Staram się dodawać nowe posty w niedziele. Staram się.



Zakończono tłumaczenie No.6.


Dziękujemy za wszystkie podziękowania. To był miły rok z hakiem. I późniejszy rok. I chyba jeszcze jeden. Te dwa późniejsze składały się z czytania Waszych komentarzy. I tak dzięki.

(Do pań profesor jeśli przypadkiem odwołam się do tego na maturze: przepraszam, ja naprawdę tłumaczyłam to w gimnazjum. Ale prawdziwa książka istnieje. Obiecuję.)


Wszystkie rozdziały można znaleźć w zakładce ,,No.6''/,,No.6 Beyond''.


Kup powieść i mangę w oryginale, wspomóż panią Asano.


Tłumaczenie: Kuroneko
Korekta: Ayo, Dżun

niedziela, 15 kwietnia 2012

Tom IV: Rozdział 2


((Okej, może i mamy opóźnienie, ale rozdział jest długi, niech to nas usprawiedliwia xD))

Rozdział 2
Akt I Scena II


Nie, mylisz się.
Uciekamy, bo chcemy żyć.
Tezuka Osamu, Grand Dolls


Powiewy wiatru stawały się silniejsze. Wysoki i kłujący dźwięk wydobywał się, gdy wiatr wdzierał się w ruiny. Mężczyzna ocknął się, słysząc jego dźwięk . Mimo wszystko nadal zachował zimną krew. Związany i siedzący na podłodze rozejrzał się po pokoju.

 - Co jest?! - zapytał ostro. Nikt nie odpowiedział. - Co jest? Wiesz, co się dzieje, prawda, Rikiga?

 - Niestety wiem - Rikiga westchnął tak, jak to zrobił już kilka razy tamtego dnia. - Wiem tak dobrze, że przyprawia mnie to o ból brzucha. Nawet nigdy się o to nie prosiłem.

 - Wypuść mnie - Mężczyzna pokręcił związanymi kończynami. Zrozumiał jednak, że im bardziej się rusza, tym bardziej więzy wbijają się w jego ciało, przez co szybko się uspokoił. Jeszcze raz się rozejrzał i oczyścił gardło. Pozostał niewzruszony.

 - Czego chcesz? - odezwał się spokojnie. - Pieniędzy? Chyba nie myślisz, że tak łatwo się wyślizgniesz po czymś takim?

 - W ogóle nie mamy zamiaru się wyślizgiwać. - Nezumi przyklęknął przed mężczyzną. Ten zaś wytrzeszczył oczy z zaskoczenia i mruknął z uznaniem.

 - To dopiero piękność - Na jego twarzy zagościł uśmiech. - Rikiga, to o wiele lepszy klejnot.

 - Jeśli tak chcesz mnie mieć... - zaczął Nezumi, zahaczając palcem o jego podbródek. - To możesz mnie sobie wziąć. Ale to cię będzie sporo kosztować. Pięć sztuk złota raczej ci nie wystarczy.

 - Phi - parsknął mężczyzna. - Czyli jednak chodzi o pieniądze. Ile chcesz?

 - Nie chcę pieniędzy.

Pogardliwy uśmiech zniknął z twarzy mężczyzny. Próbował odsunąć swój podbródek, ale palce Nezumiego skutecznie mu to uniemożliwiały.

 - Jeśli nie pieniędzy... to czego?

 - Informacji.

 - Czego?!

 - Informacji - powtórzył Nezumi. - Mam zamiar wyciągnąć z ciebie wszystko, co wiesz.

 - Co za niedorzeczne...

 - A po wszystkim z przyjemnością ci się odpłacę. Wydaje mi się, że to dobra umowa, nie sądzisz?

 - Nie rozśmieszaj mnie - odciął się mężczyzna. - Zwykli mieszkańcy Zachodniego Bloku mają czelność pytać o informacje? I co takie gówna jak wy zrobią z informacjami o Świętym Mieście, no? Co z nich będziecie mieć za pożytek? Lepiej wróćcie do babrania się w tym swoim rynsztoku.
Prawa ręka Nezumiego zamachnęła się i z całej siły uderzyła mocno o twarz mężczyzny. Przez siłę uderzenia przewrócił się na bok, lądując na ziemi. Nezumi szarpnął go za włosy i uderzył ponownie, tym razem w drugi policzek. Raz jeszcze. Drugi. Mężczyzna jedynie jęczał i upadał za każdym razem.

Shion stał nieruchomo, wpatrując się i nie mogąc złapać oddechu. Oświetlony światełkiem świeczki profil Nezumiego nie wyrażał żadnych emocji. Bez ekspresji, jakby w masce, kontynuował okładanie mężczyzny.

 - Nezumi... - Jego ciało się trzęsło.

,,Proszę... Wystarczy... Przestań...'' 

Gdy Shion postawił krok naprzód, zatrzymała go opalona dłoń.

 - Inukashi.

 - Zamknij się i patrz, chłoptasiu - syknął cicho Inukashi, oblizując usta końcówką języka. - Zabawa dopiero się zaczyna. Nie wtrącaj się.

 - Ale to... To za dużo.

 - Shion, pamiętasz, co mi kiedyś powiedziałeś?

 - Eh? To znaczy?

 - Powiedziałeś mi kiedyś, że Nezumi jest miły. Chyba nawet w tym pokoju. Zapomniałeś już?

 - Pamiętam.

Inukashi zachichotał cicho.

 - Dopiero się zaczęło, Shion. Upewnij się, że przyjrzysz się dokładnie jak naprawdę miła jest twoja ukochana myszka.

Po boku ust mężczyzny pojawiło się rozcięcie. Musiało być również po wewnętrznej stronie; mieszanka śliny i krwi wylała się z jego ust.

 - Przestań... Proszę... - jęknął. Dłoń Nezumiego się zatrzymała.

 - Teraz jesteś w nastroju mówić prawdę?

 - Ja... nic... nie wiem...

 - Wysoki urzędnik Centralnego Biura Administracji jak pan nic nie wie, proszę pana? To nawet dobry żart nie jest.

 - Wszystkie informacje zbierają i przetwarzają komputery... nie wiem... zbyt wiele...

Shion pomyślał, że ma rację. Nawet jeśli był wysokim urzędnikiem, to nie znaczyło, że miał dostęp do wszystkich informacji o No.6. Im więcej informacji, tym więcej barier między nimi. Dlatego tylko garstka osób miałaby dostęp do wszystkich. Tylko garstka...

,,Kim oni są?'' - zastanawiał się. Aż do teraz nigdy o tym nie myślał. W Miejskim Ratuszu No.6, w środku owalnej kopuły zwanej ,,Kroplą Księżyca''  panował jeden człowiek.

,,Burmistrz?''

Był on osobą znajdującą się w centrum wszechobecnego wspierania mieszkańców i podziwu dla dobrobytu No.6. Od pierwszych wyborów nie miał na to stanowisko żadnych rywali.

,,Czy to  mógł być on?''

Obraz twarzy burmistrza widzianej w telewizji przeleciał mu przez myśl. Miał łagodny uśmiech. Nie widział u niego innego wyrazu twarzy. Im więcej kroków miasto stawiało w stronę dobrobytu, tym rzadziej widywał twarz burmistrza wystawioną na widok ludzi. Burmistrz zawsze wypowiadał się w mediach jak dżentelmen z manierami, pełen intelektu i miłosierdzia.

 - Nie lubię go.

Matka Shiona, Karan, powiedziała tak kiedyś, po czym wyłączyła telewizor. Shion nie miał jeszcze dziesięciu lat, ale mimo to zapamiętał, jak zaskoczył go ostry ton głosu jego matki i fakt, że wypluła te słowa na temat burmistrza, którego wszyscy inni chwalili.

 - Czemu go nie lubisz?

 - Nie lubię jego uszu. Są ordynarne.

 - Jego uszy?

 - Ruszają się. Jak u jakiejś polującej bestii.

Czyżby burmistrz ruszał uszami podczas nadawania? Shion przechylił głowę ze zdumieniem. Karan spoważniała, mówiąc: „To tajemnica”. Wtedy wokół osób krytykujących burmistrza panowała dziwna, gęsta atmosfera, a krytykę lepiej było zachować dla siebie. Minęła już niemal dekada odkąd burmistrz sprawował najwyższe stanowisko i władzę w No.6 ,  podczas gdy Shion był tu, poza murem.

 - Odpowiedz na moje pytanie – niski głos Nezumiego docierał do uszu człowieka, czołgającego się bez przerwy po ziemi. – To nowe skrzydło wybudowane pod Zakładem Karnym, co to jest? Po co to?

Mężczyzna pokręcił głową.

 - Nie wiem.

 - Więc które Ministerstwo się tym zajmuje?

 - Nie wiem.

 - Kilka dni temu młoda kobieta, kandydatka do elity, została zabrana siłą przez Ministerstwo Bezpieczeństwa. Zamknięto ją w Zakładzie Karnym. Czy to ma coś wspólnego z tą nową częścią?

 - Nie wiem.

 - Słyszałem, że ostatnio sporo pacjentów zabiła w mieście nieznana choroba. Czy to prawda? Jakie są objawy? Ilu było pacjentów?

Nie było odpowiedzi. Nezumi wyprostował się i wzruszył lekko ramionami.

 - Jak na wysokiego urzędnika, to nie masz raczej za bogatego słownictwa. Nie musisz się bardziej wysilać, jak chcesz podrywać dziewczyny?

 - Rozwiąż mnie - Usta mężczyzny musiały być pełne, bo jego głos wydawał się dziwnie ochrypnięty.– Rozwiążcie mnie i wypuśćcie. Jeśli to zrobicie, zapomnę o tym incydencie. Zrobię wam przysługę i udam, że to się nigdy nie zdarzyło.

 - O, dzięki. Cóż za łaskawość. Jestem taki wdzięczny. Inukashi – powiedział nagle.

 - Hę? – odpowiedział leniwie.

 - Trzymaj go.

 - Spoko – Inukashi szybko przeszedł za mężczyznę i złapał go za ramiona, rękami w dół. Nezumi wyciągnął swój nóż.

 - Co ty robisz?! – jęknął oszalały mężczyzna. Jego czoło było wilgotne od potu.

 - Ucisz się. Spełniam tylko twoje życzenie.

Białe ostrze błysnęło w słabym świetle. Nóż, pozbawiony jakichkolwiek dekoracji czy ornamentów, był upiornie piękny. Liny opadły. Nezumi z niemal ospałą miną ujął rękę mężczyzny. Trzymał ją za nadgarstek, wpatrując się w jego twarz. Człowiek pozostał nieruchomo, mimo że został oswobodzony. Nie był w stanie się ruszyć. Para szarych oczu złapała go w pułapkę i uwięziła.

Palce w rękawiczce przejechały po jego dłoni.

 - Myślałem, że wysoki urzędnik No.6 jak ty będzie potrzebował tylko odrobiny bólu, żeby zacząć śpiewać. Wygląda na to, że mocno cię nie doceniłem.

Nezumi przetarł dłoń mężczyzny, palec po palcu i westchnął lekko. Przypominało to niemal troskę.

 - Masz jaja. To coś. Pozwól, że dam ci nagrodę.

Umieścił odłamek szkła na jego dłoni. Pochodził z rozbitej butelki po alkoholu.

 - I jeszcze jeden.

Spiczasty koniec odłamka zalśnił matowo.

 - Co… co ty robisz…?– Mężczyzna pokręcił głową, a jego głos trząsł się bez kontroli.

– Przestań… Przestań, proszę…

Dłonie Nezumiego owinęły się wokół tej należącej do mężczyzny i zacisnęły mocno.

Wiatr bezustannie się nasilał. Przez krótki moment ciszę w pokoju rozdarł mrożący krew w żyłach krzyk. Rikiga skrzywił się, odwracając wzrok. Nawet Inukashi zamknął oczy i przygryzł wargę, trzymając człowieka.

 - Odpowiedz mi! – rozkazał Nezumi, nadal przytrzymując jego dłoń zamkniętą. – Odpowiedz na wszystkie pytania, jakie ci zadałem, albo upewnię się, że nie użyjesz już żadnego ze swoich pięciu palców.

 - Nezumi! – Shion zorientował się, że wykrzyczał jego imię, dopiero gdy zmierzał już w ich kierunku. Pchnął Nezumiego. Pokryte krwią odłamki wypadły z dłoni mężczyzny na podłogę.

 - Przestań… przestań, proszę. – Nezumi nie okazywał ani zaskoczenia ani wściekłości, nie wyrażał uczuć, jakby spodziewał się, że Shion tak zareaguje. Jedynie cmoknął lekko z irytacją.

 - Nie wchodź mi w drogę.

 - Nie możesz. Nie możesz tego zrobić. To… To jest tortura.

 - A co innego mam zrobić? Jeśli się ukłonię i zapytam czy mógłby, naprawdę się łudzisz, że wszystko mi powie?

 - No… ale… ale tak nie można. Nie chcę, żebyś coś takiego robił.

 - Shion, weź się w garść i zrób coś z tymi swoimi pobłażliwymi złotymi myślami, albo w życiu nigdzie nie dojdziemy. Nie bawimy się w dom. To jest wojna.

Wiedział to. Wiedział o tym bardzo dobrze. Bał się doświadczeń, czekających na niego w przyszłości. Ale…

 - Ale… to nie jest dobre. Tortury to nie jest słuszne rozwiązanie. Nie rób tego.

 - Czemu nie?

 - To człowiek. Nie możemy sprawiać mu cierpienia.

Nezumi prychnął. Odwrócił się na bok i zaśmiał z zamkniętymi ustami. Mężczyzna jęczał żałośnie, trzęsąc zakrwawioną dłonią.

 - Biedak – mruknął cicho Inukashi, wydychając powietrze.

Nezumi trącił udo mężczyzny końcówką buta i spojrzał Shionowi prosto w oczy.

