((Ahahaha... troszkę mi zeszło, ale wynagradzam to korektą doskonałą, za którą odpowiedzialna była Ayo~~ ))
Rozdział 2
Cichy początek
Cichy początek
Indeks sprawy (Pierwsza Odkryta Próbka)
Mężczyzna, lat 31. Zatrudniony w firmie biotechnologicznej. Inżynier. Martwy w chwili odnalezienia. Potwierdzony adres...
Człowiek opadł na ławkę w Parku Leśnym i westchnął. Zastanawiał się jak wiele razy zrobił to już dzisiejszego ranka. Ponownie wypuścił powietrze i spojrzał na główkę sałaty w jego dłoni. To wywołało ponowne westchnięcie. Ostre, zielone liście były mocno owinięte wokół główki – tak bardzo jak poszła do przodu jej jakość; ta była najwyższej klasy. Oderwał jeden z liści i włożył do ust. Poczuł delikatny smak i doskonałą teksturę. Bez wątpienia, pierwsza klasa. Więc dlaczego nie można było tego sprzedać?
Sałata ta była owocem pracy ów człowieka. Długo pracował nad nią dla biotechnologicznego przedsiębiorstwa, żeby wyprodukować świeże produkty, a dokładniej warzywa liściaste. Wierzył, że te bezpieczne, przystępne, pyszne bio-warzywa będą rozwiązaniem rosnącego problemu jedzenia i szybko stanie się filarem dystrybucji pożywienia. Ale sprzedaż nie szła tak dobrze, jak się spodziewał i zaczynał już tracić nadzieję. Konsumenci woleli produkty przywiezione z Południowo-Wschodnich Bloków, niż jego bio-warzywa. Trend ten był wyjątkowo silny, zwłaszcza w wypadku liściastych warzyw, takich jak sałata czy kapusta. Szef powiedział mu, że jeśli to się nie zmieni, zacznie myśleć o przerwaniu produkcji.
Czuł ból u podstawy szyi. Bolało go tu od kilku chwil. Człowiek ten miał skłonność do dostawania wysypki ze zmęczenia. Dzisiejszego wieczora czerwone plamki prawdopodobnie pokryłyby całe jego ciało. Zbyt wiele nieprzyjemnych rzeczy się dziś wydarzyło. Znowu westchnął. Sałata w jego dłoni zdawała się być ciężka.
Dźwięk dzwonka wydobył się z kieszeni na jego piersi. Twarz młodej kobiety ukazała się na ekranie telefonu, wyświetlonym przez jego kartę identyfikacyjną.
– Pozdrowienia od Miejskiego Systemu Informacyjnego. Dzwonimy, aby powiadomić o wynikach Dziecięcego Egzaminu, które chciał pan poznać. Aby potwierdzić swoją tożsamość, proszę wprowadzić swój Numer Obywatelstwa...
Zanim kobieta skończyła mówić, człowiek zaczął już wprowadzać swój numer. Dziś był dzień Egzaminu jego dwuletniej córeczki. Była żywą i słodką dziewczynką. Nigdy nie odważyłby się powiedzieć tego głośno, ale miał cichą nadzieję, że zostanie rozpoznana jako geniusz.
– Dziękujemy. Potwierdzono pański odcisk palca i numer rejestracyjny. Pożądane informacje to... – wyświetlone zostało nazwisko jego córki, otoczone przez przeróżne numery. Waga, wzrost, objętość klatki piersiowej, kondycja serca, stan odżywiania, stadium rozwoju, rankingi różnych umiejętności... Wszystkie stopnie wahały się od A do C. Nie była ani specjalnie opóźniona, ani niesamowicie genialna.
To było to. Człowiek patrzył jeszcze przez chwilę na wyniki, po czym schował kartę z powrotem do kieszeni. Myślał o uśmiechu swojej córki.
– Och, cóż...
Mężczyzna odezwał się do siebie i uśmiechnął się do główki sałaty w jego dłoni. Utalentowana czy nie, jego córeczka nadal była jego córeczką. Kochał ją i podziwiał. I to wystarczało.
Nagle, w jego głowie zaświtał pewien pomysł. Być może był zbyt zaślepiony ideą czegoś najlepszego, doskonałego? To prawda – nie było nic do zarzucenia jego sałacie. Ale może ta perfekcja była również ograniczeniem? Jeśli te identyczne, idealne główki były ułożone obok siebie, rząd za rzędem, mogły sprawiać, że ludzie nie byli skłonni ich kupować. Co jeśli to ich perfekcyjność odstraszała konsumentów?
Robot sprzątający się zbliżał. Na jego metalowym tułowiu umieszczona była głowa i dwie ręce, służące do podnoszenia odpadów i wrzucania ich do kosza, znajdującego się w środku jego ciała. Tak. Ta sałata była dokładnie taka jak ten robocik. Była czysta i porządna, ale zbyt sztuczna. Warzywa, których chcieli konsumenci, były bardziej unikalne, bardziej naturalne... Sałata wypadła z jego ręki. Mężczyzna szybko pochylił się, żeby ją podnieść i zmarszczył brwi.
,,Huh?''
Jego palce zesztywniały. Widział jak przez mgłę. Miał trudności z oddychaniem. Robot podniósł sałatę i zatrzymał się. Odezwał się z niego głos młodego mężczyzny.
– Czy mogę uznać to za śmieć?
Człowiek otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale kaszel skutecznie mu to uniemożliwiał. Wraz ze śliną, coś białego wydostało się z jego ust. Ząb. Jego zęby wypadały.
– Jest pan pewien? Pozbędę się tego. – sałata została wrzucona do śmietnika, a robot odsunął się.
,,Czekaj, pomóż mi...''
Mężczyzna spróbował podejść i wydobył z siebie przerażający krzyk. Jego ręka na całej długości była pełna dziur w kształcie groszków. Jego ciało stało się ciężkie. Człowiek zatoczył się i upadł na ziemię pomiędzy ławką a krzakami.
– Shion, spójrz na to.
Było po szóstej, kiedy Shiona zawołał jego współpracownik, Yamase. Oni dwaj byli jedynymi ludźmi w Biurze Administracji Parku. Razem operowali i konserwowali trzy roboty sprzątające, które patrolowały park. Pracowali nad robotami, wciąż w stadium prototypu, które nadal miały skłonność do psucia się. Operowanie nimi także było udręką, ponieważ nie były dobre w znajdowaniu śmieci. Po zapisaniu obiektu jako odpadku w pamięci komputera po raz pierwszy, miały rozpoznawać je automatycznie za każdym razem. Ale roboty cały czas odsyłały błędy o ,,nierozpoznawalnych obiektach''. Właściwie to jeden był nawet pół godziny wcześniej. Obraz wysłany przez robota przedstawiał coś, co wyglądało jak główka sałaty i Shion przez chwilę zastanawiał się co zrobić. Miał już do czynienia z innymi rzeczami, nad którymi musiał pomyśleć, czy powinien uznać je za śmieć, czy nie, takimi jak mały ptaszek, który wypadł z gniazda, czy kapelusz z raczej ekstrawagancką dekoracją z piór. Ale sałatę widział tam po raz pierwszy.
– Coś się stało? – stanął za plecami Yamase, siedzącego przy panelu operacyjnym.
– Hmm... Sampo dziwnie się zachowuje.
