((Ufam, że opóźnienie nie ochłodziło waszego entuzjazmu aż tak bardzo, albowiem lecimy z czwartym tomem~~ i przy okazji, wesołego jaaajkaaa~~))
***
Wracamy żywi. Nie zapominaj o tym...
***
Rozdział 1
Kurtyna w górę
Jęcz, jęcz, jęcz, świecie! — O, wy wszyscy z
głazu!
Gdybym miał wasze oczy, wasze usta,
Poruszyłabym niebiosa mym jękiem. Już po niej!
Król Lir, Akt V Scena III
Za
bramą rozciągał się świat ciemności.
Było zimno.
Człowiek zadrżał, unosząc kołnierz swojego płaszcza. Utkano go z najlepszego
kaszmiru, toteż był lekki i ciepły. Miał nawet wszyty miernik temperatury, aby
dopasować temperaturę przy skórze. Sam zaś miernik był mniejszy niż stempel
pocztowy.
Czuł szczypiący
chłód na ledwie zakrytej twarzy, jednak reszta jego ciała była szczelnie
owinięta ciepłem płaszcza. Dlatego gdy zadrżał, nie miało to nic wspólnego z
zimnem.
To
przez ciemność. Było zbyt ciemno.
No.6,
w którym mieszkał mężczyzna, było miastem światła. Błyszczało i promieniało
zarówno w dzień jak i w nocy. Światło nie było jedyną rzeczą, do której miał
wolny dostęp – dzięki postępom naukowym w biotechnologii jedzenia nigdy nie
brakowało, niezależnie od pory roku czy warunków pogodowych, a on mógł sobie
zapewnić dowolne przysmaki. Dopóki mieszkali w mieście, ludzie mieli zapewnione
spokojne, bezpieczne i czyste życie. Z dala od nich istniało jeszcze pięć
innych państw-miast, jednak nigdzie nie było tak perfekcyjnego środowiska jak u
nich. Właśnie dlatego No.6 nazywano Świętym Miastem.
Człowiek
ten miał ważne stanowisko w jednym z organów rządowych Świętego Miasta.
Zajmował trzecią najważniejszą posadę w Centralnym Ministerstwie Administracji.
Był elitą pośród elit. Jego syn, kończący w tym roku trzy lata, uzyskał
najwyższy wynik w teście na inteligencję podczas Dziecięcego Egzaminu.
Mężczyzna otrzymywał wskazówki, co do jego wychowania od specjalistów z
Programu dla Uzdolnionych. Jeśli nie byłoby żadnych problemów, a takowe
naturalnie nie miały prawa się wydarzyć, w końcu w No.6 nie działo się nigdy
nic nieprzewidzianego, jego syn miałby już ustawioną przyszłość i spokojne
życie pośród elity. To mu było obiecane.
Człowiek
nie mógł przestać się trząść. Jakże było ciemno. Jakże złowieszczo. Nie miał
pojęcia, że noc może ciągnąć za sobą taki mrok. Nie miał, dopóki nie stanął w
Zachodnim Bloku.
„Co
on, do cholery, robi?”
Nie
było jeszcze mężczyzny, który miał go stamtąd zabrać. Zazwyczaj czekał na niego
w ciemnościach, ale dziś się spóźniał.
„Coś
się stało?”
„Może
ma jakiś problem?”
„Jeśli
tak… Nie byłoby zbyt dobrze”.
Człowiek
westchnął w ciemnościach.
Zostawanie
tam zbyt długo nie było dobrym pomysłem. Musiał przejść przez bramę i wrócić do
Świętego Miasta. Musiał.
Rozum
rozkazywał mu powrót, odwrócenie się na pięcie oraz wrócenie do komfortu i
światła. Jednak on nie mógł się poruszyć.
„Jeszcze
tylko chwilę. Poczekam jeszcze tylko pięć minut”.
Palące
uzależnienie. Jego uzależnienie od kilku godzin przyjemności i dekadencji,
którymi miał zamiar się wkrótce cieszyć. To uzależnienie od kilku godzin
spędzanych na zabawianiu się z kobietami z Zachodniego Bloku obciążało jego
stopy, uniemożliwiając powrót do domu. Ta kusząca perspektywa stracenia kilku
godzin życia na piciu w towarzystwie kobiet o różnych kolorach oczu i włosów.
Miał tak już niemal od roku. Nie potrafił się od tego uwolnić.
System
zarządzania miasta robił się coraz surowszy. Zwykli obywatele byli naturalnie
ograniczeni, jednak zaczęło się to udzielać nawet w całkowicie wolnych dotąd
wyższych sferach, które niezbyt cieszyły się ze swoich limitów. Podróż między miastem
a Zachodnim Blokiem była jedną z rzeczy, którą mu ograniczono.
Wszystkie
podróże między innymi blokami były zabronione jeśli nie posiadało się dobrego
powodu albo nie złożyło się wcześniej aplikacji.
Pamiętał,
że rozczarował się lekko, gdy zauważył, że miasto rzeczywiście zwraca na to
uwagę. Centralne Ministerstwo Administracji było departamentem, przez który
przepływały wszystkie informacje. Zbierały się tam wszystkie dane osobiste
obywateli. Nazwisko każdego z nich, płeć, data urodzenia, strukturę rodzinną, historię
chorób, Curriculum Vita – wszystko to można było znaleźć w tamtym miejscu.
Wszystkie codzienne zajęcia każdego z nich były skrupulatnie rejestrowane przez
Centralne Ministerstwo Administracji dzięki licznym kamerom i sensorom w całym
mieście, a także chipom wbudowanym w ich Karty Identyfikacyjne. Ten system był
już całkowicie stabilny.
Przez
sposób przepływania danych, nieważne, czy był zły czy dobry, człowiek ten był
blisko serca systemu. Używał swojej pozycji do zmiany i nadpisywania własnych
danych już wiele razy. Zmienił swoje pliki w taki sposób, że nikt nie mógł
dowieść, że był kiedyś w Zachodnim Bloku. Zniszczył wszystkie nagrania.
