Staram się dodawać nowe posty w niedziele. Staram się.



Zakończono tłumaczenie No.6.


Dziękujemy za wszystkie podziękowania. To był miły rok z hakiem. I późniejszy rok. I chyba jeszcze jeden. Te dwa późniejsze składały się z czytania Waszych komentarzy. I tak dzięki.

(Do pań profesor jeśli przypadkiem odwołam się do tego na maturze: przepraszam, ja naprawdę tłumaczyłam to w gimnazjum. Ale prawdziwa książka istnieje. Obiecuję.)


Wszystkie rozdziały można znaleźć w zakładce ,,No.6''/,,No.6 Beyond''.


Kup powieść i mangę w oryginale, wspomóż panią Asano.


Tłumaczenie: Kuroneko
Korekta: Ayo, Dżun

czwartek, 29 marca 2012

Tom III: Rozdział 5


((Taak... wiedziałam, że ten moment nadejdzie... Oto ostatni rozdział 3 tomu. Co do konkursu - totalnie nie wypalił xD I to jak. Ale jedna praca przyszła. I ten mój uśmiech na twarzy. W odpowiedniej zakładce informacje pojawią się w ciągu godziny. Tymczasem cieszcie się proszę kolejnym rozdziałem, tym razem z korektą samej Dżun, albowiem Ayo termin wysłania pracy do Omikami się zbliża i musiała się za to ostro wziąć xD Idą rekolekcje (yay!) więc za posłowie też się zabiorę~~ Miłego wieczoru, panie i panowie~!))

Rozdział 5

W kompanii kłamstwa

W dniach starości, 
Wciąż jeszcze śmiertelny był Budda;
U naszego kresu
My także będziemy Buddami.
To wielkie wyróżnienie
Musi dzielić wszystkich posiadaczy
Natury Buddy!
Opowieści Heike: Giou



Shion powoli podniósł się z podłogi. 

W piecyku dogasał ogień, a w pokoju panował przeraźliwy chłód. Skulony tuż przy skórze Shiona Cravat, uniósł lekko główkę i pisnął. 

 – Cii... – Shion owinął kocem myszkę. – Śpij sobie dalej. Tylko, proszę, nie hałasuj, dobrze?

Shion przywykł już na tyle do tego pomieszczenia, że nie miał problemów ze znalezieniem drogi w ciemnościach. Powoli zbliżył się do drzwi. Nacisnął klamkę, po czym obejrzał się jeszcze zanim zdążył za nią pociągnąć. Wsłuchał się uważnie, ale nie słyszał żadnego ruchu. 

Wydawało się, że ból emanujący z rany Nezumiego nie uniemożliwił mu spokojnego snu.

„Tak mała rana nie była w stanie na tyle mu zaszkodzić” – wciąż było jeszcze tyle rzeczy, które chciał powiedzieć Nezumiemu. Szczęście, jakiego doznał od chwili, w której go spotkał, wdzięczność za wszystko, co dla niego zrobił i cały szacunek jaki od niego otrzymał; Shion nie był w stanie tego odpowiednio przekazać. 

„Cieszę się, że cię poznałem”.

„Tyle zdołałem mu powiedzieć”.

Shion wziął głęboki wdech i opuścił pokój.


***


Zaświeciła się lampka, sygnalizująca bezpośrednie połączenie z Ratusza Miejskiego. Człowiek podniósł wzrok z nad dokumentacji badań, cmoknąwszy wcześniej z irytacją. Dokument wydrukowany na kartce papieru dekady temu był wyjątkowo interesujący, a on chciał go jeszcze trochę poczytać. Jednak lampka nieubłaganie kuła jego oczy czerwienią, sygnalizując sytuację alarmową. Człowiek jeszcze raz cmoknął, po czym odłożył papiery.

Gdy wcisnął przełącznik, na ekranie pojawiła się znajoma twarz. Należała do człowieka, nazywanego niegdyś Fennec. 

Fennec – pustynny lis. Kto pierwszy go tak nazwał?

 – Co jest, Fennec?

 – Mamy problem. Przywieźli właśnie dwie próbki z Centralnego Szpitala. 

 – Coś z nimi nie tak?

 – Żadna z nich nie daje się zapisać.

 – Co?

 – Są zupełnie inne od reszty próbek, o jakie nas prosiłeś. Wszystko dzieje się po swojemu, są całkowicie poza naszą kontrolą. 

 – Może jest za wcześnie, żeby uznać je za próbki. Nic innego nie mogłoby być przyczyną?

Fennec pokręcił głową. Obraz na ekranie się zmienił. Syntezator odczytał dane personalne obydwu ciał. 
Nazwisko, wiek, adres, zajęcie, historia chorób, ograniczenia fizyczne, numer obywatelstwa...

Mężczyzna i kobieta. Dwa ciała. Obydwie twarze wykręcone przez cierpienie, były stare i pomarszczone. Gdyby pominąć ich wyrazy twarzy, można by to łatwo zakwalifikować jako śmierć ze starości. Jednak z dokumentacji wynikało, że jedno z nich miało dwadzieścia, a drugie trzydzieści lat. 

 – Masz rację, to musi być przez nich – mruknął mężczyzna. Ekran ponownie się przełączył, znowu ukazując Fenneca. Człowiek westchnął cicho. 

 – ...Co to wszystko może znaczyć?

 – Ty mi to powiedz! – Fennec podniósł głos, poruszając nieznacznie uszami. Ach, tak. To był jego nawyk. Od czasów młodości zawsze poruszał uszami, kiedy górę brały w nim emocje. Dlatego nazywano go Fennec. Lis fenek posiadał najdłuższe uszy spośród wszystkich przedstawicieli swojej rodziny, docierające do 15 centymetrów. 

 – Tylko jak mogło się zdarzyć coś takiego? – kontynuował Fennec. – Nie wierzę w to. Co się w ogóle dzieje?

 – Coś musiało pójść nie tak – odpowiedział mężczyzna. – Ale to nieważne. Nie powinieneś się tym martwić. 

Gardło Fenneca ruszyło się, gdy przełykał jego słowa. 

 – Jesteś pewien?

 – Naturalnie. 

 – Wiesz, to ty masz tu największą odpowiedzialność za cały ten projekt. 

 – Nieoficjalnie – dodał człowiek. – Chociaż nic z tego projektu nie jest oficjalne.

 – Ale jeśli się uda, Projekt Miasta No.6 nareszcie będzie zakończony. Prawda?

 – Tak.

 – Więc małe wpadki raczej nie narobią nam problemów. 

 – Wiem. Ale i tak zrobię małe śledztwo w poszukiwaniu przyczyny. Wyślij zwłoki do Specjalnej Sali Autopsyjnej, Sekcja V. 

 – Już to zrobiłem. 

 – Więc od razu przystąpię do roboty. 

 – Proszę bardzo. Będę czekał na raport. 

 – Rozkaz. 

 – A tak – dodał Fennec. – Jak już uporamy się z tym całym bałaganem, planuję małe sprzątanie.

 – Sprzątanie? Od dawna tego nie słyszałem. Powiedz, już niedługo zaczną się obchody Świętego Dnia, prawda?

 – Tak, znowu nadchodzi ten pobożny dzień. Jeśli potrzebujesz czegoś do eksperymentów, załatwię ci wszystko.

 – Jakże hojna dzisiaj Wasza Ekscelencja.

 – Przestań to tak upiększać, jeśli możesz.

 – Kiedy przecież w końcu zostaniesz absolutnym władcą tej ziemi – powiedział. – Jeden jedyny król. Chyba będę musiał zacząć cię nazywać Wasza Wysokość. 

 – To jak ja mam do ciebie zwracać?

 – Niech zostanie tak, jak jest teraz. Jeśli nadal będę miał dostęp do wszystkich najważniejszych placówek badawczych, to o nic więcej nie mogę prosić. 

 – Powściągliwy w prośbach jak zawsze. Więc ufam, że zajmiesz się swoją robotą. 

Obraz na ekranie wyłączył się cicho. Mężczyzna przejechał wzrokiem po częściowo przeczytanych dokumentach. Niestety wyglądało na to, że dzisiaj już nie dokończy lektury. 

W dokumentacji była mowa o intrygującym gatunku mrówek, zwanego Eciton Burchelli, żyjącego w Środkowej i Południowej Ameryce. Mrówki te tworzyły kolonie, skupiające ponad 500 000 osobników. Nie mając jednocześnie stałego miejsca do życia, a wędrując między prowizorycznymi obozowiskami przez całe życie. Jedyną powinnością królowej było składanie jaj, a członkowie kolonii niemal nie mieli na nią wpływu. Mrówki wojowniczki i robotnice, duże i małe, wszystkie poruszały się zgodnie z instynktem, a w rezultacie kolonia funkcjonowała jak dobrze naoliwione tryby zegara, zupełnie jakby dowodził nią jeden wielki intelekt. 

Mrówki tak samo jak i pszczoły stworzyły idealny system społeczny.

Nie było opcji, żeby ludzie nie potrafili zrobić czegoś, co mogły zrobić ich insekty. Każdy mógł posłusznie wypełniać swoją rolę. Bez myślenia, bez żadnych podejrzeń, po prostu wykonywałby zadania. Mózgi były niepotrzebne. Z duszy nie było żadnego pożytku. 

Kolonia licząca 500 000 osobników, dowodzona przez jednostkę.

„Powściągliwy w prośbach, mówisz? Masz rację Fennec, niczego nie pożądam. Nie muszę. Bycie zniewolonym przez własne żądze nigdy mnie nie dotknęło, nie to, co ciebie”.

Mężczyzna uśmiechnął się dyskretnie, naciskając przycisk windy, mającej go dowieźć prosto do Specjalnej Sali Autopsyjnej.


***


Oszroniona trawa pod butami wydawała się pękać, gdy na nią stanął. Podczas wschodu słońca szron błyszczałby bielą, a otwarta przestrzeń pokryłaby się na moment światłem. Jednak na to było jeszcze za wcześnie – słońce miało wstać dopiero za kilka chwil. Shion zatrzymał się, unosząc twarz ku północnemu niebu. Chciał dotrzeć do Zakładu Karnego przed świtem. Nie miał pojęcia, co zrobić, kiedy już tam dotrze. Ale musiał iść. Tylko o tym potrafił myśleć. Dlaczego Safu zabrano do Zakładu Karnego, kiedy powinna być za granicą? Co to miało z nim wspólnego? Jeśli rzeczywiście tak się stało, to czy z Karan wszystko w porządku? Przez jego ciało raz po raz przechodziły niespokojne i niepewne dreszcze, uniemożliwiając oddychanie i uciskając serce. Nie chciał nikogo stracić, matki, Safu, ani Nezumiego. Zrobiłby wszystko, żeby ich chronić. Był na siebie zły, że nie potrafił wymyśleć, jak to zrobić. 

Nawet teraz, gdy on sobie szedł, Safu pewnie siedziała przerażona w samotności. Miał coś do zrobienia. Musiał ją uratować i stamtąd wyciągnąć. Tylko jak? Jak miał...

Pisk. Pisk. 

Cichy głosik. Zatrzymał się. Jego przywykłe już do ciemności oczy zwróciły się ku główce, wystającej z trawy.

 – Cravat?

Podniósł maleńką myszkę.

 – Szedłeś za mną aż tutaj? Wracaj do domu, nie powinieneś... – gdy tylko wymówił to na głos, doszło do niego, że to nie Cravat. Ani Hamlet. To nawet nie było żywe stworzenie. Ta myszka nie miała w sobie ciepła żywych zwierząt. 

 – To jest... Robot?

 – Nawigator – odezwał się za nim głos. Nie musiał się nawet oglądać, by wiedzieć, do kogo należał. 

Nezumi równie wolno zbliżał się do niego. Wyrwał maleńkiego robota z rąk Shiona i rzucił go na ziemię.

 – Prosty robot–przewodnik z trójwymiarową opcją znajdowania kierunku. Ostrzega cię, bo idziesz w złą stronę.

 – Złą stronę?

 – Nie szedłeś do Inukashi? Miałeś zamiar wyczyścić te zapchlone, długowłose kundle, bo dostawały już zapaleń skóry, nieprawdaż? Coś wcześnie wychodzisz, nie? Jakże pilnie z twojej strony. Tylko idziesz w złym kierunku.

Shion zaczerpnął lodowatego powietrza w oczekiwaniu na świt. 

 – To nie ma z tobą nic wspólnego – odpowiedział uszczypliwie. – Nie twoja sprawa, co robię, czy gdzie idę. Niedobrze mi się robi, gdy widzę twoją zabawę w anioła stróża. Nie jestem bezbronnym dzieckiem. Po prostu zostaw mnie i wiesz co – zaczął, – wystarczy. Jeśli nadal uważasz, że masz wobec mnie ten swój dług za to, co sie wydarzyło cztery lata temu, to wiedz, że już go spłaciłeś. I to z nawiązką. Mam zamiar się od ciebie uwolnić. Chcę robić co mi się podoba bez twojej kontroli. To moja decyzja, więc nie wchodź mi w drogę. 

Gdy wypuścił powietrze, zapadła cisza. Było zbyt ciemno, by zobaczyć twarz Nezumiego. Jego cienista sylwetka poruszyła się lekko. Po chwili dał się słyszeć cichy aplauz. 

 – Całkiem niezła recytacja, jak na amatora. Może jednak masz jakiś talent aktorski. To na pewno było lepsze niż ten wczorajszy pocałunek. 

Wydawało mu się, że zobaczył prześlizgującą się z góry prawą rękę Nezumiego, gdy silny cios uderzył go w podbródek. W jego ustach pojawiła się krew. 

 – Co do...?!

 – Pozbieraj się, skoro masz czas na zadawanie pytań. Leci następny.

Dojrzał cholewkę buta Nezumiego, lecącą prosto na niego. Shion instynktownie odskoczył na bok.

 – Nie zatrzymuj się tak po prostu. 

Kopniak wylądował prosto na jego żebrach. Oddech ugrzązł mu w gardle. Odkaszlnął z zamkniętymi oczami na pokrytą szronem ścieżkę.

 – Nie zamykaj oczu i nie odwracaj się, kiedy atakuje przeciwnik. Ruchy!

Shion przetoczył się, by chwycić parę kamyków i rzucić nimi w Nezumiego, wykopując w niego w tym samym momencie ziemię i podniósłszy się, zaszarżować na niego ramieniem. Nagle ześlizgnął się przez uderzenie w nogi, upadając na ziemię. Tym razem nie mógł już się podnieść. Widział gwiazdy. Gwiazdy rozrzucone po niebie, przygotowującym się na nadejście wschodu, były niesamowicie jasne. 

Został złapany za ramię i podniesiony z trawy. 

 – Shion, to twoja kara!

 – Za co?!

 – Okłamałeś mnie!

 – Cóż...

 – A więc przyznajesz się do tego, tak?!

 – Tak... chyba.

 – Twoja druga zbrodnia. Nie doceniłeś mnie.

 – Nigdy w życiu.

 – Okłamanie kogoś oznacza, że go nie doceniasz. Naprawdę myślałeś, że ja to łyknę? Jeśli to nie obraza, to nie wiem, do cholery, co innego.

 – Starałem się jak mogłem – zaprotestował anemicznie Shion.

 – Cóż, w takim wypadku dobry pisarz czy polityk to by z ciebie nie był, skoro nie umiesz nawet wymyślić dobrego kłamstwa.

 – Było aż tak źle?

 – Obrzydliwie. Ale to mnie właśnie wkurza najbardziej, Shion...

 – Tak?

 – To, że musiałeś sobie ubzdurać, że jestem jakimś głupim dzieciakiem, który nie odróżni jednego rodzaju pocałunku od drugiego. Co za pocałunek na dobranoc? Pieprzenie.

Nezumi zbliżył się do Shiona, by mocno złapać go za kołnierz.

 – Słyszysz mnie? Nigdy więcej pocałunków na pożegnanie.

 – Przepraszam.

 – I nigdy więcej nie próbuj mnie okłamać. 

 – Nie będę.

 – Przysięgnij.

 – Przysięgam.

Puścił go. Nezumi usiadł na ziemi, wpatrując się w gwiazdy.

 – Słyszałem, że dziwne rzeczy dzieją się w No.6. 

 – Dziwne?

 – Nie znam szczegółów, ale Inukashi zbiera dla mnie informacje. Jeśli nam się uda, może będziemy mogli wykorzystać tego staruszka Rikigę i od jego klientów też coś wyciągnąć. Wygląda na to, że w Zakładzie Karnym też się coś dzieje. Panuje pewnego rodzaju ożywienie w No.6 i poza nim. Trochę dziwne, nie sądzisz?

 – Zakład Karny? Nezumi, o czym ty...

 – Twoja ważna przyjaciółka, czy co tam mówiłeś, że to jakaś najlepsza, nie? 

Podał Shionowi liścik od Karan. Jego palce zaczęły się trząść, gdy przeczytał notatkę. 