Yamase lubił nazywać roboty przezwiskami. Sampo był robotem nr 3. Dzisiaj pracował w pełnym zagłębień zakątku parku. To on był robotem, który podniósł tamtą główkę sałaty. Ekran naprzeciwko nich wyświetlał czerwony błąd, informujący o znalezieniu nierozpoznawalnego obiektu.
– Co jest na obrazie?
– Tak, co do tego. Nie jest zbyt dokładny, ale to... dziwne.
– Dziwne?
Yamase był dwudziestolatkiem – cztery lata starszym od Shiona – z natury cichym, u którego rzadko coś wywoływało niepokój. Spokojny charakter jego współpracownika był jednym z powodów, dla których Shion lubił tam pracować. Innym powodem było to, że miał do czynienia głównie z maszynami, więc nie musiał rozmawiać z ludźmi.
– Spójrz na to – powiedział Yamase, przybliżając obraz.
– Możesz to trochę wyostrzyć?
– Jasne – odpowiedział, a jego ręce szybko poruszyły się nad panelem kontrolnym. Obraz stał się wyraźniejszy.
– Co... – Shion przysunął się bliżej i zakrztusił się powietrzem. Stopy? Para nóg wystawała zza ławki. Mógł też dojrzeć na nich brązowe buty.
– Myślisz, że śpi? – zadrżał głos Yamase.
– Są znaki życia?
– Eh?
– Możesz podnieść czułość sensorów Sampo na najwyższy poziom? – Sampo był wyposażony w kilka receptorów, które mogły wykrywać ciepło, dźwięk i strukturę. Głos Yamase jeszcze bardziej się zatrząsł.
– Tlen, emisja ciepła... zero. Żadnych znaków życia.
– Pojadę sprawdzić – powiedział nagle Shion.
– Też jadę.
Wsiedli na rowery, pedałując tak szybko, jak mogli. Rowery stały się wyjątkowo popularne w ciągu ostatnich kilku lat, a statystyki mówiły, że przeciętny mieszkaniec miał 1,3 roweru. Buty do joggingu także dobrze się sprzedawały. Wydawało się, że ludzie zamiast wygodnych i łatwych środków transportu, woleli spacerować, pedałować, po prostu używać własnych ciał. Popularne czy nie, dla studenta takiego jak Shion coś tak dostępnego i łatwego w sterowaniu, co nie potrzebowało kosztownego paliwa, było więcej niż potrzebne.
Limity szybkości obowiązywały nawet rowery w parku. Shion pedałował na całkowicie otwartej przepustnicy przez pochyłą ścieżkę, którą normalnie przejechałby bez ruszania stopami. Większość nowoczesnych pojazdów była wyposażona w mechanizm ograniczający, który automatycznie przeskakiwał, kiedy pojazd przekroczył dozwoloną prędkość. Rowery nie były wyjątkiem, a mechanizm zazwyczaj był wbudowany w dźwignię hamulca. Jednak jednoślad Shiona był starym modelem, pozbawionym ograniczników prędkości. Musiałby zapłacić mandat Ministerstwu Transportu, gdyby się ono dowiedziało, ale teraz był szczęśliwy, że mógł jechać tak szybko, jak potrafił.
Dotarł do cichego miejsca, otoczonego drzewami. Pod sklepieniem świszczących liści nadal stał Sampo. Jego głowa płynnie odwróciła się w ich stronę, nadając mu wygląd raczej zamyślonego albo zaskoczonego.
– Sampo – w odpowiedzi na głos Shiona, diody LED, pełniące rolę oczu robocika, zaświeciły. Shion zajrzał za ławkę i zamarł.
– Shion, co się stało? – Yamase podszedł chwilę później i stłumił hałas w gardle.
Mężczyzna leżał za ławką, tak jakby się tam chował. Jego usta i oczy były szeroko otwarte i wytrzeszczone. Mimika jego twarzy wyrażała raczej zaskoczenie, niż ból czy strach. Wyglądał jakby przeżył szok tuż przed śmiercią. Włosy były śnieżnobiałe, a na policzkach znajdowały się wgłębienia, nadające mu starczy wygląd. Miał wyraźne zmarszczki. Musiał być już podstarzały.
,,To dość krzykliwa koszulka jak na jego wiek'' – pomyślał Shion, zauważywszy jego jasnoróżową koszulkę.
– Yamase-san, mógłbyś powiadomić Ministerstwo Bezpieczeństwa?
– Huh? Ach... A tak, oczywiście. Pewnie. Daj mi minutkę... Halo? Em, Biuro Administracji Parku z tej strony... – słuchając wyjaśniającego sytuację, drżącego głosu Yamase-san jednym uchem, Shion doszedł do siebie na tyle, żeby ostrożnie dotknąć mężczyzny. Zesztywnienie pośmiertne opanowało już całe ciało.
– To niemożliwe – wymamrotał Shion, prawie całkowicie nie wierząc w to, co widział.
,,Jeszcze za wcześnie''.
Zesztywnienie pośmiertne zazwyczaj zaczynało się co najmniej około godziny po śmierci – często jednak były to dwie czy trzy. Zaczynało się od szczęki i rozprzestrzeniało stopniowo aż do nóg. Sądząc po tym, ten człowiek powinien być martwy od przynajmniej kilku godzin. Ale 30 minut temu, tego ciała tu nie było. Wiedział, że to była żywa osoba, siedząca na ławce. Po wyrzuceniu sałaty, czujniki Sampo nadal wyczuwały obecność żyjącego człowieka. Oczywiście, nie było żadnego dowodu, mogącego dowieść, że tych dwoje to jedna osoba. Nie, nie było mowy o czymś takim. Nie było mowy, że ktoś, kto jeszcze 30 minut temu był żywy, mógł przejść w stan kompletnego zesztywnienia pośmiertnego w tak krótkim czasie. A więc – ktoś siedział na tej ławce, niepomny na martwego człowieka?
,,Niemożliwe''.
Shion wypuścił ramię mężczyzny, będące nawet sztywniejsze niż to metalowe, należące do Sampo. To było niemożliwe. Nawet jeśli zwłoki leżały niezauważone, Sampo by je podniósł. Rzeczywiście. Sampo zareagował na jego obecność, wysyłając komunikat o ,,nierozpoznawalnym obiekcie'' kilka minut temu. To znaczyło, że pół godziny wcześniej, tego ciała tam nie było.
Shion myślał, że widział jak zwłoki się ruszyły. Oczywiście, to była tylko jego wyobraźnia. Jednak Shion tłumił w sobie krzyk. Szczęka mężczyzny, tylko sztywna chwilę temu, zaczynała się osuwać. Wydawało mu się, że mógł nawet poczuć odór zgnilizny. Człowiek miał twarz skierowaną w dół, a za jego uchem Shion mógł zobaczyć czarno-zielony nalot, który zaczął się rozprzestrzeniać. Zdecydowanie nie było tego tam wcześniej. A przynajmniej, nie było to widoczne gołym okiem. Shion przysunął się bliżej.
– Już jadą. – Yamase westchnął z ulgą. Samochód Ministerstwa Bezpieczeństwa zbliżał się bezdźwięcznie.
– Więc na przestrzeni kilkudziesięciu minut widziałeś, jak nastąpiło kompletne zesztywnienie pośmiertne i do tego jak zaczęło gnić? To niemożliwe. – stwierdziła Safu po tym jak połknęła gryz pączka. Restauracja z fast-foodami, w której siedzieli, stała niedaleko starszej części miasta, wypełnionej ludźmi wszystkich ras i kolorów.