Wiedział
dobrze, że popełnił przestępstwo. Denerwował się na myśl co mogło się zdarzyć,
gdyby wszystko wyszło na jaw, jednocześnie będąc przekonanym, że nic mu nie
grozi. Rzucił się w wir ekstazy. Jednak również chciał chronić swoje bezpieczne
życie, ukrywając się za fasadą zniszczenia. Pod tym wszystkim kryło się silne
przekonanie, że był niezastąpionym członkiem elity, którego nie pozbyto by się
tak łatwo. Wiele emocji się w nim kotłowało, jednak mimo wszystko pozwolił
swojemu pożądaniu przejść przez bramę tego wieczora.
„Spóźnia
się, już trochę za długo się spóźnia…”
Mężczyzna
przygryzł lekko wargę.
„Na
dziś pewnie powinienem dać spokój”.
Nic
nie było bardziej niebezpieczne niż stanie tak przez dłuższy czas w
ciemnościach Zachodniego Bloku. Gdy człowiek odwrócił się, by wrócić jednak do
domu, usłyszał wołający go niski głos.
– Fura-sama
– tak się nazywał. Niski głos docierał do niego poprzez ciemności. –
Przepraszam, że kazałem na siebie czekać.
Fura
uniósł brew i zgarbił lekko ramiona.
– Czy to ty, Rikiga?
– Tak. Przyszedłem pana zabrać.
– Spóźniłeś się.
– Naprawdę przepraszam. Pojawiła się pewna
przeszkoda.
– Przeszkoda? Co się stało?
Czuł,
jak ciemność porusza się, gdy Rikiga pokręcił głową.
– Nic o co należałoby się martwić. W żadnym
wypadku nie sprawi to panu kłopotu, Fura-sama… właściwie… ech… mógłbym
powiedzieć, że spróbowałem się posunąć odrobinę dalej w organizowaniu dla pana
rozrywki…
– I jak poszło?
Usłyszał
wulgarny śmiech.
– Przygotowanie odpowiedniej kobiety trochę mi
czasu zajęło – Wulgarny śmiech nie przestawał rozbrzmiewać w ciemnościach. –
Ale mimo wszystko efekt powinien wynagrodzić tak długie czekanie. Jestem niemal
pewien, że będzie pan usatysfakcjonowany.
– Jest aż taka dobra?
– To wręcz specjał.
Przełknął
ślinę. Gdyby mógł, sam zaśmiałby się równie wulgarnie co Rikiga, jednak powstrzymywał
się od tego.
Jego
pozycja w porównaniu do Rikigi była jak odległość między niebem a ziemią.
Mieszkaniec Zachodniego Bloku. Nie mógł się zniżyć do takiego poziomu.
Dla
Fury, mimo że Zachodni Blok oferował mu lubieżne i luksusowe przyjemności, ci,
którzy w nim żyli, Rikiga czy kobiety, nie byli takimi samymi ludźmi jak on.
Widział w nich niemalże insekty. Nie, to chyba przesadne określenie – byli
raczej jak bydło. Ludzie i bydło, panowie i zwierzęta. Tereny otaczające No.6
istniały, by zaspokoić miasto – tego uczono go od dzieciństwa.
– …Powinniśmy już iść? – Rikiga zaczął już
spacer. On zaś w ciszy za nim podążał.
Przestarzały
pojazd na benzynę był wyjątkowo niewygodny w jeździe i co chwila wydawał dziwne
dźwięki. Droga zaś pełna była dziur. Raz na jakiś czas samochód chwiał się
niebezpiecznie. Gdy Fura zaczął przybywać do Zachodniego Bloku, wiele razy
podnosił z tego powodu głos, jednak teraz już o tym nie myślał. Dla kogoś
przyzwyczajonego do równych dróg No.6 i hybrydowych samochodów w pełni pochłaniających
wszelkie wstrząsy, te nagłe przechylenia i hałasy były czymś nowym i
orzeźwiającym. Poza tym bardziej niż cokolwiek innego przygotowywały jego serce
na to, co miało się zdarzyć.
– Więc?
Fura
przesunął się na tylnym siedzeniu jak najbliżej kierowcy.
– Co to za dziewczyna?
– Powiem, że pasuje idealnie do pańskich
upodobań. Jestem pewien, że się panu spodoba.
– Ostatnia nie była taka wspaniała.
– Wiem. Ale ta jest dokładnie taka, jakie pan
lubi, Fura-sama. Mała, szczupła, smukła i bardzo młoda.
– Młoda, mówisz.
– Tak. Naturalnie w miejscu takim jak to nie
można być pewnym co do jej wieku, ale bez wątpienia jest bardzo młoda. Nie
miała jeszcze nawet doświadczenia z mężczyzną.
– Jesteś pewien?
– Absolutnie. I to nie wszystko, wygląda na
to, że ma w żyłach krew z południa. Można to poznać po wyglądzie.
– Ach.
– Mamy tu wiele kobiet z mieszaną krwią, ale
dość trudno znaleźć te młodsze. Nigdy nie wysłałbym jakiegoś brudnego bachora,
by pana obsłużył, Fura-sama, ani też nie wyciągnąłbym żadnego z ulicy. Poza tym
dawanie takiej pracy tak młodej dziewczynie, w dodatku bez żadnego
doświadczenia, to dość… cóż, moje sumienie ma z tym drobne problemy.
„Kłamca” – Fura odwrócił głowę. – „Zrobiłbyś wszystko dla pieniędzy.
Sumienie, co? Nie rozśmieszaj mnie”.
Mimo
że w głosie Fury nie było żadnej oznaki zwątpienia, Rikiga pozwolił suchemu
chichotowi uciec z jego ust.
Samochód
stanął. Atramentowo-czarne ciemności czaiły się na zewnątrz.
– To jest…? – Miejsce było inne od tego, które
zwykle przygotowywał Rikiga.
– To hotel.
– Hotel?
