Staram się dodawać nowe posty w niedziele. Staram się.



Zakończono tłumaczenie No.6.


Dziękujemy za wszystkie podziękowania. To był miły rok z hakiem. I późniejszy rok. I chyba jeszcze jeden. Te dwa późniejsze składały się z czytania Waszych komentarzy. I tak dzięki.

(Do pań profesor jeśli przypadkiem odwołam się do tego na maturze: przepraszam, ja naprawdę tłumaczyłam to w gimnazjum. Ale prawdziwa książka istnieje. Obiecuję.)


Wszystkie rozdziały można znaleźć w zakładce ,,No.6''/,,No.6 Beyond''.


Kup powieść i mangę w oryginale, wspomóż panią Asano.


Tłumaczenie: Kuroneko
Korekta: Ayo, Dżun

czwartek, 14 czerwca 2012

Tom V: Rozdział 4


((Okej, zazwyczaj dostaje mi się za zbytnie nakręcanie ludzi, więc nie nakręcam was, i mówię jedynie, że to naprawdę dobry rozdział, i że lepiej przebrnąć przez tłumaczenie fragmentu z Safu, żeby to, co zdarzyło się potem dostać w nagrodę, niż przetłumaczyć od razu tę siłą rzeczy fajniejszą cześć (bo jak wiadomo wszystko jest lepsze od Safu), tak więc po prostu życzę miłej zabawy przy ostatnim rozdziale z tomu piątego~ a, i radzę zamknąć drzwi. just do it.))


Rozdział 4
Imię Białych Ciemności


Mój starszy brat jest kanibalem!
Jestem bratem kanibala. 
Nawet jeśli mam być ofiarą kanibalizmu, jestem jednocześnie bratem kanibala! 
Lu Xun, Pamiętnik Szaleńca




„Shi–o–n” – próbowała wypowiedzieć jego imię. Ile razy już je wezwała, odkąd została tu przywieziona? Nieważne, ile próbowała, jej głos nigdy nie docierał.

Safu odetchnęła głęboko. Dźwięk własnego westchnienia wyjątkowo wyraźnie docierał do jej uszu. I nie chodziło jedynie o wzdychanie – słabe odgłosy jej własnego ciała, gdy się ruszała, bicie serca, a nawet cicho wzywane imię, wszystko czysto odbijało się wokół, by zostać przez nią usłyszane. Zaś jej wzrok wiecznie był niewyraźny i ograniczony, niemal całkiem biały. Zupełnie jakby leżała we mgle.

„Gdzie jestem?” – pozwoliła spojrzeniu błądzić po pokoju.

Świat był biały, zupełnie jakby widziała przez bardzo wiele zasłon. Świat owinięty mgłą. Gdy obudziła się po raz pierwszy, myślała przez moment, że zabłądziła w głębokim lesie. Jednak szybko doszło do niej, jak bardzo się myli. Tam jedyną rzeczą były przecież tylko białe ciemności, zasłaniające jej widok. Nie było słychać ćwierkania ptaków w koronach drzew; żadnego pluskania potoku ani szumu drzew. Żadnego zapachu kwiatów czy smrodu błota. Było cicho, bez żadnego zapachu. Jedynie dźwięki jej własnego ciała stawały się wyraźniejsze z dnia na dzień.

„W głębokim lesie...”

Safu znowu westchnęła. Raz spacerowała w lesie z Shionem. Konkretnie w Parku Leśnym w centrum No.6, a więc wszystkie rośliny i zwierzęta były skrupulatnie pielęgnowane ludzkimi dłońmi. „Nie wydaje mi się, że powinniśmy nazywać to miejsce lasem” – powiedział Shion, wyrażając niezadowolenie.

„Ile to lat już minęło od tamtego dnia? Nie pamiętam aż tak dokładnie”.

Safu uśmiechnęła się. Szczęście przepłynęło przez jej ciało. Było bardzo ciepłe, miękkie i pocieszające. Za każdym razem gdy myślała o Shionie, gdy przywoływała spędzone z nim godziny, mogła się uśmiechnąć.

„Pamiętam. Byłam tuż za nim i strasznie się cieszyłam. Shion, nie wydaje ci się, że wspomnienia są niesamowite? Te ze spędzonych z tobą chwil nadal przynoszą mi szczęście. Tak, to prawda. Niczego nie zapomniałam. Twojego tonu, spojrzenia, gestów, zapachu... nie zapomniałam niczego”.


„Wspomniałeś kiedyś o tym, gdy spacerowaliśmy częścią Parku Leśnego z buczyną”.

 – Nazywają je lasem, ale to miejsce jest pod ludzką kontrolą. Nie czuję się za dobrze sam nazywając je lasem. Chciałbym, żeby chociaż pozwolili nam chodzić po naturalnym lesie w Północnym Bloku. Niestety, trudno dostać pozwolenie.

 – Ale jesteśmy w twoim miejscu pracy, nie?

 – Dlatego o wiele lepiej wiem, jak bardzo jest kontrolowane. Czuję, że natura powinna być znacznie bardziej nieprzewidywalna – jak coś, co umyka ludzkiemu pojmowaniu. Safu, nie widzisz w tym wszystkim nic dziwnego?

 – Hmm. Cóż, naprawdę nie widzę w tym nic niezwykłego – zastanawiała się na głos. – Tu przecież jest tak pięknie – Safu pozwoliła spojrzeniu wałęsać się między sklepiającymi się nad nią gałęziami drzew. Bukowe liście zaczynały stawać się żółte. Łapiąc promienie słońca, spływające z czystego, jesiennego nieba, wydawały się niemal świecić.

 – O, spójrz! – zawołała.

 – Hm?

 – Tam była wiewiórka. Przebiegła przez ten cały konar.

 – O tej porze roku buki rodzą owoce, więc zwierzęta często przychodzą tu po jedzenie.

 – Można te owoce jeść?

 – Jasne. Właściwie to orzechy. Zazwyczaj rosną po dwa, trzy, zamknięte w miseczkach owocowych.

 – Co to jest miseczka owocowa?

 – To coś w czym są owoce dębu mongolskiego i szypułkowego... mówią na to, hmm, żołędzie. To coś, przyczepione z dołu, to też ich część.

 – Och, chyba wiem, o czym mówisz – uśmiechnęła się, po czym Shion odwdzięczył jej się tym samym. Jego uśmiech błyszczał w świetle słońca, przepływającym między gałęziami, kłując ją w oczy. Wtedy była taka szczęśliwa, jednocześnie powstrzymując się od wybuchnięcia płaczem.

„Szliśmy razem, tylko we dwoje. A ty o czym mówiłeś? O orzechach? Żołędziach? Mógłbyś być bardziej taktowny w konwersacji? Pomyślałeś chociaż, żeby nic nie mówić, przytulić się po prostu i iść razem, tak żebyśmy czuli swoje ciepło i oddechy? Shion, nie chciałeś mnie trzymać? Nie chciałeś mnie pokochać?” 

„Pewnie nie chciałeś. Ale wydawałeś się cieszyć, że ze mną byłeś. Dużo się śmiałeś i byłeś bardziej rozmowny niż zwykle. A, tak, tak. Tylko raz, ale nawet powiedziałeś to na głos”.

 – Fajnie z tobą być, Safu.

„Nie wydaje mi się, żebyś kłamał. Jesteś typem człowieka, który nigdy by tego nie zrobił”.


„Shion, lubisz ze mną być?”

„Tak. Bardzo”.

„Byłoby miło, gdybyśmy zawsze mogli być razem, prawda?” 

„Jasne, że możemy. Safu, jesteś moją najważniejszą...”

„Troszczyłeś się o mnie. Pocieszałeś mnie. Ale mnie nie kochałeś. Nie czułeś w stosunku do mnie przywiązania, które paliłoby twoje ciało tęsknotą”. 

„Safu, jesteś moją najważniejszą przyjaciółką”.

„Jesteś okrutny. Tak okrutny, że to niemal niewiarygodne. Nie znam chyba nikogo tak łagodnego, niewinnego i okrutnego jak ty”.


„Shion, w kim jesteś zakochany? Do kogo pałasz pożądaniem?