 – Twoja mama jest bezpieczna. Co do dziewczyny nie byłbym  pewny. Ale nie panikuj. Teraz musimy zebrać informacje i ułożyć plan. Inukashi  nam pomoże. Przygotowujemy się, żeby zinfiltrować Zakład Karny tak szybko, jak się da. Rozumiesz? Nie idziemy tam dać się zabić. Idziemy ją uratować. Bądź spokojny.

Shion kiwnął głową. 

– Czyli w końcu ciebie też w to wciągnąłem. 

 – To nie twoja wina. Inukashi twierdzi, że też coś czuje, a i ja mam własne podejrzenia. Czemu mieliby więzić członka swojej ukochanej elity? Jest szansa, że to może mieć coś wspólnego z pasożytniczymi osami. 

 – Pasożytnicze osy, mówisz... ale nie są aktywne w tej części roku. 

 – Dlatego coś musiało się wydarzyć, coś niespodziewanego. A jeśli tak, to może być gra warta ryzyka. W każdym razie, Inukashi skontaktuje się ze mną, kiedy tylko będziemy gotowi do wykonania następnego ruchu. Do tego czasu my też musimy zebrać potrzebne informacje i się przygotowywać. 

Nezumi wstał, by przemówić pięknym głosem, rozbrzmiewającym w kryształkach lodu.

 – Rozchmurz się. Będzie dobrze. Już my się o to postaramy. 

– Dzięki. Znowu mnie uratowałeś.

 – To dopiero początek.

Shion także wstał, po czym zawołał jego imię.

 – Nezumi.

 – Hm?

 – Nie będziesz się przejmował jeśli...

 – Eh? Jeśli co?

Gdy tylko Nezumi przeniósł na niego wzrok, Shion zamachnął się z całych sił i przyrżną mu w twarz tak mocno, jak tylko umiał. Nezumi naturalnie nawet się nie zatoczył, ale zdecydowanie był zaskoczony. Wziął oddech, by krzyknąć:

 – Co to, do cholery, było?!

 – Kara.

 – Kara?

 – Ukryłeś to przede mną. Nawet słowem nie wspomniałeś o liściku. 

 – A co by to dało?! Wałęsałbyś mi się tylko po nocy jak dzisiaj. Zrobiłem ci przysługę i szukałem za ciebie. Mówisz, że nie mam nawet prawa się o ciebie mar... a nie, chwila, gdzieś już to słyszałem.

 – Martwienie się o mnie, a ukrywanie przede mną wszystkiego to dwie różne sprawy. Nie chcę żebyś mnie zamykał w klatce. Nie chcę dalej żyć łatwym życiem i być przez ciebie cały czas chroniony. 

Shion powoli zacisnął pięść, nadal czując na dłoni policzek Nezumiego. 

 – Chcę być ci równy!

Nezumi zgarbił ramiona i uniósł prawą rękę w geście przysięgi. 

 – Rozumiem mój błąd. Więcej go nie popełnię. 

 – Przysięgasz?

 – Przysięgam na mój policzek. 

W oddali zapiał kogut. Nawet w ciemnościach czuć było nadchodzący mroźny świt. Już za kilka chwil wschodnie niebo miało zrobić się jaśniejsze, a światło słońca odpędzić ciemności. Ich pierwszy dzień walki miał się właśnie zacząć. 


***


Safu próbowała się obudzić. Wydawało jej się, że wraca jej czucie. Jednak jeśli o odczucia fizyczne chodzi, nadal nie było ich zbyt wiele. 

„Gdzie ja jestem?”

„Gdzie ja jestem?”

„Co ja tu robię?”

„Czy ja śnię?” 

„Muszę pamiętać”.

„Co pamiętać?”

„Bardzo ważną osobę”.

„Ważną osobę”.

 – Safu.

Bardzo blisko siebie usłyszała męski głos.


„Nie”.

„To nie ten głos”.

„Głos, na który czekam...”

„To nie ten głos”.

 – Jak się czujesz? Zgaduję, że trochę inaczej niż zwykle, prawda? Ale niedługo i do tego przywykniesz. Mam nadzieję, że podoba ci się ten specjalny apartament. To najlepszy, o jaki mogłabyś prosić i jest cały tylko dla ciebie, Safu.


„Nie lubię tego głosu”.

„Nie wymawiaj mojego imienia”.

„Nie wymawiaj mojego imienia...”

„...tym swoim głosem”.

 – Safu, jesteś bardzo ładna. Nawet piękniejsza niż sobie wyobrażałem. Piękna, bez dwóch zdań. Jestem tym nawet usatysfakcjonowany. 


„,Nie lubię tego głosu...”

„Ani tego zapachu...”

„Pachnie jak krew...”

„Zapach krwi”.

 – Jestem dzisiaj odrobinę zajęty. Później jeszcze przyjdę, Safu. Powinnaś się rozluźnić i chwilę odpocząć. 

„Tylko dlaczego...”

„Wszystko jest takie...”

„...zamglone?”

„Ale ja...”

Przez jej nie do końca jeszcze przywróconej świadomości przewinęła się cienista sylwetka. 
Te oczy, te paznokcie, te usta, to oddalone spojrzenie, ten energiczny uśmiech, ten pochmurny wyraz twarzy, te długie palce... Ach, słyszała nawet jego głos.

 – Zawsze myślałem o tobie jak o przyjaciółce.

Zawsze był takim dzieciakiem. Nigdy się nie domyślił, co do niego czuła. Kochała tę jego dziecinną, pochłoniętą przez wszystko duszę. Kochała go, jak nikogo innego. Nawet teraz...
Znowu traciła świadomość. Ciemności owinęły się lekko wokół niej.


„Już nigdy cię nie zobaczę...”

„Shion”.


***


Shion spędził większość dnia na zajmowaniu się psami. Z rana Inukashi się nie pojawił, przez co Shion sam musiał przygotować jedzenie dla kilkudziesięciu psów. Nie miał ani chwili na odpoczynek, jednak nawet go nie potrzebował. Przeciwnie, cieszył się z tego. Przez zajmowanie się pracą mógł chociaż na chwilę zapomnieć o swoim zniecierpliwieniu. 

„Nie spiesz się i poczekaj cierpliwie. Spokojnie”.

Słowa Nezumiego raczej nie cierpiały sprzeciwu, a jedynym co mógł zrobić było kiwnięcie głową i podporządkowanie się. Jednak nie mógł nic zrobić ze swoją niecierpliwością. Nie mógł pozostać spokojny.

„Nawet kiedy ja mogę tylko o tym rozmyślać, Safu jest...”

Za każdym razem, gdy przypominał sobie o tym, jego emocje zaczynały rzucać się w agonii, panikował i przygryzał wargę aż zaczynała krwawić. 

Pies pisnął wysoko. Był to jeden z mniejszych szczeniaczków, które przyszły na świat jesienią. Do Shiona doszło, że odleciał myślami w momencie nakładania im jedzenia. 

 – Ach, przepraszam.

Szybko pozbierał resztki ich jedzenia i wrzucił do misek. Szczeniaczki szybko machały swoimi identycznymi ogonami, wpychając mordki w jedzenie. W miejscu, w którym nawet ludzie umierali z głodu, Inukashi nadal był zdolny zapewnić psom dość jedzenia, by nie musiały głodować. 

Resztki jedzenia zwożone były do ruin w środku nocy, gdzie sortowano je na jedzenie dla ludzi, idące do sklepów i resztki dla psów. Shion w końcu dowiedział się, skąd pochodziły. Inukashi pewnie je też szmuglował. Nezumi również zniknął wcześnie tego ranka. 

Co on mógł robić?

Im więcej się nad tym zastanawiał, tym bardziej rozumiał swoją bezsilność. Denerwowało go to. Nie mógł siedzieć spokojnie. Znowu przygryzał wargę, próbując się pozbierać.

Poczuł coś ciepłego na tyle swojej dłoni. Spojrzał w dół, by zobaczyć liżącego go pieska. Cravat wystawił główkę z jego swetra, jednak po chwili schował się z powrotem. 

Chciał pokazać Safu tego szczeniaczka i tę myszkę. By mogła ich dotknąć i poczuć ciepło ich małych języczków czy ciałek. 

Safu była mu ważna. Jednak nie w miłosnym sensie – spokojniej, ze znacznie większym namaszczeniem. Kochał ją jak rodzinę, jak bliskiego przyjaciela. Jakikolwiek był to rodzaj miłości, nic nie zmieniało faktu, że się o nią martwił. 

Zamknął oczy, wzywając jej imię.

„Safu”.


***


 – Chcesz, żebym z tobą współpracował? – odezwał się Rikiga ze zniesmaczeniem.

 – Tak – odpowiedział Nezumi. – Chcę żebyś wyciągnął informacje ze swoich klientów – Nezumi usadowił się wygodnie w fotelu, kładąc nogi na stół. 

 – Informacje? W sensie o Świętym Mieście?

 – No.

 – A co mi to da?

 – Niesamowity zysk.

Rikiga wstał i zbliżył się do Nezumiego. Byli w pokoju, którego używał jako swojego miejsca pracy. Roiło się w nim od magazynów i pustych butelek, przez które pomieszczenie śmierdziało alkoholem. Spojrzawszy z góry na Nezumiego, Rikiga wykręcił twarz z niezadowoleniem. 

 – Całkiem długie te twoje nogi. Chwalisz się, czy co?

 – Jakiż to honor, usłyszeć od ciebie komplement. Zarabiam nimi, muszą jakoś wyglądać. 

Rikiga zepchnął jego stopy z blatu.

 – Jazda mi z tymi nogami. Ty to nazywasz dobrym wychowaniem? – powiedział z pogardą Rikiga. – Nawet podstawowych manier nie posiadasz.

 – Używam manier przy ludziach, którzy na nie zasługują. 

 – Nie kłap tak jęzorem, bo zmęczysz się jeszcze – kontynuował Rikiga. – Ta przysługa, o którą prosisz, to jakaś część sztuki? Ćwiczysz nową rolę?

 – To prawdziwy wypadek. 

 – Prawdziwy wypadek, co? Niesamowite zyski, mówisz? Śmieszne.

Nezumi spojrzał na Rikigę, a na jego twarzy zagościł uśmiech. 

 – Co jest? – zapytał. – Tu chodzi o robienie fortuny, uwielbiasz to przecież. Nie chce ci się, czy co?

 – Skąd pomysł, że uwierzę w gadkę trzeciorzędnej aktorzyny?

 – To komu uwierzysz? Shionowi?

Spojrzenie Rikigi się ożywiło. 

 – Shion? A co Shion ma do tego?!

 – Oj całkiem dużo.

 – Wmieszałeś go w to, Eve?

 – Nie. To Shion zasadził nasiona, po prostu kiełkują w moim ogródku. 

 – Co masz na myśli?

 – Jeśli zgodzisz się pomóc, to ci powiem. 

 – Gadaj.

 – Po pierwsze, chcę listę twoich klientów. Kiedy znowu przyjdzie jakiś wysoki urzędas z No.6, żeby się zabawić? Chcę znać jego nazwisko i pozycję. 

Rikiga westchnął krótko i splótł ramiona na piersi. 

 – Eve, ile ty masz lat?

 – Mniej niż ty, staruszku.

 – Chyba nawet mógłbyś być moim synem. Chciałem powiedzieć to jakiś czas temu, dzieciak jak ty nie ma prawa patrzeć na dorosłych z góry. Powinieneś ponieść konsekwencje. 

Nie spuszczając oka z Nezumiego, Rikiga zawołał głośno Conka. Drzwi pokoju obok otworzyły się i stanął w nich ogromny mężczyzna.

 – To mój nowy ochroniarz – powiedział Rikiga. – Niedawno go zatrudniłem. Był kiedyś zapaśnikiem i ludzie stawiali na niego grube pieniądze. Prawie zabił paru ludzi gołymi rękami. Na ringu i poza nim. 

Człowiek w ciszy spojrzał na Nezumiego. Był tak wielki, że brudne pomieszczenie wydało się mniejsze tylko przez to, że do niego wszedł. 

 – Conk, chciałbym żebyś powitał odpowiednio tego małego księcia. Nie musisz go zabijać. Wystarczy, że nie wyjedzie mi tu znowu z jakimś małym draństwem. 

 – Eh? – zawahał się Conk. – Em...

 – Żadne „em”, mówię żebyś nauczył mi tego dzieciaka jak wygląda cios dorosłego – powiedział z irytacją Rikiga. 

Conk oblizał usta, postawił krok naprzód, a po nim kolejny. Nezumi wstał. Rikiga uśmiechnął się z wyższością. 

 – To kara, na którą zasługujesz, Eve. 

Conk się zatrzymał. 

 – Eve... To naprawdę ty, Eve?

Nezumi uśmiechnął się, wystawiając dłoń w delikatnym geście. Jego zmysłowy uśmiech sprawił, że nawet Rikiga zamrugał. 

 – Więc nazywasz się Conk? Miło mi cię poznać, Conk. Dziękuję, że zawsze przychodzisz oglądać mnie na scenie. Nigdy nie wyobrażałbym sobie, że mógłbym cię spotkać w takim miejscu. Jestem niezmiernie szczęśliwy. 

 – Och... ja też, Eve. 

Conk zarumienił się lekko, delikatnie ujmując wysuniętą dłoń. 

 – Zawsze byłem twoim fanem. Widziałem prawie wszystkie twoje występy.

 – Wiem. Odstajesz od reszty, więc zawsze widzę, kiedy jesteś. Wysłałeś mi nawet kilka prezentów. Zawsze chciałem ci bezpośrednio za nie podziękować. 

 – Naprawdę? Ty... Ty naprawdę wiedziałeś kiedy... kiedy ja...

 – Oczywiście. Ostatnim razem nawet płakałeś. Patrzyłem na ciebie ze sceny, wiesz.

 – Patrzyłeś? Patrzyłeś na mnie?

 – Patrzyłem. 

 – Eve... Nie wiem, co powiedzieć... ja...

 – Jesteś przytłoczony?

 – Tak, przytłoczony. Szczęściem. Nigdy nie byłem tak szczęśliwy. Czuję się lekki jak chmurka. 

 – Dziękuję, Conk – powiedział łagodnie Nezumi. – I naprawdę nie chcę ci przerywać, ale chciałbym odbyć z Rikigą–san długą, miłą rozmowę. Czy mógłbyś przynieść mi filiżankę kawy?

 – Oczywiście. A może i coś do jedzenia?

 – Byłoby miło. Mam szanse na ciasto?

 – Naturalnie. Już przynoszę.  

Conk zniknął w pokoju obok z niesamowitą szybkością jak na kogoś o takiej posturze. Rikiga pokręcił głową. 

 – Kawa i ciasto? Wiesz, to i tak jest moje – bąknął Rikiga. 

 – Nie sprzeciwiaj się, bo oberwiesz. Sam to powiedziałeś. Były zapaśnik. Prawie zabił kilku ludzi. Prawda?

 – Teraz rozumiem czemu żona wykopała go z domu – powiedział gorzko Rikiga. – Jest kompletnie bezużyteczny, kiedy najbardziej go potrzebujesz. 

 – To dobry koleś. Pewnie robi niesamowitą kawę. 

Rikiga cmoknął trzykrotnie. 

 – To już coś, Eve. Nie dość, że umiesz się posługiwać nożem, to i seksapilem ludzi omamiasz?

 – Jedno i drugie jest całkiem niezłą bronią. 

 – To używaj broni, którą masz przy sobie. 

Nezumi zniżył się w fotelu, krzyżując nogi. 

 – Eve, nie jesteś szczurem – kontynuował Rikiga. – Jesteś przebiegłym, białym lisem–demonem, doskonałym w manipulowaniu ludźmi. Nie wiem, ile masz ogonów, ale znam kogoś, kto lubi rzeczy tego typu. Należy do elity, pracuje w Centrali Ministerstwa Administacji. Jest moim ulubionym klientem. 

 – Czy to znaczy, że będziesz ze mną współpracował? – powiedział Nezumiego z ponurą miną. Rikiga był poważny. 

 – Słyszałem, że ostatnio coś się dzieje w No.6. 

 – Wiadomości szybko się rozchodzą, co? Jestem pod wrażeniem. 

 – Nie wciskaj mi tu fałszywych komplementów. Mój biznes utrzymuje się z bycia na bieżąco. Ale naprawdę – powiedział zamroczony. – Po raz pierwszy słyszałem o czymś niekontrolowanym w tym miejscu. Ile to już dekad, odkąd istnieje Święte Miasto? Pewnie już czas, żeby rozdarło się kilka powycieranych szwów. A jeśli tak, chcę wiedzieć więcej. Ciągle jestem tego ciekaw, Eve. A jeśli Shion jest w to zamieszany, nie mam zamiaru przejść koło tego obojętnie. 

 – Aż taki jest dla ciebie ważny?

 – Przypomina mi Karan. I w przeciwieństwie do ciebie, on jest miły i prawdomówny. Karan dobrze go wychowała. Pewnie otoczyła go miłością.

 – Co jest, staruszku?

 – Co?

 – Coś taki uroczysty? Chory jesteś, czy co?

