Staram się dodawać nowe posty w niedziele. Staram się.



Zakończono tłumaczenie No.6.


Dziękujemy za wszystkie podziękowania. To był miły rok z hakiem. I późniejszy rok. I chyba jeszcze jeden. Te dwa późniejsze składały się z czytania Waszych komentarzy. I tak dzięki.

(Do pań profesor jeśli przypadkiem odwołam się do tego na maturze: przepraszam, ja naprawdę tłumaczyłam to w gimnazjum. Ale prawdziwa książka istnieje. Obiecuję.)


Wszystkie rozdziały można znaleźć w zakładce ,,No.6''/,,No.6 Beyond''.


Kup powieść i mangę w oryginale, wspomóż panią Asano.


Tłumaczenie: Kuroneko
Korekta: Ayo, Dżun

piątek, 22 czerwca 2012

Tom VI: Rozdział 1


((Doberek~ tak oto z jednodniowym opóźnieniem rozdział wędruje do waszych rączek, panie i panowie~ A warty czekania, otóż powitamy dzisiaj czerwonego węża i ludzi na skałkach. (Dżun, jak ja niby mam zmienić tego węża, skoro to jego własne słowa? xD) Tak więc wy cieszcie się wykładem z historii No.6, a ja pojaram się spokojnie wynikami z egzaminu i zastanawianiem się czy trafię do klasy a czy b xD))



Skąd pochodzisz? Gdzie się urodziłeś?

***
Rozdział 1
Lepiej byłoby utracić poczucie samego siebie

Obok uczucia takiej okropności.
Lepiej byłoby utracić poczucie
Samego siebie.
Zbudź tym kołataniem
Dunkana! Obyś mógł tego dokazać!
Makbet – Akt II, Scena II

Usłyszał dźwięk wiatru. Był to suchy, smutny głos.

„Nie może być...”

Shion zatrzymał się, było ciemno. Nawet z oczami przywykłymi do mroku, ciemność odbijała się mrokiem w jego oczach, malując wszystko przed nim na czarno. Oczywiście, nigdzie nie wiał żaden wiatr.

Byli przecież na dnie ziemi.

Miejsce w samym sercu No.6, a właściwie dom mroku. Podziemie Zakładu Karnego. Oczywiście, że nie mógłby tam wiać żaden wiatr. Nie było mowy, żeby mógł usłyszeć jego dźwięk. A jednak definitywnie słyszał wysoki gwizd. Przez krótką chwilę, ale był tego pewien.

To nie był dźwięk, jaki mógłby usłyszeć w No.6, w którym do niedawna żył. Nie była to bryza delikatnie muskająca gruby dach, ani coś, co przynosiło mu słodki zapach kwiatów. To był...

Wiatr ruin.

Płacz wiatru świszczącego w pozostałościach zniszczonego hotelu w kącie Zachodniego Bloku. Był zimny. Za każdym razem, gdy czuł go przez skórę, przypominał sobie jak głębokie dreszcze wywoływał. Bez wątpienia, starzy ludzie, którzy upadli na drodze, nie mogąc się ruszać czy dzieci pozbawione energii przez głód, były oplatane tym mroźnym powietrzem i szybko zamarzały na śmierć. Zabijał je okrutny, bezlitosny, zimowy wiatr.

A jednak za nim tęsknił.

Znacznie bardziej uwielbiał zimne powiewy, wstrząsające nim do kości podczas pracy w ruinach, niż delikatne, spokojne bryzy z No.6.

Jak Inukashi się miewał? Mieszał resztki zupy w wielkim garze, chcąc przygotować jedzenie dla psów? Zajmował się cały dzień liczeniem łupów? Inukashi, ze swoją opaloną skórą, hebanowymi włosami i giętkim ciałem.

Zostawił dziecko pod jego opieką. Podrzucił mu niemowlę wbrew jego woli.

„Odwal się, Shion. Prowadzę tu biznes, mam hotel. Co ja jestem, charytatywny sierociniec?”

Shion wyobraził sobie jego twarz, wykrzywiającą się ze zniesmaczeniem.

„Wybacz, Inukashi. Na nikim innym nie mogłem polegać. Nie miałem innego wyjścia, jak tylko błagać cię o pomoc”.

„Tsk”.

Cmoknął Inukashi.

„Jesteś wrzodem na tyłku, nawet jak cię nie ma. Dobra, wezmę je. Nawet ja mam dość serca, żeby współczuć chociaż odrobinkę. Ale tylko troszkę, nawet pies czuje więcej. Trudno, nie mam wyboru. Dla tego dzieciaka mój własny pies ryzykował życie. Nie mogę go po prostu porzucić... Zobacz, jak łatwo mnie do wszystkiego przekonać. Aż rzygać się chce”.

„Inukashi, jestem ci wdzięczny”.

„Raczej mnie to nie uszczęśliwia. Zysku to ja z tego mieć nie będę. Shion, na razie zatrzymam dziecko. Jasne? Tylko na razie. Lepiej chodź i go zabierz. Ty go wziąłeś, ty go wychowaj. Zrozumiano? Lepiej chodź...”

 – Shion.

Nezumi odwrócił się w jego stronę. Shion bez problemu widział parę błyszczących, szarych oczu. Nawet w tym mroku oczy Nezumiego pochłaniały światło i wypuszczały je.

„Chyba że...” – Shion pozwolił myślom toczyć się własnym rytmem.

„Chyba że mogę nadal dostrzec te oczy, nawet jeśli nie ma pojedynczego promienia światła, który by je oświetlił”.

 – Nie przestawaj iść. Trzymaj się za mną.

 – Ach... racja. Wybacz, trochę odleciałem.

 – Odleciałeś?

 – Zdawało mi się, że słyszałem wiatr. Jak ten, który wiał w ruinach Inukashi... Wiem, że po prostu się przesłyszałem, ale... Nezumi.

 – Hm?

 – Zastanawiam się jak ma się Inukashi.

Nezumi zamrugał. Shion dostrzegł jak łapie oddech.

 – Ty to masz jaja.

 – Eh?

 – Nie każdy może odlecieć sobie w takiej sytuacji. Są pewnie setki ludzi, którzy staliby się po prostu kłębkiem nerwów, ale słyszeć wiatr czy ot tak myśleć o innych ludziach – to dopiero niesamowite. Z takim zachowaniem można cię już chyba zaliczać do bogów. Pozwolisz mi się czcić codziennie, rano i wieczorem?

 – To sarkazm? – zapytał bez emocji Shion.

 – Co? Nigdy – odpowiedział Nezumi. – Nie miałbym odwagi pyskować bogu. Doprawdy, jestem pod wrażeniem. Ale...

Shion poczuł uścisk na ramieniu. Bolało. Czuł jak palce Nezumiego się w niego wbijają. Wiedział, ile było w nich siły, pomimo tak delikatnego wyglądu. Tyle razy Nezumi ściskał jego ramię, sprawiając, że krzywił się z bólu. Tak wiele razy łapał go za rękę i pomagał wstać. Znowu i znowu, niezliczone razy – ze śmierci ku życiu, z rozpaczy ku nadziei, z fikcji do rzeczywistości, Shion był w stanie wspinać się w górę dzięki tym palcom.

 – Od teraz bądź trochę większym tchórzem. Mam gdzieś Inukashi. Myśl tylko o chronieniu samego siebie.

 – Jasne.

