Staram się dodawać nowe posty w niedziele. Staram się.



Zakończono tłumaczenie No.6.


Dziękujemy za wszystkie podziękowania. To był miły rok z hakiem. I późniejszy rok. I chyba jeszcze jeden. Te dwa późniejsze składały się z czytania Waszych komentarzy. I tak dzięki.

(Do pań profesor jeśli przypadkiem odwołam się do tego na maturze: przepraszam, ja naprawdę tłumaczyłam to w gimnazjum. Ale prawdziwa książka istnieje. Obiecuję.)


Wszystkie rozdziały można znaleźć w zakładce ,,No.6''/,,No.6 Beyond''.


Kup powieść i mangę w oryginale, wspomóż panią Asano.


Tłumaczenie: Kuroneko
Korekta: Ayo, Dżun

sobota, 7 kwietnia 2012

Tom IV: Rozdział 1


((Ufam, że opóźnienie nie ochłodziło waszego entuzjazmu aż tak bardzo, albowiem lecimy z czwartym tomem~~ i przy okazji, wesołego jaaajkaaa~~))


***
Wracamy żywi. Nie zapominaj o tym...
***

Rozdział 1
Kurtyna w górę

Jęcz, jęcz, jęcz, świecie! — O, wy wszyscy z głazu!
Gdybym miał wasze oczy, wasze usta,
Poruszyłabym niebiosa mym jękiem. Już po niej!
Król Lir, Akt V Scena III