 – Daj mi spokój – kłapnął Rikiga. – Kiedy jestem ze Shionem po prostu czuję spokój. Nie jestem pewien czemu... Z resztą nieważne, pokażę ci dane moich klientów. Jak już skończymy, chcę usłyszeć twoją historię. Nie wiem, czy będzie w niej mowa o „niesamowitych zyskach”, ale może być interesująca. 

 – Za tym naprawdę jesteś, nie?

 – Mów sobie co chcesz.

Dotarł do niego aromat kawy. 

Nezumi pomyślał o Shionie. 

Otoczony miłością – i to bez dwóch zdań. Jego brak rozsądku, jego szczodrość, jego prostolinijność, jego tolerancja, wszystkie pewnie były oznakami miłości, jaką mu dano. Shion pewnie nigdy nie doświadczył, jak to jest błagać o miłość. Z tym miał szczęście. Jednak miłość czasem zmieniała się w swoje przeciwieństwo. Miłość przyciągała nienawiść, a wraz z nią widmo zniszczenia. 

Całe szczęście, miłość, która wychowała Shiona, miłość, którą miał w sobie, pewnie nie miała nawet jak stać się krępującymi go łańcuchami, ani dłonią, ciągnącą go ku śmierci...

Nezumi wziął głęboki oddech, wdychając miły zapach, cudem nie pozwoliwszy uciec westchnieniu z jego ust. 


***


Inukashi brnął ścieżką, przekręcając co chwila głowę w rozterce. 

Nie wiedział jakiego rodzaju informacji ma szukać. To było jak wspinanie się po górze kamieni, oddzielając głazy od klejnotów. Z morza informacji musiał wybrać te najważniejsze, połączyć je i wyciągnąć wnioski. Nie był w tym zbyt dobry. 

„No nic. Sami niech się domyślają. Moją robotą jest jedynie usunięcie sprzed nich wszystkich kamieni. W myśleniu im nie pomogę”.

Zatrzymał się nagle, wyciągając szyję. W oddali widać już było niesforsowane mury No.6. Specjalna granica skrzyła się w świetle zimy. Inukashi nigdy nie myślał o tym za bardzo. Dla niego to był po prostu całkiem inny świat, świecący się w oddali. Tylko tyle. Jego jedynym zmartwieniem było przetrwanie kolejnego dnia bez głodu. Nigdy nie wiązał się jakoś specjalnie z No.6. Ale Nezumi był inny. Bez przerwy myślał o No.6. 

Dlaczego tak się tym przejmował? Co go z tym łączyło?

Miłość i nienawiść łączył fakt, że obie były pułapkami. 

Zawiał chłodny wiatr. Jutro albo pojutrze pewnie zmieni się pogoda. 

Inukashi skulił się, pociągając cicho nosem. 

Siłą go w to wciągnęli, wiedział to. Został mocno złapany przez uporczywe intencje Nezumiego i stanowczość Shiona. 

„Nie, to nie to. Połowa mnie wlazła w to z własnej woli”.

Zrobił to nie przez oszustwa Nezumiego czy to, że szkoda mu było Shiona. 

„Tylko dlaczego?”

Pytał sam siebie, nie uzyskując odpowiedzi. 

„Dlaczego? Dlaczego ja..."

Jeszcze raz wyciągnął szyję, spoglądając na Święte Miasto. 

„Tam daleko Święte Miasto No.6 sobie błyszczy, a tu my spędzamy życie. Ilość resztek, jakie wyrzucają z No.6 każdego dnia, spokojnie wystarczyłaby, żeby nakarmić wszystkich głodujących tu ludzi. Tylko resztki. Są ledwo nadgryzione, na miłość boską”.

Obżarstwo i głód, ekstrawagancja i bieda, bawienie się życiem i strach przed śmiercią, arogancja i zdeprawowanie...

Byłby w stanie to zmienić?

Inukashi szedł pod wiatr. Jego włosy plątały się i kołtuniły za nim. 

Byłby w stanie zmienić rzeczywistość, w której żył; dni, w których musiał walczyć o przetrwanie; swoje życie, które od dawna toczyło się inaczej niż normalnego człowieka?

„Śmieszne. To tylko bajeczka. Poza tym, co my niby możemy teraz zrobić... Ale Nezumi też tak miał, zupełnie jak Shion. Nezumi i Shion wierzyli. Wierzyli, że są w stanie zmienić wszystko swoją własną siłą”.

Inukashi nie był w stanie się z nich śmiać. Nawet jeśli pomyślał o tym przez chwilę. 

„To jest złe”.

Jeden fałszywy krok, a prawdopodobnie nie zobaczyłby już wiosny.

„To jest złe. Bardzo złe”. 

Jednak w sercu czuł lekkość. Był tak pogodny, że wydawało mu się, że jego własne myśli zmieniają się w piosenkę. 

Gdy zaczął gwizdać melodię, a wiatr uderzał w jego ciało, Inukashi zaczął biec.

Shion skończył myć starannie ostatniego psa, po czym zatrzymał się w miejscu. Musiał przyznać, że był wykończony. Cały dzień spędził na zajmowaniu się psami. Czuł się jakby zaraz sam miał się jednym z nich stać. Zaczynało już zmierzchać. 

Szczeniaczki szturchały go, zapraszając do zabawy. 

 – Dobrze już, dobrze. Chodźcie, nie powinniście mieć już żadnych pcheł – zgarnął je ramieniem, gdy Cravat pisnął z jego kieszeni. Shion podniósł twarz. 

Nezumi stał tuż przed nim. Nawet tego nie zauważył. W ogóle nie wyczuł jego obecności. Jednak tym razem nawet nie był tym zaskoczony. 

Shion odłożył szczeniaki i wstał bez słowa. Nezumi, również w ciszy, wskazał coś podbródkiem. Zaczął iść w stronę ruin. 

 – Nezumi... Inukashi się odezwał?

 – Obaj na nas czekają. 

 – Obaj?

Wspięli się po walących się schodach, by otworzyć drzwi na końcu korytarza. Na małym, okrągłym stoliku paliła się świeczka. Nieopodal siedzieli Inukashi i Rikiga. 

 – Łaskawie zaoferowali nam pomoc. Powinniśmy być wdzięczni, Shion. 

 – Łaskawie? – powtórzył z kpiną w głosie Inukashi, po czym westchnął z rozczarowaniem. – Nie wydaje mi się, żeby bycie oszukanym, przekupionym czy naciągniętym można było nazwać „łaskawością”, Nezumi. 
Shion podszedł o krok bliżej i pochylił nisko głowę. Nie wiedział co powiedzieć. Czuł, że żadnymi słowami nie mógłby wyrazić swojej wdzięczności. 

 – Dziękuję... Dziękuję wam wszystkim – tylko tyle mógł wydusić. 

 – Shion, nie musiałeś brać tego na poważnie – uciął Nezumi. – I tak mają własne powody. Zwabił ich jedynie słodki zapach własnego zysku. 

 – Eve, któregoś dnia ten twój długi jęzor ci zgnije i odpadnie. Tego jestem pewien – powiedział Rikiga z butelką whisky w prawej dłoni. Z pewnością przyniósł ją ze sobą. Po chwili Inukashi wstał. 

 – Mogę zacząć, Nezumi?

 – Tak. Dawaj. 

Shion zacisnął pięść na kolanie. 

„Ja ich wszystkich w to wciągnąłem. Tylko ja. Nie wolno mi o tym zapomnieć”.

Nagle wysunęła się do niego cudza dłoń. Należała do Nezumiego. Delikatnie otworzył nią pięść Shiona, palec po palcu, łagodnie, jakby się nią bawił. 

 – Dopiero zaczynamy. Spinaj się tak dalej, a zemdlejesz przed końcem – Nezumi przemówił jakby do siebie, skupiając wzrok na świeczce. Musiał pojawić się jakiś powiew, bo płomień się poruszył. Na zewnątrz było już zupełnie ciemno. Długi dzień zbliżył się do swego końca. Nie, wszystko dopiero się zaczynało. Właśnie w tamtym miejscu. 

 – W tym tygodniu do Zakładu Karnego zabrano trójkę więźniów. Pośród nich... – Inukashi przerwał, wpatrując się w świecę, by kontynuować po chwili. Wokół światełka były tylko ciemności. Płomień podskoczył. – Pośród nich nie było żadnej kobiety. Do miasta nikt nie przybył. Cała trójka to faceci z Zachodniego Bloku. 

 – Jesteś tego pewien? – zapytał Nezumi niskim głosem.

 – Tak. Słyszałem od gościa zajmującego się ciuchami więźniów. Tę trójkę zapisali w Rejestrze Więźniów. Próbowali się włamać do Biura Kontroli Dostępu, żeby ukraść pieniądze. Albo poszaleli z głodu, albo to po prostu debile. W każdym razie, nie było z nimi żadnej kobiety. 

 – Nie może być! – Shion podskoczył z krzesła. 

Nie było takiej możliwości. Jednak w tym samym momencie jego serce zrobiło się jakieś lżejsze. Co jeśli Safu była już bezpieczna?

„Może pomyliłem się z tym płaszczem i wcale nie należał do Safu. Może...”

 – Jeśli to prawda, rzeczy się trochę pokomplikują – Nezumi uniósł brew. Jego głos był zimny jak podmuch, który poruszył płomieniem. 

 – Pokomplikują?

 – To znaczy, że nie jest legalnym więźniem. Wiem, że to dziwne, żeby nazywać więźnia „legalnym”, ale jeśli nie jest nawet zarejestrowana jako rezydent Zakładu Karnego to... Shion, to znaczy, że nie istnieje nawet jako więzień. Została wymazana.

 – Wymazana...

 – W chwili, w której twoją przyjaciółkę złapało Ministertwo Bezpieczeństwa, wszystkie jej dane jako obywatelki miasta zostały wymazane. W normalnym wypadku zostałyby po prostu przeniesione do głównego komputera Zakładu Karnego i uzupełnione statusem więźnia. Wtedy w Zakładzie sprawdziliby wszystko i dodali zdjęcia ze wszystkich stron, wzrost, wagę, odciski palców, próbki głosu, tęczówkę i unerwienie palców. Dopiero po zakończeniu tego procederu zostałaby prawdziwym więźniem. Przy złodziejach z Zachodniego Bloku pewnie większość by pominęli, ale jeśli chodzi o kogoś z No.6, z całą pewnością musieliby to zrobić. Jednak tym razem całkowicie o tym zapomnieli. Dlaczego? Żeby nie pozostawić żadnego dowodu na istnienie twojej przyjaciółki. 

 – Hej, Nezumi – Rikiga postawił głośno butelkę na stole. – Nie możesz być ździebko delikatniejszy? To całe gadanie o wymazywaniu i nie pozostawianiu śladów... prawie jakbyś powiedział, że ta dziewczyna... eee, Safu, nie? Mówisz jakby tą całą Safu już zabili.

 – Jesteś chyba jeszcze mniej delikatny niż ja, staruszku.

Shion przełknął ślinę, słuchając ich rozmowy. Nie czuł się zbyt dobrze. Wydawało mu się, że jest pijany. Jednak nie miał teraz czasu na rozłożenie się na stole i pójście spać. 

„Safu...”

 – Safu odstawała od reszty ludzi – powiedział bez wyrazu Shion. – Miasto straciło sporo czasu i pieniędzy na opiekowaniu się nią od dziecka. Wychowywali ją na kogoś, kto pracowałby na najbardziej prestiżowych stanowiskach. Dlaczego mieliby się jej pozbywać? To by była dla nich niesamowita strata. 
Jego własny głos wydał mu się zupełnie obcy. Był zachrypnięty i irytujący.

 – Taa, to właśnie problem – zgodził się Nezumi. – Dlaczego byli skłonni pozbyć się kogoś z elity, kogo trzymali pod kloszem, tracąc czas i pieniądze? I ona bynajmniej nie zrobiła nic aż tak głupiego jak ty w wieku lat dwunastu.

Inukashi ruszył nosem.

 – Co masz na myśli mówiąc "głupiego"? To ma jakiś związek z powodem, dla którego wykopali Shiona z No.6?

 – Tak. Ale teraz to nieważne. Shion.

 – Tak?

 – Jak jest z rodziną tej przyjaciółki?

 – Safu nie ma rodziców. Chyba jej jedyną krewną była babcia... Mówiła, że to ona ją wychowała. 

 – Tylko babcia, mówisz. Czyli jak babunia zejdzie, dziewczyna zostaje sama.

 – Zgadza się.

Shion uniósł twarz, by napotkać spojrzenie szarych oczu. W końcu zrozumiał o czym mówił Nezumi.

 – Nawet jeśli Safu by zniknęła, nikt by specjalnie nie zwrócił na to uwagi. A to nie wszystko...

 – Co jeszcze?

 – Safu miała wyjechać na wymianę na dwa lata do innego miasta. Nawet gdyby zniknęła z No.6, nikomu nie wydałoby się to dziwne.

 – Czyli mamy całość. Jest elitą, nie ma krewnych i nikt nie miałby żadnych podejrzeń, gdyby zniknęła na długi czas. Te warunki spełniała twoja przyjaciółka. Dlatego została złapana i zamknięta w Zakładzie Karnym. Nie jako więzień, ale...

 – Nie jako więzień... To po co?

 – Nie wiem – pokręcił głową Nezumi. Inukashi przysunął się bliżej. 

 – Hej, to ma coś wspólnego z tymi plotkami? Tymi o dziwnej chorobie w No.6?

 – Masz jakieś szczegóły?

 – Nie – odpowiedział szybko Inukashi. – Wiesz, zdobywanie informacji o tym, co się dzieje w mieście nie jest takie łatwe. Tę czarną robotę zostawiam w łapach pana alkoholika. 

Rikiga połknął resztkę zawartości butelki i spojrzał na Inukahi przekrwionymi oczami. 

 – Nie wydaje mi się, żeby chłopiec–kundel miał prawo nazywać mnie alkoholikiem. Jeśli chodzi o informacje z miasta, nie wyciągnę ich ot tak po prostu. Najwcześniej pojutrze dam radę. Ale ostrzegam cię, Eve, fakt, że zdobędę informacje, których potrzebujesz, nie oznacza, że wszystko pójdzie dobrze. Jak masz zamiar dostać się do Zakładu Karnego?

Nie było odpowiedzi. Rikiga wzruszył ramionami.

 – Co masz zamiar zrobić? Zaatakować Biuro Kontroli Dostępu jak ci lunatycy i dać się aresztować?

 – Nie mogę – odezwał się obcesowo Nezumi. – Wszystkie moje dane personalne są już w ich komputerze.

 – Och? Czyli to prawda, że już byłeś w Zakładzie Karnym. Ach, więc jednak jest sposób, żeby nawiać z tego miejsca cało? Co za niespodzianka. Daj mi autograf, powieszę go na ścianie. Oczywiście z twoim prawdziwym imieniem. 

Nezumi zignorował żart Rikigi. Płomień przechylił się mocno. Wiatr pewnie zrobił się silniejszy. 

 – Inukashi, co z systemem zabezpieczeń?

 – Nic konkretnego nie mam. Tylko najważniejsze punkty. I wygląda na to, że dobudowali nową część podziemną.

 – Nową część? Po co?

 – Nie wiem. Nawet woźnych tam nie wpuszczają. Niby jest winda, którą można dojechać na sam dół, ale mogą jej używać tylko wybrani, ma system sprawdzania tożsamości.

 – Ściśle tajne i poufne, co... i to zlokalizowane w Zakładzie Karnym, a nie Kropli Księżyca. Rozumiem. 

Nezumi pogrążył się w myślach. Shion skupił wzrok na jego profilu.

 – Nezumi.

 – Co?

 – Aresztowanie jest najprostszą i najpewniejszą metodą dostania się do środka, tak?

 – W pewnym sensie. Ale kiedy cię zabiorą, nie masz za grosz prywatności ani przestrzeni ruchu. 

 – Uratowanie Safu jest niemożliwe? Nie ma nawet cienia szansy?

Nezumi spojrzał na Shiona z połączeniem zimnej obojętności i litości.

 – Jedziesz na tym samym wózku co ja – powiedział. – Mają wszystkie twoje dane osobiste. Damy się aresztować, a sprawdzą wszystko, co o nas mają. Nawet sekunda nie minie, zanim się zorientują, że jesteś zbiegłym przestępcą pierwszej kategorii. Jeślibyś miał szczęście, trafiłbyś tylko do izolatki. A jeśli nie, na miejscu by cię zabili. 

Rikiga zaczął gwałtownie kaszleć. Inukashi wstał z krzesła z piskiem.

– Zbiegły przestępca pierwszej klasy?! Ten naiwny dzieciak? Czekaj chwilę, Nezumi. Dlaczego ja nic o tym nie wiem?

 – Bo ci nie powiedziałem.

Zignorowawszy wściekłe spojrzenia Inukashi i Rikigi, Shion stał murem za Nezumim. Coś musiało być. Musiała istnieć jakaś droga. Nawet jeśli możliwość jej istnienia miała być mniejsza niż jeden procent, cieńsza niż pajęcza sieć, musiał ją znaleźć. Nie mógł pozwolić sobie na popadanie w rozpacz. 