 – ...Naprawdę rozumiesz?

 – Tak... chyba.

 – Chyba, co? Nic mnie mniej nie uspokaja – Nagle Nezumi zaśmiał się krótko. Jego głos był cichy, ale beztroski i wypełniony wesołością. – No spójrz tylko o czym my rozmawiamy, w tym miejscu, w takiej sytuacji. Żywy przykład nonszalancji, i ty, i ja. Może ja też zostanę bogiem, jeśli jeszcze trochę się przy tobie pokręcę.

Jego ton przeszedł niespodziewanie w ten ciężki i surowy. Palce wbił z jeszcze większą siłą.

 – Nieważne co się stanie, nie oddzielaj się ode mnie. Trzymaj się własnymi rękami. Mówiłem ci o tym już wcześniej. Więcej nie powtórzę.

Shion kiwnął głową. Nezumi odwrócił się i powrócił do marszu, widząc lub czując to lekkie przechylenie Shiona w odpowiedzi. Idąca przed nim postać nie spojrzałaby na niego znowu tak łatwo. Shion dobrze o tym wiedział.

Gdyby nie był dość zdesperowany, by żyć, gdyby nie trzymał się kurczowo własnego oddechu, Nezumi nigdy by się nim nie zainteresował.

Nezumi nigdy nie czciłby nonszalanckiego, obojętnego boga. Shion nabrał w płuca ciemności i postawił krok naprzód.


Mały korytarz kontynuował opadanie pomiędzy skałami. Był dość szeroki, by przeszedł nim tylko jeden dorosły. Może i był ciaśniejszy niż ten poprzedni, zbudowany z betonu, ze świetlistymi kulami w równych odstępach. Nie była to długa podróż, ale zakręty dość ją utrudniały.

„Ale przynajmniej...”

Shion wytarł pot wierzchem dłoni.

„Ale przynajmniej tutaj nie pachnie krwią”.

Powietrze przepełnione stęchlizną krwi wypełniało inny korytarz. Nie było w nim żadnych krzyków ani jęków dziesiątek umierających ludzi – ofiar mordu.

Była jedynie ciemność.

Nawet jeśli trwało to tylko chwilę, jeżeli za ciemnościami znajdowała się kolejna rzeczywistość, wymykająca się wyobraźni Shiona jak za każdym razem, przynajmniej w tamtym korytarzu nie musiał oddychać odorem wymazywanych ze świata niesłusznie ludzi.

Był wdzięczny. Zupełnie jakby odnalazł oazę na pustyni – był wdzięczny.

„Jesteś naiwny”.

Przygryzł dolną wargę.

Nezumi nie musiał mu tego nawet mówić. Był tak okropnie naiwny.

„Po prostu nie mogę tego poczuć. Nie mogę tego usłyszeć. Nie mogę tego zobaczyć, przez mur, który nas dzieli”.

„Ale to wciąż się we mnie dzieje”.

Rzeczywistość dziesiątek ludzi, nawet noworodków, będących niesprawiedliwie i żałośnie wymazywanych z tego świata, wciąż istniała na tej samej ziemi, na której stał wtedy Shion.

Tylko dlatego, że nie mógł jej poczuć, usłyszeć, zobaczyć, to nie znaczyło, że nie istniała. Fakt, że odnalazł oazę, nie znaczyło, że pustynia zniknęła.

„Jestem naiwny. Jestem zbyt idealistyczny” – był w stanie jedynie robić sobie wymówki. Potrafił zapomnieć gniew, jaki czuł spotykając się z taką brutalnością. Chciał odwrócić wzrok od przerażających rzeczy. Próbował skulić się i uwolnić, zapadając w ignorancki sen.

„Jestem naiwny. I jestem słaby”.

Natrafił dłonią na skalną ścianę, dając z siebie wszystko, by nie zgubić Nezumiego.

W tamtej chwili najbardziej liczyło się podążanie za nim. „Zawsze za nim podążałem”. Po raz pierwszy w nocy wyszedł dopiero w Zachodnim Bloku. Nawet udało mu się to przetrwać. Gdyby nie to doświadczenie, pewnie nie byłby w stanie przebrnąć przez nachalne ciemności, zdające się teraz dosłownie miażdżyć mu gałki oczne.

„W tym sensie trochę się zahartowałem” – powtarzał sobie. – „Uwierz. Masz w sobie własną siłę. Uwierz w siebie z całego serca” – Łatwo było paść z płaczem i próbować się poddać, ale to już nie miało znaczenia. Wiara w siebie była siłą. Z siłą jako paliwem i bronią, można było pokonać niezliczone trudności.

Shion skupił się na podeszwach swych stóp i poruszał się naprzód krok po kroku. Zauważył światło. Było słabe. Stopniowo zaczęło mu się rozjaśniać przed oczami.

Sylwetka Nezumiego sunęła w świetle, gdy obserwował ją z tyłu. Shion przyspieszył kroku.

 – Och... – Jego oddech utkwił w gardle.

Weszli do sporej komnaty. Była znacznie większa od tej, w której Nezumi walczył z człowiekiem w kolorze piasku. Sufit był wysoko. Pomieszczenie zdawało się mieć jakieś trzy piętra. Te same popękane eratyki wystawały ze wszystkich stron.

„To miejsce to naturalnie występujący, ogromny kompleks jaskiń” – Nezumi mu o tym powiedział. – „A więc to musi być jedna z komnat, stworzonych przez naturę”. – Świece migotały swoim światłem ze szpar, a w niektórych miejscach dawało się nawet zauważyć światło lamp. Wszystkie światełka były słabe, jednak oświetlały drogę. Były też naprawdę piękne – jak małe kwiaty w kolorze płomieni, kwitnące w skalnych niszach.

Niszach?

Shion zmrużył oczy. Złapał oddech i wytężył wzrok jak tylko mógł. Nabrał więcej powietrza.

Cień się poruszył.

Jeden, dwa, trzy, cztery... To nie były myszy; nie zaliczały się nawet do małych zwierząt. Niezliczone cienie przemykały wokoło. Stały na dwóch nogach, szepcząc między sobą.

„Ludzie!”

Przełknął ciężar w gardle. Jego serce przyspieszyło.

„Ludzie. Tu są ludzie. Patrzą na nas z nisz. Ludzie” – gdyby jeszcze bardziej wytężył wzrok, mógłby dojrzeć wielką pieczarę, rozdzierającą paszczę za światłem świec. A więc w tej jaskini było znacznie więcej tuneli. Ci ludzie pewnie właśnie stamtąd wyszli.

Shion nie był w stanie dostrzec poszczególnych figur, ale mógł stwierdzić, że byli zróżnicowani we wzroście i budowie.

Czyżby byli tam mężczyźni i kobiety, zarówno dorośli, jak i dzieci? Wszyscy identycznie posuwali się naprzód, by spojrzeć na nich z góry. Shion widział pusty blask w oczach niektórych z nich.

 – Nezumi, ci ludzie...

 – Jak myślisz, kim są?

 – Och... ci, którzy przeżyli. Muszą być tacy jak my – uciekli z miejsca egzekucji.

 – Źle – Nezumi pokręcił głową. Był to ospały gest, bardzo rzadki u niego. – Żyli tu o wiele wcześniej.

 – O wiele wcześniej... co masz na myśli?

 – Zaraz się dowiesz.

„„Zaraz się dowiesz” – chyba masz rację”.


