((Heeeeloooł~~ Witajcie ludzie zacni. Kto ma dwa kciuki i się spóźnił, przez co znowu widzicie zacny rozdział z tylko jedną korektą? Tak, ja ._. Przepraszam, głupia jestem ._. Zwalam wszystko na tą szuję Gaia, na tą cholerę, słodką cholerę Manę, na tą debilkę Harukę, a najbardziej to na Luffiego i Zoro ._. (Tak, zaczęłam oglądać One Piece, jednocześnie na bieżąco oglądając Guilty Crown i do tego na tumblra wchodzę co minut dziesięć) Wybaczcie mi ludzie, wybacz mi Dżun, że znowu wstawiam bez twej korekty, wybacz mi Ayo, że tak późno ci wysyłam rozdziały i wybacz mi świecie, ze egzystuję ._. Ale na pocieszenie przypominam, że po następnym rozdziale spotkacie się z nie~spo~dzie~waj~ką~~ ^^))
Rozdział 3
Kraniec ziemi
Ludzie narodzili się z oka Ra. Ra był stwórcą nieba, ziemi i wszystkich innych rzeczy. Jako że był on Słońcem i władcą bogów, zdecydowano, że stanie się również pierwszym królem ziemi.
Mity egipskie ,,Początek nieba i ziemi''
Zamglone. Wszystko rozpływało się i majaczyło.
,,Ale muszę się obudzić...''
Safu drgnęła, próbując otworzyć oczy. Przygryzła wargę tak bardzo jak tylko mogła. Poczuła lekki ból. Czucie jej wracało.
Safu zauważyła, że przypięto ją do łóżka szpitalnego. Otworzyły się przed nią białe drzwi i wwieziono ją do środka. Przez zamgloną wizję nie była w stanie stwierdzić co było w pomieszczeniu. Czuła jak prześlizguje się przez korytarze.
- O, obudziliśmy się? - odezwał się męski głos. - W sumie nawet nie ma takiej potrzeby. Podamy ci chyba jakieś znieczulenie. Będziesz mogła sobie spokojnie spać dalej.
- Gdzie... ja jestem...?
- Zgadniesz?
,,Co mi się stało? Co się...? Byłam w domu Shiona a potem...''
Człowiek w mundurze Ministerstwa Bezpieczeństwa.
- Czy to Safu-san?
Ukłuto ją w szyję. Odrętwienie rozeszło się po całym jej ciele.
Safu niemal krzyknęła z przerażenia. Otworzyła usta, ale nie mogła wydać z nich dźwięku. Głos ugrzązł jej w gardle.
- Zak...ład... Karny...
Rozległ się głośny śmiech. Śmiał się tamten mężczyzna.
- Podoba ci się Zakład Karny? Chyba zaczęłaś go lubić. Wiem, jak już skończy się ta operacja, będziesz mogła sobie żyć w swoim własnym, specjalnym apartamencie aż do śmierci. Sam to załatwię.
,,Operacja?''
- Ope...
- Tak. Leżysz już na stole - Człowieka przepełniała wesołość. Białe światło zaślepiło jej wizję. Safu zrozumiała, że to lampa chirurgiczna. Umierała z przerażenia - było jeszcze większe niż gdy zabrało ją Ministerstwo Bezpieczeństwa.
Z jej oka wypłynęła pojedyncza łza.
- Nie musisz od razu płakać. Nie odczujesz żadnego bólu, ani nawet dyskomfortu. To dobranoc.
,,Shion. Shion. Shion''.
,,To imię ochroni mnie przed całym złem''.
,,On mnie uratuje. On mnie stąd wyciągnie... Shion''.
- Shion.
Zawołano go. Shion stanął w miejscu. Jego ochrona, wielki pies warknął nisko.
- Rikiga-san.
Rikiga wychodził właśnie z obskurnej restauracji przez wypadające z zawiasów szklane drzwi. Mimo tego całego brudu, był to jeden z najbardziej przyzwoitych lokali w Zachodnim Bloku. Większość decydujących o tej przyzwoitości przedmiotów stanowiły beczki i skrzynie wystawione na zewnątrz, żeby było na czym usiąść i talerze nieznanego pochodzenia. Zapach mocnych alkoholi i jakaś tajemnicza woń wypływały na ulicę, a Shion musiał zatykać nos przechodząc obok. Jednak mimo to głodujące dzieci i starzy żebracy wałęsali się w okolicy, jedni w poszukiwaniu resztek jedzenia, a inni przyglądając się jedzącym klientom. Właściciel krzyczał wtedy na nich z wściekłością, rozlewając wodę przed sklepem i przeganiając ich jak przybłędy.
A na oczach tych głodujących ludzi, ci, którym się poszczęściło, pchali do ust jedzenie, zatapiali w nim zęby i oblizywali palce.
Mieć pieniądze i mieć władzę.
Posiadanie jedzenia oznaczało spełnianie obu tych warunków.
Shion nauczył się tego już po kilku dniach w tym miejscu. Jednak nadal o tego nie przywykł. Nie mógł znieść oglądania tego widoku. Potrafił jedynie odwrócić wzrok i wbić go w ziemię.
- Jeśli cię to uszczęśliwia, możesz im coś dać od czasu do czasu. Ale tylko jeśli jesteś w stanie wypełnić brzuchy wszystkich tych ludzi - powiedział mu Nezumi. W chwili obecnej dla Shiona było to niemożliwe.
- Co ty możesz zrobić z tą swoją połowiczną sympatią? Może i jesteś w stanie uratować od głodu pełno dzieciaków, ale tylko na chwilę. Chociaż to by znaczyło, że tworzysz tylko nowy podział wśród ludzi - na tych, którzy głodują i na tych, którzy już nie. Powiem ci coś ciekawego, Shion. Ludziom, którzy mieli kiedyś już pełen żołądek jest znacznie trudniej głodować niż tym, którzy nigdy go nie napełnili. Nie ma nic gorszego niż głodowanie po przejedzeniu. Te dzieci nigdy nie najadły się do syta. Nie wiedzą czym jest ta satysfakcja. Dlatego mogą dać sobie z tym radę. Rozumiesz? Nic tu nie możesz zrobić, zupełnie nic.
