((Taak... wiedziałam, że ten moment nadejdzie... Oto ostatni rozdział 3 tomu. Co do konkursu - totalnie nie wypalił xD I to jak. Ale jedna praca przyszła. I ten mój uśmiech na twarzy. W odpowiedniej zakładce informacje pojawią się w ciągu godziny. Tymczasem cieszcie się proszę kolejnym rozdziałem, tym razem z korektą samej Dżun, albowiem Ayo termin wysłania pracy do Omikami się zbliża i musiała się za to ostro wziąć xD Idą rekolekcje (yay!) więc za posłowie też się zabiorę~~ Miłego wieczoru, panie i panowie~!))
Rozdział 5
W kompanii kłamstwa
W dniach starości,
Wciąż jeszcze śmiertelny był Budda;
U naszego kresu
My także będziemy Buddami.
To wielkie wyróżnienie
Musi dzielić wszystkich posiadaczy
Natury Buddy!
Opowieści Heike: Giou
Shion powoli podniósł się z podłogi.
W piecyku dogasał ogień, a w pokoju panował przeraźliwy chłód. Skulony tuż przy skórze Shiona Cravat, uniósł lekko główkę i pisnął.
– Cii... – Shion owinął kocem myszkę. – Śpij sobie dalej. Tylko, proszę, nie hałasuj, dobrze?
Shion przywykł już na tyle do tego pomieszczenia, że nie miał problemów ze znalezieniem drogi w ciemnościach. Powoli zbliżył się do drzwi. Nacisnął klamkę, po czym obejrzał się jeszcze zanim zdążył za nią pociągnąć. Wsłuchał się uważnie, ale nie słyszał żadnego ruchu.
Wydawało się, że ból emanujący z rany Nezumiego nie uniemożliwił mu spokojnego snu.
„Tak mała rana nie była w stanie na tyle mu zaszkodzić” – wciąż było jeszcze tyle rzeczy, które chciał powiedzieć Nezumiemu. Szczęście, jakiego doznał od chwili, w której go spotkał, wdzięczność za wszystko, co dla niego zrobił i cały szacunek jaki od niego otrzymał; Shion nie był w stanie tego odpowiednio przekazać.
„Cieszę się, że cię poznałem”.
„Tyle zdołałem mu powiedzieć”.
Shion wziął głęboki wdech i opuścił pokój.
***
Zaświeciła się lampka, sygnalizująca bezpośrednie połączenie z Ratusza Miejskiego. Człowiek podniósł wzrok z nad dokumentacji badań, cmoknąwszy wcześniej z irytacją. Dokument wydrukowany na kartce papieru dekady temu był wyjątkowo interesujący, a on chciał go jeszcze trochę poczytać. Jednak lampka nieubłaganie kuła jego oczy czerwienią, sygnalizując sytuację alarmową. Człowiek jeszcze raz cmoknął, po czym odłożył papiery.
Gdy wcisnął przełącznik, na ekranie pojawiła się znajoma twarz. Należała do człowieka, nazywanego niegdyś Fennec.
Fennec – pustynny lis. Kto pierwszy go tak nazwał?
– Co jest, Fennec?
– Mamy problem. Przywieźli właśnie dwie próbki z Centralnego Szpitala.
– Coś z nimi nie tak?
– Żadna z nich nie daje się zapisać.
– Co?
– Są zupełnie inne od reszty próbek, o jakie nas prosiłeś. Wszystko dzieje się po swojemu, są całkowicie poza naszą kontrolą.
– Może jest za wcześnie, żeby uznać je za próbki. Nic innego nie mogłoby być przyczyną?
Fennec pokręcił głową. Obraz na ekranie się zmienił. Syntezator odczytał dane personalne obydwu ciał.
Nazwisko, wiek, adres, zajęcie, historia chorób, ograniczenia fizyczne, numer obywatelstwa...
Mężczyzna i kobieta. Dwa ciała. Obydwie twarze wykręcone przez cierpienie, były stare i pomarszczone. Gdyby pominąć ich wyrazy twarzy, można by to łatwo zakwalifikować jako śmierć ze starości. Jednak z dokumentacji wynikało, że jedno z nich miało dwadzieścia, a drugie trzydzieści lat.
– Masz rację, to musi być przez nich – mruknął mężczyzna. Ekran ponownie się przełączył, znowu ukazując Fenneca. Człowiek westchnął cicho.
– ...Co to wszystko może znaczyć?
– Ty mi to powiedz! – Fennec podniósł głos, poruszając nieznacznie uszami. Ach, tak. To był jego nawyk. Od czasów młodości zawsze poruszał uszami, kiedy górę brały w nim emocje. Dlatego nazywano go Fennec. Lis fenek posiadał najdłuższe uszy spośród wszystkich przedstawicieli swojej rodziny, docierające do 15 centymetrów.
– Tylko jak mogło się zdarzyć coś takiego? – kontynuował Fennec. – Nie wierzę w to. Co się w ogóle dzieje?
– Coś musiało pójść nie tak – odpowiedział mężczyzna. – Ale to nieważne. Nie powinieneś się tym martwić.
Gardło Fenneca ruszyło się, gdy przełykał jego słowa.
– Jesteś pewien?
– Naturalnie.
– Wiesz, to ty masz tu największą odpowiedzialność za cały ten projekt.
– Nieoficjalnie – dodał człowiek. – Chociaż nic z tego projektu nie jest oficjalne.
– Ale jeśli się uda, Projekt Miasta No.6 nareszcie będzie zakończony. Prawda?
– Tak.
– Więc małe wpadki raczej nie narobią nam problemów.
– Wiem. Ale i tak zrobię małe śledztwo w poszukiwaniu przyczyny. Wyślij zwłoki do Specjalnej Sali Autopsyjnej, Sekcja V.
– Już to zrobiłem.
– Więc od razu przystąpię do roboty.
– Proszę bardzo. Będę czekał na raport.
– Rozkaz.
– A tak – dodał Fennec. – Jak już uporamy się z tym całym bałaganem, planuję małe sprzątanie.
– Sprzątanie? Od dawna tego nie słyszałem. Powiedz, już niedługo zaczną się obchody Świętego Dnia, prawda?
– Tak, znowu nadchodzi ten pobożny dzień. Jeśli potrzebujesz czegoś do eksperymentów, załatwię ci wszystko.
– Jakże hojna dzisiaj Wasza Ekscelencja.
– Przestań to tak upiększać, jeśli możesz.
– Kiedy przecież w końcu zostaniesz absolutnym władcą tej ziemi – powiedział. – Jeden jedyny król. Chyba będę musiał zacząć cię nazywać Wasza Wysokość.
