((nu, pogratulujcie mi poradzenia sobie z zacytowaną przez panią Asano nigdy nie przetłumaczoną rymowanką Babci Gąski~ miłego zakończenia roku~~))
Rozdział 2
Kto widział, jak umiera?
Kto zabił koguta Robina?
Ja, zaraz wróbel rzecze,
Strzałą i łukiem przecie.
Zabiłem koguta Robina.
Kto widział, jak umiera?
Ja, odzywa się mucha,
Oczkami jak igieł ucha,
Widziałam, jak umiera.
Babcia Gąska
Mężczyzna spoglądał zafascynowany na podarowaną mu przez Inukashi złotą monetę.
– Prawdziwa – wyszeptał odwróconemu człowiekowi Inukashi, przyglądając się jego chudemu, wystającemu podbródkowi. Obniżył głos, by brzmieć jak najbardziej przekonująco.
– Naprawdę... jest prawdziwa? – Jabłko Adama na szyi mężczyzny poruszyło się.
– Przyglądaj się ile chcesz. Bez względu jak na nią spojrzysz i tak nie przestanie być prawdziwa.
– T–tak... masz rację, prawdziwa...
– Jest twoja – tym razem Inukashi przemówił szybciej, jakby rzucał swoimi słowami. Podbródek człowieka zatrząsł się.
– Moja?
– Taa. Twoja. Daję ci ją.
– Co? Ale.. a... to cała złota moneta, tyle pieniędzy...
– Oczywiście nie mówię, że masz ją za darmo. Aż tak dobrze mi się nie powodzi. Zapłacę ci nią za wykonaną robotę. Co ty na to?
– Robotę?
Mężczyzna przeniósł wzrok ze złotej monety na Inukashi. Jego oczy były okrągłe jak u przerażonego zwierzęcia. Przebiegł je cień podejrzeń.
„Nadchodzi”.
Inukashi zacisnął pięści.
„To kluczowy moment. Nie mogę dać temu gościowi się namyślać. Nie pozwolę żadnemu podejrzeniu wślizgnąć się do jego głowy. Pomacham przed nim złotem i go omamię. To złoto, człowieku, złoto. Tego się nie widzi na co dzień. Poza tym, na pewno potrzebuje pieniędzy... chociaż nie znam nikogo, kto by ich nie chciał, no chyba że martwy”.
Trzeba było po prostu położyć komuś to, czego najbardziej pożąda, tuż przed nosem. Trzeba było oczarować go przebiegłymi słowami. Zagonić w kąt, z którego nie dało się uciec. Dokładnie i umiejętnie. Wszystko, co miał, to wspomnienie o podobnym sposobie działania Nezumiego.
„Wkurzające, ile razy już mi to zrobił”.
„Hehe”.
Zdawało mu się, że słyszy śmiech Nezumiego. Mógł nawet zobaczyć ten unikalny, ironiczny uśmiech na jego twarzy.
„Zobaczymy, czy będziesz umiał to zrobić tak, jak cię nauczyłem. Dobry piesek. Dostaniesz potem nagrodę”.
„Przymknij się, Nezumi. Żebyś wiedział, nie robię tego, bo chcę ci pomóc. Po prostu chcę złoto. Przekraczam niebezpieczny most, żeby położyć ręce na sztabkach złota”.
Pokręcił głową, by rozwiać iluzję.
„Przestań mi tak włazić do głowy, dupku”.
– Robotę... co masz na myśli?
– Robota to robota. Chcę żebyś coś dla mnie zrobił. Za złotą monetę.
Mężczyzna nazywał się Getsuyaku. Jego pracą było sprzątanie Zakładu Karnego i był znajomym Inukashi. Minęło trochę czasu, odkąd Inukashi zaczął dostawać resztki ubrań i jedzenia od Getsuyaku. Oczywiście nie było to legalne – po prostu szmuglowali towary. Zazwyczaj raz na trzy dni, Inukashi odbierał od niego kolejną dostawę i wręczał odpowiednią zapłatę. Jeśli dostał coś niezłego, Getsuyaku dostawał srebrną monetę.
Jednak po raz pierwszy wymienili ze sobą aż tyle słów. Zawsze kończyło się na zwykłym „To wszystko”; „Dzięki. Oto zapłata”; „Dobrze”. To nawet nie zaliczało się do konwersacji, żaden z nich nie próbował nawet nawiązać kontaktu wzrokowego. Zawsze tak było.
Getsuyaku zajmował się zarówno spalaniem śmieci z Zakładu Karnego, jak i operowaniem robotami sprzątającymi. W małym pokoiku połączonym ze śmietnikiem i piecem, spędzał całe dnie z maszynami.
– Kiedy tam jestem, przez cały dzień się nie odzywam. Nikogo nie widzę, z nikim nie rozmawiam. Jest naprawdę pusto. Czasem nie mogę stwierdzić, czy jestem jeszcze człowiekiem, czy sam staję się maszyną – wyznał pewnego dnia Getsuyaku, co było bardzo rzadkim zjawiskiem. Inukashi dał mu niczego nie rozwiązującą odpowiedź. Kiwnął głową, mówiąc, że musi mu być ciężko, jednak w głowie powiedział coś zupełnie innego.
„Przestań zachowywać się jak dzieciak”.
Pomieszczenie monitoringu dla śmieci i resztek jedzenia zlokalizowane było w najważniejszej części Zakładu Karnego. Wszystkie odpadki z zakładu były właśnie tam gromadzone. Maszyny sortowały je i odsyłały do pieców; ustalały temperaturę spalania i pozbywały się popiołów. Niemal cała procedura była zautomatyzowana. Pracą Getsuyaku było jedynie doglądanie i przełączanie maszyn. Jedna osoba wystarczała do tej pracy. Jasne, miejsce, w którym z nikim nie można było porozmawiać, musiało być samotne. No i co? Nikt jeszcze nie umarł od siedzenia cicho od czasu do czasu.