– I jeśli mówisz, że poczułeś zgniliznę, to oznacza, że rozkład bakterii już się zaczął, tak? Nie może być. Nawet w środku lata to by zajęło przynajmniej 30 godzin, ale zesztywnienie pośmiertne kompletnie by zanikało.
– W odpowiednich warunkach, latem zajęłoby to 36 godzin, zimą od 3 do 7 dni, a 60 godzin przy pogodzie, jaką teraz mamy. Tak mówią podręczniki. – odpowiedział Shion, przenosząc swój wzrok z twarzy Safu i biorąc łyk swojej herbaty. Poczuł przypływ melancholii. I zmęczenia.
– Ministerstwo Bezpieczeństwa długo cię męczyło? – Safu spojrzała na niego. Krótko przycięte włosy okalały jej delikatną twarz i wielkie oczy. Ona także była jedną z osób, które osiągnęły najlepszy wynik podczas swojego Dziecięcego Egzaminu. Była jedną z kilku osób z klasy, z którymi uczyłem się do dziesiątego roku życia. A obecnie, w wieku lat szesnastu, była jedyną osobą z którą Shion był w bliskich stosunkach. Jej specjalizacją byłą fizjologia i miała niedługo jechać na wymianę do innego miasta.
– Mimo wszystko to nie była naturalna śmierć, musi być jakiś podejrzany. Pewnie cholernie długo cię przez to przesłuchiwali, prawda?
Safu, którą Shion znał z klasy, była małą, cichą dziewczynką. W laboratorium prawdopodobnie nadal taka była. Ale kiedy była tylko ze Shionem, Safu często się uśmiechała, lepiej jadła i rzadziej używała swojego formalnego tonu. Shion pociągnął łyk swojej herbaty i powoli pokręcił głową.
– Nah, nie było tak źle jak myślałem. – rzeczywiście, przesłuchanie Ministerstwa Bezpieczeństwa było wyjątkowo krótkie. Wszystko, co zrobili, to przenieśli dane, które Sanpo zebrał o zwłokach i wysłuchanie naszych wersji wydarzeń. Urzędnicy zaczęli mówić ostrzej, kiedy dowiedzieli się, że Shion mieszka w jednej z dzielnic starego miasta, znajdującej się blisko Zachodniego Bloku, ale Shion przywykł już do takiego traktowania i się tym nie przejmował.
– Więc czemu jesteś tym taki przybity? Przedstawiasz teraz obraz zakłopotanego młodzieńca.
– To... po prostu nie wydawało się być prawdziwe.
– Dokładnie. Sama to powiedziałaś, Safu. To niemożliwe. Masz rację. Nie było warunków do takiego przyspieszenia czasu zesztywnienia i rozkładu.
– Mówisz, że temperatura, wilgotność, ani nic innego nie spełniało warunków, prawda? Nie dowiesz się, póki nie poznasz wyników autopsji, mogła być jakaś wewnętrzna przyczyna takiego przyspieszenia.
– Wewnętrzna przyczyna? Co na przykład?
– Na przykład jeśli ta osoba była kilkukrotnie osłabiona, nie zesztywniałaby aż tak bardzo i nie trwałoby to aż tak długo. Podobno w ludziach z zatruciem fosforowym i niemowlętach to następuje niemalże natychmiast…
– Z całą pewnością nie był niemowlęciem, tyle mogę bez wątpienia stwierdzić.
Safu pociągnęła nosem i spojrzała na Shiona.
– To był tylko przykład. Jesteś tak sarkastyczny jak zawsze, czyż nie? To się nie zmieniło. Ale myślę, że dużo już z tym nie zrobimy, jeśli nie mamy danych.
– Taa... – Shion niejasno kiwnął głową i bezwiednie przygryzł wargę. Dane, książki, podręczniki... były chwile, kiedy wszystkie były całkowicie bezużyteczne. To, w czego pewność i absolutność wierzył, mogło być z łatwością zniszczone i rozsypane tuż przed nim. Doświadczył tego cztery lata temu.
– Shion – Safu położyła łokcie na stoliku i złożyła ze sobą dłonie. Ułożyła na nich policzek i spojrzała na Shiona.
– Chcę cię o coś zapytać.
– Słucham.
– Cztery lata temu... Czemu nie rozpocząłeś ,,Programu dla Uzdolnionych''? – zupełnie jakby jej pytanie przeszyło na wskroś jego myśli. Shion ułamał kawałek wyjątkowo słodkiego jabłecznika. Jego wypełnienie wypłynęło na talerz.
– Czemu pytasz teraz?
– Bo chcę wiedzieć. Nawet z obiektywnego punktu widzenia byłeś idealnym uczniem. Pochłaniałeś wszystkie informacje i wiedziałeś jak je wykorzystać. Wszyscy nauczyciele wiele się po tobie spodziewali.
– Dajesz mi chyba za dużo uznania...
– To prawda. Liczby nie kłamią. Mam ci znowu pokazać wyniki twoich Testów Umiejętności sprzed czterech lat?
– Safu – czuł słodycz w ustach. Tak jakby wylewała się z każdej części jego ciała. – Jaki jest sens pytania mnie o to teraz? Cztery lata temu zadecydowano, że nie mam już kwalifikacji, żeby uczestniczyć w ,,Programie dla Uzdolnionych'', więc straciłem wszystkie moje przywileje. To nie tak, że nie chciałem iść na ten kurs. Po prostu nie mogłem. Teraz pracuję dla Administracji Parku żeby opłacić moją naukę i chodzę na kursy handlowe z Ministerstwa Pracy. Ale moja frekwencja nie była zbyt dobra, więc nie jestem nawet pewien, czy zdam. To jest rzeczywistość. To jest prawda, o której mówisz, Safu.
– Dlaczego straciłeś swoje przywileje?
– Nie chcę o tym mówić.
– Ale mi chciałbyś powiedzieć.
Shion skończył zlizywać ciasto z palców i stanowczo zamknął usta. Nie chciał o tym rozmawiać. Czy raczej nie wydawało mu się, że jakiekolwiek tłumaczenia sprawią, że Safu zrozumie.
Powód był prosty. Na noc wziął pod swoje skrzydła VC i pozwolił mu uciec. Ministerstwo Bezpieczeństwa się dowiedziało. Myśleli, że to podejrzane, że jego matka, Karan, zostawiła wyłączony system bezpieczeństwa, a Shion nie włączył systemu wykrywania obcych obiektów w swoim własnym pokoju. Systemy bezpieczeństwa były połączone z komputerem Centralnego Biura Administracyjnego i mogły być łatwo sprawdzone.
Nie minęła nawet godzina od zniknięcia Nezumiego, gdy urzędnicy z Ministerstwa Bezpieczeństwa zjawili się w ich domu. To był początek długiego, uporczywego przesłuchania.
Więc wiedziałeś, że to VC?
Tak.
Dlaczego od razu nie wezwałeś policji?
Cóż...
Odpowiedz na pytanie. Nie musisz się spieszyć. Po prostu daj nam jasną i dokładną odpowiedź
Dlatego, że wydawał się być w moim wieku i był mocno ranny. Współczułem mu, więc...
Współczułeś temu VC, nie powiadomiłeś policji, ale za to opatrzyłeś jego rany i pomogłeś mu uciec.
Tak się skończyło.
