(( I tak oto, ze sporym opóźnieniem, które w nadchodzących dniach postaram się nadrobić (chociaż znając moją skłonność do prokrastynacji, pewnie znowu będzie coś w rodzaju ,,chciałam dobrze, wyszło jak zawsze''). W każdym razie, mam do zakomunikowania dwie rzeczy. W sumie to trzy. Po pierwsze: zaczynamy ,,Wielką Orkiestrę Poprawiania Imienia Shiona'', w skrócie WOPIS. Tak, wiem, rzucam sucharami niczym Niekryty Krytyk, aczkolwiek do brzegu. ,,Sion'' wkurzało mnie od jakiegoś czasu i dzięki motywacji ze strony mojej drogiej wybawicielki (o dziwo, dziś to nie Ayo, ale o tym w ,,po drugie''), postanowiłam to pozmieniać. Póki czas. Czyli w ciągu kilku dni w poprzednich rozdziałach też powinno być poprawione. Tak więc przechodzimy do ,,po drugie''... Po drugie: za dzisiejszą korektę odpowiedzialna jest Dżun (aka Anioł Wybawiciel), jako że Ayo się zachorowało. Tak więc kłaniam się jej nisko. Po trzecie natomiast... (tu miało być o tym, co będzie cytowane, ale chyba jednak będzie na o tym po rozdziale...) Tak więc po trzecie: szczęśliwego Nowego Roku (bo na święta za późno)! Nie przeszkadzam już, miłej lektury.))
Rozdział 4
Z bezdennego terroru
Prąd ścieku był szybszy, a woda głębsza, niż Shion się spodziewał. Niedostrzegalne obiekty przepływały mu tuż przy twarzy. Co jakiś czas coś przyczepiało się do jego gogli, ograniczając widoczność. Czuł odór, z jakim nie spotkał się nigdy wcześniej. W otaczającym go zapachu zgnilizny dało się wyczuć mdłą mieszaninę słodkiej woni z ostrym smrodem, która wdzierała się wprost do nosa. W mroku mógł ledwie podążać za Nezumim, który płynął tuż przed nim. Poza tym oddychanie było niemalże niemożliwe. Serce mu łomotało, z bólem rozrywając pierś.
Nezumi odbił w bok i wskazał na uchwyt, przymocowany do ściany. Shion, dotarłszy do niego, złapał uchwyt. Razem go obrócili i pociągnęli tak mocno, jak tylko mogli. Pojawiło się okrągłe wyjście.
Brakowało mu powietrza. To był jego limit. Tracił świadomość. Sekundę później został wessany do dziury. Był ciągnięty i pchany przez prąd, aż został wyrzucony na suchy grunt. Jego ciało było przyciśnięte do ziemi, a przez dzwonienie w uszach i mrowienie w stopach, nadal czuł, jak o nią uderzył. Jednak nie miał już wrażenia mokrej szmaty na twarzy. Mógł oddychać. Nagły przypływ ulgi został zdławiony przez kaszel. Był wycieńczony i miał coś lepkiego w ustach. Shion szarpnął swoje gogle i zamknął oczy. Przez kilka chwil nie mógł się poruszyć.
– Jeszcze za wcześnie na spanie – rzucił Nezumi, jednak jego oddech także wykazywał oznaki zmęczenia. Shion rozwarł powieki i ujrzał nagą, betonową powierzchnię.
– Gdzie jesteśmy?
– W rurach ściekowych. Artefakty z dwudziestego wieku. Chociaż może i nie artefakty, bo nadal ich używają - Nezumi energicznie potrząsnął głową, a kropelki wody spadły z jego włosów. – Kiedy poziom wody w ściekach przekracza limit, otwierają te drzwi i wypuszczają ją tymi rurami.
– Odprowadzają tu ścieki? Bez filtrowania?
– Ehe. Twoje ukochane miasto ma tendencję do robienia tego od czasu do czasu.
– Dokąd prowadzą rury?
– Zachodni Blok.
– Więc spłukują brudną wodę... Jak mogą... - Shionowi zabrakło słów. Nezumi zatrzymał się.
– Zachodni Blok nie jest dla nich częścią miasta. To margines. Prawdopodobnie widzą w nim tylko coś w rodzaju wysypiska śmieci.
– He?
Nezumi wciąż stał przed nim, wpatrując się bez mrugnięcia. Na końcu tego wzroku znajdował się właz w rurze, z której właśnie wypłynęli. Ściek wciąż stamtąd spływał wąską stróżką.
– Chodźmy – Nezumi pochylił się, aby podnieść myszkę, biegającą wokół jego stóp. Po czym odwrócił się do Shiona. Ten wciąż był wykończony, jednak zebrał w nogach resztkę sił, żeby wstać.
,,Nadal mam dość siły. To ostatni raz. Nic mi nie będzie'' – Shion próbował podnieść się jakoś na duchu. Myszka na ramieniu Nezumiego zapiszczała sympatycznie.
– Ach! – Shion dotknął dłonią szyi. Ledwie wyczuł pewną nieprawidłowość. U podstawy karku było coś maleńkiego, co wydawało się wystawać. Przejechał palcem po tym miejscu. Wyskoczył tam bąbel wielkości grochu, powodujący lekki ból. Podrapał go delikatnie. Chłodny powiew wiał przez środek jego ciała. Shion czuł, jak jego serce się trzęsie.
Ten gest – drapanie szyi; widział już wcześniej kogoś, kto to robił.
– Yamase-san – czysty obraz Yamase nalewającego kawę, rozmawiającego, zawsze drapiącego się po szyi, przebiegł przez myśl Shiona. - Nie mówcie, że...
Nezumi się odwrócił.
– Co jest?
– Nie, nic.
– Lepiej nie jęcz, że nie możesz już iść.
– Wręcz przeciwnie – powiedział Shion. – Mógłbym czasem poćwiczyć. Mam cię ponieść, skoro już przy tym jesteśmy?
– Niezła oferta, ale podziękuję.
Mysz na jego ramieniu popiskiwała. Shion musiał przyspieszyć, żeby nadążyć za Nezumim.
Za dużo myślał. To był zwykły pęcherz. Zadrapanie na ręce i poobijane ciało były znacznie gorsze. Na miłość boską, to tylko pęcherz. Zwykły pęcherz.
– Co masz tak poważną minę? Tęsknisz za mamą?
– Moja matka... – mruknął. – Nezumi, myślisz, że będę mógł się z nią jeszcze spotkać?
– Zapomnij o tym.
– Jak możesz być tego taki pewny?
– Sam dobrze wiesz. Pewnie w tej chwili Ministerstwo Bezpieczeństwa przekopuje twój dom od góry do dołu, aż po zawartość twojego kosza na śmieci. Nie ma mowy, żebyś choćby z nią porozmawiał, chyba że masz jakieś telepatyczne umiejętności.
– Chyba masz rację.
,,Wybacz, mamo'' – mógł tylko przepraszać. – ,,Jestem bezpieczny. Żyję, więc proszę...'' – nie chciał, żeby rozpaczała. Nie chciał, żeby była smutna.
– Bzdury – splunął Nezumi.
– Co?
– Ty. Jesteś ich pełen.
To był pierwszy raz, kiedy Shion usłyszał zniewagę w swoim kierunku.