„Spróbuj żyć życiem, w którym jesteś bez przerwy głodny, a jedzenie jest jedynym, o czym potrafisz myśleć. Samotność? To tylko luksus dla tych, którzy nie muszą się martwić o zapełnienie swoich brzuchów”.
Ale Inukashi mówił takie rzeczy tylko w myślach. Na głos wyrażał współczucie, wypowiadając słowa typu: „musi ci być ciężko”. Getsuyaku był jego ważnym biznesowym partnerem. Nic dobrego nie wyszłoby z okazywania swojej gorszej strony.
Mimo że sortowanie, spopielanie i pozbywanie się popiołów było całkowicie zmechanizowane, krok przed sortowaniem wymagał ludzkich rąk. Polegał on na przeniesieniu śmieci z miejsca zbiórki na taśmę transportową. Z jakiegoś powodu jedynie ta czynność nie była zautomatyzowana. Getsuyaku sam musiał posługiwać się niewielką koparką do przeniesienia śmieci na pas. Czasem musiał używać czegoś tak archaicznego jak łopata, by przełożyć je własnymi rękami. Przy tym zajęciu mógł łatwo odłożyć surowe jedzenie czy ubrania ciągle nadające się do noszenia i je ukryć. Inukashi sporo od niego kupował – tak to działało. Dalej udostępniał swój towar ulicznym sprzedawcom jedzenia i używanych ubrań z Zachodniego Bloku, przyzwoicie na tym zarabiając.
Dla Inukashi darem niebios był fakt, że istniała ręcznie wykonywana czynność pomiędzy zautomatyzowanymi procesami. Dzięki temu nawet on na tym zarabiał.
W miejscu pracy Getsuyaku nie było właściwie żadnych kamer czy czujników systemu bezpieczeństwa. Gdyby coś się stało, sam musiał nacisnąć przycisk w kącie swojego panelu kontrolnego.
– Nie mogę sobie wyobrazić, żeby przyszli, nawet gdybym faktycznie nacisnął guzik. – Inukashi pamiętał, że Getsuyaku wspomniał o tym kiedyś, spoglądając na czerwony przełącznik.
Chociaż zazwyczaj pracownicy zakładu przewożeni byli z bram do ich sekcji busem, Inukashi słyszał gdzieś, że Getsuyaku był jedynym wciskanym w stary, maleńki automobil.
– Bycie tak traktowanym sprawia, że wstydzę się sam siebie. Nie mam już za grosz dumy.
To pewnie była jedna z jego kolejnych skarg. Ich ilość wzrosła wtedy zauważalnie.
„Duma? He he, najpierw samotność, a teraz duma? Więc wyciągasz mi tu kolejną luksusową zabawkę? Rany, mógłbyś teraz chociaż mówić o czymś, co zapełni mi żołądek”.
Oczywiście to również były jedynie jego myśli.
Nie obchodziła go samotność czy duma Getsuyaku. Wszystkim, co się dla niego liczyło, było to jedno jedyne miejsce, wyjęte spod całej sieci obserwacyjnej Zakładu Karnego. Jedyne miejsce połączone bez żadnych dodatkowych barier zarówno z Zachodnim Blokiem, jak i No.6. Bez problemu rozumiał, dlaczego właśnie tam swój wzrok zwracał Nezumi. Jednakże niemożliwym było dostanie się do środka Zakładu Karnego z tego miejsca. Korytarz prowadzący do głównych części gmachu zablokowany był przez podwójne drzwi, których nie dało się otworzyć od strony Getsuyaku.
Ktokolwiek zaprojektował budynek, zrobił z niego coś w rodzaju lochu, którego nie dało się tak po prostu zinfiltrować i uciec; może człowiek ten przelał w życiu już tyle krwi, że nie zwracał uwagi na systemy sprzątające. A może po prostu nie interesowali go odpowiedzialni za nie ludzie. Nawet w Ministerstwie Bezpieczeństwa, stojącym bezpośrednio ponad Zakładem Karnym, nie było pewnie żadnych urzędników zainteresowanych warunkami pracy Getsuyaku. Gdyby przy jego pracy zdarzył się jakiś wypadek i zostałby śmiertelnie ranny, nie istniała nawet jedna tysięczna szansy, że Zakład otworzy drzwi, by zapewnić mu opiekę medyczną. Drzwi pozostałyby zamknięte, a Getsuyaku umarłby w samotności.
Dziwnie się czuł, myśląc o tym w ten sposób.
Jako mieszkaniec Utraconego Miasta, Getsuyaku był na wpół mieszkańcem miasta. Nie zmieniało to jednak faktu, że w nim mieszkał. Mógł być biedny, ale żył bez strachu przed głodem czy bólem zamarznięcia na śmierć. Miał dość szczęścia, by narzekać na samotność. Dla ludzi z Zachodniego Bloku jak Inukashi, taki styl życia byłby rajem.
Inukashi mógł stwierdzić nawet po ich niezbyt rozwiniętej wymianie słów, że Getsuyaku był uczciwym i lojalnym człowiekiem. Ale nawet jego wzrok mógł nosić czasem odrobinę pogardy czy wyższości, gdy spoglądał na Inukashi, mieszkańca Zachodniego Bloku.
„Ciągle jestem ponad nim”.
„Mogę jeść do syta”.
„Nie zamarznę zimą na śmierć”.
„Jestem mieszkańcem No.6”.
„Dlatego jestem ponad nim”.
To dopiero śmieszna historia.