 – Jeśli nas aresztują, natychmiast wszystko przeszukają? Nie ma opcji, żeby kupić sobie czas podczas sprawdzania danych i wtedy wydostać Safu?

 – Nie – odpowiedział Nezumi. – Wprowadziliby nasze informacje do komputera i natychmiast przeszukali pliki. Mysz się nie prześlizgnie. Wtedy zaimplantowaliby nam V–Chip. Więźniowie są związani i utrzymywani przez cały czas pod stałą obserwacją. Nie mielibyśmy nawet sekundy spokoju. 

 – Żadnych wyjątków?

 – Żadnych wyjątków. Ani je...

Nezumi nagle przełknął swoje słowa. Jego twarz zastygła. 

 – Nezumi?

Shion, Inukashi i Rikiga nadstawiali uszu w tej nagłej ciszy, wstrzymując oddechy. Głos rozciął powietrze.

 – Jest jeden.

 – Eh?

 – Jest tylko jeden wyjątek.

Shion wytrzeszczył oczy, wpatrując się nieprzerwanie w oświetlony płomieniem świecy profil Nezumiego. Jego usta się poruszyły. 

 – Polowanie na ludzi – jego głos był chrapliwy i bardzo niski.

Ciało Inukashi zesztywniało na krześle. Rikiga przeniósł wzrok z Nezumiego na butelkę. 

 – Polowanie? Co to takiego? – Shion spojrzał na twarze pozostałej trójki. Nikt nie odpowiedział. Ciemności w pokoju jakby zgęstniały. Inukashi westchnął. 

Nadeszła noc. 

No.6, błyszcząc złotem, jaśniało na horyzoncie. W kącie Zachodniego Bloku, w pokoju pogrzebanym w ruinach, na samym dnie ciemnej nocy ich czwórka siedziała wokół tańczącego płomienia. 

Zawył wiatr. Wydawało się, jakby wzywał kogoś ze współczuciem. A noc objęła ich wszystkich. 
Zawiało. Płomień podskoczył i zniknął, jakby oddając ostatnią resztkę własnej energii. Szept Nezumiego odbijał się w ciemnościach. Nie był już zachrypły. 

 – Polowanie na ludzi, to jedyny wyjątek.


==Koniec rozdziału 5==


((Taa, totalnie kończymy pierwszą trójcę tomiszcz... No, ale przynajmniej teraz wszyscy wiemy, że w trollowaniu Nezumi dorównuje Izayi xD))

czwartek, 15 marca 2012

Tom III: Rozdział 4



((tymczasowo wersja bez korekty Dżun, bo Kuro w wyniku swojego opóźnienia w rozwoju usunęła rozdział. brawo dla Kuro.))


Rozdział 4
Prawdziwe kłamstwo, kłamliwa prawda

Uszy króla to ośle uszy. 
Wielkie, włochate, ośle uszy. 
Ruszające się, kręcące ośle uszy.
Mity greckie, „Ośle uszy Króla Midasa”


Nezumi szedł powoli spowitą mrokiem nocy ścieżką. W tym miejscu noc i ciemność były synonimami. Gdy już znikało całe naturalne światło, pozostawał tylko świat cienia. Wszystko topiło się w czerni.

Czasem z baraków wydostała się przez szparę pojedyncza wiązka światła, podczas gdy sam barak ledwie trzymał wiatr i deszcz na zewnątrz. Światła jednak gasły niedługo potem, a zimne dreszcze przeszywały ciemną noc, ciszę i ubrania, docierając do ukrytej pod nimi skóry.

Nawet biała para, uciekająca co chwila z jego ust, znikała w ciemnościach. Skierował twarz ku niebu. Błyszczały nad nim niezliczone gwiazdy.

Pomyślał, że jutro pewnie będzie jeszcze zimniej niż zwykle. A na zewnątrz jeszcze więcej ludzi zamarznie na śmierć. To okrutne przeznaczenie kryło się pod rozgwieżdżonym niebem. Jednak nawet gdy widać było wszystkie gwiazdy, nikt nie nazywał tych zimowych nocy pięknymi. Nie w tym miejscu.

Nezumi zatrzymał się, spoglądając na miasto, błyszczące z daleka. Miasto światła, majaczącego w ciemnościach – Święte Miasto No.6.

Całość połyskiwała złotem, przypominając mu o królu Midasie, zamieniającym wszystko, czego dotknął, w złoto.

Nezumi uśmiechnął się nieznacznie w mroźnym mroku.

Król Midas w zamian za zmienianie wszystkiego w złoto, nie był już dłużej w stanie wkładać chleba do ust i zmienił w złotą statuę nawet swoją ukochaną córkę. Dopiero wtedy zrozumiał swoją głupotę i chciwość, i zaczął błagać bogów o przebaczenie.

„Co teraz zrobisz, No.6? Ty, miasto patrzące z góry na nas, pogrążonych w cieniu; czy uklękniesz pewnego dnia, błagając o przebaczenie? Tylko że nie ma bogów, którzy okazaliby ci litość. Pogrążaj się w swoim złocie, zawal, spal na popiół i zgiń. Dożyję momentu, w którym zapadnie kurtyna. Będę żyć, żeby zobaczyć to na własne oczy.


Nezumi ponownie owinął wokół siebie płaszcz z superfibry i zaczął iść naprzód. Mała myszka, nazwana przez Shiona Hamlet, wystawiła główkę spod fałd ubrania swojego właściciela i pisnęła cichutko.
Tak, miał zamiar żyć. Tak samo jak do tej pory, miał zamiar przetrwać, choćby musiał czołgać się na kolanach. Oddalałby się od jakiegokolwiek niebezpieczeństwa, zaostrzał kły, polerował pazury i żył do momentu, w którym zatopiłby zęby w szyi wroga, by ją rozerwać.

Przetrwałby i żył nadal. Na pewno.

Nezumi włożył dłoń do tylnej kieszeni spodni. Była w niej notatka Karan.



Ministerstwo Bezpieczeństwa zabrało Safu. Pomocy. K.


Wciąż jeszcze nie pokazał jej Shionowi. Co miał z nią zrobić? Nezumi podejrzewał, co zrobi, gdy się dowie. Stał na skrzyżowaniu dróg, nie mogąc ani wyrzucić liściku, ani przekazać go Shionowi i się od niego odwrócić, mówiąc, że nie ma z tym nic wspólnego.

Niezdecydowanie, zachwianie, złość – wiedział jak bardzo one wszystkie są dla niego niebezpieczne aż za dobrze. Prawa czy lewa, góra czy dół, walczyć czy uciec, chronić czy porzucić – w ułamek sekundy podejmował decyzję na granicy życia i śmierci. Jeszcze nigdy się nie pomylił. Tylko dlatego przetrwał tak długo.

Ta notatka była niebezpieczna. Więc musiał ją jedynie wyrzucić. Dzięki temu bez wątpienia jego życiu już nic by nie zagrażało, a on sam mógłby na powrót zakopać się w swoich ciemnościach.

Znał prawidłową odpowiedź. Więc dlaczego nic z tym nie zrobił? Dlaczego tak się kłopotał, płacąc nawet tak wygórowaną cenę za informacje dotyczące Zakładu Karnego?

„Co ja do cholery robię?”


Zatrzymał się.

Nezumi stał bez ruchu i przyzwyczajał oczy do ciemności. Znajdował się na wzgórzu rzadko obsianym drzewami, kilkadziesiąt metrów od swojego podziemnego lokum.

 – Któż to? – przemówił cicho. Suche skrzypienie rozległo się znad niego, gdy wiatr poruszał nagie gałęzie. Jednak jeszcze dyskretniejszy był ruch w ciemnościach, niezauważalny dźwięk kroków.

 – Późno zauważyłeś, co nie? – zaśmiał się krótko.  – Niepodobne to do ciebie, oj zupełnie niepodobne. Nad czym się tak zamyśliłeś?

 – Inukashi.

Czarne włosy Inukashi i jego opalona skóra pomagały mu w ukrywaniu się w cieniu. Jednak mimo to, Nezumi był na tyle nieostrożny, by nie zauważyć go, nawet kiedy podszedł tak blisko. Nie był dzisiaj sobą.

 – Ciesz się, że to tylko ja. Kto wie ilu żyć byś potrzebował, gdybyś cały czas się tak zamyślał, Eve – Inukashi wymówił sceniczne imię Nezumiego, po czym znowu się zaśmiał.

 – I tak nie czuję się dużo bezpieczniej – odciął Nezumi. – Zwłaszcza że czekasz nocą, próbując dorwać mnie jeszcze na drodze – Cofnął się o krok.– Więc czego chcesz, Inukashi? Raczej wątpię, że aż tak szybko psy zebrały ci informacje.

Ton Inukashi się zmienił, a z jego głosu zniknął cały sarkazm.

 – Mamy problem.

 – Problem?

 – Przed chwilą... no, może trochę dłuższą chwilą, Shion do mnie przyszedł.

 – No i? – Przebiegł przez niego niemiły wstrząs, niemal bolesny.

 – I nie chodziło mu o mycie psów. Przycisnął mi do twarzy szary płaszcz i zapytał, czy mam go z Zakładu Karnego.

 – Szary płaszcz... damski?

 – Taa. Miał rozdarcie na ramieniu, ale materiał był całkiem niezły. Sprzedał mi go handlarz używanymi ciuchami. Sprzedaje co przeszmugluje z Zakładu.

„Musiał należeć do tej dziewczyny... Safu”
– Nezumi odwrócił się i wziął wdech.

 – To co?

 – To co? – powtórzył z niedowierzaniem Inukashi – Ty mi powiedz. Co to za porąbany scenariusz, Nezumi? Shion twierdzi, że kurtka należała do jego przyjaciółki. Co oznacza, że mała psiapsiółka siedzi sobie właśnie w Zakładzie Karnym. A ty jeszcze dzisiaj zapłaciłeś mi za zebranie informacji o tym miejscu. Nie wciskaj mi, że to bez związku, nawet pies by w to nie uwierzył. Masz zamiar pomóc Shionowi wyciągnąć tą jego psiapsiółę, czy co?

Nezumi nie miał jak odpowiedzieć. Nie mógł ani zaprzeczyć, ani potwierdzić słów Inukashi.

 – Jasne, że nie – odpowiedział za niego Inukashi. – Nie ma opcji, żeby ktoś taki jak ty tak łatwo odrzucał własne życie dla kogoś kompletnie obcego.

 – Skąd pomysł, że w ogóle zginę?

Inukashi wziął głęboki oddech w mroku.

 – Czy ty coś ćpałeś? Mówimy o Zakładzie Karnym! Może i jakimś niesamowitym cudem dostaniesz się do środka. Ale nie ma opcji, żebyś wyszedł stamtąd żywy. Nezumi, nie rozśmieszaj mnie.

 – Boże drogi, czy ty się o mnie martwisz? Co za szok.

 – Nie można się już mniej tobą przejmować niż ja teraz – odpowiedział Inukashi. – Jeden szczur w tę czy we w tę raczej dużej różnicy nie zrobi. Ale co niby masz zamiar zrobić ze Shionem? Teraz wie gdzie zabrali mu tą laskę. Takiemu naiwnemu chłopczykowi jak on pewnie się wydaje, że Zakład Karny to jakieś centrum resocjalizacji czy co. Założę się, że myśli, ze jak poprosi o widzenie, od razu dadzą mu z nią porozmawiać. Jeśli go nie zatrzymasz, on tam pójdzie. Pójdzie i da się zabić.

W ciemnościach, zdających się pogłębiać z każdą sekundą, zapadła cisza. Nawet wiatr przestał wiać, a gałęzie odmówiły wydania jakiegokolwiek szelestu.

 – To wszystko, co chciałeś mi powiedzieć? – powiedział nagle Nezumi. – Wszystko mnie boli na samą myśl o tym, na jaki ból ciebie musiałem narazić.

Nezumi ruszył naprzód i złapał Inukashi, zanim ten zdążył się wyślizgnąć. Dopóki widział ślad jego obecności, nie miał żadnych problemów z przewidzeniem jego ruchów.

 – Nieważne, co Shion ma zamiar zrobić – powiedział cicho Nezumi. – Nie jest jednym z nas, a to nie twoja sprawa.

 – To po jaką cholerę węszysz za jego plecami? – odpowiedział szybko Inukashi. – Czemu chcesz utrzymać w sekrecie, że zbierasz informacje o Zakładzie Karnym?

Nezumi wbił palce mocniej w chude, kościste ramię Inukashi. Ten pisnął z bólu. Nezumi nachylił się, by przysunąć usta do jego ucha.

 – Nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy – wyszeptał. – Rób to, za co ci płacę i nic poza tym.

Wypuścił go. Drobne ciało Inukashi zakołysało się niepewnie.

 – Shion wie tylko skąd był płaszcz – powiedział. – O tobie nie ma pojęcia.

 – No raczej.

 – Nezumi, Shion pójdzie sam – odezwał się powoli Inukashi. Kręcił ręką, by pozbyć się z niej uczucia odrętwienia. – Myśli, że o niczym nie wiesz. I pójdzie sam, nikomu nic nie mówiąc. Nie ma zamiaru cię mieszać. Wiesz o tym, prawda?

 – Skąd ta pewność? Jesteś jego nowym ojczulkiem, czy co?

 – Nie muszę być jego ojczulkiem, żeby to wiedzieć. Ty powinieneś nawet lepiej wiedzieć jaki on jest. Dlatego węszysz w tajemnicy, co nie?

 – Zamknij się! – warknął uniesionym głosem Nezumi. Wszystkie jego emocje wyszły na wierzch, a oddech stał się nieregularny. Inukashi zaś prawie nie zareagował.

 – Jeśli jest dla ciebie taki ważny, że nie chcesz go stracić – odezwał się spokojnie, – to chroń go do samego końca, kretynie, nieważne jak by to było upokarzające. Naprawdę myślałeś, ze uda ci się zachować twarz? Że wszystko ukryjesz i sam dasz sobie radę? Przestań się oszukiwać.

 – Inukashi!

Inukashi cofnął się ułamek sekundy przed tym jak Nezumi posunął się o krok do przodu. Przykląkłszy na jedno kolano, zaśmiał się cicho.

 – Przegrałeś, Nezumi.

 – Co?

 – Masz coś, co musisz chronić – przegrywasz. Takie tu są reguły. Lepiej je znać.

Nezumi wykopał ziemię w powietrze, ograniczając widoczność Inukashi. Dorwał go, gdy próbował się wycofać i pchnął na ziemię.

 – Co mówiłeś o przegrywaniu? – powiedział ostro. – Nie pieprz mi tu.

 – Nie pieprzę. Nezumi, gdybyś był sobą, nie dałbyś się sprowokować tak łatwo. Ani nie spacerowałbyś sobie nocą pogrążony w myślach.

 – Puść – odezwał się po chwili znowu Inukashi upiornie spokojnym głosem. – Dalej tego nie pojmujesz, Nezumi?

 – Eh?

Ostry gwizd rozdarł powietrze. Gwiżdżąc jednocześnie, Inukashi postąpił o kilka kroków naprzód.

Ze wszystkich cieni dookoła wynurzyły się czerwone kropeczki. Nezumi szybko zorientował się, że to psie oczy. Zanim zauważył, był już otoczony przez ich sporą grupkę. Wszystkie jedynie nisko warczały, formując wokół niego okrąg.

 – Tym razem to wyszkolone psy obronne. Drugi raz dzisiaj ci nie przejdzie – głos Inukashi rozbrzmiał z oddali. – Wszedłeś w pułapkę i nawet się nie zorientowałeś. Zdecydowanie normalnie byś tego nie zrobił, Nezumi. Ale masz słabość. Zapomnij o Shionie, nawet o siebie zadbać nie potrafisz.

Po chwili ciszy powietrze rozdarła krótka komenda.

 – Brać go!

Psy ruszyły. Dziesiątki ciężkich, upiornych cielsk pojawiły się nad głową Nezumiego, gdy ten przykucnął na ziemi. Wyrzucił nogę w górę, kopiąc zwierzę nad sobą.

Pisk.

Jeden z psów rozdarł ciszę swoim wyciem, padając na ziemię. Zanim Nezumi zdążył złapać oddech, kolejny wyrósł jakby przed nim spod ziemi. Zatopił kły w ręce Nezumiego, którą sekundę wcześniej ten zdążył owinąć płaszczem z superfibry. Nezumi mocno się zamachnął, odrzucając bestię. Wstał i oparł się o stojące za nim drzewo.

 – Inukashi, jeśli nadal masz zamiar się tak bawić, nie myśl, że dam ci potem spokój – Nezumi wyciągnął nóż ze skórzanej pochwy. Wziął oddech, licząc czerwone punkciki w ciemnościach.

Cztery doszły.

 – Więc nie przeszkadza ci, że ktoś zaraz poderżnie twoim ukochanym pieskom gardła? – zawołał.

Głos Inukashi odpowiedział z tego samego miejsca, co wcześniej.

 – A próbuj sobie. To była tylko rozgrzewka. Nie będą wiecznie aż takie uprzejme i przestaną w końcu przychodzić po jednym. Tym razem spotkasz się ze wszystkimi na raz.