– Dawno temu był nawet całkiem modny – Rikiga
wysiadł z samochodu i zapalił światło. – Dziewczyna i jej rodzina zrobili z
tego miejsca swój dom. Powiedziała, że chce przyjmować klientów w swoim pokoju
i nie ma zamiaru robić tego w żaden inny sposób – jest jeszcze dzieckiem, więc
pewnie boi się jeździć w dziwne miejsca.
– Ale…
– Nie ma się o co martwić. Pozbyliśmy się już
jej rodziny. Dziś w tym miejscu będziecie tylko wy, Fura-sama. Ach, nie,
niezupełnie. Ma jeszcze swoje psy.
– Co?
– Psy. Jej ojciec ma z nimi jakiś biznes. Jest
ich tu na pęczki.
Fura
nie mógł sobie wyobrazić, jaki biznes mógł mieć coś wspólnego z psami. Sklep
zoologiczny to to raczej nie był. Czyżby psy obdzierano ze skóry i sprzedawano
jako mięso?
– Proszę więc za mną podążać. Radziłbym uważać
na stopy – Rikiga uniósł lampę. Fura spojrzał na jego profil i powoli postawił
krok naprzód.
Nie
ufał temu człowiekowi. Nie miał do niego ani odrobiny zaufania. Jednak
wiedział, że jest dla niego stałym i bardzo ważnym klientem. Nie było mowy,
żeby ktoś, kto jak on kochał, wynagradzał i ufał pieniądzom bardziej, niż
czemukolwiek innemu, mógł skrzywdzić swoje najlepsze źródło dochodów. W tym
sensie Fura nigdy nie martwił się o siebie w towarzystwie idącego teraz przed
nim człowieka.
Budynek,
który, jak wspomniał Rikiga, był niegdyś modnym hotelem, stał się teraz niemal
ruiną. Niezliczone odłamki granitu połyskiwały na podłodze tuż obok walających
się wszędzie kłębów sierści. Podłoga była miękka, jednak nie miał pojęcia czy
to z powodu pleśni, czy może wilgoci. Szedł niestabilnie w swoich skórzanych
butach. Wiatr ocierał się mu o policzki. Wspinali się po schodach. Nagle poczuł
mdły, dziwny odór. Takiego zapachu nigdy nie czuł w No.6 i nie miał pojęcia co
to mogło być. Przeszli przez duże, puste pomieszczenie, wyglądające na dawną
recepcję, nadal poruszając się naprzód.
– Och.
Odezwał
się bezmyślnie. Jego stopy zdawały się być przygwożdżone do miejsca. Wydawało
się, że widzi przed sobą wąski korytarz, znikający sprzed jego oczu. A
przynajmniej wyglądało to, jakby biegł prosto w mrok, jednak nie miał pojęcia,
co się za nim kryje; wzrok Fury nie był przyzwyczajony do ciemności, więc nie
mógł tego dojrzeć.
W
mdłym świetle lampy tu i tam widział cieniste figury.
– Psy?
– Tak.
– Ale dlaczego aż tyle? Z jakiej przyczyny…?
– Ach, cóż, jest wiele powodów, ale żaden nie
ma nic wspólnego z urzędnikiem No.6 jak pan – powiedział Rikiga. – Nie ma o co
się martwić. Te psy są ciche, nie pogryzą pana. Dobrze, jesteśmy na miejscu.
Dziewczyna jest w tym pokoju.
Tak
jak powiedział Rikiga, psy leżały cicho skulone na ziemi bez pojedynczego
warknięcia czy nawet pokazania zębów.
– Właśnie tu, obok pana – Pchnął go lekko
Rikiga.
Przed
nim były obdarte, drewniane drzwi. Może to i przez światło lampy, jednak ich
starość wydawała się być miła dla jego oczu. Niemal jak stara przewodniczka.
Siedziała tam w promieniach światła, piękna, o śnieżnobiałych włosach. W
dłoniach trzymała druty, a na jej kolanie spoczywała kula wełny…
Fura
odwrócił się na bok i zakaszlał kilkukrotnie. Przez długi czas ukrywał swój
nawyk popadania w sen na jawie. Gdyby któryś z wyższych urzędników Centralnego
Ministerstwa Administracji dowiedział się o tej tendencji, oznaczałoby to dla
niego poważne konsekwencje.
W
No.6 wyobraźnię, historyjki, mówienie o snach i śnienie na jawie tępiono jak
jakąś plagę. Nie było oficjalnych reguł czy zabraniającego tych rzeczy prawa,
jednak pośród zwykłych obywateli był to obiekt żartów i kpin. Zaś w
organizacjach traktowało się to jako niesubordynację i wystarczający powód do
utraty pracy.
Drzwi
się otwarły. Za srebrną klamkę trzeba było naturalnie pociągnąć, przez co
zawiasy zaskrzeczały uparcie.
Pokój
miał niski sufit i był ciemny. Jedyne światło pochodziło z lampy Rikigi i
pojedynczej świeczki, stojącej na stole. Nie było zbyt zimno, pomimo że okna
nie były ocieplane. Wycie wiatru odbijało się echem po pokoju. Różne gwizdy i
jęki nawarstwiały się w symfonii, mieszały ze sobą i docierały do jego uszu.
Jedynymi
meblami w pokoju były stół, na którym stała świeca i łóżko, stojące w kącie
pokoju. Dziewczyna siedziała na nim z kocem na głowie, skulona, jakby chciała
się ogrzać.
Rikiga
miał rację, była mała. Nogi wystające spod koca były potwornie chude. A mimo to
kształtne. Zwężały się lekko od kolana w dół i pewnie gdyby miały trochę więcej
ciała, byłyby przepiękne.
– I jak? – szepnął mu do ucha Rikiga. –
Klejnot, zgodzi się pan, Fura-sama?
– Może. Ciężko stwierdzić.
Fura
zniżył się do łóżka i owinął rękę wokół małego ciała w kocu. Czuł jak się
trzęsie.