„Zobaczysz. Tak długo, jak masz siłę i wolę”.

Shion zacisnął pięść. To było proste pytanie. Aż do teraz, zawsze je sobie zadawał. Zawsze wybierał łatwiejszą ścieżkę, błagając Nezumiego o odpowiedź, zamiast samemu próbować pojąć rzeczywistość, którą miał przed oczami.

„To już nie przejdzie”.

Sam musiał znaleźć odpowiedź. Dorwałby ją. Odnalazłby ją. Inni ludzie byli innymi ludźmi, nawet ktoś tak mu bliski jak Nezumi. Nie byłby w stanie zrozumieć prawdy, gdyby wciąż polegał na cudzych słowach. Nie byłby w stanie spotkać się z rzeczywistością, wykraczającą poza granice jego wyobraźni. Nie mógłby być równy Nezumiemu.

Musiał sam do tego dojść.

Nezumi spuścił wzrok z Shiona. Jego szare oczy zachmurzyły się. Oczyszczając je mrugnięciem, Nezumi machnął ręką w bok w płynnym geście. Był to jego unikalny, pełen gracji ruch.

 – Spójrz, czyż to nie spektakularne? Wszyscy wychodzą na paradę powitalną.

 – Nawet w takim miejscu jesteś sławny?

 – ...Debil. Shion, to twoje powitanie.

 – Moje?

 – Ty tu jesteś częścią spektaklu. Wparował tu nieznany nikomu obcy. A na dodatek mieszkaniec No.6.

 – Były mieszkaniec – sprostował Shion. – Już nim nie jestem. Dawno temu pozbyłem się identyfikatora. Już nie mieszkam w tamtym mieście.

 – Nie złość się o to. To tylko sformułowanie.

 – Będę się złościł – odparł uparcie Shion. – I to nie „tylko” sformułowanie. Nie jestem tak słaby, jak sądzisz. Nie jestem przywiązany do No.6.

Może to było zuchwalstwo. Jednak Shion rozluźnił ramiona na tyle, na ile mógł.

„Jestem słaby. Mój umysł i ciało są zbyt wrażliwe. Ale nic nie zmieni mojej decyzji. Nic nie pomiesza moich uczuć. Postanowienie życia nie w, ale poza miastem; chęć pozostania obok ciebie – nic nie może ich zmienić”.

 – Kto powiedział, że jesteś słaby?

 – Ty, zawsze tak mówisz.

 – Nigdy. Masz nadludzkie zdolności. Chwilę temu przytłoczyłeś mnie swoim geniuszem. To coś... Teraz jestem nawet pod większym wrażeniem. Zdecydowanie – Nezumi wzruszył ramionami. – I w życiu bym nie pomyślał, że zaczniesz mnie łapać za każde słowo i się nad nim zastanawiać. A zwłaszcza w takiej sytuacji.

Drap, drap, drap.

Szczur wspiął się po ciele Shiona i usiadł na jego ramieniu. Był dość ciężki w porównaniu do Hamleta czy Cravata. do tego śmierdział zgnilizną. Jednak ruszał pyszczkiem i przechylał głowę na bok w ten sam sposób. Kolejny wgramolił się na jego bark. Przystawił głowę do śnieżnobiałych włosów Shiona i wtulił się w nie. Następny, tym razem mały, otarł się o jego stopę. Przychodziły kolejne, jeden po drugim.

Szczury wspinały się w górę i schodziły w dół po ciele Shiona, piszcząc bez przerwy.

Pi, pi, pii.

– Hej, przestań – odezwał się Shion, wstrzymując śmiech. – Nie jestem placem zabaw. Przestań, to łaskocze! – Shion zatrząsł się odrobinę.

Powietrze ruszyło. Ciemność drgnęła niespokojnie. Shion czuł obecność mieszkańców jaskiń – wdychane powietrze, ciche szepty, ruchy ciał, dalekie spojrzenia.

 – Intrygujące dziecko.

Głos spadł z góry. Był niski, ale rozbrzmiewał czysto. Nie był to poziom śpiewu Nezumiego, ale głos ten swoją głębią wsiąkał i rozkwitał wygodnie w jego uszach. Czyżby to był ten sam dźwięk, co kilka chwil temu? Głos, który spadł z czarnej próżni?

„Posłuchajmy więc twojej historii”. Czy to był ten sam głos?

Spojrzał w górę i ujrzał człowieka, siedzącego na krześle pośrodku półki skalnej, w miejscu przypominającym balkon. A przynajmniej... zdawało mu się, że to człowiek. Wyglądał jak... starzec z długimi, białymi włosami i długą, białą brodą, owinięty w długi, przypominający szatę, materiał. Było zbyt ciemno, by mógł dojrzeć jego twarz.

 – Intrygujące dziecko. Nie wzbudziłeś w myszach złości ani lęku. Czy mogę zapytać cię o imię? Jak cię zwą?

 – Shion.

 – Shion... ach, cóż za piękne imię.

 – D–dziękuję. Za... em... komplement – wybełkotał. – A pan?

 – Ja? Co ze mną, Shion?

 – Jak pan ma na imię?

Szepty.

Ciemność drgnęła znacznie silniej. Szczury odezwały się na jego ramionach. Wzniósł się śmiech. Z półek we wszystkich kierunkach, wzniosły się różne rodzaje śmiechu i spadły deszczem na Shiona.
Chichot.

„Imię, mówi”.

Chichot.

„Zapytał o jego imię”.

Chichot.

Nie miał pojęcia, dlaczego się z niego śmiali. Zapytał jedynie o jego imię. Dlaczego spowodowało to taką drwinę?

Chichot.

Śmiech nie opadł. Shion odwrócił się do stojącego u jego boku Nezumiego.

Ten stał w bezruchu. Nie uśmiechał się. Naturalnie. Jego twarzy nie zdobiła żadna ekspresja. Był jak statua.

 – Rou. – Niski głos przedarł się przez drżącą ciemność. Hałas w jaskini ucichł natychmiast. Zapadła niemal bolesna cisza, jak ta, którą słychać w lesie, gdy przestaje wiać wiatr. W tym bezruchu słowa starca rozwinęły się powoli.

 – Rou. Tak mnie nazywają.

 – Rou... Czy to twoje imię?

 – I tak, i nie. Może oznacza po prostu starca.

 – A więc to nie twoje prawdziwe imię?

Kilka chwil ciszy.

 – Młodzieńcze. Nikt tutaj nie przywiązuje wagi do imion. Nikt. Czyżby Nezumi cię tego nie nauczył?

„Jak o tym pomyśleć...”

Shion wypuścił powietrze.

„Jak o tym pomyśleć, nadal nie znam prawdziwego imienia Nezumiego”.

 – Rou – poruszył się Nezumi. Postawił kilka kroków naprzód. – Chcę, żebyś wysłuchał naszej historii.

 – Opowiedz ją nam. – Starzec wyprostował się w krześle. – Wróciłeś. Pomimo że nie mieliśmy się już nigdy spotkać, a ty pojawiasz się przed moimi oczami. Opowiedz nam, dlaczego.

 – Jestem wdzięczny.

 – Wdzięczny? Nezumi, widzę, że stałeś się słaby i tchórzliwy od tego całego wiatru z zewnątrz. Ale nieważne jak słaby i tchórzliwy jesteś, mam nadzieję, że nie zapomniałeś zasad.

 – Oczywiście, że nie.

