***
Co leży za
murem...
***
Rozdział 1
Ci Piękni...
Idźmy i szydźmy z
świata jasnym czołem:
Fałsz serca i fałsz lic muszą iść społem.
Fałsz serca i fałsz lic muszą iść społem.
Makbet, Akt I
Scena VII
Jasne, błękitne niebo. Miłe i ciepłe promienie
południowego słońca. Temperatura sprawiała, że
mróz sprzed kilku dni wydawał się być niczym sen.
Shion uniósł twarz i zmrużył oczy, wpatrując
się w czyste niebo.
Pomyślał, jakie to wszystko jest piękne.
I takie właśnie było. Cudowna
była oślepiająca biel ruin, odbijających światło słońca. Piękna była bańka, która magicznie unosiła się
nad mydlaną pianą. Wspaniały był blask świeżo umytego
psiego futra.
Wszystkie otaczające go małe rzeczy były piękne.
Kolejna bańka wzniosła się i podryfowała na delikatnej bryzie.
- Ej,
przestań się obijać! - wzywał go głos Inukashi. - Zostało ci jeszcze sporo psów. Odlatuj tak dalej co minutę, a nie będziesz nawet w połowie
drogi, jak zajdzie słońce.
Jakby w zgodzie z reprymendą Inukashi, wielki
biały pies, pokryty mydlinami, warknął cicho.
- Och,
wybacz.
Shion wsadził ręce z powrotem w pianę, by umyć
psa dokładnie końcówkami palców. Kundlowi najwyraźniej całkiem się to podobało,
co można było poznać po zamkniętych oczach i na wpół otwartej paszczy. Był to dopiero drugi dzień pracy, ale zdążył już zauważyć, jak wiele różnych
uczuć może wyrazić psi pysk. Przekładało się to również na osobowość - niektóre
psy były leniwe, inne energiczne; jedne poważne, a drugie niefrasobliwe; mogły
być łagodne, niecierpliwe, hałaśliwe. To wszystko było dla niego całkowicie
nowe.
Biały pies, którym właśnie się zajmował, okazał
się być podstarzałą suką. Była miła i inteligentna - przypominała mu te
wszystkie starsze panie, pojawiające się w baśniach.
-
Shion, za dużo czasu spędzasz nad każdym psem. Ile jeszcze będziesz szorował
jednego? - Twarz Inukashi z długimi włosami związanymi z tyłu głowy i pianą na
nosie, zbliżyła się do niego.
- Wypożyczasz
je przecież, żeby służyły za koce, prawda? - odpowiedział Shion. - Dlatego muszą
być czyste.
- Co za
różnica. Klienci i tak są brudni jak świnie z chlewu, cholery jedne.
Z budynku niemal zrównanego z ziemią wciąż
pozostała jeszcze część, która zachowała wygląd hotelu, za który niegdyś służyła.
Inukashi wypożyczał to miejsce jako nocleg dla tych, którzy nie mieli gdzie
zostać. Psy dawał im w przygotowaniu na nadchodzącą zimę. Klienci spędzali noce
zakopani pod kilkoma na raz i tylko dzięki temu unikali zamarznięcia na śmierć.
Shiona zaś zatrudniono do mycia tych psów.
- Nie mów tak o swoich klientach.
- Hę?
Co powiedziałeś?
- Nie powinnaś ich tak nazywać, ani mówić, że są brudni.
Inukashi otarł nos wierzchem dłoni i odetchnął
z dezaprobatą.
-
Shion, jesteś moją matką, czy co?
- Nic podobnego. Zatrudniłeś mnie do mycia psów.
- A to
robi ze mnie pracodawcę, a z ciebie pracownika. Twoją robotą natomiast jest się
zamknąć i robić to, co mówię.
Inukashi wyrwał Shionowi z rąk białego psa i
zaczął energicznie obmywać go wodą spływającą ze strumienia.
Na tyłach ruin płynęła mała, czysta rzeczka.
Niedługo po tym jak Shion uciekł z No.6 do Zachodniego Bloku, niemal zginął
przez pasożytniczą osę w jego ciele. Mimo że cały tamten czas wypełniony był
wysoką gorączką i niesamowitym bólem, wciąż pamiętał wspaniały smak wody, która
zwilżyła mu gardło niezliczoną ilość razy.
Gdy podziękował Nezumiemu za zajęcie się nim i
danie wody, odpowiedział tylko, że źródełko jest niedaleko. A ten strumień wypływał właśnie z tamtego źródełka.
-
Inukashi, nie rób tak. Całe mydło spływa do rzeki -
Shion szybko odciągnął jego ręce. Mydliny
jednak spłynęły w
dal.
- To co?
-
Wszyscy piją z tego strumienia, prawda?
- No,
raczej. Nie mamy żadnych fajowych rzeczy, które dają ci czystą wodę o wybranej
temperaturze za naciśnięciem guzika. Wszyscy piją prosto z rzeki czy źródła.
- Więc
nie możesz jej zanieczyszczać. Pomyśl o ludziach, którzy piją ją z niższych
partii.
Inukashi przez moment
wpatrywał się w
twarz Shiona.
- A po
co mam się przejmować tymi na dole?
- Cóż,
chodzi mi... - zawahał się Shion. - Jeśli wiesz, że ktoś będzie to potem pić,
nie powinno się chcieć, żeby woda się zabrudziła. To chyba
normalne, prawda?
-
Normalne? W czyich standardach, Shion? To jest Zachodni Blok. Nie dasz rady tu
przetrwać, jeśli wszystko inne stawiasz na pierwszym miejscu.
- Tak,
ale nie ma potrzeby zanieczyszczać tej wody - zaprotestował.
- Możemy zrobić to, co wczoraj, nalać wody do
beczki i w nich umyć psy.
-
Wczoraj mieliśmy tylko małe psy. Dlatego, Shion, wczoraj mogliśmy tak zrobić. Czas to pieniądz, a twoje gadanie kosztuje. Rozumiesz, prawda?
- Tak.
- Nie
dość, że jesteś cholernie powolny, to dzisiejsze psy są duże. A to nie
wszystko, werble proszę... Są ich cholerne wiele. Widzisz to, koleś?
Gdybyśmy mieli za każdym napełniać beczkę od nowa,
to by zajęło wieki.
Wtedy Inukashi zatrzymał się i lekko wzruszył
ramionami.
- Ale
jeśli chcesz sam nabierać wody z rzeki, nie będę ci przeszkadzać.
-
Dobrze, zrobię to.
- Człowieku,
to będzie naprawdę ciężkie.
- Wiem.
- Swoją
drogą, płacę ci tylko za mycie psów. Noszenie wody robisz
tylko i wyłącznie z własnej woli.
- Nie
szkodzi.
- To śmiało.
Ja idę na lunch.
Biały pies zaczął strząsać z siebie
energicznie wodę, a kropelki poszybowały we wszystkie strony. Shion wziął
wiadro, rzucone mu wcześniej przez Inukashi i nabrał w nie pełno wody.
- Shion
- odezwał się nagle Inukashi.
- Hm?
-
Dlaczego?
- Co
dlaczego?
-
Dlaczego nie mam mówić źle o moich klientach? Dlaczego mam się martwić o ludzi
z dołu rzeki?
Shion spojrzał na opaloną twarz Inukashi,
siedzącego na stercie śmieci.
- Bo
jesteśmy tacy sami.
- Tacy
sami?
- Są
takimi samymi ludźmi jak my. Więc...
Nagle Inukashi odchylił głowę do tyłu i
wybuchnął śmiechem. Kilka psów zaczęło szczekać .
- Tacy
sami ludzie?! W życiu jeszcze nikt nie powiedział przy mnie
czegoś takiego! Shion, naprawdę tak myślisz?
- Oczywiście.
Coś nie tak? - odpowiedział ze zdecydowaniem.
Inukashi zeskoczył na dół i pochylił się nad
Shionem. Był naprawdę drobnej postury, bo sięgał tylko do ramion
Shiona. Jego szczupłe ręce i nogi wystawały z czarnego ubrania, a skóra miała
odcień przyrumienionego płomieniami rzemienia.
- Więc
moi ohydni klienci i dzieciaki, które przychodzą tu po wodę, są takimi samymi
ludźmi jak my?