„Znając ciebie, pewnie kochałbyś ją samotnie, z oddaniem i absurdalną wręcz szczerością. Dzielilibyście życie i śmierć, idąc zaś jedynie w stronę życia”.


„Shion, kogo kochasz? Kogo pożądasz? Dlaczego to nie mogę być ja?”

Biała zasłona zatrzepotała. Pojawił się przed nią ciemny, zamglony cień.

„To znowu ten człowiek”.


Człowiek pachnący krwią.

 – Dzień dobry, Safu – Wydawało się, że podnosi dłoń. – Jak się czujesz? – Nawet jego głos ociekał krwią. Nie chciała z nim rozmawiać. Nie chciała mówić. Pragnęła, by odszedł.

 – Wygląda na to, że dobrze mnie słyszysz. Ale jeju, co z odpowiedzią? Nie lubisz mnie, Safu? – Mężczyzna zachichotał. Miał zdławiony, ciemny głos. Tylko dźwięk świadczył o śmiechu. Jego serce nawet się nie uśmiechało. – Nie ma nic smutniejszego niż bycie przez ciebie nienawidzonym. Rozumiem, więc nie lubisz mojego głosu? Boże, cóż za okropna odpowiedź.

 – Nie... widzę...

 – Och! Czyżbym usłyszał głos? Więc teraz chcesz porozmawiać, Safu? Jestem zachwycony możliwością rozmawiania z tobą. Nic nie mogłoby mnie bardziej ucieszyć. Dalej, spróbuj jeszcze raz.

 – Nie... widzę. Tylko... biel...

 – Nie widzisz? Ach, racja, pewnie nie możesz. Jeszcze zupełnie nie wyzdrowiałaś. Wzrok powraca najdłużej. Już niedługo, Safu. Jeszcze trochę, a te zamglone rzeczy zrobią się wyraźne. Wtedy w końcu będziesz mogła na siebie spojrzeć – Mężczyzna znowu się zaśmiał. Tym razem z serca. Wysokim, wulgarnym śmiechem. Przyprawiający ją o dreszcze.

 – Ach, czyżbym znowu sprawił ci nieprzyjemne uczucia? Hm? Te fale... Safu, czyżbyś bardziej niż niechęć czuła strach? – Mężczyzna przysunął się. Poczuła dotyk jego ręki.

 – Przes...tań... odejdź...

 – Safu, nie ma się czego bać. Nie mam najmniejszego zamiaru cię skrzywdzić. Jesteś piękna. Gdybym powiedział, że jesteś najpiękniejszą osobą jaką znam, nie przesadzałbym w najmniejszym stopniu. Widzisz, właśnie dlatego chcę, żebyś była szczęśliwa.

 – Szczęś... liwa...

 – Tak. Szczęśliwa. Nie będziesz czuć żadnego cierpienia ani smutku i nigdy nie zachorujesz ani nie będziesz musiała zwijać się z bólu. Nigdy się nie zestarzejesz... nie, właściwie śmierć po prostu nie będzie dla ciebie istnieć. Taki rodzaj szczęścia pragnę ci podarować.

Człowiek stał się jeszcze bardziej elokwentny. Słowa wypływające z jego ust brzmiały, jakby rzeczywiście był przejęty.

 – Safu, jesteś piękna – powiedział. – Wyznam ci prawdę. Nie umiem kłamać pięknym ludziom. Proszę, nie złość się. Na początku chciałem tylko próbkę kogoś z elity. Dlatego tu jesteś. Nie miało znaczenia, kto to będzie, dopóki należał do elity. Och, ale kobieta. Tak, kobieta... potrzebowałem żeńskiej próbki. Jednak byłaś tak piękna, że skradłaś mi serce. Nie mogłem traktować cię, jak wszystkie pozostałe próbki. Dlatego jesteś właśnie tutaj, gdzie mogę cię dosięgnąć. Widzisz, Safu, niedługo przestaniesz się mnie bać i zaczniesz być mi wdzięczna.

 – Nie... nie... jesteś... straszny...

 – Tak inteligentna i piękna osoba jak ty, nie powinna jęczeć jak uparte dziecko. Powiedz, nie byłaś przypadkiem studentką ze specjalizacją w funkcjach poznawczych? Miałem przyjemność przeczytać sobie tezę, którą zapisałaś w swojej aplikacji na wymianę studencką. Była o unerwieniu kory mózgowej – pod kątem funkcji drobniejszych struktur, mam rację? „Unerwienie Kory Mózgowej jako Moduł Funkcjonalny: Mechanizmy Złożonego Przetwarzania Informacji”, tak to się nazywało. Całkiem interesujące, chociaż forma była raczej mało zgrabna. Mimo to, jak na studencką tezę, pierwszorzędne.

Kolejna z białych zasłon zniknęła. Mężczyzna zmienił się z ciemnej, cienistej sylwetki w coś o ludzkim kształcie.

 – Och? Wygląda na to, że twój wzrok jest na dobrej ścieżce do jak najszybszego powrotu do zdrowia. Dostaję dobre odczyty. Nie dość, że piękna i inteligentna, to jeszcze zdrowa. Doprawdy, ideał. Miałem dużo szczęścia, spotykając kogoś tak doskonałego jak ty.

„Mój wzrok powraca? Mogę uciec z tego białego świata?”

W sercu Safu nie było żadnego szczęścia. Nie czuła żadnej wolności. Przeciwnie, była przerażona. Bała się, co zobaczy, co będzie musiała widzieć, gdy zasłony zostaną odsunięte, a mgła zniknie.

„Shion, chcę cię zobaczyć. Chcę na ciebie patrzeć. Chcę słyszeć twój głos. Jesteś jedynym, którego szukam”.


„Shion”.

 – „Safu”.

Słyszała go. Słyszała jego ukochany głos, wzywający jej imię.

 – Hm? Hej, Safu. Co się stało? Co z tymi odczytami? Skąd dostałaś te bodźce?

„Shion”.

 – „Safu. Czekaj na mnie”.

„Shion”.

 – „Dostanę się tam. Uratuję cię”.

„Shion...”

„Shion jest niedaleko. Jest blisko mnie”.

Pozytywny dreszcz przeszył ciało Safu. Narodziła się nadzieja. Nadzieja była siłą. Była to niesamowita  energia, przepływająca przez całe jej ciało i przywracająca jej życie.

„Shion, jesteś moją nadzieją. Czekam na ciebie. Zaczekam, aż do mnie przyjdziesz”.

„Shion”.

*** 

Złapał w garść włosy. Były długie i mocne. Nie mógł stwierdzić, jaki miały kolor. Złapał się ich kurczowo jak własnego życia i wspinał dalej. Wspinał się na górę usypianą z ludzi, ułożonych jeden na drugim. Wspinał się wyżej i wyżej, wbijając stopy i stając na cudzych głowach, plecach, ramionach i nogach, by poruszać się naprzód.
Ktoś jęknął przez moment, gdy nacisnęła na niego stopa Shiona. Ten niemal krzyknął. Jednak wrzask utkwił w jego gardle i tam pozostał. Część głowy bolała głucho, a mięśnie pleców były napięte i sztywne jak drut. Pot spływał po jego plecach i piersi, pokrywając jego całe ciało.

Był na to przygotowany.

Od momentu, w którym zdecydował się zinfiltrować Zakład Karny, był przygotowany. Tak właśnie myślał. Ale całe jego postanowienie rozpadło się na kawałeczki. Zniknęło, nie zostawiając za sobą śladu. Czy po doświadczeniu tego piekła, mógł nadal powtórzyć z całą pewnością, że chce iść do Zakładu Karnego? Pytał się o to bezustannie, co powodowało jedynie tępy ból głowy.

„To co zrobisz, Shion?”

„To, co powinienem, oczywiście”.

Ale nie mógł powiedzieć tego pewnie. Nie potrafił się nawet uspokoić.

Cóż to była za delikatna decyzja. Cóż za lekkomyślną decyzję podjął.

Uniósł twarz, by spojrzeć na sylwetkę Nezumiego. Przerwa pomiędzy nimi zdawała się być równie duża, co przepaść między niebem a ziemią – Nezumi, który znał to piekło, a mimo to do niego wrócił i on, który chciał zaczerpnąć powietrza wolnego od trudności i skutków jego lekkomyślnej, ignoranckiej decyzji. Byli zbyt różni.

