Staram się dodawać nowe posty w niedziele. Staram się.



Zakończono tłumaczenie No.6.


Dziękujemy za wszystkie podziękowania. To był miły rok z hakiem. I późniejszy rok. I chyba jeszcze jeden. Te dwa późniejsze składały się z czytania Waszych komentarzy. I tak dzięki.

(Do pań profesor jeśli przypadkiem odwołam się do tego na maturze: przepraszam, ja naprawdę tłumaczyłam to w gimnazjum. Ale prawdziwa książka istnieje. Obiecuję.)


Wszystkie rozdziały można znaleźć w zakładce ,,No.6''/,,No.6 Beyond''.


Kup powieść i mangę w oryginale, wspomóż panią Asano.


Tłumaczenie: Kuroneko
Korekta: Ayo, Dżun

niedziela, 4 grudnia 2011

Tom I: Rozdział 1


((Gwoli wyjaśnienia: Nezumi (ネズミ) znaczy mysz, szczur, ale wolę tego nie tłumaczyć. W oryginale brzmi lepiej. Shion natomiast (紫苑) to nazwa astra, Aster tataricus. Można sobie wstukać w google. To chyba tyle.))






Rozdział 1


Szczur ociekający deszczem.

            Nezumi był w tunelu. Cicho odetchnął, kryjąc się w cieniu. Poczuł nikły zapach wilgotnej pleśni. Ostrożnie poruszał się naprzód, centymetr za centymetrem. Przejście, do którego zmierzał, zwężało się, nie dopuszczając do środka nawet światła. W sam raz, żeby Nezumi mógł się nim przecisnąć. Nigdzie nie było widać pojedynczego promienia, jednak dusza chłopca była dzięki temu nawet spokojniejsza. Lubił ciemne, ciasne miejsca. W takich właśnie żadne większe od niego, żywe stworzenie nie mogło po niego przyjść i go schwytać. Natychmiast po wejściu do tuneliku uspokoił się i poczuł ulgę. Odczuwał co prawda tępy ból w ramieniu, ale coś takiego nie wystarczyło, by go rozproszyć. Problemem była raczej ilość krwi, która stracił. Rana nie była zbyt głęboka. Tylko niewielkie zadrapanie. Krew powinna już zacząć krzepnąć, a krwotok się zatrzymywać. Jednak mimo to, wciąż... Czuł ciepłą ciecz, spływającą po skórze. Nadal krwawił.

            "Środek przeciwzakrzepowy. Musieli pokryć nim nabój."

            Nezumi przygryzł wargę. Potrzebował czegoś do zatamowania krwotoku. Trombiny albo sproszkowanego glinu... Nie, nawet nie tego. Wystarczyłaby odrobina czystej wody do przemycia rany.


Jego nogi się ugięły. Zawroty głowy wzięły górę. 


            "Niedobrze."

            Był przekonany, że mdlał od utraty krwi. Jeśli rzeczywiście dlatego, byłoby naprawdę źle. Niedługo nie byłby w stanie w ogóle się poruszać.

            "Może nie powinienem się tym przejmować." – usłyszał głos w swojej głowie.

            Może nie byłoby aż tak źle. Skuliłby się, niezdolny do ruchu, owiany wilgotną ciemnością. Zdrzemnąłby się, aby zasnąć długim snem – spokojną śmiercią. To by nie bolało, nie aż tak bardzo. Mógłby czuć jedynie lekki chłód.

            Nie, to by było zbyt proste. Raczej jego ciśnienie by spadło, miałby problemy z oddychaniem, jego kończyny byłyby sparaliżowane... Oczywiście, że nie byłoby bezboleśnie. 

            "Chcę spać."

            Był zmęczony. Zmarznięty. Ranny. Nie mógł się już ruszać. Powiedział sobie, że musi to znieść jeszcze tylko przez chwilę. Że lepiej ustać niż uczestniczyć w bezowocnej walce. Byli ludzie, którzy go ścigali, ale nie było nikogo, kto by go uratował. Więc powinien po prostu zakończyć swoje życie. Skulić się tu i zasnąć. Po prostu się poddać.

            Jego stopy wciąż poruszały się naprzód. Dłonie opierały się o ściany. Nezumi zmusił się do uśmiechu. Głos w jego głowie mówił mu, żeby się poddał, ale jego ciało nadal zawzięcie nie dawało za wygraną. Jakże kłopotliwe było to wszystko. 

            "Została godzina. Nie, trzydzieści minut."

            Trzydzieści minut – tyle czasu mu zostało, zanim nie będzie mógł się już poruszać. W tym czasie musiał zatrzymać krwawienie i znaleźć miejsce na odpoczynek. Jedyne warunki, jakie musiał spełnić, aby przeżyć.

            Poczuł ruch w powietrzu. Mrok rozciągający się przed nim zaczął się powoli rozjaśniać.               Pieczołowicie stawiał kolejne kroki. Wynurzył się z wąskiego, ciemnego korytarza na szerszą przestrzeń, otoczoną białymi, betonowymi ścianami. Nezumi wiedział, że była to część tunelu kanalizacyjnego, używanego kilkanaście lat temu, pod koniec dwudziestego wieku. W przeciwieństwie do części miasta wznoszącej się nad ziemią, podziemne kanały nie były utrzymywane w zbyt dobrym stanie. Większość z nich została pozostawiona w takim, w jakim była w poprzednim stuleciu. Ten tunel był po prostu jednym z tych porzuconych i zapomnianych. Nie mógł marzyć o lepszym miejscu. Zamknął oczy i przypomniał sobie mapę No. 6, którą ukradł z komputera Zakładu Karnego. 

            Istniała duża szansa, że tunel ten był porzuconą ścieżką k0210. Jeśli tak było, powinien się znajdować w pobliżu wysokodochodowej dzielnicy zwanej Chronos. Oczywiście, droga mogła równie dobrze prowadzić do ślepej uliczki. Ale jeśli zdecydował się żyć, poruszanie się naprzód było jego jedyną opcją. Nezumi, w swoim obecnym stanie, nie miał ani wyboru, ani czasu na gdybanie. 

            Powietrze przyspieszyło. Nie było już zatęchłe i mokre jak wcześniej, ale świeże, niosące ze sobą mnóstwo wilgoci. Przypomniał sobie, że na zewnątrz okropnie padało. Ten korytarz na pewno był połączony z powierzchnią.

            Nezumi odetchnął głęboko, wdychając zapach deszczu.




***



                7 września 2013 roku – moje dwunaste urodziny. Tego dnia tropikalny niż albo huragan, który rozwinął się tydzień temu na południowo–zachodniej części Północnego Oceanu Pacyficznego, skierował się na północ, przybierając na sile, dopóki nie uderzył prosto w miasto No. 6.

            To był najlepszy prezent, jaki kiedykolwiek dostałem. Byłem przepełniony ekscytacją. Było dopiero po szesnastej, ale już się ściemniało. Drzewa w ogrodzie wyginały się na wietrze, a co mniejsze gałązki łamały się pod jego naporem. Uwielbiałem trzaski, jakie przy tym wydawały. Czyste przeciwieństwo zwyczajowej atmosfery w sąsiedztwie, która prawie nigdy nie dopuszczała jakiegokolwiek hałasu. 