Nezumi wypluł te słowa i opuścił pokój. Jednak zanim wyszedł, zatrzymał się gwałtownie przed drzwiami i odwrócił. Brązowy pies został odsunięty na bok.
- Więc Inukashi wypożyczył ci go jako ochroniarza? Słyszałem, że zapłacił ci nawet trochę więcej niż zazwyczaj. Chyba zostałeś jego ulubieńcem.
- Mówi, że pozwoli mi dalej tam pracować. Kazał mi czyścić pokoje gości i opiekować się psami.
- A ty wziąłeś tą robotę?
- Jasne - odpowiedział entuzjastycznie Shion. - Naprawdę się cieszyłem i jeszcze raz mu podziękowałem.
Nezumi uśmiechnął się szydząco.
- Do czego to doszło. Pan Elita No.6 został sprzątaczką i opiekuje się psami. Ciekawie będzie patrzeć jak bardzo jeszcze zamierzasz się stoczyć.
- Nie wydaje mi się, żebym się staczał - odpowiedział natychmiast Shion. - Zgodzisz się, prawda? W ogóle nie myślę o tym jak o staczaniu się.
Ostra twarz Nezumiego wykrzywiła się lekko. Wzruszył ramionami.
- A tak, Shion. Dostałeś dzisiaj kasę od Inukashi, nie? Idź kupić jakiś chleb i trochę suszonego mięsa.
- Że na bazarze... ?
- A znasz jakieś inne miejsce, w którym kupisz jedzenie? – odpowiedział sarkastycznie Nezumi.
- Cóż... nie, ale...
- Suszone mięso i chleb. Obejrzyj dokładnie, jak ci je dadzą. Odleć jak to masz w zwyczaju, a skończysz z cegłą zamiast chleba w ręku. I targuj się. Targuj się jakby nie było jutra. Ja spadam.
Drzwi się zamknęły, a głos jego kroków zniknął w oddali.
Musiałby kupić suszone mięso i chleb na oczach tych dzieci.
Nezumi mu kazał.
Suszone mięso i chleb.
Shionowi zaczęło burczeć w brzuchu. Do ust napłynęła ślina. Zjadł dzisiaj tylko kromkę chleba i owoce z Inukashi w południe. Był okropnie głodny. Nie jadł od kilku dni ani mięsa, ani miękkiego chleba.
W brzuchu burczało, a ślina napływała do ust.
Chciał jeść. Chciał zapełnić swój pusty brzuch.
Shion westchnął i mocniej wcisnął kapelusz na skroń.
,,Co ty możesz zrobić z tą swoją połowiczną sympatią?''
Wciąż przypominał sobie słowa Nezumiego.
,,Masz rację. Nic nie mogę. Udaję współczucie do tych dzieci, żeby podnieść się na duchu. Prawda jest taka, że mam zamiar kupić chleb i mięso tuż przed ich oczami, by samemu uratować się od głodu. Taki naprawdę jestem... Taki ze mnie człowiek. Czy to właśnie miałeś na myśli, Nezumi?''
Kilka monet brzęczało w jego kieszeni. To była jego dniówka od Inukashi.
- Część to podziękowanie za wyleczenie mojego brata. Nie mogę ci zawsze aż tyle płacić - powiedział to raczej szorstko, ale Shion i tak był mu wdzięczny. Może i było to trochę za dużo jak na jeden dzień pracy, ale nawet jeśli, to wystarczało tylko na kilka pasków suszonego mięsa i dwa czy trzy czerstwe bochenki. W ich pokoju nie było już prawie wcale jedzenia, nawet pogrzebanego pod książkami. Nie byłby w stanie przeżyć zbyt długo jedynie dzięki dobrej woli Nezumiego. Musiał sam o siebie zadbać, nie ważne jak niewiele by miał.
Shion otworzył drzwi i wyszedł. Pies powoli podszedł do jego stóp i zaczął za nim podążać. Kiedy tylko Shion wstąpił na ulice bazaru, zwierzę przysunęło się do niego bliżej i szło obok. Dobrze go wytrenowano. Inukashi naprawdę miał rękę do psów. Shion uśmiechnął się głupio, znów łapiąc się na podziwianiu niezliczonych ilości nowych rzeczy, jakie spotkał w Zachodnim Bloku.
Zmierzchało. Ciemności zapadały, a krzyki i jęki coraz głośniej odbijały się w powietrzu. Pod rozłożonymi namiotami, ludzie kupowali i sprzedawali, jedli i pili. Gdy tylko ciepło popołudnia skryło się za horyzontem, zrobiło się znacznie zimniej. W hotelu Inukashi pewnie kwitł interes. Zapowiadała się nieprzyjemna noc dla tych, którzy nie mieli się gdzie podziać. Bose kobiety wołały z ciemnych uliczek, a staruszki kuliły się w cieniu pod ścianami budynków. Dzieci trzęsły się, przechodząc przez tłum; krzyczano na nie okazjonalnie. Ludzie zaś nadal kupowali i sprzedawali, jedli i pili.
,,Nie wiem co mnie czeka jutro. Ale przynajmniej jakoś przeżyłem dzisiaj''.
,,Więc zjem. Więc się napiję. To wszystko, co mamy''.
,,Nie będę mógł się tym cieszyć, jeśli zginę''.
,,Więc żyję i się z tego cieszę''.
,,To wszystko. Wszystko, co mam. Moje wszystko''.
Ktoś śpiewał, fałszując. Shion zatrzymał się i zaczął nasłuchiwać. Przycisnął do piersi torbę z mięsem i chlebem, które właśnie kupił. Ta wrzawa zdawała się na niego napierać i przytłaczać - ta wrzawa, ten natłok hałasów zdających się wytryskiwać spod ziemi...