Nie trzeba było się nawet zastanawiać, dlaczego nazywano go naiwnym chłopcem i karcono za to. Taka była prawda.

Jego stopa ześlizgnęła się. Gdy pochylił się i wyciągnął rękę naprzód, dotknął coś delikatnego i ciągliwego. Złapał czyjąś twarz, odwróconą akurat w jego kierunku. Jego środkowy palec wbił się w czyjeś nozdrza. Ból w głowie Shiona wzmocnił się. Miał mdłości. Siła opuszczała jego ręce i nogi.

„Ach, nie mogę...”

 – Shion! – Złapano go za nadgarstek i podciągnięto. – Jesteśmy.

 – Gdzie?

 – Na szczycie. Cóż, to dopiero jakaś połowa drogi za nami. Ale jak na razie – gratulacje, dobra robota.

„Szczyt usypany z ludzkich żyć, co?".

 – Szkoda, że nie wzięliśmy ze sobą drugiego śniadania. Potrzebujesz chwili przerwy?

 – Przerwę... tutaj?

 – Jeśli znasz jakieś inne miejsce, to tam.

Wrzawa jęków wzrosła spod nich. Całkiem dosłownie wznosiły się spod ich stóp.

 – Tam ciągle... są żywi ludzie... – powiedział drżącym głosem Shion.

 – Pewnie paru tak. Tym, którzy spadli pierwsi, raczej się nie udało. Ci, którzy spadli drudzy, trzeci, może i mają tylko połamane kości. Jeśli mieli szczęście. Widzisz, Shion, mieliśmy szczęście być w drugiej grupie. Gdybyśmy byli w pierwszej, impakt uderzenia by nas zabił.

Shion pamiętał, co czuł w chwili upadku. Uczucie spadania z góry ludzi. Użył tych z pierwszej grupy jako poduszki, tych nieszczęśliwców, którzy mieli pecha umrzeć zgnieceni siłą własnego impaktu.

„Mogę to w ogóle nazywać szczęściem?”

 – Nic ci nie jest? – zapytał Nezumi. – Jeśli masz mdłości, lepiej żebyś się wszystkiego pozbył.

 – Nezumi...

 – Hm?

 – Przepraszam.

 – Eh? Za co przepraszasz?

Shion zakrył twarz dłońmi. Zapach potu i krwi, jęki umierających ludzi całkowicie go pochłonęły. Wbiły się w jego mięśnie i zatruły kości.

„To mój limit. Już więcej nie zniosę”.

 – Ja... nie mogę tego zrobić – Mógł dojść tylko tak daleko. Postarał się najbardziej jak potrafił. Nie mógł postawić już ani jednego kroku więcej. Gdyby Nezumi nie złapał go wtedy za nadgarstek, spadłby w dół zbocza. Nie mógł zrobić nic sam.

 – Ja... będę dla ciebie tylko zawadą.

 – Co za stare rewelacje mi tu wyciągasz? Zawsze byłeś zawadą. Nigdy nie byłeś niczym ponad to.

 – Nezumi... zostaw mnie tu.

 – Zostajesz sam?

Kiwnął głową.

 – Zginiesz, Shion.

 – Wiem – wyszeptał.

– Nie umrzesz bezboleśnie – powiedział Nezumi. – Nie wiem, ile dni tu będziesz. Może zabije cię zima, ale jeśli zostawiają tu tak te zwłoki, to zaczną gnić. Oszalejesz w smrodzie rozkładu, albo zaczniesz mdleć bez przerwy z braku tlenu i osłabniesz, albo...

 – Albo... sam się zabiję.

 – Shion, nie mów o śmierci tak lekko. Jeśli jej nie docenisz, wróci i pogryzie cię w tyłek. Masz ze sobą jakąś szybko działającą truciznę? Jak niby masz zamiar się tu zabić bez noża, żeby rozpłatać gardło, czy liny, żeby się powiesić? Możesz spróbować odgryźć sobie język albo stąd zeskoczyć, ale nie umrzesz łatwo.

 – Ty... masz nóż – powiedział zachrypłym głosem Shion.

Ramię Nezumiego przekręciło się.

 – Więc o to ci chodziło.

Mocno złapał Shiona za włosy. Jego głowę odciągnął do tyłu i przyłożył nóż do nagiego gardła. Shionowi zdawało się, że ostrze rozetnie je choćby przy głębszym wdechu.

 – Czy ty mnie prosisz, żebym cię zabił? – syknął Nezumi.

Shion cicho nabrał powietrza. Co by się stało, gdyby zginął właśnie tam z ręki Nezumiego? Jego krew trysnęłaby na zewnątrz, barwiąc Nezumiego karmazynem?

 – Shion. – Głos Nezumiego drżał. – Czy ty próbujesz mnie zmusić, żebym cię zabił?

 – Eh?

 – Nie „ehuj” mi tu. Pytam, czy próbujesz mnie zmusić, żebym zabił więcej ludzi, niż już to zrobiłem.

 – Nigdy... – Shion pokręcił głową. Palce Nezumiego odsunęły się. – Nigdy bym tego nie chciał. Znienawidziłbym cię za to.

Długie westchnięcie. Stara suka Inukashi wzdychała w bardzo podobny sposób.

„Drogi Boże. Co my mamy w ogóle z tobą zrobić, dziecko?”

 – Nie no, zastanów się nad tym – odezwał się treściwie Nezumi. – Jeśli poderżnę ci gardło, to morderstwo. Jeśli dam ci nóż, pomagam ci w samobójstwie. I tak, i tak musiałbym wziąć odpowiedzialność za twoją śmierć. Rozkazujesz mi teraz to na siebie wziąć? A poza tym...

Shion znowu został złapany za włosy, tym razem mocniej.

 – Po co niby miałbyś zapamiętywać plan Zakładu Karnego? Twój mózg dopiero zaczyna być najbardziej potrzebny. Nie dam ci teraz wycofać się z meczu. Nie pozwolę na to.

Jego włosy szarpnięto bezlitośnie. Ból przepłynął wprost do jego bredzącej świadomości.

 – Bez ciebie ucieczka stąd będzie prawie niemożliwa. Jeśli chcesz umrzeć, nie będę cię zatrzymywał. Ale po tym, jak się stąd wydostaniemy. Rozumiesz co mówię, prawda?

 – Całkiem nieźle.

 – To słuchaj. Dopiero się zaczyna. Łapiesz, Shion? Potrzebuję cię.

 – Tak.

Shion zmusił własne nogi do utrzymania jego ciężaru. Ledwie, ale wciąż mógł to zrobić.

 – Dobry chłopiec.

 – Taa.

 – Więc się zbierajmy.

 – Okej – Shion nie miał pojęcia dokąd teraz zmierzali, ani czy będą się wspinać czy schodzić w dół. Nie myślał o pytaniu o cokolwiek. Nie miał siły. Mógł jedynie skumulować całą pozostałą energię i iść za Nezumim. Jeśli jego egzystencja miała mu być potrzebna, było to znacznie bardziej atrakcyjne niż śmierć od jednego pociągnięcia nożem. Czuł, że to znaczyło, że wciąż ma wolę życia. Wciąż miał... wolę. A więc jego dusza całkiem jeszcze nie zniknęła.

Nezumi gwizdnął krótko. Czysta, wysoka nuta odbiła się w ciemnościach. Gdy dźwięk zniknął, zapadła cisza. Nawet ludzkie jęki ustały.

Pii.

 – Eh?

Pisk. Pisk.

Para małych, świecących kropek pojawiła się w ciemnościach. Miały kolor, który Shion tak dobrze pamiętał.

 – Hamlet? – był to kolor mysich oczu. Te czerwone gwiazdki świeciły na poduszce Shiona, gdy kładł się spać; były na szczycie wysokiego stosu książek; zawsze błyszczały pod łóżkiem.

 – To nie Cravat ani Tsukiyo, prawda...?

 – Mówiłem, żebyś nie nadawał moim myszom śmiesznych imion – powiedział wkurzony Nezumi. – A poza tym co by tu miały robić?

 – Racja.