– Boisz się? …Nie martw się, nie musisz –
zdjął płaszcz i przysunął ją bliżej razem z kocem. Czuł, że trzęsie się coraz
bardziej. Koc opadł z jej głowy, ukazując jej czarne jak noc włosy i delikatną
szyję. Jako że odwróciła twarz, jej szyja była jeszcze bardziej wyeksponowana.
Fura nawet w ciemności mógł stwierdzić, że skóra była gładka i miła w dotyku.
„Rozumiem.
Może to jednak jest klejnot”.
Odsunął
jej włosy i pozwolił ustom podróżować po jej szyi. Czuł lekki zapach. Ten sam,
który poczuł na schodach. Była to woń psa, bestii. Jednak zamiast pozbywać się
pożądania Fury, ten zapach jeszcze dodawał mu chęci. Nigdy nie znalazłby tego w
No.6, nawet gdyby chciał, przez idealną higienę tego miejsca. Fakt, że to ciało
było przesiąknięte dziką wonią, budził w nim ekscytację.
– Cóż – zaczął Rikiga. – To ja już sobie
pójdę. Miłej zabawy – Rikiga zbliżył się do wejścia z uśmiechem na twarzy. Fura
zatrzymał swoją dłoń, która zajęta była głaskaniem chudej nogi dziewczyny.
Pierwszy raz zaczęły w nim narastać podejrzenia.
– Zaczekaj – rozkazał krótko człowiekowi,
który stał do niego plecami. Rikiga momentalnie się odwrócił.
– Coś się stało?
– Nie wydaje ci się to dziwne?
– Dziwne? Mogę zapytać co takiego?
– Dlaczego najpierw nie zapytałeś o zapłatę?
Na
twarzy Rikigi pojawiło się napięcie. Po chwili mruknął do siebie „Ach, tak,
zapłata”.
– Zawsze każesz mi płacić z góry. Czemu
dzisiaj nic o tym nie wspomniałeś?
– Ach, tak. Zapomniałem.
– Zapomniałeś? Ty? O pieniądzach?
Narastały
w nim podejrzenia. Ten człowiek miałby zapomnieć o pieniądzach? On, który był
znacznie bardziej chciwy i skąpy niż ktokolwiek, miałby zapomnieć? Trudno mu
było w to uwierzyć.
Jego
wątpliwości rosły z każdą chwilą. Wszystko było inne niż zwykle. Dlaczego?
Dlaczego…
Małe
ciało wyskoczyło z ramion Fury. Koc osunął się na podłogę.
– Przestaniesz w końcu do cholery, szujo? –
krzyknął. – Mam tego dosyć. Jaja sobie ze mnie robisz, czy co? – Fura otworzył
usta ze zdziwienia przed chłopcem, który zebrał włosy i obnażał przed nim teraz
wulgarnie kły.
– Rikiga, kto to jest?
– Jest kim jest, drogi panie.
– Powiedziałeś mi, że przygotowałeś młodą
dziewczynę.
– Młode dziewczyny, młodzi chłopcy, dużej
różnicy to nie robi. Pomyślałem, że miał pan gdzieś głęboko schowane takie
preferencje i po prostu pan nie zauważył, Fura-sama.
Czarnowłosy
młodzieniec jeszcze bardziej wystawił zęby. Niemal jak dziki pies.
– Możesz przestać pieprzyć, stary alkoholiku –
warknął. – Dlaczego nie działałeś zgodnie z planem? Zamienię całą waszą trójkę
w karmę dla psów. Zapłacicie mi za to, dranie.
Plan?
Wasza trójka? O czym on mówił?
Fura
podniósł swój płaszcz i wstał. Włożył ręce w rękawy i rozejrzał się po pokoju.
Cztery kąty chowały się w mroku.
W
każdym razie, pozostanie w nim było niebezpieczne.
– Dokąd to? – Rikiga stał w drzwiach, witając
go sztucznym uśmiechem.
– Wracam do domu. Z drogi!
– Proszę, proszę się uspokoić – powiedział
łagodnie Rikiga. – To nie w pańskim stylu tak się unosić, Fura-sama.
– Z drogi, albo… – Fura zacisnął dłoń wokół
małej broni w swojej kieszeni. Był to pistolet elektryczny, niezbyt efektywny
przy zabijaniu, ale wystarczający, by się obronić. Wyciągnął go i wycelował
między oczy Rikigi. Gdyby postanowił posunąć się dalej, strzeliłby nie
zahaczając nawet o brwi. Może i służyła do samoobrony, ale broń to wciąż broń.
Każdy nieuzbrojony człowiek umarłby od takiego postrzału. Jednak nie przejmował
się tym. Oni i tak nawet nie kwalifikowali się jako ludzie.
– Kiedy zabawa dopiero się rozkręca, będziemy
tęsknić, jeśli teraz nas zostawisz.
Zza
niego dochodził głos. W tej samej chwili zasłonięto mu usta, a nadgarstki
złapano mocno. Broń wyślizgnęła mu się z palców. Trzymano go tylko za usta i
ręce, ale całe ciało było unieruchomione. W ogóle nie mógł się ruszyć. Zimny
oddech podrażnił jego ucho. Po chwili wpłynął do niego szept.
– Czemu nie zostaniesz z nami odrobinkę
dłużej? Będziesz się bawić tak dobrze, że zemdlejesz na miejscu – To był pewny
głos, pozbawiony jakiegokolwiek wahania. Był słodki, czysty i piękny. Fura nie
mógł stwierdzić czy należał do mężczyzny, czy do kobiety. W każdym razie, gdyby
przyjął zaproszenie, z całą pewnością zemdlałby z przyjemności. To była jego
ostatnia myśl, trwająca mniej niż ułamek sekundy.
Nogi
się pod nim ugięły, a on osunął się na podłogę. Oddech ugrzązł mu w gardle, gdy
tracił świadomość.
– Nezumi! – krzyknął Inukashi, depcząc koc. –
Nie to mi obiecałeś. Co ty, do cholery, robiłeś?
– Boże, przestań szczekać – mruknął Nezumi
zajęty przeczesywaniem kieszeni płaszcza człowieka, którego właśnie związał. –
Weź przykład ze swoich psów, Inukashi. Leż i siedź cicho.