A wszystko to łączyło się z ludźmi przywiązanymi do swojego życia i energią, którą promieniowali. Tutaj wszyscy szybko przywiązywali się do swoich żyć. Okrutnie uczyli się przetrwania. Ci ludzie żyli nawet z jeszcze większą desperacją, bo nic nie gwarantowało im, że nadejdzie dla nich kolejny poranek. Ta energia, ta wrzawa. Coś, co nie istniało, co nie miało prawa istnieć w No.6.
Co mógł czuć Nezumi, spacerując tymi ulicami?
- Braciszku.
Zawołał go cienki głosik. Odwrócił się, by ujrzeć chude dziecko w wyblakłym ubraniu. Miało długie, matowe włosy i brudną twarz. Shion nie mógł stwierdzić jakiej było płci.
- Daj mi trochę chleba - błagało słabo dziecko, głosikiem podchodzącym już pod szept. - Od trzech dni nic nie jadłem. Proszę, tylko kawałeczek.
- Kawałeczek...
Wspięła się po nim para maleńkich rączek. Niemal bez myśli, Shion włożył dłoń do torby. Gdy tylko wyciągnął okrągły bochen, pchnięto go w plecy. Zachwiał się przez wstrząs. Gdy tylko stracił równowagę, małe rączki wyrwały torbę Shionowi. W tym samym momencie pchnięto go jeszcze raz i teraz padł już na kolana.
- Wiej!
Dziecko krzyknęło energicznie, niemal całkowicie zmieniając swój głos. Kilkoro dzieci krzyknęło za nim, przebiegając przez Shiona. Pies szybko i cicho popędził za nimi. Zaatakował dziecko, które ukradło torbę. Z grupki wzniosły się krzyki.
Wciąż ściskając obiema rękami paczkę z suszonym mięsem i chlebem, dziecko padło na ziemię. Kilka pasków mięsa i kawałek chleba wypadł na ziemię. Pies przygwoździł dziecko łapami i obnażył kły.
- Przestań! Stój! - krzyknął Shion bez myślenia. Pies posłuchał, zamknął paszczę i spojrzał na niego z wyrzutem. Dzieciak nie przegapił szansy. Wstał i pobiegł z paczką w rękach. Poruszał się z szybkością i zwinnością dzikiego zwierzęcia. W kilka chwil jego małe plecy zniknęły w tłumie. Inne dzieci ulotniły się w ten sam sposób.
- Niesamowite...
Shion mógł tylko mruczeć, przeklinając ich metody. Jednak zdecydowanie był pod wrażeniem. Szybko doszło do niego, że nie ma czasu na podziwianie ich i zaczął podnosić z ziemi pozostałości chleba i mięsa. Co by powiedział Nezumi, widząc o dwie trzecie mniejszą ilość, niż ta początkowa? Nie odezwałby się i wzruszył ramionami? Czy może by kpił?
Shion zdjął płaszcz i owinął nim mięso i chleb. Podzieliłby się tym z Nezumim na kolację. Te dzieci pewnie zrobiłyby to samo. Podzieliłyby to między sobą, jedząc zaledwie po odrobince łupu. Naiwna i nic nie znacząca sympatia. Wiedział, że Nezumi by go za to skrytykował, ale nadal odczuwał lekką ulgę.
Przynajmniej dzisiaj te dzieci nie byłyby skazane na głód. Nie potrafił ich teraz od niego wyzwolić. Nic nie mógł zrobić. Ale jeśli to miało napełnić ich brzuchy nawet na krótką chwilę... czy to też było bez znaczenia? Wystarczyłoby coś takiego, żeby się poddać i byłoby to nawet do zaakceptowania.
,,Jednak zaakceptowane czy nie, arogancja pozostaje arogancją. Nie zgodzisz się, Nezumi?''
- Ej ty tam koleś.
Ze stoiska z pieczonym kebabem, zawołał go zachrypły głos właścicielki.
- Przestaniesz stać mi przed sklepem jak naćpany? Przeszkadzasz, cholero. Biznes mi rozpierniczysz!
- Ach, przepraszam - Shion pochylił głowę w geście przeprosin, ale sprzedawczyni była już zbyt zajęta klientem, by to zauważyć. Nikt tu się nie oglądał na innych obcych. Po prostu nikogo to nie interesowało. Nie ważne, czy to kradzież na ulicy, umierający żebrak, czy walka na środku drogi - nikt po prostu się tym nie przejmował. Wszystko to było częścią codzienności.
- Cóż, chodźmy już do domu - powiedział do psa i zauważył, że ten przeżuwał coś w pysku.
- Hej, czekaj no, nie mów że...
Pies przełknął mięso i spojrzał na niego jakby chciał się uśmiechnąć.
- Kiedy podniosłeś to mięso? Jesteś szybszy ode mnie. Pies wystawił swój długi, różowy jęzor i polizał łapy, po czym zaczął biegać wokół niego. Zaciekawiło to Shiona, chodź nie wiedział dlaczego.
Szedł za psem już jakiś czas, gdy zatrzymał go Rikiga. Teoretycznie zajmował się on wydawaniem magazynów dla dorosłych. Jednak poza tym był pośrednikiem prostytutek i z tego właśnie żył. Pośród jego klientów roiło się od wysokich urzędników No.6. Z tego co mówił Nezumi, to z nich wyciskał najwięcej pieniędzy.
Jednak był to również człowiek, do którego Karan wysłała Shiona po pomoc. Rikiga mówił, że dawno temu, jeszcze zanim mur dzielił No.6 i Zachodni Blok, spotkał i zakochał się w Karan. Była to jednostronna miłość, bo ta wykazywała zainteresowanie jedynie jego artykułami.
- To doskonały przykład człowieka skorumpowanego - To także były słowa Nezumiego, jednak Shion zauważył, że polubił tę, cokolwiek oddaloną i pozbawioną strachu, aurę człowieka, który pokochał jego matkę. Nie był zupełnie skorumpowany. Nadal miał w kościach dziennikarstwo. To czuł od niego Shion.