 - Słyszałeś, co powiedział. My, ludzie z Zachodniego Bloku, jesteśmy dla takich jak on śmieciami. Jak robaki, wypełzające z ziemi. Pewnie nawet nie myśli o nas jak o ludziach żyjących  i emocjami jak u wszystkich innych. Nieważne czy będziemy krwawić, umierać z głodu, czy zwijać się z bólu, z nim to nie ma nic wspólnego. Tak właśnie myśli. Więc dlaczego my mamy traktować go jak człowieka? Jeśli jesteśmy dla nich insektami, oni nawet…

 - Nie chcę tego widzieć! – Shion zrozumiał, że krzyknął nawet jeszcze głośniej niż poprzednio. Krzyknął, żeby zablokować głos Nezumiego.

 - Eh?

 - Nie chcę tego widzieć. Nie chcę widzieć, jak krzywdzisz kogoś w taki sposób.– Czuł mdłości. Z własnej winy. Grubą, czarną spiralę nienawiści do samego siebie wewnątrz własnego ciała.

„Nie chcesz widzieć? To spuść wzrok. Zawsze taki jesteś. Zawsze odwracasz wzrok od tego, czego nie chcesz widzieć i udajesz, że niczego nie zauważyłeś. Przez kogo Nezumi jest taki brutalny? Czy to wszystko nie jest tylko dla ciebie? Nie zmusiłeś go, żeby to zrobił? Nie obarczyłeś Nezumiego grzechem, który powinien należeć do ciebie, a teraz jeszcze jęczysz jak świętoszek? To tylko słodkie słówka, Shion. Wszystko, co mówisz i robisz, jest tylko ładną fasadą. Nigdy nie brudzisz własnych rąk, nie nosisz ran na duszy, nigdy nie jesteś raniony, ani nawet nie musisz ranić innych, mówisz, lśniąca sprawiedliwości”. 

„To przekonanie o własnej racji, ta arogancja, ta fałszywość, powierzchowność, ta nieestetyczna i ohydna natura”.

„To cały ty”.

Słyszał w myślach swój własny głos. Shion czuł mdłości. Nienawiść kuliła się w nim i kręciła.

Jednak nie chciał tego widzieć. Mimo wszystko nie chciał tego widzieć. Tylko tego był pewien.

 - Ja... nie chcę cię takiego widzieć.

,,Nezumi, nie chcę widzieć cię zimnego i bezdusznego. Bo to kłamstwo. Wszystko, czego mnie uczyłeś, zawsze prowadziło mnie do odrodzenia i odtworzenia. To ty kazałeś mi żyć i to ty powiedziałeś, że mam myśleć. Ty nauczyłeś mnie kochać inaczej, rozumieć inaczej, szukać połączeń, uczyć się, a i tak wszystko, czego mnie nauczyłeś, było czystym przeciwieństwem bezduszności. Nie chcę cię widzieć jako kogoś, kim nie jesteś.''

 - Eve - Rikiga zakołysał się, stawiając krok naprzód. - Shion ma rację. Skończ już z tym. Fura od dziecka był w elicie. Pewnie w ogóle nie jest odporny na ból. Jeśli dalej będziesz go męczyć, kto wie, może wykończysz go zawałem.

Nezumi wzruszył ramionami. Oczy pozbawione wyrazu przenosiły wzrok między jęczącym mężczyzną, a Shionem. Bez słowa odsunął się na krok. Wtedy powoli zdjął swoje zakrwawione rękawiczki.

,,Odsunę się i zrobię ci miejsce. Rób co chcesz, dopóki nie będziesz usatysfakcjonowany''.

Shion przyklęknął na poplamionej krwią podłodze. Przemówił do mężczyzny.

 - Fura-san. Chcę, żebyś mnie posłuchał. Dziewczyna, zabrana przez Ministerstwo Bezpieczeństwa, jest moją ważną przyjaciółką. Zrobię wszystko, żeby ją uratować. A żeby móc działać, potrzebuję twoich informacji.

 - To boli.. to boli... tyle krwi...

 - Jeśli odpowiesz, opatrzę twoją ranę.

 - Proszę, zatrzymaj krwawienie - nalegał Fura. - Zatrzymaj ból. Szybko! - Mężczyzna wyciągnął dłoń. Otworzył ją, a po jego twarzy spływały łzy. Krwawiące rozcięcia były rozsiane w różnych miejscach, jednak nie były zbyt głębokie. Dopóki nie zostały zainfekowane, z całą pewnością nie zagrażały życiu.

 - Pies to trochę poliże i zagoi się w jedną noc - zarechotał Inukashi, ukazując zęby.

 - Rikiga-san, mógłbyś przynieść mi czystą wodę i alkohol? - zapytał Shion.

 - Nie mam nic do dezynfekcji oprócz mojej gorzały.

 - Wystarczy.

 - A co do wody... mogę wziąć po prostu ze strumienia?

 - Tak.

 - Dobrze, zaraz trochę przyniosę - Rikiga westchnął z ulgą i opuścił pokój. Jego kroki były lekkie, nie mógł się doczekać opuszczenia tego miejsca. Shion uspokoił się, po czym odwrócił z powrotem do wyczerpanego mężczyzny.

 - Opatrzę cię, więc odpowiedz mi. Nie mam czasu. Masz odpowiadać uczciwie.

 - Och... - zawył. - Dobrze... szybko, po prostu niech przestanie boleć... proszę, szybko...

 - Co za skrzydło wybudowano pod Zakładem Karnym?

 - Ja... Ja naprawdę nie wiem.

 - Więc nawet ktoś z taką rangą nie wie? Czy to oznacza, że to tajna informacja dla miasta? Jest tak zaklasyfikowana?

 - Taa... To jakiś projekt grupowy, prowadzony bezpośrednio przez burmistrza, a wszystko, co się tam dzieje... Nie mamy w to żadnego wglądu... Nie wolno nam mieć.

 - Nie wolno ci się w to mieszać. Ale wiesz, że jakiś projekt, czy coś, istnieje, prawda?

 - Miasto... Za... zainwestowało w to sporo pieniędzy - bełkotał mężczyzna. - Była o tym wzmianka przy rozpisce budżetu na zgromadzeniu... i...

 - Był jakiś problem na spotkaniu? - zapytał Shion. Jeśli był, to naturalnie ktoś ze zgromadzonych by o to zapytał, a burmistrz nie miałby innego wyboru, jak tylko odpowiedzieć. Z jakiego powodu tak niewiarygodny budżet w ogóle przeszedł? Na jaki projekt to szło? Gdyby był chociaż jeden członek, który wniósłby sprzeciw...

 - Oczywiście, że nie - twarz mężczyzny wykrzywiła się w kpinie. - Nie ma mowy, żeby ktoś mógł sprzeciwić się, czy zapytać o projekt, zaproponowany przez samego burmistrza. Budżet po prostu wydrukowano w dokumentacji - zanim tego nie dostaliśmy, nikt nie miał o tym pojęcia... a kiedy się dowiedzieliśmy, zdążyli już...

 - Wybudować nowe skrzydło pod Zakładem Karnym.

 - Tak.

 - Cokolwiek o członkach grupy odpowiedzialnej za projekt?

 - Nic nie wiem... Nie znam nazwisk.... nie wiem nawet ilu ich było. Nikt... nie powinien wiedzieć.

Inukashi zagwizdał.

 - Niesamowite. Nikt nic o tym nie wie, nie ma wytłumaczenia i tylko dlatego, że to projekt burmistrza, dostaje tyle funduszy, ile tylko potrzebuje. I nikt się nie sprzeciwia? Raaany, cholernie mu zazdroszczę. Chciałoby się tak mieć - Zgodnie ze swoimi słowami Inukashi przycisnął swoje nogi do klatki piersiowej i przeturlał się po łóżku.

Rikiga wszedł, niosąc wiadro wody. Strumień biegnący przez ruiny zawracał z powrotem do naturalnego źródła w lesie, napełniając się bezustannie czystą, zimną wodą. Z nadejściem wiosny, kępy małych, różowych kwiatów miały zacząć wyrastać po bokach rzeki - dziewczynka nazywana Karan, nosząca imię matki Shiona, mu o tym powiedziała.

Czysta woda odbijała się od ścian starego wiadra.

 - Mamy zamiar przemyć ranę. Włóż rękę do wody... Inukashi, masz jakiś czysty materiał?

 - Czysty? Z tym słowem za często się nie spotykam. Wiesz, to jest Zachodni Blok. Najczystszą rzeczą w tym miejscu jest pewnie psi język.

Rikiga cicho podał mu rolkę bandażu. Była dość stary i pożółkły, ale z całą pewnością nieużywany. Dość luksusowy przedmiot jak na Zachodni Blok.

 - Spodziewałem się, że coś takiego może się zdarzyć - powiedział Rikiga. - Więc się trochę przygotowałem. Co prawda jakichś niesamowitych środków do dezynfekcji nie mam. Weź to, jeśli się nada.

Mała butelka z alkoholem spadła na kolano Shiona. Był w niej bezbarwny płyn.

 - Gin, z mojego drogiego barku.

 - Dziękuję - Shion zamoczył dłoń mężczyzny w wodzie. Wstęgi krwi spłynęły i falowały w wodzie jak wodorosty.

 - Trochę zapiecze - Shion przycisnął do rany kawałek bandażu nasiąknięty ginem. Mężczyzna jęknął cicho z bólu, ale nie rzucał się. Shion owinął gazę wokół jego dłoni i związał ciasno.

 - Nie masz rozciętych żadnych nerwów ani mięśni. Jeśli będziesz zmieniać bandaże, nie powinno być problemu z raną.

 - Ciągle... boli... - zaprotestował mężczyzna.

 - Nie mamy tu środków przeciwbólowych. Musisz to znieść.

Wzrok mężczyzny po raz pierwszy dokładnie zmierzył Shiona.

 - ...Ile masz lat?

 - Szesnaście.

 - Co ci się stało z włosami?

 - Ach, to... - Shion dotknął dłonią włosów, teraz niemal całkowicie pozbawionych koloru. Był tak zajęty staraniem się przetrwać każdy dzień w Zachodnim Bloku, a ostatnie dni stracił jedynie na myśleniu o Safu. Od dawna już nie zastanawiał się nad ich kolorem. Zapomniał o tym. Jego włosy wciąż miały swój połysk, a Nezumi wspomniał, że niektórym mogłyby nawet wydać się piękne. Jednak białe włosy Shiona nadal tworzyły kontrast z jego młodym wiekiem, jako że zazwyczaj należały jedynie do starców.

 - Sporo przyczyn się za tym kryje. Ale ich nie farbowałem - wyjaśnił Shion.

 - Nie jesteś stąd, prawda?

 - Nie.

 - To skąd jesteś?

 - Zza muru.

 - Z miasta? Niemożliwe!

 - Jeszcze do niedawna mieszkałem w No.6.

 - Co tutaj robi mieszkaniec miasta?

 - Cóż... Za tym też kryje się sporo przyczyn.

Shion wyszedł zza muru na zewnątrz. W liczbach nie był to duży dystans. Jednak gdyby miał wyjaśnić dlaczego przekroczył granicę pomiędzy dwoma różnymi światami, wchodząc do miejsca, w którym się teraz znajdował, czuł, że żadna ilość słów nie byłaby w stanie tego opisać.

 - Co robiłeś w mieście?

 - Sprzątałem w parku. I studiowałem, cóż, w sumie głównie tym się zajmowałem.

 - Hej, hej - wtrącił się Inukashi. - Wystarczy tego. Co ty wyprawiasz, odpowiadając na jego pytania? To nie powinno iść odwrotnie?

 - A, racja.

 - Jak możesz być taki powolny? - powiedział z rozczarowaniem Inukashi. - Błagam, ogarnij się trochę. Człowieku, zaraz zacznę ci współczuć.

 - Dobrze, już dobrze. Wybacz.

 - Przepraszanie mnie ci nie pomoże. Rany, do przesłuchań to się nie nadajesz. To jakby próbować nauczyć mola pływać. Już moje psy lepiej by to od ciebie zrobiły.

Inukashi przeczesał palcami czarne włosy, drapiąc się niecierpliwie i westchnął z rozczarowaniem. Shion się zaczerwienił. Inukashi miał rację - w życiu nie nauczyłby się nikogo przesłuchiwać i nie widział siebie robiącego to poprawnie. Wciąż klęcząc, spojrzał na Nezumiego.

W ciemności, do której nie docierało światełko płomienia, Nezumi opierał się plecami o ścianę ze zwiniętymi rękami. Jego ekspresji nie dało się odgadnąć.

Shion wiedział, że nie było po prostu czasu na zastanawianie się czy powinien coś zrobić, czy nie. Przygryzł wargę.

 - Fura-san, więc w sumie mówisz, że nie wiesz nic o Zakładzie Karnym.

 - Tak.

 - A co o tym myślisz?

 - Eh?

 - Co osobiście myślisz o tym, co tam wybudowali?

 - Co ja osobiście...

 - Tak. Chcę wiedzieć, co z twojej osobistej perspektywy burmistrz mógł chcieć tam wybudować w sekrecie, tak, żeby nikt się o tym nie dowiedział i nie miał z tym nic do czynienia?

 - N-nie ma mowy, żebym wiedział. Nie mam żadnych informacji. Tak samo jak nie mam żadnych plików ani źródeł.

 - Po prostu spróbuj to przewidzieć. Wyobraź sobie nawet, co by to mogło być.

,,Wyobraź''. Mężczyzna powtórzył w myślach powoli to słowo. Pozwolił mu przewinąć się ostrożnie po jego języku, jakby smakował owoc, którego nigdy wcześniej nie próbował.

 - Wyobraź...

Smród alkoholu i krwi mieszał się w powietrzu. Wiatr wzmagał się co chwila, gwiżdżąc wysoko i wyjąc.
Pozbawione krwi usta mężczyzny poruszyły się.

 - Stawiam na to, że... Ministerstwo Zdrowia i Higieny mogło mieć z tym coś wspólnego.

 - Zdrowia i Higieny? Czemu nie Bezpieczeństwa?