 – Ci, którzy opuścili to miejsce, nigdy nie mogą powrócić. Złamałeś tabu. Musisz to zrekompensować.

 – Wiem. Zapłacę za to. Więc proszę, wysłuchaj mnie.

Starzec pstryknął palcami. Choć Shion nie zauważył tego wcześniej, do nóg jego krzesła przymocowane były dwie, długie belki. Chociaż właściwszą nazwą niż krzesło, byłaby lektyka.

Dwóch mężczyzn złapało belki i podniosło starca wraz z lektyką.

„Jego nogi...”

Nic nie wypełniało niższej części szaty starca. Brzegi zwisały bez życia. Starzec stracił swoje obie nogi do kolan.

Lektyka ze starcem powoli zaczęła wędrować w dół po skałach, jakby zsuwając się ze ściany. Cienista figura, której długie włosy związane były w kucyk – ewidentnie kobieta, sądząc po sylwetce – zamiatała ścieżkę, którą przenoszono lektykę, czymś, co przypominało miotłę. Była jak osoba, wyznaczająca początek procesji.

Ścieżka. Na tyle szeroka, by przechodzący nią ludzie mogli pozbyć się kamieni spod swych stóp. Zbocze było strome, a jednak mężczyźni zeszli nim stabilnie, nawet na moment nie tracąc równowagi.

Nie było to naturalne zdarzenie. Przejście zostało wyrzeźbione w skale ludzkimi dłońmi. Gdy przyjrzał się bliżej, zauważył że ścieżki rozciągały się pomiędzy skalnymi ścianami; były więc tak skonstruowane, że ludzie mogli przejść swobodnie.

„Czy to... osada?”

Shion rozejrzał się po raz kolejny. Pieczary, bez wątpienia służące za domy; ścieżki w skalnych ścianach; ta komnata; ciemna przestrzeń, rozciągająca się za nią – i niemal czuł zapach czegoś gotowanego czy smażonego. Poza tym słabo, bardzo słabo, czuł wiatr. To znaczyło, że powietrze przepływało, a tamto miejsce musiało być połączone z powierzchnią. To była ludzka osada.

„Podziemne miasto?”

Zatrzymał swoje myśli, które chciały już rozbiec się w różnych kierunkach. Zebrał je i poszukał konkretnej ścieżki.

Nezumi powiedział, że mieszkańcy ciemności nie byli ludźmi, którzy przetrwali Polowanie. Prawdopodobnie miał rację. Podziemny świat, do którego nie mogło dotrzeć żadne światło, byłby raczej niezbyt dobry na ludzką siedzibę. Ludzkie organizmy były stworzone do życia na ziemi. Wydawało się być nieprawdopodobnym, by dało się żyć w miejscu, w którym nie było ani odrobiny światła, wiatru czy żywej natury. Jednak miał przed oczami takich właśnie ludzi i miejsce, w którym żyli.

Sceneria wokół niego zdecydowanie nie była czymś, co można by stworzyć w jedną noc. Tego był pewien. Czyżby ci ludzie żyli tu od tak dawna, że ustatkowali swoją siedzibę i zaadaptowali się do jej warunków? To był jedyny pomysł, jaki przychodził mu do głowy.

Shion nieświadomie wydał długie westchnięcie.

„Przypomnij sobie. Podziemie Zakładu Karnego. Co tu robi osada? Czy to był przypadek?”

„Może...”

Myśli Shiona wytwarzały w jego głowie wściekłe iskry. Nieważne, ile się nad tym zastanawiał, nie był w stanie ich złapać. Nie mógł wyjść poza granice spekulacji. Jednak właśnie dlatego wysilał się bardziej. Sukał. Snuł teorie, gdybał. Desperacko.

Co jeśli ci ludzie żyli tu znacznie dłużej – w miejscu, będącym od samego początku wielkim kompleksem jaskiń?

Aborygeni...

A co jeśli żyli tu ich przodkowie jeszcze przed narodzinami państwa–miasta No.6?

Zachodni blok był kiedyś przecież małym, pięknym miasteczkiem. Mieszkali tam różni ludzie, między innymi Rikiga. Jego matka też tam była. I jego ojciec, choć nie pamiętał nawet jego twarzy, także tam przebywał. Miasteczko zmieniło się i stało matką, z której zrodziło się No.6. Pomijając fakt, że to nie miasteczko się zmieniło, a ludzie. Pod kontrolą ludzkich dłoni wyrósł gigantyczny mur, a państwo–miasto mogło się urodzić. Poza nim, pozostałości miasta stały się nagą pustynią, znaną jako Zachodni Blok. A to tylko zachodnia strona.

Czy zachodnie miasteczko było jedyną ofiarą No.6? Co z północnymi górami, lasami, zielonymi łąkami, rozciągającymi się z południa na wschód, jeziorami i stawami, pokrywającymi ziemię od wschodniego do zachodniego krańca? Biorąc pod uwagę geograficzną lokalizację No.6, logiczną była myśl, że rozprzestrzeniało się we wszystkich kierunkach, poszerzając swoje granice...

Przeszedł go dreszcz.

W północnych górach, na południowych polach, wśród wschodnich bagien. Gdzieś tam, żyła niegdyś nieznana Shionowi rasa ludzi. I to nie tylko jedna. W górach, lasach i na wzgórzach, żyli ludzie. Nawet w tych pieczarach...

Aborygeni. Ludzie, którym dawno temu odebrano domy w jaskiniach.

Pewnie byli z innego rodzaju świata niż ten, w którym żyli Rikiga i jego matka; mieli własne terytorium, z którego się nie ruszali, tak jak „miastowi” nie ruszali się ze swojego, więc nie mieli ze sobą żadnego kontaktu. Pewnie nawet jedni nie wiedzieli o egzystencji innych.

Połać ziemi kiedyś była wielkim lasem. Na tej planecie pozostało już tylko sześć miejsc, utrzymujących warunki, w których można było podtrzymać życie.

Ludzie zbudowali w nich miasta, a one stały się z czasem miastami–państwami. Z tego, czego uczono go na historii, wynikało, że porzucili wojny między sobą. Zgodzili się zabronić posiadania wojska i pozwolić przetrwać gatunkowi ludzkiemu, podpisali więc Traktat Babiloński, nakazujący porzucenie armii i broni. Również w akcie jedności, każde miasto porzuciło swoją własną nazwę i przyjęło numer zamiast tytułu – od No.1 do No.6.

Sześć miast wciąż respektujących jedność i niezależność pozostałych, nawiązały między sobą silne więzi i stały się częścią jednego narodu; zarówno politycy jak i mieszkańcy zgadzali się, że w ten właśnie sposób powinni myśleć.

„Te ziemie są wszystkim, co nam pozostało. Dalsze zniszczenie nie może być tolerowane. Wojna jest zła. Prowadzi wszystko do wyginięcia. Grozi naszemu istnieniu. Musimy porzucić broń dla przyszłości gatunku ludzkiego”.


„Zgodnie z tą ideologią powinniśmy utrzymać sześć miast połączonych przyjaźnią i zrozumieniem”.


Od No.1 do No.6.

Szósty region został obdarzony znacznie lepszymi warunkami naturalnymi niż jakikolwiek inny. Zostało wybrane wszystko co najlepsze – owoce natury, ludzka inteligencja i naukowa technologia – by zbudować tą utopię, rzadko znajdowaną na kartach historii.