Za bramą rozciągał się świat ciemności.
Było zimno. Człowiek zadrżał, unosząc kołnierz swojego płaszcza. Utkano go z najlepszego kaszmiru, toteż był lekki i ciepły. Miał nawet wszyty miernik temperatury, aby dopasować temperaturę przy skórze. Sam zaś miernik był mniejszy niż stempel pocztowy.
Czuł szczypiący chłód na ledwie zakrytej twarzy, jednak reszta jego ciała była szczelnie owinięta ciepłem płaszcza. Dlatego gdy zadrżał, nie miało to nic wspólnego z zimnem.
To przez ciemność. Było zbyt ciemno.
No.6, w którym mieszkał mężczyzna, było miastem światła. Błyszczało i promieniało zarówno w dzień jak i w nocy. Światło nie było jedyną rzeczą, do której miał wolny dostęp – dzięki postępom naukowym w biotechnologii jedzenia nigdy nie brakowało, niezależnie od pory roku czy warunków pogodowych, a on mógł sobie zapewnić dowolne przysmaki. Dopóki mieszkali w mieście, ludzie mieli zapewnione spokojne, bezpieczne i czyste życie. Z dala od nich istniało jeszcze pięć innych państw-miast, jednak nigdzie nie było tak perfekcyjnego środowiska jak u nich. Właśnie dlatego No.6 nazywano Świętym Miastem.
Człowiek ten miał ważne stanowisko w jednym z organów rządowych Świętego Miasta. Zajmował trzecią najważniejszą posadę w Centralnym Ministerstwie Administracji. Był elitą pośród elit. Jego syn, kończący w tym roku trzy lata, uzyskał najwyższy wynik w teście na inteligencję podczas Dziecięcego Egzaminu. Mężczyzna otrzymywał wskazówki, co do jego wychowania od specjalistów z Programu dla Uzdolnionych. Jeśli nie byłoby żadnych problemów, a takowe naturalnie nie miały prawa się wydarzyć, w końcu w No.6 nie działo się nigdy nic nieprzewidzianego, jego syn miałby już ustawioną przyszłość i spokojne życie pośród elity. To mu było obiecane.
Człowiek nie mógł przestać się trząść. Jakże było ciemno. Jakże złowieszczo. Nie miał pojęcia, że noc może ciągnąć za sobą taki mrok. Nie miał, dopóki nie stanął w Zachodnim Bloku.
„Co on, do cholery, robi?”
Nie było jeszcze mężczyzny, który miał go stamtąd zabrać. Zazwyczaj czekał na niego w ciemnościach, ale dziś się spóźniał.
„Coś się stało?”
„Może ma jakiś problem?”
„Jeśli tak… Nie byłoby zbyt dobrze”.
Człowiek westchnął w ciemnościach.
Zostawanie tam zbyt długo nie było dobrym pomysłem. Musiał przejść przez bramę i wrócić do Świętego Miasta. Musiał.
Rozum rozkazywał mu powrót, odwrócenie się na pięcie oraz wrócenie do komfortu i światła. Jednak on nie mógł się poruszyć.
„Jeszcze tylko chwilę. Poczekam jeszcze tylko pięć minut”.
Palące uzależnienie. Jego uzależnienie od kilku godzin przyjemności i dekadencji, którymi miał zamiar się wkrótce cieszyć. To uzależnienie od kilku godzin spędzanych na zabawianiu się z kobietami z Zachodniego Bloku obciążało jego stopy, uniemożliwiając powrót do domu. Ta kusząca perspektywa stracenia kilku godzin życia na piciu w towarzystwie kobiet o różnych kolorach oczu i włosów. Miał tak już niemal od roku. Nie potrafił się od tego uwolnić.
System zarządzania miasta robił się coraz surowszy. Zwykli obywatele byli naturalnie ograniczeni, jednak zaczęło się to udzielać nawet w całkowicie wolnych dotąd wyższych sferach, które niezbyt cieszyły się ze swoich limitów. Podróż między miastem a Zachodnim Blokiem była jedną z rzeczy, którą mu ograniczono.
Wszystkie podróże między innymi blokami były zabronione jeśli nie posiadało się dobrego powodu albo nie złożyło się wcześniej aplikacji.
Pamiętał, że rozczarował się lekko, gdy zauważył, że miasto rzeczywiście zwraca na to uwagę. Centralne Ministerstwo Administracji było departamentem, przez który przepływały wszystkie informacje. Zbierały się tam wszystkie dane osobiste obywateli. Nazwisko każdego z nich, płeć, data urodzenia, strukturę rodzinną, historię chorób, Curriculum Vita – wszystko to można było znaleźć w tamtym miejscu. Wszystkie codzienne zajęcia każdego z nich były skrupulatnie rejestrowane przez Centralne Ministerstwo Administracji dzięki licznym kamerom i sensorom w całym mieście, a także chipom wbudowanym w ich Karty Identyfikacyjne. Ten system był już całkowicie stabilny.
Przez sposób przepływania danych, nieważne, czy był zły czy dobry, człowiek ten był blisko serca systemu. Używał swojej pozycji do zmiany i nadpisywania własnych danych już wiele razy. Zmienił swoje pliki w taki sposób, że nikt nie mógł dowieść, że był kiedyś w Zachodnim Bloku. Zniszczył wszystkie nagrania.
Wiedział dobrze, że popełnił przestępstwo. Denerwował się na myśl co mogło się zdarzyć, gdyby wszystko wyszło na jaw, jednocześnie będąc przekonanym, że nic mu nie grozi. Rzucił się w wir ekstazy. Jednak również chciał chronić swoje bezpieczne życie, ukrywając się za fasadą zniszczenia. Pod tym wszystkim kryło się silne przekonanie, że był niezastąpionym członkiem elity, którego nie pozbyto by się tak łatwo. Wiele emocji się w nim kotłowało, jednak mimo wszystko pozwolił swojemu pożądaniu przejść przez bramę tego wieczora.
„Spóźnia się, już trochę za długo się spóźnia…”
Mężczyzna przygryzł lekko wargę.
„Na dziś pewnie powinienem dać spokój”.
Nic nie było bardziej niebezpieczne niż stanie tak przez dłuższy czas w ciemnościach Zachodniego Bloku. Gdy człowiek odwrócił się, by wrócić jednak do domu, usłyszał wołający go niski głos.
– Fura-sama – tak się nazywał. Niski głos docierał do niego poprzez ciemności. – Przepraszam, że kazałem na siebie czekać.
Fura uniósł brew i zgarbił lekko ramiona.
 – Czy to ty, Rikiga?
 – Tak. Przyszedłem pana zabrać.
 – Spóźniłeś się.
 – Naprawdę przepraszam. Pojawiła się pewna przeszkoda.
 – Przeszkoda? Co się stało?
Czuł, jak ciemność porusza się, gdy Rikiga pokręcił głową.