Ministerstwo Zdrowia i Higieny zajmowało się higieną miasta i zdrowiem jego mieszkańców. Poza tym organizowało Dziecięce Egzaminy, by wybrać członków elity we wczesnym stadium rozwoju. DO tego przygotowywało coroczne badania, obowiązkowe dla każdego obywatela. Było to ważne ministerstwo, jednak z tego co wiedział Shion, nie było aż tak blisko rdzenia miasta jak Ministerstwo Bezpieczeństwa, czy Centralne Ministerstwo Administracji. Jako że jego byłe miejsce pracy, Biuro Administracji Parku, było jedną z dalekich gałęzi Ministerstwa Zdrowia i Higieny, wiedział co nieco o zajęciach owego ministerstwa z informacji, które usłyszał.

Zakład Karny i Ministerstwo Zdrowia i Higieny - dwie organizacje, które wydawały się nie mieć ze sobą absolutnie żadnego związku.

 - Fura-san, dlaczego tak myślisz?

 - Po prostu to sobie wyobraziłem. Sam mi kazałeś.

 - Tak.

 - To tylko moja wyobraźnia. Ale...

 - Ale?

 - W Miejskim Szpitalu... - mężczyzna przerwał i przełknął głośno ślinę. Nie trzymał Shiona w niepewności specjalnie - wahał się. Wahał się, czy powinien mówić o czymś takim.

Shion czekał. Czekał aż mężczyzna do niego przemówi, układając w słowa to, co miał na sercu. Nie mógł zrobić nic innego. Dlatego czekał. Taki miał sposób.

Mężczyzna uniósł swoją owiniętą bandażem dłoń i przykrył usta jej wierzchem. Jego usta obrzękły, zabarwiając się na czerwono-fioletowo.

 - Kilka miesięcy temu był transfer pracowników w Szpitalu Miejskim. Lekarze, wszyscy najwyżsi rangą w etyce pracy i umiejętnościach, kilku z nich, razem z paroma pielęgniarkami, zostali przeniesieni. Nie wiem dokąd.

 - Nie wiesz?

 - Nigdzie to nie zostało zapisane. Wszystkie dane obywateli są zbierane w Centralnym Ministerstwie Administracji. Każde ich działanie jest skrupulatnie zapisywane w bazie danych. Nic tak dużego jak transfer w miejscu pracy, a zwłaszcza lekarzy i pielęgniarek ze Szpitala Miejskiego, nie mógł zostać nieodnotowany.

 - Ale go brakowało.

 - Dokładnie. Nie było go tam. Pomyślałem, że to dziwne, ale to wszystko, co zrobiłem.

 - Szukałeś tego?

 - Nie zastanawiałem się nad tym. Nawet gdybym chciał, to by było niemożliwe. A gdybym spróbował i jakimś cudem skończył z tajnymi danymi, miałbym spore kłopoty.

,,Nie mogę uwierzyć, że zapytałeś mnie o coś tak głupiego'' - zdawał się mówić mężczyzna, odwracając się na bok.

Ministerstwo Zdrowia i Higieny; utalentowani i umiejętni lekarze i pielęgniarki; Zakład Karny - pewien pomysł przemknął Shionowi przez myśl.

 - Słyszałem, że zachodzą ostatnio w No.6 dziwne incydenty. Myślisz, że to może mieć coś wspólnego z Zakładem Karnym?

 - Co?

 - Ludzie zaczęli na coś chorować. Mam rację?

 - Odrobiłeś pracę domową - zauważył mężczyzna. - Skąd masz tę informację?

Rikiga zachwiał się i westchnął smrodem alkoholu.

 - Nie jesteś moim jedynym klientem z No.6 - odezwał się. - Chociaż jedynym tak ważnym. Płotki też dzielą się ze mną informacjami. Chociaż to bardziej bajki, które opowiadają dziewczynom przed snem, ale przynajmniej są rozmowni.

 - To nazywasz informacjami? To pewnie tylko plotki.

 - Plotki zazwyczaj są bliższe prawdzie, niż wielkie organizacje chciałyby to przyznać. A tak poza tym - Rikiga uniósł brew i wytrzeszczył oczy. - W dzisiejszych czasach władze robią się coraz surowsze. Już chyba gorzej być nie może. Nie licząc takich grubych ryb jak ty, robi się coraz trudniej i trudniej tym niższym rangą wyślizgnąć się tutaj. Słyszałem nawet, że niedługo mają tego całkiem zabronić. Puf, pół mojego biznesu magicznie zniknie.

 - I spójrz coś zrobił swojemu najlepszemu klientowi - dorzucił Inukashi. - Zapomnij o tym połowie,  całkiem zbankrutujesz, staruszku - zaśmiał się. Rikiga spojrzał na niego i cmokając z irytacją.

 - W każdym razie wszystko skończone. I dla mnie, i dla ciebie.
Inukashi odszczekał swój śmiech i zapadła cisza.

 - Jeśli ktoś zachoruje, naturalnie jest zabierany do Miejskiego Szpitala, prawda? - kontynuował Shion. - Ale co potem się z nimi dzieje?

 - Nie wiem.

 - To nie jest zwykła choroba, prawda?

 - Nie było publicznego oświadczenia od miasta. Poza tym nie ma mowy, żeby zwykła choroba rozprzestrzeniała się tak w No.6.

 - Prawda.

Shion spuścił wzrok i spojrzał na własne dłonie. Były porozcinane bliznami, skóra była szorstka, a całość zrobiła się raczej koścista. Straciły całą swoją miękkość i szczupłość z czasów, gdy przebywał jeszcze w mieście, ale wydawało mu się, że teraz były silniejsze. Stały się żywymi dłońmi, zdolnymi do łapania mocno tego, co chciały zatrzymać. Na tych dłoniach nalot rozszerzyłby się, palce straciłyby kształt i zestarzałyby się w mgnieniu oka. Wciąż pamiętał dokładnie jak zginął Yamase.

 - Pacjenci nie przetrwali... Myślę, że to nie była naturalna śmierć. Starzeli się nagle aż w końcu umarli... może dlatego...

Mężczyzna uniósł podbródek i wytrzeszczył podejrzliwie oczy.

 - O czym ty mówisz?

Shion spojrzał na niego, po czym przeniósł wzrok na Nezumiego. Ciemności rozszerzały się, stawały się większe, próbując zasłonić chłopca, stojącego bez ruchu jak kamienna statua.

Ten mężczyzna nie wiedział. On naprawdę nie wiedział absolutnie niczego o pasożytniczych pszczołach, dziwnych incydentach czy nagłych zgonach. Nawet ktoś taki jak on, na posadzie wysokiego urzędnika, nie wiedział kompletnie niczego.

 - Próbki - mruknął nagle mężczyzna.

 - Próbki?

 - Status Zbioru Próbek - pamiętam, że w danych Ministerstwa Zdrowia i Higieny była taka sekcja.

 - Próbek czego?

 - Nie wiem. Wiem, że było coś o statusie ich zbierania, potrzeba było specjalnego hasła, żeby się do tego dostać. Pamiętam jedynie, że to był projekt burmistrza.

 - Są połączone.

 - Tak właśnie pomyślałem.

Próbka. Cóż za zimne, pozbawione człowieczeństwa słowo. Shion poczuł dreszcz.

,,Safu''. – Wrócił do niej myślami, a dreszcz się nasilił.

 - Shion - zawołał Nezumi. W ciemnościach widać było ruch. - To by było na tyle. Nic więcej od tego gościa nie wyciągniemy. - Jego słowa także miały zimny, pozbawiony człowieczeństwa wydźwięk. Mężczyzna odczuł ich chłód i zesztywniał.

 - Masz zamiar mnie... z-zabić?

 - Oczywiście - but Nezumiego wszedł w kałużę krwi, zaczynającej już krzepnąć.

 - J-ja powiedziałem wam wszystko, co wiem. Mówiłem. Nie to mi obiecaliście.

 - Nic ci nie obiecywaliśmy. Obietnice czy umowy nie istnieją między ludźmi takimi jak ty i ja.

 - Przestań, proszę... Nie chcę umierać!

 - Nezumi, wystarczy - Shion stanął między nim a mężczyzną. - Nie ma potrzeby go tak straszyć. Dość już zrobiłeś. Musimy go stąd zabrać i zostawić gdzieś przy bramach. Rikiga-san...

 - Taa, wiem. Załapałem. Pójdę po samochód.

 - On jest naszym wrogiem - Obnażony nóż błyszczał w pobliżu dłoni Nezumiego. - Mamy pozwolić mu ot tak się nam wyślizgnąć przez palce?

 - To nie jest konieczne w tym miejscu. Nie musimy go zabijać.

,,Heh''. Pochylając górną połowę ciała ku ciemnościom, Nezumi zaśmiał się cicho.

 - A co według ciebie jest konieczne? Myślisz, że ten koleś wróci do No.6 i będzie siedział cicho?

 - Tak.

Shion uniósł podbródek i spojrzał wprost w mrok. Utkwił wzrok w kryjącej się za nim parze szarych oczu.

,,Zauważyłeś, Nezumi? Nieważne jak jest ciemno, nigdy nie zejdę ze ścieżki - moje oczy zawsze odnajdą twoje''. 

 - On nikomu nie powie. Gdyby to zrobił, ryzykowałby własne życie. Pomyśl tylko, wysoki urzędnik Centralnego Biura Administracji, wchodzący do zabronionego obszaru, takiego jak Zachodni Blok, bez żadnego powodu czy oficjalnego pozwolenia. Co by się stało, gdyby ludzie się o tym dowiedzieli? Jest bardziej niż świadomy ryzyka. Nie ma mowy, że nas wyda. Powinieneś już to wiedzieć.

 - Skąd, do cholery, miałbym to wiedzieć? - Nezumi bezgłośnie przeszedł naprzód. - Nie ma gwarancji, że ten koleś nie wspomni na przykład o... podejrzanej grupie z Zachodniego Bloku, węszącej wokół Zakładu Karnego.

 - Nic nie powie.

 - Shion - głos Nezumiego zniżył się lekko. - Zapytam cię jeszcze raz. Masz zamiar puścić go do domu żywego?

 - Tak.

Ramię zbliżyło się do niego. W mniej niż sekundę Shion był już uwięziony w uścisku Nezumiego. Ręce Nezumiego były chude i na pierwszy rzut oka nie wydawały się być silne, jednak wystarczyła tylko jedna, by całkowicie uniemożliwić ucieczkę Shionowi. Poczuł coś lodowatego na szyi - ostrze noża.

 - Miałem już dość tej twojej fałszywej dobrej woli i sprawiedliwości jak pół dupy zza krzaka - powiedział cicho Nezumi. - Rzygać mi się od tego chce. Chciałem ci to już dawno powiedzieć, Shion - nie przetrwasz jeśli nie zerwiesz tej swojej pseudo-sprawiedliwej, sztucznej maski. Mniej bym się przejmował, gdybyś sam poszedł na śmierć, ale nas w to nie mieszaj. Nie mamy czasu na zastanawianie się, czy coś było ,,konieczne'' żeby coś zrobić, czy nie. Wrogowie to wrogowie. Zabijemy, albo zostaniemy zabici. To tyle.

Ostrze przejechało po jego szyi. Shion poczuł lekki, ostry ból. Jego oczy były przykute do Nezumiego. Przez krótki moment przez Nezumiego przeszedł słodki dreszczyk przez środek jego ciała. Wziąć go w ramiona i poderżnąć mu gardło...

Uścisk śmierci.

To był niewątpliwie wyczyn demona.

Nezumi odsunął się. Gdy Shion przytknął dłoń do szyi, poczuł jak pulsuje w niej ciepło. Jego dłoń wysmarowała się krwią. Nie spuszczając wzroku z Nezumiego, Shion złożył palce.

 - Rikiga-san, samochód.

 - Eh?

 - Gdybyś był tak miły, zabierz go proszę samochodem do domu.

 - Ach... Racja, tak.

Shion odwrócił się do mężczyzny i uśmiechnął się.

 - Przepraszam, że zrobiliśmy ci takie okropne rzeczy. Ale nie mieliśmy innego wyjścia.

 - Shion... - Mężczyzna zamrugał kilkukrotnie, przyglądając się twarzy Shiona. - Pamiętam, że był przestępca pierwszego stopnia o tym imieniu. Wyrzucono go z elity i stał się szaleńcem. Otruł swojego współpracownika i zbiegł do Zachodniego Bloku... czy to ty?

 - Trochę to rozdmuchali i pokręcili, nie uważasz? - Shion mógł jedynie uśmiechnąć się cierpko. W jego myślach pojawiła się twarz Karan. Pomyślał o wszystkich trudnościach, jakie musiała przejść, żyjąc w społeczeństwie pełnym plotek o jej synu – mordercy. W sercu poczuł ból. Ale nieważne, jak bardzo by ją to krzywdziło, nie mógł nic zrobić. Nie mógł zrobić nic innego, niż powiedzenie: ,,Przepraszam, mamo''. Jednak Nezumi dostarczył jego błaganie o wybaczenie do jego matki. Przekazał to w jedynej linijce swojego liściku. Te naskrobane słowa pozwoliły jej uratować się od rozpaczy. A wszystko to dzięki Nezumiemu. Teraz wiedział, że Karan nie była wystawiona na żadne niebezpieczeństwo. A więc mógł znieść ból w swoim sercu i zapomnieć o matce. Nie myśleć o niej. Myśleć jedynie o Safu. Zamiast zamykać swoje serce mocniej i ciaśniej, musiał ostrożnie wybrać miejsce, w którym mógłby je zostawić i obnażyć swoje myśli. Potrzebował do tego siły, inaczej by nie przetrwał. Shion zbierał tę siłę na długo zanim zorientował się, że w ogóle ją ma.

Mężczyzna powoli pokręcił głową.

 - Nie wierzę w to - Wskazał podbródkiem na Shiona. - Twoja twarz jest kompletnie inna od tego przestępcy pierwszego stopnia z telewizji. Jakbyście byli zupełnie różnymi ludźmi.

 - Cóż, zmienił mi się kolor włosów. I chyba straciłem trochę na wadze.