Tak narodziło się No.6.

To właśnie usłyszał Shion na lekcjach jako kandydat do elity w swojej doskonale wyposażonej klasie.

Jego dreszcze się wzmocniły. Czuł się jakby zamarł aż po końcówki palców.

Gdy zamykał oczy – a nawet, gdy były otwarte – widział sceny z Polowania, przemykające mu przez myśl. To była rzeczywistość. Widział to na własne oczy.

Baraki rozpadały się na części; namioty zostawały podarte. Szalali, uciekający ludzie byli bezlitośnie mordowani. Mężczyźni i kobiety, starzy i młodzi, nawet niemowlęta, znikały z powierzchni ziemi. Najnowsza broń atakowała ludzi, którzy mogli ich co najwyżej obrzucić kamieniami. Jeśli w ogóle można to było jakoś nazwać, nazwano by to masakrą.

Oczywiście, „porzucić całą broń”.

Bez myślenia przygryzł wargę. W jego ustach pojawił się smak krwi. Przełknął go wraz ze śliną. Nie wiedział o innych miastach.

„Ale... ale...”

Wiedział przynajmniej, że No.6 posiadało niesamowitą wojskową potęgę.

„Od kiedy?”

Po raz kolejny przełknął krwawą ślinę.

„Kiedy miasto zaczęło się zmieniać? Kiedy zaczęło oddalać się od założeń i ideologii Traktatu Babilońskiego? Od kiedy... od początku?”

Shion poczuł na sobie cudze spojrzenie. Jego oczy spotkały te Nezumiego. Poczuł się jakby owijano go w elegancji, szary płaszcz. Rdzeń jego ciała pulsował. Wszystkie myśli, kotłujące się w jego głowie, ustały.

Chwila przyjemności.

To było dziwne. Sam rodzaj światła w oczach Nezumiego wystarczał, by wzbudzić w nim uczucie odrzucenia, lub zostania objętym.

Jednak to nie był moment na poddawanie się samolubnym, pobłażliwym emocjom. Ludzie łatwo odpływali, gdy odmawiali myślenia. Zbyt łatwo dawali się porwać prądowi cudzych słów i mentalności czasów.

Nezumi nigdy nie objąłby ani nie ochronił nikogo, kto odmawiał myślenia, kto pozwalał sobie po prostu popłynąć z prądem.

„A poza tym...” – pomyślał Shion, unosząc podbródek, – „...Nie chcę być przez niego chroniony. Nie porzuciłem moich myśli. Wciąż będę rozszyfrowywał rozciągający się przede mną świat na własny sposób. Spotkam się z prawdziwą formą świata i spojrzę rzeczywistości w oczy. Możesz to pewnie nazwać walką, Nezumi”.

Shion odwrócił wzrok od Nezumiego i odetchnął. Po raz kolejny puścił myśli w ruch.

„Od kiedy?”


„Od początku?”

„Tak, od początku. Pewnie w No.6 nie istniały ideologie pokoju i koegzystencji od samego momentu jego narodzin”.

Na tej ziemi mieszkali ludzie, żyjący tu od bardzo dawna. No.6 na nich napadło. Próbowało ich zdominować tak, jak głodna bestia pożera ofiarę i wgryza się w jej kości. Właśnie przez to poszerzało swoje granice i ustatkowało swe fundamenty jako państwo–miasto. Pokój? Koegzystencja? Śmiało się tym słowom prosto w twarz i z brutalną siłą zawłaszczyło sobie swoje okolice.

Tak, jak zniszczyło Zachodni Blok. Tak, jak zmasakrowało ludzi. Używając przytłaczającej siły wojskowej.

„Ale... co z całą resztą? LEDy – diody emitujące światło” – LEDy zapalały się, gdy przewód elektryczny podłączony był do dwóch specjalnych półprzewodników. Były ludzkim wynalazkiem, który nie istniał w naturalnym świecie. Naukowo stworzone światło. Czy to nie No.6 je stworzyło? Czy... czy może ta cywilizacja powiązana była z jakąś znacznie bardziej zaawansowaną niż No.6? Ale gdyby tak było, nie poddałaby się tak łatwo. Wiedział, że nauka nie była wszechmocna, ale...

Nie miał pojęcia. To było jak błądzenie we mgle. Nieważne, ile się zastanawiał i gdybał, nieważne, jak daleko by zaszedł, nigdy nie dotarłby do prawdy. Im więcej myślał, im dalej zaszedł, tym bardziej się gubił. Nie mógł wyjść z labiryntu. Jego myśli błąkały się bez celu.

Był zdenerwowany.

Pisk.

Szczur zeskoczył z ramienia Shiona. Mniejsze gryzonie też szybko ukryły się w szczelinach.

„Co jest?”

Gdy tylko Shion zaczął gonić szczury wzrokiem, został nagle zaatakowany od tyłu. Cień owinął wokół niego linę. Zakneblowano mu usta. W mgnieniu oka był już całkiem związany. Popchnięto go od tyłu. Poczuł swoje dłonie wiązane ciasno przy plecach. Uderzył ramieniem o ziemię.

 – A to za co było? – krzyknął.

 – Shion, siedź cicho – Nezumi, który także klęczał związany, pokręcił głową. – Nie opieraj się. Bądź cicho.

 – Ale czemu... Ał! Ta lina naprawdę boli!

 – Rozluźnij się. Wypuść powietrze to nie będzie tak ciasno. Poczujesz się trochę lepiej.

Zrobił jak mu kazano. Nezumi miał rację – poczuł się odrobinę lepiej.

„To nawet całkiem niesamowite. Złapać nas i związać w ułamku sekundy... och, ale wciąż...”

 – Nie tak dobrze, jak ty.

 – Co?

 – Lepiej uchwyciłbyś linę. Właściwie nieważne czy to lina, czy nóż.

 – O, dzięki za komplement. Chociaż naprawdę, nie zasługuję na ten przywilej cieszenia się twym dobrym słowem.

 – Zawsze do usł... egh – Lina wbiła się w jego szyję. Oddech zatrzymał się w gardle.

 – Nie odzywaj się – syknął pusty głos.

„Kto to? Człowiek o szarych włosach, skórze i oczach?”

 – Gadaj dalej, a złamię ci kark.

Linę zaciśnięto. Naprawdę czuł, jakby jego kark miał się zaraz złamać. Jego drogi oddechowe zaczęły się blokować przez nacisk. Nie mógł oddychać. To bolało.

 – Przestań – powiedział cicho Nezumi. – Mścisz się za tamto? Wyżywasz się na bezbronnym człowieku? Chyba znalazłeś sobie kolejne złe nawyki, odkąd się nie widzieliśmy, Sasori.

Lina zelżała. Przez moment Shion nie wiedział, co się działo. Rzucił się na ziemię, słabo pokaszlując. Usłyszał dźwięk ciała uderzającego o ziemię, jakby się po niej przetaczało. Podniósł się.

Nezumi leżał za nim. Stopa mężczyzny wylądowała na jego ramieniu. Nosił stare sandały, wyglądające jak paski kory.

 – Ty też, Nezumi – Jego głos stał się cięższy. – Koniec twoich bezczelnych skarg. Nie rozumiesz tego miejsca? To tylko kwestia czasu, zanim wszystko pojmiesz.

Jego stopa ruszyła się, by kopnąć ramię Nezumiego.