– To jak ja mam do ciebie zwracać?
– Niech zostanie tak, jak jest teraz. Jeśli nadal będę miał dostęp do wszystkich najważniejszych placówek badawczych, to o nic więcej nie mogę prosić.
– Powściągliwy w prośbach jak zawsze. Więc ufam, że zajmiesz się swoją robotą.
Obraz na ekranie wyłączył się cicho. Mężczyzna przejechał wzrokiem po częściowo przeczytanych dokumentach. Niestety wyglądało na to, że dzisiaj już nie dokończy lektury.
W dokumentacji była mowa o intrygującym gatunku mrówek, zwanego Eciton Burchelli, żyjącego w Środkowej i Południowej Ameryce. Mrówki te tworzyły kolonie, skupiające ponad 500 000 osobników. Nie mając jednocześnie stałego miejsca do życia, a wędrując między prowizorycznymi obozowiskami przez całe życie. Jedyną powinnością królowej było składanie jaj, a członkowie kolonii niemal nie mieli na nią wpływu. Mrówki wojowniczki i robotnice, duże i małe, wszystkie poruszały się zgodnie z instynktem, a w rezultacie kolonia funkcjonowała jak dobrze naoliwione tryby zegara, zupełnie jakby dowodził nią jeden wielki intelekt.
Mrówki tak samo jak i pszczoły stworzyły idealny system społeczny.
Nie było opcji, żeby ludzie nie potrafili zrobić czegoś, co mogły zrobić ich insekty. Każdy mógł posłusznie wypełniać swoją rolę. Bez myślenia, bez żadnych podejrzeń, po prostu wykonywałby zadania. Mózgi były niepotrzebne. Z duszy nie było żadnego pożytku.
Kolonia licząca 500 000 osobników, dowodzona przez jednostkę.
„Powściągliwy w prośbach, mówisz? Masz rację Fennec, niczego nie pożądam. Nie muszę. Bycie zniewolonym przez własne żądze nigdy mnie nie dotknęło, nie to, co ciebie”.
Mężczyzna uśmiechnął się dyskretnie, naciskając przycisk windy, mającej go dowieźć prosto do Specjalnej Sali Autopsyjnej.
***
Oszroniona trawa pod butami wydawała się pękać, gdy na nią stanął. Podczas wschodu słońca szron błyszczałby bielą, a otwarta przestrzeń pokryłaby się na moment światłem. Jednak na to było jeszcze za wcześnie – słońce miało wstać dopiero za kilka chwil. Shion zatrzymał się, unosząc twarz ku północnemu niebu. Chciał dotrzeć do Zakładu Karnego przed świtem. Nie miał pojęcia, co zrobić, kiedy już tam dotrze. Ale musiał iść. Tylko o tym potrafił myśleć. Dlaczego Safu zabrano do Zakładu Karnego, kiedy powinna być za granicą? Co to miało z nim wspólnego? Jeśli rzeczywiście tak się stało, to czy z Karan wszystko w porządku? Przez jego ciało raz po raz przechodziły niespokojne i niepewne dreszcze, uniemożliwiając oddychanie i uciskając serce. Nie chciał nikogo stracić, matki, Safu, ani Nezumiego. Zrobiłby wszystko, żeby ich chronić. Był na siebie zły, że nie potrafił wymyśleć, jak to zrobić.
Nawet teraz, gdy on sobie szedł, Safu pewnie siedziała przerażona w samotności. Miał coś do zrobienia. Musiał ją uratować i stamtąd wyciągnąć. Tylko jak? Jak miał...
Pisk. Pisk.
Cichy głosik. Zatrzymał się. Jego przywykłe już do ciemności oczy zwróciły się ku główce, wystającej z trawy.
– Cravat?
Podniósł maleńką myszkę.
– Szedłeś za mną aż tutaj? Wracaj do domu, nie powinieneś... – gdy tylko wymówił to na głos, doszło do niego, że to nie Cravat. Ani Hamlet. To nawet nie było żywe stworzenie. Ta myszka nie miała w sobie ciepła żywych zwierząt.
– To jest... Robot?
– Nawigator – odezwał się za nim głos. Nie musiał się nawet oglądać, by wiedzieć, do kogo należał.
Nezumi równie wolno zbliżał się do niego. Wyrwał maleńkiego robota z rąk Shiona i rzucił go na ziemię.
– Prosty robot–przewodnik z trójwymiarową opcją znajdowania kierunku. Ostrzega cię, bo idziesz w złą stronę.
– Złą stronę?
– Nie szedłeś do Inukashi? Miałeś zamiar wyczyścić te zapchlone, długowłose kundle, bo dostawały już zapaleń skóry, nieprawdaż? Coś wcześnie wychodzisz, nie? Jakże pilnie z twojej strony. Tylko idziesz w złym kierunku.
Shion zaczerpnął lodowatego powietrza w oczekiwaniu na świt.
– To nie ma z tobą nic wspólnego – odpowiedział uszczypliwie. – Nie twoja sprawa, co robię, czy gdzie idę. Niedobrze mi się robi, gdy widzę twoją zabawę w anioła stróża. Nie jestem bezbronnym dzieckiem. Po prostu zostaw mnie i wiesz co – zaczął, – wystarczy. Jeśli nadal uważasz, że masz wobec mnie ten swój dług za to, co sie wydarzyło cztery lata temu, to wiedz, że już go spłaciłeś. I to z nawiązką. Mam zamiar się od ciebie uwolnić. Chcę robić co mi się podoba bez twojej kontroli. To moja decyzja, więc nie wchodź mi w drogę.
Gdy wypuścił powietrze, zapadła cisza. Było zbyt ciemno, by zobaczyć twarz Nezumiego. Jego cienista sylwetka poruszyła się lekko. Po chwili dał się słyszeć cichy aplauz.
– Całkiem niezła recytacja, jak na amatora. Może jednak masz jakiś talent aktorski. To na pewno było lepsze niż ten wczorajszy pocałunek.
Wydawało mu się, że zobaczył prześlizgującą się z góry prawą rękę Nezumiego, gdy silny cios uderzył go w podbródek. W jego ustach pojawiła się krew.
– Co do...?!
– Pozbieraj się, skoro masz czas na zadawanie pytań. Leci następny.
Dojrzał cholewkę buta Nezumiego, lecącą prosto na niego. Shion instynktownie odskoczył na bok.
– Nie zatrzymuj się tak po prostu.
Kopniak wylądował prosto na jego żebrach. Oddech ugrzązł mu w gardle. Odkaszlnął z zamkniętymi oczami na pokrytą szronem ścieżkę.