 - Nie, nie to mam na myśli... ach, cóż, chyba można powiedzieć, że kształt twarzy i wielkości jej poszczególnych części były takie same, ale... była inna. Twoja postawa jest zupełnie inna. On miał naprawdę obłąkane oczy. Wydawał się być agresywny - nawet mój współpracownik stwierdził, że byłby w stanie kogoś zabić. I miał rację. Jego oczy nie były tak... miłe jak twoje. Jesteście zupełnie inni. Kompletnie różni.

 - Naprawdę łatwo jest zmodyfikować czyjąś twarz - odezwał się Rikiga, nie zważając na swoje usta pełne resztek ginu. - I to nie tylko twarz. Jeśli władze sobie tego życzą, mogą dowolnie przekręcać czy zmieniać informacje. Raczej nie powinieneś być tym zaskoczony, Fura-san. To część twojej pracy, manipulowanie informacjami na rozkaz władz, prawda?

 - To raczej niegrzeczne z twojej strony, Rikiga.

 - Ale to prawda - Rikiga pozwolił opaść ostatniej kropelce na swój język i westchnął sicho. - A to tylko sprawia, że trudniej to wszystko znieść. Jest w ogóle w No.6 coś takiego jak prawda?

 - Nigdy nie brałem udziału w tak niskich zajęciach jak manipulacja informacjami. Ja jedynie nimi zarządzałem i wypuszczałem.

 - I nigdy nie wątpiłeś skąd pochodzą?

 - Co?

 - Wszystko, co robiłeś, to otrzymywanie informacji od miasta i przekazywanie ich do mediów. Nigdy nie wątpiłeś w ich prawdziwość, prawda?

 - Oczywiście, że nie. Jak mógłbym w ogóle wątpić...

Gruba dłoń Rikigi spoczęła na ramieniu Shiona.

 - Ten dzieciak, stojący tuż przed tobą, jest kryminalistą o obłąkanych oczach. Oto przepaść między fałszywymi informacjami, a prawdą.

Mężczyzna otworzył trzęsące się usta, by coś powiedzieć i wydał gardłowy odgłos. Mimo że w pokoju nie było ogrzewania, na jego czole zaczęły pojawiać się krople potu. Po niemal minucie ciszy, usta mężczyzny w końcu przestały się trząść, a on mógł wymówić imię Shiona.

 - Shion.

 - Tak?

 - Mówiłeś, że chcesz informacji o Zakładzie Karnym.

 - Tak.

 - I że to dlatego, że chcesz pomóc przyjaciółce.

 - Tak. Ministerstwo Bezpieczeństwa nagle ją aresztowało i wysłało do Zakładu Karnego.

 - Jej imię?

 - Safu. Miała być na wymianie za granicą jako kandydatka do elity.

 - Znasz jej numer obywatelstwa?

 - Numer obywatelstwa...

Jedli razem zanim Safu poleciała na wymianę. W drodze na stację zatrzymał ich policjant z Ministerstwa Bezpieczeństwa i poprosił o pokazanie ich kart identyfikacyjnych. Chodziło o numer, który wyrecytowała Safu. Zamknął oczy i posortował wspomnienia. Mimo że nie miał komputera, był w stanie zapamiętać  i zbierać informacje, by ułożyć je i przyswoić. Tę umiejętność szlifowano w nim od dziecka. Nie było dla niego żadną trudnością, przypomnieć sobie ciąg liter i cyfr, nawet jeśli usłyszał go tylko raz.

 - To SSC-000124GJ.

 - SSC-000124GJ - powtórzył dwukrotnie mężczyzna. - Nie wiem nic o incydencie, w którym obywatel miasta o takim numerze został zabrany przez Ministerstwo Bezpieczeństwa.

 - To zdarzyło się w sekrecie. Po prostu o tym nie wiesz.

 - A ty planujesz ją uratować?

 - Tak.

 - Masz zamiar pomóc przestępcy uciec z Zakładu Karnego - powiedział mężczyzna z niedowierzaniem. - Nie jesteś chyba poważny?

 - Safu nie jest przestępcą. Nie popełniła żadnego przestępstwa. Jeśli ktokolwiek to zrobił, to ci, którzy ją uwięzili.

Inukashi ziewnął głośno.

 - Hej, wiecie, jest super i w ogóle, ale nikomu nie będzie przeszkadzać, jak pójdę już spać? Muszę wstać wcześnie rano i zająć się psami.

 - Masz rację - zgodził się Rikiga. - Jeśli za długo go potrzymamy, nawet karta pana ,,Grubej Ryby'' nie wystarczy, żeby dostać się do miasta. Powinniśmy już iść, Fura-sama.

Mężczyzna zignorował Rikigę i pozostał sztywny, bez ruchu. Kropla potu spłynęła po jego twarzy, połączyła się z krwią i spadła z końcówki podbródka. Gdy tylko kropelka opadła na jego dłoń, mężczyzna wyszeptał cicho:

 - Mam najnowszą.

 - Eh?

 - Mam najnowszą. Ale część z nowym skrzydłem dalej jest biała.

Shion wytrzeszczył oczy z niedowierzaniem i ukląkł na oba kolana przed mężczyzną. Jego głos był ochrypły z ekscytacji.

 - Powiesz nam co jest w Zakładzie Karnym?

Mężczyzna pozostał cicho. Wytarł spływający pot i kiwnął głową. Inukashi podszedł szybko. Wyciągnął białego myszo-robota i nacisnął mocno jego małą główkę. Robot otworzył swoje plecy, a czerwone światło wypłynęło na zewnątrz. Pokazało obraz. Jabłko Adama mężczyzny ruszyło się, gdy przełykał ślinę.

 - Hologram, hę?

 - Tak to nazywają. Też zbyt wiele nie wiem. Czerwone kółka to urządzenia ochrony z tego co wiem. I jak to wygląda? Są jakieś błędy, staruszku?

Inukashi wpatrywał się w twarz mężczyzny, kręcąc końcówką nosa. Ten zaś nie przestawał przyglądać się planowi pięter Zakładu Karnego, jakby się do niego przykleił.

 - Elektroniczne pióro? - Nezumi zaoferował mu srebrne pisadło.

 - Nie. Użyję własnego. - Mężczyzna wyciągnął pióro z wewnętrznej kieszeni swojego płaszcza i włożył jego końcówkę w światło. Bandaż na jego dłoni zaczynała już przeciekać, ale jego mina pozostawał skupiona. Palce się trzęsły, ale mimo to pióro poruszało się zgrabnie w powietrzu, dorysowując niezliczone, skomplikowane linie na diagramie.

 - Łaaa... Zajebiste - powiedział Inukashi ze zdumieniem. Rikiga spoglądał na mężczyznę żałosnym wzrokiem.

Pióro wyślizgnęło się z jego dłoni i spadło na podłogę.

 - To... wszystko, co o tym wiem.

Ilość urządzeń ochrony trzykrotnie przekroczyła liczbę, którą Inukashi oryginalnie umieścił na diagramie. Ilość cel natomiast zmalała o jedną trzecią. Automatyczne bariery były umieszczone w korytarzach na interwałach, by uniemożliwić więźniom ucieczkę, a intruzom wtargnięcie. Raz aktywowane spadały na dół, zamykając każdego uciekiniera czy intruza. A raczej pozbywały się ich.

Shion przełknął ślinę. Sądząc po rozłożeniu sieci elektrycznej, wyglądało na to, że bariery były stworzone do uwalniania prądu o wysokim napięciu. Gdy ściany już opadły, blokując intruzowi drogę ucieczki, komnata natychmiast stawała się krzesłem elektrycznym. Korytarze były zaś miejscem egzekucji.

 - Jak jakaś cytadela - wydyszał Shion.

 - To miejsce holocaustu. - Nezumi podniósł pióro i włożył z powrotem do kieszeni mężczyzny. - Ewentualnie kiedyś zrobią z tego zabytek ludobójstwa.

 - Ludobójstwo... - powtórzył Shion. - Ilu ludzi tam zabito?

Nezumi powoli pokręcił głową.

 - Shion, nie ,,zabito''. To jeszcze się nie skończyło. Ludzie giną tam nawet w tej chwili. Jest mniej cel, ale nie dlatego, że jest mniej więźniów. Po prostu mniej z nich trafia do cel. Rozumiesz, co mówię?

 - Tak.

Pozbywali się więźniów jeszcze zanim trafili do cel. Sprzątali ich po prostu jak śmieci.

Rikiga jęknął krótko i zasłonił usta dłonią. Pot błyszczał na jego bladej twarzy.

 - Przestań - powiedział. - Rzygać mi się od tego chce.

 - Chyba sobie ze mnie jaja robisz - odezwał się natychmiast Inukashi. - Nawet nie myśl o brudzeniu w moim pokoju - Rozłożył swoje chude ramiona na boki.

 - Mam pytanie - Nezumi, nadal na jednym kolanie, wskazał hologram. - Czemu wiesz aż tyle? Jak możesz zapamiętać aż tyle detali Zakładu Karnego?

 - Ostatnio to widziałem - była taka sekcja w tajnych dokumentach Zakładu Karnego. Przejrzałem ogólny plan.

 - Co to konkretnie były za ściśle tajne pliki?

 - Cóż...

 - To nie może być projekt burmistrza. Skoro to ściśle tajna informacja, do której jednak nadal mają dostęp urzędnicy o twojej randze... to co to było?

Mężczyzna zazgrzytał zębami. Rozcięcie w ustach zdawało się nie dawać mu spokoju i jęknął.

 - Czy to o polowaniu?

Gdy tylko Nezumi wymówił to słowo, Inukashi i Rikiga spojrzeli po sobie. Shion czuł się niezręcznie. Nikt nie miał najmniejszego zamiaru wyjaśnić mu czym dokładnie to ,,polowanie na ludzi'' miało polegać. Mężczyzna pozostał cicho na swoim miejscu, wpatrując się w przestrzeń.

 - Czy ma niedługo być jakieś polowanie?

 - Nazywają to Sprzątaniem.

 - Sprzątanie? Ach racja. Tak właśnie nazywacie polowanie na ludzi. Sprzątanie śmieci, tak? Więc kiedy to?

 - Nie wiem. Nie ma jeszcze ustalonej daty. Ale pewnie będzie przed Świętym Dniem.

Święty Dzień. Coś, z czym Shion miał już do czynienia. Tego dnia całe No.6 pełne było festiwali, celebrujących narodziny miasta. Odpalano fajerwerki, a flaga miasta - złoty okrąg, symbolizujący Kroplę Księżyca, umieszczony na białym tle, wisiała wszędzie. Mieszkańcy świętowali, że mieli przywilej życia w Świętym Mieście i otaczali ,,swoje przepotężne No.6'' chwałą. Rok temu Shion znalazł się pośrodku tej wrzawy. Nadal dobrze to pamiętał. Wracał właśnie do swojego domu w Utraconym Mieście, gdy zatrzymał go lekko podstarzały pan. Zganił go i zapytał, dlaczego nie macha flagą, ani nie obchodzi Świętego Dnia. Do tego nie tylko on to zrobił. W czasie zaledwie godzinnego spaceru ze Stacji Centralnej do domu, spotkał się z takimi samymi oburzonymi, retorycznymi pytaniami ze strony kilkorga innych ludzi - między innymi młodej kobiety, starszej osoby i gospodyni w średnim wieku. Właśnie gospodyni, która spotkała go jako ostatnia, wcisnęła mu nawet flagę w dłoń, mówiąc: ,,Wypełnij swój obowiązek wobec miasta. Dalej, machaj flagą''. Shion pamiętał swój dyskomfort, niezadowolenie i niepokój związany z masą flag i głosem tłumu, wołającym: ,,Nasze przepotężne Miasto". Takim właśnie dniem był Święty Dzień.

Na twarzy Nezumiego pojawił się krzywy uśmiech.

 - Czyli mają zamiar posprzątać w ogródku burmistrza przed wielkim dniem.

 - Populacja Zachodniego Bloku jest za duża. W dzisiejszych czasach bezdomni dość szybko się rozmnażają. Zwiększa się liczba brutalnych zbrodni, takich jak tamto włamanie do Biura Kontroli Dostępu. Już najwyższy czas na... Na Sprzątanie.

 - A niby jak wiele innych miejsc, w których ludzie mogą żyć w miarę bezpiecznie jeszcze zostało na tej planecie? Jeśli ludzie znajdą takie, które będzie wydawać im się bardziej przystosowane do życia, spróbują się tam przenieść. Czy to przestępstwo?

 - Pozwalamy ludności mieszkać tutaj, do pewnego stopnia.

 - Do pewnego stopnia? Hah - zaśmiał się krótko Nezumi. - Czyli dopóki nie zaczną być problemem dla No.6.

 - Tak. Jeśli gniew będzie narastać, a głodująca ludność Zachodniego Bloku zdecyduje się wszcząć zamieszki, to będzie dla nas tylko jeszcze większy problem. Wiesz, pomagamy tylko w ten sposób  zapobiec przeludnieniu. To powinny być dla was dobre wieści.

 - Och, jakże to taktowne z waszej strony - Nezumi wzruszył ramionami. Shion złapał mocno jego ramię.

 - Nezumi, nie mów mi, że polowanie to...

 - Że polowanie to co?

 - Nie ma mowy... To nie może... - Shion zamilkł, po czym zaczął ponownie. - Powiedz mi. Co się stanie przed Świętym Dniem?

 - Myśl za siebie! - Dłoń Shiona została zrzucona. Głos Nezumiego był jak przyłożenie pięścią w twarz.

 - Nie jestem twoją opiekunką. Jeśli myślisz, że wszyscy będą ci po prostu podawać na tacy odpowiedzi, to się mylisz. Używaj własnej głowy. Wyobraź to sobie - Nezumi nabrał powietrza i zmienił ton na łagodniejszy.

 - Chociaż wydaje mi się, że twoja wątła wyobraźnia nijak ma się do rzeczywistości - Otrzepał ręce i wstał.

 - Wracam do domu - mruknął mężczyzna i podniósł się niestabilnie na nogi. - Wracam do domu. Puśćcie mnie.