 – Ale co do części z myszą, to masz rację. Ta nie ma imienia – Nezumi ponownie zagwizdał. Tym razem dźwięki ułożyły się w melodię. Czerwone światełka zniknęły na moment, a gdy Shion mrugnął, były tuż przy nim. Nezumi odwinął cienką linę z nadgarstka. Rzucił ją lekko w stronę światełek.

 – Jest cała twoja.

Pisk. Pisk. Pisk. Światło zniknęło – mysz odbiegła, trzymając linkę w pyszczku.

 – Och... jest młoda.

 – Co powiedziałeś?

 – Ta bezimienna mysz. Jest młodsza niż Hamlet i reszta, prawda?

 – Skąd wiesz? Nawet jej nie widzisz.

 – Och... cóż, miałem przeczucie.

Po kilku sekundach ciszy, usłyszał cmoknięcie językiem Nezumi.

 – Rany, twoje instynkty wyostrzają się w najdziwniejszych momentach. Nie wiem, czy to pomaga, czy przeszkadza.

 – Po prostu powiedziałem co czułem.

 – Phi – Nezumi prychnął szyderczo. – Gadatliwy się zrobiłeś jak na kogoś, kto minutę temu chciał się poddać. Czyli nadal masz jeszcze siły.

 – Powiedziałeś, że mnie potrzebujesz. Więc dam z siebie wszystko.

 – Rany, brzmisz jak dzieciak. Potrzebny mi tylko twój mózg. Niedługo będziesz go musiał przełączyć na pełne obroty. Ciesz się spokojem póki możesz. Masz, bierz to.

Shion dostał linę. Widział, że powlekana była superfibrą. Czuł w dłoniach jej giętkość i ciągliwość. W zależności od użycia, superfibra mogła służyć do przenoszenia niesamowicie ciężkich przedmiotów czy przecięcia pojedynczego włosa. Napięta lina była do czegoś przywiązana.

 – Owiąż się w pasie. Tylko ciasno, to polecisz.

 – Polecę?

 – Tak, polecisz przez mrok jak nocny ptak. Już zawiązałeś?

 – Tak.

 – Dobra, zaraz skoczymy. Złap oddech – przyciągnął Shiona bliżej i poleciał, niemal niosąc go w powietrzu. Ciemności przepływały wokół Shiona. Czuł się jakby stał się wahadłem. Jednak jego ciało szybko uderzyło o ścianę. Poczuł zapach brudu.

 – Trzymaj się liny obiema rękami. Nie bujaj się i oprzyj się o ścianę. Użyj umiejętności wspinaczki, Shion.

 – Wybacz, ale nigdy wcześniej się nie wspinałem – Powtarzał sobie bez przerwy, że musi się uspokoić. Zapach brudu, łaskoczący jego nozdrza, dodawał mu odwagi. Nie było w nim śladu krwi, wymiocin, czy smrodu umierających ludzi. Shion nabrał powietrza. Nezumi wspinał się ponad nim, jakby dając mu przykład.

 – To nieduży dystans. Nie musisz się spieszyć. To znacznie łatwiejsze niż wspinanie się po górze ludzi.

 – Możesz to powtórzyć – odpowiedział Shion. Jednak trudnym zadaniem było wspięcie się po ścianie, wznoszącej się niemal prostopadle do ziemi. Shionowi zdawało się, że tylko miota się bezowocnie.

 – Mysz tędy weszła na górę? – zapytał.

 – Mają własne ścieżki. Naprawdę kochasz myszy, co nie? O, spójrz, połóż tu dłoń, na tym kamieniu co wystaje – właśnie. A teraz tu: tam jest żłobienie, prawda? Zostań tak i podnieś się.

Prowadzony przez precyzyjne instrukcje Nezumiego, Shion chwycił ścianę z całą swoją koncentracją. Wyglądało na to, że Nezumi trzymał się liny tylko jedną ręką. Chwilami bujał się niestabilnie. Lina pewnie nie była dość długa, by obaj owiązali ją sobie wokół talii.

„Jestem znacznie gorszy niż przeszkoda – mogę być zagrożeniem dla życia Nezumiego.  Taki jestem bezsilny”.

Shion zderzył się z inną rzeczywistością.

„Jestem bezsilny. Ale...”

„Potrzebuję cię”.

Dokładnie smakował te słowa w ustach. Były jak afrodyzjak. Czuł, jak studzą jego ciało. Shion wbił paznokcie w ścianę brudu i kontynuował wspinaczkę, centymetr po centymetrze.

Jego palce dotknęły coś twardego. W chwili w której to zauważył, został pociągnięty w górę. Gdy padł na twarz pozbawiony oddechu, czuł ten sam twardy dotyk na policzku. Był zimny.

„Czy to... kamień?”

Pisk. Pisk. Pisk.

Beztroskie piszczenie myszy. Czuł małe zwierzątka, biegające po jego plecach. Cravat i reszta często przemykali po nim w ten sposób w poszukiwaniu jedzenia czy zabawy.

Shion wstał ostrożnie. Uważnie szarpnął linę zawiązaną wokół swojej talii. Drugi koniec był dobrze zabezpieczony o wystający kamień. Ten był dziwny; miał okrągłą dziurę w końcówce. Mysz przebiegła przez nią kilka razy, by lina dobrze się trzymała. Może była do tego wytrenowana? Jeśli tak, to i ten kamień był produktem ludzkich rąk, ustawiony jak cuma dla statku? Odwiązał linę i owinął ją wokół ramienia.

Próbował podać ją Nezumiemu, jednak ten nie miał zamiaru podnosić się z miejsca, w którym leżał na podłodze. Jego oddech był nierówny pomimo jego atletycznej kondycji. Nic dziwnego. W końcu opiekował się Shionem, dawał mu instrukcje i pomagał mu się wspiąć przez ten cały czas. Pewnie zmarnował kilkakrotnie więcej energii niż byłoby potrzeba dla niego samego. Serce Shiona bolało.

 – Nezumi... Przepraszam. Ja...

 – Nie przepraszaj – jego głos, trochę bardziej zachrypnięty niż zwykle, uciął wywód Shiona. – Za wszystko przepraszasz. Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Co przeprosiny zrobią, żeby rozwiązać problem? Jedynie łagodzą twoje delikatne i zranione sumienie, żeby mogło sobie odpocząć.

 – Tak.

 – Nie używaj słów, jako wymówki dla poczucia winy. Szanuj je bardziej.

 – Dobrze – miał rację. Nieważne, ile dziesiątek tysięcy przeprosin by wyrecytował, zupełnie nic by to nie zmieniło. Od teraz miał zamiar połykać słowa, które chciały uciec z jego ust zbyt łatwo. Zamiast przepraszać, nosiłby ciężar własnego poczucia winy.

Przyglądał się profilowi Nezumiego, którego usta rozwarte były w wycieńczonym oddechu, sprawiając, że jego ramiona unosiły się i opadały.

„Któregoś dnia zwrócę dług. Powiedziałeś, że mnie potrzebujesz. Dożyję tego. Położę moje życie na szali, żeby cię ochronić”. 

 – O... Nezumi.

 – Zamknij się. Mówiłem, że masz przestać przepraszać.

 – Nie, chciałem powiedzieć... Widzę twoją twarz.

 – Idiota. Sporo ci to zajęło, nie? Od teraz będziemy mieć światło. Małe bo małe, ale nadal światło. Hojny prezent, nie sądzisz?

Shion rozejrzał się wokoło. Miejsce, w którym się znajdowali, było odrobinę większe od powierzchni łóżka. Ziemia i ściany pokryte były niezliczonymi kamieniami wszelkich rozmiarów, a kilkanaście świeciło białym światłem.

 – To są... LEDy...

– Taa. Diody emitujące światło. Pewnie znajome światło dla mieszkańca No.6, nie? Chociaż w No.6 raczej świecą trochę mocniej.

 – Ale co tu robią LEDy...? – zapytał Shion ze zdumieniem. – Przejście tam na dole miało jedynie świecące kule. Nezumi, jesteśmy w środku Zakładu Karnego, prawda?

 – Niestety, jeszcze tam nie dotarliśmy.

