Staram się dodawać nowe posty w niedziele. Staram się.



Zakończono tłumaczenie No.6.


Dziękujemy za wszystkie podziękowania. To był miły rok z hakiem. I późniejszy rok. I chyba jeszcze jeden. Te dwa późniejsze składały się z czytania Waszych komentarzy. I tak dzięki.

(Do pań profesor jeśli przypadkiem odwołam się do tego na maturze: przepraszam, ja naprawdę tłumaczyłam to w gimnazjum. Ale prawdziwa książka istnieje. Obiecuję.)


Wszystkie rozdziały można znaleźć w zakładce ,,No.6''/,,No.6 Beyond''.


Kup powieść i mangę w oryginale, wspomóż panią Asano.


Tłumaczenie: Kuroneko
Korekta: Ayo, Dżun

czwartek, 23 lutego 2012

Tom III: Rozdział 1



***
Co leży za murem...
***

Rozdział 1
Ci Piękni...

Idźmy i szydźmy z świata jasnym czołem:
Fałsz serca i fałsz lic muszą iść społem.
Makbet, Akt I Scena VII

Jasne, błękitne niebo. Miłe i ciepłe promienie południowego słońca. Temperatura sprawiała, że mróz sprzed kilku dni wydawał się być niczym sen.
Shion uniósł twarz i zmrużył oczy, wpatrując się w czyste niebo.
Pomyślał, jakie to wszystko jest piękne.
I takie właśnie było. Cudowna była oślepiająca biel ruin, odbijających światło słońca. Piękna była  bańka, która magicznie unosiła się nad mydlaną pianą. Wspaniały był blask świeżo umytego psiego futra.
Wszystkie otaczające go małe rzeczy były piękne. Kolejna bańka wzniosła się i podryfowała na delikatnej bryzie.
 - Ej, przestań się obijać! - wzywał go głos Inukashi. - Zostało ci jeszcze sporo psów. Odlatuj tak dalej co minutę, a nie będziesz nawet w połowie drogi, jak zajdzie słońce.
Jakby w zgodzie z reprymendą Inukashi, wielki biały pies, pokryty mydlinami, warknął cicho.
 - Och, wybacz.
Shion wsadził ręce z powrotem w pianę, by umyć psa dokładnie końcówkami palców. Kundlowi najwyraźniej całkiem się to podobało, co można było poznać po zamkniętych oczach i na wpół otwartej paszczy. Był to dopiero drugi dzień pracy, ale zdążył już zauważyć, jak wiele różnych uczuć może wyrazić psi pysk. Przekładało się to również na osobowość - niektóre psy były leniwe, inne energiczne; jedne poważne, a drugie niefrasobliwe; mogły być łagodne, niecierpliwe, hałaśliwe. To wszystko było dla niego całkowicie nowe.
Biały pies, którym właśnie się zajmował, okazał się być podstarzałą suką. Była miła i inteligentna - przypominała mu te wszystkie starsze panie, pojawiające się w baśniach.
 - Shion, za dużo czasu spędzasz nad każdym psem. Ile jeszcze będziesz szorował jednego? - Twarz Inukashi z długimi włosami związanymi z tyłu głowy i pianą na nosie, zbliżyła się do niego.
 - Wypożyczasz je przecież, żeby służyły za koce, prawda? - odpowiedział Shion. - Dlatego muszą być czyste.
 - Co za różnica. Klienci i tak są brudni jak świnie z chlewu, cholery jedne.
Z budynku niemal zrównanego z ziemią wciąż pozostała jeszcze część, która zachowała wygląd hotelu, za który niegdyś służyła. Inukashi wypożyczał to miejsce jako nocleg dla tych, którzy nie mieli gdzie zostać. Psy dawał im w przygotowaniu na nadchodzącą zimę. Klienci spędzali noce zakopani pod kilkoma na raz i tylko dzięki temu unikali zamarznięcia na śmierć. Shiona zaś zatrudniono do mycia tych psów.
 - Nie mów tak o swoich klientach.
 - Hę? Co powiedziałeś?
 - Nie powinnaś ich tak nazywać, ani mówić, że są brudni.
Inukashi otarł nos wierzchem dłoni i odetchnął z dezaprobatą.
 - Shion, jesteś moją matką, czy co?
 - Nic podobnego. Zatrudniłeś mnie do mycia psów.
 - A to robi ze mnie pracodawcę, a z ciebie pracownika. Twoją robotą natomiast jest się zamknąć i robić to, co mówię.
Inukashi wyrwał Shionowi z rąk białego psa i zaczął energicznie obmywać go wodą spływającą ze strumienia.
Na tyłach ruin płynęła mała, czysta rzeczka. Niedługo po tym jak Shion uciekł z No.6 do Zachodniego Bloku, niemal zginął przez pasożytniczą osę w jego ciele. Mimo że cały tamten czas wypełniony był wysoką gorączką i niesamowitym bólem, wciąż pamiętał wspaniały smak wody, która zwilżyła mu gardło niezliczoną ilość razy.
Gdy podziękował Nezumiemu za zajęcie się nim i danie wody, odpowiedział tylko, że źródełko jest niedaleko. A ten strumień wypływał właśnie z tamtego źródełka.
 - Inukashi, nie rób tak. Całe mydło spływa do rzeki - Shion szybko odciągnął jego ręce. Mydliny jednak spłynęły w dal.
 - To co?
 - Wszyscy piją z tego strumienia, prawda?
 - No, raczej. Nie mamy żadnych fajowych rzeczy, które dają ci czystą wodę o wybranej temperaturze za naciśnięciem guzika. Wszyscy piją prosto z rzeki czy źródła.
 - Więc nie możesz jej zanieczyszczać. Pomyśl o ludziach, którzy piją ją z niższych partii.
Inukashi przez moment wpatrywał się w twarz Shiona.
 - A po co mam się przejmować tymi na dole?
 - Cóż, chodzi mi... - zawahał się Shion. - Jeśli wiesz, że ktoś będzie to potem pić, nie powinno się chcieć, żeby woda się zabrudziła. To chyba normalne, prawda?
 - Normalne? W czyich standardach, Shion? To jest Zachodni Blok. Nie dasz rady tu przetrwać, jeśli wszystko inne stawiasz na pierwszym miejscu.
 - Tak, ale nie ma potrzeby zanieczyszczać tej wody - zaprotestował. - Możemy zrobić to, co wczoraj, nalać wody do beczki i w nich umyć psy.
 - Wczoraj mieliśmy tylko małe psy. Dlatego, Shion, wczoraj mogliśmy tak zrobić. Czas to pieniądz, a twoje gadanie kosztuje. Rozumiesz, prawda?
 - Tak.
 - Nie dość, że jesteś cholernie powolny, to dzisiejsze psy są duże. A to nie wszystko, werble proszę... Są ich cholerne wiele. Widzisz to, koleś? Gdybyśmy mieli za każdym napełniać beczkę od nowa, to by zajęło wieki.
Wtedy Inukashi zatrzymał się i lekko wzruszył ramionami.
 - Ale jeśli chcesz sam nabierać wody z rzeki, nie będę ci przeszkadzać.
 - Dobrze, zrobię to.
 - Człowieku, to będzie naprawdę ciężkie.
 - Wiem.
 - Swoją drogą, płacę ci tylko za mycie psów. Noszenie wody robisz tylko i wyłącznie z własnej woli.
 - Nie szkodzi.
 - To śmiało. Ja idę na lunch.
Biały pies zaczął strząsać z siebie energicznie wodę, a kropelki poszybowały we wszystkie strony. Shion wziął wiadro, rzucone mu wcześniej przez Inukashi i nabrał w nie pełno wody.
 - Shion - odezwał się nagle Inukashi.
 - Hm?
 - Dlaczego?
 - Co dlaczego?
 - Dlaczego nie mam mówić źle o moich klientach? Dlaczego mam się martwić o ludzi z dołu rzeki?
Shion spojrzał na opaloną twarz Inukashi, siedzącego na stercie śmieci.
 - Bo jesteśmy tacy sami.
 - Tacy sami?
 - Są takimi samymi ludźmi jak my. Więc...
Nagle Inukashi odchylił głowę do tyłu i wybuchnął śmiechem. Kilka psów zaczęło szczekać .
 - Tacy sami ludzie?! W życiu jeszcze nikt nie powiedział przy mnie czegoś takiego! Shion, naprawdę tak myślisz?
 - Oczywiście. Coś nie tak? - odpowiedział ze zdecydowaniem.
Inukashi zeskoczył na dół i pochylił się nad Shionem. Był naprawdę drobnej postury, bo sięgał tylko do ramion Shiona. Jego szczupłe ręce i nogi wystawały z czarnego ubrania, a skóra miała odcień przyrumienionego płomieniami rzemienia.
 - Więc moi ohydni klienci i dzieciaki, które przychodzą tu po wodę, są takimi samymi ludźmi jak my?
 - Oczywiście,
 - Czyli ty i ja również jesteśmy takimi samymi ludźmi?
 - Zgadza się.
Inukashi uniósł rękę i wyciągnął ją ku południowemu słońcu ponad nimi.
 - A ci z No.6 są takimi samymi ludźmi jak my?
Shion kiwnął powoli głową i odpowiedział.
 - Tak.
Gładka, opalona skóra Inukashi błyszczała w słońcu, a jego długa grzywka rzucała cień na czoło i oczy. Te, równie ciemne co skóra, mrugnęły pod włosami kilkakrotnie.
 - Shion, długo tu nie pociągniesz.
 - Eh?
 - Twoja głowa lata nad chmurami, czy co? Jeśli dalej będziesz wierzyć w te swoje fantazje, nie pożyjesz tu długo.
 - Nezumi często mi to powtarza - odpowiedział Shion. - Że trzymam głowę w chmurach.
 - Wiesz, chmury nie są chyba dość wysoko. Twoja łepetyna musi być gdzieś w kosmosie, czy coś. Nie wiem, jaki powinien być kosmos, ale jest naprawdę wysoko, co nie? A czasem możesz spłonąć ot tak jeszcze zanim tam dotrzesz.