– Nie wkurwiaj mnie – warknął. – Czemu nie
wylazłeś wcześniej?
– Zapomniałem swojej kwestii, więc jeszcze raz
czytałem swój scenariusz – odpowiedział łagodnie Nezumi. – Wybacz.
– Ty naprawdę jaja sobie ze mnie robisz. Jaja.
Se. Robisz. Ty pieprzony oszuście, taki z ciebie aktor jak pół dupy zza krzaka.
Jesteś bardziej przebiegły niż lis i bardziej bezwstydny niż świnia. Nigdy
więcej ci nie zaufam. A żeby cię pchły pożarły i wyssały z ciebie całą krew, to
może w końcu zdechniesz.
– Przestaniesz w końcu kłapać jadaczką, czy
nie? To nawet nie jest coś, o co można się wściekać. Okej, spóźniłem się ze
dwie, trzy minuty. To tyle.
– I w te dwie, trzy minuty oblizano mnie i
obmacywano mi nogę.
Na
twarzy Nezumiego zagościł łagodny, wykrzywiony uśmiech, niczym u matki, przed
którą stało marudzące dziecko.
– Inukashi, lepszego doświadczenia nie można
sobie wyobrazić. Właśnie spotkało cię szczęście doświadczenia dotyku języka
wysokiego urzędnika No.6 na twojej szyi. Możesz sobie przechowywać to miłe
wspomnienie jak długo zechcesz.
Inukashi
zacisnął pięści. Jego czarne oczy błysnęły na tle opalonej twarzy.
– A tak w ogóle – odezwał się. – Dlaczego ja?
Dlaczego nie mógłbyś zrobić tego za mnie?
– Dlaczego miałbym to zrobić?
– Bo z ciebie byłaby idealna prostytutka.
Omamiasz mężczyzn i sprawiasz, że robią się kompletnie słabi i beznadziejni.
Kłamliwa lafirynda z powaloną osobowością. Nawet nie musiałbyś udawać.
Wtedy
w końcu Shion odezwał się do Inukashi.
– Inukashi, to posuwa się za daleko. Skończ
już tę bezsensowną rozmowę.
– To samo odnosi się do ciebie, Shion –
odwrócił się do niego Inukashi. – Czemu nie wylazłeś, kiedy tylko usiadł na
łóżku? Taki był plan, nie?
– Tak, ale… – miał rację. Z tego co ustalili
wcześniej, mieli zaczekać aż Rikiga przyprowadzi Furę, wysokiego urzędnika z
Centralnego Ministerstwa Administracyjnego. Kiedy usiadł na łóżku, mieli wyskoczyć
zza ścianki i go złapać. Taki był plan, a Shion miał zamiar postępować zgodnie
z nim.
Ale
Nezumi go zatrzymał. Złapał go za ramię, jakby chciał powiedzieć: „Nie wychodź
jeszcze”. Łóżko skrzypiało nieprzyjemnie. Mężczyzna przysuwał się bliżej do Inukashi.
Shion niemal mógł poczuć jego panikę jak swoją własną. Ale Nezumi nadal się nie
ruszał. Zostawał ukryty w ciemnościach, tak cicho, że nawet nie było słychać
jego oddechu.
– Wracam do domu. Z drogi!
Człowiek
wyciągnął coś z kieszeni. W tym samym momencie ciało Nezumiego posunęło się
naprzód. Shion nawet nie był w stanie poczuć jego ruchów. Mimo że przycupnął
tuż za nim, nie poczuł nawet ruchu powietrza, gdy ten wystartował.
– Czemu nie zostaniesz z nami odrobinkę
dłużej? Będziesz się bawić tak dobrze, że zemdlejesz na miejscu.
Dopiero,
gdy usłyszał głos Nezumiego, rozrywający nawarstwiające się pogwizdywania
wiatru, Shion wyszedł i stanął za Inukashi. Do tego czasu mężczyzna leżał już
cicho na podłodze.
Inukashi
zazgrzytał zębami ze zmarszczonym nosem.
– Tak, ale? Tak, ale co, hę? Zajmowanie się
psami to jedyne, co potrafisz robić dobrze? Ty bezużyteczny, bezmyślny idioto!
Shion nie mógł odpowiedzieć. Wiedział dobrze,
jak bezsilny i nieudolny się stawał, gdy zapędzono go w kozi róg. Nic nie było
równie bolesne, co zostanie zmuszonym do
spotkania z prawdą.
Nezumi
schylił się, by podnieść broń z ziemi. Poruszył dłonią, jakby sprawdzając jej
wagę.
– To pistolet do samoobrony, najnowszy model.
Jest dość mały, ale jeśli trafić nim w słaby punkt, byłoby fatalnie. Myślałem,
że narobiłby problemów, gdyby ją zatrzymał.
– I dlatego zdecydowałeś sobie siedzieć dopóki
ten zboczeniec nie wyciągnął broni?
– To zmniejsza ryzyko.
– Ryzyko? Czyż to nie wspaniałe? – powiedział
sarkastycznie Inukashi. – Kiedy mnie napastował ten zboczony skurczybyk, wy
dwaj byliście zajęci dyskusją o ryzyku. Wielkie umysły są od nas po prostu
inne, co? Następnym razem zapytam was, czy nie poczytalibyście moim psom.
– Skończ z tym sarkazmem. Chodź, zobacz.
Nezumi
odwrócił skórzaną sakwę do góry nogami i potrząsnął nią lekko. Pięć złotych
monet wysypało się na stół.
– Pięć sztuk złota. Nieźle się zaopatrzył jak
na tylko jedną noc zabawy, co nie, staruszku?
– Właściwie to niezupełnie – otworzył usta
Rikiga. Jego głos był ciężki i zachrypły, zupełnie różniący się od lekkiego
tonu sprzed kilku chwil.