 – To wy przyszliście z zewnątrz. Nie macie prawa protestować, jeśli zostaniecie zabici.

 – Przestań! – Shion obrócił się i krzyknął. Nezumi uniósł twarz i pokręcił głową, jakby chciał kazać mu się zamknąć. Ale nie mógł.

 – Ty tchórzu! Jesteś dokładnie taki, jak mówi Nezumi. Związać nas, żebyśmy nie mogli się bronić i wtedy bić – to obrzydliwe, ohydne!

 – Shion – skrzywił się Nezumi. Kilka strużek krwi spływało po jego policzku. Shion ścisnął brzuch i spojrzał na mężczyznę.

 – Co to za miejsce? No.6?

 – No.6, mówisz? – Całe ciało mężczyzny zaczęło dygotać. Jego oczy w kolorze piasku zadrżały. Ich światło zdawało się być niemal mordercze. Ale Shion nie miał zamiaru dać się uciszyć. On też się trząsł, ale nie ze strachu. Z gniewu. Narastał w nim gniew.

 – To prawda. Jesteście tacy sami. Niczym się nie różnicie od No.6. Siłą gnębicie słabszych. Nadużywacie żałosnej przemocy. Gdzie tu są jakieś różnice?

 – Ja akurat nie jestem słaby, tak tylko mówię – Nezumi wzruszył ramionami z dłońmi związanymi za plecami. – Shion, rozumiem co chcesz powiedzieć. Po prostu to tak zostaw. Powiedz więcej, a zatłuką cię na śmierć. Wiesz, kopanie to specjalność tego staruszka.

 – Zabiję cię – warknął mężczyzna. – Jesteś demonem. Przeklętym dzieckiem nieszczęścia. Jeśli nie pozbędę się ciebie teraz, przyniesiesz nam jedynie katastrofę.

 – To się nazywa mieć sokole oko, Sasori – westchnął teatralnie Nezumi. – Raz spojrzysz i już wszystko wiesz. Oczywiście, katastrofę. Z najwyższej półki.

 – Nezumi, co masz na myśli przez „katastrofę”? ...W sensie że mnie?

 – Tak, ciebie – zaśmiał się beztrosko Nezumi.

 – On jest złem – kontynuował mężczyzna. – Nosi demoniczną aurę jak płaszcz i niesie za sobą nieszczęście gdzie tylko się nie ruszy. Widzę to. Nezumi, powiedziałeś, że to mieszkaniec No.6.

 – Właściwie to były mieszkaniec. Był w mieście tylko do niedawna.

 – A więc dlatego jest taki zły. Jest jak... samo No.6.

Nezumi wytrzeszczył oczy. Końcówka jego języka zlizała krew z warg.

 – Samo No.6, hę... Rozumiem. Więc tak go widzisz.

 – Wiem – odpowiedział mężczyzna. – Widzę to. Muszę go zabić. Muszę go sprzątnąć nim będzie za późno. Jeśli nie... – Mężczyzna postawił krok naprzód. Shion cofnął się bez myślenia. Człowiek ten promieniował tak morderczą intencją, że nic innego nie mógł zrobić. 

„On jest poważny...” 


„Ten człowiek naprawdę chce mnie zabić”. 

Mężczyzna postawił kolejny krok przed siebie, jednak nagle przekoziołkował naprzód i uderzył o ziemię. Nezumi go przewrócił.

Nezumi podniósł się w mgnieniu oka. Liny opadły na ziemię. Jak w magicznej sztuczce. W jego dłoni znajdował się mały nóż. 

Mężczyzna spróbował wstać, jednak zatrzymało go kolano Nezumiego, wbijające się w jego brzuch. Człowiek jęknął. Przewrócił się w bólu na plecy, pozostawiając gardło bez ochrony, przez co szybko znalazło się przy nim ostrze.

 – Nieźle się napracowaliśmy, żeby się tu dostać. Nie dam ci go sprzątnąć tak szybko.

 – Dlaczego... przyprowadziłeś tu... taką katastrofę? – wykaszlał mężczyzna. – Masz zamiar nas zniszczyć?

 – Przeciwnie – Na ustach Nezumiego zatańczył uśmiech. – Chcę wysłać No.6 do grobu. Dlatego go przyprowadziłem.

 – No.6? Ten chłopiec może to zrobić?

 – Kto wie. Nie wiemy, póki nie spróbujemy. Przedtem nie mogę pozwolić ci go zabić. A właśnie, co do tej twojej zazdrości – nie powinieneś się jej czasem wstydzić?

 – Zazdrości?

 – Taa. Jesteś zazdrosny o Shiona. Zgarnął twoje szczury jakby to nie było nic takiego. Jesteś zazdrosny. Mam rację?

Rozległ się ciężki dźwięk miażdżenia. Człowiek zgrzytał zębami.

 – Nezumi... tak samo niemiły jak zawsze. Denerwuje mnie to. Najpierw ciebie uduszę.

 – Cóż za wspaniała obietnica. Nie mogę się doczekać. Ale przedtem... – Blady uśmiech zniknął z jego twarzy. Kropla krwi spłynęła po podbródku mężczyzny, barwiąc go szkarłatem.

 – Obiecaj mi coś, Sasori. Przysięgnij, że nigdy więcej nie tkniesz palcem Shiona.

Ostrze noża uniosło się. Tak samo stało się z gardłem, na którym spoczywało.

 – Przysięgnij.

Mężczyzna nie odzywał się uporczywie.

 – Wystarczy – rozbrzmiał miły głos. Był w nim nawet posmak śmiechu. – Nic się nie zmieniłeś, Nezumi. Ani sposób, w jaki posługujesz się nożem, ani sarkazm w słowach. Powiedziałbym, że w obydwu podszkoliłeś się nawet.

Starzec w lektyce uśmiechał się tak samo życzliwie, jak życzliwy był jego ton. Stabilnie opuszczono go na ziemię.

 – Rou.

 – Urosłeś. Ledwie cię rozpoznaję. Nigdy nie pomyślałbym, że spotkam cię jako dorosłego mężczyznę.

Nezumi wypuścił Sasori i uklęknął. Nóż błysnął jeszcze raz w jego dłoni nim zniknął. To też wydawało się być jakąś magiczną sztuczką. Człowiek mruknął coś i jeszcze mocniej zazgrzytał zębami. Szczury wskoczyły na kolana Shiona.

 – Wierzyłem, że odszedłeś gdzieś daleko już dawno temu. Nie kazałem ci tego zrobić? Zostawić to miejsce za sobą, zapomnieć o wszystkim, odrzucić wszystko inne i żyć wolnością?

 – Rou, proszę, posłuchaj mnie.

 – Nigdy nie powinieneś był wracać. Nieważne, co miałoby się dziać, nigdy nie powinieneś był wracać.

 – Nie mogę być wolny. – Nezumi ścisnął mocno palce w pięść. – Dopóki No.6 istnieje, nie mogę być wolny. Nie mogę o tym zapomnieć, ani odsunąć tego na bok.

 – Nezumi.

 – Powinieneś wiedzieć. No.6 nadal tam jest. Ciągle istnieje. Jak mogę być jedynym wolnym? To niemożliwe.

 – Powiedziałem ci, żebyś się nie dał zamknąć w pułapce. Kazałem ci żyć nieskrępowany. Gdybyś nie posłuchał, nie byłbyś w stanie przetrwać. Dlatego wypuściłem cię do zewnętrznego świata. Ale pomyśleć, że wrócisz...