 - Nie byłem nigdy w kosmosie, ale tak, wydaje mi się, że jest naprawdę wysoko.
Inukashi wspiął się powoli po gruzie i usiadł na nim z błękitnym niebem za plecami. Zabujał nogami nad krawędzią i cicho przemówił do siebie.
 - Jakim cudem Nezumi z tobą wytrzymuje? Nienawidzi gadatliwych ludzi, którzy co krok snują jakieś fantazje.
 - Inukashi, jesteś blisko z Nezumim?
 - Blisko? Co masz na myśli przez blisko?
Shion podniósł wiadro nad ścieżkę z gruzu i szkła, po czym wlał jego zawartość do stalowej beczki.
 - To znaczy, że dużo o sobie wiecie.
 - Och, w takim razie nie. Moja wiedza o nim, jest porównywalna do końcówki ogona tego malucha i nie chcę wiedzieć więcej - Mówiąc to, wskazał na jasnobrązowego pieska, biegającego wokół stóp Shiona. Końcówka jego ogona była biała.
 - Myślałem, że jesteście przyjaciółmi, ale chyba się pomyliłem.
 - Przyjaciele?! - wykrzyknął z niedowierzaniem Inukashi. - Kolejne słowo, którego nie słyszę zbyt często. Przyjaciele? Hah, śmieszne. Ja mu tylko sprzedaję informacje, które zbierają te psy.  Daję mu je, a on mi płaci. I to wszystko.
Inukashi poczuł zapadającą ciszę. Jego wzrok wałęsał się wokół, spotkał z tym Shiona i prześlizgnął dalej.
 - Nie wymieniacie tylko informacji i pieniędzy - odezwał się w końcu Shion. To było stwierdzenie, nie pytanie.
 - Ach... Cóż, raz na jakiś czas on... Śpiewa dla mnie.
 - Śpiewa?
 - Ma dobry głos. Więc ja... Proszę go, żeby śpiewał. Czasem, kiedy moje psy zdychają... Jest w porządku kiedy budzisz się, a one są już martwe, ale czasem są chore albo ranne i nie umierają szybko, i one... One cierpią. Tak strasznie je boli, że jęczą całą noc. Wtedy proszę, żeby zaśpiewał. Nie wiem, jak nazywa się ta piosenka. Ale to... nie wiem, jak to opisać. Co by to mogło być? - wymamrotał do siebie Inukashi.
 - Jak brzmi?
 - Eh?
 - Piosenka Nezumiego. Jego głos. Do czego można to porównać?
Inukashi przechylał głowę z boku na bok, zastanawiając się w ciszy. Shion zaś w milczeniu kontynuował napełnianie wiader wodą. Zdążył kilka razy przejść drogę między rzeką a beczką. Zbiornik był już w połowie pełen, gdy Inukashi znowu otworzył usta.
 - Może wiatr? - odezwał się z wahaniem. - Wiatr, który przybył z bardzo daleka... Tak, jego pieśń zabiera dusze niczym chmury, które nie mogą zniknąć. Zupełnie jak wiatr rozwiewa kwiaty, jego piosenka odcina ducha od ciała. Każdy pies, niezależnie od jego cierpienia, zamknie oczy i ucichnie. Myślisz, że tylko się uspokoił, a okazuje się, że nie oddycha. Wszystkie umierają w ciszy, jakby całe to cierpienie było jakimś snem - przerwał. - Z moją mamą też tak było.
 - Twoja matka odeszła?
 - Taa. Zabiło ją kilkoro bachorów mieszkających w dole strumienia, tych dla których kazałeś mi zostawić czystą wodę. Rzucali w nią kamieniami i tłukli dębową pałką. Chociaż mama też była winna. Próbowała ukraść im ich jedyny posiłek. Wślizgnęła się do ich chaty i dała się złapać z mięsem w zębach. Kiedy w końcu zdołała wrócić, obie przednie łapy i żebra były połamane, a z ust spływała krew.
Po zakończeniu napełniania beczki, Shion otarł wreszcie pot z czoła. Nie był w stanie zrozumieć słów Inukashi.
 - Inukashi, mówiąc o przednich łapach... masz na myśli swoją matkę, prawda?
 - Tak. Była psem.
 - Psem?
Shion poczuł, jak opada mu szczęka. Inukashi zaś spojrzał na niego i zaśmiał się. Jego głos był wysoki i odbijał się echem.
 - Porzucono mnie tu jako dziecko - wyjaśnił. - Staruszek, który się mną zajął, był dziwakiem, mieszkającym tu ze swoimi psami. Wychował mnie razem z nimi. Moja mama dawała mi mleko. Lizała mnie i skulała się ze mną do snu. Kiedy zrobiło się zimniej, zbliżała się jeszcze bardziej do mnie i mojego rodzeństwa - jej prawdziwych dzieci, dawała nam ciepło. Zawsze mawiała, że jestem biedactwem, bo nie mam futra, ale przynajmniej nie jest mi tak gorąco latem i nie mam pcheł. Powtarzała to cały czas i lizała mnie aż do połysku.
 - Musiała być wspaniałą matką - odezwał się delikatnie Shion. - Miła i opiekuńcza.
Inukashi zamrugał kilkakrotnie.
 - Naprawdę tak myślisz, Shion?
 - Jasne. Kochała cię. Nie posiadasz futra, więc broniła cię i upewniała się, że nie zamarzniesz, póki mogła.
 - No. Mama zawsze była naprawdę miła. Nadal pamiętam jej język. Ciepły i mokry... Śmieszne, chyba nigdy tego nie zapomnę.
 - To dar wspomnień.
 - Eh?
 - Dar wspomnień od matki dla dziecka. Wspomnienia, które dla ciebie zostawiła.
Inukashi przestał machać nogami i uniósł podbródek.
 - Dar wspomnień, tak?- odezwał się w zamyśleniu.
Shion przyklęknął u brzegu rzeki i nabrał pełne usta wody.
Była zimna. Wsiąkała w każdą cząstkę ciała wraz ze swoim wspaniałym smakiem.
O tak, to ta woda.
To ona uzdrowiła jego wyczerpane ciało niczym eliksir po walce z pasożytniczą osą. I to nie tylko ciało - w momencie, w którym zwilżyła jego gardło, zupełnie jakby całe istnienie Shiona zostało wskrzeszone. W to właśnie wierzył.
Ta woda łączyła się dla niego ze znaczeniem życia. Jej chłód, jej smak. Łączyły się z głosem, który go wzywał i mówił, by nie umierał, by żył i nadal szedł naprzód.
Dlatego tak dobrze ją zapamiętał. Nie było innej możliwości. Głęboko w nim, ta woda już zawsze miała płynąć wartkim strumieniem i nigdy nie wyschnąć. A od czasu do czasu wypływałaby na powierzchnię jego świadomości, szepcząc do niego za każdym razem.
Nie umieraj. Żyj. Podnieś się i idź dalej.
To także był dar wspomnień.
 - Przyniosę ci jakiś lunch - Inukashi podniósł się na czubku sterty gruzu i przemówił tonem, brzmiącym raczej jak komenda. - Lepiej skończ z tym czarnym zanim wrócę. Nic nie dostaniesz póki tego nie zrobisz.
 - O, dostanę nawet lunch? Miło z twojej strony.
 - Wiesz, nie rozdaję tego ot tak wszystkim wokół. To zestaw rozszerzony. A przez rozszerzony mam na myśli to, że do chleba dostaniesz gratis suszone owoce.
 - To więcej niż wystarczająco.
Shion uśmiechnął się do niego, przejeżdżając palcami po futrze czarnego psa. Miesiące minęły od jego ucieczki do Zachodniego Bloku, a chroniczny głód bez wytchnienia pukał do drzwi Shiona. Chwilami zastanawiał się, jak by to było, gdyby mógł napełnić brzuch talerzami pełnymi mięsa, ryb czy jajek i przypominał sobie smak chleba i ciast Karan. Z drugiej jednak strony nigdy wcześniej przez myśl mu nie przeszło, że takie jedzenie - zupy z resztek warzyw i chleb, zaczynający twardnieć, są w stanie sprawić, że człowiek ślini się na ich widok.
Wystarczy mieć cokolwiek jadalnego.
Tutaj wszyscy głodowali. Głodowali, zamarzali i odchodzili. Shion sam zdążył się już przekonać, jak wiele wart jest pojedynczy kawałek chleba, który miał mu dać Inukashi.
Spojrzał w niebo. Słońce było jasne. Jego światło oświetlało również No.6. Dawne miejsce jego pracy - Park Leśny, dzielnicę rezydencji - Chronos, Utracone Miasto, w którym nadal mieszkała jego matka i Zachodni Blok - wszystkie skąpane były w tych samych promieniach. A jednak tak bardzo się różniły. Za bardzo.
Oddzielone wysokim murem, gospodarką i mentalnością, stały naprzeciwko siebie. Życie i śmierć. Światło i ciemność. Gdy w No.6 miała właśnie miejsce ekstrawagancka impreza, na której goście opychali się pysznymi przekąskami, gdzieś w kącie Zachodniego Bloku starsza osoba umierała z głodu po długim cierpieniu. Kiedy chłopcy i dziewczynki z No.6 kładli się spać w swoich pokojach z regulowaną temperaturą, dzieci w barakach z Zachodniego Bloku tuliły się ze sobą, by nie zamarznąć na śmierć.
To była właśnie prawda, którą Shion zobaczył na własne oczy. Istniało stanowczo zbyt mało rzeczy takich jak światło słoneczne - równie rozdzielonych między wszystkich.
 - Więc wracaj do roboty - zawołał Inukashi, znikając w cieniu ruin.