            Moja matka wolała mieć małe drzewka niż kwiaty i, dzięki jej entuzjastycznemu hodowaniu migdałów, kamelii i klonów, nasz ogród wyrósł na mały gaj. Ale dzięki temu dzisiejszy hałas różnił się od wszystkich, które dotąd słyszałem. Każde drzewo jęczało na swój sposób. Rozdarte liście i gałęzie uderzały o szybę, rozpłaszczały się na niej i zostawały zmiecione przez wiatr. Raz za razem porywy wiatru uderzały w okno.

            Kusiło mnie, żeby je otworzyć. Nawet tak silny wiatr jak ten nie był w stanie zbić odpornego na uderzenia szkła, a w moim pokoju, z włączonym systemem kontroli atmosfery, wilgotność i temperatura pozostawały stabilne i niezmienne. Dlatego chciałem otworzyć okno. Otworzyć je, wpuszczając powietrze, wiatr, deszcz, odmianę od rutyny. 

            Shion – wołał z interkomu głos mojej matki. – Mam nadzieję, że nie myślisz o otworzeniu okna.

            Nie myślę.

            To dobrze... Słyszałeś? Niższa część Zachodniego Bloku została podtopiona. Okropne, prawda?

            Nie brzmiała, jakby czuła się jakoś specjalnie okropnie. 

            Na zewnątrz No. 6 teren był podzielony na cztery bloki – Wschodni, Zachodni, Północny i Południowy. Większość Wschodniego i Południowego była przeznaczona na pola uprawne i pastwiska. Zapewniały one produkcję 60% wszystkich produktów rolnych i 50% produktów pochodzenia zwierzęcego. Na północy zaś znajdowały się połacie gór i lasów, będące pod całkowitą obserwacją Centralnego Komitetu Administracyjnego. 

            Bez zgody Komitetu nikt nie mógł wejść na ten teren. Nie żeby ktoś stąd w ogóle chciał zapuścić się w dzicz, będącą całkowicie poza kontrolą człowieka. 

            W centrum miasta znajdował się ogromny park zajmujący ponad jedną szóstą całej powierzchni No. 6. Tylko tam można było doświadczyć zmian pór roku i spotkać się z setkami gatunków małych zwierząt i owadów, które przystosowały się do nowego środowiska. 

            Zdecydowana większość mieszkańców zadowalała się przyrodą w parku. Ja nie przepadałem za nią specjalnie. A zwłaszcza nie lubiłem budynku Ratusza, majaczącego pośród mgły pośrodku parku. Miał pięć pięter podziemnych, dziesięć nadziemnych i był w kształcie kopuły. No. 6 nie miało żadnych drapaczy chmur, więc może budynek ten był trochę wyolbrzymiony. W każdym razie, spoglądanie na niego dawało złowieszcze uczucie. Niektórzy nazywali go ,,Kroplą Księżyca'', przez to, że był okrągły i biały, ale ja byłem przekonany, że wygląda bardziej jak pęcherz na skórze. Pęcherz, który wyskoczył pośrodku miasta. Miejski szpital i Ministerstwo Bezpieczeństwa stały tak blisko, jak gdyby chciały go objąć, i były ze sobą połączone korytarzami przypominającymi rury gazowe. A wszystko to otaczał zielony las. Park, miejsce ciszy i spokoju dla dobrych obywateli. Wszystkie rośliny i zwierzęta przystosowane do jego środowiska były monitorowane przez każdą sekundę, i wszystkie kwiaty, i owoce, i małe żyjątka z każdego rejonu parku o każdej porze były skrzętnie nagrywane. 

            Obywatele mogli znaleźć najlepsze miejsca i pory dnia czy roku do obserwowania tego wszystkiego dzięki miejskiemu systemowi usług. Posłuszna, idealna natura. Ale nawet ona mogła się wściec któregoś dnia. Tak jak dziś. Mimo wszystko, to jednak był huragan. 

            Gałąź, pełna zielonych liści, nadal rozpłaszczała się na oknie. Poryw wiatru robił dokładnie to samo, a jego ryk odbijał się w powietrzu przez pewien czas. Myślałem, że chociaż to będę mógł usłyszeć. Dźwiękoszczelna szyba skutecznie odcinała mnie od wszelkich hałasów z zewnątrz. Chciałem słyszeć, poczuć ten gniewny wiatr. Prawie bez zastanowienia otworzyłem okno na oścież. Wiatr i deszcz wdarły się do środka, wypełniając pokój. Wiatr dudnił, jakby pochodził z głębi Ziemi. To był ryk, którego już bardzo dawno nie słyszałem. Ja także wyciągnąłem ręce przed siebie i zacząłem krzyczeć. Dźwięk rozpraszał się wśród burzowych powiewów, więc nie docierał do niczyich uszu. A ja nadal krzyczałem, bez żadnego powodu. Krople deszczu wpadały mi do gardła. Wiedziałem, że to było dziecinne, ale nie mogłem przestać. Zaczęło padać jeszcze mocniej. Jakże ekscytujące byłoby zdjąć ubranie i rozpłynąć się w tym deszczu. Spróbowałem sobie wyobrazić siebie nagiego, biegającego wokół w gwałtownej burzy. Na pewno zostałbym uznany za szalonego. Ale to nadal było nieodpartą pokusą. Jeszcze raz otworzyłem usta, połykając kropelki wody. Chciałem zdławić ten dziwny impuls. Bałem się tego, co się we mnie czaiło. Doszło do mnie, że byłem przytłoczony hałaśliwą, dziką falą emocji. 

            Złam to.

            Zniszcz to.

            Zniszcz co?

            Wszystko.

            Wszystko?

            Włączył się alarm. Powiadamiał mnie, że warunki atmosferyczne w pokoju się pogarszały. W najgorszym wypadku okno samo by się zamknęło. Rozpoczęłyby się osuszanie i kontrola temperatury, a wszystkie mokre rzeczy w pokoju, wliczając w to mnie, zostałyby natychmiastowo wysuszone. Otarłem moją mokrą twarz w zasłonę i skierowałem się do drzwi, by wyłączyć system kontroli powietrza.

            Co by się stało, gdybym tamtego dnia posłuchał alarmu? Czasem nadal się nad tym zastanawiam. Jeśli zamknąłbym okno i wybrał wysuszenie się i zostanie w moim wygodnym pokoju, moje życie byłoby całkowicie inne. Nie żałuję tego, nic z tych rzeczy. Po prostu się nad tym zastanawiam. Mój pieczołowicie kontrolowany aż do tamtego dnia świat zmienił się przez jeden maleńki zbieg okoliczności – 7 września 2013 roku, w trakcie burzy, otworzyłem okno. To bardzo osobliwa myśl. 

            I jako że nie mam jakiegoś konkretnego boga, w którego wierzę, są chwile, kiedy po prostu jestem przekonany, że istnieje coś takiego jak ,,wola wyższa''.

            Wyłączyłem przełącznik. Dźwięk alarmu zamilkł. Cisza nagle wypełniła pokój. 

            Heh. 

            Usłyszałem słaby śmiech za plecami. Instynktownie odwróciłem się, a moje usta wydały z siebie cichy krzyk. Stał za mną chłopiec przemoczony do suchej nitki. Chwilę zajęło mi zdanie sobie sprawy z tego, że to rzeczywiście był chłopiec. Jego włosy, spływające na ramiona, prawie całkowicie ukrywały twarz. Szyja i ręce, wyrastające z koszulki na krótkim rękawku, były szczuplutkie. Z początku nie mogłem stwierdzić ani jakiej był płci, ani czy był naprawdę młody czy może po prostu starszy niż wyglądał. Moje oczy i myśli były zbyt skupione na jego pokrytym czerwienią lewym ramieniu, by myśleć o czymkolwiek innym.