 – Nic o co należałoby się martwić. W żadnym wypadku nie sprawi to panu kłopotu, Fura-sama… właściwie… ech… mógłbym powiedzieć, że spróbowałem się posunąć odrobinę dalej w organizowaniu dla pana rozrywki…
 – I jak poszło?
Usłyszał wulgarny śmiech.
 – Przygotowanie odpowiedniej kobiety trochę mi czasu zajęło – Wulgarny śmiech nie przestawał rozbrzmiewać w ciemnościach. – Ale mimo wszystko efekt powinien wynagrodzić tak długie czekanie. Jestem niemal pewien, że będzie pan usatysfakcjonowany.
 – Jest aż taka dobra?
 – To wręcz specjał.
Przełknął ślinę. Gdyby mógł, sam zaśmiałby się równie wulgarnie co Rikiga, jednak powstrzymywał się od tego.
Jego pozycja w porównaniu do Rikigi była jak odległość między niebem a ziemią. Mieszkaniec Zachodniego Bloku. Nie mógł się zniżyć do takiego poziomu.
Dla Fury, mimo że Zachodni Blok oferował mu lubieżne i luksusowe przyjemności, ci, którzy w nim żyli, Rikiga czy kobiety, nie byli takimi samymi ludźmi jak on. Widział w nich niemalże insekty. Nie, to chyba przesadne określenie – byli raczej jak bydło. Ludzie i bydło, panowie i zwierzęta. Tereny otaczające No.6 istniały, by zaspokoić miasto – tego uczono go od dzieciństwa.
 – …Powinniśmy już iść? – Rikiga zaczął już spacer. On zaś w ciszy za nim podążał.
Przestarzały pojazd na benzynę był wyjątkowo niewygodny w jeździe i co chwila wydawał dziwne dźwięki. Droga zaś pełna była dziur. Raz na jakiś czas samochód chwiał się niebezpiecznie. Gdy Fura zaczął przybywać do Zachodniego Bloku, wiele razy podnosił z tego powodu głos, jednak teraz już o tym nie myślał. Dla kogoś przyzwyczajonego do równych dróg No.6 i hybrydowych samochodów w pełni pochłaniających wszelkie wstrząsy, te nagłe przechylenia i hałasy były czymś nowym i orzeźwiającym. Poza tym bardziej niż cokolwiek innego przygotowywały jego serce na to, co miało się zdarzyć.
 – Więc?
Fura przesunął się na tylnym siedzeniu jak najbliżej kierowcy.
 – Co to za dziewczyna?
 – Powiem, że pasuje idealnie do pańskich upodobań. Jestem pewien, że się panu spodoba.
 – Ostatnia nie była taka wspaniała.
 – Wiem. Ale ta jest dokładnie taka, jakie pan lubi, Fura-sama. Mała, szczupła, smukła i bardzo młoda.
 – Młoda, mówisz.
 – Tak. Naturalnie w miejscu takim jak to nie można być pewnym co do jej wieku, ale bez wątpienia jest bardzo młoda. Nie miała jeszcze nawet doświadczenia z mężczyzną.
 – Jesteś pewien?
 – Absolutnie. I to nie wszystko, wygląda na to, że ma w żyłach krew z południa. Można to poznać po wyglądzie.
 – Ach.
 – Mamy tu wiele kobiet z mieszaną krwią, ale dość trudno znaleźć te młodsze. Nigdy nie wysłałbym jakiegoś brudnego bachora, by pana obsłużył, Fura-sama, ani też nie wyciągnąłbym żadnego z ulicy. Poza tym dawanie takiej pracy tak młodej dziewczynie, w dodatku bez żadnego doświadczenia, to dość… cóż, moje sumienie ma z tym drobne problemy.
„Kłamca” – Fura odwrócił głowę. – „Zrobiłbyś wszystko dla pieniędzy. Sumienie, co? Nie rozśmieszaj mnie”.
Mimo że w głosie Fury nie było żadnej oznaki zwątpienia, Rikiga pozwolił suchemu chichotowi uciec z jego ust.
Samochód stanął. Atramentowo-czarne ciemności czaiły się na zewnątrz.
 – To jest…? – Miejsce było inne od tego, które zwykle przygotowywał Rikiga.
 – To hotel.
 – Hotel?
 – Dawno temu był nawet całkiem modny – Rikiga wysiadł z samochodu i zapalił światło. – Dziewczyna i jej rodzina zrobili z tego miejsca swój dom. Powiedziała, że chce przyjmować klientów w swoim pokoju i nie ma zamiaru robić tego w żaden inny sposób – jest jeszcze dzieckiem, więc pewnie boi się jeździć w dziwne miejsca.
 – Ale…
 – Nie ma się o co martwić. Pozbyliśmy się już jej rodziny. Dziś w tym miejscu będziecie tylko wy, Fura-sama. Ach, nie, niezupełnie. Ma jeszcze swoje psy.
 – Co?
 – Psy. Jej ojciec ma z nimi jakiś biznes. Jest ich tu na pęczki.
Fura nie mógł sobie wyobrazić, jaki biznes mógł mieć coś wspólnego z psami. Sklep zoologiczny to to raczej nie był. Czyżby psy obdzierano ze skóry i sprzedawano jako mięso?
 – Proszę więc za mną podążać. Radziłbym uważać na stopy – Rikiga uniósł lampę. Fura spojrzał na jego profil i powoli postawił krok naprzód.
Nie ufał temu człowiekowi. Nie miał do niego ani odrobiny zaufania. Jednak wiedział, że jest dla niego stałym i bardzo ważnym klientem. Nie było mowy, żeby ktoś, kto jak on kochał, wynagradzał i ufał pieniądzom bardziej, niż czemukolwiek innemu, mógł skrzywdzić swoje najlepsze źródło dochodów. W tym sensie Fura nigdy nie martwił się o siebie w towarzystwie idącego teraz przed nim człowieka.
Budynek, który, jak wspomniał Rikiga, był niegdyś modnym hotelem, stał się teraz niemal ruiną. Niezliczone odłamki granitu połyskiwały na podłodze tuż obok walających się wszędzie kłębów sierści. Podłoga była miękka, jednak nie miał pojęcia czy to z powodu pleśni, czy może wilgoci. Szedł niestabilnie w swoich skórzanych butach. Wiatr ocierał się mu o policzki. Wspinali się po schodach. Nagle poczuł mdły, dziwny odór. Takiego zapachu nigdy nie czuł w No.6 i nie miał pojęcia co to mogło być. Przeszli przez duże, puste pomieszczenie, wyglądające na dawną recepcję, nadal poruszając się naprzód.
 – Och.
Odezwał się bezmyślnie. Jego stopy zdawały się być przygwożdżone do miejsca. Wydawało się, że widzi przed sobą wąski korytarz, znikający sprzed jego oczu. A przynajmniej wyglądało to, jakby biegł prosto w mrok, jednak nie miał pojęcia, co się za nim kryje; wzrok Fury nie był przyzwyczajony do ciemności, więc nie mógł tego dojrzeć.
W mdłym świetle lampy tu i tam widział cieniste figury.
 – Psy?
 – Tak.
 – Ale dlaczego aż tyle? Z jakiej przyczyny…?
 – Ach, cóż, jest wiele powodów, ale żaden nie ma nic wspólnego z urzędnikiem No.6 jak pan – powiedział Rikiga. – Nie ma o co się martwić. Te psy są ciche, nie pogryzą pana. Dobrze, jesteśmy na miejscu. Dziewczyna jest w tym pokoju.