 - Fura-san, dziękujemy za wszystko - słowa wdzięczności uciekły z ust Shiona zanim ten zdążył się zorientować. Jego myśli były pomieszane, a serce nadal roztrzęsione po wysłuchaniu konwersacji między Nezumim a mężczyzną. Jednak mimo to był wdzięczny za słowa Fury. Człowiek, który całe życie przeżył pośród elity popełnił tak zdradziecki akt wobec miasta. Shion rozumiał rodzaj napięcia, który Fura musiał przez to odczuwać.

 - Wiem, że to dziwne, że za wszystko dziękuję, ale jestem naprawdę wdzięczny. Naprawdę, bardzo ci dziękuję.

Mężczyzna zatrzymał się przed drzwiami i odwrócił się.

 - A ty?

 - Eh?

 - A ty nie wracasz?

Niezdolny do odpowiedzi na nagłe pytanie, Shion skupił oczy na zamkniętych ustach mężczyzny.

 - Znaczy do No.6?

 - Tak. W ogóle nie masz zamiaru wracać do miasta?

 - Nie.

 - Więc zostajesz tutaj.

 - Tak.

 - Dlaczego? Nie tęsknisz za Świętym Miastem? Nie chcesz wracać?

 - Tęsknię za niektórymi ludźmi. Są tacy, których chciałbym jeszcze spotkać. Ale nie mam zamiaru wracać do domu.

 - Dlaczego?

 - Bo to nie jest miejsce, do którego powinienem wracać. I chyba dlatego, że to sobie uświadomiłem.

Mężczyzna położył dłoń na klamce i otworzył drzwi.

 - Jesteś... głupcem.

 - Jestem? Nie wydaje mi się.

 - Jesteś głupcem.

Mężczyzna opuścił pokój, a Rikiga podążył za nim. Drzwi zamknęły się, a płomień świeczki podskoczył od powiewu. Trójka pozostała w pokoju przyglądała się diagramowi, który pozostawił po sobie urzędnik.

 - Właśnie mi się coś przypomniało - Inukashi usiadł na łóżku. - Stara baśń, którą opowiadała mi kiedyś moja mama. Była o północnym wietrze i słońcu. Znacie ją?

 - Tak - odpowiedział Shion. - Nezumi miał taką książkę. Nawet była z obrazkami. To ta, w której wiatr i słońce rywalizują, które z nich zmusi podróżnika do zdjęcia płaszcza, tak?

 - Tak, właśnie tak. Nieważne jak mocno wiał wiatr, podróżnik tylko łapał mocniej swój płaszcz, żeby wiatr mu go nie zerwał. Jednak kiedy słońce nad nim zaświeciło, zdjął go, bo było mu za gorąco.

 - Inukashi, do czego zmierzasz? - Nezumi zmarszczył brwi z niezadowoleniem.

 - Po prostu myślę o waszej dwójce. Szkoda, Nezumi. Shion znacznie łatwiej ściągnął mu płaszcz.

 - Ech, mów sobie, co chcesz - powiedział lekceważąco Nezumi. - ...Shion.

 - Hm?

 - Myślisz, że możemy ufać tej mapie?

 - Tak.

 - Jesteś naiwny.

 - Myślisz, że wysiliłby się na tyle, żeby dać nam fałszywe informacje?

 - A co jeśli tak? Może myślisz, że pozbawiłeś go płaszcza, ale pod spodem miał zbroję.

 - Nie miał powodu, żeby kłamać. Wiedział, że puścilibyśmy go do domu, nawet gdyby niczego nie powiedział. Ale narobił sobie tego całego kłopotu, żeby przekazać nam tajne informacje.

 - Może zastawił na nas pułapkę.

 - Tak myślisz? Ty naprawdę tak myślisz?

 - Mówię tylko, że jest możliwość i jest ryzyko. Ale ta wiedza raczej nic nam nie da. To, co nam zostawił, to najlepsze informacje, jakie mamy. Nie ma żadnej metody ani czasu, żeby sprawdzić, czy to prawda.

 - Czyli mówisz, że nie mamy innego wyboru, jak tylko w to uwierzyć.

 - Niestety.

Inukashi rzucił się na łóżko i zaśmiał szczekliwie.

- Spójrz na niego, próbuje zgrywać fajowego. Wiesz, Shion, Profesor Nezumi jest chyba pod wrażeniem, że koleś wydał tajne informacje tak łatwo. Pewnie nawet sobie nie wyobrażał, że pójdzie to tak łatwo. Widzi cię w nowym świetle, po prostu tego nie okazuje. Uparty chłopiec - Westchnął Inukashi z fałszywym rozdrażnieniem. - Jeśli jest pod wrażeniem, powinien to po prostu powiedzieć.

 - Inukashi! - krzyknął ze wściekłością Nezumi.

 - Na mnie się nie wkurzaj. Taka jest prawda - Twarz Inukashi zrobiła się poważna, gdy spoglądał na Shiona i Nezumiego, leżąc na brzuchu. - Ale co teraz masz zamiar zrobić, Nezumi? Naprawdę chcesz wykorzystać polowanie, żeby dostać się do Zakładu Karnego?

 - Taa. I na nasze szczęście wygląda na to, że jedno ma się niedługo odbyć.

 - Szczęście, co? - powtórzył Inukashi. - Tak tylko ci mówię, mnie w to nie mieszaj. Nie chcę niczego ryzykownego i nie mam najmniejszego zamiaru w to wchodzić.

 - Twoja szansa na zabłyśnięcie jest tuż za progiem - powiedział Nezumi. - Mam dla ciebie robotę poza Zakładem. Tak jak powiedział alkoholik, siedzimy w tym razem aż do końca. Nie ma mowy, żebyś zabrał swoje dwie sztuki złota i nawiał. Wiesz to, prawda, Inukashi? Lepiej niż ktokolwiek inny.
Inukashi wydął wargę i spochmurniał. Nezumi wyciągnął dłoń ponad hologram i odezwał się do Shiona.

 - Shion.

 - Hm?

 - Zapamiętaj cały plan. Nie będziemy mogli zabrać żadnych mikro-robotów do Zakładu Karnego. Każda maszyna, nie wyposażona w rozpoznawalny chip, będzie zniszczona, nieważne jak mała. Jeden fałszywy krok, a osoba, która będzie ją trzymać, zostanie wysadzona wraz. My zaś nie będziemy mieć czasu na wyciąganie mapy za każdym razem, kiedy się zgubimy.

 - Chcesz bym zapamiętał wszystko, co tu jest?

 - Wszystko. Masz to idealnie wykłuć w pamięci. Chcę lokalizacji każdego sensora, całego systemu ochrony i lokalizacji każdego śmiecia, jaki jest na mapie, bez żadnych błędów. Nawet mała nieścisłość może kosztować nas życie.

 - Dobrze.

Nezumi rzucił Shionowi małego robota.

 - Nie mamy dużo czasu. Zapamiętaj wszystko idealnie - to twoje zadanie.

 - Trudniejsze od tych, które do tej pory sostałem.

 - Jak pewnie się czujesz?

 - Dosyć.

,,Heh''. Nezumi zamrugał i wypuścił powietrze. Nie spodziewał się tak definitywnej odpowiedzi Shiona.

 - Chyba powinienem był się domyślić, że do pracy umysłowej będziesz najlepszy, co?

 - Pytanie nie brzmi czy jestem w tym dobry czy nie. Nie liczy się, czy umiem to zrobić, czy nie - ja po prostu muszę.

Od tego zależało życie Safu, Nezumiego, jego własne, Inukashi i Rikigi.

Owinął dłoń wokół białego mikro-robota. Nawet ściskana dość mocno, by zostać zgnieciona, maszyna stworzona ludzką ręką nigdy nie piszczała ostrzegawczo jak Hamlet czy Cravat, ani nie miała ich ciepła czy miękkości. Była sztywna i zimna. Usta Nezumiego złożyły się w uśmiech. Zaśmiał się łagodnie.

 - Wygląda na to, że nauczyłeś się trochę dopasowywać do sytuacji.

 - Ty mnie nauczyłeś.

Nezumi złożył usta.

 - ...Zostań blisko mnie - mruknął.

 - Eh?

 - Polowanie nadchodzi. Zostań blisko mnie i nie wałęsaj się sam. Gdziekolwiek nie pójdziesz, nie spuszczaj ze mnie wzroku. Jeśli zgubimy jeden drugiego w środku polowania, prawdopodobnie już nigdy się nie zobaczymy. Twoje szanse na przeżycie spadną drastycznie, lekko mówiąc.

 - Załapałem - powiedział ociężale Shion.

 - Wydaje mi się, że i bez tego szanse masz niewielkie - Całe ciało Inukashi trzęsło się, gdy się śmiał. Zniszczone boki łóżka skrzypiały, wytwarzając irytujący hałas. - Kiedy ludzie zostają złapani w trakcie polowania, zostają wrzuceni prosto do Zakładu Karnego, gdzie większość z nich umiera albo robi się obłąkana. To by był cud, gdybyście dali radę to przeżyć i się wydostać. Zdarzenie równie cudowne, co rozdwajające się słońce.

 - Możesz czynić cuda łatwiej niż myślisz, Inukashi. Mama ci tego nie powiedziała? - Nezumi owinął płaszcz z superfibry wokół ramion, zmierzając do drzwi. Inukashi zawołał do niego:

 - Nezumi, jest coś jeszcze.

 - Jeszcze? Co jeszcze?

 - Mama nie mówiła nic o cudach, ale powiedziała coś po tej historii o wietrze i słońcu. ,,Żaden wiatr, ani żadne słońce nie może z nas zdjąć skór. Może i nie masz grubego futra, ale nie poddawaj się wiatru ani słońcu". A potem mnie wylizała.

 - Kochaną miałeś mamę.

 - Była najlepsza - Inukashi zeskoczył z łóżka i podszedł do Nezumiego. - Wychowała mnie moja mama. Nadal pamiętam jakie miękkie było jej futro, jej zapach i to, co mi mówiła. Pamiętam to i dlatego...

 - Co?

 - Dlatego mam zamiar przetrwać. Mam zamiar żyć tu z moimi psami. Nawet jeśli wy zginiecie, ja nigdy nie wrócę do Zakładu Karnego i nadal będę żyć. Mam zamiar przeżyć i opowiedzieć reszcie psów o mojej mamie.

 - Fajowa przysięga. Twoja martwa matka pewnie skacze z radości – Dłoń Nezumiego wysunęła się, by pogłaskać opalony policzek Inukashi.

 - Dobranoc, mój chłopcze. Niech Bóg obdarzy cię słodkimi snami i da ci siłę na jutro - powiedział łagodnie żeńskim głosem. Zanim Inukashi zdążył otworzyć usta, Nezumi zniknął za drzwiami. Inukashi przemówił do ciemności.

 - Tylko na mnie patrz, przeżyję to wszystko bez ciebie.

 - Wszyscy to przeżyjemy - powiedział cicho Shion. Śmierci nie było w ich planie. Mieli grać, myśleć i walczyć o życie. By przetrwać razem.

 - Ach, zapomniałbym - zwiewny głos Nezumiego odbił się z ciemności. - Inukashi, gdybyś chciał pocałunku na dobranoc, sugeruję poprosić o niego Shiona. Bez wątpienia podarowałby ci zręcznego i namiętnego całusa.

 - Nezumi! - odezwał się z oburzeniem Shion.

Śmiech Nezumiego zniknął w oddali. Stał się jednym z dźwiękiem wiatru i pozwolił się wessać ciemności.



==Koniec rozdziału 4==

sobota, 7 kwietnia 2012

Tom IV: Rozdział 1


((Ufam, że opóźnienie nie ochłodziło waszego entuzjazmu aż tak bardzo, albowiem lecimy z czwartym tomem~~ i przy okazji, wesołego jaaajkaaa~~))


***
Wracamy żywi. Nie zapominaj o tym...
***

Rozdział 1
Kurtyna w górę

Jęcz, jęcz, jęcz, świecie! — O, wy wszyscy z głazu!
Gdybym miał wasze oczy, wasze usta,
Poruszyłabym niebiosa mym jękiem. Już po niej!
Król Lir, Akt V Scena III