Ludzie szufladkowali się nawzajem. Dzielili się na tych, których się wykorzystuje i patrzy się z góry, i na tych, którzy patrzyli z góry i wykorzystywali innych. Nie zmuszał ich do tego mechanizm społeczności; ludzie robili to w swoich sercach, z własnej woli.
Getsuyaku, będący przez władze traktowany gorzej niż maszyny, który lamentował nas swoimi warunkami i zastanawiał się nad nimi, patrzył z góry na Inukashi, tylko dlatego, że żył w Zachodnim Bloku. Myślał, że był od niego lepszy.
To dopiero śmieszna historia. I dziwna.
Czasem myślał, że ludzie to jeszcze głupsze zwierzęta niż psy. Psy również miały funkcje wyznaczane przez społeczność, ale w ich wypadku bazowały one na sile poszczególnych osobników. Psy nie oceniały się pod kątem rodowodu, stanu futra czy miejsca, w którym się urodziły.
Ludziom w ogóle nie przeszkadzało robienie czegoś, czego nawet psy nie chciały robić. Ludzie... co za śmieszne...
„Wszyscy jesteśmy tacy sami”.
Nagle usłyszał czyjś głos. Brzmiał cicho gdzieś głęboko w jego uszach. Nie należał do Nezumiego. Właściwie jego głos też był słyszalny, ale nie miał tej delikatności.
„Shion...”
„Jest dziwnym, rozpieszczonym chłopcem o białych włosach. Nie wspominając już, że to zbiegły przestępca i to pierwszej kategorii. To nie coś, czym możesz sobie zdecydować że będziesz, kiedy obudzisz się rano. Jestem pod wrażeniem, naprawdę. Ale z drugiej strony okazało się, że jest takim lekkoduchem z tą całą obławą na ogonie... to naprawdę zbija mnie z tropu. Jest strasznym dziwakiem”.
„Ale raz to powiedział”.
„Są takimi samymi ludźmi jak my, Inukashi”.
„Więc przyszła moja kolej na pytanie.”
„Czyli ty i ja jesteśmy tacy sami?”
„Tak”.
„A ludzie z No.6 to tacy sami ludzie jak my?” – Odpowiedź wróciła czysta, bez żadnych śladów wahania.
„Tak”.
Shion. Bez przerwy był dziwakiem.
„Hej, Shion. Naprawdę nie masz w sercu ani odrobiny poczucia hierarchii? W ogóle nie oddzielasz od siebie ludzi? Nigdy nie czułeś do innych pogardy i nie czułeś się od nich lepszym?”
„Shion, jako ludzie naprawdę jesteśmy sobie równi?”
– Co masz na myśli przez... robotę? – zapytał go zachrypły głos. Umysłowi Inukashi, pogrążonemu wówczas głęboko we własnych myślach, zajęło chwilę zareagowanie.
– Eh?
– Robota za sztukę złota... co mam zrobić?
– Och! Racja.
„Naprawdę szybko połknął haczyk. Ten staruszek musi naprawdę potrzebować pieniędzy”.
– Tylko żebyś wiedział, że nie wezmę żadnych niebezpiecznych zadań – powiedział szybko Getsuyaku. – Moje dziecko urodzi się na wiosnę. Ciągle muszę pracować i zarabiać. Nie ma warunków, dla których mógłbym narazić własne życie.
„Rozumiem. Dobrze, dobrze. Sam nie chcesz być w niebezpieczeństwie. Ale i tak potrzebujesz pieniędzy tak bardzo, by zrobić niemal wszystko. Rozumiem”.
Inukashi wytrzeszczył oczy i pozwolił by uśmiech powoli pojawił się na jego ustach. Tego wyrazu twarzy również nauczył się od Nezumiego. Kiedy chciało się kogoś skusić, trzeba było uśmiechnąć się do niego delikatnie, właśnie w taki sposób. Jeśli to możliwe, tak pięknie, że innym zaprze dech w piersiach.
„Marne szanse, żeby mi się udało. Nie jestem aktorem. Nie potrafię omamiać ludzi tak łatwo jak Nezumi”.
Mimo to próbował się w ten sposób uśmiechać.
„No i... co teraz, Nezumi?”
Czuł bicie własnego serca. Jakby usiłowało uciec z piersi. Słyszał jego dźwięk w uszach. Jego ściśnięte w pięści dłonie zaczęły się pocić. Pot spływał również po jego plecach. Gardło było suche, a język przypominał papier ścierny.
Inukashi zauważył, że nerwy niemal go wykończyły.
Zrozumiał, że musiał nakłonić tego człowieka używając wszelkich dostępnych metod. Musiał sprawić, że zrobi co mu każe, nieważne jakim sposobem. Musiał go zmusić. Gdyby przegrał, droga ucieczki Shiona i Nezumiego zostałaby kompletnie odcięta. Już nigdy więcej by ich nie zobaczył.
Od samego początku postawili ryzykowny zakład. Szansa na ucieczkę z Zakładu Karnego wynosiła mniej niż jeden procent. A tych dwóch i tak tam weszło. Pomyślał, że musieli być naprawdę głupi, żeby to zrobić. Najgłupsi z głupców. Śmierć była dla takich całkiem logiczna. Zbierali owoce tego, co sami zasiali.
„Wiem to, naprawdę wiem. Ale...”
„Ale wciąż chcę, żeby wrócili. Chyba po prostu chcę ich jeszcze raz zobaczyć. Tak, jasne, o złoto też mi chodzi. Nie widzę już prawie nic poza górą błyskotek. Ale i tak chcę ich zobaczyć. Jeszcze raz chcę usłyszeć na własne uszy sarkazm i śmiech Nezumiego i te niezręczne zdania Shiona”.
„ – O, wróciłeś”.
„ – Owszem. Mówiłem, że wrócę. Nie rzucam słów na wiatr”.