Urzędnik Ministerstwa Bezpieczeństwa, z wydziału Śledztw i Przesłuchań, nazywał się Rashi. Mówił spokojnie, przez całe spotkanie nie podnosząc głosu, czy pięści w akcie przemocy. Kiedy ich wyczerpujące, dwudniowe śledztwo się skończyło, a Shiona wypuścili, poklepał go nawet przyjacielsko po ramieniu ze słowami: ,,To było ciężkie, wiem. Dzięki''. Ale Shion zauważył też, że oczy tego człowieka nigdy się nie uśmiechnęły. Nawet teraz, po czterech latach, te oczy bez uśmiechu wkradały się do jego snów, drążąc go spojrzeniem. Budził się wtedy rano roztrzęsiony i mokry od potu.
Ukrył zbiega i pomógł mu uciec. Shion nie był odpowiedzialny za to przestępstwo, ale miał pewne braki w osądzie możliwości i umiejętności do podjęcia działania, a w rezultacie jego specjalne przywileje zostały mu odebrane.
Po przejściu huraganu, Shion i Karan zostali wyrzuceni prosto na ulicę, pod błękitne niebo. Nie mieli miejsca do życia, ani żadnego sensu dla którego w ogóle mogliby żyć. Program dla Specjalnie Uzdolnionych stał się czymś bardziej nieosiągalnym niż chmury, pływające ponad nimi.
Pewność, definitywność, którą miał jeszcze wczoraj, jeszcze chwilę temu, zniknęła. Byli rzucani na wietrze bardziej, niż porozrywane liście, które oglądał podczas sztormu. Uczucie straty, które poczuł pierwszy raz w życiu.
No.6 nie miało żadnego dobrego systemu. Był tylko hierarchiczny system ubezpieczania, bazujący na poziomie wkładu, który kilkoro ludzi mogło zaoferować miastu. Shion i Karan, dalecy od wspomagania społeczności, byli traktowani jak ludzie, którzy zawiedli swoimi działaniami jako obywatele miasta. Otrzymali najniższą możliwą rangę. To oznaczało, że nie mieli prawa pozostać w głównej części miasta i byli pozbawieni jakichkolwiek pomocy czy ubezpieczeń.
Wychowana pod kloszem elita. Nezumi użył tego określenia tamtej nocy i to była prawda. W pełni dotarła do niego waga tych słów, kiedy został wyrzucony ze swojego szczelnego, sterylnego pojemnika. No.6 niczym nie różniło się od społeczeństwa kastowego. Trzon społeczny był starannie ułożony w kształt piramidy. Kiedy już raz spadło się z jej szczytu, wspięcie się z powrotem nie było proste.
– Naprawdę, spójrz na siebie – zaśmiała się Safu. – Rozumiem. Jeśli tak trudno ci to wytłumaczyć, to nie będę pytać.
– Wybacz – Shion podniósł ręce i schował głowę w przepraszającym geście. Ulżyło mu, że nie drążyła tego tematu. Wydarzenia były łatwe do opowiedzenia. Chciał jednak powiedzieć Safu jak jego życie obróciło się do góry nogami. Ale Shion nie mógł objąć myślą, znaleźć słów, które opisywałyby jego własne uczucia. Zaskoczyło go nawet jak lekko tego żałował. Był zszokowany, jak każdy na jego miejscu, kilkukrotnie złapał się na kuleniu się i walce ze swoim poczuciem straty. Ale teraz, po czterech latach życia z tym, zastanawiało go to. Co by zrobił, gdyby cofnął się w czasie do tamtego dnia, do jego dwunastych urodzin? Wezwałby policję? Włączyłby alarm? Odpowiedź zawsze brzmiała: ,,nie''.
Nawet, jeśli miałby szansę wrócić do tamtej nocy, zrobiłby to samo. Wpuściłby deszcz i wiatr, a wraz z nimi intruza. Był tego pewny i ta jego pewność napełniała go niepokojem. To nie tak, że jego życie było teraz bardziej satysfakcjonujące niż kiedyś. Nadal czuł głębokie zamiłowanie do ekologii, powiększającej się wiedzy o środowisku, wygodnego życia – i, co wstydził się przyznać, nawet do wyróżnień, słów pochwały czy zadowolenia, spojrzeń pełnych podziwu, w których centrum się znajdował. Ale nawet jeśli, nadal zrobiłby to samo. Jeśli przyjęcie Nezumiego oznaczało jego własne zniszczenie, kroczyłby po tej ścieżce od nowa i od nowa. Nie żałował tego, co zrobił. Ale nie mógł wyjaśnić dlaczego. Od tamtej nocy, inne huragany przychodziły i odchodziły. Wsłuchując się w mruczenie liści na wietrze, Shion nie czuł żalu, a coś w rodzaju tęsknoty. Chciał go zobaczyć jeszcze raz.
Shion nie miał słów, którymi mógłby wyjaśnić to Safu dostatecznie dobrze.
– Powinniśmy już iść, Shion? – Safu wstała. Restauracja robiła się coraz bardziej zatłoczona i ciężko im było usłyszeć się nawzajem.
– Odprowadzę cię na stację – zaoferował.
– Oczywiście. Musiałbyś być naprawdę nietaktowny, żeby pozwolić dziewczynie samej wracać do domu, czyż nie?
– Daj spokój – odciął się Shion. – Oboje wiemy jaka jesteś silna, nawet jeśli wyglądasz na małą i chudą. I jesteś szybka. Zawsze myślałem, że sztuki walki bardziej by ci pasowały niż fizjologia.
– Wiesz co, masz rację. Raz mówiłam jak emocjonalna mogę się nagle zrobić, kiedy zwykle jestem taka cicha. Może nie jestem przeznaczona do laboratorium.
Szli obok siebie, w dół ulicy, prowadzącej do stacji. Poza kilkoma restauracjami, nocny biznes był zakazany w całym mieście. W przeciągu kilku godzin masy ludzi, przetaczające się ulicami, powinny zniknąć. Shion lekko popchnął plecy Safu. Jej ostatnie słowa nie były w stanie dotrzeć do jego uszu.
– To jest głos kogoś, kto przeszedł egzaminy i ma jechać na wymianę?
Safu podniosła głowę i wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu.
– Zazdrosny, co nie?
– Jasne.
– To dla ciebie bolesna prawda.
– Być szczerym ze sobą, a miłym dla innych. To moje motto.
– Kłamca.
– Huh?
– Wcale nie jesteś zazdrosny.
Shion się zatrzymał. Safu patrzyła na niego wyzywająco. Kiedy już miał zawołać jej imię, ktoś nagle złapał go za ramię.
– Przepraszam – Shion odwrócił się. Człowiek, który za nim stał, uśmiechał się. Był prawie o głowę niższy od Shiona i miał na sobie uniform Ministerstwa Bezpieczeństwa. Był granatowy od góry do dołu i zrobiony ze specjalnego materiału, nazywanego superfibrą, mającego godną podziwu jakość jeśli chodzi o rozpoznawalny wygląd. Z trwałością dziesięciokrotnie większą od stali, nie miał problemu z zatrzymaniem lecącej kuli; jednocześnie pozwalał skórze oddychać i przepuszczał powietrze. Ilość mundurów tego rodzaju rosła w miarę jak oddziały Ministerstwa zbliżały się do Zachodniego Bloku. Shion spokojnie zdjął rękę mężczyzny ze swojego ramienia i odezwał się.
– W czymś pomóc?
– Ach, cóż... Chciałem tylko zadać wam kilka pytań... Ile macie lat?
– Szesnaście.
– Oboje?
– Tak.
– Wiecie, że dla osób poniżej osiemnastego roku życia, przebywanie poza domem po dziewiątej jest zabronione, prawda?