            To był kolor krwi. Nigdy nie widziałem jeszcze kogoś krwawiącego tak obficie jak on. Odruchowo wyciągnąłem ku niemu swoją dłoń. Jego sylwetka rozpłynęła się tuż przed moimi oczami. W tym samym momencie poczułem uderzenie i zostałem przyciśnięty do ściany z niewiarygodną siłą. Poczułem lodowatą skórę na szyi. Pięć palców zaciskających się wokół mojego gardła. 

            Nie ruszaj się – powiedział.

            Był ode mnie niższy. Dusząc się, zdołałem lekko wygiąć głowę, żeby spojrzeć w jego oczy. Były ciemne, a zarazem błyszczące i szare. Nigdy wcześniej nie widziałem takiego koloru. Jego palce zacisnęły się bardziej. Nie wyglądał na silnego, ale całkowicie mnie obezwładnił. To nie było coś, co mogłaby zrobić zwyczajna osoba. 

            Widzę... – zdołałem zaczerpnąć powietrza – że jesteś do tego przyzwyczajony...

            Para szarych oczu nie miała zamiaru nawet mrugnąć. Wbijały we mnie spojrzenie, połyskując niczym łagodna, spokojna powierzchnia oceanu, a ja nie potrafiłem odczytać z nich żadnych emocji, strachu czy morderczych intencji. Spoglądały na mnie bardzo cichym, pozbawionym wyrazu spojrzeniem. Mogłem zobaczyć w nich odbicie swojej własnej paniki. 

            Opatrzę twoją ranę – powiedziałem, oblizując wargi. – Jesteś ranny, prawda? Opatrzę cię.

            Uchwyt wokół mojej szyi rozluźnił się nieco.

            Shion.

            Głos mojej matki ponownie wydobył się z interkomu.

            Masz otwarte okno, prawda?

            Nabrałem powietrza. Czułem się dobrze. Wszystko było dobrze, przywoływałem się do porządku. Mogłem mówić normalnym głosem.

            Okno?… Ach, tak, jest otwarte.

            Przeziębisz się, jeśli go nie zamkniesz.

            Wiem.

            Usłyszałem jej śmiech po drugiej stronie urządzenia. 

            Kończysz dzisiaj dwanaście lat, a nadal zachowujesz się jak małe dziecko.

            Tak, wiem... Ach, mamo?

            Tak?

            Mam referat do napisania, mogłabyś zostawić mnie na chwilę samego?

            Referat? Czy twój ,,Specjalny Program dla Uzdolnionych'' aż tyle od ciebie wymaga?

            Huh? A... Wiesz, od początku będzie dużo nauki.

            Rozumiem... Nie przemęczaj się. Zejdź potem na dół, na kolację.

            Zimne palce odsunęły się od mojego gardła. Moje ciało znowu mogło się poruszać. Wyciągnąłem dłoń, żeby zrestartować kontrolę powietrza. Upewniłem się jeszcze, że wyłączyłem system bezpieczeństwa. Gdybym tego nie zrobił, intruz zostałby wykryty jako obcy obiekt i włączyłby się alarm. Jeśli osoba zostałaby rozpoznana jako oznakowany obywatel No. 6, nic by się nie stało, ale jakoś nie mogłem sobie wyobrazić tego przemoczonego stworzenia posiadającego obywatelstwo. 

            Okno zamknęło się, a ciepłe powietrze zaczęło napływać do pokoju. Szarooki chłopiec lekko upadł na kolana, opierając się o łóżko. Wypuścił z siebie długi, głęboki oddech. Słabł z każdą sekundą. Szybko wziąłem apteczkę. Najpierw sprawdziłem jego puls, a potem rozdarłem koszulkę i zacząłem przemywać ranę.

            To...

            Nie mogłem zrobić nic poza tępym wgapianiem się. Nigdy nie spotkałem się z tym rodzajem rany. Wyciąłem płytki krążek w skórze, blisko jego stawu ramiennego. 

            Rana postrzałowa?

            Taa – odpowiedział wymijająco. – Ale spudłowali. Jak to się fachowo nazywa? Otarcie skóry?

            Nie jestem fachowcem, jedynie zwykłym uczniem.

            ,,Specjalnego Programu dla Uzdolnionych''? 

            W sumie zaczynam za miesiąc.

            O, wysokie IQ, co?

            Dało się słyszeć sarkazm w jego głosie. Przestałem przyciskać gazę do jego rany i spojrzałem mu w oczy.

            Żartujesz sobie ze mnie?

            Żartuję? Akurat kiedy mnie opatrujesz? Nigdy. To jaką masz specjalizację?

            Odpowiedziałem, że ekologię. Niedawno zostałem przyjęty do tego programu. Ekologia. To miało akurat najmniej wspólnego ze sposobem leczenia rany postrzałowej. To było moje pierwsze takie doświadczenie. Byłem trochę podekscytowany. Co powinienem zrobić najpierw? Zdezynfekować, opatrzyć... A, tak, miałem zatrzymać krwawienie.

            Co ty robisz?

            Spojrzał na mnie, wyciągającego strzykawkę z apteczki, i przełknął ślinę.

            Miejscowe znieczulenie. Dobrze, to będzie tutaj...

            Czekaj... Czekaj chwilę. Masz zamiar to zamrozić i co dalej?

            Zaszyć. 

            Podobno powiedziałem to z szerokim uśmiechem na twarzy – nie mogłem się bardziej cieszyć. Ale zauważyłem to dopiero dużo później. 

            Zaszyć?! Nie masz żadnej prymitywniejszej metody?

            To nie jest szpital. Nie mam panaceum do użytku domowego, a poza tym wydaje mi się, że rana postrzałowa sama w sobie jest dość prymitywna.

            Wskaźnik zbrodni w mieście był niewiele większy od zera. Miasto było bezpieczne, więc nie było potrzeby, by zwykły obywatel nosił przy sobie broń. A jeśli już ją miał, służyła tylko do polowań. Dwa razy do roku przepisy pozwalały na rozpoczęcie polowań. Kiedyś broń palna zwisała z ramion myśliwych, a hobbyści udawali się na wycieczki w góry. Matka ich nie lubiła. Mówiła, że nie rozumie, jak można zabijać zwierzęta dla zabawy, i nie była jedyną, której się to nie podobało. W różnych ankietach 70% społeczeństwa wyraziło swój dyskomfort względem zabijania zwierząt dla sportu. Zabijanie biednych, niewinnych zwierząt – jakże brutalne, jakże okrutne...

            Ale krwawiące ciało przede mną nie należało do lisa czy jelenia. To był człowiek. 

            Nie mogę w to uwierzyć... – mruknąłem do siebie.

            W co uwierzyć?

            Był ktoś zdolny postrzelić innego człowieka... Tylko nie mów, że ktoś z jakiegoś klubu łowieckiego postrzelił cię przez przypadek...

            Jego wargi złożyły się w uśmiechu.

            Klub łowiecki, co? W sumie chyba możesz ich tak nazwać. Ale nie postrzelili mnie przez pomyłkę.