– Co masz na myśli?
– Usiłuję powiedzieć, że cały czas przejmujesz się bzdurami i nosisz je ze sobą jak jakiś bagaż - Nezumi zmrużył oczy i zmierzył Shiona ostrym wzrokiem. Jego spojrzenie przeszywało, będąc jednocześnie wypełnione przez emocje, niemal ocierające się o urazę.
Shion otworzył już usta, żeby otwarcie go o nie zapytać, ale nagle Nezumi zaczął wspinać się po ścianie. Gdy dokładniej się przyjrzał, dostrzegł przyczepioną do niej metalową drabinę. Po wspięciu się na jej szczyt, powitało go wieczorne niebo. Znowu był na powierzchni. Zachodzące słońce zabarwiało niebo swoimi ciepłymi barwami, a chłodne powietrze wiało tuż pod nim.
To miejsce wyglądało na wejście do Zachodniego Bloku. Z daleka mury No.6 błyszczały, odbijając promienie wschodzącego słońca. Przez obniżenie terenu, na którym leżał Blok, miasto wydawało się być jeszcze większe, niż było w rzeczywistości. Widok zamaszystego miasta, otoczonego słońcem, zapierał dech w piersiach. Shion pomyślał nawet, że przypomina to w pewnym sensie aureolę.
Nezumi zaczął iść w przeciwnym kierunku. Wyszli z przerzedzonego lasu, docierając niedługo do ruin domu. Wydobywał się z niego dym i dźwięki ludzkich głosów.
– Mieszkają tam ludzie?
– Pełno ich tam – odpowiedział Nezumi.
Za zniszczonym domem ciągnęły się rzędy baraków.
– Tędy – Shion był ciągnięty za ramię do ruin innego budynku. Ten wyglądał jakby był kiedyś magazynem. Wydawał się być przestronny, jednak połowa powierzchni była zawalona gruzem.
– Znowu schodzimy pod ziemię – Nezumi nacisnął część ściany, a ta odsunęła się bezgłośnie, wpuszczając ich do środka. Za nią rozciągały się schody zrobione z gołego betonu, takiego samego jak w tunelach ściekowych. Mysz zbiegła po schodach. U ich stóp były drzwi. W środku zupełna ciemność. Rozległo się kliknięcie, a pokój wypełnił się mdłym światłem.
Shion nabrał powietrza i stanął jak wryty.
Góry i kopce książek pięły się niepewnie w górę. Większa część pomieszczenia była pod nimi zakopana.
– To wszystko... to książki?
– A wyglądają ci na jedzenie?
– Nigdy nie widziałem ich aż tyle.
– Zgaduję, że do tej pory czytałeś jedynie na elektronicznym papierze.
– Tak, cóż, nie zupełnie, ale... ale to naprawdę niesamowite.
– Zgaduję również, że prawdopodobnie nigdy nie czytałeś Moliera, Racine czy Szekspira. I prawdopodobnie nie wiesz nic o chińskich klasykach czy mitach Azteków.
– Nie wiem – Shion nawet nie próbował się sprzeczać. Był zbyt przytłoczony.
– To co wiesz? – zapytał Nezumi, przebiegając ręką po mokrych włosach.
– Eh?
– Czego się do tej pory uczyłeś? Wiedza systematyczna, pierwszorzędna technologia, jak rozszyfrować specjalistyczne, naukowe papiery i co jeszcze?
– Dużo jeszcze – odpowiedział z oburzeniem Shion.
– Na przykład?
– Jak upiec chleb, jak zrobić kawę, zarządzać parkiem i sprzątać... Można dodać jeszcze nurkowanie w ściekach.
– Zapomniałeś o "jak odrzucić kogoś, kto pyta o seks, kiedy ty myślisz o niej jedynie jak o przyjaciółce''. Chociaż to ci nie wyszło.
Shion uniósł wyzywająco policzek i spojrzał w parę szarych oczu.
– Jeśli masz czas na robienie sobie ze mnie jaj, może dasz mi się umyć?
– Ja pierwszy - Nezumi wyciągnął ręcznik spomiędzy książek i rzucił nim w Shiona. - Nie wściekaj się - powiedział. - Mam na myśli to, że zaszedłeś dość daleko przez te cztery lata. Nauczyłeś się sporo przydatniejszych rzeczy, niż robienie czekolady.
– Uginam się pod ciężarem twych jakże miłych komplementów.
– Hej, serio, nie wściekaj się.
Nezumi zniknął pomiędzy górami książek. Chwilę później, Shion mógł już słyszeć stłumione dźwięki wody z prysznica. Rozejrzał się po pokoju. Z każdej strony półki, wszystkie wypełnione po brzegi książkami. Nie wyglądało, żeby były jakoś posortowane. Tomiszcza wszelkich rozmiarów wpakowane były w każdą wolną lukę. Shion czuł się zupełnie jak na tamtej zatłoczonej stacji. Wyblakły dywan wydawał się mieć kiedyś kolor zieleni, jednak teraz nawet on przykryty był książkami. Pomiędzy nimi gnieździło się łóżko. Nie było okien. Żadnej kuchni, ani innych mebli.
Pisk, pisk.
Zapiszczała mysz, siedząca na grzbiecie otwartej książki. Shion wziął ją i odwrócił książkę otwartą na jakiejś stronie. Poczuł słaby zapach papieru. Przypomniał sobie, że dawno, dawno temu czuł to samo. Siedział wtedy na czymś miękkim i ciepłym – majaczyły jego wspomnienia. Nie pamiętał tego zbyt dobrze. Mysz wspięła się na jego ramię. Poruszyła wąsami i piszczała usilnie.
– Mam ci to przeczytać?
Pisk, pisk.
W środku była zakładka. Shion otworzył na niej książkę i zaczął czytać na głos.
– ,,Ciągle ten zapach krwi!
Wszystkie wonie Arabii nie odejmą tego zapachu z tej małej ręki.
Och! Och! Och!
Co to było za westchnienie!
Ciężkież musi być brzemię na sercu.
Nie chciałabym mieć jej serca w moim łonie za wszystkie zaszczyty tego świata''.
Kolejna mała myszka usiadła u stóp Shiona. Miała czarujące oczy w kolorze winogron. Brązowa mysz, siedząca ma książce, kiwnęła żywo główką, jakby chcąc zachęcić tamtą do przyłączenia się.
– ,,Do łóżka! Do łóżka! Kołatają do bramy.
Pójdź, pójdź! Pójdź! Daj rękę!
Co się stało, odstać się nie może.
Do łóżka! Do łóżka! Do łóżka!”
Shion poczuł za plecami czyjąś obecność przez co się odwrócił. Nezumi stał z zarzuconym ręcznikiem wokół szyi. Pochylił się przed nim nisko.
– Pod prysznic, jeśli wasza wysokość zechce. Wasz ubiór na zmianę będzie waszej wysokości oczekiwał tutaj.
– Nezumi, ta książka...
– To Szekspir. Makbet. Kojarzysz może?
– Tylko z tytułu.
– Zdążyłem się zorientować.
– Te wszystkie książki to klasyki?
– Nie, wasza wysokość. Mamy tu także przewodniki ekologiczne i tomiki naukowe, jeśli miałaby wasza wysokość ochotę.