– Nie zamykaj oczu i nie odwracaj się, kiedy atakuje przeciwnik. Ruchy!
Shion przetoczył się, by chwycić parę kamyków i rzucić nimi w Nezumiego, wykopując w niego w tym samym momencie ziemię i podniósłszy się, zaszarżować na niego ramieniem. Nagle ześlizgnął się przez uderzenie w nogi, upadając na ziemię. Tym razem nie mógł już się podnieść. Widział gwiazdy. Gwiazdy rozrzucone po niebie, przygotowującym się na nadejście wschodu, były niesamowicie jasne.
Został złapany za ramię i podniesiony z trawy.
– Shion, to twoja kara!
– Za co?!
– Okłamałeś mnie!
– Cóż...
– A więc przyznajesz się do tego, tak?!
– Tak... chyba.
– Twoja druga zbrodnia. Nie doceniłeś mnie.
– Nigdy w życiu.
– Okłamanie kogoś oznacza, że go nie doceniasz. Naprawdę myślałeś, że ja to łyknę? Jeśli to nie obraza, to nie wiem, do cholery, co innego.
– Starałem się jak mogłem – zaprotestował anemicznie Shion.
– Cóż, w takim wypadku dobry pisarz czy polityk to by z ciebie nie był, skoro nie umiesz nawet wymyślić dobrego kłamstwa.
– Było aż tak źle?
– Obrzydliwie. Ale to mnie właśnie wkurza najbardziej, Shion...
– Tak?
– To, że musiałeś sobie ubzdurać, że jestem jakimś głupim dzieciakiem, który nie odróżni jednego rodzaju pocałunku od drugiego. Co za pocałunek na dobranoc? Pieprzenie.
Nezumi zbliżył się do Shiona, by mocno złapać go za kołnierz.
– Słyszysz mnie? Nigdy więcej pocałunków na pożegnanie.
– Przepraszam.
– I nigdy więcej nie próbuj mnie okłamać.
– Nie będę.
– Przysięgnij.
– Przysięgam.
Puścił go. Nezumi usiadł na ziemi, wpatrując się w gwiazdy.
– Słyszałem, że dziwne rzeczy dzieją się w No.6.
– Dziwne?
– Nie znam szczegółów, ale Inukashi zbiera dla mnie informacje. Jeśli nam się uda, może będziemy mogli wykorzystać tego staruszka Rikigę i od jego klientów też coś wyciągnąć. Wygląda na to, że w Zakładzie Karnym też się coś dzieje. Panuje pewnego rodzaju ożywienie w No.6 i poza nim. Trochę dziwne, nie sądzisz?
– Zakład Karny? Nezumi, o czym ty...
– Twoja ważna przyjaciółka, czy co tam mówiłeś, że to jakaś najlepsza, nie?
Podał Shionowi liścik od Karan. Jego palce zaczęły się trząść, gdy przeczytał notatkę.
– Twoja mama jest bezpieczna. Co do dziewczyny nie byłbym pewny. Ale nie panikuj. Teraz musimy zebrać informacje i ułożyć plan. Inukashi nam pomoże. Przygotowujemy się, żeby zinfiltrować Zakład Karny tak szybko, jak się da. Rozumiesz? Nie idziemy tam dać się zabić. Idziemy ją uratować. Bądź spokojny.
Shion kiwnął głową.
– Czyli w końcu ciebie też w to wciągnąłem.
– To nie twoja wina. Inukashi twierdzi, że też coś czuje, a i ja mam własne podejrzenia. Czemu mieliby więzić członka swojej ukochanej elity? Jest szansa, że to może mieć coś wspólnego z pasożytniczymi osami.
– Pasożytnicze osy, mówisz... ale nie są aktywne w tej części roku.
– Dlatego coś musiało się wydarzyć, coś niespodziewanego. A jeśli tak, to może być gra warta ryzyka. W każdym razie, Inukashi skontaktuje się ze mną, kiedy tylko będziemy gotowi do wykonania następnego ruchu. Do tego czasu my też musimy zebrać potrzebne informacje i się przygotowywać.
Nezumi wstał, by przemówić pięknym głosem, rozbrzmiewającym w kryształkach lodu.
– Rozchmurz się. Będzie dobrze. Już my się o to postaramy.
– Dzięki. Znowu mnie uratowałeś.
– To dopiero początek.
Shion także wstał, po czym zawołał jego imię.
– Nezumi.
– Hm?
– Nie będziesz się przejmował jeśli...
– Eh? Jeśli co?
Gdy tylko Nezumi przeniósł na niego wzrok, Shion zamachnął się z całych sił i przyrżną mu w twarz tak mocno, jak tylko umiał. Nezumi naturalnie nawet się nie zatoczył, ale zdecydowanie był zaskoczony. Wziął oddech, by krzyknąć:
– Co to, do cholery, było?!
– Kara.
– Kara?
– Ukryłeś to przede mną. Nawet słowem nie wspomniałeś o liściku.
– A co by to dało?! Wałęsałbyś mi się tylko po nocy jak dzisiaj. Zrobiłem ci przysługę i szukałem za ciebie. Mówisz, że nie mam nawet prawa się o ciebie mar... a nie, chwila, gdzieś już to słyszałem.
– Martwienie się o mnie, a ukrywanie przede mną wszystkiego to dwie różne sprawy. Nie chcę żebyś mnie zamykał w klatce. Nie chcę dalej żyć łatwym życiem i być przez ciebie cały czas chroniony.
Shion powoli zacisnął pięść, nadal czując na dłoni policzek Nezumiego.
– Chcę być ci równy!
Nezumi zgarbił ramiona i uniósł prawą rękę w geście przysięgi.
– Rozumiem mój błąd. Więcej go nie popełnię.
– Przysięgasz?
– Przysięgam na mój policzek.
W oddali zapiał kogut. Nawet w ciemnościach czuć było nadchodzący mroźny świt. Już za kilka chwil wschodnie niebo miało zrobić się jaśniejsze, a światło słońca odpędzić ciemności. Ich pierwszy dzień walki miał się właśnie zacząć.
***
Safu próbowała się obudzić. Wydawało jej się, że wraca jej czucie. Jednak jeśli o odczucia fizyczne chodzi, nadal nie było ich zbyt wiele.
„Gdzie ja jestem?”
„Gdzie ja jestem?”
„Co ja tu robię?”
„Czy ja śnię?”
„Muszę pamiętać”.
„Co pamiętać?”
„Bardzo ważną osobę”.
„Ważną osobę”.
– Safu.