Wszystkim, co zostało z wejścia, w którym prawdopodobnie stały niegdyś potężne, drewniane drzwi, była para zniszczonych skrzydeł. Z każdym powiewem wiatru, ich skrzypienie rozdzierało uszy. Inukashi przeszedł przez nie, by wspiąć się po schodach na drugie piętro. Jakiś rodzaj architektonicznej sztuki pozostał tylko w tej konkretnej części budynku, używanego niegdyś jako hotel, a dziś odstającego już odrobinę od tej nazwy. Pomimo to, farba nadal odpadała od ścian, a na korytarzach i sufitach wręcz roiło się od bruzd w tynku.
Nawet budynki miały niegdyś życie. Jednak gdy zostały porzucone, zaczęły się walić. Zaczęły umierać. Ten zrujnowany już hotel mimo wszystko kontynuował upadek i proces zamiany w kupkę gruzu. Stał nad krawędzią destrukcji, nie opłakując swoich dawnych, pozbawionych serc właścicieli, ani nie lamentując nad swym przeznaczeniem.
Inukashi zastanawiał się czasem, co by zrobił, gdyby budynek zupełnie się zawalił.
Staruszek, który go tam zabrał, dał psie mleko i nauczył słowa mówionego oraz pisanego, odszedł już stamtąd. Zniknął w pewien śnieżny dzień, by nigdy nie wrócić.
Śnieg? Padało wtedy? A może to były pioruny. Albo tamtego ranka po prostu mgła była tak gęsta... w każdym razie, staruszek zniknął. Rozpłynął się, nie zostawiając nawet jednego słowa pożegnania.
Nie był samotny, bo miał swoje psy. Od tamtego dnia, aż do teraz, żył razem z nimi. Nie miał innego domu. Nie miał innego, ludzkiego towarzystwa. Z Nezumim pewnie było tak samo. Mógł widzieć więcej miejsc niż Inukashi, ale prawdopodobnie żył sam, nie znając nikogo innego, ani nawet nie czując takiej potrzeby. Tak mu się wydawało, bez konkretnego powodu. Nie miał żadnych podstaw dla swoich argumentów, ale Inukashi wiedział, że nie mylił się aż tak bardzo. Zawsze miał ostry zmysł węchu. A Nezumi nosił zapach samotności. Kiedy zaczął słabnąć, a Inukashi zaczął zauważać kolejny, zupełnie inny, pojawił się przed nim Shion.
Był dziwakiem. Naprawdę nienormalny. Jego włosy były śnieżnobiałe, a na twarzy miał czerwoną bliznę. Pewny co do tego nie był, ale Inukashi słyszał chyba, że jest owinięta niczym wąż wokół całego ciała. Jednak jeśli o wygląd chodzi, na pęczki było ludzi dziwniejszych od niego. Z tym, że Shion był też dziwny w środku. Powiedział, żeby nie brudzić wody dla bachorów z dołu rzeki. Powiedział, że ludzie ze ,,Świętego Miasta'' są jak ci stąd. I mówił o darze wspomnień. A najgorsze było, że to nawet nie był żart ani sarkazm.
Był dziwny. Bardzo dziwny. Dlaczego Nezumi trzymał się z takim dziwakiem?
Inukashi przeszedł korytarz, by otworzyć drzwi na jego końcu.
 - Nezumi.
Nezumi siedział na fotelu z nogami na stole.
 - Nie możesz już nawet zapukać zanim wejdziesz? - powiedział z irytacją Inukashi. - Ktoś nie nauczył się od mamusi dobrych manier. Rany - Zrobił  wielki krok nad parą długich nóg. Nezumi pociągnął nosem z drwiną i opuścił nogi.
 - Wołałem zanim wszedłem. Tamten pies mnie wpuścił - Kundel z czarnymi łatami na sierści leżał w kącie pokoju. Przewrócił łeb na bok i ziewnął.
 - Jeśli przylazłeś po Shiona, jesteś za wcześnie. W tym tempie do wieczora nie skończy.
 - Po niego? W życiu.
 - Ale ma na pieńku ze Sprzątającymi, nie? To nie jest przypadkiem z lekka niebezpieczne puszczać go samego? W każdym razie, wyślę z nim psa do domu.
 - To wystarczy.
 - Ale wiesz, Sprzątający nie poddają się tak łatwo. Ten koleś odstaje, a jeśli da się złapać, kto wie, co mu zrobią.
Szare oczy Nezumiego błysnęły, a na ustach pojawił się wąski uśmiech.
 - Czy to ważne, co Sprzątający zrobią Shionowi? Co jest, Inukashi? Wyjątkowo miły się zrobiłeś. Niepodobne to do ciebie.
Inukashi spojrzał w ciszy na Nezumiego.
Mały teatr był jedną z niewielu rozrywkowych placówek w Zachodnim Bloku. A jako jeden z tych, którzy stali na scenie, Nezumi sprawiał, że za rozrywkę, jego publiczność słono płaciła, czy może raczej chciała płacić, nieważne jak niewiele mieli pieniędzy na przedstawienia, nie dające im nic namacalnego. To piękno gry Nezumiego i jego głęboki, czysty głos sprawiał, że wydawali resztki swoich mająteczków. Gdy pojawiał się na scenie, trudno było stwierdzić, czy jest kobietą czy mężczyzną, człowiekiem czy demonem, Bogiem czy Diabłem. Jego publiczność w wieczornej ciszy mogła zapomnieć o boleściach minionego dnia i smutkach następnego, pozwolić się porwać, pochłonąć przez ten głos.
Jednak gdy tylko opuszczali obdarte drzwi teatru, czekała na nich rzeczywistość - brak pieniędzy w kieszeniach, dzieci płaczące w domu za chlebem, a pomimo to twarze tych ludzi pozostawały wypełnione pijackim przejęciem, pociągającym ich w końcu na dno.
,,To wszystko jest iluzją. To po prostu wielki oszust''.
Za każdym razem gdy spotykał Nezumiego, Inukashi w duchu wypluwał te słowa z dna żołądka. Nezumi był jak piękna kobieta, manipulująca mężczyznami i pozbawiająca ich całej wartości. Inukashi także przez to przeszedł.
,,Mama tak bardzo cierpiała, można było tylko go wezwać. Poprosiłem go o przeprowadzenie jej duszy na drugą stronę w spokoju. Było dobrze. Jego pieśń była niesamowita, a mama uwolniła się od cierpienia. Ale to, co zrobił przedtem... suma pieniędzy, jakiej zażądał, podczas gdy mama leżała tam cierpiąc. Za tyle można by przeżyć cały miesiąc bez pracowania. Poddałbym się, gdyby to był inny pies. Poderżnąłbym mu gardło albo rozwalił czaszkę własnymi rękami i pozwolił umrzeć szybką śmiercią. Ale nie mogłem zrobić tego mamie. Nigdy nie zrobiłbym jej czegoś takiego. Wiedział o tym i dlatego chciał aż tyle. Po pochowaniu mamy, ja i psy musieliśmy pracować trzy dni bez jedzenia. Jest oszustem. Łapie ludzkie dusze, przybija do ziemi i pokazuje fantazje. Mogą być rzeczywiste, ale nadal są fałszywe. Sny to sny. Nie można nimi żyć''.
Inukashi otworzył szafkę, by wyciągnąć chleb i torbę suszonych owoców.
 - Jeśli nie jesteś tu po Shiona, to po co przylazłeś?
 - Uraczysz mnie jakimś lunchem? Umieram z głodu.
 - Jaja sobie robisz? - odpowiedział Inukashi drwiącym głosem. - Nie mam nic dla gwiazdy takiej jak ty. Ale jeśli zapłacisz mi srebrniaka, dam ci chleba, owoców i wody.
 - Jeden srebrniak za stary chleb, twarde jak kamień suszone owoce i wodę ze strumyka? To się nazywa zdzierstwo, Inukashi.
 - I tak liczę sobie taniej niż ty za śpiew.
Nezumi cmoknął cicho.