Jeszcze zanim Inukashi zdążył skończyć zdanie, Nezumi rzucił się w kierunku, z którego dochodził głos. W tym samym momencie rozdzierający ból przeszył jego ramię.

 – Z drogi! – Uderzył rękojeścią noża między oczy psa. Kundel zniknął za nim, rozdzierając materiał, w który wbił zęby.

 – Inukashi! – krzyknął Nezumi, szarpiąc go w dół za długie włosy. Przygwoździł go do ziemi i przycisnął zimne ostrze do opalonej szyi.

 – Wycofaj swoje kundle, albo...

Inukashi zaśmiał się krótko.

 – Albo co? Zabijesz mnie?

 – Jeśli tak sobie życzysz – odpowiedział zimno Nezumi.

 – Łudzisz się, że dasz radę mnie zabić, skoro nawet zwykłego psa nie mogłeś?

Tym razem to Nezumi się zaśmiał.

 – Po prostu nie mam dzisiaj zapasowego noża.

 – Co?

 – Psia krew stępia ostrze. Specjalnie dla ciebie zachowałem je czyste.

Ciało Inukashi drgnęło.

 – Hej, skończ z tym, debilu – powiedział nerwowo. – Zabij mnie, a wszystkie psy naraz się na ciebie rzucą. Rozerwą cię na strzępy.

 – Och, nie byłbym taki pewny. Jesteś ich szefem, nie? Słyszałem kiedyś, że gdy psy tracą przywódcę, znika cała ich wola walki.

 – T-to nie prawda... Ej, serio, przestań. To niebezpieczne.

 – Wycofaj swoje kundle.

 – Dobra – Inukashi pstryknął palcami. Psy natychmiast się uspokoiły i zniknęły w ciemnościach.

 – O, proszę. Nieźle są wytresowane.

 – Dzięki za komplement – odpowiedział ponuro Inukashi. – Śmieszne, że jakoś wcale mnie to nie podnosi na duchu. To ściągniesz ze mnie ten swój ciężki tyłek, czy nie? Ostatnio raczej nie marzyła mi się z tobą żadna scena miłosna.

 – Nie martw się – powiedział z litością Nezumi. – To chyba ostatnia rzecz, jaką chciałbym zrobić. Nie dałbym się przekonać, nawet gdyby zapłacili mi za zrobienie tego na scenie.

Po uwolnieniu Inukashi, Nezumi odłożył nóż, prostując się.

 – Po co w ogóle było to wszystko?

Inukashi cmoknął, strzepując suche liście z ubrania.

 – To była twoja prywatna lekcja.

 – Co?

 – Nie jesteś tak silny jak myślisz. Wydawało mi się, że mogę cię tego nauczyć. Chociaż masz umiejętności, to ci trzeba przyznać. Niewielu daje sobie radę ze mną i moimi psami.

 – O, dzięki za komplement. Śmieszne, że jakoś wcale mnie to nie podnosi na duchu.

 – Ale nie jesteś żadnym superbohaterem ani potworem – kontynuował. – Jesteś tylko człowiekiem. A człowiek sam niewiele może zrobić.

Głuchy ból odzywał się z ramienia Nezumiego. Krew spływała strumieniem po ręce.

Przypomniało mu się coś ciekawego. Krwawił z tego samego miejsca co cztery lata temu, kiedy opatrzył go Shion.

 – Nezumi!

Słyszał wołający go głos Shiona. Niedaleko pojawiło się światło lampy.

 – Wygląda na to, że chłopaczek sam po ciebie przyszedł – parsknął cicho Inukashi. – To ja przejdę do rzeczy... Nezumi, coś dziwnego zaczyna się dziać w No.6 – dodał szybko.

 – Dziwnego?

 – Nie znam szczegółów. Mówią, że jakaś dziwna choroba się tam szerzy, ale nie wiem na pewno. Przyjrzę się temu. I niedługo dostanę informacje o Zakładzie Karnym. Wygląda na to, że tam też zaczyna się coś dziać. Nos mi podpowiada, że zrobi się dość interesująco. Dlatego...

 – Dlatego?

 – Dlatego możesz na mnie liczyć. Pomogę ci.

Inukashi wyciągnął dłoń i klepnął lekko ramię Nezumiego. Przeszył go ostry ból. Nezumi jęknął, padając na kolana z ręką przyciśniętą do rany.

– Narazie. Niedługo się odezwę – Inukashi zniknął w atramentowym mroku, podążając za swoimi psami. Gdy już się ulotnił, okazało się, że Shion jest coraz bliżej.

 – Nezumi, coś się stało?

Shion przysunął lampę bliżej do Nezumiego, gdy tylko do niego dotarł. Rozszerzył oczy ze zdumieniem.

 – Co ci się stało? Krwawisz!

 – Pies się na mnie rzucił.

 – Pies? Czemu?

 – To była tylko jakaś przybłęda. Chyba pomyślał, że jestem słodkim króliczkiem. A ty co tu robisz?

Hamlet wystawił główkę z kieszeni swetra Shiona.

 – Przyszedł po mnie – powiedział Shion. – Pomyślałem, że mogło ci się coś stać.

 – Więc przyszedłeś mi pomóc. Z jedną lampą.

 – No. – Shion przysunął lampę do rany Nezumiego i uniósł brew.

 – Trzeba to opatrzyć. Chodźmy do domu. Możesz iść?

 – Jasne.

Shion spróbował przesunąć dłoń pod ramię Nezumiego, by pomóc mu wstać. Ten jednak odepchnął go i sam zaczął iść naprzód. Ból pulsował niemiłosiernie w jego ramieniu. Gdyby nauczył się opierać o innych, nigdy nie byłby już w stanie żyć samemu. Pomocna dłoń zawsze była jedynie pułapką, znikającą równie szybko, jak się pojawiała. Zawsze tak było.

Gdy tylko wrócili do swojego podziemnego pokoju, Shion przystąpił do akcji, podejmując odpowiednie kroki. Sprawdził ranę, wyczyścił ją i zdezynfekował.

 – Znowu będziesz ją szyć?

 – Tym razem niestety nie jest aż tak źle – odpowiedział Shion ze smutnym uśmiechem, który rzadko gościł na jego twarzy. – Bałeś się, co nie, Nezumi? Myślałeś, że będzie powtórka sprzed czterech lat?

 – Trochę przesadzasz. Chociaż mam wrażenie, że z tobą skończyłbym ze szwami na zacięciu od papieru.

 – Okrutny jesteś – uśmiechnął się Shion. – Ciągle myślę, że wszystko dobrze wtedy zrobiłem.

Cztery lata temu, tamtej burzowej nocy, tak, tamtej, w którą po raz pierwszy spotkał Shiona, przez No.6 przechodził huragan. Nadal pamiętał, nawet jeśli przez mgłę, otwierające się okno, jakby zapraszało go do środka; dwunastoletniego Shiona, wystawiającego przez nie głowę. „Jesteś ranny, prawda? Opatrzę cię” – słowa, których nigdy by się nie spodziewał, uśmiech satysfakcji na twarzy Shiona po zakończonej operacji, słodki smak kakao, pyszne ciasto wiśniowe, miękkie łóżko, cichy, równy oddech tuż za nim, gdy obudził się następnego ranka – nie mógł ich zapomnieć, nawet gdyby chciał. Nawet jeśli by spróbował, nie byłby w stanie się do tego zmusić.

Każde pojedyncze cudowne zdarzenie tamtej nocy pozostawało dla niego niemal namacalne, nie słabnąc od czterech lat.

Czy to właśnie ludzie nazywali wspomnieniami? Śladem na duszy? Czy może zwali to przeznaczeniem?
Łatwo było śmiać się z ludzi, nazywając ich słabymi i głupimi, gdy bezwarunkowo akceptowali innych i próbowali ich ratować. A Shion w konsekwencji wpuszczenia Nezumiego do środka, stracił fortunę i niemal wszystkie swoje przywileje.

O ile łatwiej byłoby po prostu zbyć Shiona bezustannym śmiechem, tego naiwnego chłopca, dzieciaka wychowanego pod kloszem w sztucznym społeczeństwie. Jednak to wszystko nadal było zbyt gorzkie, by to wyśmiewać. Zbyt wyraźne, by zapomnieć. I zbyt ciężkie, by porzucić.

 – Shion.

 – Hm?

 – Naprawdę tak myślisz?

Dłonie Shiona zatrzymały się w środku rozwijania bandażu.

 – Cztery lata temu. Naprawdę myślisz, że dobrze wtedy zrobiłeś?

 – Cóż, otoczenie robiło nam wtedy całkiem sporo ograniczeń – powiedział powoli Shion. – To jednak było najlepsze, co mogłem wtedy zrobić. Teraz pewnie umiałbym to zszyć trochę lepiej. – Długie palce jego zwinnych dłoni poruszały się sprawnie, owijając ciasno bandaż wokół rany.

 – Nie mówię tylko o mojej ranie. O całej nocy.

Gdy tylko zawinął z uwagą końcówkę bandaża, Shion przyjrzał się dokładnie oczom Nezumiego.

 – Twoje życie obróciło się wtedy o 180 stopni. Czy nadal możesz powiedzieć, nawet teraz, że to, co zrobiłeś, nie było pomyłką?

 – Tak – Jego odpowiedź nastąpiła natychmiastowo, łapiąc Nezumiego z opuszczoną gardą.

 – Nie żałujesz tego?

 – Nie.

 – Ani odrobinkę?

 – Nie.

 – Czemu?

 – Nezumi, nie bardzo rozumiem, o co próbujesz zapytać. Ale myślałem o tym trochę odkąd przeprowadziłem się do Utraconego Miasta. Zastanawiałem się, co by było, gdybym cofnął się w czasie i wrócił do tamtej nocy sprzed siedmiu lat – gdybym wrócił do chwili zanim cię poznałem, co byś zrobił?

Shion uśmiechnął się głupkowato i pchnął apteczkę na tył półki.

 – Myślałem o tym cały czas. I za każdym razem była tylko jedna odpowiedź. Nieważne, ile razy wracałbym do tamtej nocy, i tak zrobiłbym to samo. Otworzyłbym okno i na ciebie zaczekał.

 – Nawet wiedząc, że doprowadzisz się w ten sposób do ruiny?

 – Kiedy nie czekała mnie żadna ruina – odpowiedział lekko Shion. – Nie wydaje mi się, żeby choćby i pobyt tutaj mnie w jakiś sposób zrujnował. Prawda, Cravat?

Mała, brązowa myszka kiwnęła główką ze swojego siedziska na stosie książek.

 – To nie był przypadkiem Hamlet?

 – Hamlet śpi na łóżku.

 – A. Racja. ...Rany, musiałeś im ponadawać dziwne imiona i teraz gubię się bardziej, niż kiedykolwiek.

 – Biedaczki zasługiwały na imiona, chociaż tyle mogłeś im dać. Obydwaj są mądrzy i odważni. Tak jak dzisiaj Hamlet, kiedy powiedział mi, że jesteś w niebezpieczeństwie.

 – Cóż, poszedł do złej osoby. Nawet, gdybyś tam przylazł na czas, raczej dużo by to nie dało. Nic się nie stało, bo sam pozbyłem się kundli, ale gdyby nie to, pewnie to ty byś tam siedział z otwartą raną.

 – Cóż, w sumie... Chyba tu masz rację.

Nezumi wstał i złapał Shiona za rękę.

 – Nigdy więcej nie rób czegoś takiego, słyszysz? Cokolwiek się stanie, nie wyobrażaj sobie, że możesz być dla mnie jakąkolwiek pomocą.

Shion patrzył na niego, nie mrugając. Nezumi uniósł jego podbródek, zaciskając szczęki.

 – Jesteś bezsilny, pamiętaj o tym. Nie masz ani umiejętności, ani siły psychicznej, żeby walczyć. Jesteś jak pisklę, które wypadło z gniazda. Piszczałbyś po prostu aż nie zjadł by cię jakiś lis. Zrób sobie przysługę i nie mieszaj się w niebezpieczne rzeczy. Nigdy tego nie rób. Używaj tego łba. Rusz tą swoją, podobno uzdolnioną, mózgownicą i zacznij osądzać sytuację jak normalny człowiek. Rany, nie mam pojęcia o czym ty w ogóle myślałeś, biegnąc w ciemności bez żadnej broni.

 – Nie robiłem tego.

 – Co?

 – W ogóle nie myślałem, ani o sytuacji, ani o niebezpieczeństwie. Pobiegłem jeszcze zanim zdążyłem się zastanowić.

 – O tym właśnie mówię, Shion, następnym razem nie rób czegoś tak głupiego i nierozsądnego.

 – To co mam zrobić?

 – Nic nie rób. I tak nic nie mógłbyś zrobić. Załóż kocyk na głowę czy coś i siedź cicho.

Shion spuścił wzrok i pokręcił głową.

 – Nie mogę tego zrobić – powiedział cicho. – Nie mógłbym siedzieć i nic nie robić, wiedząc, że ty masz kłopoty. I tak jakoś wydostałbym się na zewnątrz.

 – Byłbyś tylko zawadą.

 – To okrutne – powiedział delikatnie Shion.

 – To prawda.

 – Nezumi... masz rację – ustąpił. – Jestem bezużyteczny. Nie wiem jak walczyć i nigdy nie byłbym w stanie kogoś zranić.

 – Taa, gdybyś był żołnierzem, zdegradowaliby cię za to do najniższej rangi. Nie... właściwie to by cię wywalili. Więc nawet nie myśl o walce. Twoja psychika jest za słaba, żebyś martwił się o innych ludzi. Nawet o siebie nie potrafisz zadbać. Więc nic nie rób. Błagam cię, po prostu trzymaj się z daleka od niebezpiecznych miejsc.

„Co ja, do cholery, mówię?”


Shion znowu zacisnął szczęki.

Co on mówił? Co on wyprawiał, jakim cudem mógł być tak poważny? Aż tak bardzo chciał powstrzymać Shiona?

„Shion pójdzie sam”. 


Niski głos Inukashi rozbrzmiewał w jego uszach.

„Tak, Shion pewnie poszedłby sam. Wyruszyłby do miejsca z szansą na przeżycie niższą niż jeden do miliona, całkiem sam, bez błagania mnie o pomoc, ani nawet poinformowania mnie o tym. Poszedłby cicho, nie mając pojęcia o walce, ani nie znając bólu towarzyszącego utracie krwi czy dreszczy, wywołanych chęcią mordu. Ten bezużyteczny, wielkogłowy, naiwny idiota”. 

 – Z resztą nie chodzi o rozumowanie – powiedział cicho Shion, przerywając ciszę.

 – Eh? Coś mówiłeś?

 – Nie chodzi o rozumowanie, Nezumi. Dobrze wiem, że nawet gdybym się pokazał, w żaden sposób bym ci nie pomógł. Nie byłbym w stanie cię uratować. Wiem.

 – Dobrze dla ciebie. Ta szara materia w twojej głowie jest chyba jedyną rzeczą, z jakiej potrafisz korzystać tak dobrze. Skoro o tym wiesz, zacznij w końcu wykorzystywać tę wiedzę.

Shion zacisnął mocno usta, a jego twarz stała się wyzywająca. Twarz kogoś, posiadającego naprawdę silną wolę. Nezumi po raz pierwszy widział Shiona w takim stanie.

 – Nie chodzi o rozumowanie! – powiedział z zapałem Shion. – Kiedy Hamlet do mnie przyszedł, byłem przerażony. Myślałem, że coś ci się stało. Myślałem, że umrzesz. Usiłujesz mi powiedzieć, że miałem po prostu stanąć i sobie to wszystko wykalkulować? Dojść do tego, że nic dobrego by nie wynikło z tego, że bym do ciebie poszedł? Niby jak miałbym to zrobić? Jak miałbym być spokojny, zastanawiając się czy mam siłę, czy może jednak nie, czy mogę ci pomóc, czy nie? Jak ktokolwiek by mógł? Idiota!

Po raz drugi Shion nazwał go idiotą. I znów Nezumi nie był w stanie przewidzieć jego gniewu. Za pierwszym razem, powiedział mu: „Nie płacz za innych ludzi. Nie walcz za innych ludzi. Możesz płakać i walczyć tylko za siebie”. Shion zaś odpowiedział, że nie rozumie. To prawda, nie zrozumiał. A tym razem znowu wybiegł w ciemności dla kogoś obcego. To było niebezpieczne. Bardzo niebezpieczne. Zapominając o wszelkich ostrzeżeniach od siebie samego, po prostu zniknął, biegnąc w mroku. Nezumi był przygotowany na to, że Shion stanie się dla niego kulą u nogi. Jednak mogło się również zdarzyć na odwrót. To Nezumi mógł zostać kajdanami, krępującymi nadgarstki Shiona.

Dlatego...

Nezumi odwrócił wzrok od stojącego przed nim chłopaka.