- Oczywiście,
- Czyli ty i
ja również jesteśmy takimi samymi ludźmi?
- Zgadza się.
Inukashi uniósł rękę i wyciągnął ją ku południowemu
słońcu ponad nimi.
- A ci
z No.6 są takimi samymi ludźmi jak my?
Shion kiwnął powoli głową i odpowiedział.
- Tak.
Gładka, opalona skóra Inukashi błyszczała w słońcu,
a jego długa grzywka rzucała cień na czoło i oczy. Te, równie ciemne co skóra,
mrugnęły pod włosami kilkakrotnie.
-
Shion, długo tu nie pociągniesz.
- Eh?
- Twoja
głowa lata nad chmurami, czy co? Jeśli dalej będziesz wierzyć w te swoje
fantazje, nie pożyjesz tu długo.
-
Nezumi często mi to powtarza - odpowiedział Shion. - Że trzymam głowę w
chmurach.
-
Wiesz, chmury nie są chyba dość wysoko. Twoja łepetyna musi być gdzieś w
kosmosie, czy coś. Nie wiem, jaki powinien być kosmos, ale jest naprawdę
wysoko, co nie? A czasem możesz spłonąć ot tak jeszcze zanim tam dotrzesz.
- Nie
byłem nigdy w kosmosie, ale tak, wydaje mi się, że jest naprawdę wysoko.
Inukashi wspiął się powoli po gruzie i usiadł
na nim z błękitnym niebem za plecami. Zabujał nogami nad krawędzią i cicho
przemówił do siebie.
- Jakim
cudem Nezumi z tobą wytrzymuje? Nienawidzi gadatliwych ludzi, którzy co krok
snują jakieś fantazje.
-
Inukashi, jesteś blisko z Nezumim?
-
Blisko? Co masz na myśli przez blisko?
Shion podniósł wiadro nad ścieżkę z gruzu i
szkła, po czym wlał jego zawartość do stalowej beczki.
- To
znaczy, że dużo o sobie wiecie.
- Och,
w takim razie nie. Moja wiedza o nim, jest
porównywalna do końcówki ogona tego malucha i nie chcę wiedzieć więcej - Mówiąc to,
wskazał na jasnobrązowego pieska, biegającego wokół stóp Shiona. Końcówka
jego ogona była biała.
- Myślałem,
że jesteście przyjaciółmi, ale chyba się pomyliłem.
-
Przyjaciele?! - wykrzyknął z niedowierzaniem
Inukashi. - Kolejne słowo, którego nie słyszę zbyt często. Przyjaciele? Hah,
śmieszne. Ja mu tylko sprzedaję informacje, które
zbierają te psy.
Daję mu je, a on mi
płaci. I to wszystko.
Inukashi poczuł zapadającą ciszę. Jego wzrok
wałęsał się wokół, spotkał z tym Shiona i prześlizgnął dalej.
- Nie
wymieniacie tylko informacji i pieniędzy - odezwał się w końcu Shion. To było
stwierdzenie, nie pytanie.
-
Ach... Cóż, raz na jakiś czas on... Śpiewa dla mnie.
- Śpiewa?
- Ma
dobry głos. Więc ja... Proszę go, żeby śpiewał. Czasem,
kiedy moje psy zdychają... Jest w porządku kiedy budzisz się, a one są już
martwe, ale czasem są chore albo ranne i nie umierają szybko, i one... One
cierpią. Tak strasznie je boli, że jęczą całą noc. Wtedy proszę, żeby zaśpiewał.
Nie wiem, jak nazywa się ta piosenka. Ale to... nie wiem, jak
to opisać. Co by to mogło być? - wymamrotał do siebie
Inukashi.
- Jak
brzmi?
- Eh?
-
Piosenka Nezumiego. Jego głos. Do czego można to porównać?
Inukashi przechylał głowę z boku na bok,
zastanawiając się w ciszy. Shion zaś w milczeniu kontynuował napełnianie wiader
wodą. Zdążył kilka razy przejść drogę między rzeką a
beczką. Zbiornik był już w połowie pełen, gdy Inukashi znowu otworzył usta.
- Może
wiatr? - odezwał się z wahaniem. - Wiatr, który przybył z bardzo daleka... Tak,
jego pieśń zabiera dusze niczym chmury, które nie mogą zniknąć. Zupełnie jak
wiatr rozwiewa kwiaty, jego piosenka odcina ducha od ciała. Każdy pies, niezależnie
od jego cierpienia, zamknie oczy i ucichnie. Myślisz, że tylko się uspokoił, a
okazuje się, że nie oddycha. Wszystkie umierają w ciszy, jakby całe to
cierpienie było jakimś snem - przerwał. - Z moją mamą też tak było.
- Twoja
matka odeszła?
- Taa.
Zabiło ją kilkoro bachorów mieszkających w dole strumienia, tych dla
których kazałeś mi zostawić czystą wodę. Rzucali w nią kamieniami i tłukli dębową
pałką. Chociaż mama też była winna. Próbowała ukraść im ich jedyny posiłek. Wślizgnęła
się do ich chaty i dała się złapać z mięsem w zębach. Kiedy w końcu zdołała
wrócić, obie przednie łapy i żebra były połamane, a z ust spływała krew.
Po zakończeniu napełniania beczki, Shion otarł
wreszcie pot z czoła. Nie był w stanie zrozumieć słów Inukashi.
-
Inukashi, mówiąc o przednich łapach... masz na myśli swoją matkę, prawda?
- Tak.
Była psem.
- Psem?
Shion poczuł, jak opada mu szczęka.
Inukashi zaś spojrzał na niego i zaśmiał się. Jego głos był wysoki i odbijał się
echem.
-
Porzucono mnie tu jako dziecko - wyjaśnił. - Staruszek, który się mną zajął, był
dziwakiem, mieszkającym tu ze swoimi psami. Wychował mnie razem z nimi. Moja
mama dawała mi mleko. Lizała mnie i skulała się ze mną do snu. Kiedy zrobiło się
zimniej, zbliżała się jeszcze bardziej do mnie i mojego rodzeństwa - jej
prawdziwych dzieci, dawała nam ciepło. Zawsze mawiała, że jestem biedactwem, bo
nie mam futra, ale przynajmniej nie jest mi tak gorąco latem i nie mam pcheł.
Powtarzała to cały czas i lizała mnie aż do połysku.
- Musiała
być wspaniałą matką - odezwał się delikatnie Shion. - Miła i opiekuńcza.
Inukashi zamrugał kilkakrotnie.
-
Naprawdę tak myślisz, Shion?
-
Jasne. Kochała cię. Nie posiadasz futra, więc broniła cię
i upewniała się, że nie zamarzniesz, póki mogła.
- No.
Mama zawsze była naprawdę miła. Nadal pamiętam jej język. Ciepły i mokry... Śmieszne,
chyba nigdy tego nie zapomnę.
- To
dar wspomnień.
- Eh?
- Dar
wspomnień od matki dla dziecka. Wspomnienia, które dla ciebie zostawiła.
Inukashi przestał machać nogami i uniósł
podbródek.
- Dar wspomnień, tak?- odezwał się w zamyśleniu.
Shion przyklęknął u brzegu rzeki i nabrał pełne
usta wody.
Była zimna. Wsiąkała w każdą cząstkę ciała
wraz ze swoim wspaniałym smakiem.
O tak, to ta woda.
To ona uzdrowiła jego wyczerpane ciało niczym
eliksir po walce z pasożytniczą osą. I to nie tylko ciało - w momencie, w
którym zwilżyła jego gardło, zupełnie jakby całe istnienie Shiona zostało
wskrzeszone. W to właśnie wierzył.
Ta woda łączyła się dla niego ze znaczeniem życia.
Jej chłód, jej smak. Łączyły się z głosem, który go wzywał i mówił, by nie
umierał, by żył i nadal szedł naprzód.
Dlatego tak dobrze
ją zapamiętał. Nie
było innej możliwości. Głęboko w nim, ta woda już zawsze miała płynąć wartkim
strumieniem i nigdy nie wyschnąć. A od czasu do czasu wypływałaby na
powierzchnię jego świadomości, szepcząc do niego za każdym razem.