Tak jak powiedział Rikiga, psy leżały cicho skulone na ziemi bez pojedynczego warknięcia czy nawet pokazania zębów.
 – Właśnie tu, obok pana – Pchnął go lekko Rikiga.
Przed nim były obdarte, drewniane drzwi. Może to i przez światło lampy, jednak ich starość wydawała się być miła dla jego oczu. Niemal jak stara przewodniczka. Siedziała tam w promieniach światła, piękna, o śnieżnobiałych włosach. W dłoniach trzymała druty, a na jej kolanie spoczywała kula wełny…
Fura odwrócił się na bok i zakaszlał kilkukrotnie. Przez długi czas ukrywał swój nawyk popadania w sen na jawie. Gdyby któryś z wyższych urzędników Centralnego Ministerstwa Administracji dowiedział się o tej tendencji, oznaczałoby to dla niego poważne konsekwencje.
W No.6 wyobraźnię, historyjki, mówienie o snach i śnienie na jawie tępiono jak jakąś plagę. Nie było oficjalnych reguł czy zabraniającego tych rzeczy prawa, jednak pośród zwykłych obywateli był to obiekt żartów i kpin. Zaś w organizacjach traktowało się to jako niesubordynację i wystarczający powód do utraty pracy.
Drzwi się otwarły. Za srebrną klamkę trzeba było naturalnie pociągnąć, przez co zawiasy zaskrzeczały uparcie.
Pokój miał niski sufit i był ciemny. Jedyne światło pochodziło z lampy Rikigi i pojedynczej świeczki, stojącej na stole. Nie było zbyt zimno, pomimo że okna nie były ocieplane. Wycie wiatru odbijało się echem po pokoju. Różne gwizdy i jęki nawarstwiały się w symfonii, mieszały ze sobą i docierały do jego uszu.
Jedynymi meblami w pokoju były stół, na którym stała świeca i łóżko, stojące w kącie pokoju. Dziewczyna siedziała na nim z kocem na głowie, skulona, jakby chciała się ogrzać.
Rikiga miał rację, była mała. Nogi wystające spod koca były potwornie chude. A mimo to kształtne. Zwężały się lekko od kolana w dół i pewnie gdyby miały trochę więcej ciała, byłyby przepiękne.
 – I jak? – szepnął mu do ucha Rikiga. – Klejnot, zgodzi się pan, Fura-sama?
 – Może. Ciężko stwierdzić.
Fura zniżył się do łóżka i owinął rękę wokół małego ciała w kocu. Czuł jak się trzęsie.
 – Boisz się? …Nie martw się, nie musisz – zdjął płaszcz i przysunął ją bliżej razem z kocem. Czuł, że trzęsie się coraz bardziej. Koc opadł z jej głowy, ukazując jej czarne jak noc włosy i delikatną szyję. Jako że odwróciła twarz, jej szyja była jeszcze bardziej wyeksponowana. Fura nawet w ciemności mógł stwierdzić, że skóra była gładka i miła w dotyku.
„Rozumiem. Może to jednak jest klejnot”.
Odsunął jej włosy i pozwolił ustom podróżować po jej szyi. Czuł lekki zapach. Ten sam, który poczuł na schodach. Była to woń psa, bestii. Jednak zamiast pozbywać się pożądania Fury, ten zapach jeszcze dodawał mu chęci. Nigdy nie znalazłby tego w No.6, nawet gdyby chciał, przez idealną higienę tego miejsca. Fakt, że to ciało było przesiąknięte dziką wonią, budził w nim ekscytację.
 – Cóż – zaczął Rikiga. – To ja już sobie pójdę. Miłej zabawy – Rikiga zbliżył się do wejścia z uśmiechem na twarzy. Fura zatrzymał swoją dłoń, która zajęta była głaskaniem chudej nogi dziewczyny. Pierwszy raz zaczęły w nim narastać podejrzenia.
 – Zaczekaj – rozkazał krótko człowiekowi, który stał do niego plecami. Rikiga momentalnie się odwrócił.
 – Coś się stało?
 – Nie wydaje ci się to dziwne?
 – Dziwne? Mogę zapytać co takiego?
 – Dlaczego najpierw nie zapytałeś o zapłatę?
Na twarzy Rikigi pojawiło się napięcie. Po chwili mruknął do siebie „Ach, tak, zapłata”.
 – Zawsze każesz mi płacić z góry. Czemu dzisiaj nic o tym nie wspomniałeś?
 – Ach, tak. Zapomniałem.
 – Zapomniałeś? Ty? O pieniądzach?
Narastały w nim podejrzenia. Ten człowiek miałby zapomnieć o pieniądzach? On, który był znacznie bardziej chciwy i skąpy niż ktokolwiek, miałby zapomnieć? Trudno mu było w to uwierzyć.
Jego wątpliwości rosły z każdą chwilą. Wszystko było inne niż zwykle. Dlaczego? Dlaczego…
Małe ciało wyskoczyło z ramion Fury. Koc osunął się na podłogę.
 – Przestaniesz w końcu do cholery, szujo? – krzyknął. – Mam tego dosyć. Jaja sobie ze mnie robisz, czy co? – Fura otworzył usta ze zdziwienia przed chłopcem, który zebrał włosy i obnażał przed nim teraz wulgarnie kły.
 – Rikiga, kto to jest?
 – Jest kim jest, drogi panie.
 – Powiedziałeś mi, że przygotowałeś młodą dziewczynę.
 – Młode dziewczyny, młodzi chłopcy, dużej różnicy to nie robi. Pomyślałem, że miał pan gdzieś głęboko schowane takie preferencje i po prostu pan nie zauważył, Fura-sama.
Czarnowłosy młodzieniec jeszcze bardziej wystawił zęby. Niemal jak dziki pies.
 – Możesz przestać pieprzyć, stary alkoholiku – warknął. – Dlaczego nie działałeś zgodnie z planem? Zamienię całą waszą trójkę w karmę dla psów. Zapłacicie mi za to, dranie.
Plan? Wasza trójka? O czym on mówił?
Fura podniósł swój płaszcz i wstał. Włożył ręce w rękawy i rozejrzał się po pokoju. Cztery kąty chowały się w mroku.
W każdym razie, pozostanie w nim było niebezpieczne.
 – Dokąd to? – Rikiga stał w drzwiach, witając go sztucznym uśmiechem.
 – Wracam do domu. Z drogi!
 – Proszę, proszę się uspokoić – powiedział łagodnie Rikiga. – To nie w pańskim stylu tak się unosić, Fura-sama.
 – Z drogi, albo… – Fura zacisnął dłoń wokół małej broni w swojej kieszeni. Był to pistolet elektryczny, niezbyt efektywny przy zabijaniu, ale wystarczający, by się obronić. Wyciągnął go i wycelował między oczy Rikigi. Gdyby postanowił posunąć się dalej, strzeliłby nie zahaczając nawet o brwi. Może i służyła do samoobrony, ale broń to wciąż broń. Każdy nieuzbrojony człowiek umarłby od takiego postrzału. Jednak nie przejmował się tym. Oni i tak nawet nie kwalifikowali się jako ludzie.
 – Kiedy zabawa dopiero się rozkręca, będziemy tęsknić, jeśli teraz nas zostawisz.