Bardzo blisko siebie usłyszała męski głos.
„Nie”.
„To nie ten głos”.
„Głos, na który czekam...”
„To nie ten głos”.
– Jak się czujesz? Zgaduję, że trochę inaczej niż zwykle, prawda? Ale niedługo i do tego przywykniesz. Mam nadzieję, że podoba ci się ten specjalny apartament. To najlepszy, o jaki mogłabyś prosić i jest cały tylko dla ciebie, Safu.
„Nie lubię tego głosu”.
„Nie wymawiaj mojego imienia”.
„Nie wymawiaj mojego imienia...”
„...tym swoim głosem”.
– Safu, jesteś bardzo ładna. Nawet piękniejsza niż sobie wyobrażałem. Piękna, bez dwóch zdań. Jestem tym nawet usatysfakcjonowany.
„,Nie lubię tego głosu...”
„Ani tego zapachu...”
„Pachnie jak krew...”
„Zapach krwi”.
– Jestem dzisiaj odrobinę zajęty. Później jeszcze przyjdę, Safu. Powinnaś się rozluźnić i chwilę odpocząć.
„Tylko dlaczego...”
„Wszystko jest takie...”
„...zamglone?”
„Ale ja...”
Przez jej nie do końca jeszcze przywróconej świadomości przewinęła się cienista sylwetka.
Te oczy, te paznokcie, te usta, to oddalone spojrzenie, ten energiczny uśmiech, ten pochmurny wyraz twarzy, te długie palce... Ach, słyszała nawet jego głos.
– Zawsze myślałem o tobie jak o przyjaciółce.
Zawsze był takim dzieciakiem. Nigdy się nie domyślił, co do niego czuła. Kochała tę jego dziecinną, pochłoniętą przez wszystko duszę. Kochała go, jak nikogo innego. Nawet teraz...
Znowu traciła świadomość. Ciemności owinęły się lekko wokół niej.
„Już nigdy cię nie zobaczę...”
„Shion”.
***
Shion spędził większość dnia na zajmowaniu się psami. Z rana Inukashi się nie pojawił, przez co Shion sam musiał przygotować jedzenie dla kilkudziesięciu psów. Nie miał ani chwili na odpoczynek, jednak nawet go nie potrzebował. Przeciwnie, cieszył się z tego. Przez zajmowanie się pracą mógł chociaż na chwilę zapomnieć o swoim zniecierpliwieniu.
„Nie spiesz się i poczekaj cierpliwie. Spokojnie”.
Słowa Nezumiego raczej nie cierpiały sprzeciwu, a jedynym co mógł zrobić było kiwnięcie głową i podporządkowanie się. Jednak nie mógł nic zrobić ze swoją niecierpliwością. Nie mógł pozostać spokojny.
„Nawet kiedy ja mogę tylko o tym rozmyślać, Safu jest...”
Za każdym razem, gdy przypominał sobie o tym, jego emocje zaczynały rzucać się w agonii, panikował i przygryzał wargę aż zaczynała krwawić.
Pies pisnął wysoko. Był to jeden z mniejszych szczeniaczków, które przyszły na świat jesienią. Do Shiona doszło, że odleciał myślami w momencie nakładania im jedzenia.
– Ach, przepraszam.
Szybko pozbierał resztki ich jedzenia i wrzucił do misek. Szczeniaczki szybko machały swoimi identycznymi ogonami, wpychając mordki w jedzenie. W miejscu, w którym nawet ludzie umierali z głodu, Inukashi nadal był zdolny zapewnić psom dość jedzenia, by nie musiały głodować.
Resztki jedzenia zwożone były do ruin w środku nocy, gdzie sortowano je na jedzenie dla ludzi, idące do sklepów i resztki dla psów. Shion w końcu dowiedział się, skąd pochodziły. Inukashi pewnie je też szmuglował. Nezumi również zniknął wcześnie tego ranka.
Co on mógł robić?
Im więcej się nad tym zastanawiał, tym bardziej rozumiał swoją bezsilność. Denerwowało go to. Nie mógł siedzieć spokojnie. Znowu przygryzał wargę, próbując się pozbierać.
Poczuł coś ciepłego na tyle swojej dłoni. Spojrzał w dół, by zobaczyć liżącego go pieska. Cravat wystawił główkę z jego swetra, jednak po chwili schował się z powrotem.
Chciał pokazać Safu tego szczeniaczka i tę myszkę. By mogła ich dotknąć i poczuć ciepło ich małych języczków czy ciałek.
Safu była mu ważna. Jednak nie w miłosnym sensie – spokojniej, ze znacznie większym namaszczeniem. Kochał ją jak rodzinę, jak bliskiego przyjaciela. Jakikolwiek był to rodzaj miłości, nic nie zmieniało faktu, że się o nią martwił.
Zamknął oczy, wzywając jej imię.
„Safu”.
***
– Chcesz, żebym z tobą współpracował? – odezwał się Rikiga ze zniesmaczeniem.
– Tak – odpowiedział Nezumi. – Chcę żebyś wyciągnął informacje ze swoich klientów – Nezumi usadowił się wygodnie w fotelu, kładąc nogi na stół.
– Informacje? W sensie o Świętym Mieście?
– No.
– A co mi to da?
– Niesamowity zysk.
Rikiga wstał i zbliżył się do Nezumiego. Byli w pokoju, którego używał jako swojego miejsca pracy. Roiło się w nim od magazynów i pustych butelek, przez które pomieszczenie śmierdziało alkoholem. Spojrzawszy z góry na Nezumiego, Rikiga wykręcił twarz z niezadowoleniem.
– Całkiem długie te twoje nogi. Chwalisz się, czy co?
– Jakiż to honor, usłyszeć od ciebie komplement. Zarabiam nimi, muszą jakoś wyglądać.
Rikiga zepchnął jego stopy z blatu.
– Jazda mi z tymi nogami. Ty to nazywasz dobrym wychowaniem? – powiedział z pogardą Rikiga. – Nawet podstawowych manier nie posiadasz.
– Używam manier przy ludziach, którzy na nie zasługują.
– Nie kłap tak jęzorem, bo zmęczysz się jeszcze – kontynuował Rikiga. – Ta przysługa, o którą prosisz, to jakaś część sztuki? Ćwiczysz nową rolę?
– To prawdziwy wypadek.
– Prawdziwy wypadek, co? Niesamowite zyski, mówisz? Śmieszne.
Nezumi spojrzał na Rikigę, a na jego twarzy zagościł uśmiech.
– Co jest? – zapytał. – Tu chodzi o robienie fortuny, uwielbiasz to przecież. Nie chce ci się, czy co?