Twarz Rikigi czerwieniła się od alkoholu i nawet oczy miał przekrwione. Wyglądało na to, że trochę sobie dzisiaj wypił.
- Rikiga-san, będziesz miał problemy ze zdrowiem, jeśli odrobinę nie przystopujesz z alkoholem.
- Jesteś taki miły, Shion. Czuję się jakby to Karan zwracała mi uwagę. Któregoś dnia mówiła mi właśnie: ,,Rikiga, proszę, pomyśl o swoim zdrowiu''.
- Któregoś dnia? Moja matka?
- We śnie. Od kiedy cię widuję, Karan zaczęła się pojawiać w moich snach. Zawsze kiedy ją widzę, ona za coś mnie gani. Nie pij, bądź rozsądny, nie zapominaj jaka powinna być twoja prawdziwa praca...
Rumieniec, tym razem nie od alkoholu, zakwitł na policzkach Rikigi. Odwrócił twarz, unikając wzroku Shiona.
- Cóż, sen to tylko sen. Karan szła naprzód, wychowała sobie takiego wspaniałego syna jak ty. Na pewno się zmieniła od kiedy ostatnio ją widziałem... w sercu pewnie też.
- Postarzała się - przyznał Shion. - I trochę przytyła. Ale gdyby znowu cię zobaczyła, Rikiga-san, na pewno powiedziałaby dokładnie to, co w twoich snach. Taką już jest osobą.
Rikiga otworzył usta by coś powiedzieć, a potem wydął wargi.
- To wszystko o Karan... To... To dobrze. Prawdę mówiąc, to trochę bolesne wspomnienia... - westchnął przed nagłą zmianą tematu. - Więc dzisiaj jesteś sam?
- Jestem z psem.
- Tym który teraz tak podejrzanie na mnie patrzy? Chyba nie chcesz mnie pogryźć? Wiesz, moje mięso przesiąkło gorzałą, płynie mi już w mięśniach. Zatop w tym kły, a padniesz z zatrucia alkoholowego.
Pies spojrzał na pijanego człowieka, pokręcił nosem i popatrzył spode łba. Shion zaśmiał się do siebie, widząc tę scenę.
- Co z nim? - burknął na psa Rikiga. - Czyli poza kundlem nikogo z tobą dzisiaj nie ma?
- Mówisz o Nezumim?
- Taa. Ta sarkastyczna namiastka aktora. Rany, chyba w życiu nie spotkałem jeszcze nikogo aż tak wyszczekanego jak on.
- Ale byłeś jego fanem, prawda?
- Po prostu nie wiedziałem, jaki naprawdę jest, to tyle. Znaczy, Eve zapiera dech w piersiach, ale na scenie. W życiu bym nie pomyślał, że taki z niego nieuprzejmy dupek. Ten dzieciak łazi i gada co chce, i kiedy chce. Trudno sobie wyobrazić, że taka piękna twarzyczka może być taka wredna i brutalna. Nie do wiary, mówię ci.
- Nezumi tylko mówi prawdę.
Nie ważne, jak krzywdzące czy okrutne są jego słowa, nigdy nie było w nich żadnego kłamstwa. Dlatego stawały się ostrzami i włóczniami, wbijanymi w serce Shiona, zostawiając po sobie niezapomniany ból. Nigdy by go nie poznał, gdyby nie spotkał Nezumiego. Za każdym razem, gdy kolejna broń zatapiała się w jego piersi, Shion czuł, że po malutku coś się w nim zmienia. Jedna część niego musiała upaść, by inna mogła rosnąć w siłę, a kolejna dopiero się narodzić. Każde słowo Nezumiego i ból, który im towarzyszył, pozwalały Shionowi się zmieniać, popychając go naprzód. Shion czuł, jak zmienia się pod wpływem czegoś, na co nie miał wpływu.
- Wiesz, Shion, jeśli to się zrobi naprawdę nieznośne, możesz zostać u mnie - powiedział Rikiga, idąc obok niego. Jego cuchnący alkoholem oddech uderzył w policzek Shiona.
- Nieznośne? Co masz na myśli?
- Nie, ja rozumiem - powiedział nagle Rikiga. - Nie musisz tego ukrywać. Wyobrażam sobie, jak nieznośne musi być mieszkanie z Eve. Zgaduję, że warunki, w których żyjesz, są naprawdę poniżej średniej. Masz dosyć jedzenia? Raczej w to wątpię, ale jeśli jakimś cudem Eve zarazi cię tym wszystkim i twoja osobowość zrobi się tak pokręcona jak jego... hm - mruknął do siebie. - Z resztą. Nie ma mowy, żebym pozwolił zrobić coś takiego synowi Karan. Przeprowadź się do mnie. Dam ci dość jedzenia i ciepłe łóżko.
- Nie, dziękuję, jest dobrze.
- Ale Karan kazała ci prosić mnie o pomoc, prawda?
- Tak, ale nie chcę być dla ciebie ciężarem, Rikiga-san - nie przestawał Shion. - Nic mi nie jest. Dotrwałem do teraz, to i dalej będę cały. Poza tym, nawet mi się podoba bycie obok Nezumiego.
- Nie ma opcji, żebyś cieszył się życiem z takim dupkiem. Nie musisz przede mną udawać. Musisz mieć z nim strasznie, prawda? Zobacz, nawet nie masz płaszcza. Biedactwo.
- Ach, nie, użyłem go po prostu do owinięcia mojego mięsa i chleba...
Jednak Rikiga nie miał zamiaru słuchać odpowiedzi Shiona. Rozglądał się wokół, kiwając do siebie energicznie.
- Znam dobry sklep. Chodźmy tam - Pociągnął Shiona za ramię i wszedł do sklepu pełnego ubrań przeróżnej jakości. Wyglądały na używane, a towar zwisał nawet z sufitu. Ubrania wahały się od kompletnie znoszonych szmat, po te niemal nowe.