Zza niego dochodził głos. W tej samej chwili zasłonięto mu usta, a nadgarstki złapano mocno. Broń wyślizgnęła mu się z palców. Trzymano go tylko za usta i ręce, ale całe ciało było unieruchomione. W ogóle nie mógł się ruszyć. Zimny oddech podrażnił jego ucho. Po chwili wpłynął do niego szept.
  – Czemu nie zostaniesz z nami odrobinkę dłużej? Będziesz się bawić tak dobrze, że zemdlejesz na miejscu – To był pewny głos, pozbawiony jakiegokolwiek wahania. Był słodki, czysty i piękny. Fura nie mógł stwierdzić czy należał do mężczyzny, czy do kobiety. W każdym razie, gdyby przyjął zaproszenie, z całą pewnością zemdlałby z przyjemności. To była jego ostatnia myśl, trwająca mniej niż ułamek sekundy.
Nogi się pod nim ugięły, a on osunął się na podłogę. Oddech ugrzązł mu w gardle, gdy tracił świadomość.
 – Nezumi! – krzyknął Inukashi, depcząc koc. – Nie to mi obiecałeś. Co ty, do cholery, robiłeś?
 – Boże, przestań szczekać – mruknął Nezumi zajęty przeczesywaniem kieszeni płaszcza człowieka, którego właśnie związał. – Weź przykład ze swoich psów, Inukashi. Leż i siedź cicho.
 – Nie wkurwiaj mnie – warknął. – Czemu nie wylazłeś wcześniej?
 – Zapomniałem swojej kwestii, więc jeszcze raz czytałem swój scenariusz – odpowiedział łagodnie Nezumi. – Wybacz.
 – Ty naprawdę jaja sobie ze mnie robisz. Jaja. Se. Robisz. Ty pieprzony oszuście, taki z ciebie aktor jak pół dupy zza krzaka. Jesteś bardziej przebiegły niż lis i bardziej bezwstydny niż świnia. Nigdy więcej ci nie zaufam. A żeby cię pchły pożarły i wyssały z ciebie całą krew, to może w końcu zdechniesz.
 – Przestaniesz w końcu kłapać jadaczką, czy nie? To nawet nie jest coś, o co można się wściekać. Okej, spóźniłem się ze dwie, trzy minuty. To tyle.
 – I w te dwie, trzy minuty oblizano mnie i obmacywano mi nogę.
Na twarzy Nezumiego zagościł łagodny, wykrzywiony uśmiech, niczym u matki, przed którą stało marudzące dziecko.
 – Inukashi, lepszego doświadczenia nie można sobie wyobrazić. Właśnie spotkało cię szczęście doświadczenia dotyku języka wysokiego urzędnika No.6 na twojej szyi. Możesz sobie przechowywać to miłe wspomnienie jak długo zechcesz.
Inukashi zacisnął pięści. Jego czarne oczy błysnęły na tle opalonej twarzy.
 – A tak w ogóle – odezwał się. – Dlaczego ja? Dlaczego nie mógłbyś zrobić tego za mnie?
 – Dlaczego miałbym to zrobić?
 – Bo z ciebie byłaby idealna prostytutka. Omamiasz mężczyzn i sprawiasz, że robią się kompletnie słabi i beznadziejni. Kłamliwa lafirynda z powaloną osobowością. Nawet nie musiałbyś udawać.
Wtedy w końcu Shion odezwał się do Inukashi.
 – Inukashi, to posuwa się za daleko. Skończ już tę bezsensowną rozmowę.
 – To samo odnosi się do ciebie, Shion – odwrócił się do niego Inukashi. – Czemu nie wylazłeś, kiedy tylko usiadł na łóżku? Taki był plan, nie?
 – Tak, ale… – miał rację. Z tego co ustalili wcześniej, mieli zaczekać aż Rikiga przyprowadzi Furę, wysokiego urzędnika z Centralnego Ministerstwa Administracyjnego. Kiedy usiadł na łóżku, mieli wyskoczyć zza ścianki i go złapać. Taki był plan, a Shion miał zamiar postępować zgodnie z nim.
Ale Nezumi go zatrzymał. Złapał go za ramię, jakby chciał powiedzieć: „Nie wychodź jeszcze”. Łóżko skrzypiało nieprzyjemnie. Mężczyzna przysuwał się bliżej do Inukashi. Shion niemal mógł poczuć jego panikę jak swoją własną. Ale Nezumi nadal się nie ruszał. Zostawał ukryty w ciemnościach, tak cicho, że nawet nie było słychać jego oddechu.
 – Wracam do domu. Z drogi!
Człowiek wyciągnął coś z kieszeni. W tym samym momencie ciało Nezumiego posunęło się naprzód. Shion nawet nie był w stanie poczuć jego ruchów. Mimo że przycupnął tuż za nim, nie poczuł nawet ruchu powietrza, gdy ten wystartował.
  – Czemu nie zostaniesz z nami odrobinkę dłużej? Będziesz się bawić tak dobrze, że zemdlejesz na miejscu.
Dopiero, gdy usłyszał głos Nezumiego, rozrywający nawarstwiające się pogwizdywania wiatru, Shion wyszedł i stanął za Inukashi. Do tego czasu mężczyzna leżał już cicho na podłodze.
Inukashi zazgrzytał zębami ze zmarszczonym nosem.
 – Tak, ale? Tak, ale co, hę? Zajmowanie się psami to jedyne, co potrafisz robić dobrze? Ty bezużyteczny, bezmyślny idioto!
 Shion nie mógł odpowiedzieć. Wiedział dobrze, jak bezsilny i nieudolny się stawał, gdy zapędzono go w kozi róg. Nic nie było równie bolesne, co  zostanie zmuszonym do spotkania z prawdą.
Nezumi schylił się, by podnieść broń z ziemi. Poruszył dłonią, jakby sprawdzając jej wagę.
 – To pistolet do samoobrony, najnowszy model. Jest dość mały, ale jeśli trafić nim w słaby punkt, byłoby fatalnie. Myślałem, że narobiłby problemów, gdyby ją zatrzymał.
 – I dlatego zdecydowałeś sobie siedzieć dopóki ten zboczeniec nie wyciągnął broni?
 – To zmniejsza ryzyko.
 – Ryzyko? Czyż to nie wspaniałe? – powiedział sarkastycznie Inukashi. – Kiedy mnie napastował ten zboczony skurczybyk, wy dwaj byliście zajęci dyskusją o ryzyku. Wielkie umysły są od nas po prostu inne, co? Następnym razem zapytam was, czy nie poczytalibyście moim psom.
 – Skończ z tym sarkazmem. Chodź, zobacz.
Nezumi odwrócił skórzaną sakwę do góry nogami i potrząsnął nią lekko. Pięć złotych monet wysypało się na stół.
 – Pięć sztuk złota. Nieźle się zaopatrzył jak na tylko jedną noc zabawy, co nie, staruszku?
 – Właściwie to niezupełnie – otworzył usta Rikiga. Jego głos był ciężki i zachrypły, zupełnie różniący się od lekkiego tonu sprzed kilku chwil.
 – Powiedziałem mu, że miałem niezwykłą kobietę, inną od dotychczasowych prostytutek. Musiałem poprosić o wyższą zapłatę, albo zacząłby coś podejrzewać. Ma do tego skłonność.
 – Rozumiem.
Nezumi podniósł złotą monetę.
 – Proszę, Inukashi. Twoja część.
Ciśnięta w powietrze moneta wyślizgnęła się z palców próbującego ją złapać Inukashi i spadła na podłogę u stóp Shiona. Ten podniósł ją i podał Inukashi. Jego opalone palce się trzęsły.