„ – Eh, przestań zgrywać cwaniaka. Czy to znaczy, że znowu będzie trzeba słuchać tego twojego gadania? Rany, już się nie mogę doczekać”.
„ – Inukashi, przepraszam, że musiałeś się martwić”.
„ – Martwić? Shion, nadal śnisz? Kto by się martwił o takich...”
„ – Martwiłeś się o nas, prawda?”
„ – Debil”.
Chciał przeprowadzić z nimi tego typu rozmowę. Chciał jeszcze z nimi porozmawiać.
„Ja... Ja naprawdę modlę się, żebyście przetrwali i wrócili żywi. Nie będę się modlić do Boga. Nie uklęknę przed Nim. Będę się modlić do siebie i klęczeć przed sobą. Zrobię cokolwiek się da, żeby to zrobić. Nie poddam się... i będę wierzyć w siebie i w was”.
„Czy tego właśnie nie nazywa się modlitwą, Nezumi?”
Getsuyaku zauważył uśmiech na twarzy Inukashi i odsunął podbródek do tyłu. Więc nie poszło tak łatwo jak Nezumiemu. Doprawdy. Pewnie było w nim coś niezręcznego. I to musiało przerazić Getsuyaku.
Inukashi oczyścił gardło i zacisnął usta.
– No to nieźle. Gratulacje. Nie martw się, nie poproszę cię o nic tak idiotycznego, jak oddanie życia za zapłatę. To naprawdę prosta robota. A jednocześnie coś, co tylko ty możesz zrobić. Dlatego jest warta złotej monety.
– Prosta, ale warta sztuki złota – powtórzył podejrzliwie Getsuyaku.
– Mówię przecież, że tylko ty to możesz zrobić. Nie mam wyboru, jak tylko polegać na tobie, Getsuyaku-san. Naprawdę. Tylko ty możesz to zrobić. I wiem, że będziesz w stanie to zrobić.
Twarz Getsuyaku rozluźniła się nieznacznie.
„Tylko ty możesz to zrobić”.
„Będziesz w stanie to zrobić”.
To musiało trafić prosto w jego dumę. Pogłaskać go lekko samymi słowami. Bez wątpienia zahaczyć o niskie i zszargane poczucie własnej wartości.
– Proszę cię. Współpracuj ze mną, Getsuyak-san.
– To nie takie proste... co mówisz, że mam zrobić?
– Chcę żeby roboty sprzątające powariowały.
– Eh?
– Nadzorujesz zarówno pozbywanie się śmieci jak i pracę robotów sprzątających, prawda?
– Ach... cóż, tak. Chociaż nadzór ogranicza się do naciskania guzików na robotach. Same zaczynają się ruszać i wykonywać polecenia. Zajmuję się nimi tylko ustawiając kolejkę zadań co miesiąc.
– Kiedy jest następny raz?
– Za jakiś tydzień.
– Mógłbyś to zorganizować jutro?
– Jutro? Jutro jest Święty Dzień.
– Prawda? To święto w No.6.
– T–to święto, a więc większości pracowników nie będzie... między innymi mnie.
– Nie będziesz miał wtedy wolnego – odpowiedział Inukashi. – Sam mi wcześniej mówiłeś. Masz tylko trzy dni wolne w miesiącu, a Święty Dzień się do nich nie zalicza. Skarżyłeś się na to.
– Cóż... A–ale...
– To powinno być łatwe. Wymyślasz jakąś wymówkę, że widzisz coś dziwnego w ich ruchach i wciskasz termin na tydzień wcześniej. Tylko tyle.
– Nie, nie ma mowy żeby...
– Możesz to zrobić. Musiałeś już wiele razy spotkać się z czymś takim w przeszłości – Shion kiedyś mu o tym opowiedział.
„ – Roboty sprzątające wykonują właściwie znacznie bardziej skomplikowane ruchy niż można się spodziewać. Jeśli chodzi o takie jak Ippo i reszta – (tu Inukashi przerwał mu wywód, by zapytać czym właściwie był Ippo. Zaskoczyło go, że to imię robota. O dziwo to martwy kolega Shiona go nazwał. Ippo, Niho i Sanpo. Jeden krok, dwa kroki i trzy kroki. Nie mógł uwierzyć jak łagodny był ten dzieciak. Zauważył, że to śmieszne, że ten beztroski chłopiec wymawiał imiona robotów z miłością, jak to robił z myszami) – i miały jedynie sprzątać park, potrzebowałyby jedynie prostych ruchów, bo nie miałyby przymusu sortowania śmieci. Ale jeśli nie pracują w budynku i to dość nietypowym, otrzymują śmieci wszystkich rodzajów w jednej kupie. Ruchy zwykłego rodzaju nie wystarczą. Typy odpadów i sposób ich utylizacji będzie się wahał, więc jestem pewien, że i mechanizmy są znacznie bardziej skomplikowane”.
„ – A to oznacza, że potrzebują stałego nadzoru. I że będą miały tendencję do psucia się”.
„O ile dobrze pamiętam, Nezumi to powiedział”.
„ – Z doświadczenia stwierdzam, że rzeczywiście robią sporo problemów. Ich funkcje się mieszają, ruchy robią powolne i takie tam”.
„ – Rozumiem”.
„Wtedy Nezumi posłał mi ten swój słaby uśmiech i na mnie spojrzał. Nie lubię tego spojrzenia. Jakby miało jakieś znaczenie i było wręcz sugestywne. Nic dobrego nigdy z tego nie wychodzi, kiedy patrzy na mnie w ten sposób. W takim momencie trzeba szybko zerwać kontakt wzrokowy. Chociaż wtedy już było za późno”.