Za bramą rozciągał się świat ciemności.
Było zimno. Człowiek zadrżał, unosząc kołnierz swojego płaszcza. Utkano go z najlepszego kaszmiru, toteż był lekki i ciepły. Miał nawet wszyty miernik temperatury, aby dopasować temperaturę przy skórze. Sam zaś miernik był mniejszy niż stempel pocztowy.
Czuł szczypiący chłód na ledwie zakrytej twarzy, jednak reszta jego ciała była szczelnie owinięta ciepłem płaszcza. Dlatego gdy zadrżał, nie miało to nic wspólnego z zimnem.
To przez ciemność. Było zbyt ciemno.
No.6, w którym mieszkał mężczyzna, było miastem światła. Błyszczało i promieniało zarówno w dzień jak i w nocy. Światło nie było jedyną rzeczą, do której miał wolny dostęp – dzięki postępom naukowym w biotechnologii jedzenia nigdy nie brakowało, niezależnie od pory roku czy warunków pogodowych, a on mógł sobie zapewnić dowolne przysmaki. Dopóki mieszkali w mieście, ludzie mieli zapewnione spokojne, bezpieczne i czyste życie. Z dala od nich istniało jeszcze pięć innych państw-miast, jednak nigdzie nie było tak perfekcyjnego środowiska jak u nich. Właśnie dlatego No.6 nazywano Świętym Miastem.
Człowiek ten miał ważne stanowisko w jednym z organów rządowych Świętego Miasta. Zajmował trzecią najważniejszą posadę w Centralnym Ministerstwie Administracji. Był elitą pośród elit. Jego syn, kończący w tym roku trzy lata, uzyskał najwyższy wynik w teście na inteligencję podczas Dziecięcego Egzaminu. Mężczyzna otrzymywał wskazówki, co do jego wychowania od specjalistów z Programu dla Uzdolnionych. Jeśli nie byłoby żadnych problemów, a takowe naturalnie nie miały prawa się wydarzyć, w końcu w No.6 nie działo się nigdy nic nieprzewidzianego, jego syn miałby już ustawioną przyszłość i spokojne życie pośród elity. To mu było obiecane.
Człowiek nie mógł przestać się trząść. Jakże było ciemno. Jakże złowieszczo. Nie miał pojęcia, że noc może ciągnąć za sobą taki mrok. Nie miał, dopóki nie stanął w Zachodnim Bloku.
„Co on, do cholery, robi?”
Nie było jeszcze mężczyzny, który miał go stamtąd zabrać. Zazwyczaj czekał na niego w ciemnościach, ale dziś się spóźniał.
„Coś się stało?”
„Może ma jakiś problem?”
„Jeśli tak… Nie byłoby zbyt dobrze”.
Człowiek westchnął w ciemnościach.
Zostawanie tam zbyt długo nie było dobrym pomysłem. Musiał przejść przez bramę i wrócić do Świętego Miasta. Musiał.
Rozum rozkazywał mu powrót, odwrócenie się na pięcie oraz wrócenie do komfortu i światła. Jednak on nie mógł się poruszyć.
„Jeszcze tylko chwilę. Poczekam jeszcze tylko pięć minut”.
Palące uzależnienie. Jego uzależnienie od kilku godzin przyjemności i dekadencji, którymi miał zamiar się wkrótce cieszyć. To uzależnienie od kilku godzin spędzanych na zabawianiu się z kobietami z Zachodniego Bloku obciążało jego stopy, uniemożliwiając powrót do domu. Ta kusząca perspektywa stracenia kilku godzin życia na piciu w towarzystwie kobiet o różnych kolorach oczu i włosów. Miał tak już niemal od roku. Nie potrafił się od tego uwolnić.
System zarządzania miasta robił się coraz surowszy. Zwykli obywatele byli naturalnie ograniczeni, jednak zaczęło się to udzielać nawet w całkowicie wolnych dotąd wyższych sferach, które niezbyt cieszyły się ze swoich limitów. Podróż między miastem a Zachodnim Blokiem była jedną z rzeczy, którą mu ograniczono.
Wszystkie podróże między innymi blokami były zabronione jeśli nie posiadało się dobrego powodu albo nie złożyło się wcześniej aplikacji.
Pamiętał, że rozczarował się lekko, gdy zauważył, że miasto rzeczywiście zwraca na to uwagę. Centralne Ministerstwo Administracji było departamentem, przez który przepływały wszystkie informacje. Zbierały się tam wszystkie dane osobiste obywateli. Nazwisko każdego z nich, płeć, data urodzenia, strukturę rodzinną, historię chorób, Curriculum Vita – wszystko to można było znaleźć w tamtym miejscu. Wszystkie codzienne zajęcia każdego z nich były skrupulatnie rejestrowane przez Centralne Ministerstwo Administracji dzięki licznym kamerom i sensorom w całym mieście, a także chipom wbudowanym w ich Karty Identyfikacyjne. Ten system był już całkowicie stabilny.
Przez sposób przepływania danych, nieważne, czy był zły czy dobry, człowiek ten był blisko serca systemu. Używał swojej pozycji do zmiany i nadpisywania własnych danych już wiele razy. Zmienił swoje pliki w taki sposób, że nikt nie mógł dowieść, że był kiedyś w Zachodnim Bloku. Zniszczył wszystkie nagrania.
Wiedział dobrze, że popełnił przestępstwo. Denerwował się na myśl co mogło się zdarzyć, gdyby wszystko wyszło na jaw, jednocześnie będąc przekonanym, że nic mu nie grozi. Rzucił się w wir ekstazy. Jednak również chciał chronić swoje bezpieczne życie, ukrywając się za fasadą zniszczenia. Pod tym wszystkim kryło się silne przekonanie, że był niezastąpionym członkiem elity, którego nie pozbyto by się tak łatwo. Wiele emocji się w nim kotłowało, jednak mimo wszystko pozwolił swojemu pożądaniu przejść przez bramę tego wieczora.
„Spóźnia się, już trochę za długo się spóźnia…”
Mężczyzna przygryzł lekko wargę.
„Na dziś pewnie powinienem dać spokój”.
Nic nie było bardziej niebezpieczne niż stanie tak przez dłuższy czas w ciemnościach Zachodniego Bloku. Gdy człowiek odwrócił się, by wrócić jednak do domu, usłyszał wołający go niski głos.
– Fura-sama – tak się nazywał. Niski głos docierał do niego poprzez ciemności. – Przepraszam, że kazałem na siebie czekać.
Fura uniósł brew i zgarbił lekko ramiona.
 – Czy to ty, Rikiga?
 – Tak. Przyszedłem pana zabrać.
 – Spóźniłeś się.
 – Naprawdę przepraszam. Pojawiła się pewna przeszkoda.
 – Przeszkoda? Co się stało?
Czuł, jak ciemność porusza się, gdy Rikiga pokręcił głową.
 – Nic o co należałoby się martwić. W żadnym wypadku nie sprawi to panu kłopotu, Fura-sama… właściwie… ech… mógłbym powiedzieć, że spróbowałem się posunąć odrobinę dalej w organizowaniu dla pana rozrywki…
 – I jak poszło?
Usłyszał wulgarny śmiech.
 – Przygotowanie odpowiedniej kobiety trochę mi czasu zajęło – Wulgarny śmiech nie przestawał rozbrzmiewać w ciemnościach. – Ale mimo wszystko efekt powinien wynagrodzić tak długie czekanie. Jestem niemal pewien, że będzie pan usatysfakcjonowany.
 – Jest aż taka dobra?
 – To wręcz specjał.
Przełknął ślinę. Gdyby mógł, sam zaśmiałby się równie wulgarnie co Rikiga, jednak powstrzymywał się od tego.
Jego pozycja w porównaniu do Rikigi była jak odległość między niebem a ziemią. Mieszkaniec Zachodniego Bloku. Nie mógł się zniżyć do takiego poziomu.
Dla Fury, mimo że Zachodni Blok oferował mu lubieżne i luksusowe przyjemności, ci, którzy w nim żyli, Rikiga czy kobiety, nie byli takimi samymi ludźmi jak on. Widział w nich niemalże insekty. Nie, to chyba przesadne określenie – byli raczej jak bydło. Ludzie i bydło, panowie i zwierzęta. Tereny otaczające No.6 istniały, by zaspokoić miasto – tego uczono go od dzieciństwa.
 – …Powinniśmy już iść? – Rikiga zaczął już spacer. On zaś w ciszy za nim podążał.
Przestarzały pojazd na benzynę był wyjątkowo niewygodny w jeździe i co chwila wydawał dziwne dźwięki. Droga zaś pełna była dziur. Raz na jakiś czas samochód chwiał się niebezpiecznie. Gdy Fura zaczął przybywać do Zachodniego Bloku, wiele razy podnosił z tego powodu głos, jednak teraz już o tym nie myślał. Dla kogoś przyzwyczajonego do równych dróg No.6 i hybrydowych samochodów w pełni pochłaniających wszelkie wstrząsy, te nagłe przechylenia i hałasy były czymś nowym i orzeźwiającym. Poza tym bardziej niż cokolwiek innego przygotowywały jego serce na to, co miało się zdarzyć.
 – Więc?
Fura przesunął się na tylnym siedzeniu jak najbliżej kierowcy.
 – Co to za dziewczyna?
 – Powiem, że pasuje idealnie do pańskich upodobań. Jestem pewien, że się panu spodoba.
 – Ostatnia nie była taka wspaniała.
 – Wiem. Ale ta jest dokładnie taka, jakie pan lubi, Fura-sama. Mała, szczupła, smukła i bardzo młoda.
 – Młoda, mówisz.
 – Tak. Naturalnie w miejscu takim jak to nie można być pewnym co do jej wieku, ale bez wątpienia jest bardzo młoda. Nie miała jeszcze nawet doświadczenia z mężczyzną.
 – Jesteś pewien?
 – Absolutnie. I to nie wszystko, wygląda na to, że ma w żyłach krew z południa. Można to poznać po wyglądzie.
 – Ach.
 – Mamy tu wiele kobiet z mieszaną krwią, ale dość trudno znaleźć te młodsze. Nigdy nie wysłałbym jakiegoś brudnego bachora, by pana obsłużył, Fura-sama, ani też nie wyciągnąłbym żadnego z ulicy. Poza tym dawanie takiej pracy tak młodej dziewczynie, w dodatku bez żadnego doświadczenia, to dość… cóż, moje sumienie ma z tym drobne problemy.
„Kłamca” – Fura odwrócił głowę. – „Zrobiłbyś wszystko dla pieniędzy. Sumienie, co? Nie rozśmieszaj mnie”.
Mimo że w głosie Fury nie było żadnej oznaki zwątpienia, Rikiga pozwolił suchemu chichotowi uciec z jego ust.
Samochód stanął. Atramentowo-czarne ciemności czaiły się na zewnątrz.
 – To jest…? – Miejsce było inne od tego, które zwykle przygotowywał Rikiga.
 – To hotel.
 – Hotel?
 – Dawno temu był nawet całkiem modny – Rikiga wysiadł z samochodu i zapalił światło. – Dziewczyna i jej rodzina zrobili z tego miejsca swój dom. Powiedziała, że chce przyjmować klientów w swoim pokoju i nie ma zamiaru robić tego w żaden inny sposób – jest jeszcze dzieckiem, więc pewnie boi się jeździć w dziwne miejsca.
 – Ale…
 – Nie ma się o co martwić. Pozbyliśmy się już jej rodziny. Dziś w tym miejscu będziecie tylko wy, Fura-sama. Ach, nie, niezupełnie. Ma jeszcze swoje psy.
 – Co?
 – Psy. Jej ojciec ma z nimi jakiś biznes. Jest ich tu na pęczki.
Fura nie mógł sobie wyobrazić, jaki biznes mógł mieć coś wspólnego z psami. Sklep zoologiczny to to raczej nie był. Czyżby psy obdzierano ze skóry i sprzedawano jako mięso?
 – Proszę więc za mną podążać. Radziłbym uważać na stopy – Rikiga uniósł lampę. Fura spojrzał na jego profil i powoli postawił krok naprzód.
Nie ufał temu człowiekowi. Nie miał do niego ani odrobiny zaufania. Jednak wiedział, że jest dla niego stałym i bardzo ważnym klientem. Nie było mowy, żeby ktoś, kto jak on kochał, wynagradzał i ufał pieniądzom bardziej, niż czemukolwiek innemu, mógł skrzywdzić swoje najlepsze źródło dochodów. W tym sensie Fura nigdy nie martwił się o siebie w towarzystwie idącego teraz przed nim człowieka.
Budynek, który, jak wspomniał Rikiga, był niegdyś modnym hotelem, stał się teraz niemal ruiną. Niezliczone odłamki granitu połyskiwały na podłodze tuż obok walających się wszędzie kłębów sierści. Podłoga była miękka, jednak nie miał pojęcia czy to z powodu pleśni, czy może wilgoci. Szedł niestabilnie w swoich skórzanych butach. Wiatr ocierał się mu o policzki. Wspinali się po schodach. Nagle poczuł mdły, dziwny odór. Takiego zapachu nigdy nie czuł w No.6 i nie miał pojęcia co to mogło być. Przeszli przez duże, puste pomieszczenie, wyglądające na dawną recepcję, nadal poruszając się naprzód.
 – Och.
Odezwał się bezmyślnie. Jego stopy zdawały się być przygwożdżone do miejsca. Wydawało się, że widzi przed sobą wąski korytarz, znikający sprzed jego oczu. A przynajmniej wyglądało to, jakby biegł prosto w mrok, jednak nie miał pojęcia, co się za nim kryje; wzrok Fury nie był przyzwyczajony do ciemności, więc nie mógł tego dojrzeć.
W mdłym świetle lampy tu i tam widział cieniste figury.
 – Psy?
 – Tak.
 – Ale dlaczego aż tyle? Z jakiej przyczyny…?
 – Ach, cóż, jest wiele powodów, ale żaden nie ma nic wspólnego z urzędnikiem No.6 jak pan – powiedział Rikiga. – Nie ma o co się martwić. Te psy są ciche, nie pogryzą pana. Dobrze, jesteśmy na miejscu. Dziewczyna jest w tym pokoju.
Tak jak powiedział Rikiga, psy leżały cicho skulone na ziemi bez pojedynczego warknięcia czy nawet pokazania zębów.
