zdobycia Karan oraz Inukashi, raz po raz wylewający na staruszka kubeł zimnej wody ;'D
UsuńBo pozostała część naprawdę rani. Elementem, który się do tego przyczynia i stanowi jak dla mnie jedną z największych zalet serii, jest ogromny realizm. Shion oraz reszta są postaciami głębokimi, rozbudowanymi. Ludzkimi, okropnie ludzkimi, a co za tym idzie, są również plastyczni, mogą się zmieniać, kształtować, nawet jeśli tego nie chcą lub nie zauważają.
Shion, ten dobroduszny chłopiec, którego dorastanie obserwowaliśmy na przestrzeni 9 tomów, ma cel. Chce zbudować miasto, którego mieszkańcy będą żyć szczęśliwie, jednak aby móc dokonać zmian, potrzebna jest władza, pozycja, którą trzeba sobie zapewnić. Jakimi metodami to realizuje, przekonaliśmy się w tym rozdziale.
Nie powiem, żebym była jakoś bardzo zaskoczona. Po prostu mnie to smuci. No.6 to taka współczesna tragedia. A ja może chwilami naprawdę wolałabym happy ending rodem z komedii romantycznej. I najbardziej obawiam się ponownego spotkania Shiona z Nezumim. Jeżeli ich relacja uległaby zmianie, chyba złamałoby mi to serce ;A;
Dziewczyny, ale w tym wszystkim jest jeszcze nadzieja. Owszem, Shion idzie ku zagładzie. Ale wpatruje się w horyzont. Wciąż ma nadzieję. Także i Nezumi w niego wierzy. Nadal mamy szansę na happy end. Chociaż wszyscy wiemy, jak naprawdę w życiu bywa, ja nie pozbędę się swojej nadziei. Muszę chyba w to wierzyć.
Usuń„Powinieneś być chociaż świadom podsłuchu, Tori”. ????????? Czyli nadal podsłuchy istnieją. Wczoraj byłam zbyt zszokowana tym wszystkim, by tu o tym wspomnieć, ale to smuci mnie tym bardziej.
OdpowiedzUsuńNienawidzę Dni Shiona ba mnie konfundują i zasmucają. Grrr.
Hejo, ja tak tylko piszę żeby pokazać, że ktoś jeszcze tu czyta xD No.6 jest mega, nie będę się rozpisywać, idę spać hahah
OdpowiedzUsuń