– Powiedziałem mu, że miałem niezwykłą
kobietę, inną od dotychczasowych prostytutek. Musiałem poprosić o wyższą
zapłatę, albo zacząłby coś podejrzewać. Ma do tego skłonność.
– Rozumiem.
Nezumi
podniósł złotą monetę.
– Proszę, Inukashi. Twoja część.
Ciśnięta
w powietrze moneta wyślizgnęła się z palców próbującego ją złapać Inukashi i
spadła na podłogę u stóp Shiona. Ten podniósł ją i podał Inukashi. Jego opalone
palce się trzęsły.
– Inukashi?
Zacisnął
usta. Zdawało się, że może się rozpłakać w każdej chwili. Shion nigdy nie
widział u niego takiego wyrazu twarzy. Jego ramiona i ręce także lekko się
trzęsły.
Musiał
być naprawdę przerażony.
Inukashi,
który miał wiele psów na każdą komendę, żył w ruinach i z siłą oraz zacięciem
przeżywał każdy dzień, nie był w stanie powstrzymać drżenia własnego ciała.
Shion próbował sobie wyobrazić, ile strachu i wstydu musiało go już spotkać.
Nie
wiedział, w jakim dokładnie wieku jest Inukashi. On pewnie też nie miał o tym
pojęcia. Większość mieszkańców Zachodniego Bloku nie znała własnego wieku,
rodziców, miejsca narodzin, ani nawet nie miała pojęcia, jak ma zamiar przeżyć
kolejny dzień. Jednak był przekonany, że Inukashi był od niego młodszy, o wiele
młodszy niż szesnastolatek. Wiedział, że Inukashi był zdolny do oszustw,
złodziejstwa czy nawet wymuszeń bez zmrużenia oka. Rzadko spotykały go
szyderstwa czy obrazy. Jednak nie był w stanie znieść grania przynęty w tej
farsie, której sceną było łóżko w słabo oświetlonym pokoju.
Wciąż
był taki młody.
Z
jednej strony Inukashi był naprawdę wściekły, z drugiej zaś przerażony.
– Przepraszam – powiedział po chwili łagodnie
Shion. – Zrobiłem ci coś okropnego. Naprawdę przepraszam.
Inukashi
zamrugał. Jego oczy zaczęły robić się czerwone. Jego usta poruszyły się
bezdźwięcznie. Shion położył dłoń na kościstym ramieniu chłopca. Nie wydawało
mu się, żeby ten gest mógł wyzwolić w nim gniew czy dezorientację. Wiedział, że
nie otrzyma przebaczenia. Pamiętał jednak o pewnej rzeczy. Kiedy był jeszcze
mały, Karan często kładła mu dłoń na ramieniu w ten sposób. Pamiętał miłe
ciepło, które bez żadnego słowa przepływało przez tę łagodną dłoń wprost do
jego ciała. To wszystko.
Inukashi
nie przestał. Rozluźnił się lekko i oparł czoło o rękę Shiona.
– Dranie... Nienawidzę was wszystkich.
– Mhm – mruknął Shion.
– To było obrzydliwe... Tak bardzo
obrzydliwe...
– Wiem.
– Tak trudno było nie krzyczeć... Nie wołać
was, nie pytać, czemu jeszcze nie wychodzicie... Starać tylko się jak się dało,
wiesz...
– Przepraszam – mruknął ponownie Shion,
ściskając mocniej jego ramię.
Eh?
Narastał
w nim gniew. Czuł końcówkami palców całkowicie niespodziewaną delikatność jego
ciała. To ramię było kościste, a przy tym miękkie. Nie twarde, szorstkie czy
napięte przez mięśnie, a delikatne i okrągłe.
Przypominało
mu to ramię Safu, które kilkakrotnie zetknęło się z jego własnym.
Czy
to... ale jak...
Niemal
w tej samej chwili, w której Shion spojrzał na Inukashi, ten odsunął się od
jego ręki, a Nezumi rzucił mu kolejną monetę. Tym razem Inukashi złapał ją
natychmiast.
– Bonusik.
– Jak miło. Zwłaszcza z twojej strony, Nezumi.
– Nie pracowałeś za darmo. Zgodziłeś się być
przynętą za opłatą.
– Nie musisz mi tego mówić, dobrze to wiem.
– To nie jęcz tak teraz. Dwie sztuki złota za
mniej niż dziesięć minut roboty. Takiej roboty nigdzie nie znajdziesz.
– Przecież mówię, że wiem! – powtórzył głośno
Inukashi. – Ale następnym razem nie licz na mnie przy czymś takim. Ty albo ten
naiwny panicz tutaj może się tym zająć.
– Nie będzie następnego razu.
Nezumi
rzucił pozostałe trzy monety w stronę Rikigi.
– Reszta jest staruszka.
– A co z wami?
– Nie potrzebujemy.
– Powściągliwy w potrzebach, co?
– Można tak to nazwać.
– Albo mówisz tak, bo od tego miejsca
pieniądze i tak będą bezużyteczne?
– Prawdopodobnie.
– Rozumiem...
Szare
oczy Nezumiego przypatrywały się skrzywionej przez alkohol twarzy Rikigi.
– Co jest? – zapytał. – Co to za grobowa mina?
Rikiga
nie odpowiedział.
– Złote monety, staruszku. Twoje ulubione.
Czemu ich nie bierzesz? Nie żeby były wysmarowane trucizną, a przynajmniej
wydaje mi się, że nie są.
– Raczej w to wątpię. Mamy coś znacznie
bardziej kłopotliwego.
Brązowy
płyn poruszył się w jego szklance. Ostry zapach alkoholu dryfował w powietrzu,
kłując nosy. Rikiga wziął kolejny łyk taniego napoju i zakaszlał lekko.
– To pieniądze, które ukradliśmy od wysokiego
urzędnika z Świętego Miasta przez oszukanie go i związanie. Połóż na tym łapy,
a będzie to kosztować twoje życie.
Nezumi
zaśmiał się delikatnie.
– Teraz zaczynasz się bać?