            Wiedzieli, że strzelają do człowieka? To niezgodne z prawem.

            Myślisz? Zamiast na lisa po prostu zapolowali na człowieka. Polowanie na ludzi. Nie wydaje mi się, że to niezgodne z prawem. 

            Co masz na myśli? 

            To, że są myśliwi i jest zwierzyna. 

            Nie rozumiem, o czym mówisz.

            Zauważyłem. Nie musisz rozumieć. Więc naprawdę chcesz mnie pokłuć? Nie masz znieczulenia w sprayu, czy czegoś?

            Zawsze chciałem spróbować zrobić komuś zastrzyk.

            Zdezynfekowałem ranę i zaaplikowałem trzy dawki znieczulenia wokół wyciętego miejsca. Moje ręce trzęsły się trochę ze zdenerwowania, ale jakoś poszło. 

            Powinieneś niedługo stracić czucie, a wtedy...

            Założysz szwy.

            Dokładnie.

            Masz jakieś doświadczenie? 

            Jasne, że nie. Nie jestem na medycynie. Ale mam podstawowe wiadomości na temat zakładania szwów. Widziałem to na filmie. 

            Podstawowe wiadomości, powiadasz...

            Wziął głęboki oddech i spojrzał mi prosto w twarz. Miał blade usta, zapadnięte policzki i białą, wysuszoną skórę. To była twarz kogoś, kto nigdy nie żył ludzkim życiem. Naprawdę wyglądał jak zwierzę, na które polowano, wykończone i pozbawione miejsc do ucieczki. Ale jego oczy były inne. Były pozbawione emocji, ale czułem emanującą z nich ogromną siłę. Czy to właśnie jest żywotność?      Zastanawiałem się nad tym. Nigdy, przez całe moje życie, nie spotkałem kogoś z oczami tak wartymi zapamiętania, jak jego. I te oczy patrzyły na mnie, nawet nie mrugając.

            Jesteś dziwny.

            Czemu tak mówisz?

            Nawet nie zapytałeś, jak się nazywam.

            Ach, racja. Ale ja też się jeszcze nie przedstawiłem.

            Shion, prawda? Jak ten kwiat?

            Tak. Moja matka lubi drzewa i dzikie kwiaty. A ty jak się nazywasz?

            Nezumi.

            Huh?

            Moje imię. 

            Nezumi... to nie to.

            Nie co?

            Ten kolor oczu nie pasował do żadnego szczura. Był znacznie bardziej elegancki. Jak... niebo, które zaraz miało spaść na ziemię – czy nie wyglądały właśnie tak? Zarumieniłem się i zawstydziłem, łapiąc się na myśleniu jak jakiś kiepski poeta. Celowo podniosłem głos.

            To zaczynamy...

            Mówiłem sobie, żeby nie zapomnieć o podstawach zakładania szwów. Wszyć dwa szwy na bokach i użyć ich jako podstawy do przeciągnięcia kolejnych nici... Muszą być połączone z jak największą precyzją... W wypadku robienia większych szwów...

            Moje palce lekko się trzęsły. Nezumi w ciszy spoglądał na moje paznokcie. Byłem nerwowy, ale jednocześnie trochę podekscytowany. Wprowadzałem w życie to, co przeczytałem w podręczniku. To było niesamowite.

            Założyłem szwy. Przycisnąłem kawałek gazy do rany. Kropla potu spłynęła po moim czole. 

            Jesteś bystry.

            Jego czoło także błyszczało od potu. 

            Mam po prostu sprawne dłonie.

            Nie tylko dłonie. Także mózg. Masz tylko dwanaście lat, prawda? I idziesz na ,,Specjalny Program dla Uzdolnionych'' na najlepszym instytucie edukacyjnym. Jesteś super elitą.

            Tym razem nie było w jego słowach ani odrobiny sarkazmu. Ani odrobinki. W ciszy odłożyłem gazę i przybory do apteczki.

            Dziesięć lat temu dostałem najwyższy możliwy wynik w miejskim teście inteligencji dla dwulatków. Miasto zapewniało każdemu z najwyższymi zdolnościami umysłowymi czy sportowymi najlepszą edukację, jaką mógł sobie wymarzyć. Do dziesiątych urodzin uczęszczałem na zajęcia w klasach wyposażonych w najnowsze udogodnienia, pośród innych osób takich jak ja. Pod okiem elity spośród najlepszych nauczycieli dostaliśmy solidne i dokładne podstawy edukacji, po czym każdy z nas otrzymał własnego instruktora, aby przenieść się na przypisaną nam specjalizację. Od dnia, w którym otrzymałem wynik mojego testu inteligencji, moja przyszłość była mi obiecana. Była niezniszczalna. Żadna siła nie miała prawa jej zmienić. A przynajmniej tak powinno być.

            Łóżko wydaje się być całkiem wygodne... – mruknął Nezumi, nadal na nim leżąc. 

            Możesz się przespać. Tylko przebierz się najpierw. 

            Wyciągnąłem czyste ubranie, ręcznik i pudełko antybiotyków i położyłem je na kolanach Nezumiego. Potem pomyślałem, że mógłbym zrobić gorącą czekoladę. Miałem w pokoju dosyć małych sprzętów kuchennych, żeby zrobić coś ciepłego do picia.

            Modne to to nie jest, nie? – westchnął Nezumi, podskubując pled grubej koszuli. 

            Na pewno bardziej niż brudna, podarta i zakrwawiona koszulka.

            Podałem mu kubek czekolady. Po raz pierwszy tamtego wieczoru widziałem w jego oczach coś, co przypominało cień emocji w jego oczach. Przyjemność. Pociągnął duży łyk, po czym mruknął cicho:

            Dobre. Lepsze niż twoje szycie.

            To niesprawiedliwe porównywać jedno z drugim. Chyba wyszło całkiem nieźle jak na mój pierwszy raz. 

            Zawsze taki jesteś?

            Eh?

            Zawsze jesteś taki otwarty? Czy może to normalne dla takich wychowanych pod kloszem dzieciaków z elity, którzy nie mają pojęcia o niebezpieczeństwie? – kontynuował, trzymając kubek obiema rękami. – Możecie bez żadnych problemów po prostu być mili dla intruzów, nie czując żadnego niebezpieczeństwa czy strachu, co?

            Czuję niebezpieczeństwo. Strach też. Boję się niebezpiecznych rzeczy i nie chcę mieć z nimi nic wspólnego. Poza tym nie jestem aż tak naiwny, żeby myśleć, że ktoś, kto wszedł do mojego pokoju na pierwszym piętrze przez otwarte okno, jest pełnoprawnym obywatelem.

            Więc dlaczego?

            Właśnie. Dlaczego? Dlaczego opatrzyłem ranę intruza i nawet dałem mu gorącą czekoladę? Nie byłem zimnokrwistym potworem. Ale nie byłem też na tyle pełen współczucia i dobrej woli, żeby wyciągać rękę do każdego, kto był ranny. Nie byłem święty. Nienawidziłem mieć do czynienia z problemami i sporami. Ale wpuściłem tę osobę do środka. Jeśli władze miasta by się dowiedziały, miałbym kłopoty. Mogliby pomyśleć o mnie jak o kimś niezdolnym do oceny sytuacji. Jeśli tak by się stało...