– Skąd pomysł, że uwierzę w gadkę trzeciorzędnej aktorzyny?
– To komu uwierzysz? Shionowi?
Spojrzenie Rikigi się ożywiło.
– Shion? A co Shion ma do tego?!
– Oj całkiem dużo.
– Wmieszałeś go w to, Eve?
– Nie. To Shion zasadził nasiona, po prostu kiełkują w moim ogródku.
– Co masz na myśli?
– Jeśli zgodzisz się pomóc, to ci powiem.
– Gadaj.
– Po pierwsze, chcę listę twoich klientów. Kiedy znowu przyjdzie jakiś wysoki urzędas z No.6, żeby się zabawić? Chcę znać jego nazwisko i pozycję.
Rikiga westchnął krótko i splótł ramiona na piersi.
– Eve, ile ty masz lat?
– Mniej niż ty, staruszku.
– Chyba nawet mógłbyś być moim synem. Chciałem powiedzieć to jakiś czas temu, dzieciak jak ty nie ma prawa patrzeć na dorosłych z góry. Powinieneś ponieść konsekwencje.
Nie spuszczając oka z Nezumiego, Rikiga zawołał głośno Conka. Drzwi pokoju obok otworzyły się i stanął w nich ogromny mężczyzna.
– To mój nowy ochroniarz – powiedział Rikiga. – Niedawno go zatrudniłem. Był kiedyś zapaśnikiem i ludzie stawiali na niego grube pieniądze. Prawie zabił paru ludzi gołymi rękami. Na ringu i poza nim.
Człowiek w ciszy spojrzał na Nezumiego. Był tak wielki, że brudne pomieszczenie wydało się mniejsze tylko przez to, że do niego wszedł.
– Conk, chciałbym żebyś powitał odpowiednio tego małego księcia. Nie musisz go zabijać. Wystarczy, że nie wyjedzie mi tu znowu z jakimś małym draństwem.
– Eh? – zawahał się Conk. – Em...
– Żadne „em”, mówię żebyś nauczył mi tego dzieciaka jak wygląda cios dorosłego – powiedział z irytacją Rikiga.
Conk oblizał usta, postawił krok naprzód, a po nim kolejny. Nezumi wstał. Rikiga uśmiechnął się z wyższością.
– To kara, na którą zasługujesz, Eve.
Conk się zatrzymał.
– Eve... To naprawdę ty, Eve?
Nezumi uśmiechnął się, wystawiając dłoń w delikatnym geście. Jego zmysłowy uśmiech sprawił, że nawet Rikiga zamrugał.
– Więc nazywasz się Conk? Miło mi cię poznać, Conk. Dziękuję, że zawsze przychodzisz oglądać mnie na scenie. Nigdy nie wyobrażałbym sobie, że mógłbym cię spotkać w takim miejscu. Jestem niezmiernie szczęśliwy.
– Och... ja też, Eve.
Conk zarumienił się lekko, delikatnie ujmując wysuniętą dłoń.
– Zawsze byłem twoim fanem. Widziałem prawie wszystkie twoje występy.
– Wiem. Odstajesz od reszty, więc zawsze widzę, kiedy jesteś. Wysłałeś mi nawet kilka prezentów. Zawsze chciałem ci bezpośrednio za nie podziękować.
– Naprawdę? Ty... Ty naprawdę wiedziałeś kiedy... kiedy ja...
– Oczywiście. Ostatnim razem nawet płakałeś. Patrzyłem na ciebie ze sceny, wiesz.
– Patrzyłeś? Patrzyłeś na mnie?
– Patrzyłem.
– Eve... Nie wiem, co powiedzieć... ja...
– Jesteś przytłoczony?
– Tak, przytłoczony. Szczęściem. Nigdy nie byłem tak szczęśliwy. Czuję się lekki jak chmurka.
– Dziękuję, Conk – powiedział łagodnie Nezumi. – I naprawdę nie chcę ci przerywać, ale chciałbym odbyć z Rikigą–san długą, miłą rozmowę. Czy mógłbyś przynieść mi filiżankę kawy?
– Oczywiście. A może i coś do jedzenia?
– Byłoby miło. Mam szanse na ciasto?
– Naturalnie. Już przynoszę.
Conk zniknął w pokoju obok z niesamowitą szybkością jak na kogoś o takiej posturze. Rikiga pokręcił głową.
– Kawa i ciasto? Wiesz, to i tak jest moje – bąknął Rikiga.
– Nie sprzeciwiaj się, bo oberwiesz. Sam to powiedziałeś. Były zapaśnik. Prawie zabił kilku ludzi. Prawda?
– Teraz rozumiem czemu żona wykopała go z domu – powiedział gorzko Rikiga. – Jest kompletnie bezużyteczny, kiedy najbardziej go potrzebujesz.
– To dobry koleś. Pewnie robi niesamowitą kawę.
Rikiga cmoknął trzykrotnie.
– To już coś, Eve. Nie dość, że umiesz się posługiwać nożem, to i seksapilem ludzi omamiasz?
– Jedno i drugie jest całkiem niezłą bronią.
– To używaj broni, którą masz przy sobie.
Nezumi zniżył się w fotelu, krzyżując nogi.
– Eve, nie jesteś szczurem – kontynuował Rikiga. – Jesteś przebiegłym, białym lisem–demonem, doskonałym w manipulowaniu ludźmi. Nie wiem, ile masz ogonów, ale znam kogoś, kto lubi rzeczy tego typu. Należy do elity, pracuje w Centrali Ministerstwa Administacji. Jest moim ulubionym klientem.
– Czy to znaczy, że będziesz ze mną współpracował? – powiedział Nezumiego z ponurą miną. Rikiga był poważny.
– Słyszałem, że ostatnio coś się dzieje w No.6.
– Wiadomości szybko się rozchodzą, co? Jestem pod wrażeniem.
– Nie wciskaj mi tu fałszywych komplementów. Mój biznes utrzymuje się z bycia na bieżąco. Ale naprawdę – powiedział zamroczony. – Po raz pierwszy słyszałem o czymś niekontrolowanym w tym miejscu. Ile to już dekad, odkąd istnieje Święte Miasto? Pewnie już czas, żeby rozdarło się kilka powycieranych szwów. A jeśli tak, chcę wiedzieć więcej. Ciągle jestem tego ciekaw, Eve. A jeśli Shion jest w to zamieszany, nie mam zamiaru przejść koło tego obojętnie.
– Aż taki jest dla ciebie ważny?
– Przypomina mi Karan. I w przeciwieństwie do ciebie, on jest miły i prawdomówny. Karan dobrze go wychowała. Pewnie otoczyła go miłością.