„Dlatego ludzie są kłopotliwi. Im bardziej się nimi przejmować, tym większym ciężarem się stają. Uniemożliwiają swobodne ruchy. Coraz trudniej jest przez nich żyć samemu. Może nigdy nie powinniśmy byli się spotkać. Może któregoś dnia ty też tak pomyślisz, Shion”.


Ramiona Shiona uniosły się gdy brał głęboki oddech. Wydął usta z niezadowoleniem.

 – Nezumi, dlaczego nic nie mówisz?

 – Bez powodu.

 – Dalej, śmiej się, jeśli chcesz. Pewnie myślisz, że to tylko jazgot kogoś, kto nie zna świata, prawda? Dobrze. Śmiej się ile chcesz. Śmiało.

 – Czekaj chwilę, Shion – powiedział prędko Nezumi. – To nie tak, że się z ciebie naśmiewam. Ja po prostu... Po prostu mówię, że to niebezpieczne robić takie rzeczy, nawet nie myśląc o...

 – Wiem o tym! – odpowiedział gorliwie Shion. – Ale nic nie mogę zrobić z tym, że się martwię, jasne? A może mi powiesz, że nie wolno mi się o ciebie martwić? Nie mam prawa nawet do czegoś takiego?

 – Prawa? Shion, to w ogóle nie ma sensu.

 – Tylko przez ciebie mówię takie głupoty!

Pięść Shiona uderzyła w regał. Góra książek upadła. Cravat pisnął przestraszony i przeskoczył na zwinięte ubrania Nezumiego.

Shion zamrugał, a na jego policzkach pojawił się czerwony rumieniec. Schylił się, by podnieść książki i wymruczał słowa przeprosin stłumionym głosem.

 – Przepraszam, ja tylko... Nie chciałem krzyczeć.

 – Nie szkodzi – odpowiedział lekko Nezumi – Muszę przyznać, że to dość imponujące, zobaczyć cię aż tak przejętego. Miło spotkać się z czymś takim raz na jakiś czas.

 – Wygląda na to, ze zawsze się przejmuję, kiedy jestem z tobą – westchnął Shion. – Sam jestem zaskoczony jak umiem być czasem emocjonalny.

 – Zawsze byłeś emocjonalną osobą. Zawsze wybierałeś uczucia ponad rozsądkiem i nie wstydziłeś się swoich prawdziwych emocji. Cztery lata temu było tak samo. Nawet jeśli byłeś kandydatem do najwyższej elity No.6, i tak wybrałeś uczucia i wpuściłeś mnie do środka.

 – Wybrałem uczucia... – powiedział w zamyśleniu. – Chyba masz rację.

Shion ułożył schludnie książki i odetchnął.

 – Ale wiesz, Nezumi, ja naprawdę tego nie żałuję. Ciągle się cieszę, że nie odwróciłem się od tego, co podpowiadało mi serce tamtej nocy.

 – Wiem.

 – Eh?

 – Wiem, że nie żałujesz niczego, co zrobiłeś. Tak tylko pytałem. Chyba mi się nudziło, czy coś.

Dotknął dłonią ramienia. Stare i wynoszone już bandaże, które straciły całą swoją elastyczność, owijały się ciasno wokół stawu, nie wykazując żadnych oznak rozluźnienia.

 – Nigdy nie opatrzyłbym się aż tak dobrze – powiedział z zamyśleniem Nezumi. – Może i nie umiesz walczyć, ale leczyć potrafisz. Każdy coś ma. I prawdopodobnie...

 – Prawdopodobnie?

 – Nic, nieważne. Hej, jestem głodny, a ty?

Shion spojrzał na niego z łagodnym uśmiechem.

 – Na stole jest chleb i mięso. Trochę się działo i została tylko resztka, ale na kolację powinno wystarczyć.

 – Co z tobą?

 – Idę spać. Rana pewnie nie da ci dziś spokoju, więc zostawiam łóżko dla ciebie. Będę spał na podłodze.

 – Miło z twojej strony.

 – Nezumi.

 – Hm?

 – Gdybym cię nie spotkał, pewnie nigdy bym się nie dowiedział, kim jestem, nie?

 – Po co teraz to wyciągasz?

Shion przysunął się bliżej do siedzącego na krześle Nezumiego i spojrzał mu w oczy.

 – Wyrósłbym na łagodnego, racjonalnego dorosłego, nawet nie wiedząc, ile uczuć we mnie siedziało. Nigdy nie dowiedziałbym się jak to jest płakać, wściekać się, czy mieć przed czymś opory. Spotkałem cię i zrozumiałem, ile rzeczy mogłem jeszcze odkryć. A teraz jestem z tego dumny.

Shion urwał swój słowotok, zniżając wzrok z niezdecydowaniem.

 – Cieszę się, że cię poznałem.

To zdanie wymówił szeptem, tak cichym, że trudno było je w ogóle usłyszeć. Shion pochylił się, mrużąc oczy. Jego usta złączyły się lekko z tymi Nezumiego.

Książka spadła gdzieś, uderzając cicho o podłogę.

Gdy Shion się wyprostował, Nezumi przemówił.

 – To raczej nie pocałunek wdzięczności, prawda?

 – To pocałunek na dobranoc.

 – Na dobranoc, mówisz.

 – Jutro idę szorować psy – powiedział Shion. – Będzie pełno tych z długim futrem. Inukashi zostawia je same sobie, aż w sierści porobią się kołtuny i dostaną zapalenia skóry.

Shion zaśmiał się głośno, machając lekko ręką.

 – No to dobranoc.

 – Taa. Słodkich snów.

 – Nawzajem.

Shion zniknął w cieniu książek. Cravat wygramolił się z ubrań Nezumiego i wspiął się po nim, z wyraźnym zamiarem spania ze swoim właścicielem.

 – Pocałunek na dobranoc, co?

Nezumi przejechał palcami po ustach, po czym z powrotem rzucił się na krzesło.

 – Więc jednak potrafisz kłamać.

Jego okropny głód, zmęczenie i nieustanny ból odeszły na drugi plan. Zastąpiło je uczucie, wypływające z głębi jego świadomości. Smutek, samotność – nie było to żadne z nich. Jak to nazwać? Gorące krople spłynęły po jego policzkach. Dopiero po chwili doszło do niego, że to łzy. Już dawno zapomniał jak to jest płakać.

Słony smak, niczym przesolonej zupy.

Nezumi położył łokcie na kolanach, opierając na dłoniach głowę. Powoli przełknął łzy, które wpłynęły mu do ust.



==Koniec rozdziału 4==




czwartek, 8 marca 2012

Tom III: Rozdział 3


((Heeeeloooł~~ Witajcie ludzie zacni. Kto ma dwa kciuki i się spóźnił, przez co znowu widzicie zacny rozdział z tylko jedną korektą? Tak, ja ._. Przepraszam, głupia jestem ._. Zwalam wszystko na tą szuję Gaia, na tą cholerę, słodką cholerę Manę, na tą debilkę Harukę, a najbardziej to na Luffiego i Zoro ._. (Tak, zaczęłam oglądać One Piece, jednocześnie na bieżąco oglądając Guilty Crown i do tego na tumblra wchodzę co minut dziesięć) Wybaczcie mi ludzie, wybacz mi Dżun, że znowu wstawiam bez twej korekty, wybacz mi Ayo, że tak późno ci wysyłam rozdziały i wybacz mi świecie, ze egzystuję ._. Ale na pocieszenie przypominam, że po następnym rozdziale spotkacie się z nie~spo~dzie~waj~ką~~ ^^))

Rozdział 3

Kraniec ziemi



Ludzie narodzili się z oka Ra. Ra był stwórcą nieba, ziemi i wszystkich innych rzeczy. Jako że był on Słońcem i władcą bogów, zdecydowano, że stanie się również pierwszym królem ziemi. 
Mity egipskie ,,Początek nieba i ziemi''


Zamglone. Wszystko rozpływało się i majaczyło.

,,Ale muszę się obudzić...''

Safu drgnęła, próbując otworzyć oczy. Przygryzła wargę tak bardzo jak tylko mogła. Poczuła lekki ból. Czucie jej wracało.

Safu zauważyła, że przypięto ją do łóżka szpitalnego. Otworzyły się przed nią białe drzwi i wwieziono ją do środka. Przez zamgloną wizję nie była w stanie stwierdzić co było w pomieszczeniu. Czuła jak prześlizguje się przez korytarze.

 - O, obudziliśmy się? - odezwał się męski głos. - W sumie nawet nie ma takiej potrzeby. Podamy ci chyba jakieś znieczulenie. Będziesz mogła sobie spokojnie spać dalej.

 - Gdzie... ja jestem...?

 - Zgadniesz?

,,Co mi się stało? Co się...? Byłam w domu Shiona a potem...''

Człowiek w mundurze Ministerstwa Bezpieczeństwa.

 - Czy to Safu-san?

Ukłuto ją w szyję. Odrętwienie rozeszło się po całym jej ciele.

Safu niemal krzyknęła z przerażenia. Otworzyła usta, ale nie mogła wydać z nich dźwięku. Głos ugrzązł jej w gardle.

 - Zak...ład... Karny...

Rozległ się głośny śmiech. Śmiał się tamten mężczyzna.

 - Podoba ci się Zakład Karny? Chyba zaczęłaś go lubić. Wiem, jak już skończy się ta operacja, będziesz mogła sobie żyć w swoim własnym, specjalnym apartamencie aż do śmierci. Sam to załatwię.

,,Operacja?''

 - Ope...

 - Tak. Leżysz już na stole - Człowieka przepełniała wesołość. Białe światło zaślepiło jej wizję. Safu zrozumiała, że to lampa chirurgiczna. Umierała z przerażenia - było jeszcze większe niż gdy zabrało ją Ministerstwo Bezpieczeństwa.

Z jej oka wypłynęła pojedyncza łza.

 - Nie musisz od razu płakać. Nie odczujesz żadnego bólu, ani nawet dyskomfortu. To dobranoc.

,,Shion. Shion. Shion''.

,,To imię ochroni mnie przed całym złem''.

,,On mnie uratuje. On mnie stąd wyciągnie... Shion''. 



 - Shion.

Zawołano go. Shion stanął w miejscu. Jego ochrona, wielki pies warknął nisko.

 - Rikiga-san.

Rikiga wychodził właśnie z obskurnej restauracji przez wypadające z zawiasów szklane drzwi. Mimo tego całego brudu, był to jeden z najbardziej przyzwoitych lokali w Zachodnim Bloku. Większość decydujących o tej przyzwoitości przedmiotów stanowiły beczki i skrzynie wystawione na zewnątrz, żeby było na czym usiąść i talerze nieznanego pochodzenia. Zapach mocnych alkoholi i jakaś tajemnicza woń wypływały na ulicę, a Shion musiał zatykać nos przechodząc obok. Jednak mimo to głodujące dzieci i starzy żebracy wałęsali się w okolicy, jedni w poszukiwaniu resztek jedzenia, a inni przyglądając się jedzącym klientom. Właściciel krzyczał wtedy na nich z wściekłością, rozlewając wodę przed sklepem i przeganiając ich jak przybłędy.

A na oczach tych głodujących ludzi, ci, którym się poszczęściło, pchali do ust jedzenie, zatapiali w nim zęby i oblizywali palce.

Mieć pieniądze i mieć władzę.

Posiadanie jedzenia oznaczało spełnianie obu tych warunków.

Shion nauczył się tego już po kilku dniach w tym miejscu. Jednak nadal o tego nie przywykł. Nie mógł znieść oglądania tego widoku. Potrafił jedynie odwrócić wzrok i wbić go w ziemię.

 - Jeśli cię to uszczęśliwia, możesz im coś dać od czasu do czasu. Ale tylko jeśli jesteś w stanie wypełnić brzuchy wszystkich tych ludzi - powiedział mu Nezumi. W chwili obecnej dla Shiona było to niemożliwe.

 - Co ty możesz zrobić z tą swoją połowiczną sympatią? Może i jesteś w stanie uratować od głodu pełno dzieciaków, ale tylko na chwilę. Chociaż to by znaczyło, że tworzysz tylko nowy podział wśród ludzi - na tych, którzy głodują i na tych, którzy już nie. Powiem ci coś ciekawego, Shion. Ludziom, którzy mieli kiedyś już pełen żołądek jest znacznie trudniej głodować niż tym, którzy nigdy go nie napełnili. Nie ma nic gorszego niż głodowanie po przejedzeniu. Te dzieci nigdy nie najadły się do syta. Nie wiedzą czym jest ta satysfakcja. Dlatego mogą dać sobie z tym radę. Rozumiesz? Nic tu nie możesz zrobić, zupełnie nic.

Nezumi wypluł te słowa i opuścił pokój. Jednak zanim wyszedł, zatrzymał się gwałtownie przed drzwiami i odwrócił. Brązowy pies został odsunięty na bok.

 - Więc Inukashi wypożyczył ci go jako ochroniarza? Słyszałem, że zapłacił ci nawet trochę więcej niż zazwyczaj. Chyba zostałeś jego ulubieńcem.

 - Mówi, że pozwoli mi dalej tam pracować. Kazał mi czyścić pokoje gości i opiekować się psami.

 - A ty wziąłeś tą robotę?

 - Jasne - odpowiedział entuzjastycznie Shion. - Naprawdę się cieszyłem i jeszcze raz mu podziękowałem.
Nezumi uśmiechnął się szydząco.

 - Do czego to doszło. Pan Elita No.6 został sprzątaczką i opiekuje się psami. Ciekawie będzie patrzeć jak bardzo jeszcze zamierzasz się stoczyć.

 - Nie wydaje mi się, żebym się staczał - odpowiedział natychmiast Shion. - Zgodzisz się, prawda? W ogóle nie myślę o tym jak o staczaniu się.

Ostra twarz Nezumiego wykrzywiła się lekko. Wzruszył ramionami.

 - A tak, Shion. Dostałeś dzisiaj kasę od Inukashi, nie? Idź kupić jakiś chleb i trochę suszonego mięsa.

 - Że na bazarze... ?

 - A znasz jakieś inne miejsce, w którym kupisz jedzenie? – odpowiedział sarkastycznie Nezumi.

 - Cóż... nie, ale...

 - Suszone mięso i chleb. Obejrzyj dokładnie, jak ci je dadzą. Odleć jak to masz w zwyczaju, a skończysz z cegłą zamiast chleba w ręku. I targuj się. Targuj się jakby nie było jutra. Ja spadam.

Drzwi się zamknęły, a głos jego kroków zniknął w oddali.

Musiałby kupić suszone mięso i chleb na oczach tych dzieci.

Nezumi mu kazał.

Suszone mięso i chleb.

Shionowi zaczęło burczeć w brzuchu. Do ust napłynęła ślina. Zjadł dzisiaj tylko kromkę chleba i owoce z Inukashi w południe. Był okropnie głodny. Nie jadł od kilku dni ani mięsa, ani miękkiego chleba.

W brzuchu burczało, a ślina napływała do ust.

Chciał jeść. Chciał zapełnić swój pusty brzuch.

Shion westchnął i mocniej wcisnął kapelusz na skroń.

,,Co ty możesz zrobić z tą swoją połowiczną sympatią?''

Wciąż przypominał sobie słowa Nezumiego.

,,Masz rację. Nic nie mogę. Udaję współczucie do tych dzieci, żeby podnieść się na duchu. Prawda jest taka, że mam zamiar kupić chleb i mięso tuż przed ich oczami, by samemu uratować się od głodu. Taki naprawdę jestem... Taki ze mnie człowiek. Czy to właśnie miałeś na myśli, Nezumi?''

Kilka monet brzęczało w jego kieszeni. To była jego dniówka od Inukashi.

 - Część to podziękowanie za wyleczenie mojego brata. Nie mogę ci zawsze aż tyle płacić - powiedział to raczej szorstko, ale Shion i tak był mu wdzięczny. Może i było to trochę za dużo jak na jeden dzień pracy, ale nawet jeśli, to wystarczało tylko na kilka pasków suszonego mięsa i dwa czy trzy czerstwe bochenki. W ich pokoju nie było już prawie wcale jedzenia, nawet pogrzebanego pod książkami. Nie byłby w stanie przeżyć zbyt długo jedynie dzięki dobrej woli Nezumiego. Musiał sam o siebie zadbać, nie ważne jak niewiele by miał.

Shion otworzył drzwi i wyszedł. Pies powoli podszedł do jego stóp i zaczął za nim podążać. Kiedy tylko Shion wstąpił na ulice bazaru, zwierzę przysunęło się do niego bliżej i szło obok. Dobrze go wytrenowano. Inukashi naprawdę miał rękę do psów. Shion uśmiechnął się głupio, znów łapiąc się na podziwianiu niezliczonych ilości nowych rzeczy, jakie spotkał w Zachodnim Bloku.

Zmierzchało. Ciemności zapadały, a krzyki i jęki coraz głośniej odbijały się w powietrzu. Pod rozłożonymi namiotami, ludzie kupowali i sprzedawali, jedli i pili. Gdy tylko ciepło popołudnia skryło się za horyzontem, zrobiło się znacznie zimniej. W hotelu Inukashi pewnie kwitł interes. Zapowiadała się nieprzyjemna noc dla tych, którzy nie mieli się gdzie podziać. Bose kobiety wołały z ciemnych uliczek, a staruszki kuliły się w cieniu pod ścianami budynków. Dzieci trzęsły się, przechodząc przez tłum; krzyczano na nie okazjonalnie. Ludzie zaś nadal kupowali i sprzedawali, jedli i pili.