            Moje oczy spotkały się z tymi szarymi. Wydało mi się, że widzę w nich cichy śmiech. Tak jakby mogły widzieć przeze mnie, widzieć wszystko, o czym myślałem, i śmiać się ze mnie. Ścisnąłem mój brzuch i znowu na niego spojrzałem. 

            Gdybyś był jakimś wielkim, niebezpiecznym facetem, natychmiast włączyłbym alarm. Ale byłeś niski i wyglądałeś jak dziewczyna, i jakbyś miał się zaraz przewrócić. Więc... Więc zdecydowałem cię opatrzyć. Poza tym...

            Poza tym?




            ,,Poza tym twoje oczy miały kolor, jakiego nigdy wcześniej nie widziałem. I patrzyły prosto na mnie''.




            – Poza tym... Zawsze chciałem wiedzieć, jakie to uczucie zakładać komuś szwy. 


            Nezumi wzruszył ramionami i wypił resztę swojej czekolady. Wierzchem dłoni otarł resztki znad ust i oparł się ręką o pościel.


            – Naprawdę mogę iść spać?


            – Jasne.


            – Dziękuję.

            To były pierwsze słowa wdzięczności, jakie od niego usłyszałem od momentu, w którym wszedł do mojego pokoju.



***

                Moja matka siedziała na kanapie w salonie, zapatrzona w płaski telewizor, zamontowany na ścianie. Kiedy zauważyła, że wszedłem do pomieszczenia, wskazała palcem na ekran. Dziennikarka o długich, prostych włosach ostrzegała wszystkich mieszkańców Chronosu.

            Więzień uciekł z Zakładu Karnego w Zachodnim Bloku i był widziany po raz ostatni, kiedy wślizgiwał się na teren Chronosu. Dzięki huraganowi cały obszar został zamknięty tej nocy. Każdy mieszkaniec miał zakaz wychodzenia z domu, chyba że w specjalnych okolicznościach.

            Twarz Nezumiego pojawiła się na ekranie. Pod zdjęciem zamieszczono napis ,,VC103221'' świecący się czerwonymi znakami.

            VC...

            Włożyłem łyżkę ciasta do ust. Każdego roku, bez wyjątku, moja matka piekła ciasto wiśniowe na moje urodziny. Dlatego że ojciec przyniósł je do domu w dniu, w którym się urodziłem. 

            Z tego co mówiła, mój ojciec był beznadziejnym przypadkiem, rozwiązłym w wydawaniu pieniędzy i spędzaniu czasu z kobietami, ale bardziej niż do czegokolwiek innego był przywiązany do butelki – był tylko o krok od zostania alkoholikiem. Któregoś dnia wrócił pijany do domu, niosąc ze sobą trzy ciasta wiśniowe, które były tak pyszne, że mama chciała przypominać sobie ich smak co roku, 7 września.             Rodzice rozwiedli się dwa miesiące później. Dlatego właśnie, niestety, nie mam żadnych wspomnień z moim ojcem na skraju alkoholizmu. Ale nie zaznałem nigdy ciężkich warunków. Kiedy otrzymałem wyniki testu inteligencji, ja i matka zyskaliśmy prawo do zamieszkania w Chronosie, z zapewnionymi najlepszymi warunkami do życia, wliczając w to ten skromny, ale doskonale wyposażony dom. Po prostu nie było tam czegoś takiego jak ,,ciężkie warunki''.

            Przypomniałam sobie, że system bezpieczeństwa w ogrodzie nadal jest wyłączony. Nic się nie stanie, jeśli go tak zostawię, prawda?

            Mama powoli się podniosła. Ostatnio sporo przytyła i wyglądało na to, że poruszanie się sprawiało jej problem.

            Rwie mnie w szyi na samą myśl o tym czymś. Nawet kot przeskakujący nad płotem go włącza, a ludzie z Ministerstwa Bezpieczeństwa przychodzą za każdym razem to sprawdzić. Same problemy.

            Prawie wprost proporcjonalnie do przyrostu jej wagi zaczynała coraz częściej używać słów ,,rwanie w szyi''.

            Ale spójrz no na niego, jest taki młody. VC... Ciekawe, co takiego zrobił.

            VC. V Chip. Skrót od angielskiego ,,Violence–Chip'', oryginalnie używany jako nazwa półprzewodnika, służącego w Ameryce do cenzorowania telewizji. Dzięki niemu dostępna była w telewizorach opcja niewyświetlania drastycznych czy brutalnych scen. O ile dobrze pamiętam, ta nazwa została użyta po raz pierwszy w 1996, w poprawce Aktu Telekomunikacyjnego.

            Ale w No. 6 VC znaczyło coś znacznie gorszego. Sprawcy i ludzie zamieszani w morderstwa, rozboje, pobicia i inne brutalne przestępstwa mieli zaszczepiany taki chip w ciałach. To pozwalało komputerom znać ich miejsce pobytu, stan, a nawet wahania emocjonalne podejrzanych. VC było terminem, którym nazywaliśmy brutalnych kryminalistów.

            ,,Ale jak wyciągnął chip?''

            Gdyby VC nadal był w jego ciele, zostałby natychmiast odnaleziony przez miejskie systemy namierzania. Złapanie go powinno być proste bez zwracania niczyjej uwagi. Nadanie w mediach wiadomości o jego ucieczce i zakaz wstępu na teren Chronosu mogło znaczyć tylko to, że nadal nie byli w stanie go odnaleźć. 

            ,,Czy tamta rana postrzałowa była...? Nie, to niemożliwe''.

            Nigdy nie widziałem tego rodzaju rany, ale mogłem stwierdzić z całkowitą pewnością, że powstała od strzału z dystansu. Jeśli sam spróbowałby wydłubać sobie chip spod skóry ramienia, rana byłaby poważniejsza, z zapaleniem wokół i w ogóle. O wiele poważniejsza.

            Raczej nudno, co? Szkoda, zwłaszcza że to twój specjalny dzień – westchnęła, posypując kawałkami pietruszki gulasz w spoczywającym na środku stołu garnku . ,,Nudny'' było kolejnym słowem, którego używała wtedy znacznie częściej.

            Ja i moja matka byliśmy do siebie bardzo podobni. Oboje byliśmy trochę przewrażliwieni i nie lubiliśmy za bardzo udzielać się społecznie. Ludzie w okolicy byli mili, tak mili, że nie można było powiedzieć o nich złego słowa. Moi koledzy z klasy, obywatele wokół nas byli genialni, inteligentni i dobrze wychowani. Nikt nie podnosił głosu, żeby kogoś obrazić, ani nie traktował innych wrogo. Nie było dziwnych czy wyobcowanych ludzi. Każdy prowadził tak pedantycznie zdrowy tryb życia, że nawet lekko okrągła figura mojej matki była rzadkością. W tym spokojnym, stabilnym i jednolitym świecie, gdzie wszyscy byli tacy sami, matka stawała się grubsza z każdym swoim ,,rwaniem w szyi'' czy ,,nudnym''; zacząłem zauważać, że sposób bycia innych ludzi wywiera na mnie jakąś presję.

            Złam to.

            Zniszcz to.

            Zniszcz co?

            Wszystko.

            Wszystko?

            Łyżeczka wyślizgnęła mi się z ręki i ze szczękiem opadła na podłogę.

            Co z tobą? Byłeś myślami gdzieś daleko – mama przyjrzała mi się ciekawie. Jej okrągła twarz wygięła się w uśmiechu. – Rzadko ci się to zdarza, Shion. Umyć łyżeczkę?