– Tak, ale jest jeszcze przed ósmą.
– Shion – wyszeptała ostro Safu. Mówiła mu, żeby się nie sprzeczał. Ale uniform Ministerstwa Bezpieczeństwa przypominał mu oczy tamtego przesłuchującego go urzędnika, nazywającego się Rashi. Zamiast czuć się zastraszony, Shion czuł raczej chęć zemsty.
– Poproszę wasze Karty Identyfikacyjne – możliwe, że dostrzegł buntowniczą postawę Shiona. Człowiek zdjął z twarzy uśmiech i bez wyrazu wyciągnął rękę po ich identyfikatory. Safu podała mu swoją srebrną kartę. Po chwili Shion zrobił to samo.
– Wasze Numery Obywatelstwa poproszę.
– SSC-000124GJ.
– Qw-55142.
Mężczyzna włożył karty do przenośnego czytnika i odwrócił się, aby lekko ukłonić się Safu.
– Uczennica ,,Specjalnego Programu dla Uzdolnionych'' jak ty nie powinna wałęsać się w takich miejscach o tak późnej godzinie. Odprowadzę cię do domu.
– Byłam właśnie w drodze... Szłam na stację.
– Więc cię odprowadzę.
– Nie, dziękuję. On to zrobi – Safu otoczyła rękami ramię Shiona.
– Wezmę ją – powiedział krótko Shion. – Szliśmy właśnie w tamtą stronę. Chodźmy, Safu.
Porwawszy swoją kartę z rąk urzędnika, Shion złapał rękę Safu i szybko odszedł. Kiedy się odwrócił kilka chwil później, człowiek zniknął już między budynkami.
– To było straszne – Safu przycisnęła dłoń do klatki piersiowej. – Nigdy nie byłam sprawdzana przez Ministerstwo Bezpieczeństwa.
– To się dzieje cały czas – odpowiedział. – Gdybyś nie miała swojej karty z Programu dla Uzdolnionych, próbowałby wyciągnąć z nas coś więcej.
– Naprawdę?
– Naprawdę. – powiedział ponuro Shion. – Na przykład pociąg, do którego chcesz wsiąść. Z tą Kartą ID, możesz używać miejskich samochodów i jeździć Specjalną Klasą. W takim mieście żyjemy. Wszyscy są posortowani według kategorii, bazujących na umiejętnościach, zamożności i innych czynnikach.
– Nie mów tak. – zaprotestowała. – Nie możesz ,,sortować'' ludzi tak jak ,,sortujesz'' bagaż czy towar. Ludzie są ludźmi.
– Safu, w tym mieście nie liczy się to, czy jesteśmy ludźmi, czy nie. Liczy się tylko to jak bardzo jesteśmy użyteczni dla miasta. To wszystko.
– Shion...
– Kiedy tam staliśmy, nazwałaś mnie kłamcą. Nie jestem nim. Oczywiście, że jestem zazdrosny. Masz wszystkie przywileje, możesz studiować i eksperymentować co do zawartości twojego serca. Jestem zazdrosny, Safu. Jestem nawet na ciebie zły. Masz wszystko, czego ja nie mam.
Shion zamilkł i wziął głęboki oddech. Posunął się za daleko. To było haniebne. Marne. Zawstydzające. Patetyczne. We frustracji przygryzł język.
Safu westchnęła.
– Nadal jesteś kłamcą.
– Eh?
– Nie słyszałeś mnie? Nadal. Jesteś. Kłamcą. Mogę dodać ,,wielkim'', jeśli chcesz. Tylko udajesz zazdrosnego. A może nawet nie zauważyłeś, że kłamiesz? Cóż za zamkniętego chłopca mam przed sobą.
– Safu, o czym... – Shion zaczął się irytować.
– Gdybyś naprawdę był o mnie zazdrosny i urażony, nie byłbyś w stanie znieść mojej obecności. Ale ty… Ty się śmiejesz, jesz, rozmawiasz, rzucasz żartami, jakby nigdy nic.
– Hej, ja też mam jakąś dumę. Nie mam zamiaru być otwarcie zazdrosny.
– Shion – powiedziała dosadnie Safu. – Moją specjalizacją jest poznawanie nowych funkcji, działalność mózgu i jej związek z hormonami.
– Wiem.
– Dobrze, bo gdybyś nie wiedział, byłabym wściekła. Nie powtarzałam ci tego w kółko ot tak sobie. W każdym razie... – kontynuowała energicznie. – Mówisz, że ukrywasz swoje oburzenie i udajesz, że dobrze się ze mną bawisz. To by było stresujące, prawda?
– Tak myślę... – odpowiedział z powątpiewaniem.
– To byłoby stresujące. A kiedy czujesz stres, nadnercza zaczynają wydzielać hormony, nazywane kortykosteroidami, które wpływają na twój mózg. A w mózgu zaczynają...
– Dobra, Safu, rozumiem – przerwał jej Shion. – Wystarczy. Zachowaj swój wykład na następny raz, a wysłucham go dokładnie...
– Słuchaj mnie. Nie czujesz ani odrobiny stresu. Wcale nie jesteś na mnie zły. Shion, co ty masz zamiar zrobić?
– Eh?
– Jeśli chciałbyś kontynuować naukę, byłbyś na mnie zły. Ale nie jesteś. Powiedziałeś, że mam wszystko to, czego ty nie masz. Więc co masz? Nie możesz powiedzieć, że nic ci nie zostało. – dodała nagle. – Ludzie, którzy nie mają nic... nie... ludzie, którzy myślą, że nic im nie zostało, nie potrafią się uśmiechać tak jak ty. Ani mówić jak ty. Żeby nie okazywać swoich emocji w zachowaniu tak perfekcyjnie, na takim poziomie, potrzeba specjalnego treningu. Ty nie przeszedłeś żadnego. Nie mówię, że jesteś jakoś specjalnie emocjonalną osobą, ale nie wydaje mi się, żebyś miał stuprocentową kontrolę nad swoimi uczuciami. Jedynym powodem, dla którego możesz ze mną rozmawiać i śmiać się jest to, że w pewnym stopniu nad sobą panujesz.
– Safu, to, o czym mówisz, to tylko laboratoryjna teoria. Ludzie mają złożone emocje. Nie są jak szczury doświadczalne. Nie wydaje mi się, żebyś mogła tak łatwo wyjaśnić jak uczucia wpływają na ich zachowanie. To aroganckie wierzyć, że nauka może wyjaśnić wszystko w ludzkiej naturze.
Safu wzruszyła ramionami. Docierali już do stacji.
– Nie wiedziałam, że chciałeś zostać pisarzem.
– Safu – powiedział, zmęczony sytuacją.
– Więc powiem to w literackim kontekście. Zabezpieczenie uczuć... Mówię o nadziei albo marzeniach. Ty je masz. Dlatego nie jesteś na mnie zły. Shion, na co ty masz nadzieję?
Nadzieja. Powtórzył cicho to słowo. Nie używał go od lat. Nie było ani słodkie, ani gorzkie, ale powoli ociepliło całe jego ciało od środka.
,,Nadzieja. Na co mam nadzieję?''
Jego obiecana przyszłość się zachwiała. Tym, co mu zostało była matka, skromne wynagrodzenie jego pracy i to szesnastoletnie ciało. Jaka rezydowała w nim nadzieja? Nie był tego pewien. Ale wiedział, że nie utracił jej całkowicie.