– Co jest, staruszku?
– Co?
– Coś taki uroczysty? Chory jesteś, czy co?
– Daj mi spokój – kłapnął Rikiga. – Kiedy jestem ze Shionem po prostu czuję spokój. Nie jestem pewien czemu... Z resztą nieważne, pokażę ci dane moich klientów. Jak już skończymy, chcę usłyszeć twoją historię. Nie wiem, czy będzie w niej mowa o „niesamowitych zyskach”, ale może być interesująca.
– Za tym naprawdę jesteś, nie?
– Mów sobie co chcesz.
Dotarł do niego aromat kawy.
Nezumi pomyślał o Shionie.
Otoczony miłością – i to bez dwóch zdań. Jego brak rozsądku, jego szczodrość, jego prostolinijność, jego tolerancja, wszystkie pewnie były oznakami miłości, jaką mu dano. Shion pewnie nigdy nie doświadczył, jak to jest błagać o miłość. Z tym miał szczęście. Jednak miłość czasem zmieniała się w swoje przeciwieństwo. Miłość przyciągała nienawiść, a wraz z nią widmo zniszczenia.
Całe szczęście, miłość, która wychowała Shiona, miłość, którą miał w sobie, pewnie nie miała nawet jak stać się krępującymi go łańcuchami, ani dłonią, ciągnącą go ku śmierci...
Nezumi wziął głęboki oddech, wdychając miły zapach, cudem nie pozwoliwszy uciec westchnieniu z jego ust.
***
Inukashi brnął ścieżką, przekręcając co chwila głowę w rozterce.
Nie wiedział jakiego rodzaju informacji ma szukać. To było jak wspinanie się po górze kamieni, oddzielając głazy od klejnotów. Z morza informacji musiał wybrać te najważniejsze, połączyć je i wyciągnąć wnioski. Nie był w tym zbyt dobry.
„No nic. Sami niech się domyślają. Moją robotą jest jedynie usunięcie sprzed nich wszystkich kamieni. W myśleniu im nie pomogę”.
Zatrzymał się nagle, wyciągając szyję. W oddali widać już było niesforsowane mury No.6. Specjalna granica skrzyła się w świetle zimy. Inukashi nigdy nie myślał o tym za bardzo. Dla niego to był po prostu całkiem inny świat, świecący się w oddali. Tylko tyle. Jego jedynym zmartwieniem było przetrwanie kolejnego dnia bez głodu. Nigdy nie wiązał się jakoś specjalnie z No.6. Ale Nezumi był inny. Bez przerwy myślał o No.6.
Dlaczego tak się tym przejmował? Co go z tym łączyło?
Miłość i nienawiść łączył fakt, że obie były pułapkami.
Zawiał chłodny wiatr. Jutro albo pojutrze pewnie zmieni się pogoda.
Inukashi skulił się, pociągając cicho nosem.
Siłą go w to wciągnęli, wiedział to. Został mocno złapany przez uporczywe intencje Nezumiego i stanowczość Shiona.
„Nie, to nie to. Połowa mnie wlazła w to z własnej woli”.
Zrobił to nie przez oszustwa Nezumiego czy to, że szkoda mu było Shiona.
„Tylko dlaczego?”
Pytał sam siebie, nie uzyskując odpowiedzi.
„Dlaczego? Dlaczego ja..."
Jeszcze raz wyciągnął szyję, spoglądając na Święte Miasto.
„Tam daleko Święte Miasto No.6 sobie błyszczy, a tu my spędzamy życie. Ilość resztek, jakie wyrzucają z No.6 każdego dnia, spokojnie wystarczyłaby, żeby nakarmić wszystkich głodujących tu ludzi. Tylko resztki. Są ledwo nadgryzione, na miłość boską”.
Obżarstwo i głód, ekstrawagancja i bieda, bawienie się życiem i strach przed śmiercią, arogancja i zdeprawowanie...
Byłby w stanie to zmienić?
Inukashi szedł pod wiatr. Jego włosy plątały się i kołtuniły za nim.
Byłby w stanie zmienić rzeczywistość, w której żył; dni, w których musiał walczyć o przetrwanie; swoje życie, które od dawna toczyło się inaczej niż normalnego człowieka?
„Śmieszne. To tylko bajeczka. Poza tym, co my niby możemy teraz zrobić... Ale Nezumi też tak miał, zupełnie jak Shion. Nezumi i Shion wierzyli. Wierzyli, że są w stanie zmienić wszystko swoją własną siłą”.
Inukashi nie był w stanie się z nich śmiać. Nawet jeśli pomyślał o tym przez chwilę.
„To jest złe”.
Jeden fałszywy krok, a prawdopodobnie nie zobaczyłby już wiosny.
„To jest złe. Bardzo złe”.
Jednak w sercu czuł lekkość. Był tak pogodny, że wydawało mu się, że jego własne myśli zmieniają się w piosenkę.
Gdy zaczął gwizdać melodię, a wiatr uderzał w jego ciało, Inukashi zaczął biec.
Shion skończył myć starannie ostatniego psa, po czym zatrzymał się w miejscu. Musiał przyznać, że był wykończony. Cały dzień spędził na zajmowaniu się psami. Czuł się jakby zaraz sam miał się jednym z nich stać. Zaczynało już zmierzchać.
Szczeniaczki szturchały go, zapraszając do zabawy.
– Dobrze już, dobrze. Chodźcie, nie powinniście mieć już żadnych pcheł – zgarnął je ramieniem, gdy Cravat pisnął z jego kieszeni. Shion podniósł twarz.
Nezumi stał tuż przed nim. Nawet tego nie zauważył. W ogóle nie wyczuł jego obecności. Jednak tym razem nawet nie był tym zaskoczony.
Shion odłożył szczeniaki i wstał bez słowa. Nezumi, również w ciszy, wskazał coś podbródkiem. Zaczął iść w stronę ruin.
– Nezumi... Inukashi się odezwał?
– Obaj na nas czekają.
– Obaj?
Wspięli się po walących się schodach, by otworzyć drzwi na końcu korytarza. Na małym, okrągłym stoliku paliła się świeczka. Nieopodal siedzieli Inukashi i Rikiga.
– Łaskawie zaoferowali nam pomoc. Powinniśmy być wdzięczni, Shion.
– Łaskawie? – powtórzył z kpiną w głosie Inukashi, po czym westchnął z rozczarowaniem. – Nie wydaje mi się, żeby bycie oszukanym, przekupionym czy naciągniętym można było nazwać „łaskawością”, Nezumi.