– To wszystko twoje książki?
– Kolejne przesłuchanie? – powiedział Nezumi z rozdrażnieniem. – Leć wziąć prysznic, to dam ci coś do jedzenia – zakończył nagle, odwracając głową.
Prysznic był stary i trudno było kontrolować temperaturę. Płynęła z niego na zmianę gorąca albo lodowata woda, ale dla Shiona nadal było to miłe uczucie. Minęło sporo czasu od kiedy tak bardzo cieszył się prysznicem. Również ból w jego szyi cudownie zniknął.
,,Żyję. Zostałem uratowany".– myślał Shion, pozwalając gorącej wodzie spływać po jego ciele. Nie wiedział, co się stanie jutro, ale teraz żył i to wystarczało, żeby wziąć ten prysznic.
,,Jeszcze mu nie podziękowałem".
Został uratowany, a Nezumi ryzykował dla niego życiem. Jednak ani jedno słowo podziękowania nie opuściło jeszcze jego ust. Dopiero teraz sobie to uświadomił.
Chwilę po wyjściu z łazienki, jedna z myszy znowu się po nim wspięła.
– Naprawdę musiało mu się spodobać twoje czytanie – Nezumi mieszał coś w misie nad naftowym piecykiem. Wydobywał się z niej zapach, dający poczucie domowego ciepła.
– Ach! – nagle krzyknął Shion. Teraz sobie przypomniał, co kryło się za nostalgią i ciepłem, jakie czuł w momencie otwarcia książki.
– Co?! Po kiego krzyczysz?
– Nie, po prostu przypomniałem sobie. Moja mama czytała mi to dawno temu.
– Mama czytała ci Makbeta?
– Jasne, że nie. Byłem wtedy zbyt maleńki. Pamiętam, jak siedziałem na jej kolanach, a ona mi czytała. – Co to była za historia? Powoli przewracała strony. Głos Karan rozlegał się w jego uszach, najpierw szybko, potem powoli; słabiutko, potem z całą siłą. Mógł poczuć ciepło jej ciała. Czuł zapach papieru.
– Zabijesz się kiedyś – powiedział cicho Nezumi. Jego głos był cichy.
– Co?
– Mówiłem to przedtem. Noś dalej ten bezużyteczny bagaż, a niedługo będzie po tobie. Przygwoździ cię i zmiażdży.
– Bezużyteczny? Co na przykład?
– Wspomnienia. Przywiązanie do bycia obywatelem No.6. Twoje wygodne życie, twoje przewartościowanie własnych umiejętności, twój przesąd o byciu kimś w rodzaju wybrańca losu, duma. Lista nie ma końca. Ale najgorsza jest twoja matka. Masz kompleks Edypa, czy co? Jeśli tak bardzo się o nią boisz, Bóg jeden wie, co zrobisz dalej. Może zaczniesz mówić, że chcesz z powrotem do miasta, zobaczyć swoją najdroższą mamusię.
Wstąpił na minę.
– To bez sensu myśleć o rodzicach? – odpowiedział Shion z napięciem. – Wiem, w jakiej jestem teraz sytuacji i wiem, że nie ma mowy, żebym skontaktował się teraz z moją matką. Ale mogę chyba o niej chociaż pomyśleć. To nie jest coś, o czym ty możesz wiedzieć.
– Pozbądź się tego – głos Nezumiego stał się nawet zimniejszy, niemal jak metalowy pierścień. – Pozbądź się takich bezużytecznych uczuć.
– Czemu... Czemu mówisz... – powiedział z niedowierzaniem Shion.
– Bo są niebezpieczne.
– Moje uczucia? Niebezpieczne?
– Przedtem wyrzuciłeś tamtą kartę, bo była dla nas niebezpieczna. Takie właśnie są uczucia do innych ludzi. Jesteś przez nie pchany i ciągany na wszystkie strony, i zanim się zorientujesz, już jesteś na niebezpiecznym terytorium. Twoja matka, ojciec, babcia, ktokolwiek – oni wszyscy są teraz obcymi. Nie powinno być w tobie miejsca na jakiekolwiek uczucia do obcych. Twoje ręce są pełne roboty, jaką jest utrzymywanie się przy życiu.
– I tylko dlatego powinienem odrzucić wszystko inne?
– Wywal to. Odetnij się od całego ciężaru, jaki do teraz ze sobą nosiłeś.
Shion zacisnął pięści po bokach. Zrobił krok w stronę Nezumiego.
– A co z tobą?
– Ze mną?
– Czemu mi pomogłeś? Jestem tylko obcym, ale wszedłeś w ogień, żeby mnie uratować. Nie trzymasz się specjalnie własnych słów.
– Jakiś charakterek jednak masz – odciął się Nezumi. – Jeśli naprawdę czujesz się przeze mnie uratowany, to czemu nie spróbujesz być troszkę bardziej wdzięczny, kiedy coś mówisz?
Ręka Nezumiego wysunęła się, żeby złapać za jego obojczyk. Przycisnął go do regału z książkami.
– Mam wobec ciebie dług – jego niski głos syknął do ucha Shiona. – Cztery lata temu uratowałeś mi życie. Spłacam go. To wszystko.
– Wystarczająco zwróciłeś. Nawet za dużo – Shion chwycił nadgarstek Nezumiego, aby odepchnąć go od obojczyka. Ale jego napięte mięśnie nie wykazywały najmniejszego znaku rozluźnienia.
– Puść mnie.
– Zmuś mnie, chłopczyku.
– Odgryzę ci nos – Shion szczęknął zębami. Wyczuł chwilę wahania. Nie przeoczył jej. Objął ręką szyję Nezumiego. – Odgryzanie nosów to moja specjalność.
– He? Czekaj, tak nie...
– Zapomniałem wspomnieć, że przez ostatnie cztery lata nauczyłem się również walczyć.
– Hej, nie próbuj nawet – powiedział nerwowo Nezumi. – Gryzienie jest najgorsze... Aaa...!
Nezumi zachwiał się i obaj wpadli w morze książek. Stos po stosie się przewracał, aż książki spadły deszczem wprost na nich.
– Ał – zagrymasił Nezumi. – Jednak to jest najgorsze. Chyba dostałem w głowę encyklopedią... Shion, nic ci nie jest?
– Taa... Co to jest? Chilam Balam Chumayela?
– To spirytystyczny tekst Majów. Historia o bogach i ludziach. Pewnie cię nie zainteresuje – Nezumi uśmiechnął się blado i zaczął układać przewrócone książki.
– Co to ma znaczyć?
– To prawda, nie? Nie interesowałeś się nigdy innymi ludźmi, bogami czy baśniami, co?
Ludzie? Bogowie? Baśnie? Nigdy nie zastanawiał się głębiej nad żadnym z nich. Ani razu. Ale to było kiedyś.
Shion spojrzał na niego i odetchnął ciepłym zapachem, wypełniającym powietrze. Oto świat, którego nie znał. W dniach, w których by go odwiedził, co by zobaczył, usłyszał, czego by się nauczył i o czym myślał? Jego serce przyspieszyło, jednak nie wiedział dlaczego. Przez krótką chwilę jego dusza tańczyła z radością, jakby po raz pierwszy zobaczył ocean. Potem pomyślał jak musi wyglądać. Zawstydziło go pokazywanie takiej twarzy i nie chcąc, żeby Nezumi ją zobaczył, momentalnie zanurkował w książki, po czym podniósł nonszalancko jedną z tych, leżących u jego stóp.