Weszli na stację. Dzielnica starego miasta, w której mieszkał Shion, mieściła się blisko Zachodniego Bloku i granicy miasta, funkcjonując jako zapora między centrum, a Zachodnim Blokiem. Nazywano ją Lost Town. Utracone Miasto. Z daleka od spokojnego centrum, stało to brudne, przepełnione ludźmi miejsce. Stacja była bardzo zatłoczona. Mdlący zapach tłustego, smażonego jedzenia i alkoholu unosił się w powietrzu.
– Stąd pójdę sama. – Safu zatrzymała się. Czarny, skrzydlaty owad siedział na jej ramieniu. Odganiając go, Shion zadał nonszalanckie pytanie.
– Uważaj na siebie. To kiedy jedziesz na tą wymianę?
– Za dwa dni.
– Dwa dni! – wykrzyknął. – Czemu nie powiedziałaś mi wcześniej?
– Bo nie chciałam. Wyprawiłbyś mi przyjęcie, gdybym powiedziała?
Safu wystawiła wyzywająco policzek.
– Shion, chcę cię o coś poprosić.
– Jasne, jeśli uda mi się to zrobić zanim wyjedziesz...
– Twoją spermę.
Mówiąc to, Safu spojrzała mu w oczy. Nie mrugnęła nawet raz. Shion patrzył na nią z otwartymi ustami.
– Słyszałeś mnie? Chcę twoją spermę.
– Eh... Co? Safu... Em...
– Ze wszystkich ludzi, jakich znam, jesteś prawdopodobnie najlepszym dawcą spermy. Twoje nasienie i moja komórka jajowa. Nie wydaje ci się, że dałyby najdoskonalsze dziecko? Chcę tego, Shion. Chcę twoją spermę.
– Potrzebujesz zgody miasta na sztuczne zapłodnienie. – odpowiedział ostrożnie.
– Zdobycie zgody jest proste. Miasto popiera sztuczne zapłodnienie między ludźmi posiadającymi idealne DNA i spore umiejętności.
Shion przełknął ślinę i odwrócił się. Skrzydlaty owad przeleciał mu przed oczami, denerwująco bzycząc. Irytacja w nim narastała.
– Safu, nie wiem, czy ci to wcześniej mówiłem, ale nigdy nie poznałem mojego ojca. Nie znam jego osobowości, informacji o wzroście czy wadze. Nawet nie wiem, czy nie miał jakichś chorób.
– Wiem. Ale rodzice się nie liczą. Dziewięćdziesiąt dziewięć procent genomu ludzkiego już zostało w tobie zakodowane. Mogę się dowiedzieć czego tylko zechcę o informacjach genetycznych.
– Więc... Jeśli już się dowiesz i znajdzie się tam coś, czego nie chcesz, co zrobisz?
– Cóż...
– Safu, co próbujesz przez to osiągnąć? Myślisz, że ludzkie istnienie jest w całości zapisane w DNA i to ono mówi, kim jest człowiek? Jasne, że możesz sprawdzić mój kod genetyczny i go analizować, ale co ci to o mnie powie? Mówisz tak łatwo o dzieciach, ale...
– Wiem o tobie o wiele więcej niż myślisz! – odcięła się piskliwie Safu. Ludzie, przechodzący w pobliżu odwracali ku nim głowy.
– Byliśmy razem odkąd mieliśmy po dwa lata. Wiem jaką jesteś osobą, co lubisz robić... Ja wiem. Ja wiem i cały czas ci to mówię – to ty jesteś jedynym, który nic nie wie.
– Co?
Safu mruknęła coś, ale on nie mógł tego dosłyszeć. Lekko się nad nią pochylił, żeby lepiej słyszeć.
– Chcę się z tobą przespać.
Jej słowa dzwoniły w uszach Shiona.
– Safu...
– Nie chcę twojej spermy. Nie chcę sztucznego zapłodnienia. Nie obchodzi mnie, czy będę mieć dzieci, czy nie. Chcę seksu. To tyle.
– Czekaj, eh – czekaj chwilę... Safu, ja...
– Teraz.
Shion nabrał powietrza. Tłusty zapach smażonego jedzenia wpłynął do jego nozdrzy. Zegar wskazywał punkt ósmą.
– Nie teraz.
– Czemu nie? Nie interesuję cię? A może seks cię nie interesuje?
– Jedno i drugie mnie interesuje. Ale... Nie chcę tego zrobić teraz.
– Więc to przeze mnie?
– Nie. Moje ciało prawdopodobnie nie miałoby z tym problemu. Nawet teraz... ale... Ale właśnie dlatego nie chcę. Nie chcę się z tobą przespać pod wpływem chwili.
– Wiesz, że to tak jakbyś mówił, że nigdy nie patrzyłeś na mnie w ten sposób.
– Tak. Zawsze myślałem o tobie jak o przyjaciółce.
– Nie mogę w to uwierzyć. – Safu westchnęła rozdrażniona. – Czemu jesteś takim dzieciakiem? Nieważne. Idę do domu.
– Safu, za dwa lata...
– Hm?
– Twoja wymiana kończy się za dwa lata, prawda? Kiedy wrócisz, to ja cię zapytam.
– Czy chcę seksu?
– Tak.
– Jesteś największym idiotą, jakiego widziałam. Nie wiem jak mogłeś zajść tak daleko, będąc takim lekkoduchem.
– Uważaj na siebie. Nie przepracowuj się.
– Możesz być pewien, ze się przepracuję. Będę pracować tak ciężko, że wszyscy chłopcy będą się trzymać ode mnie z daleka.
Z przypadkowym machnięciem ręki na pożegnanie, Safu odwróciła się i cicho krzyknęła. Małe, siwe zwierzątko przebiegło między jej nogami i wspięło się na Shiona.
– Mysz!
Maleńka myszka, mniej więcej wielkości małego palca Shiona, usiadła na jego ramieniu, kręcąc noskiem.
– Jestem zaskoczona, że widzę mysz w mieście. Ale jest nawet słodka. – zadumała się Safu.
– I dość przyjacielska.
Pyszczek zwierzątka zbliżył się do twarz Shiona.
– Wciąż taki jak zawsze – wyszeptała.
Poczuł impuls, przeszywający całe jego ciało. Złapał mysz, ale ta wyślizgnęła mu się między palcami i pobiegła w stronę wyjścia ze stacji. Rzeczywiście, to była starsza dzielnica, ale Utracone Miasto nadal musiało spełniać standardy miasta, więc myszy były rzadkim zjawiskiem. Ministerstwo Zdrowia i Higieny nakazało eliminację wszelkich zwierząt, szkodników czy insektów. Ludzie nie byli przyzwyczajeni do widoku myszy, biegnącej pomiędzy ich nogami. Krzyki zaskoczenia i wrzaski irytacji rozbrzmiewały pośród tłumu.
Na końcu tego wszystkiego Shion ujrzał parę szarych oczu. Ten widok błysnął mu tylko przez chwilę. Wstrząs ponownie przeszył jego ciało.
– Nezumi!
– Shion, co się stało?
– Safu, możesz sama wrócić do domu, prawda?
– Co? Jasne. Właśnie miałam zamiar, prawda? Co się stało? Czemu jesteś taki wstrząśnięty?
– Wybacz...