Nie umieraj. Żyj. Podnieś się i idź dalej.
To także był dar wspomnień.
-
Przyniosę ci jakiś lunch - Inukashi podniósł się na czubku sterty gruzu i
przemówił tonem, brzmiącym raczej jak komenda. - Lepiej skończ z tym czarnym
zanim wrócę. Nic nie dostaniesz póki tego nie zrobisz.
- O,
dostanę nawet lunch? Miło z twojej strony.
-
Wiesz, nie rozdaję tego ot tak wszystkim wokół. To zestaw rozszerzony. A przez
rozszerzony mam na myśli to, że do chleba dostaniesz gratis suszone owoce.
- To więcej
niż wystarczająco.
Shion uśmiechnął się do niego, przejeżdżając
palcami po futrze czarnego psa. Miesiące minęły od jego ucieczki do Zachodniego
Bloku, a chroniczny głód bez wytchnienia pukał do drzwi Shiona. Chwilami zastanawiał się, jak by to było, gdyby mógł napełnić brzuch talerzami pełnymi mięsa, ryb
czy jajek i przypominał sobie smak chleba i ciast Karan. Z drugiej jednak strony
nigdy wcześniej przez myśl mu nie przeszło, że takie jedzenie - zupy z resztek
warzyw i chleb, zaczynający twardnieć, są w stanie sprawić, że człowiek ślini
się na ich widok.
Wystarczy mieć cokolwiek jadalnego.
Tutaj wszyscy głodowali. Głodowali, zamarzali
i odchodzili. Shion sam zdążył się już przekonać, jak wiele wart jest
pojedynczy kawałek chleba, który miał mu dać Inukashi.
Spojrzał w niebo. Słońce było jasne. Jego światło
oświetlało również No.6. Dawne miejsce jego pracy - Park Leśny,
dzielnicę rezydencji - Chronos, Utracone Miasto, w którym nadal mieszkała jego
matka i Zachodni Blok - wszystkie skąpane były w tych samych promieniach. A
jednak tak bardzo się różniły. Za bardzo.
Oddzielone wysokim murem, gospodarką i
mentalnością, stały naprzeciwko siebie. Życie i śmierć. Światło i ciemność. Gdy
w No.6 miała właśnie miejsce ekstrawagancka impreza, na której goście opychali
się pysznymi przekąskami, gdzieś w kącie Zachodniego Bloku starsza osoba umierała
z głodu po długim cierpieniu. Kiedy chłopcy i dziewczynki z No.6 kładli się spać
w swoich pokojach z regulowaną temperaturą, dzieci w barakach z Zachodniego
Bloku tuliły się ze sobą, by nie zamarznąć na śmierć.
To była właśnie prawda, którą Shion zobaczył
na własne oczy. Istniało stanowczo zbyt mało rzeczy takich jak światło słoneczne
- równie rozdzielonych między wszystkich.
- Więc
wracaj do roboty - zawołał Inukashi, znikając w cieniu ruin.
Wszystkim, co zostało z wejścia, w którym
prawdopodobnie stały niegdyś potężne, drewniane drzwi, była para zniszczonych
skrzydeł. Z każdym powiewem wiatru, ich skrzypienie rozdzierało uszy. Inukashi
przeszedł przez nie, by wspiąć się po schodach na drugie piętro. Jakiś rodzaj
architektonicznej sztuki pozostał tylko w tej konkretnej części budynku, używanego
niegdyś jako hotel, a dziś odstającego już odrobinę od tej nazwy. Pomimo to,
farba nadal odpadała od ścian, a na korytarzach i sufitach wręcz roiło się od
bruzd w tynku.
Nawet budynki miały niegdyś życie. Jednak gdy
zostały porzucone, zaczęły się walić. Zaczęły umierać. Ten zrujnowany już hotel
mimo wszystko kontynuował upadek i proces zamiany w kupkę gruzu. Stał nad krawędzią
destrukcji, nie opłakując swoich dawnych, pozbawionych serc właścicieli, ani
nie lamentując nad swym przeznaczeniem.
Inukashi zastanawiał się czasem, co by zrobił,
gdyby budynek zupełnie się zawalił.
Staruszek, który go tam zabrał, dał psie mleko
i nauczył słowa mówionego oraz pisanego, odszedł już stamtąd. Zniknął w pewien śnieżny
dzień, by nigdy nie wrócić.
Śnieg? Padało wtedy? A może to były pioruny.
Albo tamtego ranka po prostu mgła była tak gęsta... w każdym razie, staruszek
zniknął. Rozpłynął się, nie zostawiając nawet jednego słowa pożegnania.
Nie był samotny, bo miał swoje psy. Od tamtego
dnia, aż do teraz, żył razem z nimi. Nie miał innego domu. Nie miał innego,
ludzkiego towarzystwa. Z Nezumim pewnie było tak samo. Mógł widzieć więcej
miejsc niż Inukashi, ale prawdopodobnie żył sam, nie znając nikogo innego, ani
nawet nie czując takiej potrzeby. Tak mu się wydawało, bez konkretnego powodu.
Nie miał żadnych podstaw dla swoich argumentów, ale Inukashi wiedział,
że nie mylił się aż tak bardzo. Zawsze miał ostry zmysł węchu. A Nezumi nosił
zapach samotności. Kiedy zaczął słabnąć, a Inukashi zaczął zauważać kolejny,
zupełnie inny, pojawił się przed nim Shion.
Był dziwakiem. Naprawdę nienormalny. Jego włosy
były śnieżnobiałe, a na twarzy miał czerwoną bliznę. Pewny co do tego nie był,
ale Inukashi słyszał chyba, że jest owinięta niczym wąż wokół całego ciała.
Jednak jeśli o wygląd chodzi, na pęczki było ludzi dziwniejszych od niego. Z
tym, że Shion był też dziwny w środku. Powiedział, żeby nie brudzić wody dla
bachorów z dołu rzeki. Powiedział, że ludzie ze ,,Świętego Miasta'' są jak ci
stąd. I mówił o darze wspomnień. A najgorsze
było, że to
nawet nie był żart ani sarkazm.
Był dziwny. Bardzo dziwny. Dlaczego Nezumi
trzymał się z takim dziwakiem?
Inukashi przeszedł korytarz, by otworzyć drzwi
na jego końcu.
-
Nezumi.
Nezumi siedział na fotelu z nogami na stole.
- Nie
możesz już nawet zapukać zanim wejdziesz? - powiedział z irytacją Inukashi. -
Ktoś nie nauczył się od mamusi dobrych manier. Rany - Zrobił wielki krok nad parą długich nóg. Nezumi pociągnął
nosem z drwiną i opuścił nogi.
- Wołałem
zanim wszedłem. Tamten pies mnie wpuścił - Kundel z czarnymi łatami na sierści
leżał w kącie pokoju. Przewrócił łeb na bok i ziewnął.
- Jeśli
przylazłeś po Shiona, jesteś za wcześnie. W tym tempie do wieczora nie skończy.
- Po
niego? W życiu.
- Ale
ma na pieńku ze Sprzątającymi, nie? To nie jest przypadkiem z lekka
niebezpieczne puszczać go samego? W każdym razie, wyślę z nim psa do domu.
- To
wystarczy.
- Ale
wiesz, Sprzątający nie poddają się tak łatwo. Ten koleś odstaje, a jeśli da się
złapać, kto wie, co mu zrobią.
Szare oczy Nezumiego błysnęły, a na ustach
pojawił się wąski uśmiech.
- Czy
to ważne, co Sprzątający zrobią Shionowi? Co jest, Inukashi? Wyjątkowo miły się
zrobiłeś. Niepodobne to do ciebie.
Inukashi spojrzał w ciszy na Nezumiego.
Mały teatr był jedną z niewielu rozrywkowych
placówek w Zachodnim Bloku. A jako jeden z tych, którzy stali na scenie, Nezumi
sprawiał, że za rozrywkę, jego publiczność słono płaciła, czy może
raczej chciała płacić, nieważne jak niewiele mieli pieniędzy na przedstawienia,
nie dające im nic namacalnego. To piękno gry Nezumiego i jego głęboki, czysty głos
sprawiał, że wydawali resztki swoich mająteczków. Gdy pojawiał się na scenie, trudno było
stwierdzić, czy jest kobietą czy mężczyzną, człowiekiem czy demonem, Bogiem
czy Diabłem. Jego publiczność w wieczornej ciszy mogła zapomnieć o boleściach
minionego dnia i smutkach następnego, pozwolić się porwać, pochłonąć przez ten
głos.