- Dobry - Kobieta niemal tak duża, jak sprzedawczyni z kebabu wyszła z cienia pomiędzy górami ubrań. Gdy tylko zauważyła Rikigę, na jej twarzy pojawił się biznesowy uśmiech.
- Ojej, pan Rikiga. Miło znowu pana widzieć - zaczęła. - Jeśli szuka pan sukienki na prezent, mamy kilka bardzo ładnych. Jedna z nich na pewno zwali ją z nóg.
- Nie, dzisiaj nie szukam damskich ubrań - odpowiedział Rikiga. - Możesz znaleźć coś ciepłego, co by ładnie leżało na tym tu chłopcu?
Oczy kobiety się rozszerzyły, gdy mierzyła wzrokiem Shiona od stóp do głów.
- Ach, cóż za wspaniałego dżentelmena tu mamy - powiedziała szybko. - No i jakie piękniuuusie włosy~. Taka teraz moda wśród młodzieży?
Shion naciągnął na oczy swój wełniany kapelusz. Jego lśniące białe włosy odstawały nawet w półmroku sklepu. Kiedy pasożytnicza osa się w nim zalęgła, za cenę przetrwania, czy może jako coś w rodzaju efektu ubocznego, włosy Shiona zmieniły kolor w jedną noc, a wokół jego ciała owinęła się niczym wąż czerwona blizna. Mógł ją ukrywać pod ubraniami, ale z włosami nie było już tak łatwo. Śnieżnobiałe włosy i młoda twarz były raczej niecodziennym połączeniem i przyciągały spojrzenia gdziekolwiek nie poszedł. W Zachodnim Bloku nie tyle nie było nikogo łysiejącego czy z włosami siwymi z niedożywienia. Wiele dzieci miało raczej ciemnorude włosy, wyglądające bardziej zwyczajnie. Jednak te Shiona, promieniujące czystą bielą i blaskiem, były niespotykane.
- Na moje są bardziej przejrzyste niż białe. Prawdę mówiąc, wydaje mi się, że wyglądają nawet ładniej niż wcześniej - nawet Nezumi tak twierdził, dotykając jego włosów końcówkami palców.
- To pański chłopiec? Naprawdę, zupełnie niepodobny - zauważyła kobieta, przyglądając się Shionowi z fałszywym uśmiechem. Czuł jak mierzyła go wzrokiem. Odrobinę niezręczna sytuacja.
- Rikiga-san, eh, ja naprawdę nie potrzebuję żadnych ubrań na zimę, nie możemy po prostu...
- Nonsens - przerwał mu Rikiga. - Tutejsze zimy są straszne. Masz w sam raz tego ciałka na kościach, żeby zamarznąć w pół minuty. Potrzebne ci ciepłe ubrania, żeby zimno trzymać na zewnątrz. No? - odezwał się niecierpliwie do sprzedawczyni. - Ma pani zamiar przynieść jakieś ubrania, czy nie? Jeśli nie, mogę iść gdzie indziej.
Pod ciężkim wzrokiem Rikigi, kobieta zaczęła poruszać się szybko między stosami ubrań.
- Jeja, naturalnie, no. Właśnie dostaliśmy dostawę. Chwilkę temu - Kobieta wyciągnęła górę ubrań zza brudnej zasłony.
- Proszę bardzo. Wybierz które chcesz. Wszystkie doskonałej jakości.
Co do tego ostatniego Shion miał wątpliwości, jednak nie dało się ukryć, że było w czym wybierać. Były tam długie płaszcze, kożuchy, swetry, ciężkie szale i sportowe wiatrówki w każdym kolorze, rozmiarze i z każdego materiału.
- Chyba trzeba szukać w dobrym miejscu - mruknął do siebie Shion. Przed nim leżał stos ubrań, podczas gdy na ulicy sterczeli ludzie w łachmanach, trzęsący się z zimna. Nawet w takim miejscu jak Zachodni Blok była ogromna przepaść między biednymi a uprzywilejowanymi.
- Shion, nie bądź staromodny. Wybierz cokolwiek wpadnie ci w oko.
- Ale Rikiga-san, nie masz powodu, żeby być dla mnie aż tak dobry...
- O to się nie martw. Jesteś synem Karan... A mi się wydaje, jakbyś moim synem też był. Pomyśl o tym jak o prezencie od taty.
Shion mrugnął i spojrzał w pijacką twarz Rikigi. Wydawało się, że picie pozbawiało go pewnych zahamowań - prawdopodobnie to, co teraz mówił, było znacznie bliższe prawdzie niż normalnie. Zwłaszcza, że Rikiga żył cały czas bez żadnej rodziny w Zachodnim Bloku. A teraz próbował stworzyć sobie jej namiastkę z synem kobiety, którą kiedyś pokochał. Wolność i samotność. Użył tego do zapewnienia sukcesu swoim podziemnym interesom z urzędnikami No.6 jako patronami. Mimo to miał jednak słabości człowieka, żyjącego zbyt długo samemu.
Ludzie zawsze mieli kompleksy. Budowali w sobie oba - siłę i słabość, ying i yang, światło i cień, ofiarę i grzech. Taka była prawdziwa forma człowieka, której Shion nigdy nie znalazłby w morzu wiedzy, w które zatapiał się w No.6.
Wiedział wiele o ludzkim ciele - około 32 000 genów, ponad 100 000 różnych rodzajów protein, 300 milionów bazowych sekwencji DNA, neurony, ścięgna kolagenowe, makrofagi, warstwowa struktura mięśni, ilość krwi w krwiobiegu - nie myślał o tym jak o stracie. W ogóle. Ale zrozumienie gatunku ludzkiego było czymś zupełnie innym. Niemożliwym było zaczerpnąć wiedzy o prawdziwej formie żyjącego stworzenia tylko na podstawie wiedzy systematycznej czy informacji, którą można zapisać liczbami.
To była właśnie jedna z rzeczy, których Shion nauczył się żyjąc na tej ziemi z Nezumim.
- Cóż, w takim wypadku coś sobie wybiorę.