– Co to?
– Kolekcja poematów Hessego - odpowiedział Nezumi.
,,Duszo, ty przerażony ptaku,
Wciąż i wciąż musisz pytać:
Kiedy po tak wielu dzikich dniach
Przyjdzie pokój, przyjdzie spokój?''
– ...Słyszałeś kiedyś?
– Nie.
– No raczej.
– To po co pytasz? – spytał Shion ze skwaszoną miną.
– Jeśli nie wiesz, twoim zadaniem jest się dowiedzieć.
– I to niby nie jest bezużyteczne?
– Przyda się któregoś dnia – rzucił od niechcenia Nezumi. – W każdym razie wystarczy, zupa... – przełknął swoje słowa. Wytrzeszczył oczy.
– Co jest, Nezumi?
– Shion, twoja ręka.
– Eh?
– Twoja ręka... kiedy te ślady...
Rękaw koszulki Shiona był zawinięty do połowy przedramienia. Ciemne ślady zaczęły się rozprzestrzeniać po nagiej skórze. Nie było ich, kiedy brał prysznic. Zdecydowanie ich nie było.
– Co? Co to jest?!
Krzyczał. W tej samej chwili poczuł niesamowity ból, przeszywający jego głowę.
– Shion!
Ból przychodził falami. Malał na moment, po czym uderzał ponownie, przenosząc nieludzkie cierpienie. Jego palce zesztywniały. Nogi zaczęły się trząść.
– Shion, wytrzymaj. Pójdę po lekarza...
Shion zmusił swoje nie współpracujące ciało do przeczołgania się tak daleko, jak tylko mogło. Złapał Nezumiego za ubranie. Nie było na to czasu. Wzywanie lekarza nie miało sensu.
– Co mam zrobić? Shion, powiedz co...
– Moja szyja... – z trudem powiedział.
– Twoja szyja?
– Pęcherz... Wytnij go...
– Ale nie mam żadnego znieczulenia.
– Nie potrzeba... – wykrztusił. – Szybko...
Jego świadomość zaczynała odpływać. Czuł, jak jest przenoszony.
,,Nie zasypiaj. Jeśli to zrobisz, nigdy się nie obudzisz'' – nie wiedział dlaczego, ale był o tym silnie przekonany. Ból zmalał na chwilę, a przez myśl przemknął mu obraz upadającego na ziemię Yamase i jego leżących zwłok.
,,Ale Yamase-san nie cierpiał".
Nie zwijał się w agonii. Natychmiast się zestarzał i odszedł, jak więdnące drzewo. Objawy Yamase były inne, niż jego własne.
,,Może to znaczy, że wciąż mam szansę...''
Jego mózg był rozrywany tlącymi się, czerwonymi szczypcami. Były ich miliony i wbijały się z każdej strony. Ciało wiło się w bólu, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczył. Własny krzyk zamienił się w skrzypienie łamanych drzazg, wbijanych prosto w niego. Poczuł silną falę nudności. Krew i płyny w jamie brzusznej zbierały się w jego ustach i przepływały przez wargi.
,,Boli, boli, boli''.
Shion nie chciał już być ratowany, czy oszczędzony przez śmierć. Chciał jedynie uwolnić się od tego bólu i cierpienia. Nie chciał otwierać oczu. Nie musiał żyć. Nie prosił o wiele. Chciał tylko odetchnąć.
Czuł, jak ktoś złapał go z tyłu za włosy i zaciągnął w ciemności. Poczuł ulgę. Wszystko, co musiał zrobić, to zatopić się w tym i zostać zabranym w lepsze miejsce. W końcu mógł zasnąć.
Gęsta, gorzka ciecz została wlana wprost do jego ust. Była gorąca. Spływała do jego gardła, a Shion poczuł, jak wychodzi z mroku. To oznaczało także ponowne pogrążenie się w tamtym cierpieniu.
– Miej oczy otwarte – para szarych oczu przyglądała się jego twarzy.
– Nezumi... Nie mogę już... – błagał Shion ze słabością w głosie. – Zostaw mnie...
Wymierzono mu siarczysty policzek.
– Nie wnerwiaj mnie. Nigdzie się nie wybierasz. Pij – mocny i gorzki płyn był z siłą wlewany do jego ust. Ciemności odchodziły. Słabe fale bólu rozchodziły się po jego głowie.
Skub, skub, skub... Skub, skub...
Shion myślał, że słyszał ten dźwięk – a może to była halucynacja? Dźwięk jego mózgu pożeranego żywcem. Były tam masy niezliczonych, czarnych, małych owadów. Rozchodziły się po całej jego głowie, wydając dźwięki skubania.
Pożeranie. Pożeranie. Pożeranie.
To była halucynacja? Czy może... To strasznie bolało! Nie mógł tego znieść. I sam był przerażony. Krzyk zdzierał jego gardło.
– Dokładnie. Krzycz. Nie poddawaj się. Jesteś młody. Jeszcze za wcześnie, żebyś się poddał.
Shion czuł, jak jego ciało opuszczają siły. Był ociężały, jakby przywiązano go do kowadła. Dusił się. Ale ból opadł tylko odrobinkę.
– Krzycz dalej. Nie trać świadomości. Wytnę to.
W dłoni Nezumiego spoczywał srebrny skalpel.
– Tylko ci mówię, nie mam takich fajowych rzeczy jak te elektroniczne skalpele. Nie ruszaj się.
Czy to przez fakt, że połowa jego nerwów została sparaliżowana przez ból, czy może raczej przez to, że wszystkie siły opuściły już jego ciało. Nie potrafił stwierdzić powodu, ale Shion nie kiwnął palcem. Nie mógł już się ruszać.
Trzy myszki siedziały obok siebie na stosie książek. Na ścianie wisiał okrągły zegar. Jeden z tych analogowych. Tik, tak, tik. Słyszał jego dźwięk. Pierwszy raz słyszał odgłos przemijającego czasu. Sekunda minęła, potem minuta. Czas sam się nakreślał. Przemijał delikatnie, wałęsając się niewyraźnie. Świat przed nim się rozmazywał. Policzki były gorące. Łza spłynęła w dół, dotknęła warg i została przez nie wchłonięta, nie stygnąc.
– To koniec – Nezumi odetchnął. Czy ten metaliczny dźwięk to uderzenie skalpela o podłogę?
– Nie krwawi za bardzo. Boli?
– Nie... – wykrztusił Shion. – Chcę tylko iść spać...
– Jeszcze nie. Wytrzymaj jeszcze chwilę.
Głos Nezumiego odpływał. Shion słyszał już tylko tykanie zegara.
– Shion.
Ktoś nim potrząsał.
– Miej oczy otwarte. Jeszcze tylko chwilę, proszę, otwórz oczy.
,,Zamknij się – chciał powiedzieć. – Zamknij się, zamknij się. Tylko chwilę? Jak długa ma być ta chwila?"