 – Właśnie tu, obok pana – Pchnął go lekko Rikiga.
Przed nim były obdarte, drewniane drzwi. Może to i przez światło lampy, jednak ich starość wydawała się być miła dla jego oczu. Niemal jak stara przewodniczka. Siedziała tam w promieniach światła, piękna, o śnieżnobiałych włosach. W dłoniach trzymała druty, a na jej kolanie spoczywała kula wełny…
Fura odwrócił się na bok i zakaszlał kilkukrotnie. Przez długi czas ukrywał swój nawyk popadania w sen na jawie. Gdyby któryś z wyższych urzędników Centralnego Ministerstwa Administracji dowiedział się o tej tendencji, oznaczałoby to dla niego poważne konsekwencje.
W No.6 wyobraźnię, historyjki, mówienie o snach i śnienie na jawie tępiono jak jakąś plagę. Nie było oficjalnych reguł czy zabraniającego tych rzeczy prawa, jednak pośród zwykłych obywateli był to obiekt żartów i kpin. Zaś w organizacjach traktowało się to jako niesubordynację i wystarczający powód do utraty pracy.
Drzwi się otwarły. Za srebrną klamkę trzeba było naturalnie pociągnąć, przez co zawiasy zaskrzeczały uparcie.
Pokój miał niski sufit i był ciemny. Jedyne światło pochodziło z lampy Rikigi i pojedynczej świeczki, stojącej na stole. Nie było zbyt zimno, pomimo że okna nie były ocieplane. Wycie wiatru odbijało się echem po pokoju. Różne gwizdy i jęki nawarstwiały się w symfonii, mieszały ze sobą i docierały do jego uszu.
Jedynymi meblami w pokoju były stół, na którym stała świeca i łóżko, stojące w kącie pokoju. Dziewczyna siedziała na nim z kocem na głowie, skulona, jakby chciała się ogrzać.
Rikiga miał rację, była mała. Nogi wystające spod koca były potwornie chude. A mimo to kształtne. Zwężały się lekko od kolana w dół i pewnie gdyby miały trochę więcej ciała, byłyby przepiękne.
 – I jak? – szepnął mu do ucha Rikiga. – Klejnot, zgodzi się pan, Fura-sama?
 – Może. Ciężko stwierdzić.
Fura zniżył się do łóżka i owinął rękę wokół małego ciała w kocu. Czuł jak się trzęsie.
 – Boisz się? …Nie martw się, nie musisz – zdjął płaszcz i przysunął ją bliżej razem z kocem. Czuł, że trzęsie się coraz bardziej. Koc opadł z jej głowy, ukazując jej czarne jak noc włosy i delikatną szyję. Jako że odwróciła twarz, jej szyja była jeszcze bardziej wyeksponowana. Fura nawet w ciemności mógł stwierdzić, że skóra była gładka i miła w dotyku.
„Rozumiem. Może to jednak jest klejnot”.
Odsunął jej włosy i pozwolił ustom podróżować po jej szyi. Czuł lekki zapach. Ten sam, który poczuł na schodach. Była to woń psa, bestii. Jednak zamiast pozbywać się pożądania Fury, ten zapach jeszcze dodawał mu chęci. Nigdy nie znalazłby tego w No.6, nawet gdyby chciał, przez idealną higienę tego miejsca. Fakt, że to ciało było przesiąknięte dziką wonią, budził w nim ekscytację.
 – Cóż – zaczął Rikiga. – To ja już sobie pójdę. Miłej zabawy – Rikiga zbliżył się do wejścia z uśmiechem na twarzy. Fura zatrzymał swoją dłoń, która zajęta była głaskaniem chudej nogi dziewczyny. Pierwszy raz zaczęły w nim narastać podejrzenia.
 – Zaczekaj – rozkazał krótko człowiekowi, który stał do niego plecami. Rikiga momentalnie się odwrócił.
 – Coś się stało?
 – Nie wydaje ci się to dziwne?
 – Dziwne? Mogę zapytać co takiego?
 – Dlaczego najpierw nie zapytałeś o zapłatę?
Na twarzy Rikigi pojawiło się napięcie. Po chwili mruknął do siebie „Ach, tak, zapłata”.
 – Zawsze każesz mi płacić z góry. Czemu dzisiaj nic o tym nie wspomniałeś?
 – Ach, tak. Zapomniałem.
 – Zapomniałeś? Ty? O pieniądzach?
Narastały w nim podejrzenia. Ten człowiek miałby zapomnieć o pieniądzach? On, który był znacznie bardziej chciwy i skąpy niż ktokolwiek, miałby zapomnieć? Trudno mu było w to uwierzyć.
Jego wątpliwości rosły z każdą chwilą. Wszystko było inne niż zwykle. Dlaczego? Dlaczego…
Małe ciało wyskoczyło z ramion Fury. Koc osunął się na podłogę.
 – Przestaniesz w końcu do cholery, szujo? – krzyknął. – Mam tego dosyć. Jaja sobie ze mnie robisz, czy co? – Fura otworzył usta ze zdziwienia przed chłopcem, który zebrał włosy i obnażał przed nim teraz wulgarnie kły.
 – Rikiga, kto to jest?
 – Jest kim jest, drogi panie.
 – Powiedziałeś mi, że przygotowałeś młodą dziewczynę.
 – Młode dziewczyny, młodzi chłopcy, dużej różnicy to nie robi. Pomyślałem, że miał pan gdzieś głęboko schowane takie preferencje i po prostu pan nie zauważył, Fura-sama.
Czarnowłosy młodzieniec jeszcze bardziej wystawił zęby. Niemal jak dziki pies.
 – Możesz przestać pieprzyć, stary alkoholiku – warknął. – Dlaczego nie działałeś zgodnie z planem? Zamienię całą waszą trójkę w karmę dla psów. Zapłacicie mi za to, dranie.
Plan? Wasza trójka? O czym on mówił?
Fura podniósł swój płaszcz i wstał. Włożył ręce w rękawy i rozejrzał się po pokoju. Cztery kąty chowały się w mroku.
W każdym razie, pozostanie w nim było niebezpieczne.
 – Dokąd to? – Rikiga stał w drzwiach, witając go sztucznym uśmiechem.
 – Wracam do domu. Z drogi!
 – Proszę, proszę się uspokoić – powiedział łagodnie Rikiga. – To nie w pańskim stylu tak się unosić, Fura-sama.
 – Z drogi, albo… – Fura zacisnął dłoń wokół małej broni w swojej kieszeni. Był to pistolet elektryczny, niezbyt efektywny przy zabijaniu, ale wystarczający, by się obronić. Wyciągnął go i wycelował między oczy Rikigi. Gdyby postanowił posunąć się dalej, strzeliłby nie zahaczając nawet o brwi. Może i służyła do samoobrony, ale broń to wciąż broń. Każdy nieuzbrojony człowiek umarłby od takiego postrzału. Jednak nie przejmował się tym. Oni i tak nawet nie kwalifikowali się jako ludzie.
 – Kiedy zabawa dopiero się rozkręca, będziemy tęsknić, jeśli teraz nas zostawisz.
Zza niego dochodził głos. W tej samej chwili zasłonięto mu usta, a nadgarstki złapano mocno. Broń wyślizgnęła mu się z palców. Trzymano go tylko za usta i ręce, ale całe ciało było unieruchomione. W ogóle nie mógł się ruszyć. Zimny oddech podrażnił jego ucho. Po chwili wpłynął do niego szept.
  – Czemu nie zostaniesz z nami odrobinkę dłużej? Będziesz się bawić tak dobrze, że zemdlejesz na miejscu – To był pewny głos, pozbawiony jakiegokolwiek wahania. Był słodki, czysty i piękny. Fura nie mógł stwierdzić czy należał do mężczyzny, czy do kobiety. W każdym razie, gdyby przyjął zaproszenie, z całą pewnością zemdlałby z przyjemności. To była jego ostatnia myśl, trwająca mniej niż ułamek sekundy.
Nogi się pod nim ugięły, a on osunął się na podłogę. Oddech ugrzązł mu w gardle, gdy tracił świadomość.
 – Nezumi! – krzyknął Inukashi, depcząc koc. – Nie to mi obiecałeś. Co ty, do cholery, robiłeś?
 – Boże, przestań szczekać – mruknął Nezumi zajęty przeczesywaniem kieszeni płaszcza człowieka, którego właśnie związał. – Weź przykład ze swoich psów, Inukashi. Leż i siedź cicho.
 – Nie wkurwiaj mnie – warknął. – Czemu nie wylazłeś wcześniej?
 – Zapomniałem swojej kwestii, więc jeszcze raz czytałem swój scenariusz – odpowiedział łagodnie Nezumi. – Wybacz.
 – Ty naprawdę jaja sobie ze mnie robisz. Jaja. Se. Robisz. Ty pieprzony oszuście, taki z ciebie aktor jak pół dupy zza krzaka. Jesteś bardziej przebiegły niż lis i bardziej bezwstydny niż świnia. Nigdy więcej ci nie zaufam. A żeby cię pchły pożarły i wyssały z ciebie całą krew, to może w końcu zdechniesz.
 – Przestaniesz w końcu kłapać jadaczką, czy nie? To nawet nie jest coś, o co można się wściekać. Okej, spóźniłem się ze dwie, trzy minuty. To tyle.
 – I w te dwie, trzy minuty oblizano mnie i obmacywano mi nogę.
Na twarzy Nezumiego zagościł łagodny, wykrzywiony uśmiech, niczym u matki, przed którą stało marudzące dziecko.
 – Inukashi, lepszego doświadczenia nie można sobie wyobrazić. Właśnie spotkało cię szczęście doświadczenia dotyku języka wysokiego urzędnika No.6 na twojej szyi. Możesz sobie przechowywać to miłe wspomnienie jak długo zechcesz.
Inukashi zacisnął pięści. Jego czarne oczy błysnęły na tle opalonej twarzy.
 – A tak w ogóle – odezwał się. – Dlaczego ja? Dlaczego nie mógłbyś zrobić tego za mnie?
 – Dlaczego miałbym to zrobić?
 – Bo z ciebie byłaby idealna prostytutka. Omamiasz mężczyzn i sprawiasz, że robią się kompletnie słabi i beznadziejni. Kłamliwa lafirynda z powaloną osobowością. Nawet nie musiałbyś udawać.
Wtedy w końcu Shion odezwał się do Inukashi.
 – Inukashi, to posuwa się za daleko. Skończ już tę bezsensowną rozmowę.
 – To samo odnosi się do ciebie, Shion – odwrócił się do niego Inukashi. – Czemu nie wylazłeś, kiedy tylko usiadł na łóżku? Taki był plan, nie?
 – Tak, ale… – miał rację. Z tego co ustalili wcześniej, mieli zaczekać aż Rikiga przyprowadzi Furę, wysokiego urzędnika z Centralnego Ministerstwa Administracyjnego. Kiedy usiadł na łóżku, mieli wyskoczyć zza ścianki i go złapać. Taki był plan, a Shion miał zamiar postępować zgodnie z nim.
Ale Nezumi go zatrzymał. Złapał go za ramię, jakby chciał powiedzieć: „Nie wychodź jeszcze”. Łóżko skrzypiało nieprzyjemnie. Mężczyzna przysuwał się bliżej do Inukashi. Shion niemal mógł poczuć jego panikę jak swoją własną. Ale Nezumi nadal się nie ruszał. Zostawał ukryty w ciemnościach, tak cicho, że nawet nie było słychać jego oddechu.
 – Wracam do domu. Z drogi!
Człowiek wyciągnął coś z kieszeni. W tym samym momencie ciało Nezumiego posunęło się naprzód. Shion nawet nie był w stanie poczuć jego ruchów. Mimo że przycupnął tuż za nim, nie poczuł nawet ruchu powietrza, gdy ten wystartował.
  – Czemu nie zostaniesz z nami odrobinkę dłużej? Będziesz się bawić tak dobrze, że zemdlejesz na miejscu.
Dopiero, gdy usłyszał głos Nezumiego, rozrywający nawarstwiające się pogwizdywania wiatru, Shion wyszedł i stanął za Inukashi. Do tego czasu mężczyzna leżał już cicho na podłodze.
Inukashi zazgrzytał zębami ze zmarszczonym nosem.
 – Tak, ale? Tak, ale co, hę? Zajmowanie się psami to jedyne, co potrafisz robić dobrze? Ty bezużyteczny, bezmyślny idioto!
 Shion nie mógł odpowiedzieć. Wiedział dobrze, jak bezsilny i nieudolny się stawał, gdy zapędzono go w kozi róg. Nic nie było równie bolesne, co  zostanie zmuszonym do spotkania z prawdą.
Nezumi schylił się, by podnieść broń z ziemi. Poruszył dłonią, jakby sprawdzając jej wagę.
 – To pistolet do samoobrony, najnowszy model. Jest dość mały, ale jeśli trafić nim w słaby punkt, byłoby fatalnie. Myślałem, że narobiłby problemów, gdyby ją zatrzymał.
 – I dlatego zdecydowałeś sobie siedzieć dopóki ten zboczeniec nie wyciągnął broni?
 – To zmniejsza ryzyko.
 – Ryzyko? Czyż to nie wspaniałe? – powiedział sarkastycznie Inukashi. – Kiedy mnie napastował ten zboczony skurczybyk, wy dwaj byliście zajęci dyskusją o ryzyku. Wielkie umysły są od nas po prostu inne, co? Następnym razem zapytam was, czy nie poczytalibyście moim psom.
 – Skończ z tym sarkazmem. Chodź, zobacz.
Nezumi odwrócił skórzaną sakwę do góry nogami i potrząsnął nią lekko. Pięć złotych monet wysypało się na stół.
 – Pięć sztuk złota. Nieźle się zaopatrzył jak na tylko jedną noc zabawy, co nie, staruszku?
 – Właściwie to niezupełnie – otworzył usta Rikiga. Jego głos był ciężki i zachrypły, zupełnie różniący się od lekkiego tonu sprzed kilku chwil.
 – Powiedziałem mu, że miałem niezwykłą kobietę, inną od dotychczasowych prostytutek. Musiałem poprosić o wyższą zapłatę, albo zacząłby coś podejrzewać. Ma do tego skłonność.
 – Rozumiem.
Nezumi podniósł złotą monetę.
 – Proszę, Inukashi. Twoja część.
Ciśnięta w powietrze moneta wyślizgnęła się z palców próbującego ją złapać Inukashi i spadła na podłogę u stóp Shiona. Ten podniósł ją i podał Inukashi. Jego opalone palce się trzęsły.
 – Inukashi?
Zacisnął usta. Zdawało się, że może się rozpłakać w każdej chwili. Shion nigdy nie widział u niego takiego wyrazu twarzy. Jego ramiona i ręce także lekko się trzęsły.
Musiał być naprawdę przerażony.