 - Dalej się o to wkurzasz?
 - No chyba, debilu.
 - Potem i tak śpiewałem wiele razy twoim kundlom. Patrząc na sumę, jaką sobie za to policzyłem, równie dobrze mógłbym dać koncert charytatywny.
 - To mnie wkurza nawet bardziej. Uwziąłeś się wtedy na mnie. Wyciągnąłeś całą moją kasę. Prawie umarłem z głodu.
 - Cóż, jeśli to się powtórzy, wezwij mnie od razu - odezwał się uprzejmie Nezumi. - Zaśpiewam ci piosenkę o jedzeniu i z chęcią sobie na ciebie popatrzę.
 - Och, cóż za litość - odciął się Inukashi. Wzruszył ramionami i stanął naprzeciw Nezumiego. Powtórzył jeszcze raz swoje pytanie.
 - Czego chcesz?
Ten zaś, nie ruszając się z fotela, rzucił pojedynczą sztukę złota na stół. Brązowe oczy błysnęły.
 - Złoto... - wyszeptał Inukashi.
 - Prawdziwe. Sprawdź sobie.
Inukashi złapał błyszczącą monetę w opuszki palców i przyjrzał się jej.
 - Masz rację... Prawdziwa. Tak. Naprawdę prawdziwa.
 - Mam dla ciebie pewną pracę - powiedział beznamiętnym głosem.
 - Pracę? I jest warta całej sztuki złota?
 - To zaliczka. Kiedy skończysz, dostaniesz drugą sztukę.
 - Hojny się coś zrobiłeś. Ale i tak jej nie wezmę - Inukashi rzucił monetę z powrotem na stół.
 - Odrzucasz robotę wartą tyle złota, nawet nie wysłuchawszy całej historii?
 - Odrzucam ją, bo jest warta tych dwóch sztuk. Już czuję ten smród.
 - Smród?
 - Zapach niebezpieczeństwa. Mój nos mnie ostrzega. Mówi, że mam o tym zapomnieć albo mnie zabiją. Nieważne ile kasy wyłożysz. Jeśli umrę, wszystko się skończy. No ale, każda robota zlecona przez szczura, a do tego warta dwóch sztuk złota, jest jak wsadzanie ręki do gniazda jadowitych węży. Nie chcę jeszcze umierać.
 - Dlatego za to właśnie dostajesz pieniądze - czy to nie o to w pracy chodzi? Unikasz niebezpieczeństwa - masz zyski.
 - Zależy od poziomu niebezpieczeństwa. Wszystkie twoje zlecenia są ryzykowne i podchwytliwe. Mówimy tu o dwóch sztukach złota. Gdyby ktoś inny przyszedł do mnie z taką ofertą, nie byłoby powodu do wahania. Cholera - zaklął. - Już czuję się jakbyś mnie okradł.
Nezumi wstał i schował złoto do kieszeni.
 - Szkoda. Chyba nic na to nie poradzę.
 - Nie bierz tego do siebie. Z tobą to po prostu za bardzo ryzykowne. Szczerze mówiąc, nawet nie chcę mieć z tobą zbyt wiele do czynienia.
 - Więc ustalone - powiedział beztrosko Nezumi. - Dobrze. Nie wtrącajmy się już nawzajem w swoje sprawy. Nie przyjdę do ciebie więcej ze zleceniami. A co do ciebie, nieważne jak będziesz cierpieć, możesz mieć pewność, że nie przyjdę.
Inukashi złapał nagle ramię Nezumiego, gdy ten już się odwrócił. Zrobił to tak nagle, że niemal się przewrócił.
 - Cz-czekaj chwilę, Nezumi. Co masz na myśli przez to, że nieważne jak będę cierpieć?
 - Właśnie ci powiedziałem. Jeśli któregoś dnia skończysz jak twoja matka i będziesz umierać powolną śmiercią, nie będzie to miało ze mną nic wspólnego. Możesz mnie wzywać, ale nie przyjdę.
 - O czym ty mówisz...? - powiedział drżącym głosem Inukashi. - Umierać powolną śmiercią? To się nigdy nie stanie! Poza tym, jesteś ode mnie starszy, nie? A przynajmniej tak mi się wydaje.
Nezumi leniwie wyrwał się z jego uścisku.
 - Inukashi, wiek w tym miejscu nie gra roli. Wiesz o tym, czyż nie? Śmierci nie można przewidzieć. Ona po prostu przychodzi. Jak mało ludzi ma dość szczęścia, by umrzeć bezboleśnie, co? Większość cierpi, cierpi i w końcu kona. Jutro ktoś może dźgnąć cię w brzuch. Możesz rozwalić sobie czaszkę spadającą cegłą. Możesz dostać zakażenia, larw i zgnić żywcem. Możesz poważnie zachorować. Masz gwarancję, że żadne z powyższych ci się nie przydarzy? To jak, Inukashi? Nadal jesteś w stanie stwierdzić, że ze wszystkich ludzi to ty umrzesz bez cierpienia?
Wbijała się w niego para szarych oczu. Miały blask znoszonej tkaniny i rozbłyskały leniwie jak chmury, przysłaniające słońce. Jego głos odbijał się jeszcze długo od ścian pomieszczenia.
Inukashi wziął oddech i cofnął się o krok.
,,To sztuczka. Iluzja. Próbuje mnie przechytrzyć''.
 - Cierp sobie ile tylko zechcesz. Nie będę się mieszał. Nie masz nic przeciwko, prawda?
Inukashi rzucił się na fotel.
Znał śmierć. Widział ją już wiele razy. I nigdy nie była łagodna. Dlatego... Dlatego chciał żyć dalej. Czuł, że tak długo jak przetrwa, będzie w stanie doświadczyć mniej-więcej lepszej śmierci. Mimo że nie dało się tego nazwać nadzieją, Inukashi chciał poznać uczucie, towarzyszące spokojnej śmierci.
Cholera.
Zazgrzytał zębami. Usta Nezumiego znowu ułożyły się w uśmiech.
,,To pokusa. Mogę mu teraz łatwo odmówić. Ale co jeśli po tym wszystkim skończę jak mama? Moje kości będą połamane, boki zmiażdżone, krew będzie wypływać z ust i będę umierać w taki sposób? Jeśli nic by nie zmniejszyło mojego bólu, chociaż odrobinkę... gdyby nie było innego wyboru, jak tylko błagać kogoś, żeby mnie zabił - szybko, błagam, zanim śmierć sama po mnie przyjdzie... Samo myślenie o tym przyprawia mnie o dreszcze'' - pokrył się zimnym potem.
 - Siadaj - przemówił słabo Inukashi. - Posłucham najpierw, co masz do powiedzenia.
Dłoń Nezumiego w rękawiczce wysunęła się ku niemu i pogładziła jego policzek.
 - Dobry chłopczyk.
 - Spierdalaj - Inukashi spojrzał mu w twarz i uśmiechnął się lekko. - Powiem ci coś, Nezumi. Nie myśl sobie, że taka szulernia zadziała za każdym razem.
 - Szulernia? Chcę tylko, żebyś wykonał dla mnie robotę. Niegrzeczny sposób traktowania klientów, nie wydaje ci się, Inukashi?
 - Tak według ciebie wygląda zwyczajowy klient? Wykorzystuje czyjeś słabości, oszukuje go i zmusza do naprawdę niebezpiecznej pracy? Już nawet pchły są milsze dla psów.
 - Nie sądzisz - zaczął Nezumi, - że wina leży po stronie tego, kto w ogóle ma słabostki, które można tak wykorzystać? W takich przypadkach okazywanie słabości może cię nawet kosztować życie. Mam nadzieję, że to nie jest dla ciebie nowość.
Nezumi jeszcze raz delikatnie musnął policzek Inukashi, gdy zapadła cisza i wymruczał sympatycznie:
 - Boisz się śmierci. Bardziej niż czegokolwiek obawiasz się cierpienia, które do niej prowadzi. Zrobiłbyś wszystko, żeby się od niego odciąć. Wiem o tym i jestem w stanie pozbawić cię tego bólu, mylę się? Nie chcę cię szantażować czy wnerwiać. Powziąłem odpowiednie kroki i płacę ci w zamian za robotę.
 - Wystarczy! - Inukashi uderzył pięścią w stół. Dwa biegające pod nim szczeniaczki uciekły z pokoju.