,,Nie wiem co mnie czeka jutro. Ale przynajmniej jakoś przeżyłem dzisiaj''.

,,Więc zjem. Więc się napiję. To wszystko, co mamy''.

,,Nie będę mógł się tym cieszyć, jeśli zginę''.

,,Więc żyję i się z tego cieszę''.

,,To wszystko. Wszystko, co mam. Moje wszystko''.

Ktoś śpiewał, fałszując. Shion zatrzymał się i zaczął nasłuchiwać. Przycisnął do piersi torbę z mięsem i chlebem, które właśnie kupił. Ta wrzawa zdawała się na niego napierać i przytłaczać - ta wrzawa, ten natłok hałasów zdających się wytryskiwać spod ziemi...

A wszystko to łączyło się z ludźmi przywiązanymi do swojego życia i energią, którą promieniowali. Tutaj wszyscy szybko przywiązywali się do swoich żyć. Okrutnie uczyli się przetrwania. Ci ludzie żyli nawet z jeszcze większą desperacją, bo nic nie gwarantowało im, że nadejdzie dla nich kolejny poranek. Ta energia, ta wrzawa. Coś, co nie istniało, co nie miało prawa istnieć w No.6.

Co mógł czuć Nezumi, spacerując tymi ulicami?

 - Braciszku.

Zawołał go cienki głosik. Odwrócił się, by ujrzeć chude dziecko w wyblakłym ubraniu. Miało długie, matowe włosy i brudną twarz. Shion nie mógł stwierdzić jakiej było płci.

 - Daj mi trochę chleba - błagało słabo dziecko, głosikiem podchodzącym już pod szept. - Od trzech dni nic nie jadłem. Proszę, tylko kawałeczek.

 - Kawałeczek...

Wspięła się po nim para maleńkich rączek. Niemal bez myśli, Shion włożył dłoń do torby. Gdy tylko wyciągnął okrągły bochen, pchnięto go w plecy. Zachwiał się przez wstrząs. Gdy tylko stracił równowagę, małe rączki wyrwały torbę Shionowi. W tym samym momencie pchnięto go jeszcze raz i teraz padł już na kolana.

 - Wiej!

Dziecko krzyknęło energicznie, niemal całkowicie zmieniając swój głos. Kilkoro dzieci krzyknęło za nim, przebiegając przez Shiona. Pies szybko i cicho popędził za nimi. Zaatakował dziecko, które ukradło torbę. Z grupki wzniosły się krzyki.

Wciąż ściskając obiema rękami paczkę z suszonym mięsem i chlebem, dziecko padło na ziemię. Kilka pasków mięsa i kawałek chleba wypadł na ziemię. Pies przygwoździł dziecko łapami i obnażył kły.

 - Przestań! Stój! - krzyknął Shion bez myślenia. Pies posłuchał, zamknął paszczę i spojrzał na niego z wyrzutem. Dzieciak nie przegapił szansy. Wstał i pobiegł z paczką w rękach. Poruszał się z szybkością i zwinnością dzikiego zwierzęcia. W kilka chwil jego małe plecy zniknęły w tłumie. Inne dzieci ulotniły się w ten sam sposób.

 - Niesamowite...

Shion mógł tylko mruczeć, przeklinając ich metody. Jednak zdecydowanie był pod wrażeniem. Szybko doszło do niego, że nie ma czasu na podziwianie ich i zaczął podnosić z ziemi pozostałości chleba i mięsa. Co by powiedział Nezumi, widząc o dwie trzecie mniejszą ilość, niż ta początkowa? Nie odezwałby się i wzruszył ramionami? Czy może by kpił?

Shion zdjął płaszcz i owinął nim mięso i chleb. Podzieliłby się tym z Nezumim na kolację. Te dzieci pewnie zrobiłyby to samo. Podzieliłyby to między sobą, jedząc zaledwie po odrobince łupu. Naiwna i nic nie znacząca sympatia. Wiedział, że Nezumi by go za to skrytykował, ale nadal odczuwał lekką ulgę.
Przynajmniej dzisiaj te dzieci nie byłyby skazane na głód. Nie potrafił ich teraz od niego wyzwolić. Nic nie mógł zrobić. Ale jeśli to miało napełnić ich brzuchy nawet na krótką chwilę... czy to też było bez znaczenia? Wystarczyłoby coś takiego, żeby się poddać i byłoby to nawet do zaakceptowania.

,,Jednak zaakceptowane czy nie, arogancja pozostaje arogancją. Nie zgodzisz się, Nezumi?''

 - Ej ty tam koleś.

Ze stoiska z pieczonym kebabem, zawołał go zachrypły głos właścicielki.

 - Przestaniesz stać mi przed sklepem jak naćpany? Przeszkadzasz, cholero. Biznes mi rozpierniczysz!

 - Ach, przepraszam - Shion pochylił głowę w geście przeprosin, ale sprzedawczyni była już zbyt zajęta klientem, by to zauważyć. Nikt tu się nie oglądał na innych obcych. Po prostu nikogo to nie interesowało. Nie ważne, czy to kradzież na ulicy, umierający żebrak, czy walka na środku drogi - nikt po prostu się tym nie przejmował. Wszystko to było częścią codzienności.

 - Cóż, chodźmy już do domu - powiedział do psa i zauważył, że ten przeżuwał coś w pysku.

 - Hej, czekaj no, nie mów że...

Pies przełknął mięso i spojrzał na niego jakby chciał się uśmiechnąć.

 - Kiedy podniosłeś to mięso? Jesteś szybszy ode mnie. Pies wystawił swój długi, różowy jęzor i polizał łapy, po czym zaczął biegać wokół niego. Zaciekawiło to Shiona, chodź nie wiedział dlaczego.

Szedł za psem już jakiś czas, gdy zatrzymał go Rikiga. Teoretycznie zajmował się on wydawaniem magazynów dla dorosłych. Jednak poza tym był pośrednikiem prostytutek i z tego właśnie żył. Pośród jego klientów roiło się od wysokich urzędników No.6. Z tego co mówił Nezumi, to z nich wyciskał najwięcej pieniędzy.

Jednak był to również człowiek, do którego Karan wysłała Shiona po pomoc. Rikiga mówił, że dawno temu, jeszcze zanim mur dzielił No.6 i Zachodni Blok, spotkał i zakochał się w Karan. Była to jednostronna miłość, bo ta wykazywała zainteresowanie jedynie jego artykułami.

 - To doskonały przykład człowieka skorumpowanego - To także były słowa Nezumiego, jednak Shion zauważył, że polubił tę, cokolwiek oddaloną i pozbawioną strachu, aurę człowieka, który pokochał jego matkę. Nie był zupełnie skorumpowany. Nadal miał w kościach dziennikarstwo. To czuł od niego Shion.
Twarz Rikigi czerwieniła się od alkoholu i nawet oczy miał przekrwione. Wyglądało na to, że trochę sobie dzisiaj wypił.

 - Rikiga-san, będziesz miał problemy ze zdrowiem, jeśli odrobinę nie przystopujesz z alkoholem.

 - Jesteś taki miły, Shion. Czuję się jakby to Karan zwracała mi uwagę. Któregoś dnia mówiła mi właśnie: ,,Rikiga, proszę, pomyśl o swoim zdrowiu''.

 - Któregoś dnia? Moja matka?

 - We śnie. Od kiedy cię widuję, Karan zaczęła się pojawiać w moich snach. Zawsze kiedy ją widzę, ona za coś mnie gani. Nie pij, bądź rozsądny, nie zapominaj jaka powinna być twoja prawdziwa praca...
Rumieniec, tym razem nie od alkoholu, zakwitł na policzkach Rikigi. Odwrócił twarz, unikając wzroku Shiona.

 - Cóż, sen to tylko sen. Karan szła naprzód, wychowała sobie takiego wspaniałego syna jak ty. Na pewno się zmieniła od kiedy ostatnio ją widziałem... w sercu pewnie też.

 - Postarzała się - przyznał Shion. - I trochę przytyła. Ale gdyby znowu cię zobaczyła, Rikiga-san, na pewno powiedziałaby dokładnie to, co w twoich snach. Taką już jest osobą.
Rikiga otworzył usta by coś powiedzieć, a potem wydął wargi.

 - To wszystko o Karan... To... To dobrze. Prawdę mówiąc, to trochę bolesne wspomnienia... - westchnął przed nagłą zmianą tematu. - Więc dzisiaj jesteś sam?

 - Jestem z psem.

 - Tym który teraz tak podejrzanie na mnie patrzy? Chyba nie chcesz mnie pogryźć? Wiesz, moje mięso przesiąkło gorzałą, płynie mi już w mięśniach. Zatop w tym kły, a padniesz z zatrucia alkoholowego.
Pies spojrzał na pijanego człowieka, pokręcił nosem i popatrzył spode łba. Shion zaśmiał się do siebie, widząc tę scenę.

 - Co z nim? - burknął na psa Rikiga. - Czyli poza kundlem nikogo z tobą dzisiaj nie ma?

 - Mówisz o Nezumim?

 - Taa. Ta sarkastyczna namiastka aktora. Rany, chyba w życiu nie spotkałem jeszcze nikogo aż tak wyszczekanego jak on.

 - Ale byłeś jego fanem, prawda?

 - Po prostu nie wiedziałem, jaki naprawdę jest, to tyle. Znaczy, Eve zapiera dech w piersiach, ale na scenie. W życiu bym nie pomyślał, że taki z niego nieuprzejmy dupek. Ten dzieciak łazi i gada co chce, i kiedy chce. Trudno sobie wyobrazić, że taka piękna twarzyczka może być taka wredna i brutalna. Nie do wiary, mówię ci.

 - Nezumi tylko mówi prawdę.

 Nie ważne, jak krzywdzące czy okrutne są jego słowa, nigdy nie było w nich żadnego kłamstwa. Dlatego stawały się ostrzami i włóczniami, wbijanymi w serce Shiona, zostawiając po sobie niezapomniany ból. Nigdy by go nie poznał, gdyby nie spotkał Nezumiego. Za każdym razem, gdy kolejna broń zatapiała się w jego piersi, Shion czuł, że po malutku coś się w nim zmienia. Jedna część niego musiała upaść, by inna mogła rosnąć w siłę, a kolejna dopiero się narodzić. Każde słowo Nezumiego i ból, który im towarzyszył, pozwalały Shionowi się zmieniać, popychając go naprzód. Shion czuł, jak zmienia się pod wpływem czegoś, na co nie miał wpływu.

 - Wiesz, Shion, jeśli to się zrobi naprawdę nieznośne, możesz zostać u mnie - powiedział Rikiga, idąc obok niego. Jego cuchnący alkoholem oddech uderzył w policzek Shiona.

 - Nieznośne? Co masz na myśli?

 - Nie, ja rozumiem - powiedział nagle Rikiga. - Nie musisz tego ukrywać. Wyobrażam sobie, jak nieznośne musi być mieszkanie z Eve. Zgaduję, że warunki, w których żyjesz, są naprawdę poniżej średniej. Masz dosyć jedzenia? Raczej w to wątpię, ale jeśli jakimś cudem Eve zarazi cię tym wszystkim i twoja osobowość zrobi się tak pokręcona jak jego... hm - mruknął do siebie. - Z resztą. Nie ma mowy, żebym pozwolił zrobić coś takiego synowi Karan. Przeprowadź się do mnie. Dam ci dość jedzenia i ciepłe łóżko.

 - Nie, dziękuję, jest dobrze.

 - Ale Karan kazała ci prosić mnie o pomoc, prawda?

 - Tak, ale nie chcę być dla ciebie ciężarem, Rikiga-san - nie przestawał Shion. - Nic mi nie jest. Dotrwałem do teraz, to i dalej będę cały. Poza tym, nawet mi się podoba bycie obok Nezumiego.

 - Nie ma opcji, żebyś cieszył się życiem z takim dupkiem. Nie musisz przede mną udawać. Musisz mieć z nim strasznie, prawda? Zobacz, nawet nie masz płaszcza. Biedactwo.

 - Ach, nie, użyłem go po prostu do owinięcia mojego mięsa i chleba...

Jednak Rikiga nie miał zamiaru słuchać odpowiedzi Shiona. Rozglądał się wokół, kiwając do siebie energicznie.

 - Znam dobry sklep. Chodźmy tam - Pociągnął Shiona za ramię i wszedł do sklepu pełnego ubrań przeróżnej jakości. Wyglądały na używane, a towar zwisał nawet z sufitu. Ubrania wahały się od kompletnie znoszonych szmat, po te niemal nowe.

 - Dobry - Kobieta niemal tak duża, jak sprzedawczyni z kebabu wyszła z cienia pomiędzy górami ubrań. Gdy tylko zauważyła Rikigę, na jej twarzy pojawił się biznesowy uśmiech.

 - Ojej, pan Rikiga. Miło znowu pana widzieć - zaczęła. - Jeśli szuka pan sukienki na prezent, mamy kilka bardzo ładnych. Jedna z nich na pewno zwali ją z nóg.

 - Nie, dzisiaj nie szukam damskich ubrań - odpowiedział Rikiga. - Możesz znaleźć coś ciepłego, co by ładnie leżało na tym tu chłopcu?

Oczy kobiety się rozszerzyły, gdy mierzyła wzrokiem Shiona od stóp do głów.

 - Ach, cóż za wspaniałego dżentelmena tu mamy - powiedziała szybko. - No i jakie piękniuuusie włosy~. Taka teraz moda wśród młodzieży?

Shion naciągnął na oczy swój wełniany kapelusz. Jego lśniące białe włosy odstawały nawet w półmroku sklepu. Kiedy pasożytnicza osa się w nim zalęgła, za cenę przetrwania, czy może jako coś w rodzaju efektu ubocznego, włosy Shiona zmieniły kolor w jedną noc, a wokół jego ciała owinęła się niczym wąż czerwona blizna. Mógł ją ukrywać pod ubraniami, ale z włosami nie było już tak łatwo. Śnieżnobiałe włosy i młoda twarz były raczej niecodziennym połączeniem i przyciągały spojrzenia gdziekolwiek nie poszedł. W Zachodnim Bloku nie tyle nie było nikogo łysiejącego czy z włosami siwymi z niedożywienia. Wiele dzieci miało raczej ciemnorude włosy, wyglądające bardziej zwyczajnie. Jednak te Shiona, promieniujące czystą bielą i blaskiem, były niespotykane.

 - Na moje są bardziej przejrzyste niż białe. Prawdę mówiąc, wydaje mi się, że wyglądają nawet ładniej niż wcześniej - nawet Nezumi tak twierdził, dotykając jego włosów końcówkami palców.

 - To pański chłopiec? Naprawdę, zupełnie niepodobny - zauważyła kobieta, przyglądając się Shionowi z fałszywym uśmiechem. Czuł jak mierzyła go wzrokiem. Odrobinę niezręczna sytuacja.

 - Rikiga-san, eh, ja naprawdę nie potrzebuję żadnych ubrań na zimę, nie możemy po prostu...

 - Nonsens - przerwał mu Rikiga. - Tutejsze zimy są straszne. Masz w sam raz tego ciałka na kościach, żeby zamarznąć w pół minuty. Potrzebne ci ciepłe ubrania, żeby zimno trzymać na zewnątrz. No? - odezwał się niecierpliwie do sprzedawczyni. - Ma pani zamiar przynieść jakieś ubrania, czy nie? Jeśli nie, mogę iść gdzie indziej.

Pod ciężkim wzrokiem Rikigi, kobieta zaczęła poruszać się szybko między stosami ubrań.

 - Jeja, naturalnie, no.  Właśnie dostaliśmy dostawę. Chwilkę temu - Kobieta wyciągnęła górę ubrań zza brudnej zasłony.

 - Proszę bardzo. Wybierz które chcesz. Wszystkie doskonałej jakości.

Co do tego ostatniego Shion miał wątpliwości, jednak nie dało się ukryć, że było w czym wybierać. Były tam długie płaszcze, kożuchy, swetry, ciężkie szale i sportowe wiatrówki w każdym kolorze, rozmiarze i z każdego materiału.

 - Chyba trzeba szukać w dobrym miejscu - mruknął do siebie Shion. Przed nim leżał stos ubrań, podczas gdy na ulicy sterczeli ludzie w łachmanach, trzęsący się z zimna. Nawet w takim miejscu jak Zachodni Blok była ogromna przepaść między biednymi a uprzywilejowanymi.

 - Shion, nie bądź staromodny. Wybierz cokolwiek wpadnie ci w oko.

 - Ale Rikiga-san, nie masz powodu, żeby być dla mnie aż tak dobry...

 - O to się nie martw. Jesteś synem Karan... A mi się wydaje, jakbyś moim synem też był. Pomyśl o tym jak o prezencie od taty.