 – Ale... Ściana, po której się wspinaliśmy, była naturalna. Nie była dziełem człowieka.

 – Och, zauważyłeś? – powiedział Nezumi z podziwem.

 – Nawet ja mogłem do tego dojść –odpowiedział z oburzeniem Shion. – Gdyby była sztuczna, nie mógłbym się po niej wspiąć nawet z twoją pomocą. Albo to, albo byłoby znacznie łatwiej. Ale nic z tych rzeczy. Były miejsca, w których dało się oprzeć ręce i nogi, ale tylko na tyle, żebym dał radę się wdrapać, i to nie sam.

 – Ciągle jesteś obrażony, że sam nie umiałeś się wspiąć? Całkiem wrażliwy jesteś. Tak łatwo zranić twoją dumę?

 – Moja duma w praktyce boli właśnie teraz – stwierdził. – Nezumi, o co tu chodzi? Co to za naturalna jaskinia, połączona bezpośrednio z podziemiem Zakładu Karnego, polem egzekucji?

Nezumi wstał. Mysz pojawiła się na jego ramieniu zanim zdążył to zauważyć. Była szara i mała. Miała odrobinę dłuższy ogon niż Cravat.

 – To miejsce jest naturalnie występującym, wielkim kompleksem jaskiń. No.6 postanowiło użyć części jako miejsca egzekucji. To wszystko.

 – Ale te kamienie nie są naturalne. To miejsce też stworzono ludzką ręką, prawda? Jednak jest zupełnie inne od Zakładu Karnego. Co oznacza, że musiało zostać zrobione przez kogoś innego...

Dłoń Nezumiego poszybowała w jego stronę. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, zacisnęła się na jego nosie.

 – Za dużo gadasz. Przymknij się i idź za mną.

 – Dobrze. Tuż za tobą.

 – Shion, czy twoją ciekawość tak łatwo ruszyć jak dumę? Twoje oczy wręcz promienieją.

Zdecydowanie tak było. Ciekawość biła w Shionie stabilnym rytmem serca. Co tam było? Piekło nie mogło być jedyną rzeczą, kryjącą się w tym miejscu. Było coś jeszcze, świat inny niż ohydne inferno.

„Co to?”


„Co tam czeka?”

Nezumi powoli szedł stromym spadem. Jego plecy majaczyły w ciemnościach.

Przejście wyrzeźbiono w eratyku. Sufit był niski i nie dało się przejść pod nim w wyprostowanej pozycji. Nezumi zatrzymywał się raz na jakiś czas, żeby złapać oddech, a jego ramiona opadały. Wyglądało na to, że zaczynał mieć trudności.

Gdy już Shion miał zapytać, czy nic mu nie jest, Nezumi przechylił się i oparł ciężko o ścianę.

 – Nezumi!

Zastanawiał się, czy stało się to samo, co ostatnim razem. Czy Nezumi upadłby nagle i stracił przytomność. Shion wyciągnął ręce, spodziewając się, że Nezumi nie będzie w stanie utrzymać własnego ciężaru. Ale on nie upadł. Wciąż opierając się o ścianę, mruknął jedynie:

 – To znowu przyszło.

 – Eh?

 – Nieważne...

 – Możesz iść?

 – Jasne. Mam nogi. I to o wiele lepsze niż twoje.

Odsunąwszy dłoń Shiona, Nezumi kontynuował marsz. Shion zacisnął lekko swą dłoń zwisającą samotnie, bez nikogo, kto chciałby ją złapać i także ruszył naprzód.

 – To jest...

Wytrzeszczył oczy. Bez wątpienia, byli w sercu jaskini. Chropowate eratyki leżały gdzieniegdzie, ale sama przestrzeń była całkiem spora. Było tam zbyt ciemno, by dojrzeć kąty, jednak nie panowały tam ciemności, które nie miały końca. Słabe światła nadal świeciły. Jednak nie pochodziły z diod.

 – Świeczki? – Było ich sporo, palących się na szczytach skał. Shion spotkał się z tymi światłami w Zachodnim Bloku.

 – Nezumi, gdzie...

„...jesteśmy?” – miał zamiar skończyć, jednak słowa utkwiły mu w gardle. Nezumi zesztywniał. Jego gardło poruszyło się powoli, gdy przełykał ślinę. Rzadko widziało się go w takim stanie.

 – Coś nie tak? Co jest...

 – Shion, na dół!

Gdy tylko Nezumi krzyknął, Shion poczuł szarpnięcie w dół. Upadł do tyłu na ziemię. Czarny cień przeleciał tuż przed jego nosem.

Purrriii, prriii.

Usłyszał dźwięk przypominający nakręcanie zardzewiałych trybów.

Nezumi machnął ręką. Czarny cień odbił się i upadł u stóp Shiona.

 – Łaa! – odsunął się do tyłu. Leżał przed nim szary szczur, całkiem duży. Wyglądało na to, że wyszedł ze ścieków.

Prri.

Co chwilę atakował ich kolejny ściekowy szczur. Jeden skoczył na ramię Shiona, otworzył pysk i mając zamiar zatopić kły w jego gardle. Ten go jednak złapał i zrzucił. Szczur śmierdział wilgocią. Potem jego rękę przebiegł głuchy ból. Dobrał się do niej kolejny. Ręka Shiona ruszyła się zanim zdążył poczuć strach.

 – Cholera! – uderzył całym ramieniem o ścianę.

Prri, prri.

Rozległ się rdzawy, skrzeczący dźwięk. Szczury podnosiły alarm.

Niezliczone czerwone światła patrzyły na niego. Ze szpar w skałach dookoła, czerwone oczy wpatrywały się w Shiona. Był otoczony przez kilkadziesiąt ściekowych szczurów. Ich karmazynowe spojrzenia skierowane były prosto na dwóch chłopców, jakby czekały na kolejną okazję do ataku.

 – Shion, nic ci nie jest?

 – Oczywiście, że nie.

 – Udawanie kota ich nie odstraszy, tak tylko mówię.

 – Domyśliłem się. Sam kot byłby pewnie bardziej przerażony.

 – To jakiś rodzaj powitania kogoś, kogo nie widziały dłuższy czas.

 – Eh? Dłuższy czas?

Nezumi włożył dwa palce do ust i zagwizdał. Zmienna melodia, przeskakująca z wysokich dźwięków w niskie, popłynęła naprzód. To była długa piosenka, której Shion nigdy jeszcze nie słyszał. Przyniosła mu na myśl mgłę, dryfującą pośród drzew w ciemnościach. W jego głowie odgrywał się czarnobiały film.

Pii. Piii.

Jeden ze szczurów zaskrzeczał niedaleko nich i powoli do nich podszedł. Nezumi łagodnie wystawił dłoń przed siebie, a szczur powąchał jego palce. Te poruszyły się delikatnie, głaszcząc z miłością jego szare futro.

Prri, prri.

Jeszcze jeden, potem kolejny, schodziły ze skał. Oczy Nezumiego skierowały się na Shiona przez chwilę. Ten kiwnął głową ze zrozumieniem. Przykucnął i wyciągnął dłoń tak jak Nezumi.

Prii. Prri, prri.

Trochę mniejszy szczur otarł się o jego dłoń. Shion podrapał go między uszami.

Wytrzeszczył swoje czerwone oczy. Cieszył się.

„Hej, nie różni się tak bardzo od Cravata”.

Mała mysz również uwielbiała, gdy głaskało się ją pomiędzy uszami. Zawsze zanim Shion poszedł spać, Cravat prosił się o to. Tak samo było z psami Inukashi. Cieszyły się za każdym razem, gdy się je czesało.

 – Już, już. Proszę bardzo. Hej, czekaj. Ciebie też podrapać? – Shion spojrzał w dół, by zauważyć kilka szczurów siedzących już na jego kolanie. Oczywiście, nie były tak słodkie jak myszy. Ale nie sprawiały, że się ich bał. Nie okazywały już ani odrobiny wcześniejszej agresji. Coraz więcej i więcej szczurów wspinało się na jego kolana i zaczynały mu już ciążyć.