„Kto by wtedy zrozumiał, co miał na myśli? Teraz już wiem. „Inukashi, to twoja szansa, żeby zabłysnąć. To kluczowa rola. Zagraj ją dobrze”.
„Wiem. Tylko patrz, Nezumi. Zrobię to tak dobrze, że przyćmię cię moim blaskiem”.
– Podobno roboty sprzątające często się psują. Mylę się?
Getsuyaku uniósł brew. Odpowiedział niechętnie.
– Cóż, nie aż tak często.
– Więc jak z przyspieszeniem dnia zmiany ustawień? To wcale nie jest nienaturalne.
– Cóż, znaczy... to nie coś, czego nie mogę zrobić, ale...
Inukashi powstrzymywał się od wybuchnięcia śmiechem. Ten człowiek był zbyt szczery.
Śmieszyło go to, że Getsuyaku chcąc nie chcąc dawał mu proste odpowiedzi, mimo iż powinien być wobec niego podejrzliwy. Jednak to nie był moment na śmiech, a poza tym nie miał jak się na nim skupić. Inukashi zacisnął szczęki. Musiał przeciągnąć mężczyznę na swoją stronę, nawet jeśli musiałby wykorzystać tę jego prostolinijną i szczerą naturę.
– Skoro to zadanie nie należy do nierealnych, to możesz to zrobić, prawda, Getsuyaku–san?
– Przesunięcie konserwacji na wcześniejszy termin nie jest... cóż, nie jest niemożliwe. Ale co masz na myśli mówiąc, że chcesz, żeby roboty powariowały?
– Dokładnie to. Chcę żebyś nauczył roboty przeciwieństwa sprzątania.
– Przeciwieństwa?
– Każ im porozrzucać śmieci, wszystkie, jakie się nazbierały. I chcę, żebyś to w nie wmieszał.
Inukashi wyciągnął słoik z małą kapsułką w środku i pokazał mu go.
– Co to?
– To nic niebezpiecznego, nie martw się. Po prostu wypuszcza trochę smrodu. Nie jest nawet aż tak silny. Kapsułka zaczyna topnieć kiedy będzie mieć dostęp do powietrza. Chociaż dość powoli jej to idzie.
– Dlaczego mam to wmieszać? Już nie mówiąc o kazaniu robotom, żeby rozsypały śmieci.
– To kawał – wzruszył ramionami Inukashi, chichocząc lekko. Jednak wcale nie wydawało mu się być tozabawne. Całe jego ciało było mokre od potu. Nie był w stanie się śmiać.
A jednak to robił. Pokazał Getsuyaku uśmiech dziecka, wymyślającego jakąś psotę. Getsuyaku zaś nie śmiał się wcale. Z jego twarzy dało się wyczytać, że wcale nie wierzy Inukashi.
„Rany, jak można być aż tak podejrzliwym. To naprawdę jest tchórz”.
– Jeśli roboty zaczną rozwalać śmieci i smrodzić, zrobi się zamieszanie. Nie mylę się co do tego, prawda? – kontynuował mimo wszystko Inukashi.
Getsuyaku kiwnął głową. Jego palce owinięte było wokół złotej monety.
– Zamieszanie będzie na pewno. Ci ludzie z Zakładu, nie licząc więźniów, zawsze pracują w czystych, sterylnych pokojach. Pewnie nigdy nawet się nie pobrudzili. Tak, z całą pewnością w całym swoim życiu żaden z nich nie dotknął nawet śmieci.
– Co nie? Nikt nawet nie myśli, jak ważna jest twoja praca. Dlatego zrobisz im mały kawał. Roboty sprzątające wariują i zaczynają rozrzucać wszędzie śmieci. Będzie zamieszanie, a co ci ludzie zrobią najpierw?
– Rozkażą mi zatrzymać roboty.
– Dokładnie. A ty to zrobisz. Wtedy... wtedy pewnie wezwą cię do środka budynku.
– Żeby naprawić roboty? Tak, tak pewnie by się stało.
– I po nich posprzątać. Rozkażą ci sprzątnąć rozsypane śmieci. Nikt inny nie potrafi sprzątać. Wezwą cię. I je otworzą.
– Co?
– Drzwi. Drzwi, których nigdy nie mogłeś otworzyć ze swojej strony, otworzą się do ciebie. W tym czasie kapsułka zacznie już się roztapiać, a smród rozprzestrzeniać. Jeśli będzie miała opory, nadepnij na nią lekko. Tak, to będzie bardziej efektywne – mruknął do siebie Inukashi.
– A, i nie musisz się o nic martwić. Mówię przecież, że nie śmierdzi tak bardzo. Czujniki zapachów mogą się aktywować, ale poziom niebezpieczeństwa nadal będzie wynosił zero. Mój nos pewnie tak się do tego przyzwyczaił, że nawet tego nie wyczuję. Ale ci goście spod klosza ciężko to zniosą. Zamieszanie będzie jeszcze większe. Wtedy ty udasz pośpiech do posprzątania śmieci i...
„Teraz zrobiło się poważnie”.
Inukashi obniżył głos i wyszeptał coś do ucha Getsuyaku.
Jedno, dwa słowa.
Całe ciało Getsuyaku zesztywniało. Jego usta pozostały na wpół otwarte, a pełen zestaw dobrze wyglądających, białych zębów zadygotał.
– A... Absolutnie nie ma mowy, żebym to zrobił.
– Czemu nie? To takie proste. Chyba nawet używanie łopaty jest cięższe.
– A jeśli ktoś się dowie? Wywalą mnie... nie, pewnie będzie jeszcze gorzej. Aresztuje mnie Ministerstwo Bezpieczeństwa i... Och, nie, przestań – jęknął. – Sama myśl o tym przyprawia mnie o gęsią skórkę. Nie, dzięki. Absolutnie i definitywnie. Idź do domu, Inukashi. Oddaję ci to.