Inukashi, który miał wiele psów na każdą komendę, żył w ruinach i z siłą oraz zacięciem przeżywał każdy dzień, nie był w stanie powstrzymać drżenia własnego ciała. Shion próbował sobie wyobrazić, ile strachu i wstydu musiało go już spotkać.
Nie wiedział, w jakim dokładnie wieku jest Inukashi. On pewnie też nie miał o tym pojęcia. Większość mieszkańców Zachodniego Bloku nie znała własnego wieku, rodziców, miejsca narodzin, ani nawet nie miała pojęcia, jak ma zamiar przeżyć kolejny dzień. Jednak był przekonany, że Inukashi był od niego młodszy, o wiele młodszy niż szesnastolatek. Wiedział, że Inukashi był zdolny do oszustw, złodziejstwa czy nawet wymuszeń bez zmrużenia oka. Rzadko spotykały go szyderstwa czy obrazy. Jednak nie był w stanie znieść grania przynęty w tej farsie, której sceną było łóżko w słabo oświetlonym pokoju.
Wciąż był taki młody.
Z jednej strony Inukashi był naprawdę wściekły, z drugiej zaś przerażony.
 – Przepraszam – powiedział po chwili łagodnie Shion. – Zrobiłem ci coś okropnego. Naprawdę przepraszam.
Inukashi zamrugał. Jego oczy zaczęły robić się czerwone. Jego usta poruszyły się bezdźwięcznie. Shion położył dłoń na kościstym ramieniu chłopca. Nie wydawało mu się, żeby ten gest mógł wyzwolić w nim gniew czy dezorientację. Wiedział, że nie otrzyma przebaczenia. Pamiętał jednak o pewnej rzeczy. Kiedy był jeszcze mały, Karan często kładła mu dłoń na ramieniu w ten sposób. Pamiętał miłe ciepło, które bez żadnego słowa przepływało przez tę łagodną dłoń wprost do jego ciała. To wszystko.
Inukashi nie przestał. Rozluźnił się lekko i oparł czoło o rękę Shiona.
 – Dranie... Nienawidzę was wszystkich.
 – Mhm – mruknął Shion.
 – To było obrzydliwe... Tak bardzo obrzydliwe...
 – Wiem.
 – Tak trudno było nie krzyczeć... Nie wołać was, nie pytać, czemu jeszcze nie wychodzicie... Starać tylko się jak się dało, wiesz...
 – Przepraszam – mruknął ponownie Shion, ściskając mocniej jego ramię.
Eh?
Narastał w nim gniew. Czuł końcówkami palców całkowicie niespodziewaną delikatność jego ciała. To ramię było kościste, a przy tym miękkie. Nie twarde, szorstkie czy napięte przez mięśnie, a delikatne i okrągłe.
Przypominało mu to ramię Safu, które kilkakrotnie zetknęło się z jego własnym.
Czy to... ale jak...
Niemal w tej samej chwili, w której Shion spojrzał na Inukashi, ten odsunął się od jego ręki, a Nezumi rzucił mu kolejną monetę. Tym razem Inukashi złapał ją natychmiast.
 – Bonusik.
 – Jak miło. Zwłaszcza z twojej strony, Nezumi.
 – Nie pracowałeś za darmo. Zgodziłeś się być przynętą za opłatą.
 – Nie musisz mi tego mówić, dobrze to wiem.
 – To nie jęcz tak teraz. Dwie sztuki złota za mniej niż dziesięć minut roboty. Takiej roboty nigdzie nie znajdziesz.
 – Przecież mówię, że wiem! – powtórzył głośno Inukashi. – Ale następnym razem nie licz na mnie przy czymś takim. Ty albo ten naiwny panicz tutaj może się tym zająć.
 – Nie będzie następnego razu.
Nezumi rzucił pozostałe trzy monety w stronę Rikigi.
 – Reszta jest staruszka.
 – A co z wami?
 – Nie potrzebujemy.
 – Powściągliwy w potrzebach, co?
 – Można tak to nazwać.
 – Albo mówisz tak, bo od tego miejsca pieniądze i tak będą bezużyteczne?
 – Prawdopodobnie.
 – Rozumiem...
Szare oczy Nezumiego przypatrywały się skrzywionej przez alkohol twarzy Rikigi.
 – Co jest? – zapytał. – Co to za grobowa mina?
Rikiga nie odpowiedział.
 – Złote monety, staruszku. Twoje ulubione. Czemu ich nie bierzesz? Nie żeby były wysmarowane trucizną, a przynajmniej wydaje mi się, że nie są.
 – Raczej w to wątpię. Mamy coś znacznie bardziej kłopotliwego.
Brązowy płyn poruszył się w jego szklance. Ostry zapach alkoholu dryfował w powietrzu, kłując nosy. Rikiga wziął kolejny łyk taniego napoju i zakaszlał lekko.
 – To pieniądze, które ukradliśmy od wysokiego urzędnika z Świętego Miasta przez oszukanie go i związanie. Połóż na tym łapy, a będzie to kosztować twoje życie.
Nezumi zaśmiał się delikatnie.
 – Teraz zaczynasz się bać?
 – Tak – Rikiga kiwnął głową. Zasłonił usta wierzchem dłoni. – Jesteśmy już na głębokości kolan, a ja dopiero zaczynam się bać. Naprawdę to zrobiliśmy i teraz my... my nastawiliśmy przeciwko sobie No.6.
 – Zawsze byli przeciwko nam. To miasto zawsze było naszym wrogiem. Mówisz, że naprawdę jeszcze tego nie zauważyłeś, czy tylko udajesz? No jak, staruszku?
Rikiga pochłonął resztki z dna swojej szklanki jednym łykiem. Płomień świecy poruszył się, a ich cienie, na wpół pochłonięte przez mrok, zachwiały się lekko.
 – Eve – Rikiga nazwał Nezumiego jego scenicznym imieniem. Alkohol wydawał się zaczynać działać, o czym świadczył jego głos. – ...Nie boisz się umrzeć?
 – Umrzeć? No, to pytanie w ogóle jest poza tematem, co nie?
 – Obracasz przeciwko sobie całe Święte Miasto. Wydaje ci się, że możesz tak z tym żyć? Nie jesteś aż tak naiwny.
 – Staruszku – Dłoń Nezumiego oparła się o stolik. Złote monety zniknęły jakby za sprawą magii.  – Wybacz, ale nie mam zamiaru umierać. Ci, którzy żyją, to ci, którzy zwyciężają. To oni zdechną. A my przetrwamy. Nie mam racji?
 – Mówisz poważnie?
 – Oczywiście.
 – Jesteś szalony. Oszalałeś i żyjesz iluzjami, Eve. Nie mamy szansy wygrać. Nie ma nawet najmniejszej możliwości.
 – Możesz mieć rację.
 – To kompletnie niemożliwe. Wszystko, co mówisz, jest kompletnie niemożliwe. Brednie szaleńca. Jest jedna tysięczna procenta. Masz zamiar stawiać na tak małą możliwość?
 – Jest mała, ale nie równa zeru. A to oznacza, że nie dowiemy się, póki nie spróbujemy.
 – Eve!
 – Daj rękę.
 – Co?
 – Użycz mi dłoni, wasza wysokość – Nezumi złapał mocno nadgarstek Rikigi, odwracając jego dłoń ku górze. Położył ją na swojej własnej. Pojawiły się trzy złote monety.
 – Twoja część, staruszku. Nie zapomnij jej wydać.
Pusta butelka po alkoholu wyślizgnęła się z dłoni Rikigi i spadłą na podłogę. Krople ze szkła rozpierzchły się we wszystkich kierunkach, trafiając na ziemię.
 – Weź przykład z Inukashi i zaakceptuj to posłusznie. Już wprawiliśmy tryby w ruch. Nie możemy się cofnąć. Żadne z nas.
 – Żadne z nas, co... – Rikiga spojrzał na monety w swojej dłoni, skrzywiając usta. – Aż do samego końca, tak to można ująć.
 – Prawda. Ważni partnerzy. Wszyscy mamy własne role, a kurtyna już się podniosła. Lepiej nie myśl o nawianiu w takim momencie, staruszku, bo na to już dawno za późno.
 – A co gdybym odmówił odegrania mojej roli? Zabijesz mnie?
 – Jeśli tak sobie życzysz.
 – Znając ciebie pewnie znalazłbyś na to jakiś piękny sposób – powiedział gorzko Rikiga. – Co, rozetniesz mi gardło? Przebijesz serce?
 – Nie przeceniaj mnie. Walka nożem jest trudniejsza, niż amator może sobie wyobrazić – Nezumi odwrócił się do Rikigi z uśmiechem. Rikiga wsunął podbródek, przybierając kamienny wyraz twarzy. – Ręka może mi się wyślizgnąć i trafić w złe miejsce. Niezbyt miło dla ofiary, nie? Wiłaby się i cierpiała, nie mogąc umrzeć szybko. Makabryczne, niewątpliwie. Nie chciałbym patrzeć, jak jeden z moich cennych przyjaciół umiera w ten sposób.
Rikiga wydał dziwny, niski dźwięk z gardła, upuszczając złote monety do kieszeni. Wypowiedział wtedy tylko jedno słowo.
 – Demon.
Inukashi pociągnął nosem ze swojego miejsca za Shionem.
 – Zawsze wiedzieliśmy jakim jest demonem. Nie ma sensu teraz tego wyciągać.
,,Nie''.
Shion złożył dłoń w pięść.
Nezumi nie był demonem. Wiedział o tym lepiej niż ktokolwiek. Raz po raz jego życie było ratowane, mogło umknąć nadchodzącemu niebezpieczeństwu. Łapał dłoń, którą wyciągnięto, by mu pomóc. Jego życie nie było wszystkim, co zostało ocalone – jego dusza w formie, w której miała pozostać, także została uratowana. Wierzył w to.
Nezumi pomógł Shionowi się podnieść i nauczył go, jak patrzeć na świat. Zamiast świata otoczonego niesforsowanym murem, odizolowanego i kontrolowanego, pokazał mu świat, którego granicą był jedynie horyzont, gdzie wiele form ludzkiego życia tętniło w jednym miejscu, gdzie style życia, dobra materialne i sprawiedliwość były takie same dla każdego. Gdyby nie spotkał Nezumiego, żyłby i zestarzał się, nawet nie mając o tym pojęcia. Żyłby spokojnie w Świętym Mieście No.6, uprzywilejowany fałszywą witalnością i bezpieczeństwem, nigdy nie myśląc nawet o świecie poza murem.
,,Spójrz''.
Nezumi mu kazał.
,,Wyjdź ze swojego sztucznego świata i podejdź tutaj''.
Kazał mu patrzeć własnymi oczami. Myśleć za siebie.
,,Myśl. Myśl co jest ważne, czego chcesz, w co wierzysz; zapomnij o wartościach, moralności i sprawiedliwości, którą ci wmówiono, z której zrobiono twoje łańcuchy''.
Powtarzał mu to setki razy. Chwilami z pasją, czasem chłodno, swoim głosem, spojrzeniem i działaniami Nezumi powtarzał mu to bez przerwy.
Odkąd spotkał Nezumiego, myślał o tych wszystkich rzeczach. Swoich uczuciach, żądzach, odczuciach, nadziejach, myślach, o tym, w co chciał wierzyć. Wciąż było wiele rzeczy, których jeszcze nie doznał, jednak by w ogóle mógł myśleć i się nad nimi zastanawiać, on wskrzesił duszę Shiona i pozwolił krwi znowu płynąć.
To właśnie oznaczało życie.
Sprawić, by własna dusza była naprawdę własna. Nie oddawać jej nikomu innemu. Nie być zdominowanym. Nie pozwolić się zmanipulować.
Po to trzeba było żyć.
Nezumi go tego nauczył. Dał jego duszy nową krew.
,,I...''
I Shion wszystkich w to wmieszał. Nie Nezumi. Shion wciągnął w to pozostałą trójkę, tylko po to, żeby uratować uwięzioną przez Ministerstwo Bezpieczeństwa w Zakładzie Karnym Safu. Wciągnął ich w niebezpieczną walkę, w której ich szanse przeżycia były mniejsze niż jeden do stu, jak powiedział Rikiga.
 – Co jest, Shion? Wyglądasz strasznie... Jak nie ty –  Inukashi wysunął się z pytającym wyrazem twarzy. Shion pokręcił głową.
 – To nie tak.
 – Eh?
 – To nie tak, Inukashi, Rikiga. To wszystko moja...
Jego oczy napotkały się z tymi Nezumiego. Czy może raczej jego oczy zostały pchnięte i zmuszone do spotkania z jego silnym spojrzeniem. Zimne, szare oczy Nezumiego zawsze błyszczały energią i były piękne. Jednak pomimo tego nigdy nie ukazywały żadnych emocji. Nie zmieniły się ani trochę od dnia, w którym po raz pierwszy się spotkali. To nadal była ta sama para oczu, która wpatrywała się w niego, gdy przyciskał zimne palce do jego gardła. Nezumi powoli spuścił wzrok i mruknął, jakby śpiewając:
 – Ja jestem duch, co zawsze mówi: nie. Toteż wszystko razem, co wy zwiecie grzechem, zniszczeniem, krótko – zła zespołem, najistotniejszym moim jest żywiołem.
 – Co to? – Inukashi pokręcił nosem. – Shion, co do cholery, mówi ten zdegenerowany aktor?
 – Mefistofeles.
 – Eh? Co? Jadalne to?
 – Pojawia się w książce, w ,,Fauście''. Jest... demonem.
 – Czyli demon recytuje kwestie demona. Pasuje idealnie.
 – Nie, jak mówiłem, Nezumi nie jest...
Mężczyzna nagle jęknął. Próbował się przekręcić.
 – Wygląda na to, że nasz gość się obudził – Nezumi zdjął skórzane rękawiczki i rzucił je nonszalancko. Na jego ustach zagościł lekki uśmiech.
 – Niech się więc zacznie Akt I, Scena II.
Rikiga spojrzał w sufit i westchnął. Inukashi wzruszył ramionami. Odwrócił się do Shiona.
 – Shion – odezwał się.
 – Hm?
 – On jest demonem.
 – Eh?
 – On jest demonem, a ty jesteś tym, kto nie wie, jak się sprawy mają. A przynajmniej ja tak myślę.

==Koniec rozdziału 1==
Wykorzystano fragm. Króla Lira w przekładzie Józefa Paszkowskiego i Fausta w przekładzie Feliksa Konopki. Pełna kwestia Mefistofelesa brzmi:
Ja jestem duch. co zawsze mówi: nie.
I słusznie, wszystko bowiem, co powstaje,
Do wytępienia tylko się nadaje,
Więc lepiej niech się nic już nie tworzy w tym
świecie.
Toteż to wszystko razem, co wy zwiecie
Grzechem, zniszczeniem, krótko — zła zespołem,
Najistotniejszym moim jest żywiołem.