 – Zrozumiałem.

 – Zrozumiałeś?

 – Zrozumiałem, że twoje słowa były tylko białymi kłamstwami.

Powietrze przyspieszyło w poruszeniu. Głosy, które ledwie można było nimi nazwać, wzniosły się pośród ludzi stłoczonych na półkach skalnych, przyglądających im się z góry.

 – Twoje słowa były białymi kłamstwami. Fałszem. Nie było dla mnie możliwości ucieczki przed pułapkami. Przeciwnie, musiałem dać się złapać. Nawet gdybym się oszukiwał, udawał, że jestem wolny, i tak byłbym w łańcuchach. Od teraz własnymi rękami będę walczył o prawdziwą wolność. Uwolnię się. Dlatego wróciłem.

 – Czy wolnością, o której mówisz, jest walka z No.6?

 – Walka i zwycięstwo. Wymazanie go z tej ziemi. W dniu, w którym istnienie Świętego Miasta dobiegnie końca, po raz pierwszy będę wolny. Będę mógł naprawdę żyć. Będę w stanie opuścić to miejsce... z własnej woli.

 – Nezumi! – Shion krzyknął. Złapał ramię Nezumiego. – Co masz przez to na myśli? Opuścić to miejsce? Co...

 – Shion – Nezumi zamrugał gwałtownie. – Lina... jak ty...?

 – Eh?

 – Lina. Jak się z niej wydostałeś? Nie masz ze sobą noża.

 – Co? A, szczury ją dla mnie przegryzły.

 – Szczury? Nie ma mowy, musiałbyś być...

Shion podniósł końcówkę liny i pomachał nią Nezumiemu przed oczami.

 – No zobacz. Wszystkie na raz ją gryzły. Poszło od razu. Niesamowite, nie?

Oczy Nezumiego omiotły koniec liny nim uniósł brew.

 – Masz aż tyle kontroli nad tymi szczurami?

 – Ja? Nie, oczywiście, że nie. Nie umiałbym zrobić czegoś takiego. Szczury same to zrobiły. Wszystkie są bardzo miłe i inteligentne – stwierdził z dumą Shion.

 – Miłe i inteligentne, mówisz. Czyli twoje szczury przegryzły linę, którą zawiązał ich pan. Racja; są miłe i inteligentne. Nieźle je wytrenowałeś, Sasori.

Mężczyzna w kolorze piasku, nazywany Sasori, jedynie drgnął lekko i nie odpowiedział. Za to starzec wypuścił krótki oddech.

 – Wystarczy sarkazmu, Nezumi. To twój zły nawyk. Nadal masz do tego tendencję i chyba nigdy z tego nie wyrośniesz. Rzeczywiście, problem.

W tonie starca czuć było ciepło. Był jak ojciec uśmiechający się z rozdrażnieniem nad wybrykiem dziecka. Jego głos promieniował źródłem swego ciepła – miłością.

Ten człowiek był czuły dla Nezumiego.

Shion spojrzał na jego lektykę.

„To pierwszy raz” – pomyślał. Pierwszy raz spotykał kogoś, kto ze spokojem i ciepłem odnosił się do Nezumiego.

Nezumi zawsze był sam. Zawsze żył samotnie. Nigdy nikogo przy nim nie było. Nie pozwolił nikomu się do siebie zbliżyć. Shion sam się go trzymał, oczarowany przez jego energię, zwinność i piękno. Miał nadzieję pozostać po jego stronie. Te uczucia bez wątpienia niewzruszenie w nim istniały; jednakże faktem było również, że nie był pewien, jaką powinien nadać im nazwę.

Podziw, przyjaźń, szacunek, miłość... Nie miał pojęcia, nic nie dało się na to poradzić.

Ale to, co czuł od starca w lektyce, było zdecydowanym uczuciem. Jak rodzic kochający swe dziecko.
Pomyśleć, że Nezumi miał kogoś takiego.

 – Shion – zawołał starzec.

 – Tak?

 – Podejdź tu.

 – Tak, proszę pana.

 – Czekaj – Sasori postąpił naprzód i złapał ramię Shiona. – Rou, ten chłopak jest niebezpieczny. Jest ubrany w zło. Nie możesz go do siebie dopuścić.

 – Zły... ten chłopiec?

 – To nie jest tylko chłopiec. To demon. Zniszczy wszystko. Widzę to. Jednak czemu ty nie widzisz tego, Rou?

Ciężko było się nie wściec, gdy tyle zostało na jego temat powiedziane. Shion próbował pozbyć się uścisku ze swojego ramienia. Palce Sasoriego nie okazywały żadnych oznak osuwania się i ścisnęły go nawet mocniej, wbijając się w skórę.

 – Nie widzę żadnego problemu. Przyprowadź tu Shiona.

  –Rou.

 – Nie widzę problemu. Dobro i zło, cnota i grzech, prawda i kłamstwo – są bardzo podobne. Tak podobne, że trudno je od siebie odróżnić. Mam rację, czyż nie, Nezumi?

 – Rozumiem, o czym mówisz.

 – To chłopiec, którego ty przyprowadziłeś. Z całą pewnością nie jest ani całkowicie przeklęty, ani żaden z niego chodzący anioł. A teraz, Shion, podejdź, jeśli możesz.

Palce osunęły się z jego ręki. Sasori cofnął się o kilka kroków, warcząc nisko. Jego ciało w kolorze piasku wniknęło w mrok. Shion powoli podszedł do lektyki. Kilka szczurów biegało u jego stóp.

Starzec miał czyste, ciemne oczy. Błyszczały niczym maleńki płomień, gdy niezachwianie patrzył na Shiona.

„Ten człowiek...”

Shionowi wydał się młodszy, niż myślał na początku. Przez znaczenie imienia mężczyzny i okalające twarz i białe włosy przyjął, że to dosłownie stary człowiek. Jednak siła światła w jego oczach nie mogła należeć do kogoś takiego.

Starzec uniósł dłoń. Była chuda i blada.

 – Twoja głowa.

 – Słucham?

 – Mogę dotknąć twoich włosów? To raczej dziwny kolor.

Shion przykucnął i pochylił głowę naprzód. Starzec dotknął jej, delikatnie przebiegając dłonią włosy w ruchu tworzącym okrąg. Troszkę łaskotało. Shion poczuł się trochę jak owca, jakby głaskano go po głowie.

 – Dlaczego? – odezwał się starzec ciężkim głosem. Słychać w nim było chrypę. Łagodny ton zniknął, zastąpiony przez napięcie.

 – Dlaczego twoje włosy...

 – Nie tylko włosy – Nezumi postąpił ze zdecydowaniem naprzód. – Shion, pokaż mu swojego czerwonego węża.

 – Eh? Nie ma mowy.

 – Czemu niby?

 – Musiałbym się rozebrać. Nie chcę stać nago przed tyloma ludźmi.

 – Debil – Nezumi cmoknął językiem. – Z jakiego zamku cię wyciągnęli, królewno? To nie moment na zabawę w czterdziestoletnią dziewicę. Szybko! Pokaż im, co musiałeś znieść.
Palce Nezumiego podniosły jego koszulę. Shion cofnął się szybko.

 – Dam sobie radę! Sam to zrobię. Przy rozbieraniu nie potrzebuję pomocy.

 – Och tak? Jestem pod wrażeniem. Skombinuję ci za to jakąś nagrodę.