 – Inukashi?
Zacisnął usta. Zdawało się, że może się rozpłakać w każdej chwili. Shion nigdy nie widział u niego takiego wyrazu twarzy. Jego ramiona i ręce także lekko się trzęsły.
Musiał być naprawdę przerażony.
Inukashi, który miał wiele psów na każdą komendę, żył w ruinach i z siłą oraz zacięciem przeżywał każdy dzień, nie był w stanie powstrzymać drżenia własnego ciała. Shion próbował sobie wyobrazić, ile strachu i wstydu musiało go już spotkać.
Nie wiedział, w jakim dokładnie wieku jest Inukashi. On pewnie też nie miał o tym pojęcia. Większość mieszkańców Zachodniego Bloku nie znała własnego wieku, rodziców, miejsca narodzin, ani nawet nie miała pojęcia, jak ma zamiar przeżyć kolejny dzień. Jednak był przekonany, że Inukashi był od niego młodszy, o wiele młodszy niż szesnastolatek. Wiedział, że Inukashi był zdolny do oszustw, złodziejstwa czy nawet wymuszeń bez zmrużenia oka. Rzadko spotykały go szyderstwa czy obrazy. Jednak nie był w stanie znieść grania przynęty w tej farsie, której sceną było łóżko w słabo oświetlonym pokoju.
Wciąż był taki młody.
Z jednej strony Inukashi był naprawdę wściekły, z drugiej zaś przerażony.
 – Przepraszam – powiedział po chwili łagodnie Shion. – Zrobiłem ci coś okropnego. Naprawdę przepraszam.
Inukashi zamrugał. Jego oczy zaczęły robić się czerwone. Jego usta poruszyły się bezdźwięcznie. Shion położył dłoń na kościstym ramieniu chłopca. Nie wydawało mu się, żeby ten gest mógł wyzwolić w nim gniew czy dezorientację. Wiedział, że nie otrzyma przebaczenia. Pamiętał jednak o pewnej rzeczy. Kiedy był jeszcze mały, Karan często kładła mu dłoń na ramieniu w ten sposób. Pamiętał miłe ciepło, które bez żadnego słowa przepływało przez tę łagodną dłoń wprost do jego ciała. To wszystko.
Inukashi nie przestał. Rozluźnił się lekko i oparł czoło o rękę Shiona.
 – Dranie... Nienawidzę was wszystkich.
 – Mhm – mruknął Shion.
 – To było obrzydliwe... Tak bardzo obrzydliwe...
 – Wiem.
 – Tak trudno było nie krzyczeć... Nie wołać was, nie pytać, czemu jeszcze nie wychodzicie... Starać tylko się jak się dało, wiesz...
 – Przepraszam – mruknął ponownie Shion, ściskając mocniej jego ramię.
Eh?
Narastał w nim gniew. Czuł końcówkami palców całkowicie niespodziewaną delikatność jego ciała. To ramię było kościste, a przy tym miękkie. Nie twarde, szorstkie czy napięte przez mięśnie, a delikatne i okrągłe.
Przypominało mu to ramię Safu, które kilkakrotnie zetknęło się z jego własnym.
Czy to... ale jak...
Niemal w tej samej chwili, w której Shion spojrzał na Inukashi, ten odsunął się od jego ręki, a Nezumi rzucił mu kolejną monetę. Tym razem Inukashi złapał ją natychmiast.
 – Bonusik.
 – Jak miło. Zwłaszcza z twojej strony, Nezumi.
 – Nie pracowałeś za darmo. Zgodziłeś się być przynętą za opłatą.
 – Nie musisz mi tego mówić, dobrze to wiem.
 – To nie jęcz tak teraz. Dwie sztuki złota za mniej niż dziesięć minut roboty. Takiej roboty nigdzie nie znajdziesz.
 – Przecież mówię, że wiem! – powtórzył głośno Inukashi. – Ale następnym razem nie licz na mnie przy czymś takim. Ty albo ten naiwny panicz tutaj może się tym zająć.
 – Nie będzie następnego razu.
Nezumi rzucił pozostałe trzy monety w stronę Rikigi.
 – Reszta jest staruszka.
 – A co z wami?
 – Nie potrzebujemy.
 – Powściągliwy w potrzebach, co?
 – Można tak to nazwać.
 – Albo mówisz tak, bo od tego miejsca pieniądze i tak będą bezużyteczne?
 – Prawdopodobnie.
 – Rozumiem...
Szare oczy Nezumiego przypatrywały się skrzywionej przez alkohol twarzy Rikigi.
 – Co jest? – zapytał. – Co to za grobowa mina?
Rikiga nie odpowiedział.
 – Złote monety, staruszku. Twoje ulubione. Czemu ich nie bierzesz? Nie żeby były wysmarowane trucizną, a przynajmniej wydaje mi się, że nie są.
 – Raczej w to wątpię. Mamy coś znacznie bardziej kłopotliwego.
Brązowy płyn poruszył się w jego szklance. Ostry zapach alkoholu dryfował w powietrzu, kłując nosy. Rikiga wziął kolejny łyk taniego napoju i zakaszlał lekko.
 – To pieniądze, które ukradliśmy od wysokiego urzędnika z Świętego Miasta przez oszukanie go i związanie. Połóż na tym łapy, a będzie to kosztować twoje życie.
Nezumi zaśmiał się delikatnie.
 – Teraz zaczynasz się bać?
 – Tak – Rikiga kiwnął głową. Zasłonił usta wierzchem dłoni. – Jesteśmy już na głębokości kolan, a ja dopiero zaczynam się bać. Naprawdę to zrobiliśmy i teraz my... my nastawiliśmy przeciwko sobie No.6.
 – Zawsze byli przeciwko nam. To miasto zawsze było naszym wrogiem. Mówisz, że naprawdę jeszcze tego nie zauważyłeś, czy tylko udajesz? No jak, staruszku?
Rikiga pochłonął resztki z dna swojej szklanki jednym łykiem. Płomień świecy poruszył się, a ich cienie, na wpół pochłonięte przez mrok, zachwiały się lekko.
 – Eve – Rikiga nazwał Nezumiego jego scenicznym imieniem. Alkohol wydawał się zaczynać działać, o czym świadczył jego głos. – ...Nie boisz się umrzeć?
 – Umrzeć? No, to pytanie w ogóle jest poza tematem, co nie?
 – Obracasz przeciwko sobie całe Święte Miasto. Wydaje ci się, że możesz tak z tym żyć? Nie jesteś aż tak naiwny.
 – Staruszku – Dłoń Nezumiego oparła się o stolik. Złote monety zniknęły jakby za sprawą magii.  – Wybacz, ale nie mam zamiaru umierać. Ci, którzy żyją, to ci, którzy zwyciężają. To oni zdechną. A my przetrwamy. Nie mam racji?
 – Mówisz poważnie?
 – Oczywiście.
 – Jesteś szalony. Oszalałeś i żyjesz iluzjami, Eve. Nie mamy szansy wygrać. Nie ma nawet najmniejszej możliwości.
 – Możesz mieć rację.
 – To kompletnie niemożliwe. Wszystko, co mówisz, jest kompletnie niemożliwe. Brednie szaleńca. Jest jedna tysięczna procenta. Masz zamiar stawiać na tak małą możliwość?