Getsuyaku cisnął w niego złotą monetę. Była prawdziwa; błyszczała słabo. Usta Inukashi wykrzywiły się w uśmiechu. Czuł że ten wyszedł mu trochę lepiej niż poprzedni.
– Oddajesz, hę. Rozumiem. Nie kuszą cię korzyści materialne?
– Moje życie jest ważniejsze niż korzyści materialne.
Inukashi delikatnie położył swoją opaloną dłoń na tej odwróconej wcześniej w górę Getsuyaku.
– Och... – Getsuyaku przełknął powietrze. Złota moneta zamieniła się w dwie. – Hej, Inukashi, ja nie...
– Jeszcze jedna. – Położył trzecią sztukę złota na jego dłoni. – Trzy złote monety. Co ty na to?
– Dlaczego... Czemu... oferujesz aż tyle...
– Robota, o którą cię proszę, jest tego warta. Jeśli dobrze pójdzie, dam ci trzy razy tyle jako rekompensatę.
– Inukashi, czego ty chcesz? To nie jest tylko jakiś stary kawał, prawda? Nie może być. I skąd masz aż tyle pieniędzy?
– Nie ma potrzeby pytać. Powiedz mi jedynie, czy bierzesz, czy nie. Właściwie takiej oferty już chyba nie odrzucisz.
– D–dlaczego nie? Odrzucę. Widzisz? Odrzucam – odpowiedział uparcie Getsuyaku.
– Nie da się. Sprzedałeś mi wewnętrzne informacje. Zapomniałeś już? – Spróbował polizać dolną wargę. Była sucha i szorstka. Walenie w jego piersi się uspokoiło. Oglądając odpływającą z twarzy Getsuyaku krew, Inukashi poszerzył swój uśmiech.
„Nic mi nie jest. Spokój. Nie spanikuję i nie zniszczę zakończenia. Nic mi nie jest”.
– To było... cóż... powiedziałem ci tylko, co mi się wydaje.
– Ale powiedziałeś. Nie, sprzedałeś mi to. Chyba za dwa srebrniaki. Sprzedałeś informacje o swoim miejscu pracy za dwa srebrniaki. Jeśli ktoś się o tym dowie, czeka cię coś gorszego niż zwolnienie z pracy, zostaniesz...
– P–potrzebowałem pieniędzy! – zaprotestował Getsuyaku. – Moja żona zachorowała i musiałem zapłacić za leczenie.
– Taa. Jesteś dobrym gościem, dla rodziny wszystko. Ale myślisz, że władze zmienią przez to zdanie? Sprzedałem informacje Zachodniemu Blokowi za dwa srebrniaki, żeby wykarmić rodzinę. Przepraszam. Jak myślisz, co zrobią goście z Ministerstwa Bezpieczeństwa, jeśli to wyznasz? Co, poklepią cię po plecach i powiedzą: „musiało ci być ciężko”? Nie ma mowy. To by się nigdy nie stało i ty dobrze o tym wiesz. Nawet ty rozumiesz swoją pozycję i jak niebezpieczne może być Ministerstwo Bezpieczeństwa, co nie? Och, przerażające. Dostaję gęsiej skórki na samą myśl.
Inukashi potarł swoje nagie ramiona. Twarz Getsuyaku straciła jeszcze więcej kolorów, wyglądając jak smutna karykatura naszkicowana na kawałku papieru.
– C–czy ty mnie szantażujesz?
– Po prostu mówię ci prawdę. Za darmo.
Getsuyaku wydał dziwny, gardłowy odgłos. Inukashi poklepał go lekko po ramieniu.
– W porządku. Nie będziesz w żadnym niebezpieczeństwie. Zajmę się tym. Pomyśl tylko: do tej pory byłeś ciężko pracującym człowiekiem. Jesteś legalnie zarejestrowany jako mieszkaniec miasta. Kto miałby być wobec ciebie podejrzliwy? Nikt. Bo nikt nie zwraca na ciebie uwagi. Nikt cię nie widzi.
– Ale kamery bezpieczeństwa...
– Jeśli wykonasz jakieś podejrzane ruchy, zostaniesz złapany. Ale jeśli będziesz poruszał się naturalnie i niezauważalnie, oszukanie kamer to bułka z masłem. Maszyny mogą być w stanie wysyłać obrazy, ale żadna nie zgadnie, co kryje się w twojej głowie. W każdym razie, nic nie zmienia faktu, że pierwszy krok już postawiłeś.
Inukashi położył złote monety z powrotem na jego dłoni i zamknął ją w pięść.
– Weźmiesz ode mnie tę robotę, prawda, Getsuyaku–san?
– Eh... tylko raz. Tylko ten jeden raz.
– Dziękuję – powiedział z gracją Inukashi. – A więc do jutra. Tuż przed końcem twojej zmiany.
– Tak... i naprawdę dasz mi resztę złota?
– Oto gdzie leży różnica między ludźmi a psami. My nie kłamiemy. Gdy coś obiecamy, zawsze dotrzymujemy słowa.
– Ale... eh?
– Co?
– Nie słyszałeś płaczu dziecka?
– Dziecka? Nic nie słyszę.
– Mógłbym przysiąc, że słyszałem...
– Może się przesłyszałeś. Czy nie zbliżają się przypadkiem narodziny twojego dziecka? Dlatego wycie wiatru może przypominać ci jego płacz. Ale widzisz, mam rację – kiedy dziecko się urodzi, będziesz potrzebował jeszcze więcej pieniędzy. Musi przecież mieć ciepłe posłanie i dobre mleko.
Getsuyaku poruszył ustami jakby chciał coś powiedzieć. Zamiast tego bez słowa zamknął drzwi pokoju monitoringu.