            Ach, nie. Nie szkodzi – odwzajemniłem uśmiech. 

            Moje serce biło tak szybko, że trudno mi było oddychać. Wypiłem duszkiem szklankę wody. Rany postrzałowe, krew, VC, szare oczy. Czym były te wszystkie rzeczy? Nie istniały w moim świecie aż do teraz. Jaki miały cel, tak nagle wchodząc z butami w moje życie?

            Miałem przeczucie. Przeczucie nadciągającej zmiany. Tak jak wirus, który dostaje się do organizmu i mutuje go albo niszczy, wydawało mi się, że to zdarzenie zmieni świat, w którym żyłem, aby całkowicie go zniszczyć.

            Shion? Naprawdę, co w ciebie wstąpiło? – Mama znowu patrzyła na mnie z zaniepokojeniem.

            Wybacz, mamo. Zastanawia mnie mój referat. Zjem w swoim pokoju – skłamałem, po czym podniosłem się.






            – Nie zapalaj światła – rozkazał mi niski głos, kiedy tylko wszedłem do pomieszczenia. Nie lubiłem ciemności, więc zwykle zostawiałem światła włączone. Ale teraz wszystko spowijała czerń.


            – Nic nie widzę.


            – Nie musisz. 


            Ale jeśli nie mogłem widzieć, nie mogłem się poruszać. Stałem jak kołek, trzymając ciasto w rękach.


            – Coś ładnie pachnie.

            – Przyniosłem gulasz i ciasto wiśniowe.

            Usłyszałem gwizd uznania w ciemności.

            – Chcesz trochę?

            – Jasne.

            – Masz zamiar jeść po ciemku?

            – Jasne.

            Ostrożnie postawiłem stopę przed siebie. Usłyszałem cichy chichot.

            – Nie możesz nawet znaleźć drogi we własnym pokoju?

            – Nie wydaje mi się, żeby pasowało mi życie nocą, dzięki. Możesz widzieć w ciemności?

            – Jestem szczurem. Oczywiście, że potrafię.

            – VC103221.

            Wyczułem, że Nezumi zamarł w mroku.

            – Byłeś chyba we wszystkich wiadomościach. Sławny jesteś.

            – Hah. Nie wydaje ci się, że na żywo wyglądam lepiej? Hej, dobre to ciasto!

            Moje oczy przyzwyczajały się już do ciemności. Usiadłem na łóżku i zmrużyłem oczy, patrząc na niego.

            – Wszystko będzie dobrze, kiedy będziesz stąd uciekał?

            – Jasne.

            – Co zrobiłeś z chipem?

            – Nadal we mnie jest.

            – Mam go wyciągnąć?

            – Znowu chcesz mnie ciąć? Nie, dziękuję.

            – Ale...

            – Nieważne. I tak jest teraz bezużyteczny.

            – Co masz na myśli?

            – Ten cały VC to zwykła zabawka. Wyłączenie go to bułka z masłem.

            – Zabawka, mówisz...

            – Taa, zabawka. Pozwól, że ci coś powiem – całe to miasto też jest jak jedna wielka zabawka. Tania zabaweczka, ładna tylko z zewnątrz.

            Nezumi wylizał resztki gulaszu i ciasta, po czym odetchnął z zadowoleniem.

            – Więc jesteś pewien, że uciekniesz, kiedy miasto jest obserwowane?

            – Oczywiście.

            – Ale zawsze są ścisłe kontrole niezarejestrowanych osób naruszających czyjś teren. Jest pełno takich systemów dla ludzi przechodzących przez tereny takich jak ten.

            – Tak myślisz? Systemy miasta nie są takie doskonałe, jak ci się wydaje. Są pełne dziur.

            – Skąd możesz to wiedzieć?

            – Wiem, bo nie jestem częścią systemu. Wy wszyscy jesteście zaprogramowani tak, żeby wierzyć, że ten dziurawy, fałszywy bałagan jest utopią. Albo po prostu w to właśnie chcecie wierzyć.

            – Ja nie.

            – Huh?

            – Nie myślę, że to miejsce jest idealne.

            Te słowa ot tak, po prostu wypadły z moich ust. Nezumi się nie odzywał. Naprzeciwko mnie rozciągała się tylko ciemność. W ogóle nie mogłem wyczuć jego obecności. Miał racę, był zupełnie jak szczur. Nocne stworzenie ukryte w mroku.

            – Jesteś dziwny – powiedział cicho, jeszcze niższym głosem niż przedtem.

            – Serio?

            – Jesteś. To nie było coś, co powiedziałby ktoś z elity. Nie będziesz miał kłopotów, jeśli władze się o tym dowiedzą?

            – Taa. Sporych kłopotów. 

            – Po prostu zaprosiłeś do siebie uciekającego VC i nie poinformowałeś Ministerstwa. Jeśli się o tym dowiedzą, będziesz miał jeszcze większe kłopoty. Wątpię, że wypuściliby cię tak łatwo.

            – Wiem. 

            Nezumi nagle złapał mnie za ramię. Jego kościste palce wbijały się w moją skórę.

            – Na pewno? Znaczy, to nie mój problem, co się z tobą stanie, ale jeśli skończysz za kratkami z mojego powodu, nie podobałoby mi się to. Czułbym się, jakbym zrobił coś okropnego...

            – Uprzejmie z twojej strony.

            – Mama zawsze mówiła mi, żebym nie sprawiał innym ludziom kłopotu – powiedział lekko. 

            – Więc masz zamiar stąd iść?

            – Nie. Jestem zmęczony, a na zewnątrz jest huragan. W końcu znalazłem łóżko. Będę tu spać.

            – Zdecyduj się, co mówisz.

            – Tata zawsze mówił, żeby oddzielać moje maniery od prywatnych uczuć.

            – Brzmi jak wspaniały ojciec.

            Jego palce puściły moje ramię.

            – Chyba miałem szczęście, że jesteś dziwny – powiedział miękko.

            – Nezumi?

            – Hm?

            – Jak się dostałeś do Chronosu?

            – Nie powiem.

            – Uciekłeś z Zakładu Karnego i dostałeś się do miasta? To w ogóle możliwe?

            – Jasne, że możliwe. Ale nie dostałem się do No. 6 na własną rękę. Ktoś mnie wpuścił. Nie żebym chciał w ogóle się tu znaleźć. 

            – Wpuścił cię?

            – Ehe. Można powiedzieć, że byłem eskortowany. 

            – Eskortowany? Przez policję? Dokąd?