Jednak gdy tylko opuszczali obdarte drzwi
teatru, czekała na nich rzeczywistość - brak pieniędzy w kieszeniach, dzieci płaczące
w domu za chlebem, a pomimo to twarze tych ludzi pozostawały wypełnione
pijackim przejęciem, pociągającym ich w końcu na dno.
,,To wszystko jest iluzją. To po prostu wielki
oszust''.
Za każdym razem gdy spotykał Nezumiego,
Inukashi w duchu wypluwał te słowa z dna żołądka. Nezumi był jak piękna
kobieta, manipulująca mężczyznami i pozbawiająca ich całej wartości. Inukashi
także przez to przeszedł.
,,Mama tak bardzo cierpiała, można było tylko
go wezwać. Poprosiłem go o przeprowadzenie jej duszy na drugą stronę w spokoju.
Było dobrze. Jego pieśń była niesamowita, a mama uwolniła się od cierpienia.
Ale to, co zrobił przedtem... suma pieniędzy, jakiej zażądał, podczas gdy mama
leżała tam cierpiąc. Za tyle można by przeżyć cały miesiąc bez pracowania. Poddałbym się,
gdyby to był inny pies. Poderżnąłbym mu gardło albo rozwalił czaszkę własnymi rękami
i pozwolił umrzeć szybką śmiercią. Ale nie mogłem zrobić tego mamie. Nigdy nie
zrobiłbym jej czegoś takiego. Wiedział
o tym i dlatego chciał aż tyle. Po pochowaniu mamy, ja i psy musieliśmy pracować
trzy dni bez jedzenia. Jest oszustem. Łapie ludzkie dusze, przybija do ziemi i
pokazuje fantazje. Mogą być rzeczywiste, ale nadal są fałszywe. Sny to sny. Nie
można nimi żyć''.
Inukashi otworzył szafkę, by
wyciągnąć chleb i torbę suszonych owoców.
- Jeśli
nie jesteś tu po Shiona, to po co przylazłeś?
-
Uraczysz mnie jakimś lunchem? Umieram z głodu.
- Jaja
sobie robisz? - odpowiedział Inukashi drwiącym głosem. -
Nie mam nic dla gwiazdy takiej jak ty. Ale jeśli zapłacisz mi srebrniaka, dam
ci chleba, owoców i wody.
- Jeden
srebrniak za stary chleb, twarde jak kamień suszone owoce i wodę ze strumyka?
To się nazywa zdzierstwo, Inukashi.
- I tak
liczę sobie taniej niż ty za śpiew.
Nezumi cmoknął cicho.
- Dalej
się o to wkurzasz?
- No
chyba, debilu.
- Potem
i tak śpiewałem wiele razy twoim kundlom. Patrząc na sumę, jaką sobie za to
policzyłem, równie dobrze mógłbym dać koncert charytatywny.
- To
mnie wkurza nawet bardziej. Uwziąłeś się wtedy na mnie. Wyciągnąłeś całą moją kasę.
Prawie umarłem z głodu.
- Cóż,
jeśli to się powtórzy, wezwij mnie od razu - odezwał się uprzejmie Nezumi. - Zaśpiewam
ci piosenkę o jedzeniu i z chęcią sobie na ciebie popatrzę.
- Och,
cóż za litość - odciął się Inukashi. Wzruszył ramionami i stanął naprzeciw
Nezumiego. Powtórzył jeszcze raz swoje pytanie.
- Czego
chcesz?
Ten zaś, nie ruszając się z fotela, rzucił
pojedynczą sztukę złota na stół. Brązowe oczy błysnęły.
- Złoto...
- wyszeptał Inukashi.
-
Prawdziwe. Sprawdź sobie.
Inukashi złapał błyszczącą monetę w opuszki
palców i przyjrzał się jej.
- Masz
rację... Prawdziwa. Tak. Naprawdę prawdziwa.
- Mam
dla ciebie pewną pracę - powiedział beznamiętnym głosem.
- Pracę?
I jest warta całej sztuki złota?
- To
zaliczka. Kiedy skończysz, dostaniesz drugą sztukę.
- Hojny
się coś zrobiłeś. Ale i tak jej nie wezmę - Inukashi rzucił monetę z powrotem
na stół.
-
Odrzucasz robotę wartą tyle złota, nawet nie wysłuchawszy całej historii?
-
Odrzucam ją, bo jest warta tych dwóch sztuk. Już czuję ten smród.
-
Smród?
-
Zapach niebezpieczeństwa. Mój nos mnie ostrzega. Mówi, że mam o tym zapomnieć albo mnie zabiją. Nieważne ile kasy wyłożysz. Jeśli umrę, wszystko się
skończy. No ale, każda robota zlecona przez szczura, a do
tego warta dwóch sztuk złota, jest jak wsadzanie ręki do gniazda jadowitych węży.
Nie chcę jeszcze umierać.
-
Dlatego za to właśnie dostajesz pieniądze - czy to nie o to w pracy chodzi?
Unikasz niebezpieczeństwa - masz zyski.
- Zależy
od poziomu niebezpieczeństwa. Wszystkie twoje zlecenia są ryzykowne i
podchwytliwe. Mówimy tu o dwóch sztukach złota. Gdyby ktoś inny przyszedł do
mnie z taką ofertą, nie byłoby powodu do wahania. Cholera - zaklął. - Już czuję
się jakbyś mnie okradł.
Nezumi wstał i schował złoto do kieszeni.
-
Szkoda. Chyba nic na to nie poradzę.
- Nie
bierz tego do siebie. Z tobą to po prostu za bardzo ryzykowne. Szczerze mówiąc,
nawet nie chcę mieć z tobą zbyt wiele do czynienia.
- Więc
ustalone - powiedział beztrosko Nezumi. - Dobrze. Nie wtrącajmy się już
nawzajem w swoje sprawy. Nie przyjdę do ciebie więcej ze zleceniami. A co do
ciebie, nieważne jak będziesz cierpieć, możesz mieć pewność, że nie przyjdę.
Inukashi złapał nagle ramię Nezumiego, gdy ten
już się odwrócił. Zrobił to tak nagle, że niemal się przewrócił.
-
Cz-czekaj chwilę, Nezumi. Co masz na myśli przez to, że nieważne jak będę
cierpieć?
- Właśnie
ci powiedziałem. Jeśli któregoś dnia skończysz jak twoja matka i będziesz umierać powolną
śmiercią, nie będzie to miało ze mną nic wspólnego. Możesz mnie wzywać, ale nie
przyjdę.
- O
czym ty mówisz...? - powiedział drżącym głosem Inukashi. - Umierać
powolną śmiercią? To się nigdy nie stanie! Poza tym, jesteś ode mnie
starszy, nie? A przynajmniej tak mi się wydaje.
Nezumi leniwie wyrwał się z jego uścisku.
-
Inukashi, wiek w tym miejscu nie gra roli. Wiesz o tym, czyż nie? Śmierci nie
można przewidzieć. Ona po prostu przychodzi. Jak mało ludzi ma dość szczęścia,
by umrzeć bezboleśnie, co? Większość cierpi, cierpi i w końcu kona. Jutro ktoś
może dźgnąć cię w brzuch. Możesz rozwalić sobie czaszkę spadającą cegłą. Możesz
dostać zakażenia, larw i zgnić żywcem. Możesz poważnie zachorować. Masz
gwarancję, że żadne z powyższych ci się nie przydarzy? To jak, Inukashi? Nadal
jesteś w stanie stwierdzić, że ze wszystkich ludzi to ty umrzesz bez
cierpienia?
Wbijała się w niego para szarych oczu. Miały
blask znoszonej tkaniny i rozbłyskały leniwie jak chmury, przysłaniające słońce.
Jego głos odbijał się jeszcze długo od ścian pomieszczenia.
Inukashi wziął oddech i cofnął się o krok.