Gdy tylko zgasło wypływające z niego światło, ciężkie ciemności owinęły się wokół Inukashi. Mroźny, nocny wiatr przewinął się nad jego stopami.
Fiu. Westchnął głęboko. Nawet w tej zimowej pogodzie całe jego ciało spływało potem. Jego ramiona były ciężkie, pewnie od napięcia mięśni.
Fiu. Tym razem całkowicie wypuścił powietrze. Gdy nabrał go z powrotem, mroźny wiatr wślizgnął się głęboko do jego piersi.
„Udało się? Ich lina ratunkowa została dobrze zawiązana?”
„Pewności nie ma”.
Getsuyaku, ten strachliwy, dobroduszny człowiek, martwiłby się pewnie. Wahałby. Pewnie nie mógłby się zdecydować aż do ostatnich chwili.
„Co ja zrobię? Co powinno się w takich chwilach robić? Iść dalej? Przerwać? Och, co ja mam zrobić. Co ja zrobię”.
Jaką decyzję podejmie Getsuyaku w ostatniej chwili? Postąpiłby jak chciał Inukashi? Nie był pewien odpowiedzi.
„Ludzkie myśli są jak końce cienkich gałązek”.
„Tak łatwo wstrząsa nimi wiatr”.
„Chyba po prostu muszę uwierzyć”.
Nie w Getsuyaku. Musiał uwierzyć we własne szczęście. W jego myślach pojawiła się twarz Shiona. I profil Nezumiego.
„Chyba muszę w nich uwierzyć”.
Szedł powoli przez mrok. Cień poruszył się za wózkiem z resztkami jedzenia. Usłyszał zdławiony płacz.
– Przestań doprowadzać go do płaczu – powiedział Inukashi, cmokając ostro językiem. Na jego twarzy pojawił się grymas. – Co z ciebie za opiekunka? Zajmij się nim porządnie. A przynajmniej upewnij się że nie będzie tak jęczeć, błagam cię, staruszku.
– To ja tu chcę beczeć, rany – odpowiedział Rikiga sam cmokając językiem z dzieckiem na rękach. On też pewnie jęczał. Inukashi nie widział go przez otaczające ich ciemności. – Zobacz, Shionn. Twoja mama wróciła. Czy to nie wspaniale?
– Kogo nazywasz mamą?
– Kogo to obchodzi? Ja tu na pewno matką nie jestem. Masz – podał Inukashi dziecko owinięte w miękki kocyk. Rikiga musiał go gdzieś dostać. Inukashi czuł ciepło i ciężar dziecka w ramionach. Zdawało się być odrobinę cięższe.
„To możliwe? Nie ma mowy. Pewnie tylko mi się wydaje”.
Dziecko, które zabrał z gruzowiska piło psie mleko, machało rękami i nogami, często się śmiało i bez przerwy płakało. Miało wielkie, okrągłe oczy i miękkie policzki.
– Mama – Dziecko wyciągnęło rączki do Inukashi. Zdawało się szukać, chcieć czy wzywać coś.
– Widzisz, nazywa cię mamą – powiedział Rikiga. – Tęskni za swoją.
– Pewnie nie mógł po prostu znieść twojego śmierdzącego oddechu, staruszku. Biedactwo. To musiało być okropne.
– I jak?
– Hm?
– Jak poszło?
– Nie wiem. Ale lepiej już nie będzie. Wszystko jak mówił Nezumi.
Rikiga pociągnął nosem.
– Eve, co? Ten bezczelny gnojek. Daje się wsadzić do Zakładu Karnego i ma jeszcze czelność wydawać nam rozkazy. Za kogo on się ma?
– Nezumi to Nezumi, staruszku. Raczej za nikogo się nie ma. Poza tym nie dali się tam wsadzić. Przeszli przez bramy z własnej woli.
– Bramy piekieł.
– Hej, staruszku.
– Co?
– Myślisz, że wrócą?
– Kiedy przeszli przez te bramy? Niemożliwe. Musiałby się zdarzyć cud.
– Podobno cuda zdarzają się dość łatwo. Nezumi mi o tym powiedział.
– Eve to oszust. W jego słowach nie znajdziesz prawdy większej niż głowa muchy. Chociaż wiesz, Inukashi, ja... ja naprawdę chciałbym, żeby Shion wrócił.
– A co z Nezumim?
– Nie obchodzi mnie Eve. Ucieszyłbym się, gdybym już nigdy nie musiał go widzieć. Właściwie byłbym wtedy nawet szczęśliwszy. Zawsze to jakieś pocieszenie. Hmf.
Inukashi zaśmiał się cicho. Rikiga był w okropnym nastroju. Wydało mu się to śmieszne. Znał powód, przez co było to jeszcze bardziej zabawne.
– Tsukiyo – Inukashi obniżył głos i wezwał imię małej myszki. Tą też nazwał Shion. Hamlet, Cravat, Tsukiyo... to było dziwne. Odkąd znał ich imiona, zauważył, że potrafi je rozróżnić, podczas gdy wcześniej były dla niego „tylko myszami".
Dziwne, niewątpliwie.
Pisk.
Czarna myszka wyszła spod brzucha równie czarnego psa, leżącego na ziemi.
– Wiadomość dla twojego pana: „Zadanie wykonane. Jutro wieczorem zacznie się akcja”.
Pisk.
– Będę się modlić żebyś dotarł do pana bezpiecznie, Tsukiyo.
Pisk, pisk, pisk.
Mysz zniknęła szybko w ciemnościach.
– Wie, gdzie jest Eve?
– Mam nadzieję.
– Rozumie, co powiedziałeś?
– Ciebie też pewnie może zrozumieć, staruszku. Dopóki jesteś trzeźwy, zrozumie co chcesz powiedzieć.