 – Jest mała, ale nie równa zeru. A to oznacza, że nie dowiemy się, póki nie spróbujemy.
 – Eve!
 – Daj rękę.
 – Co?
 – Użycz mi dłoni, wasza wysokość – Nezumi złapał mocno nadgarstek Rikigi, odwracając jego dłoń ku górze. Położył ją na swojej własnej. Pojawiły się trzy złote monety.
 – Twoja część, staruszku. Nie zapomnij jej wydać.
Pusta butelka po alkoholu wyślizgnęła się z dłoni Rikigi i spadłą na podłogę. Krople ze szkła rozpierzchły się we wszystkich kierunkach, trafiając na ziemię.
 – Weź przykład z Inukashi i zaakceptuj to posłusznie. Już wprawiliśmy tryby w ruch. Nie możemy się cofnąć. Żadne z nas.
 – Żadne z nas, co... – Rikiga spojrzał na monety w swojej dłoni, skrzywiając usta. – Aż do samego końca, tak to można ująć.
 – Prawda. Ważni partnerzy. Wszyscy mamy własne role, a kurtyna już się podniosła. Lepiej nie myśl o nawianiu w takim momencie, staruszku, bo na to już dawno za późno.
 – A co gdybym odmówił odegrania mojej roli? Zabijesz mnie?
 – Jeśli tak sobie życzysz.
 – Znając ciebie pewnie znalazłbyś na to jakiś piękny sposób – powiedział gorzko Rikiga. – Co, rozetniesz mi gardło? Przebijesz serce?
 – Nie przeceniaj mnie. Walka nożem jest trudniejsza, niż amator może sobie wyobrazić – Nezumi odwrócił się do Rikigi z uśmiechem. Rikiga wsunął podbródek, przybierając kamienny wyraz twarzy. – Ręka może mi się wyślizgnąć i trafić w złe miejsce. Niezbyt miło dla ofiary, nie? Wiłaby się i cierpiała, nie mogąc umrzeć szybko. Makabryczne, niewątpliwie. Nie chciałbym patrzeć, jak jeden z moich cennych przyjaciół umiera w ten sposób.
Rikiga wydał dziwny, niski dźwięk z gardła, upuszczając złote monety do kieszeni. Wypowiedział wtedy tylko jedno słowo.
 – Demon.
Inukashi pociągnął nosem ze swojego miejsca za Shionem.
 – Zawsze wiedzieliśmy jakim jest demonem. Nie ma sensu teraz tego wyciągać.
,,Nie''.
Shion złożył dłoń w pięść.
Nezumi nie był demonem. Wiedział o tym lepiej niż ktokolwiek. Raz po raz jego życie było ratowane, mogło umknąć nadchodzącemu niebezpieczeństwu. Łapał dłoń, którą wyciągnięto, by mu pomóc. Jego życie nie było wszystkim, co zostało ocalone – jego dusza w formie, w której miała pozostać, także została uratowana. Wierzył w to.
Nezumi pomógł Shionowi się podnieść i nauczył go, jak patrzeć na świat. Zamiast świata otoczonego niesforsowanym murem, odizolowanego i kontrolowanego, pokazał mu świat, którego granicą był jedynie horyzont, gdzie wiele form ludzkiego życia tętniło w jednym miejscu, gdzie style życia, dobra materialne i sprawiedliwość były takie same dla każdego. Gdyby nie spotkał Nezumiego, żyłby i zestarzał się, nawet nie mając o tym pojęcia. Żyłby spokojnie w Świętym Mieście No.6, uprzywilejowany fałszywą witalnością i bezpieczeństwem, nigdy nie myśląc nawet o świecie poza murem.
,,Spójrz''.
Nezumi mu kazał.
,,Wyjdź ze swojego sztucznego świata i podejdź tutaj''.
Kazał mu patrzeć własnymi oczami. Myśleć za siebie.
,,Myśl. Myśl co jest ważne, czego chcesz, w co wierzysz; zapomnij o wartościach, moralności i sprawiedliwości, którą ci wmówiono, z której zrobiono twoje łańcuchy''.
Powtarzał mu to setki razy. Chwilami z pasją, czasem chłodno, swoim głosem, spojrzeniem i działaniami Nezumi powtarzał mu to bez przerwy.
Odkąd spotkał Nezumiego, myślał o tych wszystkich rzeczach. Swoich uczuciach, żądzach, odczuciach, nadziejach, myślach, o tym, w co chciał wierzyć. Wciąż było wiele rzeczy, których jeszcze nie doznał, jednak by w ogóle mógł myśleć i się nad nimi zastanawiać, on wskrzesił duszę Shiona i pozwolił krwi znowu płynąć.
To właśnie oznaczało życie.
Sprawić, by własna dusza była naprawdę własna. Nie oddawać jej nikomu innemu. Nie być zdominowanym. Nie pozwolić się zmanipulować.
Po to trzeba było żyć.
Nezumi go tego nauczył. Dał jego duszy nową krew.
,,I...''
I Shion wszystkich w to wmieszał. Nie Nezumi. Shion wciągnął w to pozostałą trójkę, tylko po to, żeby uratować uwięzioną przez Ministerstwo Bezpieczeństwa w Zakładzie Karnym Safu. Wciągnął ich w niebezpieczną walkę, w której ich szanse przeżycia były mniejsze niż jeden do stu, jak powiedział Rikiga.
 – Co jest, Shion? Wyglądasz strasznie... Jak nie ty –  Inukashi wysunął się z pytającym wyrazem twarzy. Shion pokręcił głową.
 – To nie tak.
 – Eh?
 – To nie tak, Inukashi, Rikiga. To wszystko moja...
Jego oczy napotkały się z tymi Nezumiego. Czy może raczej jego oczy zostały pchnięte i zmuszone do spotkania z jego silnym spojrzeniem. Zimne, szare oczy Nezumiego zawsze błyszczały energią i były piękne. Jednak pomimo tego nigdy nie ukazywały żadnych emocji. Nie zmieniły się ani trochę od dnia, w którym po raz pierwszy się spotkali. To nadal była ta sama para oczu, która wpatrywała się w niego, gdy przyciskał zimne palce do jego gardła. Nezumi powoli spuścił wzrok i mruknął, jakby śpiewając:
 – Ja jestem duch, co zawsze mówi: nie. Toteż wszystko razem, co wy zwiecie grzechem, zniszczeniem, krótko – zła zespołem, najistotniejszym moim jest żywiołem.
 – Co to? – Inukashi pokręcił nosem. – Shion, co do cholery, mówi ten zdegenerowany aktor?
 – Mefistofeles.
 – Eh? Co? Jadalne to?
 – Pojawia się w książce, w ,,Fauście''. Jest... demonem.
 – Czyli demon recytuje kwestie demona. Pasuje idealnie.
 – Nie, jak mówiłem, Nezumi nie jest...
Mężczyzna nagle jęknął. Próbował się przekręcić.
 – Wygląda na to, że nasz gość się obudził – Nezumi zdjął skórzane rękawiczki i rzucił je nonszalancko. Na jego ustach zagościł lekki uśmiech.
 – Niech się więc zacznie Akt I, Scena II.
Rikiga spojrzał w sufit i westchnął. Inukashi wzruszył ramionami. Odwrócił się do Shiona.
 – Shion – odezwał się.
 – Hm?
 – On jest demonem.
 – Eh?
 – On jest demonem, a ty jesteś tym, kto nie wie, jak się sprawy mają. A przynajmniej ja tak myślę.