– Przestań mnie wkurwiać. Ty mnie w to wszystko wciągnąłeś, myślisz, że dam ci tak po prostu odejść? Shion, wiesz co to znaczy? Twoja mama będzie płakać. Co zrobisz z tamtą dziewczyną, co? Safu, czy jak jej tam było. Spałeś w ogóle kiedyś z dziewczyną? Co za strata odrzucać taką prośbę.
,,Zamknij się. Przestań mówić. Po prostu przestań...''
– Nic jeszcze nie wiesz. Ani o seksie, ani o książkach, ani jak się powinno walczyć. Nadal myślisz, że nie musisz żyć? Shion! Otwórz oczy!
Otworzył je. Zobaczył cztery inne pary, patrzące na niego. Pierwsza była szara, należąca do człowieka. Pozostałe trzy, w kolorze winogron, należały do myszy.
– Dobry dzieciak. Pochwalę cię za to.
– Nezumi...
– Hm?
– Ja... Nie znam twojego imienia...
– Mojego imienia?
– Tego... Prawdziwego...
– No, to masz kolejną rzecz, której nie wiesz. Powiem ci, jak do siebie dojdziesz, niech to będzie prezent. Poczekaj na to.
Gorzki płyn wlewano w niego jeszcze kilka razy. Odpłynął w sen tylko po to, żeby znowu zostać obudzony. Wydawało mu się, że ten cykl powtarza się w nieskończoność. Miał gorączkę. Okropnie się pocił i wymiotował bez końca. Czuł się zupełnie jakby cała wilgoć z jego ciała była wyciskana jak z gąbki.
– Wody... – błagał co chwilę, a za każdym razem chłodna ciecz zwilżała mu gardło.
– Dobre to...
– Co nie? Świat nie jest aż takim złym miejscem – dłoń Nezumiego powoli przejechała po włosach Shiona.
– Już wystarczy. Idź spać.
– Mogę?
– Taa. Najgorsze za tobą. Wygrałeś, a to już coś – palce, przeczesujące jego włosy były delikatne, tak samo jak ton głosu Nezumiego. Ulga rozpłynęła się po jego ciele. Zamknął oczy i zapadł w głęboki sen.
Nezumi sprawdzał czy Shion oddycha, nadal trzymając dłoń w jego włosach. Oddech był trochę słaby, ale spokojny i równy.
,,Zrobiłeś to''.
To było coś. Nie kipiały z niego uprzejmość czy energia. Shion mimo to miał w sobie więcej chęci do życia, niż na to wyglądało. Chęci, które były wytrwałe i mocne. Nezumi wpatrywał się w jego twarz - wycieńczoną i słabą, ale wciąż oddychającą regularnie, i uświadomił sobie, jak bardzo sam się zmęczył. Był wykończony mentalnie, nie fizycznie. Nie mógł też pojąć co się właśnie stało. Uczucie niepokoju pochłaniało teraz jego myśli i powodowało mrowienie.
,,Co tam się dzieje?''
No.6. Coś zaczynało się wewnątrz tego, co nazywali ,,Świętym Miastem''. Coś, co wykraczało poza ludzkie pojęcie, rodziło się i rozwijało powoli, ale pewnie. Nezumi przedostał się na kraniec jednej z półek i wyciągnął szalkę Pertiego. Spoczywało na niej to, co wyciął spod skóry Shiona, kiedy rozciął pęcherz.
,,Nie mogę uwierzyć''.
Tak, czasem zdarzają się rzeczy, w które nie można uwierzyć. Rzeczywistość zdradzała ludzi prawie zbyt łatwo, kierując ich życia w niespodziewanych kierunkach. Czasami wpędzała ich tym samym w rozpacz. Była okrutna i brutalna. Wręcz absurdalna. Nie można było jej ufać. Wszystko mogło się zdarzyć.
Nezumi dobrze o tym wiedział. Ale nie mógł z tą rzeczywistością nic zrobić. To w ogóle możliwe, żeby zdarzyło się coś takiego? - Jednak prawdą było, że już się wydarzyło. To coś, czego nie dało się odsunąć na bok, ani przymknąć na to oko.
Usiadł ponownie przy Shionie i znowu lekko pogłaskał jego włosy.
,,Kiedy się obudzisz, będziesz w stanie uwierzyć w tą rzeczywistość?''
Będzie w stanie to znieść? To chłopiec, który był kołysany i chroniony przez Święte Miasto aż do dwunastych urodzin. Do szesnastych żył w Utraconym Mieście – marginesie miasta, ale wciąż jego części i dlatego był traktowany jak na obywatela przystało. Czy ktoś, kto był chowany w tak mocnej skorupie, będzie w stanie znieść rzeczywistość? Czy miał na to dość siły?
,,Prawdopodobnie nie jest aż tak słaby, żeby go to złamało''.
Jednak nie miał pewności. Nie wiedział jak wiele siły, czy słabości, mieściło się w ciele tego chłopca śpiącego tuż przy nim. Potrafiłby ustać, czy przewróciłby się – tego Nezumi nie wiedział. Ale Shion przetrwał i to także była część rzeczywistości. Aby przeżyć, trzeba zatopić kły w życiu i nie puszczać. Bez względu, jak beznadziejnie to wyglądało, czy było męczące, ci, którzy najbardziej pożądali życia, byli zwykle tymi, którzy je zachowywali. Nezumi wiedział z doświadczenia, jak bolesny był to fakt. Chłopiec przed nim miał tą niezbędną do życia chciwość. Znacznie trudniej było przetrwać, niż umrzeć piękną i bohaterską śmiercią. Życie miało też przez to znacznie większą wartość. O tym fakcie Nezumi zdążył się już boleśnie przekonać.
,,Nic ci nie będzie".
Nezumi zwilżył wodą zeschłe usta Shiona. Następnie cicho otworzył drzwi i wyślizgnął się na zewnątrz. Świtało. Niebo zmieniało kolor z czerni na fiolet, a na nim błyszczały świecące gwiazdy.
– No.6 – Nezumi powiedział do wielkiego miasta, majaczącego z daleka. – Poczekaj tylko. Któregoś dnia wyciągnę twoją zarazę na światło dzienne.
Wstęga światła przecięła niebo. Gromada ptaków wzbiła się do lotu. Słońce wstawało. Ranek nadchodził. Zachodni Blok, wciąż był pogrążony w mroku, a ,,Święte Miasto'' pływające w świetle wschodzącego słońca, błyszczało nim, jakby śmiejąc się z pogardą. Nezumi stał nieruchomo, wpatrując się w nie w ciszy.
***
Ulice poniżej zapełniały się światłem. Nigdy nie zmęczyło go oglądanie co rano takiego widoku z tego pokoju– taki był niesamowity.
,,Znakomity''.
Uporządkowane ulice i gama kolorów więdnących liści drzew, które je otaczały, tworzyły piękny obraz. Miejsce idealnej funkcjonalności i energii. Nigdzie nie można było tam znaleźć czegoś brzydkiego ani marnującego się. Oto dzieło ludzkich rąk, najwyższej możliwej...
Rozległ się dzwonek. Monitor, wiszący na ścianie, włączył się, ukazując długą, chudą twarz mężczyzny.
– Proszę wybaczyć niepokojenie o tak wczesnej porze.