,,To sztuczka. Iluzja. Próbuje mnie
przechytrzyć''.
- Cierp
sobie ile tylko zechcesz. Nie będę się mieszał. Nie masz nic przeciwko, prawda?
Inukashi rzucił się na fotel.
Znał śmierć. Widział ją już wiele razy. I
nigdy nie była łagodna. Dlatego... Dlatego chciał żyć dalej. Czuł, że tak długo
jak przetrwa, będzie w stanie doświadczyć mniej-więcej lepszej śmierci. Mimo że nie dało się tego nazwać nadzieją, Inukashi chciał poznać uczucie,
towarzyszące spokojnej śmierci.
Cholera.
Zazgrzytał zębami. Usta Nezumiego znowu ułożyły
się w uśmiech.
,,To pokusa. Mogę mu teraz łatwo odmówić. Ale
co jeśli po tym wszystkim skończę jak mama? Moje kości będą połamane,
boki zmiażdżone, krew będzie wypływać z ust i będę umierać w taki
sposób? Jeśli nic by nie zmniejszyło mojego bólu,
chociaż odrobinkę... gdyby nie było innego wyboru, jak tylko błagać kogoś, żeby
mnie zabił - szybko, błagam, zanim śmierć sama po mnie przyjdzie... Samo myślenie
o tym przyprawia mnie o dreszcze'' - pokrył się zimnym potem.
- Siadaj
- przemówił słabo Inukashi. - Posłucham najpierw, co masz do powiedzenia.
Dłoń Nezumiego w rękawiczce wysunęła się ku
niemu i pogładziła jego policzek.
- Dobry
chłopczyk.
-
Spierdalaj - Inukashi spojrzał mu w twarz i uśmiechnął się lekko. - Powiem ci coś,
Nezumi. Nie myśl sobie, że taka szulernia zadziała za każdym razem.
-
Szulernia? Chcę tylko, żebyś wykonał dla mnie robotę. Niegrzeczny sposób
traktowania klientów, nie wydaje ci się, Inukashi?
- Tak
według ciebie wygląda zwyczajowy klient? Wykorzystuje czyjeś słabości, oszukuje
go i zmusza do naprawdę niebezpiecznej pracy? Już nawet pchły są milsze dla
psów.
- Nie sądzisz
- zaczął Nezumi, - że wina leży po stronie tego, kto w ogóle ma słabostki,
które można tak wykorzystać? W takich przypadkach okazywanie słabości może cię
nawet kosztować życie. Mam nadzieję, że to nie jest dla ciebie nowość.
Nezumi jeszcze raz delikatnie musnął policzek
Inukashi, gdy zapadła cisza i wymruczał sympatycznie:
- Boisz
się śmierci. Bardziej niż czegokolwiek obawiasz się cierpienia, które do niej
prowadzi. Zrobiłbyś wszystko, żeby się od niego odciąć. Wiem o tym i jestem w
stanie pozbawić cię tego bólu, mylę się? Nie chcę cię szantażować czy wnerwiać.
Powziąłem odpowiednie kroki i płacę ci w zamian za robotę.
-
Wystarczy! - Inukashi uderzył pięścią w stół. Dwa biegające pod nim
szczeniaczki uciekły z pokoju.
- Oszuście,
naciągaczu, trzeciorzędna aktorzyno! Nażryj się trutki na szczury i umrzyj! -
Inukashi nabrał powietrza z wściekłością.
- Skończyłeś?
- odezwał się momentalnie Nezumi. Jego spokojny, niewzruszony ton jeszcze
bardziej go denerwował. Ale nie było sensu się irytować. Zwłaszcza, że Nezumi
miał rację. To była jego wina, że okazał słabość. Takie były zasady tego
miejsca.
Inukashi westchnął i wrócił na siedzenie.
- Mów
co masz do powiedzenia. Nie mam za dużo czasu, streszczaj się.
Nezumi również się rozsiadł, a jego uśmiech
zniknął.
- Chcę
informacji.
- Tego
się domyślam - odpowiedział. - Nawet ty nie byłbyś na tyle głupi, żeby przyjść do mnie po warzywa. Więc? Jakich informacji?
- Zakład
Karny.
Inukashi niemal spadł z miejsca.
- Zakład
Karny?! - wykrzyczał. - Masz na myśli ten Ministerstwa Bezpieczeństwa?
- A
znasz jakiś inny Zakład Karny? - powiedział sarkastycznie Nezumi.
Inukashi zaś go zignorował.
- Więc
chcesz informacji... Jakich konkretnie?
-
Cokolwiek, nieważne jak byłyby bezsensowne - Nezumi wyciągnął
z kieszeni białą myszkę. Była wielkości kciuka. Oczy Inukashi znowu błysnęły.
- To
robot? Mniejszy niż ten, którego dałeś mi ostatnio.
Ściągnąwszy rękawiczki, Nezumi delikatnie
nacisnął głowę myszy. Ta otworzyła się, rzucając przed siebie żółtą wiązkę światła.
- Co
to?
- Hologram. Mechanizm w tej myszy używa światła
do odtwarzania trójwymiarowych
obrazów.
- Wiem,
co to jest hologram - odezwał się z irytacją Inukashi. - Co prawda na własne
oczy widzę go pierwszy raz - dodał. - Ale pytam, co tu jest pokazane. Co
to w ogóle? Plan?
- Mapa
jednego z pięter Zakładu Karnego, ale przestarzała. Sama struktura może i się
nie zmieniła, ale system administracyjny pewnie jest bardziej zaawansowany.
Inukashi spojrzał na niego,
jakby chciał powiedzieć: ,,Czy ty robisz sobie ze mnie jaja?''
- Nie
ma mowy. Nieważne jakich informacji potrzebujesz, w życiu ich ci
nie zdobędę.
-
Dlaczego?
-
Dlaczego? Nie zadawaj głupich pytań. Czy ty wiesz, co to za miejsce? Jasne,
że nie wiesz - powiedział. - Ja też nie wiem. Nikt nie wie, bo nie ma nawet
jednej osoby, która by wróciła stamtąd żywa. Choć
właściwie to nawet
zwłoki się stamtąd nie wydostają. Kiedy raz przekroczy się te specjalne bramy,
znika się. Po prostu rozpływasz się w powietrzu. To takie miejsce, co nie? Tak
mówią plotki.
Inukashi przełknął ślinę i zatrząsł się.
Nezumi zaś powtórzył jego słowa beznamiętnie.
-
Plotki?
-
Plotki mówią... - zawahał się Inukashi - ...że jest wielki piec w piwnicy i
wszystkich więźniów tam wrzucają. Palą ich jak śmieci. A popioły rozsypują na
farmach w Południowym Bloku, zamiast wywalać. Podobno to dobre dla gleby... Patrz,
o tutaj.
Inukashi wskazał większą część najniższego
poziomu mapy, prawdopodobnie piwnicę, na diagramie, latającym nad stołem i
jeszcze raz się zatrząsł. Była tam pusta, biała przestrzeń, niczym nie
zapisana. Ta dziwnie nietknięta część pozostawiała za sobą strach.
- Tam
nie ma żadnego pieca - wymamrotał Nezumi.
- Skąd
ta pewność? - zapytał oskarżycielsko Inukashi. - Widziałeś to? Jak możesz to
stwierdzić, skoro nawet nie...
Inukashi przerwał wpół zdania, by zorientować
się po chwili, że wgapia się w Nezumiego.
- Ty
wiesz...?
Nie było odpowiedzi.
- Ty wiesz,
jak jest w Zakładzie Karnym? Kiedy... - Dłoń Inukashi przebiła światło i zacisnęła
się w pięść. Obraz zadrżał i wydął się na boki.
- Kiedy
to zdobyłeś? - dopytywał. - To wewnętrzne dane.
-
Inukashi, nie płacę ci złotem, żeby odpowiadać na twoje pytania. Chcę wszystko,
co zdołasz znaleźć. Odszukaj jakiekolwiek najnowsze dane o Zakładzie Karnym i
dodaj do tych. Zwłaszcza gdybym mógł być wybredny, chciałbym informacje o
systemach operacyjnych i bezpieczeństwa.
- Głupi jesteś, czy co? Systemy operacyjne?