Shion podszedł o krok bliżej i pochylił nisko głowę. Nie wiedział co powiedzieć. Czuł, że żadnymi słowami nie mógłby wyrazić swojej wdzięczności.
– Dziękuję... Dziękuję wam wszystkim – tylko tyle mógł wydusić.
– Shion, nie musiałeś brać tego na poważnie – uciął Nezumi. – I tak mają własne powody. Zwabił ich jedynie słodki zapach własnego zysku.
– Eve, któregoś dnia ten twój długi jęzor ci zgnije i odpadnie. Tego jestem pewien – powiedział Rikiga z butelką whisky w prawej dłoni. Z pewnością przyniósł ją ze sobą. Po chwili Inukashi wstał.
– Mogę zacząć, Nezumi?
– Tak. Dawaj.
Shion zacisnął pięść na kolanie.
„Ja ich wszystkich w to wciągnąłem. Tylko ja. Nie wolno mi o tym zapomnieć”.
Nagle wysunęła się do niego cudza dłoń. Należała do Nezumiego. Delikatnie otworzył nią pięść Shiona, palec po palcu, łagodnie, jakby się nią bawił.
– Dopiero zaczynamy. Spinaj się tak dalej, a zemdlejesz przed końcem – Nezumi przemówił jakby do siebie, skupiając wzrok na świeczce. Musiał pojawić się jakiś powiew, bo płomień się poruszył. Na zewnątrz było już zupełnie ciemno. Długi dzień zbliżył się do swego końca. Nie, wszystko dopiero się zaczynało. Właśnie w tamtym miejscu.
– W tym tygodniu do Zakładu Karnego zabrano trójkę więźniów. Pośród nich... – Inukashi przerwał, wpatrując się w świecę, by kontynuować po chwili. Wokół światełka były tylko ciemności. Płomień podskoczył. – Pośród nich nie było żadnej kobiety. Do miasta nikt nie przybył. Cała trójka to faceci z Zachodniego Bloku.
– Jesteś tego pewien? – zapytał Nezumi niskim głosem.
– Tak. Słyszałem od gościa zajmującego się ciuchami więźniów. Tę trójkę zapisali w Rejestrze Więźniów. Próbowali się włamać do Biura Kontroli Dostępu, żeby ukraść pieniądze. Albo poszaleli z głodu, albo to po prostu debile. W każdym razie, nie było z nimi żadnej kobiety.
– Nie może być! – Shion podskoczył z krzesła.
Nie było takiej możliwości. Jednak w tym samym momencie jego serce zrobiło się jakieś lżejsze. Co jeśli Safu była już bezpieczna?
„Może pomyliłem się z tym płaszczem i wcale nie należał do Safu. Może...”
– Jeśli to prawda, rzeczy się trochę pokomplikują – Nezumi uniósł brew. Jego głos był zimny jak podmuch, który poruszył płomieniem.
– Pokomplikują?
– To znaczy, że nie jest legalnym więźniem. Wiem, że to dziwne, żeby nazywać więźnia „legalnym”, ale jeśli nie jest nawet zarejestrowana jako rezydent Zakładu Karnego to... Shion, to znaczy, że nie istnieje nawet jako więzień. Została wymazana.
– Wymazana...
– W chwili, w której twoją przyjaciółkę złapało Ministertwo Bezpieczeństwa, wszystkie jej dane jako obywatelki miasta zostały wymazane. W normalnym wypadku zostałyby po prostu przeniesione do głównego komputera Zakładu Karnego i uzupełnione statusem więźnia. Wtedy w Zakładzie sprawdziliby wszystko i dodali zdjęcia ze wszystkich stron, wzrost, wagę, odciski palców, próbki głosu, tęczówkę i unerwienie palców. Dopiero po zakończeniu tego procederu zostałaby prawdziwym więźniem. Przy złodziejach z Zachodniego Bloku pewnie większość by pominęli, ale jeśli chodzi o kogoś z No.6, z całą pewnością musieliby to zrobić. Jednak tym razem całkowicie o tym zapomnieli. Dlaczego? Żeby nie pozostawić żadnego dowodu na istnienie twojej przyjaciółki.
– Hej, Nezumi – Rikiga postawił głośno butelkę na stole. – Nie możesz być ździebko delikatniejszy? To całe gadanie o wymazywaniu i nie pozostawianiu śladów... prawie jakbyś powiedział, że ta dziewczyna... eee, Safu, nie? Mówisz jakby tą całą Safu już zabili.
– Jesteś chyba jeszcze mniej delikatny niż ja, staruszku.
Shion przełknął ślinę, słuchając ich rozmowy. Nie czuł się zbyt dobrze. Wydawało mu się, że jest pijany. Jednak nie miał teraz czasu na rozłożenie się na stole i pójście spać.
„Safu...”
– Safu odstawała od reszty ludzi – powiedział bez wyrazu Shion. – Miasto straciło sporo czasu i pieniędzy na opiekowaniu się nią od dziecka. Wychowywali ją na kogoś, kto pracowałby na najbardziej prestiżowych stanowiskach. Dlaczego mieliby się jej pozbywać? To by była dla nich niesamowita strata.
Jego własny głos wydał mu się zupełnie obcy. Był zachrypnięty i irytujący.
– Taa, to właśnie problem – zgodził się Nezumi. – Dlaczego byli skłonni pozbyć się kogoś z elity, kogo trzymali pod kloszem, tracąc czas i pieniądze? I ona bynajmniej nie zrobiła nic aż tak głupiego jak ty w wieku lat dwunastu.
Inukashi ruszył nosem.
– Co masz na myśli mówiąc "głupiego"? To ma jakiś związek z powodem, dla którego wykopali Shiona z No.6?
– Tak. Ale teraz to nieważne. Shion.
– Tak?
– Jak jest z rodziną tej przyjaciółki?
– Safu nie ma rodziców. Chyba jej jedyną krewną była babcia... Mówiła, że to ona ją wychowała.
– Tylko babcia, mówisz. Czyli jak babunia zejdzie, dziewczyna zostaje sama.
– Zgadza się.
Shion uniósł twarz, by napotkać spojrzenie szarych oczu. W końcu zrozumiał o czym mówił Nezumi.
– Nawet jeśli Safu by zniknęła, nikt by specjalnie nie zwrócił na to uwagi. A to nie wszystko...
– Co jeszcze?
– Safu miała wyjechać na wymianę na dwa lata do innego miasta. Nawet gdyby zniknęła z No.6, nikomu nie wydałoby się to dziwne.