 - Oszuście, naciągaczu, trzeciorzędna aktorzyno! Nażryj się trutki na szczury i umrzyj! - Inukashi nabrał powietrza z wściekłością.
 - Skończyłeś? - odezwał się momentalnie Nezumi. Jego spokojny, niewzruszony ton jeszcze bardziej go denerwował. Ale nie było sensu się irytować. Zwłaszcza, że Nezumi miał rację. To była jego wina, że okazał słabość. Takie były zasady tego miejsca.
Inukashi westchnął i wrócił na siedzenie.
 - Mów co masz do powiedzenia. Nie mam za dużo czasu, streszczaj się.
Nezumi również się rozsiadł, a jego uśmiech zniknął.
 - Chcę informacji.
 - Tego się domyślam - odpowiedział. - Nawet ty nie byłbyś na tyle głupi, żeby przyjść do mnie po warzywa. Więc? Jakich informacji?
 - Zakład Karny.
Inukashi niemal spadł z miejsca.
 - Zakład Karny?! - wykrzyczał. - Masz na myśli ten Ministerstwa Bezpieczeństwa?
 - A znasz jakiś inny Zakład Karny? - powiedział sarkastycznie Nezumi.
Inukashi zaś go zignorował.
 - Więc chcesz informacji... Jakich konkretnie?
 - Cokolwiek, nieważne jak byłyby bezsensowne - Nezumi wyciągnął z kieszeni białą myszkę. Była wielkości kciuka. Oczy Inukashi znowu błysnęły.
 - To robot? Mniejszy niż ten, którego dałeś mi ostatnio.
Ściągnąwszy rękawiczki, Nezumi delikatnie nacisnął głowę myszy. Ta otworzyła się, rzucając przed siebie żółtą wiązkę światła.
 - Co to?
 - Hologram. Mechanizm w tej myszy używa światła do odtwarzania trójwymiarowych obrazów.
 - Wiem, co to jest hologram - odezwał się z irytacją Inukashi. - Co prawda na własne oczy widzę go pierwszy raz - dodał. - Ale pytam, co tu jest pokazane. Co to w ogóle? Plan?
 - Mapa jednego z pięter Zakładu Karnego, ale przestarzała. Sama struktura może i się nie zmieniła, ale system administracyjny pewnie jest bardziej zaawansowany.
Inukashi spojrzał na niego, jakby chciał powiedzieć: ,,Czy ty robisz sobie ze mnie jaja?''
 - Nie ma mowy. Nieważne jakich informacji potrzebujesz, w życiu ich ci nie zdobędę.
 - Dlaczego?
 - Dlaczego? Nie zadawaj głupich pytań. Czy ty wiesz, co to za miejsce? Jasne, że nie wiesz - powiedział. - Ja też nie wiem. Nikt nie wie, bo nie ma nawet jednej osoby, która by wróciła stamtąd żywa. Choć właściwie to nawet zwłoki się stamtąd nie wydostają. Kiedy raz przekroczy się te specjalne bramy, znika się. Po prostu rozpływasz się w powietrzu. To takie miejsce, co nie? Tak mówią plotki.
Inukashi przełknął ślinę i zatrząsł się. Nezumi zaś powtórzył jego słowa beznamiętnie.
 - Plotki?
 - Plotki mówią... - zawahał się Inukashi - ...że jest wielki piec w piwnicy i wszystkich więźniów tam wrzucają. Palą ich jak śmieci. A popioły rozsypują na farmach w Południowym Bloku, zamiast wywalać. Podobno to dobre dla gleby... Patrz, o tutaj.
Inukashi wskazał większą część najniższego poziomu mapy, prawdopodobnie piwnicę, na diagramie, latającym nad stołem i jeszcze raz się zatrząsł. Była tam pusta, biała przestrzeń, niczym nie zapisana. Ta dziwnie nietknięta część pozostawiała za sobą strach.
 - Tam nie ma żadnego pieca - wymamrotał Nezumi.
 - Skąd ta pewność? - zapytał oskarżycielsko Inukashi. - Widziałeś to? Jak możesz to stwierdzić, skoro nawet nie...
Inukashi przerwał wpół zdania, by zorientować się po chwili, że wgapia się w Nezumiego.
 - Ty wiesz...?
Nie było odpowiedzi.
 - Ty wiesz, jak jest w Zakładzie Karnym? Kiedy... - Dłoń Inukashi przebiła światło i zacisnęła się w pięść. Obraz zadrżał i wydął się na boki.
 - Kiedy to zdobyłeś? - dopytywał. - To wewnętrzne dane.
 - Inukashi, nie płacę ci złotem, żeby odpowiadać na twoje pytania. Chcę wszystko, co zdołasz znaleźć. Odszukaj jakiekolwiek najnowsze dane o Zakładzie Karnym i dodaj do tych. Zwłaszcza gdybym mógł być wybredny, chciałbym informacje o systemach operacyjnych i bezpieczeństwa.
- Głupi jesteś, czy co? Systemy operacyjne? Tylko ludzie na najwyższych stanowiskach mają do nich dostęp, to ściśle tajne. Nie mam dość szczęścia, żeby choćby się z nimi zetknąć.
 - Dlatego nie jestem wybredny. Zbierz cokolwiek, dasz radę. Każda informacja dotycząca Zakładu się przyda i chcę je jak najszybciej. Zostawiam cię z tym.
Nezumi wyłączył przełącznik i rzucił myszkę Inukashi. Ten zaś odsunął od niej nos, jakby to były gnijące zwłoki.
 - Mam użyć tej myszy, którą dałeś mi ostatnim razem? - zapytał.
 - Nie, to nie przejdzie. Zakład Karny jest pełen czujników. Żaden robot, nieważne jak mały,  nie prześlizgnie się, jeśli złapią go bez rejestracji.
 - To użyj prawdziwej myszy - kontynuował Inukashi. - Łatwiej wejdą do środka niż psy. Małe żyjątka nie powinny być problemem dla czujników, prawda?
 - Nie tak szybko. Zapomnij o myszach, nawet mucha czy karaluch się nie prześlizgnie. Lasery spalą je na popiół. Chociaż nie, nawet popiół nie zostanie. Tak więc mucha się nie przedrze. To tyle.
 - To co mam zrobić? - zapytał ze złością Inukashi. - Jak mam się wślizgnąć i zebrać informacje z miejsca, którym rządzą komputery?
 - Nie musisz tam wchodzić. Masz rację, większość Zakładu łączy jedna sieć. Ale jest pełno oddziałów, w których pracują ludzie. A informacje zazwyczaj przekazuje się właśnie drogą ustną. Jeśli jest coś, czego komputery nie mogą kontrolować, to jest tym ludzki język.
Inukashi wzruszył ramionami. Zaczynał już powoli pojmować, co Nezumi miał na myśli, jednak nadal szło mu to dość opornie.
 - Oczywiście - zgodził się. - Potrzebujesz przecież ludzi do operowania komputerami i robotami, no a urzędasy z Ministerstwa wchodzą tam i wychodzą. I nie możemy zapomnieć o więźniach, oni też są ludźmi, co nie? Ale nie licząc ich, jedynymi ludźmi, którzy mogą wejść i wyjść  z Zakładu Karnego są ci z No.6. Więc potrzebujesz karty, żeby przejść przez te specjalne bramy. Nie da się podrobić tej karty. Co oznacza, że nikt, za wyjątkiem więźniów, pochodzący z Zachodniego Bloku, nie może tam wejść. Nie żeby w ogóle ktoś chciał. Więc... - mówił dość szybko. - Cóż, jeśli się nad tym zastanowić, to niemożliwe, żeby dogadać się z ludźmi z Zakładu Karnego, bo to ludzie z No.6, a to nam kontakt z nimi uniemożliwia, prawda? Powinieneś to wiedzieć lepiej niż ktokolwiek inny. Ci ludzie żyją w kompletnie innym świecie niż my. Po prostu innym.
 - Inukashi.
 - Co?
 - Coś gadatliwy dzisiaj jesteś.