– Nie szkodzi. Czekałem na pana.
– Śledztwo zakończone. Chciałbym osobiście złożyć panu bezpośredni raport.
– Osobiście? To dla pana raczej rzadkość. Coś się stało?
– Podejrzany uciekł.
– Na to wygląda, słyszałem. Ale nie wydaje mi się, żeby to było aż tak ważne.
– On był w to zamieszany. Pomógł podejrzanemu uciec.
Mężczyzna na ekranie poprawił swoje okulary. Były całkowicie czarne i widocznie staromodne. Mimo to był pod wrażeniem, jak dobrze mu pasowały, dlatego nie zmienił oprawek od dziesięciu lat.
– Jest pan tego pewien?
– Potwierdziliśmy to. Próbki głosowe się zgadzają.
– Pomógł w ucieczce, co... W jaki sposób?
– Niedługo zaraportuję o detalach.
– Rozumiem. Będę czekał.
– Proszę więc wybaczyć.
Obraz zniknął, a monitor znowu pokrył się czernią i schował do środka ściany. Mężczyzna pozwolił swojemu wzrokowi wałęsać się dookoła aż do momentu, gdy przeniósł go na niebo, rozciągające się za szklanymi panelami okiennymi. Jego głęboki błękit, aż kuł w oczy. Pory roku znowu się zmieniały.
,,Więc wróciłeś''.
Po co wrócił? Po co znowu się pokazał? Pojedynczy płatek obluzował się z bukietu róż, rozłożonego na biurku i cicho opadł na ziemię.
,,Powinieneś był siedzieć cicho tam, gdzie siedziałeś, idioto".
Rozdeptał opadły płatek, który rozsmarował się po dywanie, zostawiając ślad, przypominający krew.
***
Yamase siedział na podłodze, przyciskając swoje kolana ze skuloną głową. Wyglądał jak dziecko, dąsające się po otrzymaniu kary.
– Yamase-san – zawołał go Shion. Nie było odpowiedzi.
– Yamase-san, co się stało?
Yamase zalał się łzami.
– Yamase-san, nie płacz.
Shion położył dłoń na jego ramieniu. Bolesne zawodzenie Yamase rozdzierało mu serce. Samo słuchanie go powodowało ból.
– Czemu tak płaczesz? Mogę coś dla ciebie zrobić?
– Możesz – dłoń Yamase złapała kostkę Shiona.
– Shion, nie chcę być sam. Czemu to ciebie ktoś musiał uratować?
– Eh?
– Chodź ze mną – błagał. – Pójdziesz, prawda?
– Yamase-san, co...
Ręka ściskająca jego kostkę, zmieniła kolor. Zaczynała gnić. Kawałki ciała rozkładały się i odpadały od ramienia Yamase. Shion mógł przez nie zobaczyć kość.
– Pójdziemy razem, prawda?
Kostka Shiona została ściśnięta jeszcze mocniej. Był ciągnięty w kompletne ciemności. Ramię Yamase gniło coraz bardziej, owijając się wokół torsu Shiona, aż w końcu dotarło do szyi, zaczynając go dusić.
– Nie... Przestań...
– Shion...
Shion wysunął się tak daleko, jak tylko mógł. Poczuł coś twardego i mocnego, zacisnął wokół tego dłoń.
Krzyknął.
– Nie!
Shion podskoczył, budząc się. Jego gardło było boleśnie suche.
– Co, nie? – Nezumi przyglądał się jego twarzy z poważną miną.
– Nezumi... – mruknął Shion z oszołomieniem. – O... Ja żyję...
– Żyjesz. Gratuluję bezpiecznego powrotu. I wybacz, że rujnuję twój moment, ale możesz już puścić moją rękę? Trzymasz ją dość mocno, to nawet boli.
Faktycznie trzymał dłoń Nezumiego tak mocno, że palce zaczęły wbijać się w ciało. Musiał ją złapać, żeby uciec z ciemności.
– Chcesz wody?
– Tak – powiedział Shion z wdzięcznością.
Woda była zimna i studziła każdy zakątek jego ciała.
– Pamiętam, że podawałeś mi tak wodę... Raz po razie – słowa powoli formowały się na wargach Shiona i niezręcznie je opuszczały.
– Niedaleko jest źródło. Woda jest za darmo, więc nie ma się o co martwić.
– Ty... Znowu mnie uratowałeś.
– To nie ja cię uratowałem. Nie ma w pobliżu żadnych porządnych lekarzy ani szpitali, a nawet, gdyby były, nic nie mogłyby z tym zrobić. Nikt nie mógł cię uratować. Ty sam wróciłeś. Wygrałeś niezłą walkę. Jestem nawet pod wrażeniem. Obiecuję, że więcej nie nazwę cię chłopczykiem.
– To wszystko... dzięki tobie.
Shion uniósł dłoń do jego twarzy i wpatrywał się w nią. Skóra dłoni była sucha i szorstka, ale nie było na niej śladu żadnych wgłębień czy zmarszczek. To nadal była ta sama młoda ręka. Nezumi odetchnął z ulgą.
– Miałem zły sen... – zaczął delikatnie Shion. – Chciałem, żeby ktoś mi pomógł, wyciągnąłem się tak daleko, jak mogłem... i złapałem twoją dłoń.
– Przerażające, co?
– Yamase-san tam był; powiedział, że nie mogę być jedynym uratowanym. Jego ręka owinęła się wokół mnie, od torsu do szyi – Shion zabrał dłoń, by dotknąć karku. Był owinięty bandażem.
– Od torsu do szyi? - Nezumi wziął krótki oddech. Spuścił wzrok i odsunął się od łóżka.
– Yamase-san nie był kimś, kto by tak powiedział... – kontynuował w zamyśleniu Shion. – Cieszyłby się, że nic mi nie jest. Dlaczego miałby przychodzić do moich snów i...
– Bo tego żałujesz – powiedział krótko Nezumi, owijając płaszcz z superfibry wokół ramion. Mysz wskoczyła, ze stosu książek, na jedno z nich. – Ten Yamase zginął, a ty przeżyłeś. Żałujesz tego i dlatego masz takie debilne sny.
– Wszystko jest dla ciebie głupie albo bezużyteczne, co nie?
– Ktokolwiek żyje, wygrywa. Nie żałuj, że przetrwałeś. Jeśli masz czas na żal, przeznacz go na życie o dzień dłużej, o minutę. A raz na jakiś czas przypomnij sobie o tych, którzy zginęli przed tobą. To wystarczy.
– Mówisz to do mnie? – zapytał Shion.
– A widzisz tu kogoś innego?
– Brzmiało jakbyś... – zawahał się. – Jakbyś mówił to do siebie.
Nezumi zmrużył oczy. Patrzył na Shiona przez chwilę, po czym mruknął pod brodą: ,,Śmieszne''.
Shion spróbował wstać z łóżka. Nadal nie mógł poruszać swoim ciałem tak, jak chciał. Doszło do niego, że cały tors ma szczelnie owinięty bandażami.
– Czemu jest ich tak dużo?
– Kaleczyłeś się z bólu, dlatego. Leż spokojnie, jeszcze za wcześnie, żebyś się ruszał. I weź lekarstwo, które masz obok poduszki. Zrobię ci zupę, jak wrócę.