Tylko ludzie na najwyższych stanowiskach mają do nich dostęp, to ściśle tajne.
Nie mam dość szczęścia, żeby choćby się z nimi zetknąć.
-
Dlatego nie jestem wybredny. Zbierz cokolwiek, dasz radę. Każda
informacja dotycząca Zakładu się przyda i chcę je jak najszybciej.
Zostawiam cię z tym.
Nezumi wyłączył przełącznik i rzucił myszkę
Inukashi. Ten zaś odsunął od niej nos, jakby to były gnijące zwłoki.
- Mam użyć
tej myszy, którą dałeś mi ostatnim razem? - zapytał.
- Nie,
to nie przejdzie. Zakład Karny jest pełen czujników. Żaden robot, nieważne jak
mały, nie prześlizgnie się, jeśli
złapią go bez rejestracji.
- To użyj
prawdziwej myszy - kontynuował Inukashi. - Łatwiej wejdą do środka niż psy. Małe
żyjątka nie powinny być problemem dla czujników, prawda?
- Nie
tak szybko. Zapomnij o myszach, nawet mucha czy karaluch się nie prześlizgnie.
Lasery spalą je na popiół. Chociaż nie, nawet popiół nie zostanie. Tak więc
mucha się nie przedrze. To tyle.
- To co
mam zrobić? - zapytał ze złością Inukashi. - Jak mam się wślizgnąć i zebrać
informacje z miejsca, którym rządzą komputery?
- Nie
musisz tam wchodzić. Masz rację, większość Zakładu łączy jedna sieć. Ale jest
pełno oddziałów, w których pracują ludzie. A informacje zazwyczaj przekazuje się
właśnie drogą ustną. Jeśli jest coś, czego komputery nie mogą kontrolować, to
jest tym ludzki język.
Inukashi wzruszył ramionami. Zaczynał już
powoli pojmować, co Nezumi miał na myśli, jednak nadal szło mu
to dość opornie.
-
Oczywiście - zgodził się. - Potrzebujesz przecież ludzi do operowania
komputerami i robotami, no a urzędasy z Ministerstwa wchodzą tam i wychodzą. I
nie możemy zapomnieć o więźniach, oni też są ludźmi, co nie? Ale nie licząc
ich, jedynymi ludźmi, którzy mogą wejść i wyjść z Zakładu Karnego są ci z No.6. Więc
potrzebujesz karty, żeby przejść przez te specjalne bramy. Nie da się podrobić
tej karty. Co oznacza, że nikt, za wyjątkiem więźniów, pochodzący z Zachodniego
Bloku, nie może tam wejść. Nie żeby w ogóle ktoś chciał. Więc... - mówił dość
szybko. - Cóż, jeśli się nad tym zastanowić, to niemożliwe, żeby dogadać się z ludźmi z Zakładu Karnego, bo to ludzie z No.6, a
to nam kontakt z nimi uniemożliwia, prawda? Powinieneś to wiedzieć lepiej niż
ktokolwiek inny. Ci ludzie żyją w kompletnie innym świecie niż my. Po prostu
innym.
-
Inukashi.
- Co?
- Coś
gadatliwy dzisiaj jesteś.
Inukashi spuścił wzrok. Wiedział, że to
oznacza przegraną, ale nie miał siły patrzeć w tą gapiącą się na niego parę
szarych oczu. Wiedział już, kto wygrał, a kto powinien przegrać.
Nezumi wstał i przysunął się bliżej do stojącego
na podłodze Inukashi. Zaczął szeptać głosem
lekko ochrypłym i niskim, a jednak zmysłowym - kobiecym głosem.
-
Zawsze taki jesteś, kiedy masz coś do ukrycia, nagle robisz się bardziej
elokwentny. A wtedy dochodzi do mnie prawda, leżąca w twoim sercu: pod twoim długim, jak welon ślubny, językiem
skulił się maleńki sekrecik.
Opuszki jego palców delikatnie pogładziły
podbródek Inukashi, przejechały po jego szczęce i lekko uszczypnęły ucho.
Inukashi poczuł dreszcz. Po krótkim momencie ekstazy przyszła pora na mały,
ostry ból. Jego ucho mocno szarpnięto.
- Ała!
- zawołał z oburzeniem. - Za co to, do cholery, było?
- Nie
próbuj mnie nie doceniać, Inukashi.
- O
czym ty mówisz? Ja nie...
- Nie
graj mi tu debila. Wiem do czego używasz psów. Dlatego tu przyszedłem.
Inukashi cmoknął głośno i niezbyt delikatnie
odepchnął rękę Nezumiego. Ten zaś zachichotał.
- Używasz
swoich kundli do szmuglu, co nie? Transportowałeś resztki jedzenia i ubrania z
Zakładu Karnego do Zachodniego Bloku. Tak od czterech lat.
- Tak -
odpowiedział wyzywająco Inukashi. - I co? Przewóz towaru to też część mojego
biznesu. A szczur, jak ty, nie powinien mówić mi co
mam robić.
- W Zakładzie
Karnym przechowuje się pełno rzeczy - kontynuował Nezumi. - Oni wszystko
trzymają w tym budynku. Mówiłeś, że nawet zwłok nie wywiozą. Masz rację. Nawet
zwłoki tam przetrzymują. A to oznacza, że nie powinno być nawet odrobinki
kurzu, która by się stamtąd wydostała, a co dopiero resztki jedzenia. Z tego
samego Zakładu Karnego ty dostajesz co jakiś czas ładunki nadwyżek żywności i
sprzedajesz je na targ w Zachodnim Bloku. Nieźle na tym zarabiasz, co nie? Może
nawet więcej niż na prowadzeniu hotelu?
- Nie
podoba ci się, że dorabiam sobie na boku? - powiedział zjadliwie Inukashi. - Żartujesz
sobie ze mnie. Kiedy zostałeś lokajem Ministerstwa, co, Nezumi?
-
Maszyny nie pozwalają obcym ludziom dorabiać sobie na boku. Raz
zaprogramowanych zasad nigdy nie będą w stanie złamać. Jeśli ktokolwiek łamie
reguły, są to ludzie. Któryś z pracowników Zakładu Karnego dostarcza ci resztki
jedzenia, prawda? Nie, nie tylko to. Pewnie racje więźniów i ich rzeczy
osobiste też dostajesz. W każdym razie, faktem jest, że masz wtykę w Zakładzie.
Przyciśnij go. Wyciągnij od niego informacje.
Inukashi pokręcił głową. Stojący przed nim młodzieniec
próbował wciągnąć go w jeszcze większe kłopoty, niż na początku przypuszczał.
Poczuł na skórze zimny pot.
- To
niemożliwe - mruknął. - Kolesie, z którymi mam do czynienia to najniżsi z najniższych.
Oni jedynie sprzątają razem z robotami. Nie ma opcji, żeby posiadali jakieś przydatne informacje.
- O to
właśnie masz ich pytać. Ci z góry największą uwagę zwracają na tych, którzy
wiedzą najwięcej i nie pozwolą im nic powiedzieć. Ale na niższych pracowników
nie zwracają uwagi. Skoro mówisz, że zajmują się sprzątaniem, pewnie są
obeznani z całym Zakładem. Kto wie, może mają więcej informacji, niż ci się
wydaje. Ty masz jedynie powęszyć. Twój nos jest tak dobry jak psi, co nie?
Inukashi westchnął i wydał ostatni akt odwetu.
-
Potrzebuję pieniędzy. Żeby cokolwiek od nich wyciągnąć, muszę im zapłacić. Dwie
sztuki złota nie wystarczą.
Nezumi kiwnął głową i podał mu małą, skórzaną
sakiewkę. Była pełna złotych monet.
- Na razie mam tylko tyle - Nezumi przykucnął nagle i spojrzał z dołu w oczy Inukashi.
-
Inukashi, pracuj ze mną. Błagam cię.
,,Błagasz? Nezumi, czy ty mnie błagasz?''
- Jeśli
weźmiesz tę robotę, obiecuję, że zawsze pospieszę do ciebie jeśli zmierzysz się
któregoś dnia z nieznośnym cierpieniem. Nieważne gdzie będziesz, moja pieść
dotrze do twojej duszy. Przysięgam.