Inukashi spuścił wzrok. Wiedział, że to oznacza przegraną, ale nie miał siły patrzeć w tą gapiącą się na niego parę szarych oczu. Wiedział już, kto wygrał, a kto powinien przegrać.
Nezumi wstał i przysunął się bliżej do stojącego na podłodze Inukashi. Zaczął szeptać  głosem lekko ochrypłym i niskim, a jednak zmysłowym - kobiecym głosem.
 - Zawsze taki jesteś, kiedy masz coś do ukrycia, nagle robisz się bardziej elokwentny. A wtedy dochodzi do mnie prawda, leżąca w twoim sercu: pod twoim długim, jak welon ślubny, językiem skulił się maleńki sekrecik.
Opuszki jego palców delikatnie pogładziły podbródek Inukashi, przejechały po jego szczęce i lekko uszczypnęły ucho. Inukashi poczuł dreszcz. Po krótkim momencie ekstazy przyszła pora na mały, ostry ból. Jego ucho mocno szarpnięto.
 - Ała! - zawołał z oburzeniem. - Za co to, do cholery, było?
 - Nie próbuj mnie nie doceniać, Inukashi.
 - O czym ty mówisz? Ja nie...
 - Nie graj mi tu debila. Wiem do czego używasz psów. Dlatego tu przyszedłem.
Inukashi cmoknął głośno i niezbyt delikatnie odepchnął rękę Nezumiego. Ten zaś zachichotał.
 - Używasz swoich kundli do szmuglu, co nie? Transportowałeś resztki jedzenia i ubrania z Zakładu Karnego do Zachodniego Bloku. Tak od czterech lat.
 - Tak - odpowiedział wyzywająco Inukashi. - I co? Przewóz towaru to też część mojego biznesu. A szczur, jak ty, nie powinien mówić mi co mam robić.
 - W Zakładzie Karnym przechowuje się pełno rzeczy - kontynuował Nezumi. - Oni wszystko trzymają w tym budynku. Mówiłeś, że nawet zwłok nie wywiozą. Masz rację. Nawet zwłoki tam przetrzymują. A to oznacza, że nie powinno być nawet odrobinki kurzu, która by się stamtąd wydostała, a co dopiero resztki jedzenia. Z tego samego Zakładu Karnego ty dostajesz co jakiś czas ładunki nadwyżek żywności i sprzedajesz je na targ w Zachodnim Bloku. Nieźle na tym zarabiasz, co nie? Może nawet więcej niż na prowadzeniu hotelu?
 - Nie podoba ci się, że dorabiam sobie na boku? - powiedział zjadliwie Inukashi. - Żartujesz sobie ze mnie. Kiedy zostałeś lokajem Ministerstwa, co, Nezumi?
 - Maszyny nie pozwalają obcym ludziom dorabiać sobie na boku. Raz zaprogramowanych zasad nigdy nie będą w stanie złamać. Jeśli ktokolwiek łamie reguły, są to ludzie. Któryś z pracowników Zakładu Karnego dostarcza ci resztki jedzenia, prawda? Nie, nie tylko to. Pewnie racje więźniów i ich rzeczy osobiste też dostajesz. W każdym razie, faktem jest, że masz wtykę w Zakładzie. Przyciśnij go. Wyciągnij od niego informacje.
Inukashi pokręcił głową. Stojący przed nim młodzieniec próbował wciągnąć go w jeszcze większe kłopoty, niż na początku przypuszczał. Poczuł na skórze zimny pot.
 - To niemożliwe - mruknął. - Kolesie, z którymi mam do czynienia to najniżsi z najniższych. Oni jedynie sprzątają razem z robotami. Nie ma opcji, żeby posiadali jakieś przydatne informacje.
 - O to właśnie masz ich pytać. Ci z góry największą uwagę zwracają na tych, którzy wiedzą najwięcej i nie pozwolą im nic powiedzieć. Ale na niższych pracowników nie zwracają uwagi. Skoro mówisz, że zajmują się sprzątaniem, pewnie są obeznani z całym Zakładem. Kto wie, może mają więcej informacji, niż ci się wydaje. Ty masz jedynie powęszyć. Twój nos jest tak dobry jak psi, co nie?
Inukashi westchnął i wydał ostatni akt odwetu.
 - Potrzebuję pieniędzy. Żeby cokolwiek od nich wyciągnąć, muszę im zapłacić. Dwie sztuki złota nie wystarczą.
Nezumi kiwnął głową i podał mu małą, skórzaną sakiewkę. Była pełna złotych monet.
 - Na razie mam tylko tyle - Nezumi przykucnął nagle i spojrzał z dołu w oczy Inukashi.
 - Inukashi, pracuj ze mną. Błagam cię.
,,Błagasz? Nezumi, czy ty mnie błagasz?''
 - Jeśli weźmiesz tę robotę, obiecuję, że zawsze pospieszę do ciebie jeśli zmierzysz się któregoś dnia z nieznośnym cierpieniem. Nieważne gdzie będziesz, moja pieść dotrze do twojej duszy. Przysięgam.
 - Kto uwierzy w obietnicę między psem a szczurem?
Nikt nie mógł tego zagwarantować. Ale... Nezumi dotrzymałby słowa. To uczucie niemal instynktownie ogarnęło duszę Inukashi.
,,Nieważne gdzie czy jak umrę, jeśli będę cierpieć, on zawsze się pojawi i pozwoli mojej duszy spocząć. Może i cholernie trudno go zrozumieć, ale nigdy nie złamie obietnicy.''
Inukashi wierzył głęboko w swój własny instynkt. Wyciągnął dłoń i zacisnął ją wokół skórzanej sakiewki.
 - Dobrze, wezmę tę pracę.
 - Mam u ciebie dług - Nezumi odetchnął krótko i owinął płaszcz z superfibry wokół ramion. Potem przyłożył palec do ust.
 - Nie muszę ci chyba tego mówić, ale...
 - Wiem. Nie pozwolę się temu roznieść. To kardynalna reguła mojej pracy. Zbiorę informacje i się z tobą skontaktuję, zanim ktokolwiek się połapie.
 - Liczę na ciebie.
 - Nezumi, chcę cię o coś zapytać.
 - Co?
 - Po co to robisz?
Cisza. Absolutnie nic nie dawało się odczytać z twarzy Nezumiego. Inukashi polizał dolną wargę i kontynuował.
 - Z taką kasą mógłbyś żyć łatwym życiem przez dłuższą chwilę. Wiem, że jako gwiazda zarabiasz nie mało, ale to i tak bardzo duża suma. Jeśli wykładasz tyle kasy na zaliczkę i mnie oszukujesz...
 - Nie oszukuję cię. Po prostu przyszedłem do ciebie ze zleceniem.
 - Dobra, nieważne. Więc żeby aż do mnie z tym przyjść... Czemu tak bardzo chcesz wciskać nos do Zakładu Karnego? Jaki masz powód?
Nezumi nie odpowiedział. Tylko leciutko się uśmiechnął. Jednak ten uśmiech był sztuczny, sceniczny.
 - Nie musisz chyba wiedzieć wszystkiego, prawda, Inukashi?
 - Cóż, niezupełnie - odparł z rozdrażnieniem. - Ale biorąc pod uwagę moje ryzyko, chyba nie umrzesz, jeśli mi powiesz.
 - Jeśli dowiesz się skąd to ryzyko, może się zrobić jeszcze bardziej ryzykownie.
,,Tsk. Ten koleś co chwila odwraca kota ogonem. Nie mam z nim szans, jeśli chodzi o werbalne argumenty''.
 - Dobra - odezwał się w końcu. - Wystarczy, możesz już sobie iść - Inukashi wskazując gestem na wyjście, zetknął się tym samym z bańką mydlaną. Pewna twarz przemknęła mu przez myśl. Twarz kogoś, kto mył właśnie psy, cały w mydlinach. Nonszalanckie pytanie cisnęło mu się na usta.
 - Nezumi, to nie ma nic wspólnego z Shionem, prawda?
Przez ułamek sekundy coś zachwiało się w szarych oczach. Inukashi nie przegapił tego wahania. Końcówka jego nosa się poruszyła. Poczuł coś.
 - Shion? - Nezumi lekko uniósł ramiona. - Od kiedy to ma mieć z nim coś wspólnego? On nic do tego nie ma.