– Wychodzisz?
– Mam pracę.
Nezumi odwrócił się od niego i energicznie opuścił pokój.
Shion połknął białą pigułkę, jak mu kazano. Brązowa myszka zapiszczała do niego zza szklanki wody.
– Dzięki.
Mysz kiwnęła główką, jakby zrozumiała jego podziękowanie i wbiegła na jego klatkę piersiową, kiedy ten już się położył.
– Jaką pracę ma twój właściciel?
Pisk, pisk.
– Jak ma na imię? Jaki rodzaj życia prowadził aż do teraz? Gdzie się urodził i co... – urwał. Zrobił się senny. Wyglądało na to, że jego ciało chciało spokojniejszego wypoczynku. Zasnął. Tym razem nie miał już żadnych snów. Kiedy się obudził, cały ciężar jego ciała ustąpił. Nie czuł żadnego dyskomfortu, poza tępym bólem z rany na szyi. Jego ciało szybko do siebie dochodziło.
Nikogo innego nie było w pokoju. Wyglądało na to, że Nezumi jeszcze nie wrócił. Zapadła cisza i głębokie ciemności. Shion odwrócił głowę i ujrzał trzy myszki, skulone we śnie, obok jego szyi. Powoli się podniósł i założył buty. Strasznie pragnął złapać oddech za drzwiami. Chciał wypełnić płuca świeżym powietrzem. Postawił ostrożnie kilka kroków. Pocił się pod bandażami na szyi i piersiach. Odwiązał te na karku. O wiele łatwiej się dzięki temu oddychało. Jego stopy były lekkie, nie było żadnych zawrotów głowy czy nudności.
Shion otworzył drzwi i wspiął się po schodach. Uderzył go chłodny powiew. Świat na powierzchni oblewało czerwone światło zachodzącego słońca. Kolorowe liście opadały z drzew. Tańczyły na wietrze i spadały na ziemię z cichym szelestem. Spojrzawszy w górę, ujrzał ciemne gałęzie drzew, niemalże nagie, układające się sztywno, jakby próbowały dosięgnąć nieba. W oddali mógł także dostrzec No.6.
Shion poczuł pieczenie w oczach. Jednak nie z tęsknoty do miasta, w który się urodził i wychował. To oznaki późnej jesieni, ta niezapomniana sceneria tak poruszyła jego serce. Słaby szelest opadłych liści, zapach ziemi, kolor nieba, wszystko odbijało się echem głęboko po jego sercu, jakby chcąc zmusić go do wzruszenia.
,,Będzie miał kolejny dobry powód do śmiechu, jeśli mnie tak zobaczy''.
Shion przygryzł wargę, żeby wstrzymać łzy. Oddychał głęboko.
Usłyszał głosy dzieci, śmiejących się za nim. Odwrócił się i zobaczył przed sobą trójkę dzieci, bawiących się pośród drzew. Dwie dziewczynki i jeden chłopiec. Czyżby te dzieci mieszkały w domu, który widział wcześniej? Miały podobne, okrągłe twarzyczki. Nie wiedział z czego się tak cieszą, ale Shion czuł jak podnosi się na duchu od samego patrzenia na nie.
Karan uwielbiała dzieci. Zawsze miała wyprzedaże typu: ,,Wszystko za pół ceny dla dzieci do dziesięciu lat'', więc piekarnię zawsze wypełniały głosy maluchów. Tak było wewnątrz No.6. Teraz jednak znajdował się poza nim. Ale nie ważne jak dziwny był świat po tej stronie muru, śmiech dzieci nadal pozostał taki sam.
Dziewczynka, wyglądająca na najstarszą, pierwsza zauważyła Shiona. Zatrzymała się i szeroko otworzyła oczy. Jej twarz zesztywniała. Shion nie chciał jej przestraszyć. Uniósł rękę w powitalnym geście i odezwał się pierwszy.
– Cześć.
Mały chłopiec, stojący za dziewczynką, wybuchnął płaczem.
– Eh? Ach, nie płacz... – Shion zrobił krok w ich stronę. Twarz dziewczynki skrzywiła się.
– Wąż! – wrzasnęła.
Szybko wzięła chłopca w ramiona, a drugą dziewczynkę za rękę i zbiegła z nimi w dół wzgórza. Jej krzyk odbijał się w zachodzie słońca. Shion stał nieruchomo w ciszy.
,,Wąż? Po co krzyczała? Jaki wąż?''
Nie rozumiał jej słów.
,,Co ona zobaczyła?''
Odwrócił się. W tej późnojesiennej scenerii nie było nic niebezpiecznego. Żadnych węży, czy ptaków. Nie było znaków jakiegokolwiek życia.
,,Cienie gałęzi mogły jej przypominać węża? Nie, ta dziewczynka patrzyła prosto na mnie. Patrzyła tylko na mnie''.
Shion zatrząsł się. Jego rana mrowiła. Włożył dłoń pod grzywkę i przycisnął do czoła. Miał taki nawyk, gdy był zmieszany.
– Co...
Shion zakaszlał. Między jego palcami zostało kilka pojedynczych włosów. Były niemal śnieżnobiałe. Błyszczały w poświacie zachodzącego słońca.
– Jak... Co...
Złapał się za głowę, wyrywając więcej włosów. Wszystkie były takie same. Dotknął swojej twarzy. Skóra pod dłońmi była mocna. Żadnych zmarszczek czy zwisów. Ale czuł coś dziwnego na szyi. Niewielka opuchlizna pod skórą, owijająca się wokół jego karku. Shion niemal spadł ze schodów w pośpiechu.
,,Lustro, potrzebuję lustra!''
Przewrócił stos książek. Zaskoczone myszy wcisnęły się pod łóżko. Znalazł drewniane drzwi obok łazienki. Otworzył je, odnajdując miejsce, w którym zmieściłaby się jedna leżąca czy stojąca osoba. Ściana za nim wyglądała jak lustro. Różne inne rzeczy wisiały na ścianach, ale Shion nie był w nastroju, żeby je teraz oglądać. Włączył światło i przysunął się do lustra. Nogi mu się ugięły, ręce zatrzęsły, ale zmusił się do patrzenia we własne odbicie.
Wydał z siebie przeraźliwy krzyk.
Co widział w lustrze? Czy to był...
,,Wąż!''
Krzyk dziewczynki napłynął do jego uszu i odbijał się w nich echem. Potrzebował powietrza, czuł, że inaczej się udusi. Nie mógł oddychać. Zatoczył się i przywarł do ściany. Wpatrywał się w swoje odbicie. Oczy się do niego przylepiły i nie miały zamiaru się ruszyć. Nie mógł odwrócić wzroku.
Jego włosy błyszczały bielą. Był też wąż. Czerwona wstęga, na około dwa centymetry szerokości, owijała się wokół szyi. To było to, na co wyglądało. Nie miał co do tego wątpliwości.