– Tak – Rikiga kiwnął głową. Zasłonił usta
wierzchem dłoni. – Jesteśmy już na głębokości kolan, a ja dopiero zaczynam się
bać. Naprawdę to zrobiliśmy i teraz my... my nastawiliśmy przeciwko sobie No.6.
– Zawsze byli przeciwko nam. To miasto zawsze
było naszym wrogiem. Mówisz, że naprawdę jeszcze tego nie zauważyłeś, czy tylko
udajesz? No jak, staruszku?
Rikiga
pochłonął resztki z dna swojej szklanki jednym łykiem. Płomień świecy poruszył
się, a ich cienie, na wpół pochłonięte przez mrok, zachwiały się lekko.
– Eve – Rikiga nazwał Nezumiego jego
scenicznym imieniem. Alkohol wydawał się zaczynać działać, o czym świadczył
jego głos. – ...Nie boisz się umrzeć?
– Umrzeć? No, to pytanie w ogóle jest poza
tematem, co nie?
– Obracasz przeciwko sobie całe Święte Miasto.
Wydaje ci się, że możesz tak z tym żyć? Nie jesteś aż tak naiwny.
– Staruszku – Dłoń Nezumiego oparła się o
stolik. Złote monety zniknęły jakby za sprawą magii. – Wybacz, ale nie mam zamiaru umierać. Ci,
którzy żyją, to ci, którzy zwyciężają. To oni zdechną. A my przetrwamy. Nie mam
racji?
– Mówisz poważnie?
– Oczywiście.
– Jesteś szalony. Oszalałeś i żyjesz iluzjami,
Eve. Nie mamy szansy wygrać. Nie ma nawet najmniejszej możliwości.
– Możesz mieć rację.
– To kompletnie niemożliwe. Wszystko, co
mówisz, jest kompletnie niemożliwe. Brednie szaleńca. Jest jedna tysięczna
procenta. Masz zamiar stawiać na tak małą możliwość?
– Jest mała, ale nie równa zeru. A to oznacza,
że nie dowiemy się, póki nie spróbujemy.
– Eve!
– Daj rękę.
– Co?
– Użycz mi dłoni, wasza wysokość – Nezumi
złapał mocno nadgarstek Rikigi, odwracając jego dłoń ku górze. Położył ją na
swojej własnej. Pojawiły się trzy złote monety.
– Twoja część, staruszku. Nie zapomnij jej
wydać.
Pusta
butelka po alkoholu wyślizgnęła się z dłoni Rikigi i spadłą na podłogę. Krople
ze szkła rozpierzchły się we wszystkich kierunkach, trafiając na ziemię.
– Weź przykład z Inukashi i zaakceptuj to
posłusznie. Już wprawiliśmy tryby w ruch. Nie możemy się cofnąć. Żadne z nas.
– Żadne z nas, co... – Rikiga spojrzał na
monety w swojej dłoni, skrzywiając usta. – Aż do samego końca, tak to można
ująć.
– Prawda. Ważni partnerzy. Wszyscy mamy własne
role, a kurtyna już się podniosła. Lepiej nie myśl o nawianiu w takim momencie,
staruszku, bo na to już dawno za późno.
– A co gdybym odmówił odegrania mojej roli?
Zabijesz mnie?
– Jeśli tak sobie życzysz.
– Znając ciebie pewnie znalazłbyś na to jakiś
piękny sposób – powiedział gorzko Rikiga. – Co, rozetniesz mi gardło?
Przebijesz serce?
– Nie przeceniaj mnie. Walka nożem jest
trudniejsza, niż amator może sobie wyobrazić – Nezumi odwrócił się do Rikigi z
uśmiechem. Rikiga wsunął podbródek, przybierając kamienny wyraz twarzy. – Ręka
może mi się wyślizgnąć i trafić w złe miejsce. Niezbyt miło dla ofiary, nie?
Wiłaby się i cierpiała, nie mogąc umrzeć szybko. Makabryczne, niewątpliwie. Nie
chciałbym patrzeć, jak jeden z moich cennych przyjaciół umiera w ten sposób.
Rikiga
wydał dziwny, niski dźwięk z gardła, upuszczając złote monety do kieszeni.
Wypowiedział wtedy tylko jedno słowo.
– Demon.
Inukashi
pociągnął nosem ze swojego miejsca za Shionem.
– Zawsze wiedzieliśmy jakim jest demonem. Nie
ma sensu teraz tego wyciągać.
,,Nie''.
Shion
złożył dłoń w pięść.
Nezumi
nie był demonem. Wiedział o tym lepiej niż ktokolwiek. Raz po raz jego życie
było ratowane, mogło umknąć nadchodzącemu niebezpieczeństwu. Łapał dłoń, którą
wyciągnięto, by mu pomóc. Jego życie nie było wszystkim, co zostało ocalone –
jego dusza w formie, w której miała pozostać, także została uratowana. Wierzył
w to.
Nezumi
pomógł Shionowi się podnieść i nauczył go, jak patrzeć na świat. Zamiast świata
otoczonego niesforsowanym murem, odizolowanego i kontrolowanego, pokazał mu
świat, którego granicą był jedynie horyzont, gdzie wiele form ludzkiego życia
tętniło w jednym miejscu, gdzie style życia, dobra materialne i sprawiedliwość
były takie same dla każdego. Gdyby nie spotkał Nezumiego, żyłby i zestarzał
się, nawet nie mając o tym pojęcia. Żyłby spokojnie w Świętym Mieście No.6,
uprzywilejowany fałszywą witalnością i bezpieczeństwem, nigdy nie myśląc nawet
o świecie poza murem.
,,Spójrz''.
Nezumi
mu kazał.
,,Wyjdź
ze swojego sztucznego świata i podejdź tutaj''.
Kazał
mu patrzeć własnymi oczami. Myśleć za siebie.
,,Myśl.
Myśl co jest ważne, czego chcesz, w co wierzysz; zapomnij o wartościach,
moralności i sprawiedliwości, którą ci wmówiono, z której zrobiono twoje
łańcuchy''.