– Dlaczego? To tylko mysz.
– To nie taka zwykła mysz. Zwykłe myszy nie rozumieją ludzkich słów. Te są niezwykle mądre. Nie tylko rozumieją słowa, ale i intencje, jakie zawierają. Nezumi na pewno dobrze się z nimi obchodzi.
– Czemu to nie są zwykłe myszy?
– Skąd mam wiedzieć?
– To mikroroboty?
– Nie. Całkowicie naturalne stworzenia. Po prostu mają intelekt. Wiesz, Shion nawet im czytał. Jakiegoś klasyka, jak mu tam było. Pewnie nigdy nie czytałeś klasyków, co nie, staruszku?
– Na pewno nie „jak mu tam było” – odpowiedział sarkastycznie Rikiga. – To czemu te myszy mają intelekt?
– Przecież mówię, że nie wiem. Są w końcu Nezumiego. To nie byłoby dziwne, gdyby były jakieś niezwykłe.
– Oczywiście, że to dziwne. Skąd Eve w ogóle ma te myszy?
– Staruszku.
– Co?
– Czemu tak się nimi interesujesz? Co, zastanawiasz się, czy dasz radę jakoś na tych myszkach zarobić?
– Oczywiście, że nie – powiedział ze złością Rikiga. – Jakbym w ogóle chciał mieć do czynienia z myszami Eve. Nie tknąłbym ich, nawet gdyby miały w zębach złote monety.
Inukashi jakoś nie mógł uwierzyć, że Rikiga dałby uciec myszom ze złotymi monetami, jednak wzruszył jedynie ramionami w odpowiedzi i niczego nie powiedział.
„Myszy rozumiejące ludzką mowę...”
Jedna z nich w dzień przyniosła Inukashi list. Był od Nezumiego. Słowa naskrobane były cienkopisem.
Inukashi. Kazałem zanieść ci ten list po polowaniu. Znając moje myszy, definitywnie im się udało.
List zaczął się bez żadnego formalnego wstępu czy pozdrowień i był raczej rzeczowy.
„On w ogóle wie jak napisać porządny list? A może myśli, że nie ma sensu marnować na mnie pozdrowień? Jeśli tak, cóż, to naprawdę wredna świnia”.
W każdym razie list od Nezumiego był niespodziewany i raczej niezwykły, a jego oczy przykleiły się do niego, gdy się nad nim zastanawiał. Przeczytał go i skrzywił się.
W liście zapisane były dokładne instrukcje dla tych pozostałych w Zachodnim Bloku. Dopiero po przeczytaniu go Inukashi zrozumiał znaczenie tamtego sugestywnego spojrzenia Nezumiego.
„Rozumiem. Więc tego ode mnie chcesz. Co za dotkliwy list miłosny mi przysłałeś”.
„Ten koleś jest zatruty. Nie żeby to było coś nowego”.
Wziął głęboki oddech. Musiał zdecydować – pognieść list i udawać, że nigdy go nie widział, czy postąpić według poleceń Nezumiego.
Krótki moment wahania przyszedł i odszedł. Inukashi starannie złożył list i wypuścił powietrze.
Poza instrukcjami dla niego, były też rozkazy dla Rikigi. I to właśnie stało się źródłem jego niezadowolenia.
– Ten szczeniak myśli, że może mnie rozstawiać po kątach. Cholera, czuję że ten nędzny szczur mnie kontroluje. Wkurzające.
– To co, zignorujesz ich?
– Nie mogę tego zrobić. Tu chodzi o życie Shiona.
– I górę złota.
– Dokładnie.
Miłość i chciwość. Dwa warunki, które najczęściej zmuszały ludzi do ruchu. Jak na ilość skarg, wypływającą z ust Rikigi, poruszał się on zaskakująco szybko i efektywnie. Przyniósł nawet w pudełku mikrobomby. Pewnie przygotował je na wszelki wypadek jakiś czas temu.
Powiedział, że wydał niesamowite ilości pieniędzy. Ale jeśli mieli zamiar dostać to złoto, ofiara była nieduża.
Zarówno Inukashi jak i Rikiga wypełnili już połowę rozkazów Nezumiego. Teraz przyszła pora na resztę. Zaczynał się krytyczny moment.
– Wiemy na pewno, że Tsukiyo i reszta są po naszej stronie. To wystarczy, żeby się na chwilę uspokoić? – Inukashi wymówił swoje prawdziwe myśli. Nieważne czy to człowiek, pies, czy mała myszka, dopóki nie był wrogiem, mógł być za to wdzięczny. Miał nadzieję, że Rikiga zacznie się martwić o tę „dziwność” i „tajemniczość” później, kiedy wyjdą z tej nieprzyjemnej sytuacji.
„Od jakichś setek lat wiadomo, że Nezumiego po prostu nie da się zrozumieć, staruszku”.
– Aba, aba, aba – gaworzył żywo Shionn.
– Pogratuluj nam, Shionn – Inukashi uniósł maleńkie ciałko w górę do nocnego nieba, z którego spoglądały na nich gwiazdy. – Świętuj za nas. Za naszą teraźniejszość i przyszłość.
– Babuu – Shionn owinięty w starą tkaninę nagle uniósł rączki. Wyciągnął je prosto w górę, jakby chciał coś złapać.
– Co? – Inukashi spojrzał w górę na złote miasto. Święte Miasto No.6 rozdzierało swym światłem mrok.
Maleńkie paluszki Shionna zatrzymały się właśnie na tym złotym świetle.
– To No.6. Co z nim? Wpadło ci w oko?
Shionn się nie uśmiechał. Ani nie płakał. Szeroko otwartymi lekko fioletowymi oczami wpatrywał się jak zahipnotyzowany w No.6.
==Koniec rozdziału 2==