– Nie może być... – zdjął ubranie. Spróbował też rozerwać bandaże, owinięte wokół całego ciała. Zostały zwinięte ciasno i dokładnie, przez co plątały się, i wiązały w supły, kiedy próbował je rozwiązać swoimi drżącymi rękami. Kiedy w końcu opadły na ziemię, Shion wydał stłumiony wrzask. Szkarłatna wstęga, rozciągająca się po całym jego ciele, brała swój początek na jego lewej kostce, ciągnęła się wokół nogi, przebiegała przez krocze i tors, biegła pod pachą i docierała do szyi. Zupełnie jakby owijał go wąż. Ślizgała się po jego nagim ciele. Czerwona, wijąca się blizna. Kolana mu się ugięły i powoli opadał w rozwinięte bandaże.
Białe włosy i czerwona wstęga. Oto cena, jaką zapłacił za przetrwanie.
– Lubisz się oglądać nago? – przemówił głos, niemal szeptem. Nezumi schylał się w drzwiach za nim.
– Nezumi... To...
– Pojawiło się kiedy spadła gorączka. Uszkodził tylko warstwę skórną, do twoich żył nie doszło. Co znaczy, że system krążenia ma się dobrze. Czy może to nie dobrze?
– Dobrze? Co niby ma w tym być dobrego? To jest...
– Jeśli ci się nie podoba, możesz się tego pozbyć – powiedział cicho Nezumi. – Przeszczep skóry nie jest chyba w tym stuleciu niemożliwy, prawda? Co do włosów, możesz je przefarbować na inny kolor. Nie widzę problemu. Ale tylko cię informuję – lekko wzruszył ramionami. – Możemy coś zrobić z twoimi włosami, ale skóry to ty tu nie przeszczepisz. Nie mamy ani technologii, ani ośrodków do czegoś takiego - jego głos był spokojny i pozbawiony emocji; nie zawierał ani odrobiny sympatii. Shion dalej siedział, gdzie siedział, bezmyślnie gapiąc się na bandaże, owinięte wokół jego nogi.
– Shion.
– Taa...
– Żałujesz, że żyjesz?
Shionowi zajęło chwilę znalezienie odpowiedzi.
– ...Co? – powiedział niejasno. – Och... Mówiłeś coś?
Nezumi westchnął i przyklęknął naprzeciw Shiona, wbijając palec w jego policzek. Siłą podniósł jego twarz.
– Przestań patrzeć w dół i spójrz na mnie. Otrząśnij się i posłuchaj co mam do powiedzenia. Żałujesz?
– Żałuję? Czego?
– Swojego życia.
– Żałować... znaczy... jakby chcieć, żeby to się nie zdarzyło, tak?
– No raczej. Nie, – powiedział sarkastycznie. – przejęzyczyłem się, miałem powiedzieć: ,,żartujesz''. Weź się w garść. Co z tym twoim uzdolnionym mózgiem?
Żałować? Życia? Żałował tego, że żył, siedział tam, wyglądając jak wyglądał? Shion powoli pokręcił głową.
– Nie.
Nie chciał umierać. Nawet, gdyby miał być powalony na ziemię, czołgałby się, tylko po to, żeby przeżyć. Nie miał konkretnego celu czy nadziei. Nie miał pojęcia o własnej przyszłości. Jego ciało nagle się zmieniło, a dusza zawrzała. Ale nadal nie chciał umierać.
Życie tkwiło w pysznym smaku wody, zwilżającej gardło. Było w kolorze nieba, rozpościerającego się przed jego oczami, w spokojnym, wieczornym powietrzu, w świeżym chlebie, w dotyku czyichś palców, w delikatnym, cichym śmiechu; ,,Shion, na co ty masz nadzieję?''; w niespodziewanych wyznaniach, w niepewności i wahaniu. Wszystkie te rzeczy łączyły się z życiem. Nie ważne, jak miał przez to wyglądać, nie chciał się od tego odciąć.
– Nezumi... – wyszeptał. – Ja... Ja chcę żyć.
Łzy, które wstrzymywał aż do teraz, wypłynęły. Jedna z nich spłynęła po jego policzku, ale prędko została otarta.
– Nie ma sensu tego ukrywać, debilu – westchnął lekko Nezumi. – Jak możesz tak po prostu beczeć? Nie wstydzisz się?
– Po prostu spuściłem gardę, okej? – odpowiedział Shion ze złością. – Mam problemy z kontrolowaniem się, bo nie jestem jeszcze stabilny emocjonalnie. Powoli dochodzę do siebie, więc przestań sobie ze mnie żartować.
Nezumi spojrzał na twarz Shiona w ciszy i wyciągnął rękę, żeby delikatnie pogłaskać jego włosy.
– Jeśli tak się tym przejmujesz, mogę ci je potem przefarbować. Ale moim zdaniem tak wyglądają całkiem nieźle. Poza tym... – palce Nezumiego przesunęły się, by przejechać po czerwonej bliźnie na piersi Shiona.
– Pomyśl o tym, masz czerwonego węża, owiniętego wokół ciała. Nawet seksowne.
– Chyba mi to nie schlebia.
– A mnie nie podnieca oglądanie cię nago – odciął się Nezumi. – Załóż coś na siebie. Zrobię ci moją specjalną zupę z mięsem.
Jeśli się nad tym zastanowić, minęło już dużo czasu od kiedy cokolwiek jadł. Shion czuł pustkę w żołądku, a głód zaczął go gryźć.
– Co to za zupa? Pomóc ci?
Nezumi zmrużył oczy.
– Szybko się odbiłeś, co nie?
– Eh?
Głos Nezumiego nagle przycichł i zaczął skrzeczeć.
– ,,Wkoło kotła, wrzućmy doń
Zbójczych jadów pełną dłoń.
Ropuszysko, siostro płazu,
Coś pod zimną bryłą głazu
Przez trzydzieści dni i nocy
W odrętwiałej śpiąc niemocy,
Skisło, zgniło w własnej ropie,
Ciebie naprzód w kotle topię''.
– Co to?
– Makbet. Scena, w której trzy czarownice robią w kotle napar z oczu traszki, stóp żaby i skrzydeł nietoperza; swoją specjalną zupę. Czarujące, nie powiesz?
– Jeśli tak wygląda twój przepis, to ja podziękuję.
– Zamiast skrzydeł nietoperza użyjemy kurczaka, a w miejsce traszki wrzucimy sporo świeżych warzyw. Jako substytutu żabich stóp użyjemy główki czosnku. Proszę poczekać jeszcze chwilę, wasza wysokość.
Specjalna zupa Nezumiego była strasznie gorąca i lepsza niż cokolwiek, co Shion kiedykolwiek jadł.
==Koniec rozdziału czwartego==
((Użyto fragmentów ,,Makbeta'' Williama Shakespeara w przekładzie Józefa Paszkowskiego (jedyny nietrafiony prezent urodzinowy, który do czegoś się przydał); napisałabym, kto cytuje który akt i scenę, ale książka wróciła do mej domowej biblioteczki, równie zagraconej co ta Nezumiego, tak więc trudno mi ją odnaleźć. Z pamięci mogę powiedzieć, że na początku obaj cytują akt pierwszy (sceny nie pamiętam), a pod koniec piąty (tu ponownie sceny nie pamiętam). Wiersz, który recytuje Nezumi to ,,Keine Rast'', oryginalnie po niemiecku, za tłumaczenie dziękuję serdecznie mojemu bratu, wychowanemu na szwabs... niemieckim znaczy ^^ To tyle z mojej strony, dziękuję serdecznie.))