- Tak już lepiej - odpowiedział energicznie Rikiga. - Którą chcesz? Znalazłeś coś dla siebie?
Shion wyciągnął ciemną, ciężką kurtkę.
- Tą wezmę. Wygląda na ciepłą.
- Na pewno chcesz coś tak ciemnego? Dobra, wybierz do tego kolorowy sweter. Jesteś młody, w jasnym lepiej będziesz wyglądać.
- Nie, naprawdę... - zaprotestował Shion. - Nie potrzeba mi aż tyle.
- Nonsens. Sama kurtka nie da ci dość ciepła.
- Aha, sama powiedziałabym dokładnie to samo! - uśmiechnęła się kobieta. - Nasze swetry są bardzo ciepłe, nie? Czemu by czegoś nie przymierzyć, hm?
Kobieta mocno pociągnęła jeden ze swetrów na stosie. Góra ubrań zachwiała się i rozsypała po całej podłodze.
- Ojejciu, no. Ach, przepraszam...
Rikiga cmoknął z irytacją.
- Co pani wyprawia? - zaczął. - Z tego bałaganu nawet nie da się wybrać. Śmieszne, nie, Shion... - zatrzymał się. - Shion, co jest?
Mimo że Rikiga stał tuż za nim, jego słowa nie docierały do uszu Shiona. Jego wzrok był przykuty do ubrania, które znalazł pod rozrzuconym towarem. Cały dźwięk i kolor oddalił się od niego, pozwalając by tylko ta jedna rzecz zajmowała mu cały widok.
Jasnoszary żakiet.
Delikatny kolor z poświatą błękitu, doskonałą jakość można było poznać na pierwszy rzut oka, wielkie guziki na mankietach... Już je kiedyś widział.
- To jest... - Jego dłoń zatrzęsła się gdy ściskał płaszcz. Na ramieniu było rozdarcie, które zaszyto czarną nicią. Brakowało też jednego guzika, wydawało się że został oderwany. Jego dłonie zatrzęsły się jeszcze mocniej. Chciał je opanować, ale nie był w stanie.
- Ta przyciągnęła uwagę? Ach, kiedy to dla panienek żakiecik jest. Oczywiście, najlepsza jakość z najlepszych... Ale może być ciut za mała. Nie wydaje mi się, że będzie pasować. Tamta poprzednia, czarna, już bardziej...
- Skąd pani...
- Ach, przepraszam?
- Pytam skąd pani ją ma! - krzyczał. Nie miał zamiaru jej przestraszyć, jednak ta uniosła brwi i odsunęła się o krok do tyłu.
- Ta kurtka... gdzie... gdzie ją pani dostała?
- Shion! - Rikiga położył dłoń na jego ramieniu - Co jest? Co się tak męczysz? Coś nie tak z tą kurtką?
Shion przełknął ciężko i mocniej zacisnął dłonie na żakiecie.
- To należy do Safu.
- Safu? Kto to?
- Moja przyjaciółka. Moja... bardzo ważna...
- Przyjaciółka? Znaczy z czasów kiedy jeszcze mieszkałeś w mieście?
- Tak.
- Na pewno się nie pomyliłeś? Musi być na pęczki takich kurtek.
Shion zacisnął zęby, usiłując zatrzymać trzęsące się palce i pokręcił głową.
Nie było mowy o pomyłce. To była kurtka Safu. Prezent od jej jedynej krewnej, babci, i nawet ktoś taki jak Shion widział, że to eleganckie ubranie doskonale podkreślało wyrazistą twarz Safu.
- Twoja babcia musi cię naprawdę doskonale znać, Safu. Zawsze wybiera ci ubrania, które najlepiej do ciebie pasują - powiedział jej kiedyś.
- Tak, tak myślę. Znaczy, wiesz, jednak wychowywała mnie całe życie. Hej, Shion, jeśli ty miałbyś dać mi płaszcz, jaki byś mi dał?
- Co? Wybacz, ale moje zarobki chyba nigdy nie będą na tyle wysokie, żeby kupić ci jakiś ładny płaszcz.
- To tylko gdybanie. Chcę wiedzieć jaki byś wybrał.
- Hmm, trudne pytanie.
- Cóż, myśl nad tym. Ty jesteś od odpowiadania na trudne pytania, co nie?
W zeszłym roku chodzili zimą ulicami, rozmawiając w ten sposób. Promienie zimowego słońca spływały na nagie gałęzie, oświecając lekko kurtkę Safu. Wtedy po raz pierwszy pomyślał, że jego przyjaciółka z dzieciństwa wygląda pięknie. Zimowe słońce, ciepły uśmiech, szara kurtka. Należała do Safu. Był tego pewien.
Dlaczego? Co to tam robiło? Czemu, czemu, czemu...
- Czemu? - naciskał nieustępliwie Shion. - Gdzie i kiedy zdobyła pani tą kurtkę? Proszę mi powiedzieć. Teraz.
- Shion, uspokój się - Rikiga wyszedł przed niego, blokując mu drogę do kobiety. - Więc którędy to tu przeszmuglowałaś? Samo tu przyszło z No.6, czy...
Z jej twarzy zniknął przyklejony, plastikowy uśmiech. Zamiast niego, pojawiły się na niej podejrzenia.
- Nosz nigdy. Ja tu jestem miła dla pana, panie Rikiga, a co w zamian dostaję? Co pana sprawa skąd mam towar? A może szuka pan haka jakiegoś na moje rzeczy, bo chce je pan za pół ceny, hę? To nie jest śmieszne, o nie, w ogóle się nie śmieję.
- Po jaką cholerę miałbym kogoś rozśmieszać? - kłapnął Rikiga. - I tak nie dałbym rady. Czemu pani nie odpowiada? Skąd te durne podejrzenia? Aż takie ryzykowne to sprowadzanie towaru?
Kobieta otworzyła szeroko usta i wydała zbulwersowany okrzyk.