Shion mrugnął i spojrzał w pijacką twarz Rikigi. Wydawało się, że picie pozbawiało go pewnych zahamowań - prawdopodobnie to, co teraz mówił, było znacznie bliższe prawdzie niż normalnie. Zwłaszcza, że Rikiga żył cały czas bez żadnej rodziny w Zachodnim Bloku. A teraz próbował stworzyć sobie jej namiastkę z synem kobiety, którą kiedyś pokochał. Wolność i samotność. Użył tego do zapewnienia sukcesu swoim podziemnym interesom z urzędnikami No.6 jako patronami. Mimo to miał jednak słabości człowieka, żyjącego zbyt długo samemu.

Ludzie zawsze mieli kompleksy. Budowali w sobie oba - siłę i słabość, ying i yang, światło i cień, ofiarę i grzech. Taka była prawdziwa forma człowieka, której Shion nigdy nie znalazłby w morzu wiedzy, w które zatapiał się w No.6.

Wiedział wiele o ludzkim ciele - około 32 000 genów, ponad 100 000 różnych rodzajów protein, 300 milionów bazowych sekwencji DNA, neurony, ścięgna kolagenowe, makrofagi, warstwowa struktura mięśni, ilość krwi w krwiobiegu - nie myślał o tym jak o stracie. W ogóle. Ale zrozumienie gatunku ludzkiego było czymś zupełnie innym. Niemożliwym było zaczerpnąć wiedzy o prawdziwej formie żyjącego stworzenia tylko na podstawie wiedzy systematycznej czy informacji, którą można zapisać liczbami.

To była właśnie jedna z rzeczy, których Shion nauczył się żyjąc na tej ziemi z Nezumim.

 - Cóż, w takim wypadku coś sobie wybiorę.

 - Tak już lepiej - odpowiedział energicznie Rikiga. - Którą chcesz? Znalazłeś coś dla siebie?

Shion wyciągnął ciemną, ciężką kurtkę.

 - Tą wezmę. Wygląda na ciepłą.

 - Na pewno chcesz coś tak ciemnego? Dobra, wybierz do tego kolorowy sweter. Jesteś młody, w jasnym lepiej będziesz wyglądać.

 - Nie, naprawdę... - zaprotestował Shion. - Nie potrzeba mi aż tyle.

 - Nonsens. Sama kurtka nie da ci dość ciepła.

 - Aha, sama powiedziałabym dokładnie to samo! - uśmiechnęła się kobieta. - Nasze swetry są bardzo ciepłe, nie? Czemu by czegoś nie przymierzyć, hm?

Kobieta mocno pociągnęła jeden ze swetrów na stosie. Góra ubrań zachwiała się i rozsypała po całej podłodze.

 - Ojejciu, no. Ach, przepraszam...

Rikiga cmoknął z irytacją.

 - Co pani wyprawia? - zaczął. - Z tego bałaganu nawet nie da się wybrać. Śmieszne, nie, Shion... - zatrzymał się. - Shion, co jest?

Mimo że Rikiga stał tuż za nim, jego słowa nie docierały do uszu Shiona. Jego wzrok był przykuty do ubrania, które znalazł pod rozrzuconym towarem. Cały dźwięk i kolor oddalił się od niego, pozwalając by tylko ta jedna rzecz zajmowała mu cały widok.

Jasnoszary żakiet.

Delikatny kolor z poświatą błękitu, doskonałą jakość można było poznać na pierwszy rzut oka, wielkie guziki na mankietach... Już je kiedyś widział.

 - To jest... - Jego dłoń zatrzęsła się gdy ściskał płaszcz. Na ramieniu było rozdarcie, które zaszyto czarną nicią. Brakowało też jednego guzika, wydawało się że został oderwany. Jego dłonie zatrzęsły się jeszcze mocniej. Chciał je opanować, ale nie był w stanie.

 - Ta przyciągnęła uwagę? Ach, kiedy to dla panienek żakiecik jest. Oczywiście, najlepsza jakość z najlepszych... Ale może być ciut za mała. Nie wydaje mi się, że będzie pasować. Tamta poprzednia, czarna, już bardziej...

 - Skąd pani...

 - Ach, przepraszam?

 - Pytam skąd pani ją ma! - krzyczał. Nie miał zamiaru jej przestraszyć, jednak ta uniosła brwi i odsunęła się o krok do tyłu.

 - Ta kurtka... gdzie... gdzie ją pani dostała?

 - Shion! - Rikiga położył dłoń na jego ramieniu - Co jest? Co się tak męczysz? Coś nie tak z tą kurtką?

Shion przełknął ciężko i mocniej zacisnął dłonie na żakiecie.

 - To należy do Safu.

 - Safu? Kto to?

 - Moja przyjaciółka. Moja... bardzo ważna...

 - Przyjaciółka? Znaczy z czasów kiedy jeszcze mieszkałeś w mieście?

 - Tak.

 - Na pewno się nie pomyliłeś? Musi być na pęczki takich kurtek.

Shion zacisnął zęby, usiłując zatrzymać trzęsące się palce i pokręcił głową.

 Nie było mowy o pomyłce. To była kurtka Safu. Prezent od jej jedynej krewnej, babci, i nawet ktoś taki jak Shion widział, że to eleganckie ubranie doskonale podkreślało wyrazistą twarz Safu.

 - Twoja babcia musi cię naprawdę doskonale znać, Safu. Zawsze wybiera ci ubrania, które najlepiej do ciebie pasują - powiedział jej kiedyś.

 - Tak, tak myślę. Znaczy, wiesz, jednak wychowywała mnie całe życie. Hej, Shion, jeśli ty miałbyś dać mi płaszcz, jaki byś mi dał?

 - Co? Wybacz, ale moje zarobki chyba nigdy nie będą na tyle wysokie, żeby kupić ci jakiś ładny płaszcz.

 - To tylko gdybanie. Chcę wiedzieć jaki byś wybrał.

 - Hmm, trudne pytanie.

 - Cóż, myśl nad tym. Ty jesteś od odpowiadania na trudne pytania, co nie?

W zeszłym roku chodzili zimą ulicami, rozmawiając w ten sposób. Promienie zimowego słońca spływały na nagie gałęzie, oświecając lekko kurtkę Safu. Wtedy po raz pierwszy pomyślał, że jego przyjaciółka z dzieciństwa wygląda pięknie. Zimowe słońce, ciepły uśmiech, szara kurtka. Należała do Safu. Był tego pewien.

Dlaczego? Co to tam robiło? Czemu, czemu, czemu...

 - Czemu? - naciskał nieustępliwie Shion. - Gdzie i kiedy zdobyła pani tą kurtkę? Proszę mi powiedzieć. Teraz.

 - Shion, uspokój się - Rikiga wyszedł przed niego, blokując mu drogę do kobiety. - Więc którędy to tu przeszmuglowałaś? Samo tu przyszło z No.6, czy...

Z jej twarzy zniknął przyklejony, plastikowy uśmiech. Zamiast niego, pojawiły się na niej podejrzenia.

 - Nosz nigdy. Ja tu jestem miła dla pana, panie Rikiga, a co w zamian dostaję? Co pana sprawa skąd mam towar? A może szuka pan haka jakiegoś na moje rzeczy, bo chce je pan za pół ceny, hę? To nie jest śmieszne, o nie, w ogóle się nie śmieję.

 - Po jaką cholerę miałbym kogoś rozśmieszać? - kłapnął Rikiga. - I tak nie dałbym rady. Czemu pani nie odpowiada? Skąd te durne podejrzenia? Aż takie ryzykowne to sprowadzanie towaru?

Kobieta otworzyła szeroko usta i wydała zbulwersowany okrzyk.

 - Mam tego dosyć. Pan wiedzieć powinien, że ja tu porządny biznes prowadzę. Jak masz pan coś do tego, idź pan stąd, tam masz pan drzwi. Wypad, mówię. Do domu!
Zanim zdążyła skończyć, Rikiga wykręcił jej rękę za plecami i przygwoździł do ściany.

 - Co pan do cholery robisz? Ty brudasie niemyty!

 - Jak pani nie chce wyłamanej ręki, lepiej pani mówi - odezwał się ponuro Rikiga. - Skąd pani ma tą kurtkę?

 - Nosz, znalazłam w ścieku z zakładu w No.6. Pływała w ścieku, to podniosłam. To wszystko, Jezu Chryste! - wrzasnęła z bólu.

 - Wychodził stamtąd jeszcze jakiś ściek? Nic o tym nie słyszałem.

 - Przecie mówię, dawno to było... Cholera, naprawdę takie to ważne? Wywalili bo to śmieć, a ja mogę sobie z tym robić co chcę. Niczyj to interes, a zwłaszcza nie twój.

 - Kłamiesz! – wydarł się Shion. - To kłamstwo! Ta kurtka była ważna dla Safu. Nigdy by jej nie wyrzuciła!

 - O co ten hałas? - Drzwi z tyłu sklepu otworzyły się, a do środka wszedł mężczyzna. Był ogromny - miał ze dwa metry wzrostu. Wydawało się, że waży około stu kilogramów. Był kompletnie łysy, zaś jego twarz krzywiła się w nienaturalny sposób. Nie zważając na porę roku, miał na sobie koszulkę na krótkim rękawie. Tatuaże skorpiona i czaszki, dekorowały grube ramiona.

 - Wracasz na czas. Wywalisz stąd tych dwóch? - Kobieta uśmiechnęła się błagalnie, nadal będąc przyciskana do ściany przez Rikigę. - Powiem wam, że ten mój chłop to całkiem silny jest w łapach. Na pewno złamie jeden czy dwa karki. Wiałabym na waszym miejscu, zanim bym skończyła martwa.
Rikiga wypuścił kobietę i wzruszył ramionami.

 - No? - odezwała się niecierpliwie. - Czego się ociągasz? Zlej ich żeby nie mogli stać na nogach.
Człowiek stał dalej w ciszy. Nic nie mówiąc, pochylił nisko głowę.

 - Kopę lat, Conk - powiedział nagle Rikiga. - Nie wiedziałem, że się ustatkowałeś. To teraz sprzedajesz ubrania, co?

 - Ożeniłem się miesiąc temu - mruknął.

 - No, no. Gratuluję. Byłbyś tak miły i zapytał żonę skąd ma ten płaszczyk? Ma cięty język, ta twoja paniusia. Już zaczynam ci współczuć.

Człowiek nazwany przez Rikigę Conk, spojrzał przez chwilę na płaszcz w rękach Shiona i odwrócił się do kobiety.

 - Powiedz Rikidze-san prawdę.

 - Co w ciebie tak nagle wstąpiło? Czemu się ich słuchasz?

 - Rikiga-san pomógł mi dawno temu. Pośpiesz się. Mów.

Pod ostrym wzrokiem Conka, twarz kobiety spochmurniała. Po chwili odwróciła się zrezygnowana.

 - Kupiłam tylko od jakiegoś pośrednika. Nie wiem skąd facet to miał.

Rikiga przewrócił oczami.

 - Kłamiesz. Nie ma opcji, żeby handlarz nie wiedział, skąd ma towar.

 - Nie wiem znaczy nie wiem - odpowiedziała uparcie. - Po prostu nie wiem.

Rikiga ułożył już kolejne pytanie, zatrzymując jednocześnie Conka, który postąpił już krok do przodu z zaciśniętą pięścią.

 - To powiedz mi kim jest ten pośrednik - odezwał się. - Reszty sam się dowiem.

Kobieta nie odpowiedziała. Rikiga wyciągnął kilka rachunków z kieszeni, wcisnął je w jej dłoń i zacisnął wokół nich palce.

 - Mówiłaś do siebie i nie dosłyszałaś nazwiska pośrednika. Tylko tyle. Tej wersji się trzymajmy. Nie spowoduję ci kłopotów.

Kobieta popatrzyła na rachunki w swojej dłoni i przechyliwszy twarz na bok, wymamrotała odpowiedź.

 - To dzieciak od psów. Ten dziwny szczyl, który używa kundli do interesów.

Pies skulony u stóp Shiona uniósł uszy. Rikiga burknął cicho.

 - Inukashi, mówisz. Czyli to musi być z Zakładu Karnego.

 - Zakładu Karnego? - powtórzył z niedowierzaniem Shion.

 - Taa - powiedział Rikiga. - Słyszałem, że dzieciak szmugluje rzeczy więźniów do podziemia.

Serce Shiona stanęło. A przynajmniej tak mu się wydawało. Nie mógł oddychać. W uszach słyszał tylko dzwonienie.

,,Zakład Karny, więźniowie, Zakład Karny, więźniowie, Zakład Karny...''

 - Czyli Safu... jest w Zakładzie Karnym?

 - Prawdopodobnie - odpowiedział ciężko Rikiga. - Raczej nie zaproszono jej tam jako gościa. Musieli zabrać ją siłą... i potraktować jak więźnia, nie ma wątpliwości. Shion wybiegł ze sklepu z szarą kurtką w rękach.

Musiał natychmiast zobaczyć Inukashi. Musiał od niego usłyszeć prawdę.

 - Shion!

Za nim Rikiga krzyczał, miotając się na wietrze i wrzeszcząc bezowocnie w zimowe powietrze.


***


Człowiek spacerował dziwnie, chociaż robił tak przez dłuższy czas. Stawał niestabilnie na nogach, zupełnie jakby był pijany.

Dwunastoletni Juse przechylał dziko głowę, rozglądając się z siodełka roweru. Z lewej widział apartamentowiec, w którym mieszkała jego rodzina. Był w krańcu parku, jednego z wielu znajdujących się w pobliżu dzielnicy rezydencji. Mimo że nie był trak duży jak Park Leśny, nadal było to spokojne miejsce, pełne zieleni. Juse pchnął swój rower naprzód, rower górski, który dostał na urodziny od ojca, i podążał wzrokiem za tamtym człowiekiem. Był najzwyczajniej zaciekawiony - nie potrafił go tam tak po prostu zostawić. Jego matka zawsze denerwowała się przez ten nawyk. ,,Nie mieszaj się w cudze sprawy'' - mawiała. ,,Wydajesz się wściubiać nosa we wszystko, Juse. Chyba masz to po dziadku''. Jednak jeśli właśnie po nim to odziedziczył, Juse nie mógłby sobie życzyć niczego lepszego. Głęboko w sercu zawsze tak uważał.

Juse kochał swojego dziadka. Kiedy był jeszcze dzieckiem, jego dziadek, pracujący dawniej w marynarce, sadzał go na kolanach i opowiadał mu różne historie. Mówił o morzach, których Juse nigdy nie widział, o wielkich wielorybach, niemal tak dużych jak góry, o krajach skutych lodem cały rok, o setkach, tysiącach motyli, przecinających niebo jedną ogromną gromadą, o gigantach, żyjących ponad chmurami, o tajemniczych kreaturach, mieszkających na dnie oceanu, o wróżkach, magii, pradawnych bogach wojny - jego matka tego nienawidziła, ale wtedy Jusa kompletnie pochłonęły opowieści jego dziadka.

Podrósł i niedługo potem, gdy zainteresowało się nim Ministerstwo Edukacji, ostrzeżono go pisemnie, że ma skłonności do urojeń. Powiedziano mu, że to tylko z troski o jego przyszłość. Jego matka zalała się łzami, a ojciec nie wiedział, co ze sobą zrobić. Juse należał do Specjalnego Programu i otrzymywał instrukcje na cały rok. Było mu to przypisane, nie miał nawet prawa do wyboru. Wszystkie książki, które miał, pożyczył z półek dziadka. A kilka miesięcy później, dziadek zniknął z powierzchni ziemi. Zabrano go do Domu Spokojnego Zmierzchu. Juse słyszał od ludzi jakie to wspaniałe miejsce dla staruszków, jednak sam płakał przez długi czas z samotności, przerażony perspektywą nie spotkania już nigdy dziadka. A w noce, gdy płakał przed snem, zawsze śniły mu się tamte opowieści.

Rok później Juse przestał mówić o wielkich, białych wielorybach, wróżkach czy przezroczystych skrzydłach. Dorośli odetchnęli z ulgą. Jednak w głębi duszy, wszystkie opowieści pozostały żywe w sekrecie przed wszystkimi i oddychały w jego wnętrzu. Nigdy nie byłby w stanie o nich zapomnieć. Pewnie dlatego teraz zaczynał interesować się tak ludźmi. Potrafił jedynie myśleć, co inna osoba robi. Co teraz czuje? Jednak tego także nie potrafił powiedzieć na głos.

 - Och...! - Juse pisnął lekko. Człowiek potknął się o korzeń drzewa. Zawył z bólu. Juse zostawił swój rower na środku drogi i pobiegł do niego. Wydawało mu się, że zobaczył coś małego i czarnego, odlatującego od człowieka leżącego teraz twarzą w dół. Juse nie miał czasu na sprawdzanie. Ciało mężczyzny wpadło w drgawki, po chwili jednak przestało się ruszać.

 - Em... Proszę pana...

Juse wołał go uparcie. Spojrzał w jego twarz. W tym samym momencie, niebo rozdarł krzyk Jusa.



==Koniec rozdziału 3==