 – Spójrz na siebie – odezwał się Nezumi, przestając gwizdać, by pokręcić lekko głową. – Mógłbyś zostać pucybutem– Podniósł podbródek i spojrzał w przestrzeń. – Czy to koniec dzisiejszego powitania? – jego głos rozbrzmiał czysto. Piękny głos Nezumiego odbił się echem od sufitu i wibrował w powietrzu. Zupełnie jakby był na scenie o doskonałej akustyce.

 – Pokaż się. Twoje szczury już na nic się nie przydadzą.

Mały kamień potoczył się po ziemi. W ciemności pojawił się otwór. Jakby ją rozdzierając, czarna masa spadła z góry, lądując bezdźwięcznie.

Szczury zeskoczyły z kolan Shiona i w mgnieniu oka rozpłynęły się w mroku.

„Czy to człowiek...?”

Wyglądało to na ludzką sylwetkę w czarnej tkaninie. Gdy opadła, ukazując to, co się pod nią kryło, Shion wstał i wstrzymał oddech.

Stał przed nimi wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna. Wszystko było w nim szare. Długie włosy, docierające aż do pasa i skóra były szare. Kolorem jego wpatrujących się w nich oczu był szary. Nie lśniący ciemnoszary jak u Nezumiego. Kolor ten przypominał raczej piasek. Szary był też kolorem pustyni. Odrzucała życie i niezbyt łatwo akceptowała cudze. Niczego nie kształciła i zmieniała się z kierunkiem wiatru. Rozległa, bezowocna ziemia. Tak jak Shion mógł wyczuć od Nezumiego żywą energię, tak ten mężczyzna promieniował powietrzem pustego świata.

 – Po co wróciłeś? – przemówił, ledwie poruszając ustami. Shion poczuł dreszcz, przechodzący przez jego plecy, choć nie wiedział dlaczego. Mocno złapał własne ramię.

 – Wróciłeś. A więc musisz umrzeć.

 – Daj mi zobaczyć Rou – Nezumi posunął się naprzód o pół kroku. – Muszę z nim przedyskutować coś ważnego. Pozwól mi go zobaczyć.

Mężczyzna także posunął się o pół kroku.

 – Musisz umrzeć. Takie są zasady.

Był przecież pustynią. Nie było w nim żadnego śladu życia. Dreszcze Shiona stały się silniejsze.

– Musisz zginąć. Takie są zasady – Poczuł od niego uderzenie mroźnego wiatru. Czyżby to było złudzenie?

Nezumi powoli wypuścił powietrze. Ciemności poruszyły się nad jego głową.

Shion nie mógł wyłapać momentu, w którym mężczyzna ruszył, częściowo ze względu na mrok. Gdyby byli pogrążeni w atramentowej czerni, jego szare ciało mogłoby być chociaż odrobinkę widoczne. Jednak w tym półmroku, z jedynymi źródłami światła w świecach, człowiek ten z łatwością mógł wtopić się w tło, kryjąc się całkowicie przed wzrokiem Shiona. Jednak za jego ruchami trudno byłoby podążać nawet w świetle słońca. Był za szybki. Jego ciało sunęło i rzucało się na Nezumiego. Ten odskoczył na bok w ostatnim momencie. Mężczyzna tracił równowagę tylko na chwilę, by znów rzucić się bezdźwięcznie.

Szczur wskoczył na ramię Shiona.

Piii, piii, prriii.

Ostro wzniósł głos i skulił razem łapki. Shion nie wiedział, czy po prostu przyglądał się walce dwóch ludzi, czy też dopingował jednego z nich, jednak głos ten wydawał się być dziwnie podekscytowany.

 – Widzisz, co się dzieje?

Prrri, prri, prii.

 – Czyli widzisz. Nezumi... czy z Nezumim wszystko w porządku? – Shion desperacko zmrużył oczy w półmroku. Tylko to mógł zrobić. Mógł jedynie patrzeć.

„Zawsze tak było. Zawsze tak musiało być. Ale... ale nie mogę po prostu pozwolić się temu tak skończyć. Muszę coś zrobić... cokolwiek”.

Ten człowiek powiedział, że Nezumi musiał zginąć. I nie była to czcza groźba. Choć jego głos był wtedy wyprany z wszelkich emocji, pełno w nim było morderczej intencji. Naprawdę chciał zabić Nezumiego.

Prii!

Szczur przesunął się naprzód i zaskrzeczał jeszcze głośniej. W tym samym momencie Shion usłyszał głuchy dźwięk ciała uderzającego o ciało. Nezumi upadł u jego stóp.

 – Nezumi!

 – Idioto! Nie zbliżaj się! – Nezumi skulił się i odkaszlnął. Podniósł się niestabilnie.

 – Co jest? – zapytał mężczyzna z ciemności tym samym pustym głosem. – Naprawdę zmiękłeś podczas tego całego czasu, jaki spędziłeś nad ziemią, czyż nie?

 – Cóż, można powiedzieć, że... cieszyłem się wakacjami... trochę za bardzo – słyszał, jak Nezumi usiłuje nabrać powietrza. Shion postawił krok naprzód.

 – Głupiec. Nie ma możliwości, żebyś mógł ze mną walczyć – ledwo stoisz.

 – Oczywiście! – krzyknął Shion. Nie był nawet w stanie dobrze go zobaczyć. Ale mógł rzucać w niego słowa. – Jak myślisz, ile siły Nezumi zużył, żeby w ogóle się tu dostać? Spróbuj to powtórzyć, kimkolwiek, do cholery, jesteś, zanim zaczniesz zachowywać się jak jakiś wielki niepokonany. Spróbuj wspiąć się na tę ścianę z ciężarem takim jak ja na linie.

Spotkała go chwila ciszy. Szczur machnął leniwie ogonem na ramieniu Shiona.

 – Kto to?

 – Taka tam kula u nogi – odpowiedział Nezumi.

 – Po co go tu przyprowadziłeś?

 – Chcę go przedstawić Rou.

 – I co potem?

 – Chcę opowiedzieć Rou całą historię.

 – Jego?

 – Moją.

 – Nikt nie będzie słuchać takiego głupca jak ty, który nawet nie ma pojęcia, jak ukryć własny wstyd.

 – Nie wiesz, póki nie spróbujesz – Nezumi zbliżył się delikatnie do Shiona. Wyglądało na to, że mógł widzieć wszytko bez najmniejszego problemu. Słabe światło było dla niego wystarczające.

 – Shion, słuchaj – wyszeptał mu do ucha. – Luka między skałami jest tuż za nami. A w niej wąski korytarz. Wskocz do niego. I wiej.

 – A ty?

 – Mną się nie przejmuj. Idź! – Shion poczuł pchnięcie. Pobiegł.

 – Nie tak szybko – Chęć mordu owego mężczyzny uderzyła w niego jak fala. Nezumi wydał krótki rozkaz.

„Biegnij”... a może „uciekaj”?

Shion zatrzymał się i odwrócił. Dwa cienie napierały jeden na drugi. Widział ich zamglony obraz w ciemnościach. Zdecydowanie mógł ich dojrzeć.

 – Nezumi.

Mężczyzna ciągał Nezumiego na boki, trzymając dłonie zaciśnięte wokół jego gardła. Nezumi szarpał się, by się od niego uwolnić. Shion odetchnął szybko i przełknął ślinę.

„Nezumi przegrywa?”

Nigdy nie widział Nezumiego w takiej pułapce, szamoczącego się o życie z taką siłą.

„Musisz umrzeć”.

Tamten człowiek to powiedział. Definitywnie to powiedział.



Shion uniósł nadgarstek. Była wokół niego owinięta lina z superfibry. Nie myślał. Jego ciało odcięło się od duszy i mózgu, poruszając się samo z siebie. Nie – może to właśnie dusza mu rozkazywała.

„Zabij go”.

Szczur zeskoczył z ramienia Shiona. Wskoczył do szpary między skałami, do której kazał mu uciec Nezumi. Shion nie miał zamiaru za nim podążać. Miał zamiar odwrócić się od słów Nezumiego.

Prii.

Kilka szczurów wypełzło ze swych kryjówek pośród skał. Ich głosy rozdzierały powietrze w poruszeniu i strachu. Mężczyzna zamarł. Jego wzrok przeczesał okolicę. Podniósł lekko podbródek w doskonałej chwili.