- Mam tego dosyć. Pan wiedzieć powinien, że ja tu porządny biznes prowadzę. Jak masz pan coś do tego, idź pan stąd, tam masz pan drzwi. Wypad, mówię. Do domu!
Zanim zdążyła skończyć, Rikiga wykręcił jej rękę za plecami i przygwoździł do ściany.
- Co pan do cholery robisz? Ty brudasie niemyty!
- Jak pani nie chce wyłamanej ręki, lepiej pani mówi - odezwał się ponuro Rikiga. - Skąd pani ma tą kurtkę?
- Nosz, znalazłam w ścieku z zakładu w No.6. Pływała w ścieku, to podniosłam. To wszystko, Jezu Chryste! - wrzasnęła z bólu.
- Wychodził stamtąd jeszcze jakiś ściek? Nic o tym nie słyszałem.
- Przecie mówię, dawno to było... Cholera, naprawdę takie to ważne? Wywalili bo to śmieć, a ja mogę sobie z tym robić co chcę. Niczyj to interes, a zwłaszcza nie twój.
- Kłamiesz! – wydarł się Shion. - To kłamstwo! Ta kurtka była ważna dla Safu. Nigdy by jej nie wyrzuciła!
- O co ten hałas? - Drzwi z tyłu sklepu otworzyły się, a do środka wszedł mężczyzna. Był ogromny - miał ze dwa metry wzrostu. Wydawało się, że waży około stu kilogramów. Był kompletnie łysy, zaś jego twarz krzywiła się w nienaturalny sposób. Nie zważając na porę roku, miał na sobie koszulkę na krótkim rękawie. Tatuaże skorpiona i czaszki, dekorowały grube ramiona.
- Wracasz na czas. Wywalisz stąd tych dwóch? - Kobieta uśmiechnęła się błagalnie, nadal będąc przyciskana do ściany przez Rikigę. - Powiem wam, że ten mój chłop to całkiem silny jest w łapach. Na pewno złamie jeden czy dwa karki. Wiałabym na waszym miejscu, zanim bym skończyła martwa.
Rikiga wypuścił kobietę i wzruszył ramionami.
- No? - odezwała się niecierpliwie. - Czego się ociągasz? Zlej ich żeby nie mogli stać na nogach.
Człowiek stał dalej w ciszy. Nic nie mówiąc, pochylił nisko głowę.
- Kopę lat, Conk - powiedział nagle Rikiga. - Nie wiedziałem, że się ustatkowałeś. To teraz sprzedajesz ubrania, co?
- Ożeniłem się miesiąc temu - mruknął.
- No, no. Gratuluję. Byłbyś tak miły i zapytał żonę skąd ma ten płaszczyk? Ma cięty język, ta twoja paniusia. Już zaczynam ci współczuć.
Człowiek nazwany przez Rikigę Conk, spojrzał przez chwilę na płaszcz w rękach Shiona i odwrócił się do kobiety.
- Powiedz Rikidze-san prawdę.
- Co w ciebie tak nagle wstąpiło? Czemu się ich słuchasz?
- Rikiga-san pomógł mi dawno temu. Pośpiesz się. Mów.
Pod ostrym wzrokiem Conka, twarz kobiety spochmurniała. Po chwili odwróciła się zrezygnowana.
- Kupiłam tylko od jakiegoś pośrednika. Nie wiem skąd facet to miał.
Rikiga przewrócił oczami.
- Kłamiesz. Nie ma opcji, żeby handlarz nie wiedział, skąd ma towar.
- Nie wiem znaczy nie wiem - odpowiedziała uparcie. - Po prostu nie wiem.
Rikiga ułożył już kolejne pytanie, zatrzymując jednocześnie Conka, który postąpił już krok do przodu z zaciśniętą pięścią.
- To powiedz mi kim jest ten pośrednik - odezwał się. - Reszty sam się dowiem.
Kobieta nie odpowiedziała. Rikiga wyciągnął kilka rachunków z kieszeni, wcisnął je w jej dłoń i zacisnął wokół nich palce.
- Mówiłaś do siebie i nie dosłyszałaś nazwiska pośrednika. Tylko tyle. Tej wersji się trzymajmy. Nie spowoduję ci kłopotów.
Kobieta popatrzyła na rachunki w swojej dłoni i przechyliwszy twarz na bok, wymamrotała odpowiedź.
- To dzieciak od psów. Ten dziwny szczyl, który używa kundli do interesów.
Pies skulony u stóp Shiona uniósł uszy. Rikiga burknął cicho.
- Inukashi, mówisz. Czyli to musi być z Zakładu Karnego.
- Zakładu Karnego? - powtórzył z niedowierzaniem Shion.
- Taa - powiedział Rikiga. - Słyszałem, że dzieciak szmugluje rzeczy więźniów do podziemia.
Serce Shiona stanęło. A przynajmniej tak mu się wydawało. Nie mógł oddychać. W uszach słyszał tylko dzwonienie.
,,Zakład Karny, więźniowie, Zakład Karny, więźniowie, Zakład Karny...''
- Czyli Safu... jest w Zakładzie Karnym?
- Prawdopodobnie - odpowiedział ciężko Rikiga. - Raczej nie zaproszono jej tam jako gościa. Musieli zabrać ją siłą... i potraktować jak więźnia, nie ma wątpliwości. Shion wybiegł ze sklepu z szarą kurtką w rękach.
Musiał natychmiast zobaczyć Inukashi. Musiał od niego usłyszeć prawdę.
- Shion!
Za nim Rikiga krzyczał, miotając się na wietrze i wrzeszcząc bezowocnie w zimowe powietrze.
***
Człowiek spacerował dziwnie, chociaż robił tak przez dłuższy czas. Stawał niestabilnie na nogach, zupełnie jakby był pijany.