==Koniec rozdziału 1==
Wykorzystano fragm. Króla Lira w przekładzie Józefa Paszkowskiego i Fausta w przekładzie Feliksa Konopki. Pełna kwestia Mefistofelesa brzmi:
Ja jestem duch. co zawsze mówi: nie.
I słusznie, wszystko bowiem, co powstaje,
Do wytępienia tylko się nadaje,
Więc lepiej niech się nic już nie tworzy w tym
świecie.
Toteż to wszystko razem, co wy zwiecie
Grzechem, zniszczeniem, krótko — zła zespołem,
Najistotniejszym moim jest żywiołem.


9 komentarzy:

  1. Nyanyanya! Po raz kolejny dziękuję! <3
    Szczerze mówiąc, myślałam że Shion go walnie albo coś, ale nie - w sumie to i lepiej. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za to w następnym będzie piździel z liścia (serio tak to próbowałam przetłumaczyć xD) ale nie zdradzam kto oberwie ^^

      Usuń
  2. "bonusik" hahaha ^.^

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo dziękuję za nowy rozdział. Trochę szkoda mi Inukashi. Biedak/czka xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Uraczyłam się dzisiaj nowym rozdziałem D.Gray-mana oraz nowym rozdziałem No.6 w postaci mangi i w postaci powieści. Czuję się syta i szczęśliwa ;D
    Wasze tłumaczenie dogania mangę, cieszę się z tego powodu. Tylko teraz nie mogę doczekać się kolejnych epizodów zarówno tu, jak i tam.

    Chciałabym jeszcze tylko życzyć wszystkim Wesołych Świąt, choć wiem, że jestem nieco spóźniona ;)

    Fluffy

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękujemy. Wesołych Świąt!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. "dzięki postępom naukowym w biotechnologii" moje klimaty :D jak miło!
    Już prawie się przyzwyczaiłam, że Inukashi jest tu traktowany jak chłopak, aż nagle znowu wydaje mi się (i Shionowi chyba też), że jest dziewczyną ;) Ale odzywki ma kapitalne.
    Czy można jeszcze bardziej uwielbiać Nezumiego..? Pytanie retoryczne.
    Alys

    OdpowiedzUsuń
  7. Chciałabym powiedzieć, że minęło 10 lat od tłumaczenia tej przepięknej novelki a ja dopiero ją znalazłam :(( Ale jestem bardzo zadowolona że mogę ją przeczytać po polsku!! Tłumaczko, jesteś niesamowita!

    OdpowiedzUsuń