– Czyli mamy całość. Jest elitą, nie ma krewnych i nikt nie miałby żadnych podejrzeń, gdyby zniknęła na długi czas. Te warunki spełniała twoja przyjaciółka. Dlatego została złapana i zamknięta w Zakładzie Karnym. Nie jako więzień, ale...
– Nie jako więzień... To po co?
– Nie wiem – pokręcił głową Nezumi. Inukashi przysunął się bliżej.
– Hej, to ma coś wspólnego z tymi plotkami? Tymi o dziwnej chorobie w No.6?
– Masz jakieś szczegóły?
– Nie – odpowiedział szybko Inukashi. – Wiesz, zdobywanie informacji o tym, co się dzieje w mieście nie jest takie łatwe. Tę czarną robotę zostawiam w łapach pana alkoholika.
Rikiga połknął resztkę zawartości butelki i spojrzał na Inukahi przekrwionymi oczami.
– Nie wydaje mi się, żeby chłopiec–kundel miał prawo nazywać mnie alkoholikiem. Jeśli chodzi o informacje z miasta, nie wyciągnę ich ot tak po prostu. Najwcześniej pojutrze dam radę. Ale ostrzegam cię, Eve, fakt, że zdobędę informacje, których potrzebujesz, nie oznacza, że wszystko pójdzie dobrze. Jak masz zamiar dostać się do Zakładu Karnego?
Nie było odpowiedzi. Rikiga wzruszył ramionami.
– Co masz zamiar zrobić? Zaatakować Biuro Kontroli Dostępu jak ci lunatycy i dać się aresztować?
– Nie mogę – odezwał się obcesowo Nezumi. – Wszystkie moje dane personalne są już w ich komputerze.
– Och? Czyli to prawda, że już byłeś w Zakładzie Karnym. Ach, więc jednak jest sposób, żeby nawiać z tego miejsca cało? Co za niespodzianka. Daj mi autograf, powieszę go na ścianie. Oczywiście z twoim prawdziwym imieniem.
Nezumi zignorował żart Rikigi. Płomień przechylił się mocno. Wiatr pewnie zrobił się silniejszy.
– Inukashi, co z systemem zabezpieczeń?
– Nic konkretnego nie mam. Tylko najważniejsze punkty. I wygląda na to, że dobudowali nową część podziemną.
– Nową część? Po co?
– Nie wiem. Nawet woźnych tam nie wpuszczają. Niby jest winda, którą można dojechać na sam dół, ale mogą jej używać tylko wybrani, ma system sprawdzania tożsamości.
– Ściśle tajne i poufne, co... i to zlokalizowane w Zakładzie Karnym, a nie Kropli Księżyca. Rozumiem.
Nezumi pogrążył się w myślach. Shion skupił wzrok na jego profilu.
– Nezumi.
– Co?
– Aresztowanie jest najprostszą i najpewniejszą metodą dostania się do środka, tak?
– W pewnym sensie. Ale kiedy cię zabiorą, nie masz za grosz prywatności ani przestrzeni ruchu.
– Uratowanie Safu jest niemożliwe? Nie ma nawet cienia szansy?
Nezumi spojrzał na Shiona z połączeniem zimnej obojętności i litości.
– Jedziesz na tym samym wózku co ja – powiedział. – Mają wszystkie twoje dane osobiste. Damy się aresztować, a sprawdzą wszystko, co o nas mają. Nawet sekunda nie minie, zanim się zorientują, że jesteś zbiegłym przestępcą pierwszej kategorii. Jeślibyś miał szczęście, trafiłbyś tylko do izolatki. A jeśli nie, na miejscu by cię zabili.
Rikiga zaczął gwałtownie kaszleć. Inukashi wstał z krzesła z piskiem.
– Zbiegły przestępca pierwszej klasy?! Ten naiwny dzieciak? Czekaj chwilę, Nezumi. Dlaczego ja nic o tym nie wiem?
– Bo ci nie powiedziałem.
Zignorowawszy wściekłe spojrzenia Inukashi i Rikigi, Shion stał murem za Nezumim. Coś musiało być. Musiała istnieć jakaś droga. Nawet jeśli możliwość jej istnienia miała być mniejsza niż jeden procent, cieńsza niż pajęcza sieć, musiał ją znaleźć. Nie mógł pozwolić sobie na popadanie w rozpacz.
– Jeśli nas aresztują, natychmiast wszystko przeszukają? Nie ma opcji, żeby kupić sobie czas podczas sprawdzania danych i wtedy wydostać Safu?
– Nie – odpowiedział Nezumi. – Wprowadziliby nasze informacje do komputera i natychmiast przeszukali pliki. Mysz się nie prześlizgnie. Wtedy zaimplantowaliby nam V–Chip. Więźniowie są związani i utrzymywani przez cały czas pod stałą obserwacją. Nie mielibyśmy nawet sekundy spokoju.
– Żadnych wyjątków?
– Żadnych wyjątków. Ani je...
Nezumi nagle przełknął swoje słowa. Jego twarz zastygła.
– Nezumi?
Shion, Inukashi i Rikiga nadstawiali uszu w tej nagłej ciszy, wstrzymując oddechy. Głos rozciął powietrze.
– Jest jeden.
– Eh?
– Jest tylko jeden wyjątek.
Shion wytrzeszczył oczy, wpatrując się nieprzerwanie w oświetlony płomieniem świecy profil Nezumiego. Jego usta się poruszyły.
– Polowanie na ludzi – jego głos był chrapliwy i bardzo niski.
Ciało Inukashi zesztywniało na krześle. Rikiga przeniósł wzrok z Nezumiego na butelkę.
– Polowanie? Co to takiego? – Shion spojrzał na twarze pozostałej trójki. Nikt nie odpowiedział. Ciemności w pokoju jakby zgęstniały. Inukashi westchnął.
Nadeszła noc.
No.6, błyszcząc złotem, jaśniało na horyzoncie. W kącie Zachodniego Bloku, w pokoju pogrzebanym w ruinach, na samym dnie ciemnej nocy ich czwórka siedziała wokół tańczącego płomienia.
Zawył wiatr. Wydawało się, jakby wzywał kogoś ze współczuciem. A noc objęła ich wszystkich.
Zawiało. Płomień podskoczył i zniknął, jakby oddając ostatnią resztkę własnej energii. Szept Nezumiego odbijał się w ciemnościach. Nie był już zachrypły.
– Polowanie na ludzi, to jedyny wyjątek.
==Koniec rozdziału 5==
((Taa, totalnie kończymy pierwszą trójcę tomiszcz... No, ale przynajmniej teraz wszyscy wiemy, że w trollowaniu Nezumi dorównuje Izayi xD))