Shion wskoczył na jego plecy. Zahaczył linę pod podbródkiem, skrzyżował ją i odciągnął do tyłu, napierając całym swoim ciężarem.

Gah!

Mężczyzna wykręcił się. Shion wbił stopę w jego ramię i zacieśnił uścisk tak mocno, jak tylko mógł. Wcześniej, gdy próbował udusić męczącego się człowieka w pokoju przyłączonym do pola egzekucji, prawie nie miał pojęcia, co robił, a jego procesy myślowe były prawie całkiem zamrożone. Jednak tym razem było inaczej. Był całkowicie świadomy. Jego umysł był świeży i czysty. Miał władzę nad własnymi zamiarami i myślami.

„Zabiję go”.

„Jeśli spróbujesz zabić Nezumiego, musisz zostać zniszczony. Twoim przeznaczeniem jest zniszczenie”.

Pociągnął mocniej.

Ciało mężczyzny wygięło się jak łuk.

 – Shion! – rozbrzmiało wycie. Krzyk. Zduszony głos wzywał jego imię.

 – Shion! Przestań... Przestań, proszę... – Nezumi rzucił się na niego od tyłu. – Przestań, błagam cię. Shion.

 – Eh...?

Para rąk objęła mocno jego policzki.

 – Słyszysz mnie?

 – A... Tak.

 – Puść. Szybko. Rozluźnij uścisk.

Zrobił co mu kazano. Mężczyzna przeturlał się i bezskutecznie spróbował wstać. Pozostał jednak na kolanach, kaszląc ciężko. Powietrze świszczało przeciskając się przez jego na wpół zapadnięte gardło niczym wiatr na pustym polu.

 – Shion... Mówiłem ci wcześniej. Nie jesteś stworzony do bycia egzekutorem – Nezumi podniósł linę i ścisnął ją w dłoni. Jego czerwone usta się poruszyły. – ...Czy może nazwiesz to rozwiązaniem?

 – Nie.

 – To jak? Jeśli próbowałeś mnie uratować, to nie była twoja sprawa. Shion, nawet nie próbuj więcej robić czegoś tak śmiesznego. To nie jest coś, co powinieneś zrobić.

 – To kara.

 – Co?

 – To kara.

 – Kara... o czym ty mówisz?

 – Ten człowiek próbował cię zabić. Więc musiał za to zapłacić.

 – Shion, ty...

 – Zrobię to jeszcze raz. Jeśli ten człowiek spróbuje cię zabić, zrobię dokładnie to samo.

Mężczyzna siedzący na ziemi, wciąż nabierając powietrza, trzymał się za gardło.

 – Kim... on jest?

Tym razem Nezumi nie odpowiedział. Spojrzał na Shiona w ciszy. Jego trzymające linę palce trzęsły się.

 – Złapał mnie – powiedział z niedowierzaniem mężczyzna. – I ja... ja, ze wszystkich ludzi... nie mogłem go zauważyć.

 – Tak... pewnie, że nie mogłeś.

 – Zaskoczył mnie od tyłu i nie mogłem uciec.

 – Tak. Rzucałeś się jak królik w pułapce.

 – Szczury się go bały.

 – Ehe.

Mężczyzna zadrżał.

 – Kim... on jest?

 – Mieszkańcem No.6.

 –  No.6? ...Co tu robi mieszkaniec miasta?

Nezumi odetchnął krótko.

 – Daj mi porozmawiać z Rou. Opowiem mu wszystko.

Shion usiadł, słuchając rozmowy tych dwóch. Jego dłonie w końcu zaczęły czuć ból z miejsc, w których wbiła się lina.

 – Posłuchajmy więc twojej historii.

Głos dobiegł z góry.

Shion uniósł twarz i rozejrzał się. Widział ciemność, której nie rozjaśniało nawet światło świec. Stamtąd dochodził głos. Tylko jedno zdanie...

„Posłuchajmy więc twojej historii”.

Wraz z tymi słowami, zniknął. Nie było tam już ludzkiej prezencji.

 – Jestem zobowiązany – westchnął Nezumi. Mężczyzna wstał. Przekuśtykał i zniknął pomiędzy skałami.

 – No to chodźmy, Shion.

 – Ach... racja – ruszył w stronę mroku.

 – Shion.

 – Hm?

 – Pewnie nie ma sensu tego mówić, ale...

 – Mhm?

 – Shion, nie chcę, żebyś się zmieniał.

 – Eh? Co masz na myśli?

 – Shion, którego znam, nigdy nie popełniłby grzechu. Nigdy. Walcz z tym – mruknął Nezumi. – Chcę żebyś walczył ze sobą.

To było błaganie. Jego ton bez wątpienia był nienaturalny i błagalny. Czy to nie ton głosu, którego sam Nezumi najbardziej nienawidził?

Shion zamknął oczy.

Pod powiekami widział ciemność jeszcze większą niż ta, którą miał przed oczami.


==Koniec rozdziału 4==
((Drzwi radziłam zamknąć, bo domowników i sąsiadów zdecydowanie rozwścieczają piski. Just saying. Dżun przeprasza za wprowadzanie w błąd w komentarzach z poprzedniego (poprzedniego?) rozdziału, nikt się nie spodziewał, że to się stanie tak szybko. Serio. Ale Nezumi nie płakał, więc nie szkodzi .w. a przynajmniej jeszcze nie płakał .w. nadal obstawiam, że łzy szczurowe zobaczymy za dwa-trzy tygodnie .w. co najmniej .w.))

30 komentarzy:

  1. 17.16
    Zamknąć drzwi? Okeeej... *idzie i zamyka*
    No to czytamy! XD
    17.20
    No, dobrze że tylko tyle Safu! I tak własnie sobie przypomniałam o Waszym zakładzie - dorzucę wiec swoje trzy grosze, tak mi do głowy wpadło! XD Jeśli Safu się nie poryczy to na cosplay-walka w moim mieście przebieram się za Inukashiego! XD

    17.22, czytam dalej!~~

    17.25
    KISS NOW

    17.32 Ludzie lasu?!

    17. 38
    SKOŃCZYŁAM!
    Alesięniespodziewałam. Dżun, wprowadzasz ludzi w błąd! XD Ale trudno, bo przynajmniej fajny zaskok. :D Choć w sumie, on nie płakał...
    *idzie otworzyć drzwi*
    W każdym bądź razie, macie moje myśli podczas czytania całości. :D Nie raz sobie myślę "napiszę potem to i to" i zapominam. XD
    Tak więc, TA DAA!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepszy komentarz jaki czytałam! :D Chce więcej twoich myśli, bo się aż z wielką przyjemnością tego typu wpisy czyta :D

      (Nigdy więcej czytania urywków rozdziału! xD)

      Usuń
    2. Miło mi, miło! Prośba przyjęta! :D Ogólnie fajny pomysł na coś takiego. >D Napisałabym więcej, ale w pewnym momencie czytania uznałam TERAZ NIE PRZERYWAM, a gdyby nie to, to by było z jeszcze jedno (lub dwa...) "kiss now" i kilka komentarzy.
      A skoro się spodobało....
      ...to następnym razem więcej machnę. XD
      A teraz wracam do oglądania Kuroshitsuji.~~
      Bo w końcu Alois jest.

      Usuń
    3. To mi przypomniało że miałam zacząć dzisiaj tłumaczyć następny rozdział, bo na weekend mi wifi zabiorą... a tam, zdążę. Zawsze mi się udaje, to jak mam nie zdążyć? Przynajmniej nie przewalam czasu na tumblrze i innych stronach zamiast pisać magisterkę jak PEWNA OSOBA. Dżun, to za ile dni zaczniesz mi płakać, że nie zdążysz? >:D

      Usuń
    4. Nie no, tak nie może być! Jeśli ta osoba nie zdąży, to będzie mieć poważne problemy i niezłe poniesie konsekwencje, ty jej przemów do rozumu. (a nie kuś niepisanym zakładem, wiesz jak ona to lubi - tak, to się tyczy tumblera)

      Usuń
    5. Alex, no to czekamy na dłuuuuugie monologi >:D
      (choć taka mała nagroda, bo z rozdziału na rozdział coraz mniej tych komentarzy (nie licząc spamu Kuru))

      Usuń
    6. Spoko, ja to do monologów się nadaję! :D Szczególnie o anime. I w ogóle, lubię pisać, ale nie nadaję się do opowiadań, bo zanim zdążyłabym jakieś zrobić, to mam już następny pomysł i to tak...kiedyś się wezmę i zrobię.
      A co do tumblra, właśnie chcę założyć, ale to potem *mówi to od tygodnia**skreśla**dopisuje: dwóch*.