Oczy Nezumiego nie nosiły tyle optymizmu co głos. Ich spojrzenie było ostre i napięte. Shion odrzucił koszulę na bok i postawił kolejny krok w stronę starca.

Ten wziął oddech. Jego trzęsące się palce przejechały po szkarłatnej wstędze, przecinającej pierś Shiona.

 – Te... te blizny...

Nezumi uniósł podbródek, jakby chcąc zachęcić Shiona.

„Mogę mu powiedzieć?”

 – Te znaki, dlaczego... – odezwał się starzec. – Nie, nie może być...

 – Zostawiła je pasożytnicza osa.

 – Pasożytnicza osa – powtórzył starzec.

 – Żywią się ludźmi. Ostatecznie zabijają żywicieli przed wykluciem. Ja... dałem radę przetrwać. Rezultatem są te blizny i moje włosy.

Usta starca przekręciły się. Jego oczy, kryjące się głęboko pomiędzy zmarszczkami, błysnęły nienaturalnie jasno. Nezumi złapał nagle bark Shiona.

 – Rou, No.6 zostanie zniszczone. Któregoś dnia zawali się nie tylko z zewnątrz, ale i od wewnątrz. To są pierwsze znaki.

 – Pasożytnicze osy, żywiące się ludźmi... Rozumiem... a więc zaczęły pojawiać się w mieście.

 – Tak. I najwyraźniej dosłownie znikąd. Zjawiły się niespodziewanie; nawet ci rządzący No.6 nie mogli tego przewidzieć. Kilku mieszkańców zmarło w dziwny sposób. Władze nie były w stanie temu zapobiec. Chociaż nie wydaje mi się, żeby jakoś desperacko próbowały. Może jeszcze nie mają pojęcia, jak poważna jest sytuacja. Zrobili się beztroscy.

 – Beztroscy...

 – Są beztroscy, bo myślą, że świat tańczy, jak mu zagrają. Są dość aroganccy, by uwierzyć, że rzeczywiście mogą być wszechmocnymi władcami... zostali oślepieni przez własne złudzenia i nie mogą dojrzeć prawdy. Stracili umiejętność spoglądania poza fasady.

Nawet jeśli zdawało się, że brzmiał przy powierzchni ziemi, głos Nezumiego bez problemu docierał do uszu wszystkich słuchaczy. W ciemności powietrze wypełniał jedynie jego niski, głęboki głos.

 – W mieście nadal jest cicho. Wciąż dają radę zachować spokój i zwyczajną codzienność. Ale to jak z kubkiem, napełnionym wodą po brzegi. Może się rozlać w każdej chwili. Zachowuje balans, choć bez przerwy grozi mu upadek.

 – Trzeba go tylko lekko popchnąć, a wszystko się rozleje... to właśnie masz na myśli?

 – Wybuchnie. Zniszczy kubek i spadnie dookoła deszczem.

Starzec mruknął coś cicho. Złożył palce razem, jakby w modlitwie.

 – A więc opowiedz nam wszystko, od samego początku.

Para błyszczących oczu spoczęła stabilnie na Shionie.


==Koniec rozdziału 1==

12 komentarzy:

  1. ZACZYNAMY KOLEJNY MONOLOG ALEKSANDRY!

    17.22 zaczynamy czytanie!
    I tu już na samym początku dwie rozkminy:
    Kuro, wyłączysz może blokadę antyspamową? .w.
    Wiecie jak muszę się powstrzymywać i pilnować, żeby przy zjeżdżaniu w dół nie przeczytać jakiegoś fragmentu? XD
    17.28 Dobra, tak na prawdę to teraz zaczynam, bo musiałam wejść na chat na chwilę. XD
    To znaczy kawałek już przeczytałam. ~^~

    17.31 Pftfe, ten shake co go piję to jest...słony. oO
    Rozdział ciekawie się zapowiada!

    17.33 "Była znacznie większa od tej, w której Nezumi walczył z człowiekiem w kolorze piasku." Ten człowiek miał kolor pisaku, bo już nie pamiętam? XD

    17.36 Nezumi komplementujący Shiona?

    17.40 No.6... Ja to czytam "noł six", a wy? XD

    17.59 Znikłam na chwilę, bo moja KOCHANA KLASA, która urządziła sobie dziś wagary na ostatniej lekcji (mieliśmy zastępstwo i nikt się nie zjawił) teraz się bulwersuje, ja streszczam co się działo, a oni nie wierzą więc wyczuwam kłótnię...-.- Największy bulwers oczywiście MOJA BI EF EF!
    Mam ich w dupie i skoro wiedzą lepiej już nic nie piszę.

    18.02 Oczywiście i tak się kłócę. Cała ja.
    I teraz zaprzecza, a sama mnie wygania i pisze że kłamie. Japierdole. *wyłącza facebooka*

    18.07 *gwizda* Ale Nezumi się pali do rozbierania Shiona!
    *ogarnęła to zdanie którego nie ogarniała*

    18.09 Słodko.
    Powiem, że genialny rozdział. :3 Nie było całusów, ale i tak super! XDD
    To wszystko jest dużo lepiej rozegrane niż w anime. ;w;
    I w ogóle.
    Napisałabym więcej, ale jestem strasznie wkurwiona i nic mi nie przychodzi do głowy.~~ 3:
    *włącza facebooka*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doprawdy, interesujące. Niemal przebiło kolejny spam na tumblrze przedostatnim odcinkiem Tsuritamy.

      and i'm like, oh god, why...

      Usuń
    2. no co Dżun chciała moje monologi to ma! XDD

      weźże tą blokadę wyłącz. ;_;

      Usuń
    3. Po co, jest przydatna przecież. No, przynajmniej dla mnie.

      Usuń
    4. Ja się jeszcze ze spamem nie spotkałam, a moja znajoma która ma z 500 obserwatorów i ciągle pełno komentarzy też, a nie mamy. D:

      Usuń
  2. ta, na temat rozdziału, nie spraw prywatnych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ...mogę usunąć i dać to bez "spraw prywatnych". D:

      Usuń
  3. Okej, w takim razie "ludzie lasu" to chyba nieodpowiednia nazwa. Niech więc będzie "ludzie skał" albo jaskiń.
    Myślałam tylko, że wszystkie tomy będą miały po pięć rozdziałów, a tu nie. I, dobra, przyznaję, jak przeczytałam o tym, że Nezumi rozbiera Shiona, moja twarz musiała przypominać me gusta xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Awww...*-*
    Wąż mnie rozbroił...to MUSIAŁ być zamach na moje życie,spadłam z kanapy i się poobijałam! Teraz mam takiego wielkiego siniaka na ręce...rozdział był zajefalisty,czekam na więcej:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Fakt, ten wąż mnie powalił *-*
    Uwielbiam Nezumiego, ale kto go nie lubi? :D W anime trochę inaczej to wszystko wyglądało...jednak tak to jest jak się chce zmieścić 9 tomów w zaledwie 13 odcinkach -.- No nic. Dziękuję wam za kolejny wspaniały rozdział i z niecierpliwością czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to ciekawostka, sądziłam, że no6 miało 11 odcinków.

      Usuń
  6. Przy czerwonym wężu.. padłam! Jakoś tak.. ciekawie to zabrzmiało.. ekhem. xD

    A rozdział super. :>

    Sunako

    OdpowiedzUsuń