            Zakład Karny mieścił się w Zachodnim Bloku, doskonale zabezpieczonej strefie. Każdy, kto chciał wejść stamtąd do No. 6, potrzebował pisemnej zgody od ministerstwa. Ci, którzy mieli specjalne wejściówki, mogli wchodzić i wychodzić, kiedy im się podobało, ale słyszałem, że nowi pracownicy musieli czekać przynajmniej miesiąc, aż ich wnioski zostaną dopuszczone, i zazwyczaj tylko mniej niż dziesięć procent było akceptowane. Dni, w których mogli przebywać w mieście, także były surowo wyznaczane. Naturalnie, ludzie zaczęli się gromadzić w Zachodnim Bloku. Więcej ludzi czekających na swoje pozwolenia oznaczało więcej miejsc ustawionych przy drogach, w których mogli się zatrzymać czy zjeść. Coraz więcej ludzi przyjeżdżało tam pracować lub otwierać własny biznes. Nigdy wcześniej nie byłem w Zachodnim Bloku, ale słyszałem, że to bezładne, ale zdatne do życia miejsce. Wskaźnik przestępstw był tam wysoki. Większość VC zapełniających cele Zakładu Karnego pochodziła z Zachodniego Bloku. Wszystkie wiadomości o standardach tamtejszego życia były wydawane na podstawie danych o długości życia, wskaźniku przestępstw i tym podobnych. Nie ma tam czegoś takiego jak kara śmierci. Zachodni Blok był uważany za miejsce, w którym trzymano wszystkich ludzi i rzeczy o zbyt kryminalnej naturze, by wpuścić je do miasta. Więc w jakim celu przewozić VC stamtąd do miasta? Dokąd dokładnie?

            Nezumi przeczołgał się po łóżku. 

            – Prawdopodobnie do ,,Kropli Księżyca''.

            – Ratusz! – zawołałem. – Do centrum miasta? Dlaczego?

            – Nie powiem. I tak raczej nie powinieneś wiedzieć. 

            – Dlaczego nie?

            – Jestem zmęczony. Daj mi spać.

            – Czy to coś, czego nie możesz mi powiedzieć?

            – Możesz zagwarantować, że całkowicie zapomnisz to, co raz usłyszysz? Udawać, że nigdy tego nie usłyszałeś? Kłamać prosto w oczy, że niczego nie wiesz? Możesz być mądry, ale wątpię, żebyś był na tyle dojrzały. Nie potrafisz kłamać aż tak dobrze.

            – Tak mi się wydaje, ale...

            – Więc więcej mnie o to nie pytaj. W zamian ja też nikomu nie powiem.

            – Eh? O czym?

            – O tym, jak krzyczałeś z okna. 

            Widział mnie. Czułem, jak moja twarz płonie z zawstydzenia.

            – Złapałeś mnie, akurat kiedy kompletnie opuściłem gardę. Wślizgnąłem się do twojego ogrodu i zastanawiałem się, co zrobić dalej, a tu nagle okno się otworzyło, a ty wystawiłeś przez nie głowę.

            – Hej, czekaj chwilę...

            – Patrzyłem co masz zamiar zrobić, a ty zacząłeś krzyczeć. Znowu spuściłem gardę. Chyba nawet nigdy nie widziałem kogoś krzyczącego z takim wyrazem...

            – Zamknij się!

            Spróbowałem go pchnąć, ale jedynym, co czułem, była poduszka, na której leżałem. Nezumi napierał na mnie od góry. Przeciągnął rękę pod moim ramieniem i szybkim ruchem wykręcił je tak, że przylegało do moich pleców. Wspiął się na mnie i złapał obie moje ręce jedną dłonią, przeciągając je nad moją głowę. Natychmiast poczułem mrowienie i drętwienie kończyn. W ciągu sekundy zostałem złapany, obezwładniony i przykuty do własnego łóżka. Wolną dłonią Nezumi złapał łyżkę od gulaszu. Dotknął nią mojego gardła i lekko po nim przejechał. Pochylił się nade mną tak, że jego usta dotykały mojego ucha.

            – Gdyby to był nóż – wyszeptał – już byś nie żył.

            Mięśnie w moim gardle drgnęły. Zdumiewające.

            – Niesamowite. Jest jakaś sztuczka, żeby zrobić coś takiego?

            – Eh?

            – Jak możesz unieruchomić kogoś tak łatwo? Trafiłeś jakieś specjalne punkty zbiegu nerwów czy coś?

            Siła przyciskająca mnie do materacu zmniejszyła się. Nezumi zaczął trząść się nade mną ze śmiechu.

            – Nie mogę w to uwierzyć. Jesteś naprawdę śmieszny. To chyba dla was typowe – nabrał powietrza.

            Owinąłem wokół niego ramiona i włożyłem dłonie pod spód koszuli na plecach. Był gorący. Jego paląca się skóra była mokra od potu.

            – Wiedziałem... Masz gorączkę. Dam ci jakieś antybiotyki.

            – Nic mi nie jest... Po prostu chcę spać.

            – Jeśli nie zbijesz gorączki, stracisz jeszcze więcej płynów. Jesteś rozpalony.

            – Też jesteś całkiem ciepły.

            Nezumi odetchnął głęboko i mruknął nieobecnie:

            – Żywi ludzie są ciepli.

            Zasnął i niedługo później mogłem już słyszeć wydobywający się z niego cichy, równy oddech. Zanim się zorientowałem, ja także zapadłem w sen z jego gorącym ciałem w rękach.

            Kiedy obudziłem się następnego ranka, Nezumi zniknął. A koszula, ręcznik i apteczka zniknęły razem z nim.






==Koniec rozdziału pierwszego==


((Mam zamiar tłumaczyć jakoś tak co niedzielę. Nazwę miasta zostawiłam. Przy pojawianiu się kolejnych postaci (czytaj: Inukashi), nadal zostanę przy niezmienianiu oryginalnych imion ._. I dziękuję za czytanie ~(*^*)~)) 
Original: http://9th-ave.blogspot.com/p/no-6.html
((I pierwszy rozdział poprawiony w ramach WOPIS (patrz: rozdział 4), tak więc podziękowania za edycję i ułatwienie mi życia idą do Anioła Wyba... Dżun, znaczy się ^^))

((Kufufu korekta po latach (miechach w sumie nie latach ale latach lepiej brzmi xD) by Intan~~))

34 komentarze:

  1. To jest piękne i.. masz zaprzestać uczenia się i tłumaczyć dalej. D:
    Po co komu szkoła skoro jest yaoi i No.6? '^'

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się twoje tłumaczenie, przyjemnie się czyta (sama próbowałam tłumaczyć, ale jam jest ścisłowiec o ograniczonym języku). I chociaż pozostaję przy angielskiej wersji, to jeśli weźmie mnie ochota na przeczytanie tego kolejny raz, to na pewno wybiorę twój blog. c: trzymam kciuki, coby ci się tłumaczenie nie znudziło i by fanów przybyło.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. @SpicyMarmalade22 właśnie otrzymałam kolejny powód do życia *-* (byłam no-lifem przez ostatnie dni, poprawy i takie tam... jak ja kocham koniec semestru...)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. @.@ Jej... ja cię po prostu kocham! ^^ Bardzo dziękuję że tłumaczysz tą nowelkę, zawsze to łatwiej po polsku niż angielsku ;D
    Życzę ci mnóstwo chęci i czasu do dalszego tłumaczenia! xD

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie wierzę, że udało mi się znaleźć kogoś kto to tłumaczy ^^. Jesteś wielka :D. Ja się tam błędów nie naszukałam ale też niezbyt zwracam na nie uwagę podekscytowana tekstem xD. Nie mogę się doczekać dalszych rozdziałów. Będę wiernie czekać :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję! :D Tak bardzo marzyłam, by ktoś przetłumaczył tę nowelkę i proszę. Z radością wyczekuję na następne rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
  9. powiesc super, ale nie wiem dlaczego pod koniec rozdzialu wszystko sie powtorzylo do samego konca albo po prostu komputer mi nawala. Ale powiesc jest genialnie przeczytam na pewno wszystkie rozdzialy :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo ale to bardzo dziękuje Tobie za to tłumaczenie.Tak bardzo zależało mi żeby przeczytać utwór na podstawie którego powstała ta niesamowita anime"No.6" :) z całego serca zachęcam Cię do dalszej pracy nad tłumaczeniem,oczywiście z czysto egoistycznych pobudek :P ja zabieram się za czytanie następnego rozdziału i mam nadzieję że nie karzesz długo czekać na następne :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo dziękuję za tłumaczenie, świetnie się czyta :) z niecierpliwością będę wyczekiwać dalszych rozdziałów.