Powtarzał
mu to setki razy. Chwilami z pasją, czasem chłodno, swoim głosem, spojrzeniem i
działaniami Nezumi powtarzał mu to bez przerwy.
Odkąd
spotkał Nezumiego, myślał o tych wszystkich rzeczach. Swoich uczuciach,
żądzach, odczuciach, nadziejach, myślach, o tym, w co chciał wierzyć. Wciąż
było wiele rzeczy, których jeszcze nie doznał, jednak by w ogóle mógł myśleć i
się nad nimi zastanawiać, on wskrzesił duszę Shiona i pozwolił krwi znowu
płynąć.
To
właśnie oznaczało życie.
Sprawić,
by własna dusza była naprawdę własna. Nie oddawać jej nikomu innemu. Nie być
zdominowanym. Nie pozwolić się zmanipulować.
Po to
trzeba było żyć.
Nezumi
go tego nauczył. Dał jego duszy nową krew.
,,I...''
I
Shion wszystkich w to wmieszał. Nie Nezumi. Shion wciągnął w to pozostałą
trójkę, tylko po to, żeby uratować uwięzioną przez Ministerstwo Bezpieczeństwa
w Zakładzie Karnym Safu. Wciągnął ich w niebezpieczną walkę, w której ich
szanse przeżycia były mniejsze niż jeden do stu, jak powiedział Rikiga.
– Co jest, Shion? Wyglądasz strasznie... Jak
nie ty – Inukashi wysunął się z
pytającym wyrazem twarzy. Shion pokręcił głową.
– To nie tak.
– Eh?
– To nie tak, Inukashi, Rikiga. To wszystko
moja...
Jego
oczy napotkały się z tymi Nezumiego. Czy może raczej jego oczy zostały pchnięte
i zmuszone do spotkania z jego silnym spojrzeniem. Zimne, szare oczy Nezumiego
zawsze błyszczały energią i były piękne. Jednak pomimo tego nigdy nie ukazywały
żadnych emocji. Nie zmieniły się ani trochę od dnia, w którym po raz pierwszy
się spotkali. To nadal była ta sama para oczu, która wpatrywała się w niego,
gdy przyciskał zimne palce do jego gardła. Nezumi powoli spuścił wzrok i
mruknął, jakby śpiewając:
– Ja jestem duch, co zawsze mówi: nie. Toteż
wszystko razem, co wy zwiecie grzechem, zniszczeniem, krótko – zła zespołem,
najistotniejszym moim jest żywiołem.
– Co to? – Inukashi pokręcił nosem. – Shion,
co do cholery, mówi ten zdegenerowany aktor?
– Mefistofeles.
– Eh? Co? Jadalne to?
– Pojawia się w książce, w ,,Fauście''.
Jest... demonem.
– Czyli demon recytuje kwestie demona. Pasuje
idealnie.
– Nie, jak mówiłem, Nezumi nie jest...
Mężczyzna
nagle jęknął. Próbował się przekręcić.
– Wygląda na to, że nasz gość się obudził –
Nezumi zdjął skórzane rękawiczki i rzucił je nonszalancko. Na jego ustach
zagościł lekki uśmiech.
– Niech się więc zacznie Akt I, Scena II.
Rikiga
spojrzał w sufit i westchnął. Inukashi wzruszył ramionami. Odwrócił się do
Shiona.
– Shion – odezwał się.
– Hm?
– On jest demonem.
– Eh?
– On jest demonem, a ty jesteś tym, kto nie
wie, jak się sprawy mają. A przynajmniej ja tak myślę.
==Koniec rozdziału 1==
Wykorzystano
fragm. Króla Lira w przekładzie Józefa Paszkowskiego i
Fausta w przekładzie Feliksa Konopki. Pełna kwestia Mefistofelesa brzmi:
Ja jestem duch. co zawsze mówi: nie.
I słusznie,
wszystko bowiem, co powstaje,
Do wytępienia
tylko się nadaje,
Więc
lepiej niech się nic już nie tworzy w
tym
świecie.
Toteż to wszystko razem, co wy zwiecie
Grzechem, zniszczeniem, krótko — zła
zespołem,
Najistotniejszym moim jest żywiołem.
Nyanyanya! Po raz kolejny dziękuję! <3
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, myślałam że Shion go walnie albo coś, ale nie - w sumie to i lepiej. :D
Za to w następnym będzie piździel z liścia (serio tak to próbowałam przetłumaczyć xD) ale nie zdradzam kto oberwie ^^
Usuń"bonusik" hahaha ^.^
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za nowy rozdział. Trochę szkoda mi Inukashi. Biedak/czka xD
OdpowiedzUsuńUraczyłam się dzisiaj nowym rozdziałem D.Gray-mana oraz nowym rozdziałem No.6 w postaci mangi i w postaci powieści. Czuję się syta i szczęśliwa ;D
OdpowiedzUsuńWasze tłumaczenie dogania mangę, cieszę się z tego powodu. Tylko teraz nie mogę doczekać się kolejnych epizodów zarówno tu, jak i tam.
Chciałabym jeszcze tylko życzyć wszystkim Wesołych Świąt, choć wiem, że jestem nieco spóźniona ;)
Fluffy
Dziękujemy. Wesołych Świąt!!!
OdpowiedzUsuńNawzajem! >D
Usuń"dzięki postępom naukowym w biotechnologii" moje klimaty :D jak miło!
OdpowiedzUsuńJuż prawie się przyzwyczaiłam, że Inukashi jest tu traktowany jak chłopak, aż nagle znowu wydaje mi się (i Shionowi chyba też), że jest dziewczyną ;) Ale odzywki ma kapitalne.
Czy można jeszcze bardziej uwielbiać Nezumiego..? Pytanie retoryczne.
Alys
Chciałabym powiedzieć, że minęło 10 lat od tłumaczenia tej przepięknej novelki a ja dopiero ją znalazłam :(( Ale jestem bardzo zadowolona że mogę ją przeczytać po polsku!! Tłumaczko, jesteś niesamowita!
OdpowiedzUsuń