Po tym jak się tu rozdzielili, mieli nie widzieć się przez dwa lata. Musiał ją prawidłowo odesłać. A przynajmniej patrzeć jak się wycofuje, dopóki nie zniknie w rozkrzyczanym tłumie. To czy chciał się z nią przespać czy nie, nie zmieniało faktu, ze Safu była dla niego dość ważna. Wiedział, że to nie było pożegnanie, na jakie zasłużyła. Wiedział. Ale tym, co mu to uświadomiło, było zostawienie jej w szaleńczym biegu. Jego ciało samo się poruszało, porzucając racjonalne myślenie. Tak, doświadczył tego cztery lata temu – nawet jeśli znał powód, zawsze znał odpowiedź.
Włączyć system bezpieczeństwa. Powiadomić Ministerstwo Bezpieczeństwa. Pozbyć się intruza. Porzucił to wszystko. Teraz było tak samo. Pozwolił emocjom przejąć władzę nad swoimi działaniami.
Na zewnątrz zaczęło padać. Krople deszczu spływały po jego policzkach. W tłumie ludzi wchodzących i wychodzących ze stacji nie widział ani jednej znajomej twarzy.
– Shion! – Karan powitała syna w drzwiach i zmrużyła oczy. – Jesteś cały przemoczony! Co robiłeś?
– Wracałem.
– W tym deszczu? Skąd?
– Ze stacji.
– Ale dlaczego aż tak się zmoczyłeś?
– Próbowałem ochłonąć.
– Ochłonąć, hmm? Lekkoduch z ciebie jak zawsze, czyż nie?
Safu użyła tych samych słów tylko kilka chwil wcześniej. Shion uśmiechnął się do siebie i zaczął wycierać włosy. Szybko zrobiło się dosyć zimno kiedy zaczęło padać. Stary termowentylator naftowy pracował, żeby utrzymać ciepło w pokoju. Karan ziewnęła. O tej porze powinna już spać. Zagubiona w Utraconym mieście Karan otworzyła staromodną piekarnię. Była mała z tylko jedną witryną. Ale ludzie wydawali się być przyciągani zapachem świeżo upieczonego chleba, wydobywającego się zza drzwi każdego ranka, więc biznes rozkwitał. Otwierała wcześnie, więc spać też tak chodziła. Było około dziewiątej, ale dla Karan dochodziła północ.
– Myślę o zrobieniu jutro dodatkowej partii rogalików maślanych. Mogę też trochę poeksperymentować i sprzedać parę prostych ciast razem z mufinkami, które już sprzedajemy... Co o tym myślisz?
– Może ciasto wiśniowe?
– Dokładnie. Coś małego, co ludzie mogą kupić jako przekąskę, ale troszkę większego niż bułki czy mufinki. Mała pamiątka na specjalny dzień, coś takiego.
– Brzmi świetnie – zntuzjazmował się Shion.
– Tak myślisz? A wystawienie ciasta na wystawę może zwiększyć trochę sprzedaż.
Shion kiwnął głową i zmierzał ku wyjściu z salonu. W tym domu nie mieli luksusu posiadania prywatnych sypialni. Karan spała w kącie salonu, a Shion w piwniczce.
– Shion – zawołała jego matka. Odwrócił się.
– Coś się stało?
– Eh?
– Coś się stało, że musiałeś ochłonąć? – Karan kontynuowała, nie czekając na odpowiedź Shiona. – Wydawałeś się być trochę przybity, kiedy wróciłeś. Wydawałeś się nawet nie zdawać sobie sprawy z tego, że jesteś mokry. A... teraz nawet...
– Teraz?
– Wydajesz się być myślami gdzie indziej i trochę poruszony... Dziwnie wyglądasz. Mam ci przynieść lustro?
Shion westchnął krótko.
– Ktoś dzisiaj umarł w parku.
– Co? W Parku Leśnym? Nic nie było we wiadomościach.
Nie było? Czy to znaczyło, że umarł z przyczyn naturalnych? Nawet jeśli wszystko zaszło tak nagle, może istniało sensowne wytłumaczenie. Ale nie na tyle, żeby uznać to za zwykłą śmierć. Shion potrząsnął głową. Oczywiście, że nie. Czas, w którym ciało zesztywniało, wyraz twarzy, zielony nalot. To wszystko było zbyt nienormalne.
Ministerstwu Bezpieczeństwa musiał tylko wyjaśnić co widział. Udawał, że nie zauważył zesztywnienia pośmiertnego ani nalotu – czuł, że tak powinien zrobić. Nie wiedział dlaczego, ale jakiś głos wewnątrz podpowiadał mu, żeby grać idiotę, kłamać. Tak jak małe zwierzęta potrafiły wyczuć niebezpieczeństwo i się schować, tak jego instynkt go ostrzegał. Instynkt – to znowu się pojawiło. Nie zachowywał się tak z konkretnej przyczyny, a przez zwykłe przeczucie. Odwracał się od logiki i sensu, łatwo ulegając instynktownym uczuciom. Shion westchnął głęboko. Było mu trochę trudno oddychać.
– I dlatego jesteś poruszony?
– W sumie tak. Nigdy wcześniej nie widziałem zwłok.
,,Kłamię, mamo. Dzisiaj znowu widziałem te oczy. Widziałem Nezumiego. Czuję, że coś się stanie. Dlatego...''
Karan uśmiechnęła się i życzyła mu dobrej nocy. To był miły uśmiech. On także życzył jej dobrej nocy i wyszedł z salonu.
Figura Karan nadal była lekko okrągła, ale wyglądała znacznie młodziej niż przedtem. Nie zniosła przeprowadzki z Chronosu do Utraconego Miasta tak źle, jak mogłoby się wydawać. Często się uśmiechała i mówiła o tym, jak bardzo cieszy ją pieczenie chleba i jak bardzo podnosi ją na duchu, kiedy ludzie go kupowali. To nie było tylko z uprzejmości, czy chęci pocieszenia syna. Karan nie rozpaczała z powodu życia w tym miejscu. W Chronosie wszystko było jej podane na tacy, ale ich życie w Utraconym Mieście było czymś, co Karan zbudowała własnymi rękami. Dlatego Shion nie chciał tego zniszczyć. Nie chciał zmarnować jej całego życia tak, jak to zrobił cztery lata temu. Nie chciał jej w nic zamieszać po raz drugi.
Shion rzucił się na łóżko. Poczuł mdły chłód i głuchy ból z tyłu czaszki. Kiedy zamknął oczy, zaśnieżone obrazy przebiegły mu przed oczami. Zielony nalot, porzucona sałata, różowa koszulka, twarz Safu. Chcę seksu. Mysz, która wspięła się po jego ciele. Wciąż taki jak zawsze. Środek jego ciała się nagrzewał. Bicie serca przyspieszyło. To nie był sen. To nie była iluzja. Nezumi tam był, pośród tłumu ludzi na stacji. Ta przelotna obecność, którą zauważyłeś.
– Idiota. – mruknął, wypuszczając powietrze. Czego miał się spodziewać po tak krótkim spotkaniu? Co Nezumi chciał zrobić?
Shion usiadł na łóżku. Safu na bok, czy ciało z parku i Nezumi były jakoś połączone? Tego samego dnia, kiedy odkrył zwłoki, pojawił się on. Był jakiś związek? Jeśli rzeczywiście był, jak oni...
Dzwonek przerwał jego myśli. Komórka w jego Karcie Identyfikacyjnej dzwoniła. To nie było możliwe. Wiedział, że nie było takiej możliwości, żeby to był Nezumi, ale jego serce zabiło szybciej. Drżące palce wyciągnęły kartę. Białe litery świeciły, ukazując napis – Safu. Dotknął przycisku odbierania, a ekran wyświetlił jej twarz.