Dwunastoletni Juse przechylał dziko głowę, rozglądając się z siodełka roweru. Z lewej widział apartamentowiec, w którym mieszkała jego rodzina. Był w krańcu parku, jednego z wielu znajdujących się w pobliżu dzielnicy rezydencji. Mimo że nie był trak duży jak Park Leśny, nadal było to spokojne miejsce, pełne zieleni. Juse pchnął swój rower naprzód, rower górski, który dostał na urodziny od ojca, i podążał wzrokiem za tamtym człowiekiem. Był najzwyczajniej zaciekawiony - nie potrafił go tam tak po prostu zostawić. Jego matka zawsze denerwowała się przez ten nawyk. ,,Nie mieszaj się w cudze sprawy'' - mawiała. ,,Wydajesz się wściubiać nosa we wszystko, Juse. Chyba masz to po dziadku''. Jednak jeśli właśnie po nim to odziedziczył, Juse nie mógłby sobie życzyć niczego lepszego. Głęboko w sercu zawsze tak uważał.
Juse kochał swojego dziadka. Kiedy był jeszcze dzieckiem, jego dziadek, pracujący dawniej w marynarce, sadzał go na kolanach i opowiadał mu różne historie. Mówił o morzach, których Juse nigdy nie widział, o wielkich wielorybach, niemal tak dużych jak góry, o krajach skutych lodem cały rok, o setkach, tysiącach motyli, przecinających niebo jedną ogromną gromadą, o gigantach, żyjących ponad chmurami, o tajemniczych kreaturach, mieszkających na dnie oceanu, o wróżkach, magii, pradawnych bogach wojny - jego matka tego nienawidziła, ale wtedy Jusa kompletnie pochłonęły opowieści jego dziadka.
Podrósł i niedługo potem, gdy zainteresowało się nim Ministerstwo Edukacji, ostrzeżono go pisemnie, że ma skłonności do urojeń. Powiedziano mu, że to tylko z troski o jego przyszłość. Jego matka zalała się łzami, a ojciec nie wiedział, co ze sobą zrobić. Juse należał do Specjalnego Programu i otrzymywał instrukcje na cały rok. Było mu to przypisane, nie miał nawet prawa do wyboru. Wszystkie książki, które miał, pożyczył z półek dziadka. A kilka miesięcy później, dziadek zniknął z powierzchni ziemi. Zabrano go do Domu Spokojnego Zmierzchu. Juse słyszał od ludzi jakie to wspaniałe miejsce dla staruszków, jednak sam płakał przez długi czas z samotności, przerażony perspektywą nie spotkania już nigdy dziadka. A w noce, gdy płakał przed snem, zawsze śniły mu się tamte opowieści.
Rok później Juse przestał mówić o wielkich, białych wielorybach, wróżkach czy przezroczystych skrzydłach. Dorośli odetchnęli z ulgą. Jednak w głębi duszy, wszystkie opowieści pozostały żywe w sekrecie przed wszystkimi i oddychały w jego wnętrzu. Nigdy nie byłby w stanie o nich zapomnieć. Pewnie dlatego teraz zaczynał interesować się tak ludźmi. Potrafił jedynie myśleć, co inna osoba robi. Co teraz czuje? Jednak tego także nie potrafił powiedzieć na głos.
- Och...! - Juse pisnął lekko. Człowiek potknął się o korzeń drzewa. Zawył z bólu. Juse zostawił swój rower na środku drogi i pobiegł do niego. Wydawało mu się, że zobaczył coś małego i czarnego, odlatującego od człowieka leżącego teraz twarzą w dół. Juse nie miał czasu na sprawdzanie. Ciało mężczyzny wpadło w drgawki, po chwili jednak przestało się ruszać.
- Em... Proszę pana...
Juse wołał go uparcie. Spojrzał w jego twarz. W tym samym momencie, niebo rozdarł krzyk Jusa.
==Koniec rozdziału 3==
kocham czwartki ^.^ dziękuję serdecznie za Waszą ciężką pracę!
OdpowiedzUsuńBaioretto
Dziękuję i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMiły rozdział jeśli pominąć fragment z Safu... jak ja jej nienawidzę -.-
OdpowiedzUsuńMoje piątkowe wieczory należą do No.6 <3
OdpowiedzUsuńRozdział był w porządku, tylko trochę mi się w głowie pomieszało. Teraz Shion będzie leciał ratować Safu i wszyscy zrobią wjazd na Zakład Karny? A gdzie na przykład scena, w której Shion ogląda występującego Eve'ego? Czy jej tu nie będzie? Się zgubiłam : <
Dziękuję za piękne tłumaczenie,
Fluffy
Wiesz, takie uroki fillerów i wyobraźni kolesi z Bonesa. Kocham ich normalnie. Czytałam powieść na bieżąco od kilku miesięcy, a mam ostatnio jeszcze poważniejsze zaniki pamięci (i całą kasę uzbieraną przez miesiące spokoju znowu wydam na leki... =_="), więc przypominam sobie powoli co się działo, i całkiem to możliwe, jak się teraz zastanowić, ze teatru nie będzie... ale za to w przyszły czwartek zrobi się fajosko *-*
UsuńJak można do 11-odcinkowego anime jeszcze wcisnąć fillery? Ej, nie wydasz :) Scena w teatrze mi się właśnie podobała, chciałabym móc o tym przeczytać. Co się stanie, co się stanie? *w*
UsuńF.
Nie będę ci spoilerować ._. teoretycznie wypełniaczem (tła) można nazwać nawet kanapę xD Ale chyba się domyślasz dlaczego nie jestem w stanie tłumaczyć jak człowiek następnego rozdziału, rycząc nad jego zakończeniem co kilka sekund xD
UsuńOk, już wiem. Jej, czuję, że to będzie naprawdę piękne. Teraz sama muszę się do tego mentalnie przygotować.
UsuńF.
JA CHCE JUŻ CZWARTEK ***.***
UsuńPs: jak wpisywałam kod to mi wyskoczyło SIONmaiden :D
Jak ja się cieszę, że jakiś dobry człowiek podjął się tłumaczenia NO.6. Skończyłam oglądać anime i od razu wzięłam się za nowelkę. Na pewno będę częściej wpadać :)
OdpowiedzUsuń