 - Przed sekundą powiedziałeś, żebym nikomu o tym nie mówił. Shiona też miałeś na myśli?
 - Naturalnie. Nie ma potrzeby mieszania w to ludzi, którzy nie mają z tym nic wspólnego.
 - Jeju, jeju, i ty nie jesteś miły? - zadrwił Inukashi. - Kto wie, ile niebezpiecznych zleceń już mi powierzyłeś, ale kiedy przychodzi do Shiona, o nie, nie mogę go w to wciągać. Hah, rozumiem. Chyba robisz się milszy dla ludzi, jeśli pomieszkasz z nimi dostatecznie długo. Ten białogłowy, dziwny chłopiec jest dla ciebie aż tak ważny?
Nezumi rozpłynął się przed jego oczami. Zanim zdążył wydać jakikolwiek dźwięk, ciało Inukashi było przyciśnięte do ściany, a wokół gardła zaciskało się pięć palców.
 - Wystarczy tego mądrzenia się - syknął Nezumi. - Chyba, że nie chcesz już być w stanie mówić.
 - Zobaczymy czy spróbujesz - odparł Inukashi. - Oni cię nie wypuszczą.
Kilka psów, leżących wcześniej na podłodze, podbiegło do ich stóp i warcząc otoczyło Nezumiego. Gdy tylko jeden z nich obnażył zęby, z kąta wybiegł maleńki cień.
Rozbrzmiał jęk.
Wielki pies, który pokazał kły, wzniósł głos z bólem. Mała myszka siedziała na jego szyi. Pies zachwiał się, trzepiąc głową na wszystkie strony i szybko upadł na przednie łapy. Dostał konwulsji. Inne psy odsunęły się przerażone. Inukashi odwrócił się bokiem do Nezumiego i krzyknął tak samo jak wcześniej pies.
 - Mój pies! Mój pies! - uniósł jego cielsko w rękach. Zimny głos spłynął na niego jak prysznic.
 - Jeśli nie chcesz skończyć jak on, lepiej ucisz resztę psów.
 - Nezumi, ty pieprzony...
Pisk, pisk.
Delikatny płacz myszki. Inukashi uniósł twarz, a oddech zamarł mu w gardle. Przykuty do miejsca, rozejrzał się po pokoju. Z szafek, spod stołu, z cieni na podłodze, z przeróżnych miejsc w pokoju wylazły niezliczone szare myszy. Wszystkie patrzyły na niego swoimi zamglonymi, czerwonymi oczami.
 - Spokój - rozkazał głośno Inukashi. Psy wykonały polecenie. Wróciły na miejsca i położyły się na brzuchach.
 - Nie jest martwy - powiedział Nezumi. - Tylko lekko sparaliżowany. Daj mu dwadzieścia, trzydzieści minut a wróci do siebie. Oddycha przecież, prawda?
Tak jak powiedział Nezumi. Pies oddychał nieregularnie, ale nieprzerwanie. Próbował wstać, ale wyglądało na to, że nie ma siły. Wydał żałosny jęk.
 - Zapłacisz za zrobienie tego mojemu psu - gdy tylko Inukashi zwinął dłoń w pięść, drzwi otworzyły się z hukiem. Do środka wparował Shion.
 - Nezumi, co ty tu robisz?
 - A ty? Nie powinieneś ot tak zostawiać swojego stanowiska pracy, za to się wylatuje.
 - Cóż, słyszałem wycie i krzyk Inukashi. Pomyślałem, że coś się stało... Inukashi, co jest temu psu?
 - Jest tylko sparaliżowany - odpowiedział za niego Nezumi. Brązowa myszka wystawiła główkę nad jego ramieniem. Zeskoczyła na podłogę i wspięła się na Shiona.
 - O, Hamlet, ty też przyszedłeś? - odezwał się do niej.
 - Hamlet? O czym ty mówisz?
 - Tak ma na imię. Lubi jak mu się czyta Hamleta na głos.
Twarz Nezumiego się skrzywiła.
 - Nie nazywaj myszy bez pozwolenia.
 - Cóż, sam i tak byś ich nie nazwał - odpowiedział niezrażony Shion. - Chyba nawet je lubi. Prawda, Hamlet?
Myszka pokiwała główką w górę i w dół.
 - Śmieszne - splunął Nezumi. - Więc skoro to jest Hamlet, jak nazywa się ten drugi? Otello? Makbet?
 - Cravat.
 - Cravat? Było takie imię w Szekspirze?
 - Tak się nazywa rodzaj smażonych pasztecików. Kolor jego futerka mi je przypomina. I ma krawacik pod bródką. Za to pasztecik ma w środku farsz, więc żeby go usmażyć, trzeba złożyć go właśnie w kształt krawatu.
 - Rozumiem, starczy tego - przerwał Nezumi. - Śnij sobie dzisiaj o obżeraniu się tymi cravatami, czy czymkolwiek sobie chcesz. Ja wracam do domu. Głowa mnie boli od użerania się z tobą.
 - Jesteś pewien, że to nie ma nic wspólnego z twoimi nerwami? Zawsze łatwo się denerwujesz. Może jesteś zmęczony.
 - A czyja to wina, że jestem zły?! Poza tym ty...
Poczuwszy zdezorientowany wzrok Inukashi na swoich plecach, Nezumi zamknął usta. Owinął z powrotem płaszcz wokół ramion i wyszedł bez słowa. Hamlet otarł się o policzek Shiona i pisnął jeszcze raz zanim pobiegł za swoim panem.
Szare myszy, rozsiane wcześniej po całym pokoju, tajemniczo zniknęły. Inukashi wypuścił długi oddech i padł na podłogę. Pies w jego rękach jęknął nisko. Shion przykucnął na jedno kolano i zaczął dokładnie oglądać psa.
 - Jest chyba sparaliżowany jakimś narkotykiem. Choć jego serce bije normalnie i nie wymiotuje. Sądzę, że nic mu nie będzie.
 - Naprawdę? Nie umrze?
 - Będzie dobrze. Jest tylko lekko sparaliżowany. Powinniśmy dać mu do picia trochę czystej wody. Pójdę przynieść - Shion wykorzystał wiadro, którego wcześniej używał do napełniania beczki. Napełnił je wodą, po czym podał psu. Ten, wyniesiony już na zewnątrz, szybko wypił całą jego zawartość.
 - Widzisz, wygląda na to, że odrętwienie już prawie całkiem zniknęło. Ale ten pies... Jak go sparaliżowało?
 - Nezumi to zrobił.
 - Nezumi? Psu? Nie ma mowy.
 - Jest - odpowiedział ze złością Inukashi. - Zrobił to. Ta szuja sparaliżowała mojego psa. Nie wahałby się do takiego posunięcia. Jest bezlitosny, przebiegły i okrutny. Uważałbym na twoim miejscu. Jeśli dasz się wykiwać tej jego ładnej twarzyczce i zaczniesz myśleć, że będzie miły, jak twoja mamusia, czeka cię niemiła niespodzianka.
 - Moją matką to go raczej nie nazwę, ale jest miły.
Inukashi zrobił palcem kółko w powietrzu tuż przed twarzą Shiona.
 - Debil. Właśnie to mam na myśli mówiąc, że cię oszukał. Jesteś zbyt naiwny, żeby zauważyć, jaki jest bez serca.
 - Nezumi nie jest bez serca. Uratował mi życie więcej niż raz. Gdyby nie on, nie wydaje mi się żebym był w stanie przetrwać.
 - Nezumi pomógł obcemu? Nie biorąc niczego w zamian?
 - Bezinteresownie. Przeciwnie... - zaczął Shion. - Chyba sam robi sobie problemy. Może to dziwnie zabrzmieć z moich ust, ale wydaje mi się, że jestem dla niego ciężarem. Mimo wszystko, nie wiem niczego o życiu w tym miejscu.
Inukashi wydął usta. Wpatrywał się w profil Shiona, gdy ten mył kolejnego psa. W tym miejscu, każdy miły dla wszystkich naiwniak, jak on, był jedynie przeszkodą. Przeszkoda zaś często stawała się kajdanami, krępującymi ręce i nogi.
A mimo to Nezumi mieszkał z tym dziwacznym ciężarem, nie szukając niczego w zamian. Nie wyrzucał Shiona ze swojego gniazdka, przeciwnie, usidlał go w nim.
Dlaczego?