– Shion, spałeś już?
– Ach... Em, nie.
Zapomniał. Powinien był oddzwonić i dokończyć pożegnanie, które przerwał.
– Safu, przepraszam za tamto. Ja...
– Ta osoba była dla ciebie ważna, co?
– Eh?
Twarz Safu wygięła się w krzywym uśmiechu. Była jednocześnie spokojna i piękna.
– Nigdy wcześniej cię takiego nie widziałam. Wiesz jaką miałeś minę?
– Eh? Czekaj… Wyglądałem aż tak źle?
– W sumie, to było nawet interesujące. Cały czas mnie to bawiło. Na początku byłam zdziwiona, a potem… Cóż, zobaczmy, jak mogłabym to nazwać? Radość? Może urzeczenie. Wystarczyło, żebym nie mogła myśleć o niczym innym. A ty wybiegłeś ze stacji, zostawiając mnie samą. Smutna historia, co? Wiem.
– Tak mi przykro. Nie potrafię ci tego wynagrodzić.
– Ja to powiem. Nie ma za co. Mimo wszystko, mogłam zobaczyć twoje nowe oblicze – nigdy nie widziałam cię takiego. Więc, Shion, kto sprawia, że tak wyglądasz? Była dla ciebie taka ważna, że porzuciłeś wszystko inne i za nią pobiegłeś?
– Tak.
Był nawet zaskoczony swoim szybkim potwierdzeniem.
– Em, Safu, nie zrozum mnie źle. To nie była moja dziewczyna ani nic takiego. Eh… Naprawdę nie potrafię tego dobrze wytłumaczyć, ale...
– Poza tym, pierwszy raz wydajesz się mieć problemy z wyjaśnieniem czegoś. Nie szkodzi, jeśli masz dziewczynę. Nie przeszkadza mi jeśli już ktoś ci się podoba. ...Nie, to było kłamstwo. Spójrz na mnie, zawsze próbuję zachować twarz, niezależnie od sytuacji. To mój zły nawyk.
– Nieprawda – odpowiedział Shion. – Zawsze jesteś ze sobą szczera.
– Tylko przed tobą. Nie zauważyłeś? – Safu kontynuowała, a jej mina zrobiła się poważna.
– Safu, naprawdę... Dbaj o siebie. Kiedy się spotkamy za dwa lata...
– Kocham cię, Shion. Bardziej niż kogokolwiek innego.
Rozłączyła się, nie czekając na jego odpowiedź. Słyszał jak deszcz uderza ziemię. Wydawało mu się, że widział jakiś ruch w kącie pokoju.
– Nezumi?
Pośród worków mąki i cukru, przechowywanych w jego piwnicy, jedynym dźwiękiem, jaki rezonował, było stukanie kropli deszczu. Shion skulił kolana i siedział cicho w ciemnościach, nasłuchując niekończące się siąpienie wody. Deszcz nie wydawał się ani ustępować, ani nasilać, po prostu padał przez resztę nocy.
==Koniec rozdziału 2==
((I drugi rozdział również poprawiony~~ Dzięki Bogu (albo Aniołowi Wybawicielowi), już mnie denerwowało to "Sion" z ust Safu... Aż chce się szybciej tłumaczyć, coby zdechła już, cholera jedna...))
E tam, zaraz doskonała~. xD
OdpowiedzUsuńDziękować za kolejny rozdział ^^ Ja już chcę następny! xD
OdpowiedzUsuńWow! Jestem pod wrażeniem, świetne tłumaczenie !:-> A poza tym tak się cieszę, że znalazłam tą powieść po polsku :D Strasznie chciałam ją przeczytać, a tu jak gwiazdka z nieba :))
OdpowiedzUsuńDziękuję za Twoją pracę ^___^
Moja motywacja osiąga nieznane wcześniej poziomy *-* postaram się przetłumaczyć trzeci rozdział do piątku, muszę się jeszcze na konkurs uczyć, więc użyję na to cały swój wolny czas, ale warto *-*
OdpowiedzUsuńNie przeczytałam całego, ale powiem tyle: świetnie tłumaczysz. Powodzenia w dalszym tłumaczeniu i na konkursie. :3
OdpowiedzUsuńTak dokładam się do tego co wyżej ^^ Powodzenia na konkursie! :D
OdpowiedzUsuńAch, mówiąc, że przetłumaczę to do piątku mam na myśli, że w piątek oddam to prawdopodobnie do korekty, więc będzie może jakoś w sobotę ._.
OdpowiedzUsuńspokojnie ^^ poczekamy
OdpowiedzUsuńBoże! Już nie mogę się doczekać *-* jak ja kocham tą serię a dzięki Tobie mogę to kontynuować. Dziękuję z całego serca!!
OdpowiedzUsuńJak. Ja. Nie cierpię. Safu! Nie mam pojęcia co dokładnie mnie w niej tak wkurza, ale mam wrażenie, że jest nienormalna i niezwykle irytująca.
OdpowiedzUsuńW trzecim akapicie wydaje mi się, że jest błąd. Jest tam "Sałata ta była owocem pracy ów człowieka.", a wydaje mi się, że powinno być "owego człowieka".
OdpowiedzUsuńP.S. Dzięki tobie moje życie stało się piękniejsze ;) Byłam zauroczona anime, więc sięgnęłam po mangę (po angielsku i jest dodanie tylko do 21 rozdziału, więc nie skończyłam ;\),będę zamawiać mangę po polsku (a już na jesień będzie <3). Potem odkryłam, że to nowela ;) Dziękuje, że podjęłaś się tłumaczenia, jest to pięknie napisane prozą (w szkole mam same wiersze ;\)
Dziękuję ;)
– Ministerstwo Bezpieczeństwa długo cię męczyło? – Safu spojrzała na niego. Krótko przycięte włosy okalały jej delikatną twarz i wielkie oczy. Ona także była jedną z osób, które osiągnęły najlepszy wynik podczas swojego Dziecięcego Egzaminu. Była jedną z kilku osób z klasy, z którymi uczyłem się do dziesiątego roku życia. A obecnie, w wieku lat szesnastu, była jedyną osobą z którą Shion był w bliskich stosunkach. Jej specjalizacją byłą fizjologia i miała niedługo jechać na wymianę do innego miasta.
OdpowiedzUsuń"z którymi uczyłem" - pierwsza osoba, a tu nie ma narracji pamiętnikarskiej, więc podejrzewam, że to błąd
Shion rzucił się na łóżko. Poczuł mdły chłód i głuchy ból z tyłu czaszki. Kiedy zamknął oczy, zaśnieżone obrazy przebiegły mu przed oczami. Zielony nalot, porzucona sałata, różowa koszulka, twarz Safu. Chcę seksu. Mysz, która wspięła się po jego ciele. Wciąż taki jak zawsze. Środek jego ciała się nagrzewał. Bicie serca przyspieszyło. To nie był sen. To nie była iluzja. Nezumi tam był, pośród tłumu ludzi na stacji. Ta przelotna obecność, którą zauważyłeś.
OdpowiedzUsuńZauważyłeś - znów I osoba w środku narracji III- osobowej. Jeśli są to myśli, powinny być oddzielone akapitem.
Kocham Cię za tłumaczenie tego ♡
OdpowiedzUsuńpisze to 10 lat po publikacji, fakt, ale jestem niezmiernie wdzieczna za to tlumaczenie!!!!
OdpowiedzUsuń