- Kto
uwierzy w obietnicę między psem a szczurem?
Nikt nie mógł tego zagwarantować. Ale...
Nezumi dotrzymałby słowa. To uczucie niemal instynktownie ogarnęło duszę
Inukashi.
,,Nieważne gdzie czy jak umrę,
jeśli będę cierpieć, on zawsze się pojawi i pozwoli mojej duszy spocząć. Może i
cholernie trudno go zrozumieć, ale nigdy nie złamie obietnicy.''
Inukashi wierzył głęboko w swój własny
instynkt. Wyciągnął dłoń i zacisnął ją wokół skórzanej sakiewki.
- Dobrze, wezmę tę pracę.
- Mam u
ciebie dług - Nezumi odetchnął krótko i owinął płaszcz z superfibry wokół
ramion. Potem przyłożył palec do ust.
- Nie
muszę ci chyba tego mówić, ale...
- Wiem.
Nie pozwolę się temu roznieść. To kardynalna reguła mojej pracy. Zbiorę
informacje i się z tobą skontaktuję, zanim ktokolwiek się połapie.
- Liczę
na ciebie.
- Nezumi,
chcę cię o coś zapytać.
- Co?
- Po co
to robisz?
Cisza. Absolutnie nic nie dawało się odczytać
z twarzy Nezumiego. Inukashi polizał dolną wargę i kontynuował.
- Z taką
kasą mógłbyś żyć łatwym życiem przez dłuższą chwilę. Wiem, że jako gwiazda zarabiasz
nie mało, ale to i tak bardzo duża
suma. Jeśli
wykładasz tyle kasy na zaliczkę i mnie oszukujesz...
- Nie
oszukuję cię. Po prostu przyszedłem do ciebie ze zleceniem.
- Dobra, nieważne.
Więc żeby aż do mnie z tym przyjść... Czemu tak bardzo chcesz
wciskać nos do Zakładu Karnego? Jaki masz powód?
Nezumi nie odpowiedział. Tylko leciutko się uśmiechnął.
Jednak ten uśmiech był sztuczny, sceniczny.
- Nie
musisz chyba wiedzieć wszystkiego, prawda, Inukashi?
- Cóż,
niezupełnie - odparł z rozdrażnieniem. - Ale biorąc pod uwagę moje ryzyko,
chyba nie umrzesz, jeśli mi powiesz.
- Jeśli
dowiesz się skąd to ryzyko, może się zrobić jeszcze bardziej ryzykownie.
,,Tsk. Ten koleś co chwila odwraca kota
ogonem. Nie mam z nim szans, jeśli
chodzi o werbalne argumenty''.
- Dobra
- odezwał się w końcu. - Wystarczy, możesz już sobie iść - Inukashi wskazując gestem na wyjście, zetknął się tym samym z bańką mydlaną. Pewna twarz przemknęła mu przez myśl.
Twarz kogoś, kto mył właśnie psy, cały w mydlinach. Nonszalanckie pytanie cisnęło
mu się na usta.
-
Nezumi, to nie ma nic wspólnego z Shionem, prawda?
Przez ułamek sekundy coś zachwiało się w
szarych oczach. Inukashi nie przegapił tego wahania. Końcówka jego
nosa się poruszyła. Poczuł coś.
-
Shion? - Nezumi lekko uniósł ramiona. - Od kiedy to ma mieć z nim coś
wspólnego? On nic do tego nie ma.
- Przed
sekundą powiedziałeś, żebym nikomu o tym nie mówił. Shiona też miałeś na myśli?
-
Naturalnie. Nie ma potrzeby mieszania w to ludzi, którzy nie mają z tym nic
wspólnego.
- Jeju,
jeju, i ty nie jesteś miły? - zadrwił Inukashi. - Kto wie, ile niebezpiecznych
zleceń już mi powierzyłeś, ale kiedy przychodzi do Shiona, o nie, nie mogę go w
to wciągać. Hah, rozumiem. Chyba robisz się milszy dla ludzi, jeśli pomieszkasz
z nimi dostatecznie długo. Ten białogłowy, dziwny chłopiec jest dla ciebie aż
tak ważny?
Nezumi rozpłynął się przed jego oczami. Zanim
zdążył wydać jakikolwiek dźwięk, ciało Inukashi było przyciśnięte do ściany, a
wokół gardła zaciskało się pięć palców.
- Wystarczy
tego mądrzenia się - syknął Nezumi. - Chyba, że nie chcesz już być w stanie
mówić.
-
Zobaczymy czy spróbujesz - odparł Inukashi. - Oni cię nie wypuszczą.
Kilka psów, leżących wcześniej na podłodze,
podbiegło do ich stóp i warcząc otoczyło Nezumiego. Gdy tylko jeden z nich obnażył
zęby, z kąta wybiegł maleńki cień.
Rozbrzmiał jęk.
Wielki pies, który pokazał kły, wzniósł głos z
bólem. Mała myszka siedziała na jego szyi. Pies zachwiał
się, trzepiąc głową na wszystkie strony i szybko upadł na przednie łapy. Dostał
konwulsji. Inne psy odsunęły się przerażone. Inukashi odwrócił się bokiem do
Nezumiego i krzyknął tak samo jak wcześniej pies.
- Mój
pies! Mój pies! - uniósł jego cielsko w rękach. Zimny głos spłynął na niego jak
prysznic.
- Jeśli
nie chcesz skończyć jak on, lepiej ucisz resztę psów.
-
Nezumi, ty pieprzony...
Pisk, pisk.
Delikatny płacz myszki. Inukashi uniósł twarz,
a oddech zamarł mu w gardle. Przykuty do miejsca, rozejrzał się po pokoju. Z
szafek, spod stołu, z cieni na podłodze, z przeróżnych miejsc w pokoju wylazły
niezliczone szare myszy. Wszystkie patrzyły na niego swoimi zamglonymi,
czerwonymi oczami.
-
Spokój - rozkazał głośno Inukashi. Psy wykonały polecenie. Wróciły na miejsca i
położyły się na brzuchach.
- Nie jest
martwy - powiedział Nezumi. - Tylko lekko sparaliżowany. Daj mu dwadzieścia,
trzydzieści minut a wróci do siebie. Oddycha przecież,
prawda?
Tak jak powiedział Nezumi.
Pies oddychał nieregularnie, ale nieprzerwanie. Próbował wstać, ale wyglądało
na to, że nie ma siły. Wydał żałosny jęk.
- Zapłacisz za zrobienie tego mojemu psu - gdy
tylko Inukashi zwinął dłoń w pięść, drzwi otworzyły się z hukiem. Do środka
wparował Shion.
- Nezumi, co ty tu robisz?
- A ty? Nie powinieneś ot tak zostawiać
swojego stanowiska pracy, za to się wylatuje.
- Cóż, słyszałem wycie i krzyk
Inukashi. Pomyślałem, że coś się stało... Inukashi, co jest temu
psu?
- Jest tylko sparaliżowany - odpowiedział za
niego Nezumi. Brązowa myszka wystawiła główkę nad jego ramieniem. Zeskoczyła na
podłogę i wspięła się na Shiona.
- O, Hamlet, ty też przyszedłeś? - odezwał się do niej.
- Hamlet? O czym ty mówisz?
- Tak ma na imię. Lubi jak mu się czyta
Hamleta na głos.
Twarz Nezumiego
się skrzywiła.
- Nie nazywaj myszy bez pozwolenia.
- Cóż, sam i tak byś ich nie nazwał -
odpowiedział niezrażony Shion. - Chyba nawet je lubi. Prawda, Hamlet?
Myszka pokiwała główką
w górę i w dół.
- Śmieszne - splunął Nezumi. - Więc skoro to
jest Hamlet, jak nazywa się ten drugi? Otello? Makbet?
- Cravat.
- Cravat? Było takie imię w Szekspirze?
- Tak się nazywa rodzaj smażonych pasztecików.
Kolor jego futerka mi je przypomina. I ma krawacik pod bródką. Za to pasztecik
ma w środku farsz, więc żeby go usmażyć, trzeba złożyć go właśnie w kształt
krawatu.