 - Hej, Shion.
 - Hm?
 - Wy dwaj zawsze rozmawiacie ze sobą w ten sposób?
 - Eh? Tak, chyba tak. A co?
 - Bo go nie poznaję. Nie jest typem człowieka, który wprost okazuje swoje emocje.
Shion przewrócił głowę na bok, jakby chciał powiedzieć: ,,Naprawdę?''. Pies polizał tył jego dłoni. W ten sposób okazywał swoją wdzięczność za wyleczenie.
Inukashi pociągnął nosem z uśmiechem. Był na tropie.
Shion i ta robota z Zakładem Karnym były jakoś połączone. Dla tego dzieciaka Nezumi był w stanie wejść na niebezpieczne terytorium.
Inukashi nie miał na to co prawda dowodów. Nie było pewności, ani żadnej jasnej przyczyny, dla której Nezumi mógłby to zrobić. Ale odnalazł już słabość Nezumiego, a to najważniejsze. Jego nos nigdy nie kłamał.
,,Nezumi, więc ten śmieszny dziwak jest twoją słabością, twoją piętą Achillesową, co? Heh, czyli zrobi się interesująco. Sam to powiedziałeś. Pozwól komukolwiek zobaczyć swoją słabość, a zginiesz. Masz cholerną rację. A teraz ja mam w rękach twoje życie. Upewnię się, że z nawiązką zapłacisz za wszystko, co mi zrobiłeś. Możesz być tego pewien''.
 - Mogę się mylić, ale... - do jego uszu dotarł głos Shiona. Głaskał psa u swoich stóp, merdającego energicznie ogonem, zupełnie już wolnego od paraliżu.
 - Eh? Coś mówiłeś?
 - Ten pies... Nie jest przypadkiem jakimś twoim krewnym?
 - Och... - urwał Inukashi. - Tak, jest. To ostatnie dziecko mamy. Miała go, a krótko potem ją zatłukli - nastąpiła krótka przerwa zanim dokończył. - Skąd wiesz?
 - Miałem przeczucie - odpowiedział. - Jest naprawdę inteligentny i ma oczy pełne współczucia. Jakoś tak przypomina mi to, co mówiłeś o swojej matce, więc zastanawiałem się czy mam rację.
Dłoń Shiona przejechała po szyi zwierzęcia. Pies patrząc na wpół otwartymi oczami, westchnął cicho. Trudno było sobie wyobrazić, że jakiś czas temu wystawił kły na Nezumiego,
 - Shion, nie śmiałeś się.
 - Eh? Z czego?
 - Z mojej mamy. Zazwyczaj kiedy mówię ludziom, że moja mama była psem, śmieją się, żartują sobie, albo traktują mnie jak świra. Ale ty... Ty powiedziałeś, że moja mama była miła i kochająca. Jesteś jedynym, który wysłuchał mnie bez wyśmiewania mamy, nie licząc...
Inukashi przerwał i przełknął swoje słowa. Dopiero to zauważył. Nagle ogarnęła do ogromna fala gniewu, próbująca go udusić.
Shion zaś, wciąż na kolanie, spoglądał na niego ze zdezorientowaną miną. Inukashi oblizał suche usta i powoli uformował resztę zdania, jakby pociągając za nitkę ze swoich wspomnień.
 - Jesteś jedynym, nie licząc Nezumiego.

==Koniec rozdziału 1==
Wykorzystano fragment Makbeta Williama Shakespeara zaczerpnięty z "wikiźródła".

((W tym tygodniu uraczę was jedynie anegdotką z momentu tłumaczenia kolejnego rozdziału. W sumie dwoma. No więc tłumaczę sobie fragment ze śmiercią kolejnej ofiary. Narrator opowiada jak to ją szyja rozbolała. Umarła. Spoko. Kilka sekund później czuję ból w szyi. I ta myśl: ,,JEZU CHRYSTE, UMIERAM, ONA ZE MNIE WYJDZIE ;-;'' xD Potem dalej sobie tłumaczę, siedzę w salonie, bo tylko tam mam teraz internet, siedzę, mama nachyla się obok mnie i patrzy. Patrzy. I po chwili woła: ,,Mirek, zobacz jak ona szybko te zdania pisze'' ;-;. A ja jedynie pytam w myślach: ,,KOBIETO, ZA CO TY MI TO ROBISZ?!''. Po raz pierwszy dziękowałam pani Asano, że Karan ma swój rozdział. Gdyby to był ten o tutaj u góry, a zwłaszcza ten fragment w którym Nezumi maca Inu, zostałabym zabita :) ))