    OdpowiedzUsuń
  12. UWIELBIAM CIĘ!
    Dziękuję za tłumaczenie! Chciałam, jak anulak, przeczytać powieść, bo manga zdobyła z miejsca moje serce, jak i umysł - duże zasługi miał tu Nezumi ^^" - i pragnęłam zapoznać się z oryginałem. Wiele bym dała za posiadanie tego tytułu na swojej półce, na razie jednak przeczytam tylko (i aż!) w sieci. Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  13. ja też dziękuję za to, że podjęłaś się tłumaczenia. :3 przeczytałam dopiero pierwszy rozdział, ale zaraz biorę się za resztę, kyaaa!

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie mogę uwierzyć, ze ktoś podjął się tłumaczenia tej powieści! Gdybym wiedziała wcześniej, od razu wzięłabym się za czytanie. A jak na razie mam za sobą dopiero 1 rozdział i zaraz biorę się za kolejne. Jestem ciekawa jak tu wyglądają relacje między Shionem a Nezumim ( takie moje małe zboczenie ;P )- w końcu w książkach jest zawsze więcej informacji niż w ich adaptacjach ;)
    Życzę dużo wolnego czasu i chęci! I bardzo dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o, dziękuję, rozczuliło mnie to, aż się uśmiechnęłam do monitora. Cieszy mnie niezmiernie obecność nowej czytelniczki i zapraszam do umierania przy rozwalających scenach z NezuShi~.

      Usuń
  15. Czemu ja się nie natknęłam na Ciebie wcześniej! Wielkie podziękowania, jesteś wspaniała :D Zawsze chciałam to przeczytać, bo już anime obejrzałam ze 2 razy, tłumaczenie mangi śledzę na bieżąco, a teraz nowelka. Jak narazie mam za sobą pierwszy rozdział i umieram z podekscytowania. :) Jeszcze raz wielkie DZIĘ - KU - JĘ!c:

    OdpowiedzUsuń
  16. Strasznie ciesze sie, ze podjełas sie tłumaczenia! Naprawde WIELKIE DZIĘKI! ;>

    OdpowiedzUsuń
  17. Jestem naprawdę szczęśliwa że tu trafiłam: )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również~~ miłej zabawy przy chłopcach życzę~ >D

      Usuń
  18. Wielkie dzięki za poświęcony czas. Świetna robota :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Bardzo dziękuję za Twoją pracę. Dziękuję, dziękuję, dziękuję

    OdpowiedzUsuń
  20. Nawet nie wiesz jaka byłam szczęśliwa kiedy wpadłam na adres do tego tłumaczenia! ^^ Jesteś świetna! wspaniała! superhiper! po prostu najlepsza!
    Dziękuję po stokroć! <3 <3 <3 <3 ^-^

    OdpowiedzUsuń
  21. Po zakończeniu anime pozostało mi poczucie, że chcę więcej, że 11 odcinków tak genialnej produkcji, to za mało. Potem zabrałam się za mangę, świetnie mi się czytało, dopóki nie doszłam do 21 rozdziału, gdzie.. całość się tak haniebnie urywa! Uch... Niemal w rozpaczy i nerwach przeszukiwałam internety i w końcu wikipedia dała mi nadzieję. Otóż rzekła, że tak naprawdę pierwsza była powieść. Jeszcze bardziej podekscytowana, zaczęłam szukać powieści i... trafiłam tutaj :D Z całego serducha dziękuję, że tłumaczysz tę powieść (no, już skończyłaś...). Wiem, że przemielę te historię już trzeci raz niemal pod rząd, ale.. jest tego warta! ^^ Jeszcze raz dzięki!
    Wniebowzięta czytelniczka pozdrawia Cię :)
    Alys

    OdpowiedzUsuń
  22. Mmm ten tego.... dzisiaj dostałem pierwszy tom mangi i gdy tylko tam przeczytałem że manga jest oparta na książce wujcio gogle poszedł w ruch *.* znalazłem bloga! I nie mogę usiedzieć z radości! Jeeeeejku! Ale super ^.^ książka! I jak dużo rozdziałów *o*
    I skądś znam Twój nick i nwm skąd -.-....
    Super tłumaczysz! Wielkie dzięki że dałaś mi tą możliwość przeczytania tego!~~ Lecem czytać dalej :3

    OdpowiedzUsuń
  23. Podziwiam Cię, naprawdę. Obejrzałam anime, zamówiłam już drugi tom mangi, ale książka to jednak książka. Bardzo się cieszę, że znalazłam ten blog *^*

    OdpowiedzUsuń
  24. Kupuje mange od jakiegoś czasu i wzięła mnie chęć na przeczytanie powieści. Fajnie, że tlumaczysz. Uwielbiam tę historię.

    OdpowiedzUsuń
  25. Kocham tę historię, a po przeczytaniu mangi naszła mnie chęć na przeczytanie powieści. Twoje tłumaczenie jest niesamowite, sprawia dużą radość z czytania. Powodzonka w dalszym tłumaczeniu! :3

    OdpowiedzUsuń
  26. Nie myślałaś może by napisać do wydawnictwa, które w Polsce wydało mangę? Może zainteresowałabyś ich wydaniem i novelki - skoro i tak zrobiłaś to genialne tłumaczenie :D

    OdpowiedzUsuń
  27. 50 year old Librarian Ernesto McCrisken, hailing from Schomberg enjoys watching movies like Yumurta (Egg) and Netball. Took a trip to Madriu-Perafita-Claror Valley and drives a Mercedes-Benz 540K Spezial Coupe. przeczytaj ten artykul

    OdpowiedzUsuń
  28. prawnik rzeszów - Jesteśmy prawnik-rzeszow.biz, kancelarią prawną z siedzibą w Rzeszowie. Jesteśmy małą kancelarią, dopiero zaczynamy swoją działalność, dlatego potrzebujemy dotrzeć do większej liczby osób. Oferujemy usługi prawnicze i musimy rozpowszechnić naszą nazwę, więc jeśli masz czas, aby napisać o nas, będziemy wdzięczni. Chciałabym podziękować za poświęcony czas, ponieważ wiem, że jesteście bardzo zajęci i naprawdę to doceniamy. Jeśli masz jakieś pytania, proszę nie krępuj się pytać.

    OdpowiedzUsuń
  29. czemu tu jest tak dużo reklam wth

    OdpowiedzUsuń
  30. Trafiłam tu po obejrzeniu anime... Chcę zobaczyć jak bardzo różni się ono od noweli. I jestem zachwycona, że ktoś to przetłumaczył! Serio. Tyle lat już od tego minęło a ja obecnie mam możliwość poznania tej historii w inny sposób. Wielkie dzięki za ten cały wysiłek, który w to włożyłaś tłumaczko 🤍

    OdpowiedzUsuń