- Rozumiem, starczy tego - przerwał Nezumi. - Śnij
sobie dzisiaj o obżeraniu się tymi cravatami, czy czymkolwiek sobie chcesz. Ja
wracam do domu. Głowa mnie boli od użerania się z tobą.
- Jesteś pewien, że to nie ma nic wspólnego z
twoimi nerwami? Zawsze łatwo się denerwujesz. Może jesteś zmęczony.
- A czyja to wina, że jestem zły?! Poza tym ty...
Poczuwszy
zdezorientowany wzrok Inukashi na swoich plecach, Nezumi zamknął usta. Owinął z
powrotem płaszcz wokół ramion i wyszedł bez słowa. Hamlet otarł się o policzek
Shiona i pisnął jeszcze raz zanim pobiegł za swoim panem.
Szare myszy,
rozsiane wcześniej po całym pokoju, tajemniczo zniknęły. Inukashi wypuścił długi
oddech i padł na podłogę. Pies w jego rękach jęknął nisko. Shion przykucnął na
jedno kolano i zaczął dokładnie oglądać psa.
- Jest chyba sparaliżowany jakimś narkotykiem. Choć jego serce bije normalnie i nie wymiotuje. Sądzę,
że nic mu nie będzie.
- Naprawdę? Nie umrze?
- Będzie dobrze. Jest tylko lekko sparaliżowany.
Powinniśmy dać mu do picia trochę czystej wody. Pójdę przynieść - Shion wykorzystał
wiadro, którego wcześniej używał do napełniania beczki.
Napełnił je wodą, po czym podał
psu. Ten, wyniesiony już na zewnątrz, szybko wypił całą jego zawartość.
- Widzisz, wygląda na to, że odrętwienie już
prawie całkiem zniknęło. Ale ten pies... Jak go sparaliżowało?
- Nezumi to zrobił.
- Nezumi? Psu? Nie ma mowy.
- Jest - odpowiedział ze złością Inukashi. -
Zrobił to. Ta szuja sparaliżowała mojego psa. Nie wahałby się do
takiego posunięcia. Jest
bezlitosny, przebiegły i okrutny. Uważałbym na twoim miejscu. Jeśli dasz się
wykiwać tej jego ładnej twarzyczce i zaczniesz myśleć, że będzie miły, jak twoja mamusia, czeka cię niemiła
niespodzianka.
- Moją matką to go raczej nie nazwę, ale jest
miły.
Inukashi zrobił
palcem kółko w powietrzu tuż przed twarzą Shiona.
- Debil. Właśnie to mam na myśli mówiąc, że cię
oszukał. Jesteś zbyt naiwny, żeby zauważyć, jaki jest bez serca.
- Nezumi nie jest bez serca. Uratował mi życie
więcej niż raz. Gdyby nie on, nie wydaje mi się żebym był w stanie przetrwać.
- Nezumi pomógł obcemu? Nie biorąc niczego w
zamian?
- Bezinteresownie. Przeciwnie... - zaczął
Shion. - Chyba sam robi sobie problemy. Może to dziwnie zabrzmieć z moich ust,
ale wydaje mi się, że jestem dla niego ciężarem. Mimo wszystko, nie wiem
niczego o życiu w tym miejscu.
Inukashi wydął
usta. Wpatrywał się w profil Shiona, gdy ten mył kolejnego psa. W tym miejscu,
każdy miły dla wszystkich naiwniak, jak on, był jedynie przeszkodą. Przeszkoda zaś często stawała
się kajdanami, krępującymi ręce i nogi.
A mimo to Nezumi
mieszkał z tym dziwacznym ciężarem, nie szukając niczego w zamian. Nie wyrzucał
Shiona ze swojego gniazdka, przeciwnie, usidlał go w nim.
Dlaczego?
- Hej, Shion.
- Hm?
- Wy dwaj zawsze rozmawiacie ze sobą w ten
sposób?
- Eh? Tak, chyba tak. A co?
- Bo go nie poznaję. Nie jest typem człowieka, który
wprost okazuje
swoje emocje.
Shion przewrócił
głowę na bok, jakby chciał powiedzieć: ,,Naprawdę?''. Pies polizał tył jego dłoni.
W ten sposób okazywał swoją wdzięczność za wyleczenie.
Inukashi pociągnął
nosem z uśmiechem. Był na tropie.
Shion i ta robota
z Zakładem Karnym były jakoś połączone. Dla tego dzieciaka Nezumi był w stanie
wejść na niebezpieczne terytorium.
Inukashi nie miał
na to co prawda dowodów. Nie było pewności, ani żadnej jasnej przyczyny, dla
której Nezumi mógłby to zrobić. Ale odnalazł już słabość Nezumiego, a to najważniejsze.
Jego nos nigdy nie kłamał.
,,Nezumi,
więc ten śmieszny dziwak jest twoją słabością, twoją piętą Achillesową, co? Heh, czyli zrobi się interesująco.
Sam to powiedziałeś. Pozwól komukolwiek zobaczyć swoją słabość, a zginiesz.
Masz cholerną rację. A teraz ja mam w rękach twoje życie. Upewnię się, że z
nawiązką zapłacisz za wszystko, co mi zrobiłeś. Możesz być tego pewien''.
- Mogę się mylić, ale... - do jego uszu dotarł
głos Shiona. Głaskał psa u swoich stóp, merdającego energicznie ogonem, zupełnie
już wolnego od paraliżu.
- Eh? Coś mówiłeś?
- Ten pies... Nie jest przypadkiem jakimś
twoim krewnym?
- Och... - urwał Inukashi. - Tak, jest. To
ostatnie dziecko mamy. Miała go, a krótko potem ją zatłukli - nastąpiła krótka
przerwa zanim dokończył. - Skąd wiesz?
- Miałem przeczucie - odpowiedział. - Jest
naprawdę inteligentny i ma oczy pełne współczucia. Jakoś tak przypomina mi to,
co mówiłeś o swojej matce, więc zastanawiałem się czy mam rację.
Dłoń Shiona
przejechała po szyi zwierzęcia. Pies patrząc na wpół otwartymi oczami, westchnął
cicho. Trudno było sobie wyobrazić, że jakiś czas temu wystawił kły na
Nezumiego,
- Shion, nie śmiałeś się.
- Eh? Z czego?
- Z mojej mamy. Zazwyczaj kiedy mówię ludziom,
że moja mama była psem, śmieją się, żartują sobie, albo traktują mnie jak świra. Ale
ty... Ty powiedziałeś, że moja mama była miła
i kochająca. Jesteś jedynym, który wysłuchał mnie bez wyśmiewania mamy, nie
licząc...
Inukashi przerwał
i przełknął swoje słowa. Dopiero to zauważył. Nagle ogarnęła do ogromna fala
gniewu, próbująca go udusić.
Shion zaś, wciąż
na kolanie, spoglądał na niego ze zdezorientowaną miną. Inukashi oblizał suche
usta i powoli uformował resztę zdania, jakby pociągając za nitkę ze swoich
wspomnień.
- Jesteś jedynym, nie licząc Nezumiego.
==Koniec rozdziału 1==
Wykorzystano fragment Makbeta
Williama Shakespeara zaczerpnięty z "wikiźródła".((W tym tygodniu uraczę was jedynie anegdotką z momentu tłumaczenia kolejnego rozdziału. W sumie dwoma. No więc tłumaczę sobie fragment ze śmiercią kolejnej ofiary. Narrator opowiada jak to ją szyja rozbolała. Umarła. Spoko. Kilka sekund później czuję ból w szyi. I ta myśl: ,,JEZU CHRYSTE, UMIERAM, ONA ZE MNIE WYJDZIE ;-;'' xD Potem dalej sobie tłumaczę, siedzę w salonie, bo tylko tam mam teraz internet, siedzę, mama nachyla się obok mnie i patrzy. Patrzy. I po chwili woła: ,,Mirek, zobacz jak ona szybko te zdania pisze'' ;-;. A ja jedynie pytam w myślach: ,,KOBIETO, ZA CO TY MI TO ROBISZ?!''. Po raz pierwszy dziękowałam pani Asano, że Karan ma swój rozdział. Gdyby to był ten o tutaj u góry, a zwłaszcza ten fragment w którym Nezumi maca Inu, zostałabym zabita :) ))