      Usuń
  2. "Dokładnie smakował te słowa w ustach. Były jak afrodyzjak."
    To chyba czas na fangirlowanie D:
    Nie no, emejzing, nawet jeśli nie była to wymarzona scena, to i tak zostało to wynagrodzone. Chcę takiego Nezumiego w rl'u *q*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, z pewnością istnieje .w.
      W jakimś równoległym wymiarze .w.
      Może i nawet nie równoległym .w.
      Ale jeśli teoria strun jest prawdziwa, a ja dobrze nauczyłam się jej interpretacji z Steins;Gate, całkiem spore prawdopodobieństwo, że w którymś momencie historia naszego wszechświata potoczyła się inaczej i mają tam takie No.6 .w.
      I Nezumiego .w.
      ...lol, co jak istnieje wszechświat, w którym to my jesteśmy w anime i o nas marzą fanki, jednocześnie parując nas ze wszystkimi innymi postaciami? O_O

      Usuń
    2. Fanki? Liczyłam na choć paru fanów :<

      Usuń
    3. Co za tym idzie zapewne także się z nas śmieją! :<
      Ale co tam, i tak nas kochają! ♥
      To ja chcę do tego równoległego, bądź nie, wszechświata (fajnie by było z resztą obejrzeć anime o sobie, na pewno lepiej się wygląda niż w rzeczywistości!*.
      Ej, no to na to wychodzi, że shinigami też istnieją...
      GRELL! UNDERTAKER! ♥ *pisk fangirl*

      Usuń
    4. ...a co jeśli już jesteśmy w anime, tylko to szkolna komedia, rozgrywająca się w Japonii?! O_O Innymi słowy jesteśmy bohaterami anime, tylko nie tam, gdzie coś cię dzieje O_O

      Usuń
    5. Trzeba to ogarnąć. WSZYSCY SZUKAMY KAMER!~~
      Oni nas obserwują! Na pewno!
      Ej, to nawet jest możliwe! >:D
      Kto wie co w innych wszechświatach się dzieje. XDD
      *turla się po podłodze*

      Usuń
    6. Po powyższych komentarzach czuję się jak przy rozwiązywaniu zadania na 6 z kartkówki z chemii...(czyt. co ja robię?...co ja paczę?...co ja piszę?...gdzie ja jestem?...co to za znaczki?...i tym podobne)
      Ludzie zapewne nieźle bawiliby się oglądając tą komedię zwaną życiem w moim wykonaniu,szczególnie że mam tendencję do gadania w 4 językach naraz,piszczenia i właśnie w tej chwili z przerażeniem paczam na Rec(trzymając nóż kuchenny(akby co...) pod poduszką...). Kamery mnie jednak raczej nie wykryją,nie przedrą się przez warstwę ciuchów otaczającą mnie zewsząd.
      A co do rozdziału,to aj łont mor!!!:D

      Usuń
    7. Angie, przeczytałam to (czyt: wypociny moje i Kuro) jeszcze raz i faktycznie - można nie wiedzieć o co chodzi. XD
      Właściwie to w tym przypadku ogarnianie jest dziwne. 3:
      Co do gadania w kilku językach, też tak mam. Jak mam kogoś dość, to rypnę coś po japońsku(urywki z anime tudzież cytaty z piosenek)/fińsku(głównie cytaty z piosenek)/starogrecku(tutaj to raczej tylko klnięcie) (niewłaściwe skreślić) i choćby znaczyło zupełnie co innego niż powiem osiągam zamierzony efekt. >:D

      Usuń
    8. Właściwie to rozumiem i to jest mój problem:D
      Przez pół nocy kamer i narratorów szukałam...
      Ja gadam po fransusuku(przekleństwa,przeprosiny) ,niemiecku(przekleństwa),japońsku(cytaty,parę piosenek,przekleństwa,powitanie,przeprosiny itp.),angielsku,łacinie i hiszpańsku. Co się dziwić że potem klasa patrzy na mnie jak na wariatkę...

      Usuń
    9. No, po angielsku i niemiecku to też, ale to norma, a w łacinie też coś wysupłam. :D A po japońsku i fińsku też coś więcej powiem, ale to takie podstawowe rzeczy. ~_^
      I tak moim ukochanym językiem przekleństw pozostaje starogrecki - czy gdzie indziej tak pięknie to brzmi? :D "erre es korakas""na pari i efchi". >:D
      NA PARI I EFCHI, ile ja tego znam. :D

      Usuń
    10. Okej, teoretycznie jestem tu kimś w rodzaju boga, ale nie pojmuję jakim cudem od słów "chcę takiego Nezumiego w realu" dochodzimy do starogreckiego xD bosz, co ja paczę?

      Usuń
    11. Chciałam dodać coś inteligentnego od siebie, więc...
      ...fajny rozdział... no... także...

      Usuń
    12. Dzięki. Jedna normalna. Dzięki Bogu. Mówiłam już jak bardzo cię lubię?

      Usuń
    13. To się nazywa ciekawa rozmowa, Kuro. ;w;
      Tak poza tym, EEEJJ, ja też chcę żeby mi ktoś kogo w sumie nie znam powiedział że mnie lubi!
      Poza tym, nienormalni ludzie są fajni. *~*

      Usuń
    14. Powiedz to teraz D:

      Usuń
    15. tak, tak, kocham was wszystkich~ serio~ wszyscy jesteście obdarzeni nieskończoną przyjaźnią Kuro~ toteż jeśli problem jakiś ktoś ma, Kuro zaaawsze na was czeka~ chyba że ktoś spróbuje mnie popędzić z tłumaczeniem, to zatłukę .w.
      wybaczcie, że jestem złym człowiekiem .w.

      Usuń
    16. Sprawdźmy więc kuszącą propozycję >:>

      "Kuro, pospieszyłabyś się trochę z tym tłumaczeniem, niedziela już ci się kończy, a Ayo czeka". (>:D)

      Usuń
    17. WANISZ POMOŻE O KAŻDEJ PORZE
      Tak mi się skojarzyło. XDD
      Oto jak przejść od Nezumiego do Vannisha.
      Czy jak tam to się pisze.

      Usuń
    18. Dżun, moje nożyczki niezmiernie chcą rozerwać twoją krtań, ale Ayo ma już pół rozdziału, więc mogę się powstrzymać (◡‿◡✿)
      I nadal nie rozumiem co tu się dzieje, ale pozostawmy sprawy samym sobie, a może to pojmę (◡‿◡✿)

      Usuń
    19. ...a lubi mnie ktoś? :D

      Usuń
    20. Uznam to jako nie:D

      Usuń
    21. Uznaj to bardziej jako brak sprecyzowanej odpowiedzi. Dla mnie pytanie się w sieci "lubi mnie ktoś" jest mocno dziecięce i po części głupie. Tak samo jak nadużywanie słowa "kocham" (kuro, to się tyczy też twojego postu wyżej) ludzie kochają je rzucać bez zastanowienia, przez co traci ono swój prawdziwy sens i "siłę". "kocham książki","kocham kwiatki", "kocham chłopaka, z którym chodzę od kilku godzin //a za 2 tygodnie rzucę//" - słowo staje się płytkie i nic niewarte.

      Jak można komuś powiedzieć, że się go lubi, po przeczytaniu jego paru postów? Można powiedzieć "lubię twój tok myślenia, twoje posty, to jak wyrażasz swoje myśli etc" ale nie samą osobę, bo tak naprawdę nic się o niej nie wie.

      Angie, wydajesz się sympatyczną osobą i miło się z tobą pisze. Tyle ci mogę powiedzieć :)

      Usuń
  3. "Taka tam kula u nogi – odpowiedział Nezumi." Cały on ^^ <3

    OdpowiedzUsuń